26 VIII 1972
Morpheus & Jessie
Morpheus & Jessie
Morpheus teleportował się z Jessie'im na obrzeżach niedużej posiadłości, którą kupił. Młody Kelly znał tę okolicę doskonale, działka przylegała bezpośrednio do tej należącej do Anthony'ego Shafiq'a, a wieżyczka domostwa widoczna była ponad smukłymi, ozdobnymi cyprysami, sprowadzanymi z Italii i utrzymywanymi magią przez angielską pogodą, posadzonymi dookoła patio wujka. Włości Longbottoma znacznie bardziej pasowały do wiecznie mglistej, ciężkiej atmosfery Little Hangleton niż pseudo rzymski naleśnik w beżu z dżemem płytkiej sadzawki na środku. Wybite okna, zawalona kopułka i ogólne zapuszczenie ogrodu tylko zachęcało anarchistów i czarnoksiężników do buszowania w przestrzeni. Wprawne oko dojrzało roślinność, którą dało się odratować, promienie radości w smutnej dewastacji.
— Cudowna jest, czyż nie? — przerwał ciszę nad dogorywającym trupem zameczku Morpheus z optymizmem i radością. Zapuszczona rudera powodowała, że na jego twarzy wykwitła nieskończona radość. Nie chodziło o sam fakt posiadania, a potencjał, jaki widział w tym szkielecie.
— Nie wybrałem jeszcze tylko nazwy. Warownia to dom Longbottomów, chciałbym więc coś podobnie dumnego. Myślałem o Obserwatorium, ale nie wiem, czy dostatecznie pompatyczne, jak myślisz?
Skupił uwagę na niegdyś podopiecznym, gdy jeszcze chadzał do Hogwartu i wujkowie (oraz matka, czasami jednak wbrew zaleceniom Charlotte), zdradzać sekrety zamku.
Wujek Morpheus był tym wujkiem, który nie zwracał uwagi na papierosy, dorzucał się do wakacji i otwarcie rzucał paczkami prezerwatyw. Nigdy nie mówił o swoich uczuciach, zawsze wydawał się wesoły, towarzyski, nawet jeżeli po godzinie czy dwóch imprezy odsuwał się w cień. Dwojaka natura solarnego bliźniaka objawiała się najczęściej, gdy Morpheus pracował, dlatego dzieci Charlotte nieszczególnie mieli okazję do tego, aby poznać go od tej strony, metodycznego naukowca, który jest niemal geniuszem w swojej dziedzinie i patrzy na świat przez inny pryzmat, niż reszta, bo czas jest spotkaniem. Dla niego już od wielu, wielu lat nie istniało żadne tu i żadne teraz.
Nie było to też coś, czym się dzielił na co dzień. Nawet połowie swojej duszy niekoniecznie opowiadał o tym, jak to jest mieć świadomość wymiaru czasu i wiotkiej konstrukcji rzeczywistości, jaką stworzyli sobie ludzie. O samym czasozmieniaczu zaś wiedziało jeszcze mniej osób, mógłby policzyć je wszystkie na palcach jednej ręki, może dwóch. Okruchy. Nie chciał, aby ktokolwiek o nim wiedział, więc nie wiedział również Jessie.