• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
15.03 Nora Nory, Wielkie otwarcie klubokawiarni

15.03 Nora Nory, Wielkie otwarcie klubokawiarni
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
31.10.2022, 22:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 15:31 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

15.03.1972 Nora Nory


Nadszedł dzień, na który Eleonora czekała od lat. Spełnienie jej marzeń, które jeszcze niedawno wydawały się być tak bardzo odległe. Nie spała tej nocy za dobrze, ba nie spała praktycznie wcale, słodkości w końcu same się nie upieką! Przygotowania do otwarcia były bardzo czasochłonne, włożyła w to miejsce całe swoje serce. Miała nadzieję, że zostanie to zauważone.
Zastanawiała się, czy plakaty, które porozklejała po okolicy faktycznie sprowadzą tutaj sporo gości. Poinformowała oczywiście o otwarciu swoich najbliższych i nie, żeby nie zależało jej na ich obecności, liczyła jednak, że poza nimi pojawią się też inni.
Uwaga Erika na temat dekoracji trochę ją ruszyła, przestawiała jeszcze w nocy świeczniki i kwiatki, jakoś nie dawało jej to spokoju. Udało jej się ukryć nawet miejsce w kącie, z którego sypał się tynk. Na całe szczęście.
Dochodziła godzina jedenasta, jeszcze chwila i się zacznie. Na ladzie siedział Salem, który był gotowy, by zacząć zagadywać przybyłych. Nora miała nadzieję, że kot nikogo przypadkiem nie obrazi, wtedy dopiero by się najadła wstydu. Przy ladzie znajdowały się przeszklone witryny pełne najróżniejszych, kolorowych, słodkich przysmaków. Dzienna wersja tego miejsca, które nocą pełne było najróżniejszych alkoholi.
Tuż przy drzwiach znajdowała się misa z małymi, kruchymi ciasteczkami, którymi mógł się poczęstować każdy przybyły, w środku ciastek była wkładka, warto więc jeść ostrożnie, aby nie połknąć papieru.
Nora spojrzała jeszcze na zegarek, wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Czas otworzyć to miejsce. Poszła za ladę, tuż obok swojego kota. - Na pewno damy radę Salem, jakby działo się coś, co nie powinno - daj mi znać.- mrugnęła jeszcze do swojego rudego kota i czekała, aż wszyscy pojawią się w środku. O ile oczywiście, ktoś w ogóle zamierzał się tu pojawić. Miała nadzieję, że Erik się na nią nie obraził za wczorajszą kłótnię.
Poprawiła jeszcze różową sukienkę, którą ubrała, aby pasować do wystroju tego miejsca, teraz zaczęła się zastanawiać, czy nie jest za krótka, chyba jednak już za późno na zmiany. Niech się dzieje wola Merlina.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
31.10.2022, 23:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2023, 00:30 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna musiała pojawić się na otwarciu kawiarni Nory. Po pierwsze, bo Nora była jej przyjaciółką, więc Brenna nigdy by jej nie zawiodła. Po drugie, bo córka Nory była jej córką chrzestną, a kawiarnia miała zapewnić dziewczynce byt.
Po trzecie wreszcie, Brenna była typowym gliną. Czyli bardzo, bardzo lubiła pączki.
Przed przyjściem tutaj mogłyby ją powstrzymać chyba tylko tornado albo atak śmierciożerców. A być może one i nie. W końcu podobno miłość była najpotężniejszą magią, a Brenna bardzo kochała jedzenie. Znalazłaby jakiś sposób.
- Mówię ci, Ida, Nora robi cudowne pączki. I wspaniałe tiramisu. I doskonałe tarty. Mav, jak myślisz, co powinnam zamówić pierwsze? Zaraz, po co ja się pytam. Zamówię po prostu wszystko – paplała Brenna, holująca za sobą dwie inne Brygadzistki. Nieomal dosłownie holująca, bo zaciskała palce na rękawie kuzynki, a Zeneidę po prostu bezczelnie ujęła pod ramię. Tak na wszelki wypadek, gdyby dziewczyna postanowiła jednak dać nogę w ostatniej chwili. A Brenna przecież nie mogła pozwolić, aby minęły je ciasteczka Nory Figg. Nie wspominając już o tym, że miała wielki Plan sprawienia, że smakołyki pokochają wszyscy Brygadziści. Była pewna, że z jednej strony dzięki temu uszczęśliwi Brygadzistów, z drugiej, stanie się to doskonałą reklamą dla Nory. Jeśli funkcjonariusze BUM i aurorzy zaczną regularnie gościć w kawiarni panny Figg, to miejsce stanie się bezpieczniejsze, a sama Nora będzie lepiej zarabiać. Układ doskonały, prawda? (Chociaż to nie tak, że była całkiem interesowna w tym, że zabrała tutaj obie dziewczyny. Brenna lubiła swoją kuzynkę i lubiła Idę, więc spacer w ich towarzystwie był dla niej samą przyjemnością.)
- Ponieważ ja was tam zaciągnęłam, chociaż na pewno będziecie mi potem za to dziękować, i to tak gorąco, ze łzami w oczach, stawiam wam pierwszą kawę i pierwszego pączka. Albo tiramisu. Czy co sobie tam wybierzecie. Merlinie, zastanawiam się, czy Nora zrobi dziś te pączki z czekoladą… mogłabym dla nich… hm, może nie kogoś zabić, ale może tak lekko poturbować? – zastanowiła się. Jej twarz wyrażała głęboki zamysł, jakby faktycznie zastanawiała się, czy zdołałaby kogoś poturbować w zamian za stały dostęp do pączków.
To była specjalna okazja, więc Brenna wyjątkowo się uczesała. A nawet ubrała w miarę porządnie – zwykle robiła to wtedy, kiedy miała organizować jakąś rodzinną licytację albo inicjatywę i odwiedzała inne rodziny czystej krwi. Kobieta była dość wesoła, można by rzecz, że nieomal beztroska. Po prawdzie jednak radość z sukcesu przyjaciółki mieszała się z pewną obawą i odruchowo rozglądała co jakiś czas po ulicy, aby upewnić się, że w okolicy nie widać niczego podejrzanego. W głębi ducha cieszyła się, że Nora nie jest mugolakiem, a wiedźmą półkrwi: gdyby była tą pierwszą, pewnie Brenna ciągnęłaby tutaj Brygadzistów nie tylko ze względu na walory smakowe pączków… A ot... by byli na miejscu. Lokale chętnie odwiedzane przez Brygadzistów i aurorów miały nieco mniejszą szansę stać się celem czyjegoś ataku. Nawet niekoniecznie śmierciożerców - durne dzieciaki też potrafiły zachlapać komuś okna farbami i tak dalej.
- Cześć, Nora! Salem, jak się miewasz? – zawołała Brenna, wparowując do środka, ze swoimi obiema towarzyszkami, jakieś dziesięć sekund po oficjalnej godzinie otwarcia kawiarni. Uśmiechnęła się do gospodyni szeroko, a potem rozejrzała, nieco uwagi poświęcając dekoracjom, a znacznie więcej wypiekom, które przygotowano na ten specjalny dzień. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, chociaż wydawało się to prawie niemożliwe.- Mav pewnie pamiętasz, a to Zeneida. Znacie się?
Mavelle dość często bywała w Dolinie Godryka i domu Longbottomów. Ba, obecnie w nim nawet mieszkała. Co do tego, czy Nora zna Idę, Brenna nie była jednak pewna.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
31.10.2022, 23:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.08.2024, 22:40 przez Erik Longbottom.)  

