Konkurencja może i była dobra dla zdrowej kondycji przepływu dóbr i usług, ale nie dla czarnego rynku. Ojcu Maddoxa, Fenrisowi, zapewne śnił się po nocach obrazek jak z laurki kiedy miał monopol na cały nielegalny obrót eliksirami w Podziemnych Ścieżkach. Cała klientela o niezwykle elastycznym kręgosłupie moralnym wyłącznie dla niego, tak by mógł swobodnie i bez żadnych obiekcji mógł według własnego uznania dyktować nie tylko ceny, ale i całą podaż. Niestety stary Greyback nie był jedynym liczącym się graczem na tej scenie i musiał akceptować współistnienie innych "podmiotów gospodarczych" obok siebie. Taki swoisty Pax Achemical".
Na całe szczęście zasady te kompletnie nie dotyczyły małych graczy. Cały ten sezonowy plankton sezonowych cwaniaczków, którzy może nie byli zbyt bystrzy jako całokształt, ale na tyle zorientowani by samemu potrafić uwarzyć spory kocioł silnych eliksirów miłosnych. Takich okazjonalnych "alchemików" nie chronił żaden układ, więc nikt po nich nie zapłacze jeśli któregoś zabraknie prawda? Prawda.
No i kiedy tylko szef Sfory dowiedział się, że grupa takich sytuacyjnych dorobkiewiczów planuje pod Londynem rozbić obóz w środku Epping Forest i przez kilka dni na zmianę mieszać w kotłach i walić podłą berbeluchę do odcinki, czym prędzej posłał tam swojego syna, by ten przejął całe przedsięwzięcie. Maddoxowi niespecjalnie się to podobało, bo wiedział, że podążanie ich śladem i całe tropienie może potrwać nawet kilka dni. A przecież już dzisiaj miało dojść do całkowitego zaćmienia słońca, a Maddy bardzo chciał być tego świadkiem.
Ta wielka kula ognia, buchająca promieniowaniem na naszą malutką planetę. Piekielny pożar, który nie gasł od milionów lat i jeszcze tak prędko nie zgaśnie, na moment, krótką chwilę, przyćmiony innym, malutkim obiektem. Było w tym coś pociągającego, zobaczyć jak nawet te wściekle żarzące się kurwisko musiało chociaż raz na jakiś czas ustąpić wobec znacznie mniejszego od siebie. Widział w tym wiele alegorii do wszystkich swoich politologicznych teorii, a to sprawiało, że podkręcał się jeszcze bardziej.
Dlatego Mad będzie w cholerę MAD, jeśli z powodu jakiś śmierdzących ochlejmord przegapi najpiękniejszy widok tej dekady. Szedł ich tropem całą noc, pewnie byłoby łatwiej gdyby wcześniej mógł zasmakować choć kszty kropli krwi któregoś z nich, ale tak nie było, więc musiał posiłkować się tylko tym co sam znalazł.
I kiedy wpadł już na trop czyjejś obecności, czyli pozostałości po naprawdę niewielkim obozowisku na początku ucieszył się podekscytowany, że w końcu coś miał. Jednak coś mu tu nie grało, bo ślady sugerowały obecność tylko jednej osoby, w dodatku raczej niewielkich rozmiarów sądząc po śladzie buta. Mimo wszystko nie zamierzał tego zignorować, zaciekawiony też tym dlaczego ktoś, właściwie tuż przed świtem, zaserwował sobie śniadanie wyłącznie z mięsnych dodatków. I nie żeby był tutaj oceniający, on też nie pogardziłby kilkoma serdelkami, kanapką z szarpaną wołowiną, ale zastanawiał się co za boskie stworzenie było tak małe i tak kochało białko zwierzęce.
Odpowiedź przyszła szybko i choć nie powinna go wcale szokować, to był zdziwiony tak spontanicznym spotkaniem ze znajomą mu buźką. Na początku zachował dystans kiedy wpatrywał się co właściwie robi tu Fajka i czego szuka w tej okolicy. Po kilku minutach obserwacji zrozumiał i właściwie wszystko złożyło się w super jasną całość. Te drobne rzezimieszki koczowały tu od kilku dni i pichciły te swoje nielegalne substancje, a przy okazji magiczny płomień pod ich kociołkami nie na moment nie gasł. Idealne wręcz środowisko do życia dla Popiołków. Upici idioci pewnie nawet nie wiedzieli, że tuż obok ich namiotów jaja składają te magiczne, ogniolubne węże. Za to Faye zapewne wiedziała bardzo dobrze i to pewnie one były powodem, dlaczego niedługo przed pierwszymi promieniami poranku czaiła się w krzakach.
- Walisz gorzej, niż jama trolla... - zwrócił się w końcu do niej, szeptem. Zbliżył się i przyklęknął tuż za roślinną zasłoną obok niej. Delikatnie rozbawiony uniósł dłonie lekko do góry, w ironicznym geście poddania się, gdyby pani Travers zamierzała wycelować mu w pysk za takie podkradanie się od tyłu. Mówił oczywiście o mięsnej nutce zapachowej, którą za sobą zostawiała i pewnie gdyby nie to, że miał podobne smaki co ona nie zauważył by tego, aż tak. - No co, zgubiłaś się Małgosiu? - rzucił, dalej zwracając się do niej szeptem. Tym razem nieco bardziej pieszczotliwie, ale nieco uszczypliwie, wyszczerzył bielutkie kiełki w zadziornym uśmiechu.