29.08.2024, 19:13 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:02 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Wiele osób mawiało, że pogrzeb był odpowiednim domknięciem, pozwalającym pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby. Był to czas na opłakanie utraconej osoby, na uwolnienie tłumionych łez, by później... żyć dalej. Icarus uważał to za kłamstwo. Przekonywał się o tym właśnie teraz, tydzień po pogrzebie jego ojca. Nie dało się tak po prostu zapomnieć ani przejść do porządku dziennego. Życie nie mogło być takie samo jak wcześniej.
Icarus musiał się uwolnić. Po pogrzebie jeszcze przez jakiś czas, musiał znosić swoją rodzinę. Kochał siostrę i brata, kuzynów całkiem lubił, ale... nie mógł wytrzymać towarzystwa macochy. Przez nią powstawały bezustanne awantury. Nawet na stypie podważała żałobę Icarusa, chciała wykluczyć go ze spotkania. Nieobecność Dedalusa dawała jej pełną swobodę w tym, żeby dręczyć „żałosnego bękarta”. Basilius trochę to powstrzymywał, ale nie dało się znieść ciągłych wrogich spojrzeń. Szczególnie, jak Icarus nawet nie mógł przemówić na pogrzebie.
Tego dnia był wciąż ubrany w żałobną czerń. Ostatnio fatalnie spał, więc jego oczy były podkrążone od zmęczenia i płaczu. Cały czas czuł pustkę i charakterystyczny ból w klatce piersiowej. Szedł po molo przy klifach niedaleko doliny Godryka. Kiedyś, jako młody chłopiec, był tu z ojcem. Nie pamiętał, jaki był powód. Pewnie Dedalus chciał go czegoś nauczyć, ale Icarus nie pamiętał dokładnie lekcji.
Stanął na końcu pomostu, nad krawędzią molo i popatrzył się w głębię. Była ciemna, niezbadana. Miała coś, z czym Icarus mógł się utożsamić. Go też pochłaniała ciemność, pustka. To sprawiało, że jego oczy znów zaszły łzami.
Nagle usłyszał coś niesamowicie czystego i pięknego. Perlisty głos, łagodny i uspokajający. Coś podpowiedziało mu, żeby podejść jeszcze bliżej do krawędzi i wtedy ujrzał ją. Była niesamowicie piękna, o perlistej cerze i długich rudych wlosach opadających na jej ramiona. Wyciągnęła dłoń w jego stronę w zapraszającym geście. Coś w umyśle Icarusa krzyczało, żeby uciekać, ale było to... stłumione. Mocniejsze było pragnienie wejścia do wody.
Morska toń była chłodna. Kiedy do niej wpadł, jego całe ciało przeszyło lodowate zimno. Jednak nie czuł tego, bo przytrzymały go kobiece ramiona. Silne, ale delikatne. Tajemnicza istota pogłaskała go po policzku. Była taka czuła, tak ciepła...
– Nie martw się, ukochany.– powiedziała znajomym głosem, którego nie potrafił rozpoznać. – Zabiorę cały twój ból. Całe twoje cierpienie...
Icarus wtulił policzek w jej dłoń. Chciał się tego pozbyć. Pragnął wrócić do czasu, kiedy wszystko było dobrze. Choć tak naprawdę... nie wiedział, czy kiedykolwiek tak było.
– Zabierz je. Proszę – wyszeptał i pozwolił, by jego drżące z zimna wargi złączyły się z ustami istoty.
Pocałunek był delikatny, przynajmniej z początku. Stopniowo było w nim jednak więcej desperacji, więcej agresji. Icarus zanurzył dłonie w jej włosach, a ona złapała go za ramiona. Zauważał, że był coraz głębiej w wodzie. Najpierw po szyję, potem po brodę. Ogarniał go... spokój. Od tak dawna nie czuł się tak błogo... Jeśli to miały być jego ostatnie chwile... to właściwie czemu nie? Może by zobaczył znowu ojca? Może by już nie był tak znienawidzony przez macochę? Może gdzieś tam, poza światem, nie liczyło się, że był bękartem?