Erik nie obraził się na Norę za ich wczorajszą kłótnię poprzedniego dnia. W jego oczach była to co najwyżej utarczka słowną, w którą on sam nieco za bardzo się zaangażował. Powinien był przewidzieć, że w dzień przed otwarciem kobieta będzie pod wpływem wielu emocji i będzie się w niej kotłowało. Tego jednego wieczora zabrakło u niego typowej dla niego przy większości spotkań ogłady. Nie oznaczało to jednak, że wziął sobie do serca jakiekolwiek komentarze przyjaciółki. Ot, wszystkim się coś takiego zdarzało.

Mężczyzna nie mógł jednak powstrzymać się przed myślą, że Figg doskonale wiedziała, co robi, gdy przyszedł do klubokawiarni przed otwarciem, aby zacząć się przygotowywać do swojego „bojowego zadania”. Nie miał pojęcia, czy te ustalenia były przygotowane z dużym wyprzedzeniem, czy była to forma małej zemsty, swoistej igiełki wbitej w czułe miejsce, aby go nieco utemperować za poprzednią noc.

Na pewno, pomyślał, rozpinając kolejne guziki koszuli, aby zawiesić ją na wieszaku na tyłach kawiarni w pomieszczeniu przeznaczonym dla pracowników. Spojrzał na drugi haczyk, na którym zawieszony był kostium rudego kota w rozmiarze przeznaczonym dla dorosłego człowieka. Pokręcił powoli głową.

Powinien był się spodziewać, że tak to się wszystko potoczy. Wprawdzie brakowało mu umiejętności związanych z magią Trzeciego Oka jaką mogli się pochwalić inni jego krewni, ale przecież... To musiało tkwić gdzieś głęboko w jego duszy, czyż nie? Dlatego miał takiego nosa do ludzi. Niestety miał też słabość do Nory Figg.

Bo kto nie ma, skomentował bezgłośnie, dotykając nieufnie materiału kostiumu. Nie miał pojęcia, skąd Nora to wytrzasnęła i chyba nie chciał wiedzieć. Wyrób z mugolskiej części Londynu? Całkiem prawdopodobne. Rosierowie pewnie szybciej daliby się pokroić na swoich stanowiskach do szycia niż wypuściliby tego rodzaju... uniform... na rynek. Podobnie jak inne szanowane butiki na Pokątnej czy Horyzontalnej. To musiała być robota mugoli.

— Ale mnie załatwiłaś — mruknął pod nosem, dalej przyglądając się kostiumowi.

Nie wierzył, że faktycznie przystał na włożenie tego. Jedynym co go do tego przekonało było chyba to, że otwarcie klubokawiarni okazało się wydarzeniem stosunkowo kameralnym. Nie żeby było w tym coś złego. Remont lokalu trwał już od dłuższego czasu, toteż stali bywalcy Ulicy Pokątnej już dawno wiedzieli, że coś się kroi w dzielnicy i można się spodziewać potencjalnej konkurencji. Jakby Nora Figg musiała walczyć o klientów. Uśmiechnął się minimalnie pod nosem. Aż za dobrze znał jej możliwości oraz jej wypieki. Na pewno sobie poradzi na tym rynku.

Z ociąganiem naciągnął na siebie kostium, pozamykał wszystkie zamki i zapiął guziki, a na koniec zarzucił sobie na głowę kaptur z kocimi uszkami. Spojrzał z niesmakiem w lustro znajdujące się po przeciwległej stronie pokoju. Przeszedł parę kroków, trzymając w jednej ręce ogon od kostiumu i kręcąc nim od niechcenia.

— Na Merlina, mam nadzieję, że nie wpadnie tu żaden reporter — powiedział do siebie ze zgrozą. Nie miał wprawdzie nic przeciwko pomocy Norze przy otwarciu, ale to...

To mogło narobić szumu. Zarówno pozytywnego, jak i negatywnego, zwłaszcza przed rodzinną licytacją charytatywną. Niektórzy dziennikarze to były harpie, ale też krety, które potrafiły kopać, dopóki nie znalazły sensacji. Na pewno nie mieliby problemów z wymyśleniem chwytliwego nagłówka.

Wziął głęboki oddech i zmienił nieco pozycję, aby lepiej się przejrzeć w lustrze. Jakby kostium to było za mało, to Nora w wolnej chwili namalowała mu jeszcze na twarzy koci nos i wąsy. Na szczęście udało mu się ją przekonać, że nie trzeba było sięgać po zaklęcia z zakresu transmutacji. To mogłoby się bardzo źle skończyć.

Przodkowie miejcie mnie w swojej opiece, pomyślał i stanął przed drzwiami prowadzącymi na główną salę i nacisnął klamkę. Chwilę później był po drugiej stronie, gdzie... Czekali już pierwsi goście. Zamrugał zdziwiony, widząc na sali nie tylko Norę, ale także Brennę, Mavelle i Zeneidę. Nie ma co, nie lada publiczność się tu zebrała.

— Jestem pod wrażeniem, że znalazłaś to... — Zamilkł na moment. — Cudo. — Przywołał na usta minimalny uśmiech. — W moim rozmiarze. Naprawdę jestem w ciężkim szoku. Możesz mi przypomnieć, Noro, co na właściwie mam w tym robić? Otwierać gościom drzwi? Podawać poczęstunek? Stać za ladą? Buszować pośród gości po prostu?

„Daj mi jakieś wskazówki” zdawała się mówić jego twarz. Jako niemal dwumetrowy człowiek-kot prezentował się nieco karykaturalnie, ale postanowił nie robić z siebie ofiary tych niestandardowych okoliczności. Jeszcze. Uśmiechnął się słabo do Brenny, Mav oraz Idy, wyraźnie oczekując, że w żaden sposób nie skomentują jego stroju.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
01.11.2022, 22:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.11.2022, 23:59 przez Morgana le Fay.)  
Mavelle musiała pojawić się na otwarciu kawiarni Nory. Nawet nie miała wiele do powiedzenia w tej kwestii, będąc holowaną przez Brennę – chociaż to trzeba jej oddać, że nawet nie stawiała zbytnio oporu w tej kwestii.
  Samą Norę tak czy siak kojarzyła, bowiem w Dolinie Godryka pojawiała się od dawna, a teraz… teraz miała się tu całkiem zadomowić, choć pod dużym znakiem zapytania stało, jak długo. W końcu głupio siedzieć kuzynostwu na karku w nieskończoność, kiedy miało się na karku blisko 30 lat (och, no naprawdę, kiedy to się stało? Dopiero co kończyła Hogwart, a tu kolejna dekada minęła i ani chłopa, ani dzieci, jak niektóre cioteczki jazgotały na rodzinnych spotkaniach, od których nie dało się wykręcić) i generalnie powinno się być na swoim. Jak to jednak z życiem bywa, czasem plany po prostu nie wypalały, a nawet wybuchały prosto w twarz, czego efektem było chociażby rejterowanie z dotychczasowego mieszkania, żeby spróbować odnaleźć choćby odrobinę spokoju.
  - Kogoś innego bym spytała, czy wie, co robi, ale tobie to chyba nawet będzie jeszcze mało – zauważyła, nie próbując nawet kryć rozbawienia. Właściwie to nigdy nie mogła się Brennie nadziwić, jak ona to robiła – że mogła tyle jeść, nadal być głodną i nie przytyć ani pół kilograma. Działa się tu jakaś podejrzana magia, ot co.
  - Czyli mówisz, że pączki z czekoladą mogą być najlepszym, co ma? – spytała, zerkając na kuzynkę z namysłem. Nie miała tak przepastnego żołądka, toteż musiała – niestety! - się ograniczyć do zapewne dwóch, może trzech specjałów, w zależności od porcji. Kwestii kalorii nie zaszczyciła ani jedną myślą; praca i konieczność utrzymania ciała w dobrej kondycji doskonale rozwiązywały ten problem.
  - Cześć Nora – wyszczerzyła się do Figgówny, gdy w końcu znalazły się w środku, po czym z zaciekawieniem rozejrzała się po wnętrzu. I…
  O.
  Ooooo…
  - Erik?! Ty… czekaj, ten strój, czyj to w ogóle był pomysł? – spytała podejrzliwie, przenosząc spojrzenie pomiędzy kuzynem a Norą. Tego się naprawdę nie spodziewała.

319
Gambit Królowej
I'm not calling you a liar, just don't lie to me
Elegancka i wysublimowana panna, która zręcznie przemyka przez ulice, ubrana w biel, która stała się niemal jej symbolem (ewentualnie okraszona czerwonymi dodatkami). Czasami znajduje się w miejscach, gdzie przebywać kobietom z dobrego domu nie wypada, ale Prewettci nigdy nie mieli zbyt wielu poszanowania dla zasad i konwenansów. Przeciętnego wzrostu (160 cm) pachnąca drzewem sandałowym i lawendą. Długie, rude włosy chętnie spina w kunsztowne fryzury.

Seraphina Prewett
#5
02.11.2022, 13:41  ✶  
Wraz z otwarciem drzwi, do środka wpadł również powiew wiatru, a wraz z powiewem wiatru do środka wpadł huragan Seraphina. Rudowłosa kobieta z dość kunsztownie upiętą fryzurą, biżuterią która błyszczała tak, że odbijała w sobie światło z zewnątrz, a biała sukienka z drogiego materiału sprawiała, że wyglądała się absolutnie nie pasować do przestrzeni, w której się znajdowała, ale jakby jednocześnie wcale jej to nie przeszkadzało. W jednej dłoni trzymała torbę prezentową, której zawartość nie była jeszcze znana, w drugiej aparat którym była gotowa zrobić zdjęcia każdemu wchodzącemu, każdej wchodzącej, każdemu zakątkowi i wysłać to każdej gazecie która zainteresowałaby się jakimś specyficznym otwarciem. W końcu lokale na Pokątnej nie były tanie, ale miejsce na zupełnie luksusowe tez nie wyglądało.
- Dzień dobry! – Oznajmiła radośnie swoje przybycie, przebijając się z marszu w stronę Nory i wyciągając w jej stronę papierową torbę, uśmiechając się błyszcząco tak jakby właśnie wręczyła najlepszy prezent jaki ta kawiarnia mogła widzieć. Dopiero wtedy spojrzała na resztę, unosząc z zadowoleniem aparat i ciesząc się z możliwości zrobienia zdjęć, kadrując w stronę rudego kota i z cichym kliknięciem, przynajmniej dopóki nie spojrzała na resztę. I teraz, gdy spojrzeć miała na resztę, dopiero zaczęła dostrzegać znajome twarze.
- Brenna, ciebie się akurat tu spodziewałam. – Nie przeszkadzało jej, że właśnie mogła wbić się w rozmowę, w sumie to nigdy jej nie przeszkadzało. Złapała lekko pannę Longbottom za policzek, ciągnąc ją na nowo jak to zrobiła wcześniej w kasynie, przyglądając się teraz wszystkim zgromadzonym. – Czy to twój brat i czy przegrał zakład na zrobienie z siebie idioty? – Przechyliła głowę, patrząc na człowieka w kocie albo przebraniu kota (żadna opcja nie wydawała się tutaj pozytywna), bez ogródek oceniając wygląd i nie widząc nic złego w ocenie jak bardzo zły to był pomysł.
Spojrzenie jeszcze powędrowało w stronę panny Bones a Seraphina na nowo przechyliła głowę, zastanawiając się, czy nie widziała jej, kojarząc ją chyba ze szkoły, z tego co mogła pamiętać to jako Gryfonkę rok wyżej, nie kojarzyła jednak aby miała więcej interakcji, dlatego przysunęła się bliżej Mavelle, wyciągając swoją dłoń aby uścisnąć jej w ramach powitania.
- Coś ominęłam, czy dopiero zaczynacie? – Co prawda o wiele lepiej by było gdyby jednak na tym przyjęciu podawali alkohol albo przynajmniej dodali coś do ciasteczek, nie mogła jednak narzekać na to aż tak bardzo. Po prostu może będzie nudniej ale coś będzie się działo.
monkey business
Two sides of me can't agree
170 cm, gęste blond włosy, które nie są jej naturalnym kolorem i które rzadko bywają gładko uczesane to dwie rzeczy, które na pewno pierwsze rzucą się w oczy. Alice ma twarz pełną czy nawet pyzatą o regularnych, wyraźnych rysach. Jej oczy są szare, ciemne. Zwykle sprawia wrażenie osoby pogodnej i swobodnie czującej się w każdym miejscu. Ubrania nosi rożne, dopasowane do okazji - od tradycyjnych szat po ubrania mugoli.

Alice Selwyn
#6
02.11.2022, 23:25  ✶  
Plakaty porozklejane po okolicy przypomniały Alice o tym, że faktycznie ktoś z ich roku wspomniał jej, że Nora Figg otwiera swój lokal i to nigdzie indziej, ale na Pokątnej. Już sam adres był godny podziwu. Słyszała, że dobre lokale tutaj były przekazywane z pokolenia na pokolenie z dbałością, jak tajne przepisy prababki Henrietty na wiśnióweczkę czy aroniówkę, po której nie ma kaca. Dlatego bardzo chciała wstąpić na choćby chwilę i pogratulować Norce. Pewnie, że relacje od czasów szkolnych rozluźniły się, ale dobrze było kogoś zobaczyć, kogo życie układa się. Przynajmniej lepiej, niż jej. I z zewnątrz, wszystko z wierzchu wygląda lepiej.
Alice przekroczyła próg chwilę po wyznaczonej godzinie, uznała, że na spokojnie się przywita, powinszuje lokalu i już. Nie spodziewała się spotkać swojej kuzynki, prędzej kogoś z jej ludzi z rodzaju tych mało widocznych i bardzo dyskretnych. Otwarcie kawiarni zasługiwało na wzmiankę na jakieś maksymalnie dwa zdania w raporcie. Selwynówna nawet nie próbowała domyślać ani dodawać jakiegoś dodatkowego znaczenia.
- Dzień dobry - przywitała się pogodnie powiewając cienkim, zielono-żółtym płaszczem o liściastym deseniu, pod którym miała krótką czarną sukienkę bez rękawów i białą koszulę o dużym, szerokim kołnierzu. Oczywiście nie obyło się bez znaczących westchnień jakieś mijanej po drodze matrony, która zapewne ubierała się u Madame Malkin od czasów Lufkin na stołku Ministry Magii.
- Gratuluję własnego lokalu - zwróciła się do Nory i sięgnęła po ciasteczko, które najpierw przełamała, miała dobre przeczucie, że zawierały w sobie coś jeszcze. Potoczyła wzrokiem po zebranych, no rodzeństwo Longbottom, to wizytówka sama w sobie, trudno ich nie rozpoznać, szczególnie, gdy występują w duecie, pozostałe osoby kojarzyła tyle, o ile - starsze roczniki z Hogwartu, szczególnie jeśli grali w Quidditcha w czasach szkolnych, to łatwiej było przywołać jej z odmętów pamięci.
Na widok stroju rudego kota wielkości dorosłego mężczyzny nawet nie drgnęła jej powieka, choć kolumny towarzyskie Proroka i Czarownicy na pewno nie przepuszczą takiej okazji do pastwienia się nad Longbottomem, jak mogła ocenić co najmniej dwa akapity i ruchome zdjęcie z podpisem.
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#7
04.11.2022, 22:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2022, 22:37 przez Ida Moody.)  
Długie poły skórzanego płaszcza kończyły się przy kostkach Idy, kiedy ta przekładała ciężar ciała z nogi na nogę. Ledwo po przekroczeniu progu klubokawiarni, była w stanie z łatwością stwierdzić, że to nie jest do końca jej typowa sceneria. Działająca zadaniowo Moody, chociaż z charakteru przypominała bardziej tykającą bombę, dość konsekwentnie gasiła w sobie własny ogień, widząc uśmiechających się odwiedzających.
Pozwoliła głosowi Brenny prowadzić się przez tłum, w milczeniu tylko potakując co jakiś czas. Duże ilości ludzi, którzy nie próbowali jej zabić ani wyśmiać rozkojarzały kobietę, a to sprawiało, że wyglądała nawet bardziej podejrzanie niż zazwyczaj.
- Uhuh. - Odparła niewyraźnie do Longbottom, kiwając głową na powitanie Mavelle, z którą znały się z pracy w Brygadzie. Obie wyglądały ładnie, ewidentnie wkładając jakiś wysiłek w dostosowanie się do pozytywnej atmosfery, jaka panowała w kawiarni. Ida wybijała się z tłumu, czarne dzwony i biała koszula wepchnięta do spodni, stanowiły małą wariację od jej typowego wyglądu. Zmusiła się jednak do rozpuszczenia włosów, które nawet porządnie uczesane spływały długimi falami na plecy, podtrzymywane na skroniach przez duże okulary przeciwsłoneczne typu awiator.
- Ida Moody. - Zerknęła najpierw na drobną blondynkę, o uroczo zaczerwienionych policzkach, a potem na towarzyszącego jej kota, który leniwie usadowił się na blacie.
Spokój, opanowanie i kontrola. Dziś nic nie miało prawa ją zaskoczyć, szczególnie w tak niepozornych warunkach. Nabrała powietrza i wypuściła nosem głęboki oddech, wreszcie skupiając się na rozmowie.
- Tiramisu. Pączki są za słodkie. I nic nie musisz mi kupować, stać mnie jeszcze na kawę. - Uniosła dłoń w znaku stop, głucha na czystą uprzejmość w głosie znajomej. Nawet gdyby miała przez miesiąc gryźć sam piach, nigdy nie pozwoliłaby nikomu kupować coś dla siebie.
Nikomu poza Eden, a i tego czasami żałowała, gdy piękne prezenty Lestrange wałęsały się z wyrzutem po jej lichym mieszkaniu, pozostawiając przy każdym spojrzeniu w ich stronę dekoncentrację ich niezrozumiałą relacją.
Przygryzła wnętrze ust, zmuszając się do porzucenia niewygodnego tematu myśli i zamiast tego skierowała w stronę Nory dalszą próbę rozmowy. - Fajna miejscówka. Pewnie dużo musiało ci zejść czasu na to całe... Pieczenie.
Miała nawet zamiar powiedzieć coś więcej, wysilić się mimo własnych ograniczeń na kontynuowanie rozmowy, ale skupienie zgromadzonych przeniosło się w stronę kogoś innego, toteż i oczy Moody posłusznie ruszyły w kierunku…
- Wybacz, spóźniłeś się na casting Mruczku, już kogoś wybrali. - Skrzyżowała ramiona, podbródkiem wskazując na rudowłosego kuguchara, spoczywającego obok Figg. Nie miała pojęcia na jakiej zasadzie ktoś przekonał, a może zmusił, Longbottoma do tego rodzaju wyczynów, ale w swoich umyśle Zeneida zgodnie podjęła decyzję, że prędzej sama sobie wykopałaby dół i rzuciła Avadę.
Na szczęście, skoro cała uwaga zapewniona już była innej jednostce, sama Moody mogła rozluźnić się nieco i prócz lekkiego uśmiechu uszczypliwości, skinąć w stronę ekspedientki, by zamówić czarną kawę. Oparła się o jedno z wysokich krzeseł przy blacie, obserwując jak do Brenny podchodzi kolejna osoba, tym razem witając ją z charakterystyczną dla wyższych sfer kurtuazją. Zaraz potem, do ich małego tłumu dołączyła kolejna czarownica i dopiero widząc je obie, Moody skojarzyła postacie ze wspomnieniem Kasyna Mirage.



give me a bitter glory.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#8
12.11.2022, 13:10  ✶  
Pierwsza do środka weszła Cecily. Zaraz za nią wszedł stos paczek i dziwnych kwiatków. Jako trzeci do środka wszedł Silas, który te wszystkie paczki i kwiatki niósł.

Omal się nie zabił, robiąc duży krok nad progiem, bo nie widział absolutnie nic przed sobą i szedł do przodu, kierując się głosem ukochanej. Na szczęście mówiła do niego cały czas. No i znał te okolice bardzo dobrze, bo pracował tu nie od wczoraj. W gruncie rzeczy miał nadzieję, że szepnie dzisiaj El na słówko coś o tym, że skoro teraz pracuje tak blisko Kotła, to być może Silly nie musi już biegać do jej lokum po ciasta sprzedawane w Kotle, tylko im je ktoś będzie dostarczał. A nawet jeżeli nie, to odległość pomiędzy Norą i wejściem na Pokątną była tak niewielka, że pośpi sobie w tygodniu o wiele dłużej, więc i tak fajnie. Tylko trochę tak głupio od tego zacząć - nie od tego, że się cieszy czyimś nowym biznesem, tylko tym, jak fajne jest to, że się będzie mogło wstać w poniedziałki i środy kilkadziesiąt minut później. Miał nieodparte wrażenie, że by do Cece zdzieliła przez łeb.

- Eeeeeeeeel - zawył zza paczek, próbując entuzjastycznie zatańczyć, ale paprotka na samym szczycie wielkiego stosu zachwiała się i Silly momentalnie zaprzestał podrygiwać - jak miło cię nie-widzieć, wielkie gratulacje otwarcia - mówił, kiedy jego ukochana ściągała z niego doniczki. Kiedy wszystko najdelikatniejsze zostało ustawione na stoliczku, Silly odłożył resztę paczek z boku na podłogę. - Czy to może stać tutaj? - Spojrzał na właścicielkę pytająco, po czym podbiegł do niej jeszcze, żeby ją wyściskać. - Tyś się tak urządziła, że już nikt mieszkający przy tej ulicy nie zrobi sobie rano kanapek do pracy w Ministerstwie, bo po co jak można kupić tutaj. - Po gwałtownym przytuleniu (a może bardziej przyciśnięciu), Silly już chciał wsadzić pomiędzy wargi papierosa i wyjść na pierwszą przerwę, ale wtedy zobaczył... kotka.

Nie musiała minąć nawet sekunda, a Silly już kucał przy Salemie i drapał go za uchem. Ba, przerzucił go na plecki, żeby drapać go też po brzuszku.

- No kto jest dobrym mruczkiem? No kto? - No kto będzie królem sierści w żywności sprzedawanej na wynos? - No kto ma mięciutki brzuszek? - Przesuwając swoimi palcami po błyszczącym futerku, Cresswell rozejrzał się po pomieszczeniu. Dojrzawszy obok siebie Erika Longbottoma zmarszczył nieco brwi, zadzierając głowę do góry. - Ciebie tak nie wypieszczę, ale muszę przyznać, że masz nieziemskie poczucie stylu. Najnowsza kolekcja Rosierów, tak?

Cecily Lupin
#9
14.11.2022, 01:42  ✶  
- ...No i ona zawsze marzyła o własnej cukierni, kawiarence takiej, więc nie wiem, jak ty, ale ja się naprawdę cieszę, że w końcu jej się udało. Uwaga, kałuża! Nie wdepnij w kałużę, bo przemoczysz skarpety, a potem to już prosta droga do przeziębienia, zapalenia płuc i kaplicy. Znaczy, nie życzę ci śmierci, tak? To tylko skrót myślowy. À propos skrótów, chodź, przejdziemy tędy - oświadczyła, w końcu biorąc chwileczkę przerwy na oddech, by złapać Silly'ego za ramię i poprowadzić nieco inną drogą. W ten sposób ominęli grupkę przechodniów zebranych wokół ulicznego sprzedawcy prasy i zaoszczędzili jakieś... pięć sekund.
Jednak nie należało marnować czasu w tak szczególny dzień.
- Eeeeeeeel - zawtórowała chłopakowi, kiedy weszli już do środka klubokawiarni, starając się zaryczeć nieco głośniej niż on. Niestety skończyło się to tak, że coś ją zadrapało w gardło i zaniosła się kaszlem. - Prze... - kaszlnęła raz jeszcze. - ...praszam. - Uśmiechnęła się promieniście, kiedy już przestała zdychać i postawiła na ladzie kartonowe pudełko. - Gratulacje! Przyniosłam ci trochę fantów, wiesz, takie drobne prezenciki. Nie dużo - mówiąc to wyglądała na speszoną, bo jakoś mało przekonująco przy tym brzmiała, kiedy w tle stał jej zakamuflowany wszystkimi tobołkami towarzysz. - No dobra, może przesadziłam. Ale patrz! - W tym momencie zanurkowała w przyniesionym przez siebie kartonie, z którego wyjęła średniej wielkości figurę kota z podniesioną, ale bujającą się samoistnie łapką. - Fajny kitku, nie? Chyba się nazywa maneki? Maneko? Nieistotne, nawet nie wiem, skąd to mam, ale, o, tutaj wrzuca się pieniążek - w tym momencie wskazała na dziurę wyżłobioną w głowie zabawki - więc możesz tego używać jako pojemnika na napiwki lub inny haracz, co tam chcesz. - Skończyła wreszcie prezentacje, po czym poklepała Norę po plecach tak mocno, jakby była dumna nie tylko z niej, ale i z siebie oraz rzeczonego kota-skarbonki.
Rozejrzała się po kawiarence; obróciła się kilka razy wokół własnej osi, podziwiając wystrój. Absolutnie nie zwróciła uwagi na ewentualne mankamenty, była absolutnie zachwycona. Cecily wiele nie trzeba było co prawda, ale tym razem naprawdę miała wrażenie, że Figg przeszła samą siebie.
- Bajecznie ci to wyszło - powiedziała, podpierając się pod boki. - W ogóle tam w tym, co przyniósł Silly jest kilka kwiatków. Wiesz, paprotki, pelargonie, takie tam. Jak chcesz to sobie porozkładaj je potem, zieleniej będzie. -
W tym momencie wróciła już do Cresswella, kucnęła tuż obok, gdy miział Salema i podarowała mu serdeczny buziak w policzek w ramach podzięki, że tak dzielnie przytargał tutaj wszystko bez szwanku.
- Erik, ile ci zapłaciła, żebyś to założył? I w pączkach, czy w galeonach? - zapytała Longbottoma, wreszcie zauważając jego fenomenalny strój. - Zmieszczę się tam razem z tobą? - Zaśmiała się, naprawdę gotowa dublować za nogi lub ramiona. Na pewno nie za głowę, w końcu Erik był od niej sto razy ładniejszy.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
14.11.2022, 14:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2022, 19:25 przez Nora Figg.)  

Pierwszą osobą, która pojawiła się na miejscu był Erik. Dostał od Nory bojowe zadanie, wykorzystała go - bo miała pewność, że jej nie odmówi. Jak zawsze. Wczoraj już widziała próbkę jego możliwości, kostium kota, który udało jej się zorganizować wyglądał na nim fantastycznie - jakby został dokładnie na niego uszyty. Ona to miała oko do dopasowywania kostiumów. Niesamowicie była z siebie dumna. - Wystarczy, że jesteś Erik, daj się ponieść, a myślę, że reszta przyjdzie sama.- Powiedziała jeszcze do przyjaciela.

Punktualnie - jak zawsze pojawiła się Brenna, nie przybyła jednak sama, a z obstawą, co niesamowicie ucieszyło pannę Figg. - Witaj Brenn, dobrze Cię widzieć, cieszy mnie, że nie przyszłaś tutaj sama! - Kolejne osoby do wykarmienia, a na tym jej najbardziej zależało. Znała kuzynkę Longbottomów - Witaj Mav, no zgadnij czyj?- Oczywiście, że nie Erika. Na pewno sam by nie wpadł na to, aby przebrać się za wyrośniętego kota. Coraz bardziej była jednak zadowolona ze swojego pomysłu, gdy widziała reakcje przybyłych gości. - Miło mi Cię poznać. - uścisnęła rękę Idzie, której to nie kojarzyła jeszcze. - Nora Figg, właścicielka tego przybytku - Wypadało się chyba przedstawić. - Trochę czasu zeszło, ale mam nadzieję, że było warto.

Kolejną osobą, która pojawiła się w środku była Serpahina Prewett. Nora nie znała tej kobiet. Podeszła do niej, aby uścisnąć jej dłoń i się przywitać, a nóż widelec przydadzą jej się nowe znajomości. - Nora Figg, ale nie trzeba było!- Odparła, kiedy tamta wręczyła jej torbę. Jak na razie nie zamierzała zajrzeć do środka. Odeszła na moment od towarzystwa, kiedy zobaczyła kolejną osobę, która przekroczyła drzwi. To Selwynówna, z którą w czasach nauki w Hogwarcie była naprawdę blisko. Nie spodziewała się, że ją tutaj dzisiaj zobaczy. Przytuliła wiec dobrą znajomą na przywitanie. - Alice, kopę lat, dawno Cię nie widziałam, bardzo mi miło, że tu przyszłać.- Naprawdę ucieszyła się z widoku kobiety. Może te plakaty wcale nie był takim głupim pomysłem, jeśli ściągną tu choć połowę jej znajomych z Hogwartu to będzie naprawdę wspaniałe rozpoczęcie działalności. Alice sięgnęła po ciastko z wróżbą, kiedy je przełamała ukazał jej się napis „Zagubiony pieniądz można odnaleźć, zagubione chwile - nigdy” Co zrobi z tą wróżbą? To już sprawa panny Selwyn.

Stała w okolicy drzwi, kiedy do cukierni weszła Cecily tuż za nią stos paczek, i ktoś jeszcze, kogo nie mogła dostrzec zza tego całego cygańskiego taboru, który ze sobą przynieśli jednak domyśliła się, że był to Silly. To musiał być on, prawda? - Cecily, czyś Ty do reszty oszalała? Tyle tego, czy przyniosłaś tu połowę swojego domu? Znaczy Silas przyniósł? Merlin Cię opuścił.- Uśmiechnęła się do kobiety. Humor miała wyśmienity, gdyż właściwie to pojawili się tutaj wszyscy najbliżsi jej sercu. - Oczywiście, stawiaj gdzie popadnie.- Powiedziała jeszcze do Silly'ego, a gdy uwolnił się od tych wszystkich fantów, mogła go na spokojnie uścisnąć na przywitanie. - Ty to się z nią masz...- Szepnęła mu jeszcze po cichu, żeby Cecily nie usłyszała. - Powiem tak, mam nadzieję, że będzie dokładnie tak jak mówisz, bo nie zamierzam szybko zwinąć interesu, także przekazujcie dalej, że to cudowne miejsce już działa.- Liczyła, że przepowiednia Cresswella się spełni. - Kotek, cudowny kotek, my lubimy wszystko, co związane z kotkami!- Odparła z entuzjazmem do Cecily, podeszła bliżej, aby obejrzeć dokładnie ten podarunek. - Postawmy go na ladzie!- Nie zwlekając zbyt długo, postawiła prezent w miejscu, które wydawało się być do tego idealne. - Piękne kwiaty, na pewno znajdziemy dla nich miejsce!- Czy Erik już wczoraj nie wspominał, że ma tutaj zbyt wiele bibelotów? No, ale kto by się tam tym przejmował.

Salem spacerował sobie między gośćmi - Witam panienkę Longbottom. - odparł do Brenny, gdy ta się z nim przywitała. - Widzę, że na panienki znajomości zawsze można liczyć.- Dodał jeszcze, zadowolony z tego, że przyprowadziła swoich znajomych. No i wtedy, wtedy kocur został zauważony przez Silasa. Nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy mężczyzna zaczął go miziać. Nie powinien tak publicznie, wśród tych ludzi, ale było to takie przyjemne. - Jestem najlepszym mruczkiem na świecie. Ja mam mięciutki brzuszek!- Powiedział, a może wymruczał gadający kocur. - Och, jak przyjemnie, niech pan nie przestaje.- Kot wyglądał na bardzo zadowolonego!

- Dobrze, teraz może czas na specjały.- Nora podeszła do baru i sięgnęła po tacę, na której znajdował się cały stos pączków. Przeszła z tacą obok wszystkich gości, aby każdy mógł sobie wybrać jednego pączka. - Smacznego!- Była ciekawa, czy spodobają im się efekty spowodowane przez magiczne pyszności, z drugiej jednak strony potrzebowali jakichś atrakcji, musiała sobie jakoś przyciągnąć klientów.



Prośba ode mnie na rzut k10, żeby zobaczyć, jaki pączek się komu trafił
Jednak nie k10, wybieracie liczby 1-10, żeby się nie powtarzały, 1, 3, już zajęte
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (2193), Brenna Longbottom (1899), Erik Longbottom (1998), Mavelle Bones (980), Seraphina Prewett (393), Alice Selwyn (607), Ida Moody (500), Bard Beedle (856), Cecily Lupin (465)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa