• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[12.08.1972] Symphony of the drunk man | Charles, Rodolphus

[12.08.1972] Symphony of the drunk man | Charles, Rodolphus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
27.08.2024, 22:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 06:52 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

12 sierpnia 1972
Mieszkanie Rodolphusa

Sam nie wiedział, co teraz do końca czuł. Nie był zły: być może lekko poirytowany faktem, że nie wziął pod uwagę kilku czynników, mogących wpłynąć na szybsze upojenie Charlesa. Być może trochę za bardzo się pospieszył, ale skoro los dawał mu w darze pijanego mężczyznę, to przecież nie mógł tak po prostu tego daru wyrzucić, prawda? Jednocześnie miał wrażenie, że Mulciber zaczyna mu ciążyć. To nie tak, że nie był wysportowany: dbał o to, by zachować odpowiedni balans między nauką, a ćwiczeniami fizycznymi, tak by jego ciało mogło sprostać wielu wyzwaniom. Jednak to właśnie nauka, książki i praca przy ludzkich głowach pochłaniały lwią część jego czasu. Na dodatek Charles nie należał do niskich chucherek, które mógłby przerzucić przez ramię i tak po prostu wnieść po schodach. Męczył się, mimo że przecież Horyzontalna nie była aż tak mocno oddalona od Pokątnej. W połowie drogi musiał sięgnąć po magię i się nią wspomóc, bo inaczej zataczaliby się jak dwójka pijanych przygłupów. A przecież tylko Charles był pijany. On co prawda wypił dwa kieliszki i nie był do końca (wcale) przyzwyczajony do alkoholu, lecz zaledwie szumiało mu w głowie, a ruchy stawały się słodko ociężałe. Mózg rozkosznie zwolnił, co dla niektórych było efektem, którego pożądali. Jego osobiście ten efekt przerażał. Właśnie dlatego nie sięgał po alkohol.
- Oprzyj się o ścianę - mruknął, gdy dotarli na piętro, na którym znajdowało się jego mieszkanie. Jego, nie czyjeś - on nie wynajmował. On posiadał. Niemalże z czułością oparł Mulcibera o ścianę, tak by ten znowu nie wywinął orła. Gotów go był przytrzymać, gdyby nagle znowu nogi się pod nim ugięły. Sam musiał jednak zdjąć zaklęcia zabezpieczające drzwi, a potem dopiero sięgnąć po klucze. Gdy drzwi stanęły otworem, pomógł chłopakowi wejść do środka.

Przeszli do salonu, który widać było z krótkiego korytarza. Od razu w oczy rzucała się pedantyczna wręcz czystość. Maniera, którą razem z Robertem podzielali w stu procentach. Wokół musiał być idealny porządek, chociaż mieszkanie było na tyle małe, że nie było tu miejsca na skrzata domowego. Sam sprzątał? Albo po prostu niezbyt często tu bywał. Mieszkanie nie przejawiało w każdym razie żadnych oznak ciepła i ciężko je było nazwać prawdziwym domem. Ot, wyglądało jak mieszkanie z katalogu - kompletnie bezosobowe, zimne i puste. Nie było tu ozdób, kwiatów czy nawet świec. Poza jednym, stojącym pod oknem. Sanseweria kompletnie nie pasowała do tego wnętrza i zapewne Lestrange sam jej tu nie przytargał. Drzwi do łazienki były uchylone, z kolei drzwi naprzeciwko - zamknięte. Tam musiała być sypialnia. Otwarta kuchnia lśniła czystością, nie było tam jednak żadnych sprzętów na widoku. Nawet jednego talerza. Całe mieszkanie pachniało wyłącznie perfumami Rodolphusa: palonym drewnem, morską bryzą i dymem. A także pustką.

W środku było cholernie pusto i cholernie bezosobowo. Nie było tu żadnych obrazów, zdjęć czy prywatnych rzeczy. Zupełnie jakby to mieszkanie miało zostać wystawione niedługo na sprzedaż i tylko czekało na odwiedzających, by zerknęli, czy wszystko im tu odpowiada. W salonie, do którego Lestrange zaciągnął Charlesa, znajdowała się duża kanapa, niski stolik kawowy w ciemnych barwach oraz dwa fotele. W kącie stał barek z różnymi rodzajami alkoholi. Było ich dużo, bardzo dużo - część była otwarta, część nie. W niektórych brakowało alkoholu, lecz żadna z butelek nie była chociażby do połowy opróżniona.
- Usiądź lepiej - powiedział nadzwyczaj łagodnie, planując posadzić Mulcibera na kanapie. Wzrokiem już szukał konkretnej szafki w kuchni, w której powinny znajdować się eliksiry. Nie mogły stracić ważności, kupił je niedawno. Wszystkie swoje, z których regularnie korzystał, miał u Nicholasa - tutaj trzymał zapasowe, które kiedyś mogły być przydatne.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#2
28.08.2024, 18:56  ✶  
Charliemu nie było łatwo, ale nie było też tragicznie, bo jego dobra pilnował nowy znajomy. Nie tylko pozwolił uwiesić się własnego ramienia, ale też wyprowadził z zadymionego, dusznego pubu na zewnątrz, gdzie Mulciber mógł odetchnąć świeżym powietrzem. Było mu to potrzebne, bo z każdym wdechem miejskiego, ciężkiego powietrza robiło mu się lżej na żołądku i mijało to nieprzyjemne uczucie, które sugerowało rychłe pozbycie się zalegających w nim cieczy. Charlie Mulciber nie miał pieniędzy, szkoda byłoby więc zwracać coś, za co w jakiejś mierze zapłacił.

Nie wiedział jeszcze, że w normalnych warunkach płaciłby też zdrowiem, gdy kolejnego dnia zatrucie organizmu dałoby o sobie znać. Nim jednak kolejny ranek nie nadszedł, nie zamierzał się tym przejmować, bo wiele skupienia wymagało stawianie jednej nogi za drugą. W pewnym momencie stało się to jakby łatwiejsze, lecz nie dociekał, czy była to wina magii, czy czegokolwiek innego. Musiał zmusić się do utrzymania pionu i zmuszeniu stóp do ruchu.

- Dz-dzięki. - Wymamrotał, gdy oparto go o ścianę, tuż po wspinaczce po schodach. Wsparcie muru pozwoliło mu nie przewrócić się, do tego tynk był tak przyjemnie chłodny... Charles pozwolił sobie na chwilę przytulenia do nowoodnalezionej rozkoszy. - To to mieszkanie? Zostawisz mnie tutaj?

Charles nie chciał być samotny. Dość miał samotności, którą przeżywał nie tyle przez ostatnie miesiące, co lata. Towarzyszami byli tylko członkowie rodziny i miał problem, by zawiązać głębszą relację z kimkolwiek. Rolph wydawał się odpowiednią osobą do męczenia swoją personą.

- Mhmmm… - Mruknął z zadowoleniem, rozglądając się po mieszkaniu, gdy zdołał już usiąść na kanapie. Rzeczywiście było czysto, a Charlie czystość uwielbiał. Nie skomentował pustki, bo skoro stało puste, nie musiało zawierać rodzinnych pamiątek Lestrange'ów. - Ładnie tutaj. Bardzo. - Chwalił, rozkładając się na sofie.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
28.08.2024, 20:58  ✶  
Lestrange zerknął na Charlesa z ukosa. Czy był aż tak pijany, czy po prostu głupi? Naprawdę wierzył, że byłby w stanie zostawić kompletnie obcą, nawaloną osobę w swoim mieszkaniu? Nawet jeżeli już w nim nie mieszkał?
- Jesteś drugą osobą w całym moim życiu, która pochwaliła wystrój tego wnętrza - z czego jedna nie zrobiła tego wprost, a druga była najebana. Nie żeby go to obchodziło, bo takie właśnie wystroje lubił: surowe, bezosobowe. Całkowicie nierozpraszające i niełapiące kurzu. Nie tak dawno temu miał rozmowę na ten temat z Victorią, która nie potrafiła zrozumieć, jak bardzo nie lubił kurzołapów: mimo że miał do pomocy skrzaty i magię. Nienawidził durnostojek, obojętnie czy były czyste, czy pokryte cieniutką warstewką pyłu.

Nie podziękował, nie odezwał się na ten temat więcej. Miast tego podszedł do barku i sięgnął po odwróconą do góry dnem szklankę. Chwilę obracał ją pod światło świec, żeby upewnić się, że była na pewno czysta. Mimo iż mieszkanie stało puste, to była to kolejna gra: skrzaty miały dbać o nie tak, jakby nadal tu mieszkał. Czasem tu przychodził, udawał że nadal tu urzęduje, gdy zjawiał się jeden z nich i zabierał do sprzątania. Wtedy wychodził i nie musiał już wracać, a potem miał spokój na dłuższy czas. Ważne było jednak to, by sprawić wrażenie, że on tu mieszka. Czyste szklanki, uzupełniana woda w karafce, po którą teraz sięgnął, poprzesuwane książki. Chciał uniknąć niewygodnych pytań - starał się ich unikać tak długo, jak tylko mógł. A przynajmniej dopóki nie znajdzie rozwiązania, które zadowoli zarówno jego, jak i jego rodziców w pewnej... Delikatnej kwestii.
- Napij się - polecił, wracając ze szklanką pełną wody. Widział jednak, że Mulciber nie do końca trzyma pion, więc na razie się nie ruszał, w razie gdyby ten nagle postanowił zaliczyć bliskie spotkanie z ziemią. Albo kanapą. Picie na leżąco to była jedna z tych głupot, które każdy z ludzi kiedykolwiek popełnił - zwykle w czasach dzieciństwa, lecz alkohol potrafił tak mocno ogłupić, że nie zdziwiłby się, gdyby i dorosły próbował to powtórzyć. - Jesteś na coś uczulony? Wolałbym nie teleportować się z tobą w takim stanie do Munga, jeżeli okaże się, że wystąpi jakaś niepożądana reakcja na eliksir.
Wolał dopytać, bo gdyby zjawili się w szpitalu, to na bank rozniosłoby się to po ludziach. A Lestrange starał się unikać zbędnego rozgłosu. Obserwował przy okazji, czy mu się Mulciber nie przekręci albo nie zerzyga przez tą nagłą zmianę pozycji ze stania do siedzenia i rozpłaszczenia się na kanapie. Jak na ten moment wydawało się, że Rodolphus był niezwykle uprzejmym, miłym kolegą, który dbał o innych. I nie wyglądało na to, by planował go zostawiać.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#4
28.08.2024, 21:24  ✶  
Zaprzestawszy rozglądania po pomieszczeniu, Charlie złożył głowę na oparciu tak, by było mu jak najwygodniej, a jednocześnie by nie zsunął się do pozycji horyzontalnej. Wzrok wlepił w biel sufitu, by świat przestał wirować. Było mu jeszcze odrobinę, parę odrobinek lepiej.

- Nie wystrój. - Uniósł dłoń, by podkreślić swoje zaprzeczenie, ta jednak szybko opadła z powrotem na kanapę obok niego. - Czysto. Czystość. Podoba mi się. Dom wuja jest... hm, zagracony i ciemny. - Wyjaśnił powoli, uściślając, na co zwrócił uwagę. Rzadko przebywał w tak sterylnych miejscach, ale te sprawiały, że czuł swojego rodzaju spokój. Ulgę, jakby nie musiał przejmować się żadną drobiną kurzu i żadnym ziarenkiem piasku na podłodze. Mógł tu mieszkać i odnaleźć spokój.

Charles nie ruszał się ze swojego miejsca. W pewnym momencie nawet przymknął oczy i zatopił się w miłym błogostanie. Jego myśli były zupełnie puste, po raz pierwszy od wielu, wielu dni nie myślał ani o zbliżającej się pracy, ani o problemach z wujem i ojcem, ani nawet o świeczkach, które zaczęły tę złą passę. Był odprężony, jego oddech zwolnił i byłby zasnął, ale Rodolphus wrócił ze szklanką wody. Chcąc nie chcąc, musiał ocknąć się i odebrać naczynie. Radził sobie sam, choć dłoń nieco mu drżała.

- Nie jestem. Kiedy byłem mały, mój brat testował na mnie swoje mikstury. - Podzielił się informacją i upił mały łyk wody. Zrobiło mu się lepiej, więc upił jeszcze jeden, większy. - Jeśli po tym nie umarłem, to nie umrę. Jaki masz eliksir? - Zapytał, podnosząc ciemne, nieobecne spojrzenie na swojego nowego ulubionego kolegę. - A może masz jeszcze whisky?
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
28.08.2024, 22:58  ✶  
Tu na moment przystanął. Zmarszczył brwi w zamyśleniu i być może w jakimś swojego rodzaju zaskoczeniu. Co prawda był tylko w gabinecie Roberta, a potem minął nawet kilka par drzwi i korytarz, gdy Richard kazał mu wypierdalać, zanim wywali go przez okno, ale nie powiedziałby, że dom Mulciberów był zagracony. Ciemny, ciężki i oblepiający płuca - tak. Ale zagracony? Czy może gabinet Roberta wcale nie znajdował się w jego domu? Nie zdziwiłby się, gdyby Robert tak postąpił: w jakiś sposób zamaskował większą część domu tak, by ukryć jego serce przed wzrokiem Rodolphusa. Z drugiej jednak strony tamtego dnia Lestrange zjawił się w domu nieproszony, przy pomocy świstoklika.
- Nie jestem pewien, czy mówimy o tym samym domu - przyznał w końcu, nieco ostrożnie. - Lecz co prawda nie bywałem tam za często. Raz, tak w zasadzie. Większość interesów z Robertem i Richardem odbywała się w restauracjach. Powinniście pomyśleć o otworzeniu sklepu gdzieś niedaleko.
Zasugerował, chociaż przecież doskonale wiedział, że Robert miał swój sklep na Nokturnie. Ale Nokturn i Podziemne Ścieżki nie bez powodu miały taką a nie inną reputację: nie wiedział, czy Charles został wtajemniczony w ten etap biznesu, więc postanowił po prostu zgrywać niewinnego, bezbronnego klienta, który skupuje u Mulcibera chłam. Znaczy się kadzidła. Prawda była taka, że nigdy by go nie tknął, nawet gdyby od tego zależało jego życie. Wiedział jakie zdolności ma Robert, przez co korzystanie z tych kadzideł byłoby głupotą.

- Wypij go na koniec - odpowiedział dość wymijająco, wyciągając różdżkę. Machnął nią raz i drugi, a potem przeszedł do kuchni. Charles mógł usłyszeć dźwięk otwieranej szafki - oraz dźwięk podnoszącej się szklanki i dziwnej karafki w kształcie globusa ze statkiem w środku, która przechyliła się i zaczęła napełniać bursztynowym płynem. Szklanica napełniła się do połowy i podpłynęła w powietrzu do chłopaka mniej więcej w chwili, w której Lestrange wrócił z fiolką. Pękatą, wypełnioną błękitnym płynem. Nie miała etykiety, ale mieniący się srebrno-niebieski kolor wyglądał bardzo kojąco i oczyszczająco. - Albo jesteś młodszy, albo bardzo ufasz umiejętnościom brata. Ten tutaj eliksir został wytworzony przez jednego z członków mojej rodziny. Pozwala oczyścić organizm z toksyny, którą jest alkohol. Działanie nie jest natychmiastowe, oczywiście, lecz to jest cena za brak nieprzyjemnych skutków ubocznych. Jeżeli wypijesz go przed snem, jutro obudzisz się bez kaca.
Powiedział, ostrożnie odkładając fiolkę na stolik. Usiadł na kanapie obok Mulcibera, lekko obracając ciało w jego stronę. A więc Leonard zajmował się eliksirami. Cóż, Richard nie chwalił się swoimi potomkami - ciekawe dlaczego. Ale Lestrange skutecznie wyłuskiwał kolejne informacje na temat tej rodziny i notował je skrzętnie w pamięci. Pozostawała jeszcze tajemnicza Scarlett, ale tu się nie spieszyło.
- Zamiłowanie do porządku to jedna z rzeczy, która łączy mnie z twoim wujem[b]- wrócił do tematu, lekko wzruszając ramionami. [b]- A przynajmniej tak mi się wydawało. Skoro jednak mówisz, że dom jest ciemny i zagracony... Nie miej oporów, by się tu rozgościć, skoro mieszkanie ci pasuje. W przestrzeniach takich jak ta można prawdziwie odpocząć. Dać sobie czas na przemyślenie pewnych kwestii bez niepotrzebnych rozpraszaczy. Lub też zacząć od nowa.
Cóż, to mieszkanie było świadkiem naprawdę wielu rzeczy. Wielu spisków, wielu kłótni, wielu knowań ale i wielu godzin ciszy, gdy Rodolphus wracał po pracy, siadał na tej właśnie kanapie i po prostu regenerował siły.
- Jeśli potrzebujesz się upić, nie krępuj się. Nie zostawię cię. Chociaż osobiście uważam, że alkohol wyrządza nam zbyt wiele krzywdy i zbyt łatwo wpaść w jego sidła - powiedział jeszcze, chociaż starał się by ton jego głosu nie brzmiał specjalnie oceniająco. - Powoduje, że ludzie mówią i robią rzeczy, których normalnie by nie robili. Na dodatek potrafi trwale spustoszyć organizm.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#6
29.08.2024, 13:45  ✶  
Charles musiał mieć nieco inne przyzwyczajenia i upodobania niż Robert, czy nawet Richard. Durmstrang wypuszczał ze swoich surowych murów silnych, poważnych mężczyzn i rzeczywiście musiał być dobry w swoim zadaniu, skoro ukształtował nawet z natury dobrodusznego Charlesa. Młody Mulciber wolał surowe ściany od uroczych pokoików naćkanych obrazkami z ulubionym pieskiem.

- Może nie. - Charles nie sprzeczał się z Rodolphusem. - Nie wiem, czy wuj ma jakieś inne domy. Pewnie tak. Zachowuje się jak bogacz. - Powiedział, marszcząc nos. Nie miał pojęcia o prawdziwym majątku wuja, bo choć jego najbliższej rodzinie się nie przelewało zbytnio, to też nigdy niczego nie brakowało. Robert zaś wyglądał na osobę, która mogłaby ukrywać majątek nawet przed własnym bliźniakiem. Z drugiej strony, była też Lorien, która, jak się wydawało, była obrzydliwie bogata. - Dobrze go znasz? Wuja? I mojego tatę? - Ciemne oczy przeniosły się ze szklanki z wodą na twarz Rolpha. Jak Lestrange mógł skłamać patrząc w tak ufne oczy? - Sprzedawali ci świeczki i kadzidła? Jeśli kupowałeś jakieś w lipcu, pod koniec, możliwe, że ja je zrobiłem. - Uśmiechnął się, jakby sama myśl, że Rolph używał jego wyrobów, go ucieszyła. Oparł szklankę na kolanie.

Chociaż jeszcze prosił o whisky, nie od razu zainteresował się kolejną porcją, skupiając bardziej na wodzie, gdy podświadomość podpowiadała, że alkoholu było już dość. Szklanka zawisła w powietrzu, ale i przykry nastrój pełen złości, który towarzyszył im w pubie, zamienił się w coś o wiele przyjemniejszego.

- Co to? Hm? - Charles zainteresował się bardziej fiolką tajemniczego płynu aniżeli whisky. - Mój brat by mnie nie zabił. To przecież mój brat! Teraz dzięki temu jest uzdrowicielem, ma dobrą pracę w szpitalu. A ta mikstura... Masz dość dla siebie? - Zatroszczył się najpiew o kolegę, gdy brwi zeszły się, zdradzając zaniepokojenie. - Ty wypij, ze mną będzie w porządku, dam radę. - Przyjaźnie klepnął Rolpha w udo. - I o tym mówiłem, Rolph. Ledwie mnie znasz, a tyle robisz! Obiecuję, że zadbamy o to mieszkanie. Leo też jest porządny, a obaj potrzebujemy zacząć od nowa. Dość już mieszkania z wujem i kuzynką, o miesiąc za długo.

Charlie zdradzał coraz więcej, ale nie widział tego w swoich wypowiedziach. Język trochę mu się plątał, w głowie szumiało, ale zaczynało być bardziej przyjemnie, gdy skupiło się na pomocy Rolpha zamiast na krzywdzie doznanej ze strony rodziny.

- Nie chcę pić jeśli ty nie chcesz. - Wyparł się, ale ostatecznie nie zostawił szklanki wiszącej w powietrzu. Złapał ją i chyba tylko w odruchu przycisnął do ust, zaprzeczając tym samym swoim słowom. - Zabawne, że coś podobnego mówił mój znajomy o opium, a sam mnie częstował. Paliłeś kiedyś opium? Ja tylko raz. Hej, może masz trochę opium i fajkę?
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
31.08.2024, 22:24  ✶  
Zachowuje się jak bogacz... Rodolphus uniósł kącik ust na tę wzmiankę. Dobrze, że siedział na tej samej kanapie, co Charles, bo nie musiał zbytnio podnosić głosu, by wyrazić opinię na ten temat. I chuj, że nikt o nią nie pytał.
- Charles, prawdziwego bogacza poznasz po tym, że nie zachowuje się jak on - rzucił lekkim tonem, pozwalając sobie na tę uszczypliwość względem starego Mulcibera. Co mu zrobi - nakrzyczy? Przecież nawet nie wiedział, że rozmawia z Charlesem. Jedyne co to mógł się domyślić że ktoś mu właśnie dupę obrabia po piekących uszach.

Gdy zapytał go o to, jak dobrze zna bliźniaków, Lestrange utkwił swoje szare spojrzenie w oczach Mulcibera. Jakże mógłby skłamać, patrząc w te wielkie, sarnie ślepia? Aż prosiło się o to, by ucałować zmarszczone czółko, przytulić chłopaka i zapewnić go, że będzie dobrze. Że wszystko się ułoży. I pewnie każda inna osoba by tak zareagowała, jednak na Rodolphusa nie działały proszące, ufne oczy. Uważał je za oznakę słabości, a został nauczony, że słabości należy wykorzystywać.
- Nie do końca. Łączą nas wspólne interesy. Cierpię na wyjątkowo paskudną przypadłość, która potrafi sprawić, że ludzie tracą rozum - odpowiedział dość enigmatycznie, lecz w jego stalowoszarych ślepiach błysnęło rozbawienie. Oparł się swobodnie na kanapie, nie spuszczając wzroku z Mulcibera. - Ze względu na moją pracę czasem trudno mi uspokoić myśli. Cierpię na bezsenność, Charles, a chyba nie ma czarodzieja w naszym świecie, który nie wiedziałby, jak niebezpieczna to jest przypadłość, jeżeli tylko pozwolimy jej się wymknąć spod kontroli.
Westchnął, odruchowo unosząc dłoń. Przeczesał palcami czarne włosy, które jakby samoistnie chciały układać się do tyłu. Czasem tylko kilka luźniejszych kosmyków opadało mu na czoło, tak jak teraz. Ich dotyk irytował go, ale jednocześnie od lat nosił tę samą fryzurę i nie planował jej zmieniać.
- Tak, kadzidła. Czasem z nich korzystam, żeby nie uzależnić się od eliksirów. Chociaż można powiedzieć, że jednak mam swój nałóg i po prostu bez wspomagaczy nie jestem w stanie zasnąć - odpowiedział cicho, nieco się krzywiąc. Odkąd pamiętał uważał, że używki i nałogi są dla słabych, ale prawda była taka, że sam miał swoje. Nie tak destrukcyjne jak na przykład alkohol czy narkotyki lub papierosy, ale też zmuszające go do zażywania czegoś regularnie, by móc normalnie funkcjonować. - Nasze kontakty są czysto biznesowe, więc jeżeli liczyłeś na rzucenie innego światła na ich zachowanie, to jednak będę musiał cię rozczarować.
Gdy zapytał o eliksir dla niego, Lestrange pokręcił głową. Jak by mu to delikatnie wytłumaczyć...
- Ja go nie potrzebuję, Charles. Momenty, w których piję alkohol, można policzyć na palcach jednej ręki. Po prostu wolę zapobiegać niż leczyć - wyjaśnił, kiwając ze zrozumieniem głową, gdy chłopak zaczął mu opowiadać o bracie. Uzdrowiciel, być może alchemik. Pracuje teraz w Mungu. Do Munga miał bardzo łatwy dostęp, w końcu jego rodzina nim zarządzała. Co prawda byli nieco salty, że wybrał inną ścieżkę kariery, ale przecież nadal obracał się wśród ludzkich organów. Drgnął nieco, gdy poczuł klepnięcie w udo. Korciło go, by odpowiedzieć na ten dotyk, ale podejrzewał że jakby go odklepnął, to Charles mógłby już nie wstać. Tłumaczył sobie, że dotyk był jednym z jego sposobów na okazywanie wdzięczności. Na swojej drodze spotkał wiele takich osób i chociaż tego kompletnie nie rozumiał, to jako tako akceptował fakt, że tacy byli. O ile go nie dotykali bez pozwolenia. Tymczasem to był już drugi raz, kiedy Charles go dotknął tak po prostu. Rolph zmarszczył brwi, niby to w zamyśleniu. - Jeżeli nie będziemy sobie nawzajem pomagać, to na kogo wyrośniemy?
Zaraz się zrzyga. Powinien dostać jakąś nagrodę za aktorstwo i bycie największym łgarzem, chodzącym po tym świecie.
- Nie, nie paliłem i nie trzymam takich rzeczy w domu - odpowiedział, mrużąc lekko oczy. Narkoman? Lepiej nie mógł trafić. - Twój znajomy miał wiele racji. Co prawda uważam, że alkohol jest niebezpieczniejszy, bo istnieje społeczne przyzwolenie na jego spożywanie. Alkohol pije się do obiadu i do kolacji, alkohol towarzyszy nam na przyjęciach i spotkaniach towarzyskich. Często ludzie zachwycają się jego smakiem, a młodsi - efektami po spożyciu.
Mówiąc to sięgnął dłonią do dłoni Charlesa, która trzymała szklankę. Musnął swoimi palcami jego palce, by zręcznie wyciągnąć szkło z whisky z jego uścisku.
- Ale czymże byłoby życie bez odrobiny hipokryzji, prawda? - zapytał niby to od niechcenia, zanim upił z tej samej szklanki naprawdę mały łyk. Skoro Charles nie chciał pić jeżeli on nie pije, to weźmie te kilka łyków. Musiał tylko pamiętać, żeby nie przesadzić. Miał praktycznie zerową tolerancję na alkohol, bo niezbyt często go pił. A przecież wychylił w pubie dwa kieliszki, a teraz wziął kolejny łyk whisky. - Dlaczego w ogóle z nimi zamieszkałeś? Jesteś dorosły. Nawet jeżeli ich kochasz, bo to twoja rodzina, to wracanie pod skrzydła rodziców w dorosłym wieku aż prosi się o katastrofę.
On kochał swoją matkę, ojca szanował. Ale gdyby miał wrócić do rodzinnej posiadłości, to prędzej wolałby upierdolić sobie język, niż zostać tam na dłużej niż dwie noce.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#8
02.09.2024, 17:24  ✶  
Charlie nie był bogaczem i chociaż nauczono go uważana się za lepszego ze względu na nazwisko, rodzinny majątek nie był tym, czym mógłby się chwalić. Mimo to, z Rodolpusem rozmawiał jak równy z równym. To, iż urodził się w mniej majętnej gałęzi Mulciberów, o niczym nie świadczyło.

- Spodziewam się, że wuj nie ma złamanego grosza. - Charlie prychnął nieprzyjemnie w odpowiedzi na słowa Rolpha. - A to wszystko to tylko svindel. - - Wdarło mu się norweskie określenie. - Nie musiałby pracować w świeczkach, gdyby był bogaty. Nie jest osobą, która by to lubiła. Nie ma... Lidenskap. - Pstryknął palcami, by przypomnieć sobie odpowiednią nazwę. - Pasji! - Rozczarowanie brakiem buziaka w czółko nie dotarło do Charlesa w czas, bo już słuchał słów kolegi odnośnie swojego ojca i dalszej tyrady na temat wuja. Mówienie źle o Robercie było jak miód na uszy skrzywdzonego bratanka, nawet jeśli większość nieprzyjemności wychodziła z jego własnych ust. - Staram się robić kadzidła i świeczki jak najlepiej. Ładnie, porządnie. Niektóre ozdabiam, jeśli mam czas. On... On robi, jakby musiał. Jakby tylko to mu zostało. Albo... Albo to wprawa. - Zastanowił się, nie wiedząc, czy przypadkiem nie czyta źle informacji dawnych mu przez świat. - Mój brat może uwarzyć dla ciebie eliksir, a ja zwinę ci kadzidło. Porządnie. - Obiecał, chociaż chyba nie do końca na tym zależało Rodolphosowi. Nie miało to znaczenia. - Możesz używać ich na zmianę, w ten sposób nie stracisz rozumu. Byłoby szkoda. - Uśmiechnął się, nie kryjąc miłych, dobrych emocji za ledwie błyskiem w oku, a nosząc je na zewnątrz, jak ozdobę. - Czym się zajmujesz? Jeśli potrzebujesz czegoś na uspokojenie myśli, Leonard może ci pomóc. Jest młody, ale dobry z niego lekarz. On również ma pasję. Nie musisz toczyć tej bitwy samemu.

Charlie wierzył w brata. Znał jego zamiłowania do eksperymentów, szczególnie z truciznami, ale przecież Rodolphus byłby pacjentem. Nie zrobiłby krzywdy swojemu dobrodziejowi, który zapewnił mu dach nad głową!

- To żałosne, prawda? Jeden Mulciber ma pasję do pomagania pacjentom. - Stwierdził na pozór wesoło, a w jego głos znów wdarła się gorycz. - Drugi do lepienia z wosku i zwijaniu suchych roślin w kępki. Każdy z nas ma problemy. Ty nie możesz spać przez wagę swojej pracy, ja nie mogę przez świadomość, że jestem nikim i zostanę nikim. - Przyznał, ale nie walczył i oddał Rolphowi szklankę alkoholu, chociaż ta była mu potrzebna do uciszenia podłych myśli, które wdzierały się na powrót do głowy. Jego nastroje oscylowały jak źle wyważone wahadełko, tylko podburzane alkoholem. - Nie ma znaczenia, czy piję, czy palę... Chociaż nie palę wcale, prawie. - Przyznał się, chociaż Rolph mógł się tego domyślić po tym, jak Charles potraktował wcześniejszego papierosa. Chłopak nie miał wprawy, a dym po prostu mu nie smakował. - Mój tata pewnie uważa, że wychował słabeusza, nie aurora, którym miałem być... Nie wiem, dlaczego ci to mówię. Pewnie też masz mnie za słabeusza. Mój tata i moja siostra i brat to wszystko, co mam. Nie mogłem zostać w domu, gdy tata przyjechał tutaj. Myślałem, że nie poradzę sobie sam w Oslo, a teraz... Teraz jestem i tak sam, tylko tutaj. W obcym miejscu. Bo ojciec wybrał swojego brata. Ja już nie mam celu, Rolph.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
02.09.2024, 18:38  ✶  
Nie miał zielonego pojęcia, czy Mulciberowie mieli jakikolwiek majątek poza kamienicą. Podejrzewał, że jakiś musieli mieć a to wszystko - w tym świeczki i kadzidła - to była tylko przykrywka dla tego, co Robert robił naprawdę. Jeśli zaś o Richarda chodzi... Tutaj musiał przyznać przed samym sobą, że nie miał pojęcia, co go sprowadziło do Anglii. Zapewne jego brat. Był tam aurorem, to już wiedział. Chciał przeniknąć do Ministerstwa - to też wiedział. Ale czy mu się uda? Z tego co Lestrange się orientował, sprawa niekoniecznie mogła być tak prosta... Ale już mniejsza o to: chodziło też o to, że w jego głowie ktoś z takimi planami na przyszłość powinien mieć jakiekolwiek zabezpieczenie finansowe. Być może Mulciberowie ukrywali przed resztą rodziny pieniądze? Nie zdziwiłoby go to.
- Może czuje się w obowiązku ciągnąć ten biznes - odpowiedział, chociaż wcale tak nie myślał. - No i musisz przyznać, że jest w tym dobry.
Zauważył, chociaż tak naprawdę guzik wiedział, czy Robert był dobry w tym gównie z wosku, które robił, czy nie.
- Tak jak te na Lammas? - zapytał, nie kryjąc rozbawienia. Wciąż nie miał zielonego pojęcia do Charliemu strzeliło do głowy, żeby wybrać taki a nie inny kształt. To było specjalne zamówienie? Albo - sądząc po tym jak cisną Robertowi - jakaś jego prywatna, mała zemsta. Pstryczek w nos, który przerodził się w coś większego.

Lestrange nie miał zamiaru korzystać z pomocy Charlesa ani jego brata, Leonarda. Miał swoich sprawdzonych dostawców, którym również nie ufał, ale w trochę mniejszym stopniu niż... CÓŻ - równolatkom. Zalatywało trochę hipokryzją, bo przecież sam był młody i nie lubił, gdy się go lekceważyło ze względu na wiek, ale to nie przeszkadzało mu robić tego samego, co robiono mu.
- Pomyślę o tym - odpowiedział, słuchając uważnie tego, co mówił mu chłopak. - Pracuję w Departamencie Tajemnic.
Taka odpowiedź musiała niestety chłopakowi wystarczyć. Ten konkretny Departament był od zawsze owiany tajemnicą, którą miał zresztą w nazwie. Nic więcej mówić nie mógł, chyba że ewentualnie jakieś drobne uściślenie, w której Komnacie pracował. Ale po prawdzie to nie był nawet pewny, czy Mulciber zna zawiłości angielskiego Ministerstwa i poszczególnych Departamentów.
- W tej samej Komnacie, co niegdyś twój wuj - dodał, oddając Charlesowi szklankę z whisky. Nie upił jej dużo: zaledwie jeden maleńki łyczek. - Aczkolwiek to stare dzieje, Robert zrezygnował z pracy tam na długo zanim ja skończyłem szkołę.

Milczał. Milczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w chłopaka z uwagą. Bo to właśnie mu teraz dawał: możliwość wysłuchania, wyrzygania metaforycznie tego, co mu leżało na duszy. Nie oceniał, a przynajmniej nie wyglądało na to, by go oceniał. Twarz Rodolphusa wyrażała naprawdę mało emocji, lecz gdy już jakieś się pojawiały podczas tej rozmowy, to nie była to pogarda. Wyjątkowo pieczołowicie dbał o to, by jej nie okazywać wprost.
- Nie uważam, byś był słaby - odezwał się w końcu, wyciągając rękę. Położył ją w uspokajającym geście na ramieniu Charlesa. W jego oczach widać było jednak wyłącznie powagę, nic innego. - Jesteś po prostu skrzywdzony i przemawia przez ciebie alkohol. Każdą ranę da się zaleczyć. A jeżeli nie masz celu w życiu... Znajdź nowy.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#10
05.09.2024, 20:30  ✶  
Jeśli pieniądze Mulciberów istniały, Charlie nie miał o nich pojęcia. To, co miał Alexander, był ewidentne, lecz nie należało do nich. Zresztą, nie interesował go majątek, bo nie był przecież najstarszy. Jeśli coś zostanie, wszystko przejmie Leonard. Tak działało prawo dziedziczenia, o ile ojciec nie zostawi testamentu.

- Jest dobry w robieniu świeczek i kadzideł, ale nie w ich sprzedaży. - Naburmuszył się Charlie. - Mam tyle pomysłów... miałem. Ale teraz wszystko przepadło, o ile sam czegoś nie zacznę. Mam zarejestrowaną firmę. - Pochwalił się, chociaż oparł na powrót potylicę o zagłówek kanapy i wpatrzył się w sufit. - Takich, jak na Lammas. - Nie podzielił rozbawienia. - Dużo osób je zamawia. Dużo pisze listy, z pochwałami. - Zdradził bez większych emocji, pozytywnych czy negatywnych. To było stwierdzenie faktu. - I Innych. Mam tyle pomysłów...

Młody Charlie był zdeterminowany, pracowity i kreatywny, ale to, czego mu brakowało, to pieniądze i czas. Bez funduszy nie był w stanie rozpocząć konkretnego biznesu, sponsorów niełatwo było pozyskać, a i musiałby nawiązać współpracę z jakimiś sklepami, żeby nie ogarniać całej sprzedaży samemu. Miał za małe zasięgi.

Spojrzał na Rolpha ledwie kątem oka.

- Co jest w Departamencie Tajemnic, oprócz tajemnic? - Zapytał, bo naprawdę nie wiedział. - Dziwaczna nazwa. To coś jak Statens Sikkerhetskontor? - Dopytał, znów śpiewnie przechodząc do norweskiego, gdy było tego potrzeba. - Jestem pewien, że wuja wykopali za zadzieranie nosa, nieważne, co mówią.

Chłodne szkło na powrót znalazło się w jego dłoni, ale nie pił dalej, przynajmniej na razie. Nie było mu wygodnie, a kark już zaczynał boleć, ale chwilowo nie zmieniał pozycji. Tak było dobrze.

- Chociaż osiągnął więcej, niż ja kiedykolwiek osiągnę. - Ciągnął dalej. - On był urzędnikiem od sekretów, ja jestem głupkiem od fallicznych świeczek. Ja jestem słaby, Rolph. - Nie zgodził się, a czując dotyk na ramieniu, ze wstydem odwrócił spojrzenie w kierunku przeciwnym Lestrange'owi. - Zawaliłem szkołę. Nie umiałem pomóc rodzinie. Nie mam pracy, nie mam domu, nie mam szacunku, nie mam perspektyw na przyszłość. To nie takie łatwe, znaleźć nowy cel. Nie chcę, żeby moim celem było lepienie kutasów. To nawet nie był mój odlew, wiesz?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (7066), Charles Mulciber (4458)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa