• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[16.08 Jonathan & Anthony] Za taka rozmową tęskniłem lata...

[16.08 Jonathan & Anthony] Za taka rozmową tęskniłem lata...
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
24.07.2024, 13:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.11.2024, 03:28 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
Rozliczono - Jonathan Selwyn - osiągnięcie Piszę, więc jestem

—16/08/1972—
Anglia, Little Hangleton
Jonathan Selwyn & Anthony Shafiq
[Obrazek: Q288wnf.png]

Mów do mnie jeszcze...
Za taka rozmową
tęskniłem lata...

Mów do mnie jeszcze
Ludzie nas nie słyszą,
słowa twe dziwnie poją i kołyszą



Jak na osobę, która dość otwarcie gardziła Hogwartem i tym co zamek miał do zaoferowania, w swojej posiadłości Anthony zawarł całkiem sporo detali odtworzonych jeden do jednego z okresu szkolnego. Klepsydry i śpiący smok to jedno, ale ukoronowaniem jego starań była Łazienka Prefektów składająca się głównie z obszernego basenu otoczonego mrowiem wymyślnych kraników spełniających przeróżne zachcianki dotyczące zapachów, baniek i innych kąpielowych ozdóbek. Piękne witraże zdobiły ściany tego podziemnego pomieszczenia, udając, że wcale nie są pod, a nad poziomem gleby. Białe ręczniki, odosobnione toaletki... wszystko zaopiekowane w detalu, który dla wielu mógłby być przerostem formy nad treścią – w końcu wstęp do tego pomieszczenia miały raptem cztery osoby.

Elitarny klub spotykał się w różnych konfiguracjach, ale podobnie jak drzwi posiadłości, tak i drzwi podziemi był dostępny dla wszystkich Czterech Jeźdźców, kiedy tylko mieli na to ochotę. Jednym z języków miłości Anthony'ego bowiem były podarki, a nic nie było lepszym podarkiem, niż mała sentymentalna podróż i dostęp do czegoś, co z racji wieku nie powinno być już im udostępniane. Nie trzeba było Szkocji, by się rozluźnić, by wsłuchać w szum bicza wodnego, odetchnąć głęboko eterycznymi olejkami rozluźniającymi wszelkie napięcia duszy.

List Jonathana pokrył się w czasie z jego powrotem z małej wyprawy, którą odbył z Morpheusem. Wyprawy obfitującej w wieści, których wolałby nigdy nie usłyszeć, ale stało się. W jego ściśle chronionym umyśle zasiany został zupełnie nowy lęk, ale też wyzwanie, jakie rzucił mu los ustami jego anam cary. Po początkowym rozedrganiu Shafiq postanowił przejść do ofensywy, a jego nieszczęsny zastępca nie mógł wiedzieć, że znajduje się na liście podejrzanych jako jeden z pierwszych, a przez wzgląd na ich wieloletnią przyjaźń, jako pierwszy do potencjalnego przesłuchania na nowe okoliczności.

Wszystko jednak musiało być powolnie rozegraną partią. Jak za starych dobrych czasów... Jaki cel miał w tej całej rozmowie, ponad oczywiste wysłuchanie zmartwień przyjaciela? Czy jeszcze pamiętał gdzie metaforycznie dotknąć Jonathana, aby język mu się rozwiązał?

Leżał wygodnie rozłożony na profilowanym spadzie, woda sięgała mu aż piersi, głowę miał swobodnie ułożoną na mozaikowej krzywiźnie. Źródłem światła było kilka świec i migoczące światła podświetlonych barwnych okien, które odbijały się nieregularnie na pianie pokrywającej wodę basenu. Obok stał pusty już kieliszek białego wina, inicjująca spotkanie butelka czekała w połowie jeszcze pełna, na drugą kolejkę. Anthony do tej pory nie dotknął żadnego z tematów zainicjowanych w korespondencji, skupiając się na ich komforcie tego wieczoru. Odwrócenie uwagi, słodka dywersja.

– Pomyślałem, czy nie miałbyś przeciwko, dawno tego nie robiłem, ale w taki wieczór... Dla Twojego komfortu i pewności, że cokolwiek mi powiesz nic między nami nie zmieni, pomyślałem, że może odpuszczę na ten najbliższy czas barierę. Tak jakbyś potrzebował dla własnej spokojności, rzucić okiem na nić czy aurę – zaproponował łagodnie, otwierając ich partie przesunięciem piona o dwa pola do przodu.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#2
24.07.2024, 19:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.07.2024, 19:39 przez Jonathan Selwyn.)  
Po rozmowie z Morpheusem, Anthony był następny w kolejce. Głównie dlatego, że dalej nie do końca wiedział, czy powinien przejmować się pocałunkiem pomiędzy nim, a Lottie, czy też spróbować o nim zapomnieć. Prawdę mówiąc liczył, że Anthony da mu nieco więcej czasu i nie będą musieli spotykać się tak szybko. Mylił się. Może jednak tak było lepiej? Cios za ciosem, prawda? Po co czekać, by przyznać się przyjacielowi do głupstw, które się zrobiło, gdy można było stracić jego szacunek od razu? Tylko, od których rzeczy w ogóle zacząć?
Najwyraźniej od wina i przyjemnych rozmów o wszystkim i o niczym, bo to właśnie robili, zanurzeni w pachnącej truskawkami pianie, a Jonathan… Jonathan jak gdyby nigdy nic podjął tę grę, udając że wszystko było w porządku, a on wcale nie martwił się tym, co miał zamiar dzisiaj mu powiedzieć. Paradoksalnie nie martwił się nawet na samą reakcję Anthony'ego na wampirzego kochanka. To była sprawa drugorzędna. Nie wiedział jednak, jak spojrzy Shafiqowi w oczy jeśli ten zapyta się czemu nie powiedział im o tym wszystkim wcześniej. Kochał każdego z tej trójki, równie mocno i szalenie zależało mu na tej przyjaźni, ale była jednak pewna różnica pomiędzy zirytowaniem swoimi słowami Lottie, zaskoczeniem nimi Morpheusa, a zasmuceniem Anthony’ego, co obecnie jawiło mu się jako najgorszy z możliwych scenariuszy. Wkurzony Shafiq? Poradzi sobie. Smutny Shafiq? Tutaj wszystko byłoby znacznie cięższe.
Na jego słowa zaskoczony uniósł wzrok znad wody i przyjrzał się wpatrującemu się w niego Anthony'emu, nieco podejrzliwie. Zakładał, że będzie aż tak źle? A może zdołał się już o wszystkim dowiedzieć?
Pomyślałem, czy nie miałbyś przeciwko.
Powiedział, jakby to Jonathan miał czuć dyskomfort wobec odczytywania jego aury. Tak, Shafiq zdecydowanie starał się mu ułatwić tę całą sytuację, co chyba było jeszcze gorsze.
– Anthony – westchnął cicho, wpatrując się na chwilę w jedną z oświetlających pomieszczenie świec. Niby było, jak w Hogwarcie, ale niestety nie do końca. Nie tęsknił za czasami szkolnymi, a jednak… Wtedy wydawało mu się, jakby dopiero rozpoczynał swoją partię szachów z życiem. Plansza była czysta, a lśniące, dopiero co wypolerowane figury, stały gotowe do gry. Teraz, chociaż wciąż trwał w tej pierwszej połowie rozgrywki, miał wrażenie, że ktoś pozamieniał ze sobą wszystkie pola, wrzucił na planszę elementy, które nigdy nie miało na niej być, pionki się rozmnożyły, a zasady zostały już dawno zostały zmienione na takie, których nie rozumiał nikt. – To twoja decyzja i twój komfort przyjacielu. Nie moja, ale… – Zawahał się i wymusił na sobie nieco przebiegły uśmiech. – Na pewno pomogłoby mi gdybyś ty też podzielić się pewnymi sekretami mój drogi.
Zgrywał się. To znaczy, oczywiście, że szalenie chciał wiedzieć kim był nowy wybranek Anthony'ego, kto skradł mu serce, czy na niego zasługiwał, ale swoją propozycją i to wypowiedzianą w taki sposób próbował głównie podkreślić, że nic aż takiego się nie działo. Narzucić na siebie maskę przyjacielskiej złośliwości, by Shafiq nie zajrzał pod nią.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
25.07.2024, 12:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.08.2024, 11:18 przez Anthony Shafiq.)  
Imię wypowiedziane tak miękko, tembr głosu, który wybaczał i usprawiedliwiał wszystkie nieobecności w biurze. Lojalność i opiekuńcza troska, którą Anthony od przekroczenia progu Hogwartu tak bardzo gardził, że gdy doświadczył tej niewinnej atencji na własnej skórze, uzależnił się od jej posmaku na ustach. Mógł kpić z Jonathana, mógł punktować w myślach wszystkie jego niedostatki, słabości, głupotki wychodzące czasami z jego ust, czasami pchające ręce do irracjonalnych działań jak kupno śmieciowej książki czy wyjście do mugolskiego lunaparku. Mógł przekonywać sam siebie, że ten układ jest bardzo jednostronny i samolubny, że wykorzystuje naiwność Selwyna, wysługując się jego auro i nicio widzeniem, wysługując się nim w codziennym życiu. Mógł wmawiać sobie, że w przeciwieństwie do duchowej, wręcz metafizycznej intensywności wymiany myśli i energii z Morpheusem, czy też głębokiego szacunku i niesłabnącej inspiracji, którą wyciągał z majestatycznej przebojowości Charlotty... w przeciwieństwie do tych dwóch nici, mógł odbierać nić łączącą go z Jonathanem jako stricte biznesową, z przyjaźnią wyszytą na chustce, którą trzeba było od czasu do czasu wytrzeć sobie usta. Zwłaszcza po latach, gdy przeszła fascynacja jego fizycznością, pozostała tylko pielęgnowana chłodna kalkulacja wygodnego układu.

To wszystko były kłamstwa. Lśniąca struna płynąca od Anthony'ego niosła ze sobą głęboki, lśniący wspólnymi latami szmaragd zaufania i pewności, którą pokładał w silnych dłoniach Jonathana, zaś migotliwe drobinki, przywodzące trochę na myśl srebrzystą mikę atramentu, którego używał w swojej korespondencji, mieniły się diamentowym różem rodziny, którą posiadało się z wyboru, a nie przez więzy krwi. Z kolei aura Anthony'ego pozostawała wciąż intensywnie lazurowa, wskazując na prawdę o materii z której była utkana jego dusza, w duchowym i emocjonalnym rozwoju, o srebrzystych poblaskach dążenia do perfekcji w celach, które się obrało. I tylko przy bliższym przyjrzeniu się, w tych falach, w barwach witraży, tuż przy skórze widać było tlące się pomarańczem szczęście, które niespiesznie, acz stabilnie zyskiwało na sile.

– Jonathan, przy Tobie niemal zawsze czuję się komfortowo. Kilka niechlubych momentów, jak... dajmy na to... wyciągnięcie mnie na środek jarmarcznej zabawy i zaryzykowanie uczynienia ze mnie pośmiewiska, nie powinno się kłaść cieniem na latach naszej przyjaźni, czyż nie? – Anthony mógł odrzucić barierę, będąc samoświadomym wobec tego kim był i co czuł względem przyjaciela. Przed laty uczył się oklumencji zapamiętale, by ten nie mógł dostrzec kłębiących się w nastoletnim sercu uczuć. Ale teraz? Nie musiał obawiać się sabotażu własnej natury.

Mimo wszystko, zaczepka rozbawiła go. Podniósł się z wygodnej pozycji i sięgnął wina, by opróżnić butelkę nieelegancko nalewając więcej trunku niż sugerowałyby to zasady. Kolejna czekała niedaleko, w pogotowiu. Czy słusznym byłoby zagrać teraz kartą własnej relacji, by zmiękczyć obronne mury Selwynowej twierdzy? Cóż, cel uświęcał środki, a on był pewien, że i tak w najbliższym czasie zwierzyłby się Jonathanowi z tożsamości tego, przez którego cierpiał miesiąc temu. Z którego powodu uśmiechał się dziś.

– Pewnymi? Oboje wiemy o jakie konkretne sekrety chcesz mnie spytać i zdecydowanie nie jest to imię najnowszej kochanki francuskiego ambasadora – parsknął, przysuwając się niespiesznie ku towarzyszowi, aby wręczyć mu w dłoń wino. Na serdecznym palcu lewej dłoni mignął przed nosem Selwyna nowy sygnet przyjaciela, niezdjęty do kąpieli, niepasujący do Anthony'ego chociażby przez sam fakt stalowego kruszcu z którego był wykonany. Brak kamienia, celtycki symbol ochronny. A przecież staliśmy we trójkę obok siebie... Czyżby zmysł obserwacji przytępił się Jonathanowi. To zmartwienia z których chciał się zwierzyć, czy może już wiek...?

– W przyszłym tygodniu idziemy na pierwszą, oficjalną randkę. – Słowo ściekło z ust Anthony'ego z niesmakiem, w pogardzie dla swojej trywialności, ale szybko zostało przepłukane winem i mężczyzna podjął dalej. – Data ustalona spontanicznie, nie przeze mnie, gdyż mój słodki Helios oznajmił, że - wyobraź sobie - nie ma dla mnie wcześniej czasu. Myślisz, że próbował tak zgrywać niedostępnego? – zamyślił się na moment przygryzając wargę na wspomnienie tamtej rozmowy, wzrokiem mimowolnie uciekając do sufitu w kierunku własnej sypialni, dwie kondygnacje wyżej. A potem westchnął, ujmując w jednym oddechu całą mieszaninę emocji, swoją niepewność zmieszaną z gorejącą nadzieją.

– Nie, to na pewno nie to... Wiesz, myślę, że ma za sobą trudny czas i relacje, którą wciąż musi przepracować w sercu. Tak bardzo chciałbym być... roztropny w tym wszystkim, ale kiedy w końcu pozwolił mi być bliżej siebie, nie mogę nie chcieć się z nim spotykać, nie jestem w stanie oddawać mu przestrzeni, której być może potrzebuje. I tak, od początku sierpnia widujemy się prawie codziennie. – Błogi uśmiech rozlał się na twarzy Anthony'ego, któremu okoliczności sierpniowe odejmowały co najmniej dwadzieścia lat istnienia. Powrócił na swoje miejsce przy brzegu basenu, opierając się o jego brzeg i bezmyślnie odkręcając podłużny kurek wypuszczający na nich chmarę mydlanych baniek.

– Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe, czasem zdaje się być zdystansowany i spięty, dlatego też nie chciałem, wiesz... na urodzinach, mówić o tym. Kiedyś bywały noce, że nie mogliśmy od siebie rąk oderwać, a teraz nawet się nie całowaliśmy, ale... może tak właśnie jest lepiej? Powoli i ostrożnie? – Nie trudno było udawać autentyczność własnych obaw, wrażliwość uczuć, gdy bezwzględnie rozcinał skórę na własnym torsie i wyciągał wszystkie swoje wnętrzności, by pokazać je Jonathanowi. Mały szantaż, podprogowa sugestia wymuszająca wzajemność zwierzeń. I tak by mu powiedział... Może trochę później, może w nieco innych okolicznościach. Nie trudno było udawać, gdy nie było w tym żadnego udawania.

Zamilkł, kołysząc winem, zastanawiając się czy wypowiedziana racjonalizacja mu wystarczy, by zgnieść frustrację wynikającą z niepewności, która towarzyszyła mu przed każdym zamknięciem oczu, kiedy przed snem analizował miniony dzień. Frustracji z braku kontroli, którego szczerze nienawidził. Pokusa, by prosić Jonathana o sprawdzenie łączącej ich nici była ogromna i nagle rozgorzała w nim na nowo. Spojrzał na przyjaciela nie kryjąc przed nim ów niepewności, tak jak nie krył przed nim otaczających go barw.
– Co o tym myślisz? Kiedy można powiedzieć, że ktoś jest razem...?
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#4
29.07.2024, 20:37  ✶  

Gdy przygladał się niciom, zazwyczaj robił to tak, by nikt nie widział na co tak naprawdę patrzył, ale tutaj nawet nie zamierzał udawać. Uśmiechnął się widząc przyjaciela otoczonego lazurową aurą przetykaną srebrem, ale i tak najbardziej skupił się na tlącej się pomarańczowej barwie. A więc naprawdę był szczęśliwy. Dobrze. Bardzo dobrze. Żadnej szarości, czy też czerni, która czasami widywał u bliskich w swoich koszmarach. Przeniósł wzrok na jego nić, jak i tę jego własną o bliźniaczym, szmaragdowym kolorze płynącą ku Shafiqowi niczym finezyjne pociągnięcie pędzla na płotnie, które ktoś postnowił udekorować brokatowymi drobinkami w kolorze różu. Kiedyś, lata lata temu, niektóre z tych drobinek przyjmowały czerwoną barwę, ale teraz wyblakły. Chociaż... Czy wyblakły było, aby na pewno odpowiednim słowem, skoro to co ich teraz łączyło było dla niego silniejsze i bardziej trwałe, niż tamto zauroczenie dwudziestolatka, który nagle zobaczył swojego przyjaciela w zupełnie innym świetle, zrozumiał, że z biurową odpowiedzialnością jest mu szalenie do twarzy i postanowił się zadurzyć?
Posłał mu szeroki uśmiech.
– Mój drogi to było bardzo wykalkulowane ryzyko. I jak widzisz miałem rację – powiedział, kierując swoje spojrzenie w stronę stalowych oczu Shafiqa.
– Obstawiam, że spotyka się obecnie z niejaką Celine, chociaż nie miałem jeszcze okazji tego potwierdzić – rzucił rozbawiony komentarzem o ambasadorze po czym zmarszczył brwi widząc nowy sygnet. Czyżby podarunek od sekretnego amanta? A może obietnica wierności? Nieoficjalne zaręczyny? Aż tak szybko to poszło? Ah, chyba jednak nie skoro jeszcze nie było nawet pierwszej oficjalnej randki.
Podczas tej całej przemowy, ani razu nie dorzucił swoich trzech groszy, słuchając uważnie każdego słowa przyjaciela, który wreszcie postanowił otworzyć się przed nim względem jego Heliosa. Gdy tego chciał naprawdę potrafił być bardzo uważnym słuchaczem, tak jak na codzień świetnie sobie radził w roli uważnego obserwatora.
– Tony... Jeśli mogę być szczery... – Wiedział, że mógł. – Widziałem intensywne nici, pełne miłości osób, które zarzekały się, że to nic oficjalnego, jak i blade nici ludzi chwalących się każdą swoją randką. Nie ma jednej reguły. To nie nasze biuro, by ustalać jakieś standardy, ani teatr by reżyser i didaskalia powiedziały dokladnie, co gdzie i kiedy. – Zamyślił się na chwilę, zanurzając się głębiej w rosnącej pianie. Pomyślał o Mediolanie. Poszedł z Charlotte na randkę dla zabawy, wiedząc, że jedyne co ich łączy to przyjaźń, a jednak teraz zastanawiał się, czy to nie był błąd. Teraz zdecydowanie za często myślał o tamtym pocałunku, a nawet dwóch pocałunkach, chociaż wiedział, że po prostu powinien dać sobie spokój. – Przepraszam cię przyjacielu, nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie wprost, ale widzę, że jesteś szczęśliwy. Myślę jednak, że tak jak ty masz wiele pytań, tak on też może mieć. Stan romantyczno-związkowej konfuzji ma to do siebie, że zazwyczaj chodzi parami. Ale może rzeczywiście... Jeśli to już nie tylko chwilowe spotkania, może rzeczywiściepotrzebuje czasu. Wiesz, pewnie też bym się stresował, gdybym nagle miał przejść z pocałunków bez opamiętania z tobą do poważnego związku.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
02.08.2024, 11:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.08.2024, 11:22 przez Anthony Shafiq.)  
Przygryzł dolną wargę słuchając odpowiedzi przyjaciela. Wykalkulowanym ryzykiem było wykładanie tej karty, bo za bardzo chciał wyłożyć następną i następną i następną... mógłby zdominować rozmowę zupełnie, opowiadać o nim, o nich całą noc, a przecież nie taki był cel, nie to chciał osiągnąć tym spotkaniem, by dawać wybrzmieć wieloletnim tłumionym afektom, zracjonalizowanemu pragnieniu zredukowanemu do przeklętych dwóch spotkań w roku, gdy teraz dwa spotkania w tygodniu to mało. Osoba Jonathana niosła też pokusę, prośbę, która przecież mogła być wypowiedziana, barwa pomagająca poczuciu kontroli, pewności. On mógł przecież zobaczyć prawdę w barwie, a nie tylko słowa, nie mowę ciała. Anthony pokręcił głową, sapiąc gniewnie na siebie i odganiając te myśli.
– Nie, nie będę Cię o to prosił, tak wiem, że nic nie proponowałeś, ale nie będę prosił Cię o to, abyś zobaczył jak wygląda jego nić skierowana w moją stronę. – Odsunął się trochę i upił wina, próbując rozluźnić w ciepłej wodzie, przyjemnej wodzie, przerażającej wodzie.

– Dlatego też nie chciałem, by Morpheus widział moją przyszłość. Wy tak hojnie obdarzeni, świadomi losu i przeznaczenia... We wszystkich tragediach, które czytałem, to się źle kończyło. Sam fakt tego, że droga była obserwowana... to wpływało na jej kształt. Nie wierzę, że to mówię, ale wolę nie wiedzieć. Nie wiedzieć i czekać... – Kieliszek zbyt stał się pusty, ciało przyjemnie reagowało na lekko kwaskowatą słodycz trunku.

– Na pewno zajęłoby Ci krócej to zastanawianie niż sześć lat. No.. dwa lata. Dwa lata minęły odkąd całowaliśmy się ostatni raz. – do głosu zakradła się gorycz, skłamałby mówiąc, że nie tęsknił za jego ustami, za ciepłem rozchodzącym się po całym ciele, nawet jeśli ich ostatni raz był podszyty smutkiem. Anthony nie potrafił wtedy przebić ich rutyny, nie potrafił powiedzieć tych kilku słów, które sprawiłyby, że dwa ziarnka granatu zmieniłyby się w cały owoc. Stalowe oczy uciekły gdzieś w smutku tamtych dni i niezrozumieniu obecnych. – Ale to moja wina. Kiedy to wszystko się zaczęło, byłem przekonany, że on nie chce nic na stałe. Nie chciałem się zbłaźnić próbą, wolałem... wolałem udawać, że szukam tylko przygody. Odskoczni. Że możemy widywać się dla czystej rozrywki, bez większych deklaracji – poczucie winy zadrgało tym nikłym pomarańczowym ogniem, a lazur nabrał ciemniejszej barwy.

– Pod koniec czerwca spróbowałem jakkolwiek odnowić kontakt, wyciągnąć rękę i skończyło się ooo... skończyło się to bardzo źle. Chociaż teraz jak myślę o doborze słów, to może po prostu nie byłem zbyt bezpośredni? Nie wiem... Mam w swojej krwi wszystkie języki świata, ale gdy patrzę w stronę tego wszystkiego, co dusiłem w sobie tyle lat, tak teraz mam wrażenie, że brakuje mi słów aby wyrazić te najprostsze, rudymentalne dla człowieka potrzeby. Nienawidzę nie wiedzieć na czym stoję. Myślę, że u Ciebie z tym całym pocałunkiem z Charlotte jest podobnie. Nie sądzisz, że najprościej byłoby ją zapytać? – roześmiał się serdecznie. – Oczywiście, że nie! To psuje cały taniec! Całą konwencję! To jak mylenie kroków, słów. Sufler szaleje, bo z aktu pierwszego przeskoczyłeś od razu do finału. – Westchnął ciężko, przeczesując wilgotną dłonią włosy. – Jestem w tym beznadziejny. Uwodzić tłumy? Proszę bardzo. Uwieść jednego człowieka, na którym zależy mi najbardziej na świecie? Cały czas nie mogę oprzeć się wrażeniu, że robię z siebie żałosnego błazna – przyznał otwarcie, sięgając po różdżkę i przyzywając do siebie spod ściany kolejną butelkę. To było dziwne, upicie się ani na wesoło, ani na smutno. Okresy przejściowe były najpiękniejsze i najgorsze w swojej istocie. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#6
03.08.2024, 19:47  ✶  
Jonathan rzeczywiście nic nie proponował. Jeszcze. Czasem rozmowa z kimś, kto w przeciwieństwie do niego samego, nie potrafił odczytywać aur i nici, była jak zetknięcie się dwóch różnych światów. Selwyn doskonale rozumiał pewną niechęć do podglądania cudzych emocji i dlatego absolutnie nie chwalił się tym na lewo i prawo, ale jednak... Jednak sam by chyba oszalał, gdyby miał nagle stracić swój dar i nigdy więcej nie móc tego robić. Tak jakby nagle stracił jeden znaczący zmysł, niezbędny do poznawania świata. Skinął jednak głową na znak, że tego nie zrobi. Jedynie upewni się, czy ten cały delikwent nie miał jeszcze innych romantycznych nici. A potem jeszcze sprawdzi, jeśli je niał, czy zamierzał coś z nimi robić, czy skupić się na Anthonym. A potem... Zaraz. Przecież on dalej nie wiedział, jak ten cały Romeo się nazywał.
— Wiesz, mój drogi i tak mi byłoby ciężko sprawdzić jego nici, gdy dalej nie wiem jak się nazywa – powiedział uśmiechnięty, udając że wcale nie czeka tylko, aż padnie konkretne imię.
Zamyślił się na chwilę i popatrzył w sufit.
– Czasem lepiej żyć teraźniejszością – zgodził się, bo prawdę mówiąc to był jego sposób na życie. Może była to kwestia specyfiki jego trzeciego oka, skupionej na tym co się działo teraz, a może po prostu jego podejście do życia. Spochmurniał i ponownie przeniósł wzrok na przyjaciela. Szkoda tylko, że teraz zarówno przyszłość jak i przeszłość brudziły kolorową teraźniejszość smutnymi barwami.
Chyba nie udało mu się powstrzymać cichego śmiechu, słysząc że nie zajęłoby mu to aż sześciu lat. To znaczy, była to jakaś prawda, bo zauroczenie, którym kiedyś darzył Anthony'ego zdecydowanie nie trwało aż tyle, ale było coś zabawnego w tym, że wciąż się do tego przyjacielowi nie przyznał, a minęło zdecydowanie więcej, niż sześć lat.
– Obawiam się przyjacielu, że niestety rzeczywiście najprościej byłoby go o to zapytać – powiedział, bardzo przyziemnie, jak na siebie samego. Oh, oczywiście, lawirowanie w tańcu uczuć i niedopowiedzeń mogło być czymś absolutnie cudownym, ale... Na scenie. Nie chciał tak tańczyć z Charlotte, chciał to wyjaśnić. Ale też nie chciał tego wyjśnić. – Co do Lottie... Jestem pewny, że jedynie popukałaby się w głowę. Wiesz, najśmieszniejsze w tym jest to, że wiem, że jej pocałunek był bardzo... Sytuacyjny. I pewnie nic bym o tym nie myślał, gdyby nie to, że potem ona się teleportowała, ja się teleportowałem, pomyślałem chwilę i ja ją pocałowałem. – Co chyba już sytuacyjne nie było. – A jeszcze próbowałem wypytać delikatnie Jessiego, czy nie jest na mnie bardziej zirytowany niż zwykle i tylko sprawiłem, że się zaczął martwić, że coś się dzieje.
Nie była to najlepiej przeprowadzona przez niego dyskretna akcja.
Śladem za przyjacielem westchnął ciężko. Zdecydowanie bardziej wolał rozmawiać o jego rozterkach miłosnych, niż Mediolanie, czy, co gorsza, wampirze, przez którego w ogóle tutaj przyszedł.
– Anthony, proszę cię. Nawet na scenie w konkursie łuczniczym nie byłeś w stanie zrobić z siebie błazna. Mówisz, że to dopiero pierwsza oficjalna randka. Daj temu czas. Nie od razu plan Kambodża zbudowano. Załóż dobry garnitur, uśmiechnij się do niego, powiedz mu o smokach i po prostu baw się dobrze. Przecież chciałeś żyć teraźniejszością.


the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
04.08.2024, 16:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.08.2024, 17:03 przez Anthony Shafiq.)  
Jonathan rozbawił bardzo Anthony'ego tym prostym stwierdzeniem. Jego przyjaciel i szef po godzinach, rozłożył się wygodnie dolewając sobie białego wina. Parsknął z niedowierzaniem, pokiwał głową.
– Oj Jonathan Jonathan... Zostawić Cię na moment i zaczynasz błądzić jak dziecko we mgle. Coś ewidentnie chodzi Ci po głowie, pewnie to Twoje zmartwienie, którego nie dźwignie pergamin, bo przecież masz już absolutnie wszystkie elementy układanki. Ja wiem, że najciemniej bywa pod latarnią i że przez ostatnie sześć lat nie dałem Ci odczuć w żadnej mierze, że w moim życiu jest ktoś wyjątkowy, ale czy na pewno? To był czas gdy wróciłeś do Anglii, gdy razem stawialiśmy swoje pierwsze kroki jako zarządcy OMSHM-u. Dużo się działo, ale sam kilka razy zwróciłeś mi uwagę, na regularność planowanych wyjazdów służbowych, na to jak specyficznie dobieram kolejne kraje w których koniecznie i bezapelacyjnie mam coś do załatwienia, chociaż oboje wiemy, że nie zawsze była to prawda. Nie jestem pewien, ale chyba nawet śmiałeś się z mojej stałości w doborze towarzystwa, ciesząc się z tego, że Erik ma na mnie oko, skoro Ty zostajesz na miejscu. Że oddajesz mnie w dobre ręce...– Ciurkot nalewanego wina zagłuszył aktywowany bicz wodny, który z pewną regularnością objawiał się po to, by rozmasować zmęczone siedzącą pracą krzyże, ale też wprawić wodę w ruch i utrzymać stan zaczarowanych baniek na zadowalającym poziomie. Anthony zapatrzył się na czerń nalanego przez siebie hiszpańskiego wina. Pomylił butelki... nie ważne, tak pięknie narracyjnie pasowało to do kolejnych słów. – Ostatni wspólny wyjazd był dwa lata temu Jonathan. Potem pojechałem sam. Do Hiszpanii, w której towarzyszyło mi tylko to wino. A potem nie chciałem już jeździć w ogóle. Także tak. Proszę. – Nie proponował dolewki, sam zbrukał swój kieliszek od białego wina tym drugim. Wlał w siebie wytrawny płyn, jak zawsze zachwycając się nim w masochistycznej aurze wspomnień swojego alkoholowego rajdu po winnicach półwyspu iberyjskiego. Aż trafił do małej winniczki w której nie potrafił odkleić się od beczki opowiadającej mu o wszystkim co stracił.

– Sprawa z Lottie brzmi... nie wiem, ludzie chyba tak mają prawda? Że się całują i to wcale nic nie musi znaczyć. Może ja nie jestem najlepszym przykładem i doradcą w tej sprawie, z drugiej strony na drugim biegunie masz Morpheusa, to też może... nie być najlepszy trop. – westchnął, opuszkami palców rozmasowując sobie skroń. – Żyjemy długo, jeśli Cię to nie gnębi, jeśli nie śnisz o niej za dnia i w nocy, to po prostu bym na Twoim miejscu poczekał i patrzył jak sytuacja się rozwinie bez jakichkolwiek dodatkowych ruchów. Charlotte zdaje się być zmęczona ideą romantyzmu, cała ta sprawa z Nedem zrobiła swoje i teraz nieodmiennie króluje w niej pragmatyzm i ewentualnie chęć zabawy. A Jasper, ach... to takie dobre chłopie. O mnie też się martwił i to bardzo w lipcu, zastanawiam się czy jakoś nie umówić się z nim w najbliższym czasie, bo.. nie przeczę, że w lipcu sam ze sobą miałem kłopot wytrzymać, a co dopiero wy nieszczęśni... – zaśmiał się lekko znów upijając wina, w dźwięcznej modulacji głosem, który nadawał lekkości sprawom, które wcale aż tak lekko nie były, bo Charlie i jej dzieci obok pozostałych Jeźdźców i ciotek, były tak na prawdę najbliższa rodziną Anthony'ego. Najbliższą, na której jakkolwiek mu zależało. – Cieszę się, że nasza Królowa Matka wyraziła zgodę, abym zabrał Ritę i Jaspera do Kambodży. Niech dzieciaki zobaczą trochę świata, tylko jeszcze... tak... na dniach czeka mnie rozmowa z Kanclerzem i tłumaczenia, czemu oficjalna delegacja przypomina wycieczkę rodzinną Longbottomów i Kellych... – zaśmiał się bezgłośnie, powietrzem tłoczonym przez nozdrza rozładowującym lekkie zdenerwowanie tą sytuacją. Elliot nie był w najlepszej kondycji od śmierci żony i Anthony nie wiedział do końca czego się po nim będzie mógł spodziewać. No ale... przyjdzie czas, przyjdzie rada. Miał jeszcze kilka godzin, żeby przygotować się do tej konfrontacji.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#8
07.08.2024, 04:14  ✶  
Gdyby nie to, że mieli czterdzieści trzy lata, a Anthony bał się wody, Jonathan by pewnie teraz go ochlapał za tę pewność siebie z jaką wytykał mu przeoczenie tych paru szczegółów. Erik. Erik Longbottom. Ktoś kogo nie dość, że po prostu znał jako bratanka Morpheusa, to jeszcze byli razem w pewnym specyficznym klubie czytelniczym. A on przez te wszystkie lata nic nie zauważył! Chociaż pewnie gdyby Voldemort postanowił zaatakować wcześniej, Zakon też utworzyłby się szybciej i może wtedy znałby już Erika na tyle dobrze, by zorientować się w sytuacji. Anthony Shafiq i Erik Longbottom. Ładnie to brzmiało. Może nie tak ładnie jak imiona postaci teatralnych dramatów, ale to dobrze, bo tej dwójce życzył jak najlepiej.
– Widzisz przyjacielu – powiedział, chwytając kieliszek, by zanurzyć usta w czerwonym winie. – Gdybym wcześniej wiedział, że to jest twój typ, to może zabrałbym cię kiedyś na jakąś niezobowiązującą randkę dla ukojenia nerwów – zażartował, odkładając kieliszek z powrotem na miejsce. To była dobra chwila. Żałował, że będzie musiał ją zaraz popsuć swoim wyznaniem. – Cieszę się, że sprawia, że jesteś szczęśliwy. Jeśli w najbliższych czasie ktoś znowu zaprosi mnie na jakiś ślub, na ceremoni w kowenie będę się modlić za wasze szczęście, a nie młodej pary. – I naprawdę miał to szczerze na myśli.
Jonathan przygryzł wargi. W tych sprawach, nie był ani Anthony, ani Morpheusem, a co za tym szło, osobą która najlepiej odpowiedziałaby mu na to pytanie byłby on sam. Szkoda tylko, że on akurat odpowiedzi nie miał. Ale może Shafiq miał rację? Może nie było co rozmyślać o tym za często? Bo przecież to nie tak, że myśli o Mediolanie zajmowały mu każda chwilę dnia i nocy. Były to dość głośne myśli, ale miewał głośniejsze.
– Masz rację, to nie ta sprawy spędza mi sen z powiek – Bo robiły to dwie inne, no po 1970 nawet trzy inne sprawy. I chyba pierwszy raz jakkolwiek przyznał się komuś z ich trójki, że miał problemy z zasypianiem. Bo przecież zawsze dbał o to, aby być wyspanym i uśmiechniętym, a to że od kilku lat to wyspanie zawdzięczał wspomagaczom w postaci kadzidełek i eliksirów, jak i kosmetykami na wory pod oczami, było już zupełnie inna sprawą. – Wiesz, ja po prostu nie chcę zniszczyć tej przyjaźni. – Chociaż... Czy aby na pewno powinien się akurat tym przejmować? Teraz, gdy musiał się przyznać i Charlotte do tego co wydarzyło się we Francji? Anthony też jeszcze nic nie wiedział. Mógł bardzo łatwo stracić nie jedną, a dwie przyjaźnie, co pewnie byłoby lepsze, niż gdyby zostali zabici.– Jessie... Wiem, że jest dorosły, ale czasami zapominam, że już nie jest tym małym chłopcem i znacznie bardziej rozumie gdy coś się z nami dzieje, niż byśmy tego chcieli. Niesamowite prawda? Myślę o jego prezencie na dwudzieste pierwsze urodziny, pytam jak w pracy, rozmawiam na poważniejsze tematy, a jednocześnie wciąż mam wrażenie, że dopiero zaczyna Hogwart. Z Ritą tak samo. – Pokręcił głową. Były w tym jakieś dziwne paradoksy upływu czasu, o których nie chciał myśleć. Zamiast tego wymusił kolejny uśmiech.
– Mój drogi, jaka wycieczka rodzinna? To nie twoja przecież wina, że Longbottomowie są szanowanymi ekspertami w swoich fachach, a ty naturalnie wybierasz tych najlepszych. Ah no i to logiczne, że zabierasz ze sobą swoją najlepsza stażystkę, a klatwołamacz też się przyda. Dbasz o bezpieczeństwo całej grupy. Zresztą masz tam też jakieś inne nazwiska, czyż nie?
Zwlekał. Gadał o jednym za nic na świecie nie chcąc mówić o tym drugim. Zrobił to już dzisiaj raz, ale jak bardzo nie kochałby ich wieszcza w barwnych szatach, tak o Anthony'ego zawsze się martwił, a teraz musiał spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że przez niego jest w niebezpieczeństwie. Jego chudy krukoński przyjaciel, który nie miał na półce żadnej ciekawej literatury, zanim nie wręczył mu Lovecrafta.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
07.08.2024, 18:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.08.2024, 22:11 przez Anthony Shafiq.)  
Może trochę rozczarowało go, jak szybko Jonathan przeszedł nad tą rewelacją do porządku dziennego. Tylko prychnął na wzmiankę o randce, nie biorąc tych słów na poważnie, uznając, że przyjaciel chciał w ten sposób zakryć swój blamaż i osłodzić sobie kokieterią sromotną porażkę obserwatora. Może widzenie nici go rozleniwiło do tego stopnia, że przestał czytać ludzi, szukać tropów tam, gdzie nici nie były możliwe do dostrzeżenia. Może też dlatego ten temat tak gwałtownie się urwał, bez żadnych dopytywać o detale, okrzyków niedowierzania, z osamotnionymi życzeniami szczęśliwej drogi. Nie zamierzał jednak domagać się tej uwagi. Być może tak było lepiej.

– Tak, tak... ze mną randki, a z Lottie nie chcesz niszczyć przyjaźni, wydało się, podwójne standardy... – burczał, trochę obrażając się, a trochę żartując, bo przecież tematy ewentualnych relacji wewnątrz ich elitarnej grupy co jakiś czas przetaczały się w tych słownych przepychankach. Każdy kiedyś, był potencjalnym mężem Charlotty, przez moment nawet łączono ze sobą świętą nicią przeznaczenia parę Krukonów, przez wzgląd na preferencje Anthony'ego i absolutny brak preferencji Morpheusa układów było dość sporo do eksploracji i obśmiania.

Powoli jednak, konsekwentnie przechodzili do trudniejszego tematu i dyplomata bez trudu dostrzegał tak zmianę w atmosferze dookoła nich, jak wszelkie zasłony dymne, potoki słów nie na temat, które miały sprowadzić rozmówcę na manowce.

Oho

Odbił się od brzegu postępując kilka kroków do Jonathana, znosząc wodę do poziomu klatki piersiowej tylko dlatego, że był pewien Selwyna i jego natychmiastowej reakcji w przypadku jakiegokolwiek nieszczęśliwego wypadku. Chciał mu to pokazać. Stali teraz na przeciwko siebie, blisko, ale teraz już nie stanowiło to problemu, młodzieńcze zauroczenie pierzchło z czasem, bo przecież to Anthony nie chciał zniszczyć tej przyjaźni niepotrzebnymi awansami, z resztą... wiadomym było, że Jonathan kocha kobiety i przebiera w nich jak w rękawiczkach, czyż nie? Nie chodziło jednak o flirt, a o zaufanie, o to by lśniącą bez oklumenckiej bariery lojalnością i miłością wypchnąć z gardła prawdę.

Mokra dłoń opadła na bark zmartwionego mężczyzny, jak brzytwa wyciągana w stronę tonącego. Anthony pochylił głowę, aby roztoczyć iluzję wyboru, przyjąć fałszywie usłużną pozycję, eksponować szeroko otwarte oczy skupione na towarzyszu, całym ciałem informując go, że jest tu po to, by go wysłuchać. Jak zawsze, kiedy potrzebował wsparcia.
– Coś ewidentnie chodzi Ci po głowie – powtórzył bardzo powoli własne słowa, zaciskając palce tak, by zakotwiczyć Jonathana w tym momencie, skupić maksymalnie jego uwagę. – Ale to nie jest to, co wychodzi z twych ust. – W tak bliskiej odległości łączące ich nici drgnęły w rdzeniu, lśniąc pudrową, delikatną aurą, jak delikatne lśniące kwiecie obsypujące szmaragdową łąkę.
– Mów – powiedział cicho i łagodnie, ale to nie była prośba. To było polecenie. A potem Anthony umilkł, trzymając go wciąż mocno, oddając przestrzeń łazienki na cichą spowiedź. Miał swoje oczekiwania wobec tych wyznań. Rozmowa z Morpheusem sprzed kilku dni nastroiła go w kierunku tej "zdrady". Ale czekał, nie naprowadzał, zamiast tego w milczeniu świdrując zagubionego przyjaciela stalowymi wiertłami swoich oczu.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#10
07.08.2024, 20:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.08.2024, 20:45 przez Jonathan Selwyn.)  

Jonathan jeszcze przez chwilę przygladał mu się z uwagą. Będzie musiał mieć w najbliższym czasie oko na Longbottoma, by upewnić się jak to wyglądało z jego strony. Nie sprawdzi przecież nici, która łączyła go z Shafiqiem. Sprawdzi natomiast wszystkie inne, tak by upewnić się, że Erik był odpowiednim kandydatem dla jego przyjaciela. I może nieco bardziej spróbuje zrozumieć, jak działał ten konkretny Longbottom, aby lepiej wiedzieć, co doradzać Anthony'emu w sytuacjach takich jak ta.
– Och, kochany, przecież na randkę poszedłem też z Lottie. Dopóki byśmy się nie całowali wszystko byłoby w porządku – oznajmił wciąż żartując, chociaż... Może... Może kiedyś to nie byłyby znowu takie żarty.
Powoli stawało się dla niego jasnym, że nie będzie mógł już dłużej uciekać przed tym kolejnym wyznaniem, nie ważne, jak bardzo chciałby przeciągnąć tę chwilę w nieskończoność, swobodnie rozmawiając ze swoim przyjacielem o jego miłości. Jonathan spojrzał na rękę Tony'ego zakotwiczoną na jego ramieniu i powstrzymał się, aby nie odsunąć się od niego. Nie dlatego, że było to dla niego w jakikolwiek niekomfortowe. Wręcz przeciwnie, sposób w jaki Anthony w tym momencie zapewniał mu przestrzeń na rozmowę, było bardziej kojące, niż otaczająca ich ciepła woda i Selwyn nie mógł znieść myśli, że oto dostawał właśnie coś na co chyba nie zasłużył. Bo co z tego, że mógł powiedzieć Shafiqowi wszystko, gdy to i tak wiązało się z konsekwencjami? Nie poruszył się jednak, a jedynie wydusił z siebie kolejny słaby uśmiech.
Mów.
Kiedy można powiedzieć, że ktoś jest prawdziwym przyjacielem? Kiedy, jak nie w chwilach, takich jak ta. Przymknął na chwilę oczy, próbując zebrać myśli.
– Ja... – zaczął, wpatrując się w spojrzenie stalowych tęczówek, tak niekiedy chłodnych, a jednak w jego odczuciu zawsze pełnych ciepła. – Kiedy... Wróciłem z Paryża mogłem zabrać ze sobą również bagaż pewnego nieprzyjemnego rozstania. – Opowiadał im o swoich pierwszych francuskich romansach. Opowiadał o randkach, na których bywał, a do Londynu przybył z zaklętym śladem damskiej dłoni na policzku, który uparcie schodził ponad dwa tygodnie i wymagał wielu specyfików Potterów, by go przykryć. W rzeczywistości ślad ten rzuciła na niego jakaś francuską aktywistka polityczna na kilka dni przed jego wyjazdem, protestująca w sprawie cen eskporru wina, atakująca podobnymi "klątwami" każdego polityka, który się jej akurat napatoczył, licząc że uprzykrzy im tym trochę życie. Nie miała pojęcia, jak na rękę było Selwynowi w tamtym momencie, coś na bazie czego mógł stworzyć zgrabną historię, aby zatuszować swoje prawdziwe francuskie dramaty miłosne. – Kiedy wróciłem, próbowałem to ignorować, to i tak był koniec. – Zaśmiał się cicho, och jaki był wtedy głupi. – Tylko, że zacząłem dostawać listy, liczyłem że z czasem one ucichną, każdemu się przecież w końcu coś takiego musi znudzić, każdy kiedyś zrozumie, że nie ma już szansy, ale... Ale w dniu moich urodzin, dostałem kolejną wiadomość. Wiadomość pełną gróźb w waszą stronę. Najwyraźniej jesteście dla niego tym, co ukradło mnie od niego.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (4497), Jonathan Selwyn (3491)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa