Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Brenna miała szczery zamiar iść spać. Miała za sobą długą dobę – od śniadania z Heather, przez pobyt na Lammas, wieczorną wizytę w Księżycowym Stawie i nocne godziny w pracy po poranny incydent z goblinami. Zmęczony umysł przetwarzał wszystko, co zdarzyło się w ostatnich dniach. Szukanie Tymoteusa Salta, napisy na ścianach podziemnych ścieżek, złowieszcze słowa mężczyzny. Zraniona Heather, Atreus pojawiający się znikąd w podziemiach, atak. Heather i Cameron, Dora wędrująca po sabacie z niezmienioną twarzą, wizja wyprawy na wyspę – niedługo powinni wiedzieć, gdzie szukać…, przedziwna atmosfera Księżycowego Stawu i Millie, którą wypisano z Lecznicy, ale która zdawała się tak strasznie zagubiona. Uważny wzrok matki, po tym, jak Bulstrode opuścił stoisko Potterów.
Chciała zasnąć chyba nie tyle po to, aby się wyspać, ale by choć przez chwilę nie myśleć i nie pamiętać o problemach. W tych chwilach, gdy umysł wędrował na krawędzi jawy i snu, tuż przed zaśnięciem i tuż po przebudzeniu, wszystko przez moment zdawało się proste: nim jeszcze elementy wracały na swoje miejsce i uświadamiałeś sobie, co stało się w ostatnim czasie i co jeszcze może się stać.
Ale ledwo weszła do pokoju, dostrzegła karteczkę, pozostawioną przez wuja.
Spochmurniała, gdy czytała krótką wiadomość. Nie było to nic nowego: śmierciożercy, złowieszcze plany, niezrozumiałe wizje zwiastujące zagładę, borykali się z tym już niemal dwa lata. A mimo to nie dało się do takich wieści z lekkim sercem. Przynajmniej ona tego nie potrafiła.
Jesień, Dolina, wrogowie.
Miała ochotę pobiec do pokoju wuja od razu, ale kilka minut nie mogło zrobić dużej różnicy, a ona chciała być przytomna, gdy będzie rozmawiać z Morpheusem i możliwie spokojna, a przynajmniej taki spokój udawać. A i pora była wczesna. Dała więc mu jeszcze pół godziny snu, a sobie ten czas na ogarnięcie: dość czasu na szybkie umycie, przebranie w domowy strój i przede wszystkim upewnienie się, że podczas rozmowy utrzyma nerwy na wodzy. Trochę rozbudzona przez chłodną wodę, otoczona truskawkowym zapachem tego samego szamponu, który tego popołudnia Tedy tak zachwalał na stoisku matki, już w pełni opanowana – miała nadzieję, że opowieść Morpheusa nie rozbije tego opanowania w pył – skierowała się do jego pokoju.
Wuj mógł jeszcze spać, ale uznała, że istnieje szansa, że potem się miną, gdy ruszy do pracy, zapukała więc bez wahania.