• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[09.07.72] Miła wycieczka z harpią

[09.07.72] Miła wycieczka z harpią
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#1
13.09.2024, 08:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 06:50 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

- Jeśli oszalał albo doznał załamania nerwowego, to naprawdę skrajna nieodpowiedzialność. Powinien z tym poczekać do jutra - oświadczyła Charlotte Kelly.
Jako naukowiec z kilkudziesięcioletnim stażem, faktycznie posiadający dużą wiedzą o teorii magii i tym, jak działa świat oraz ludzkie zachowania, być może zdawała sobie sprawę z tego, że to tak nie działa. Jako istota o żelaznej wręcz woli i osobowości jeśli nie narcystycznej, to niemal narcystycznej... nie była zainteresowana tym, jak to działa. Była zainteresowana tym, że przez cholernego Cygnusa Lorne, czarodzieja półkrwi o zerowych umiejętnościach społecznych, za to ogromnych, gdy szło o wszelkie obliczenia, eksperymenty, faunę, florę i ludzie ciała, praca dwóch Komnat mogła zostać zdezorganizowana w pewnym projekcie. W dodatku chodziło o JEJ pracę.
Drań pół roku temu zagarnął dla siebie przedziwne ciało, znalezione przez przedstawicieli Ministerstwa parę miesięcy temu. Przedziwny mózg, ciało dziwnie dobrze zachowane, jeszcze dziwniejsze okoliczności towarzyszące, po prostu coś, na co każdy Niewymowny - a przynajmniej Charlotte - klaskał z zachwytu i podniecenia. Pechowo, gdy je dostarczono, nie było jej w pracy. Cygnus był pierwszy, Cygnus prowadził projekt, ona tylko pomagała w tym, w czym łaskawie zechciał o pomoc prosić, uśmiechała się miło, zgrzytała zębami i czekała na okazję, aby jakoś wyszarpać coś więcej. Dziś, dziś, tak, DZIŚ, miał pojawić się rano w Departamencie, i zaprezentować wyniki badań kilku wybranym osobom. Podobno wyniki przełomowe, i Charlotte nawet w to wierzyła, bo wszystko, czym się zajmowała, wskazywało na to, że takie mogą być.
Mieli pracować nad tym dalej w całym zespole.
Mieli dostać kopię notatek (do spalenia po nauczeniu się na pamięć, norma w ich Departamencie).
Mieli omawiać ciekawy przypadek.
Mieli obejrzeć próbki!!!
Rano nie było ani notatek, ani próbek, ani Cygnusa, a jego gabinet był zatrzaśnięty na siedem spustów. Charlotte nie potrzebowałaby Cygnusa, gdyby dostarczył resztę, ale cóż.
Niewymowni niekiedy gubili się trochę w czasie i przestrzeni, mniej lub bardziej metaforycznie, z początku więc nikt się nie przejął - co najwyżej Charlotte zaczęła fantazjować o morderstwie, bo Lorne psuł jej starannie ułożony harmonogram. Nie pojawił się jednak godzinę, dwie i trzy później. Nie odpowiedział na posłaną do niego sowę - ta wróciła z listem, chociaż Lorne mieszkał w Londynie, a w dodatku Niewymowni raczej od razu odbierali pocztę sygnowaną pieczęcią ich Departamentu.
Charlotte zamierzała znaleźć więc Cygnusa i przyciągnąć do Ministerstwa osobiście. Albo wyrwać wyniki badań z jego martwych/szalonych rąk, niepotrzebne skreślić.
- Chyba mieszka nad tym sklepem - rzuciła do towarzyszącego jej Lestrange'a, nie patrząc jednak na niego, a na własne odbicie w witrynie sklepowej i odruchowo poprawiając włosy, i upewniając się, że nierozmazująca się szminka od Potterów naprawdę jest nierozmazująca się.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#2
13.09.2024, 23:28  ✶  
Charlotte różniła się od osób, które znał z Departamentu Tajemnic. Wydawało mu się na samym początku, że Niewymowni byli wybierani spośród różnych kandydatów na podstawie nie tylko dokonań, ale i usposobienia. A usposobienie Kelly zdecydowanie nie pasowało do Komnaty Śmierci. Nie znał jej na tyle dobrze, by móc z całą pewnością twierdzić, że nie nadaje się na to stanowisko, lecz na pierwszy rzut oka wydawała się inna. Inna od Nicholasa, z którym spędzał tyle czasu. Przede wszystkim mówiła więcej. Miała przepiękną mimikę twarzy, z której korzystała. Uśmiechała się, przekrzywiała głowę, a jej nogi były tak długie, że gdy tylko pierwszy raz ją zobaczył, musiał odwrócić głowę i upomnieć siebie samego w myślach, że przecież powiedzenie nogi długie aż do nieba było tylko powiedzeniem, którego nie powinno się wypowiadać na głos.

Była też osobą, która związała się z mugolakiem. Wiedział o tym, bo to nie była żadna tajemnica. Nie komentował tego, bo nie czuł żadnej potrzeby wywyższania się. To znaczy inaczej: czuł, ale nie publicznie czy prywatnie. Nie miał żadnego interesu w tym, by podpadać osobie, która krąży po ich wspólnym piętrze. Omijał ją więc z różnych powodów, znanych tylko sobie, a że stronił od plotek, to po prostu Kelly rozeszła się po kościach. Aż do teraz.
- Doskonale wiesz, że to tak nie działa - odpowiedział uprzejmie, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Nie była głupia, przecież Departament Tajemnic nie zatrudniał idiotów. Podejrzewał, że to była jakaś próba odreagowania czegoś innego, bardziej skomplikowanego. Bo to, że Charlotte była zła, można było wyczuć. Słyszał, że miała należeć do zespołu, który miał przejąć tę sprawę i pracować nad nią wspólnie. Każdy by się zirytował, gdyby nagle nic nie zostało dostarczone: ani notatki, ani próbki, ani osoba która za to odpowiadała. Dziwił się tylko, że wysłano ich aż we dwoje, by to sprawdzili. Czemu nie posłano kogoś innego?

Ach, no tak. Departament Tajemnic mieszał w głowie.

Przecież każdy wiedział, że prędzej czy później Niewymowni wariowali. Po to badał mózgi również swoich kolegów, żeby starać się zapobiegać takim przypadkom. Ale badania były w powijakach, nic nie było wiadomo. Magia i tajemnice, czas i przestrzeń - to wszystko wpływało na strukturę tego organu, powodując niewidoczne, acz na pewno istniejące zniszczenia. Niektórzy byli po prostu za słabi, by dożyć sędziwego wieku i zwariować. Niektórym zdarzało się to szybciej.
- Chyba? - zapytał, przekrzywiając głowę. Zerknął w witrynę, lecz jedyne co rzucało mu się w oczy, to odbicie Kelly, poprawiającej włosy i sprawdzającej szminkę. - Nie sprawdziłaś tego?
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#3
14.09.2024, 10:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.09.2024, 10:48 przez Charlotte Kelly.)  
Charlotte mogła domyśleć się, co sądził o niej Lestrange. Prawdopodobnie dokładnie to samo, co wszyscy jego krewni i większość przedstawicieli rodów czystej krwi.
I absolutnie jej to nie obchodziło.
Uśmiechnięta, złotowłosa Charlotte w jasnych sukienkach, która mogła chwytać płomienie w dłonie, miała w sobie w istocie dość lodu, aby zatopić Titanica. A lód był zimny, twardy i mógł zadawać rany. Nie przejmowała się cudzym zdaniem, bo inni ludzie rzadko ją obchodzili. Nie była zainteresowana ich opinią ani tym, że nigdy nie pojmą, dlaczego poślubiła Neda Kelly’ego – a zrobiła to trochę po to, by wyrwać się spod kurateli matki, a trochę dlatego, że Ned był wszystkim tym, czym ona nie była.
Był dobrym człowiekiem.
Ona nie. Była samolubna, a zarazem pewna siebie tak bardzo, że mogła iść u boku młodego Lestrange’a ani jednej myśli nie poświęcając temu, że ten miał o niej zapewne złe zdanie. Bo czemu miałoby to ją obchodzić? Ona na jego temat nie miała zdania żadnego, bo jeszcze nie zdecydowała, czy był wart choćby tego, by dostrzec jego istnienie – na razie był po prostu dzieciakiem w wieku jej własnych dzieci, który pojawił się w Departamencie stosunkowo niedawno. Imponujące, dostać się tak szybko do Departamentu Tajemnic, ale nie wystarczyło Charlotte, która uważała, że większość ludzi nie była warta jej uwagi.
– Gdyby okazał więcej samodyscypliny, na pewno by się mu to nie przydarzyło. Poza tym powinien być przygotowany na taką ewentualność. Karygodna nieodpowiedzialność z jego strony – uparła się, wydymając przy tym usta, a w jej głosie pobrzmiała odrobina zniecierpliwienia. Zaraz jednak przywołała na twarz wyraz zmartwienia. – Oczywiście, tak naprawdę bardzo się o niego martwię, to do niego niepodobne, nie pojawiać się na ważnym spotkaniu – powiedziała, i brzmiała w tym tak szczero, że można by pomyśleć, że te słowa sprzed kilkudziesięciu sekund zaledwie nigdy nie padły. Gdy zwróciła spojrzenie na Rodolphusa zdawała się naprawdę zatroskana. – A poza tym wyniki badań są bardzo istotne dla Komnaty Mózgu i Komnaty Śmierci, wiem, jak bardzo szef waszej Komnaty liczył, że posuną badania na temat niektórych schorzeń mózgu o całe miesiące. To byłoby bardzo niefortunne, gdyby wszystko przepadło. Moglibyśmy zrobić dzięki nim tyle dobrego… – powiedziała, zanim obróciła się ku wejściu do wnętrza kamienicy. Jakby Charlotte kiedykolwiek chciała coś robić w imię czynienia dobra. Akurat! – To jego oficjalny adres i tu zawsze odbierał korespondencję. Ale jest Niewymownym, Rodolphusie, z piętnastoletnim stażem, w dodatku. Byłabym zdumiona, gdyby nie miał jeszcze jednego mieszkania, o którego istnieniu nie wie jego szef, matka, kochanka i najlepszy przyjaciel od kieliszka – stwierdziła już bardziej rzeczowym tonem, ruszając do przejścia, a potem, w akompaniamencie stukotu niewysokich obcasów złocistych pantofelków zaczęła wspinać się po schodach.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#4
24.09.2024, 17:07  ✶  
Niby byli pod tym względem podobni, bo przecież z pozoru jego samego również nie obchodziło, co kto o nim myślał. Jednak prawda w jego przypadku była nieco inna. Z pozoru chłodny i zdystansowany, owszem, lecz wszystko to, co robił, robił pod dyktando i opinię innych - to wszystko było farsą, jedną wielką grą. To, że się odsuwał od reszty, to w jaki sposób reagował i tłumił emocje. Nawet to, w jaki sposób się ubierał: to wszystko było robione pod publikę. Bo przecież nie mógł być sobą, bo pokazanie swojego prawdziwego ja sprawiłoby, że całe dotychczasowe życie ległoby w gruzach. Osoby, które pokazywały siebie, źle kończyły i miał przed sobą (a raczej obok siebie) żywy dowód tej tezy. Kelly złamała zasady i postanowiła być sobą i jak skończyła?

Gdyby nie to, że spotykali się w takich a nie innych okolicznościach, pewnie nie omieszkałby wyciągnąć wobec niej odpowiednich konsekwencji gdzieś pod osłoną nocy, być może przy pomocy innych jemu mu podobnych. Ale nie mógł. Nie mógł z wielu powodów, ale najważniejszym było to, że po prostu jej nie znał. Nie wiedział jakie miała umiejętności lub znajomości, chociaż z tym ostatnim to podejrzewał, że od czasu jej szumnej ucieczki i zamążpójścia, to kontakty towarzyskie leżą i kwiczą. Ale nie mógł być tego pewnym. Ponadto Kelly była pracownicą Ministerstwa, a konkretniej: Departamentu Tajemnic. Nie mogła być głupia, nie mogła być bezbronna, skoro tak bezczelnie paradowała w Ministerstwie i poza nim, dumnie unosząc głowę i poprawiając szminkę. To było irytujące jak diabli - nie móc nic zrobić i zostać wysłanym do sprawdzenia czegoś, czego w jego mniemaniu nie dopilnowała. Ale czy mógł coś zrobić? Jak było wspomniane: nie. Mógł co najwyżej przeklinać kobietę w myślach, że dała się zbrukać, mógł wyobrażać sobie jej rozczłonkowane ciało i pielęgnować w sobie tę nienawiść, lecz nic poza tym.

Przyzwyczaił się.

Wszystkie ruchy, które musieli podejmować, powinny być przemyślane. Ani atak na kogokolwiek z Ministerstwa, ani podjebanie jej komu trzeba, nie sprawiłoby, że ich sprawa stałaby się prostsza. Przeciwnie: wszyscy zostaliby wzięci pod lupę, a kto wie ilu śmierciożerców znajdowało się w szeregach poszczególnych Departamentów? Nie, musiał czekać i zagryzać zęby, pozwalając sobie co najwyżej na drobne złośliwości słowne. Bo jak już było wspomniane: grał. Grał pod innych, udawał kogoś, kim nie był. Grał osobę, którą była Kelly - grał osobę, która miała innych głęboko gdzieś. I tego musiał się trzymać, przynajmniej na ten moment.

Przytaknął na to, co mówiła blondynka. Nie do końca się z tym zgadzał ale podejrzewał, że ona również wiedziała, że to tak nie działało. Po co więc było strzępić język? Była zła, musiała na kimś wyładować swoją frustrację i dużo lepiej by robiła to na zapewne martwym koledze, niż nim samym.
- Gdyby nie twoje wcześniejsze słowa, łyknąłbym to bez mrugnięcia okiem - mruknął, pochwytując jej spojrzenie. Po co to mówiła? Te słowa o martwieniu się były zaprzeczeniem wszystkiego, co twierdziła wcześniej, nawet jeżeli brzmiały na prawdziwe. Z jego ust wydobyło się ciężkie westchnięcie. Ruszył za kobietą po schodach, na wszelki wypadek chowając dłoń w kieszeni, w której spoczywała różdżka. - Lepiej dla nas, jeżeli twoje przypuszczenia co do drugiego mieszkania okażą się błędne. Nie każdego stać na bycie tak przezornym.
Było jednak sporo racji w tym, co mówiła Charlotte. Pytanie tylko czy na pewno dało się tak bardzo zatuszować swoje ślady? Nawet jeżeli dbało się o to w stu procentach, to ryzyko było ogromne. Wystarczyły wspomnienia, swąd nie tej magii co trzeba lub po prostu błoto z butów, by nakierować szukających na zupełnie inne miejsce.
- Gdyby nie te badania, które "zaginęły", nie byłoby nas tu. Czyń honory, Kelly, mój szef ma dosyć znikających dokumentów z Departamentu - kiwnął głową, wyciągając różdżkę. Sam stał za kobietą i nie miał zamiaru pakować się do mieszkania jako pierwszy, ale nie zaszkodziło zachęcić do tego blondynki.
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#5
24.09.2024, 18:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2024, 12:02 przez Charlotte Kelly.)  
Kelly większość ludzi naprawdę miała w nosie, ale lubiła z kolei udawać, że jest inaczej. Niektórzy uważali ją za miłą. Byli nawet tacy szaleńcy, którzy uwierzyli, że jest wrażliwa. Miała maski na każdą okazję i zrzucała je i zakładała wtedy, kiedy akurat było to dla niej wygodne – a tę prawdziwą twarz oglądali jedynie najbliżsi przyjaciele i być może czasem dzieci, choć i przy nich czasem grała, nawet nie dlatego, że musiała. Dla zabawy raczej.
Wiedziała, że jest potencjalnie zagrożona atakiem śmierciożerców, ale jej umysł nie funkcjonował normalnie, więc nie była w stanie postrzegać tego jako realne zagrożenie. Może trochę też wpływał na to fakt, że Charlotte zabiłaby kogoś bez choćby krztyny wahania, że nie miała w sobie tego naturalnego dla większości ludzi odruchu łagodzenia czarów, że pod tym względem była trochę podobna do śmierciożerców – sięgnęłaby po czarną magię bez mrugnięcia okiem, nie próbując rozbrajać, oszałamiać, a natychmiast wypuszczając na tych, co by po nią przyszli, całą kolumnę ognia. Bała się, owszem, ale raczej o dzieci niż o siebie i to zmuszało ją do pewnej ostrożności, do ustępstw, na które szła z wielką niechęcią. Mieszkania w zatłoczonej kamienicy, która miała tę zaletę, że na parterze mieszkanie wynajmowała parka Brygadzistów, do ograniczenia prowokacyjnych zachowań (nie wobec swojej matki, oczywiście, prowokowanie jej było dla Charlotte równie naturalne, jak oddychanie), do nie picia w miejscach publicznych, jeśli nie wracała do domu z całą grupą.
Nie myślała jednak o tym w ten słoneczny, miły dzień, idąc po schodach do mieszkania współpracownika z Departamentu Tajemnic. Nie myślała wiele i o towarzyszącym jej chłopcu.
– Rodolphusie, czy nikt, kim byś się przejmował, nigdy cię nie zdenerwował i nie powiedziałeś o nim czegoś nieprzyjemnego? – spytała, bardzo łagodnie. – Martwię się, a poza tym to bardzo ważne badania i uważam, że powinien był zostawić kopie wcześniej w Ministerstwie. Mogą mnie trochę ponosić emocje.
…bo ten zakuty łeb nigdy nie chciał trzymać niczego w biurze, w obawie, że ktoś się tam włamie, jakby ktokolwiek był tak szalony nawet w naszym Departamencie, dokończyła i to była bardzo zimna myśl.
– Jeśli nawet je ma, znajdę je – dodała, wzruszając lekko ramionami nim zapukała do właściwych drzwi. – Musiał jakoś je kupić, a po tym zawsze zostaje ślad. Ale najlepiej sprawdzić ten lokal, zanim wezmę się za szeroko zorganizowane śledztwo, które pochłonie czas i pieniądze.
Zgodnie z przewidywaniami, nikt nie odpowiedział na pukanie. Również bez zaskoczeń – zwykła alohomora nie podziałała. Ani zwykłe rozproszenie. Charlotte mruknęła cicho „hm”, a potem przesunęła wzrokiem po drzwiach, szukając źródła zabezpieczeń. Błękitne błyski w okolicy zamka świadczyły o tym, że Niewymowy zadbał, aby nikt tu tak łatwo nie wszedł.
– Mam adres zarządcy budynku, ale nie będziemy do niego biegać. Rozpraszam to zaklęcie zabezpieczające, a ty użyj alohomory, kiedy będzie na chwilę powstrzymane.

Rzut PO 1d100 - 58
Sukces!
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#6
27.09.2024, 11:58  ✶  
Być może gdyby Charlotte Kelly nie była osobą, która pokochała niewłaściwą osobę, byłaby cennym nabytkiem i niezwykle cenną znajomością w jego niewielkim kręgu. Nie był w stanie jej rozgryźć i nie był do końca pewny czy to dlatego, że nienawiść i podejrzliwość przesłaniała mu obraz blondynki, czy po prostu była taka dobra. Między innymi dlatego uważał miłość za uczucie, które było nie tylko przereklamowane, ale i niebezpieczne. Przeszkadzało w osiąganiu celów, sprawiało tylko kłopoty i przesłaniało zdolność logicznego myślenia.
- Skupmy się na tym, że są to badania, za które wiele osób mogłoby chcieć go zabić - odpowiedział kobiecie, unosząc nieznacznie brew. Celowo zignorował jej wcześniejsze pytanie i idące za nim wyjaśnienia, bo co mógł jej odpowiedzieć? Mogła się domyślić, że odpowiedź brzmiała "tak". Był młody, był facetem i przede wszystkim był człowiekiem, a to leżało w ludzkiej naturze: hiperbolizacja, wyolbrzymianie i zrzucanie winy na osoby trzecie. Nie uważał jednak za stosowne, by dzielić się tym z kimś takim jak Charlotte, szczególnie gdy uderzała w tak łagodne tony. Mu wydawały się fałszywe i to nie dlatego, że ją o cokolwiek podejrzewał - praca w Departamencie Tajemnic sprawiła, że nie ufał nikomu z tego piętra, jeżeli był miły.

Lestrange wyciągnął różdżkę i kiwnął głową, zanim zorientował się, że Kelly stoi do niego plecami i nie może dostrzec tego prostego, jasnego jak słońce gestu. Przewrócił oczami, ale stanął posłusznie obok i nachylił się, by przyjrzeć się klamce i zamkowi. Skoro zwykłe rozproszenie nie zadziałało, to pewnie nałożył na zamek silniejsze zaklęcie. Może nawet runy? Delikatne błyski mogły o tym świadczyć. Przygotował się - pytanie tylko czy nałożył zabezpieczenia z wewnątrz czy z zewnątrz. Ach, jak on miał dosyć tego człowieka, a nawet go nie znał! Coś mu mówiło, że ta sprawa nie będzie tak prosta, jak myślał na początku.
- Jaki był powód, że pozwolono mu trzymać tak ważne dokumenty poza Departamentem? - zapytał jeszcze, zanim Kelly zaczęła rzucać zaklęcie. On sam, gdy tylko jej się udało, rzucił alohomorę na zamek, mając nadzieję, że tym razem pójdzie gładko i drzwi staną przed nimi otworem. Inaczej będą musieli po prostu je rozwalić, a tego wolał uniknąć.

Rzut na translokację
Rzut T 1d100 - 25
Akcja nieudana

Rzut T 1d100 - 40
Akcja nieudana
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#7
28.09.2024, 12:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.09.2024, 12:31 przez Charlotte Kelly.)  
Słowa Rodolphusa sprawiły, że w głowie Charlotte pojawiło się parę pytajników. Zakładała, że to sam Niewymowny wykazał się karygodnym brakiem odpowiedzialności – może pozwolił sobie na oszalenie, kiedy to był najgorszy moment na to, może pochłonięty pracami zapomniał o spotkaniach, a może odniósł porażkę i wstydził się do tego przyznać. W końcu nawet mało kto wiedział, nad czym ten człowiek pracował.
Ale może któryś z Niewymownych postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, podobnie jak ona zniecierpliwiony tym, że ten trzyma wyniki zazdrośnie dla siebie?
– O to już pytaj szefów Komnat – odparła gładko. Próbki wciąż tkwiły pewnie w gabinecie w Departamencie Tajemnic, ale pechowo biuro pracownika wyglądało tak, że Charlotte bała się w nim grzebać, póki nie była to ostateczność: jeszcze przez przypadek coś by uszkodziła albo źle zinterpretowała oznaczenia. Natomiast papiery, jej skromnym zdaniem, powinny być w podziemiach Ministerstwa, i jeśli Cygnus chciał pracować nad nimi po godzinach, mógł robić to w czeluściach Departamentu Tajemnic.
Jej własny czar rozpraszający zadziałał, błękit przestał przeskakiwać po drzwiach i Kelly uśmiechnęła się z satysfakcją. To była jedna z niewielu dziedzin magii, do której miała autentyczny, wrodzony talent. Zamek nie kliknął jednak, gdy Rodolphus rzucił swoje zaklęcie, kobieta wycelowała więc pośpiesznie swoją różdżkę, próbując otworzyć drzwi, póki rozproszenie nie straciło mocy - nie łudziła się, że jednym czarem na dobre przełamała ochrony, ustawione przez Niewymownego.

Rzut O 1d100 - 4
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 87
Sukces!


Coś kliknęło, w ostatniej chwili, gdy błękitne iskierki znów już zaczęły poruszać się po drzwiach. Charlotte, z uniesioną różdżką, wparowała do środka, bardzo zdecydowana odzyskać wszystkie dokumenty i papiery, nieważne, co stało się z samym Niewymownym.
Oczywiście, nie wypadało się do tego przyznawać.
- Cygnus? Jesteś tutaj? - zawołała, stając na progu, ale jej spojrzenie już błądziło po podłodze i ścianach, w poszukiwaniu ewentualnych przeszkód. Nie znalazła ich: były tu tylko płaszcze i kurtki, wiosenne, letnie i zimowe, wszystkie upakowane na wieszaku w nieporządku, który ranił aż jej serce, i buty rozrzucone po podłodze. Doprawdy, jej dom tak nie wyglądał nawet, gdy miała w nim trójkę małych dzieci!
Ostrożnie przestąpiła nad pantoflami i zajrzała do pierwszego z dwóch pomieszczeń.
– Och – westchnęła. Był to salon, połączony z niewielką kuchnią. Na jego środku leżało przewrócone krzesło, a Cygnus kołysał się pod sufitem. Charlotte przez chwilę stała, po prostu się mu przypatrując, a gdzieś w jej głowie zrodziła się myśl, że jeśli dobrze pamiętała, to Cygnus zapisał swoje ciało Departamentowi, tak do badań dla dobra nauki!!!
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#8
29.09.2024, 20:16  ✶  
W tym również byli podobni - Charlotte bała grzebać się w biurze swojego kolegi, a Rodolphus nigdy by się do tego nie posunął. Lecz nie ze strachu czy obawy, a z prostego obrzydzenia. Mało kto utrzymywał nieskazitelny porządek na swoim biurku i w swoim otoczeniu, nawet jeżeli był Niewymownym. Mógłby zliczyć na palcach jednej ręki osoby, do których mógł swobodnie podejść i przesunąć dłonią po ich biurku. Do takich osób na pewno należał Nicholas i Cynthia. Cynthia miała manię czystości, wynikającą chyba nie tylko z racji jej zawodu, ale także (jak podejrzewał) z jakiegoś wrodzonego pedantyzmu. Nie odczuwał do Cynthii jakiejś szczególnej sympatii, lecz trzeba było przyznać, że miło pracowało się z kimś, kto wiedział co oznacza porządek. Nawet jeżeli na co dzień bawił się z trupami.

Zamek nie szczękną, na co Lestrange nie zareagował jakoś specjalnie. Rzuciłby zaklęcie jeszcze raz, bo wiedział że akurat ta dziedzina magii była jego piętą achillesową, lecz nie było takiej potrzeby: Kelly zrobiła to za niego. Nie kłopotał się, by jej podziękować z prostego faktu: rzadko kiedy używał tego słowa. Nie spodziewał się jednak, że Charlotte była taka zwinna i szybka, bo nie zdążył mrugnąć, a ta już była w środku, stojąc w otwartych drzwiach jak ta lwica, gotowa bronić młode. Uniósł brwi i lekko rozchylił usta w geście podziwu, którego na szczęście Kelly nie mogła dostrzec, bo stała do niego plecami. Wszedł zaraz za nią, unosząc różdżkę. Skrzywił się widocznie, widząc bałagan w domu. Jak ludzie mogli tak żyć? Ci, którzy utrzymywali taki bałagan, powinni zostać wysłani na jakieś przymusowe szkolenie. Ruszył za kobietą, rozglądając się, gdy ta nagle stanęła. Niemalże na nią wpadł. Już miał pytać, co ona wyprawia, gdy jego wzrok spoczął na wiszącym ciele. Rodolphus lekko przekrzywił głowę.
- Tylko słabi wierzą, że wszyscy powinni mieć te same szanse - powiedział cicho, patrząc na nieruchome ciało. Cyngus był słaby, skoro targnął się na własne życie i to w tak... Obrzydliwy sposób. Dziwne, że nie poczuli fekaliów, które powinni byli czuć gdy tylko przekroczyli próg domu. Ile mógł tak wisieć? Muchy się jeszcze nie zebrały. Czemu zwieracz nie puścił? A może puścił, tylko ktoś to posprzątał? Ta niewygodna myśl zakotwiczyła się w umyślenie Rodolphusa. Lestrange położył lewą dłoń na ramieniu Charlotte. - Nie dotykaj go, możliwe że nie targnął się na swoje życie sam, a ktoś upozorował samobójstwo.
Powiedział, wskazując różdżką na krzesło, a potem na czystą podłogę.
- Trzeba powiadomić Brygadę Uderzeniową. Ale... Przyjmijmy że znaleźliśmy go po dłuższej chwili - powiedział uprzejmie, zabierając dłoń z ramienia Kelly. Kącik jego ust drgnął, gdy głowa odwracała się w kierunku salonu. - Gdybyś była swoim kolegą, gdzie położyłabyś bardzo ważne dokumenty?
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#9
30.09.2024, 10:00  ✶  
Pewnie nie odwróciłaby się do Lestrange’a plecami tak beztrosko, gdyby tak wielu ludzi nie wiedziało, że udali się na Pokątną razem. Nie żeby podejrzewała o coś konkretnie jego, ale mimo całego swojego przekonania o własnej nieśmiertelności, w obecnych warunkach… cóż, należało zachować pewną ostrożność.
Charlotte mierzyła Cygnusa spojrzeniem, bardzo uważnym. W tej chwili jej twarz niczego nie wyrażała: Kelly obserwowała Niewymownego niby kolejny obiekt badawczy, który trafił do Komnaty Śmierci. Pracowała w miejscu, w którym z końcem była oswojona. Duchy szeptały jej do ucha swoje sekrety. Nie była wstrząśnięta, raczej starała się w tej chwili… pewne rzeczy ocenić.
Zapach, gdy się zbliżyli, dał się wyczuć, ale nie był bardzo mocny, może dlatego, że Niewymowny otworzył okno… a może Rodolphus miał rację i ktoś upozorował samobójstwo?
– Sądząc po splocie i wysokości, na jakiej wisi, mógł, ale nie musiał skoczyć sam. Powiedziałabym, że wisi tak od kilku do kilkunastu godzin – stwierdziła, zbliżając się nieco, ale faktycznie go nie dotykając. Zerknęła na paznokcie, na palce, na szyję, na twarz. – Ciekawe. Chyba nie próbował walczyć z więzami, a to naturalny odruch… – mruknęła, bo przynajmniej na to pobieżnie jej wyglądało po stanie paznokci i palców. Nie była medykiem ani biegłym, ale cóż, zawodowo zajmowała się… no śmiercią właśnie. – Byłoby naprawdę bardzo przykre, gdyby wyniki badań i dzieło jego życia zostały teraz skonfiskowane przez Brygadzistów – zgodziła się z Rodolphusem, a jej spojrzenie przesunęło się po pomieszczeniu. – Hm, był skryty i był straszliwym bałaganiarzem. Normalnie byłyby jednak zapewne starannie zabezpieczone, w jakimś mało oczywistym schowku, ale… miał nad nimi pracować jeszcze wczoraj, a sądząc po jego stanie, powiesił się jakoś nad ranem. Może tuż po przygotowywaniu swojej prezentacji. Jest spora szansa, że leżą tutaj gdzieś na wierzchu, jeżeli nikt ich nie ukradł. Sprawdź biurko – poleciła, sama ruszając w stronę stołu. I jedno, i drugie było zawalone gazetami, kubkami, papierami i wycinkami oraz przyborami do pisania, więc trzeba było to przejrzeć – oczywiście ostrożnie, nie dotykając.

Kto znajdzie papiery?
1 – Charlotte
2 – Rodolphus
Rzut 1d2 - 1
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#10
30.09.2024, 14:04  ✶  
Kiwnął głową, przyjmując odpowiedź Kelly do wiadomości. Nie znał się na tym, na czym znała się Brygada - dlatego wolał nie dotykać ciała, a gdy Charlotte podeszła bliżej, na chwilę tylko wstrzymał powietrze w płucach. Nie dotknęła nieżywego Niewymownego jednak, co przyjął z ulgą. Podejrzewał, że cholernie ją kusiło: w końcu pracowała w komnacie śmierci, miała więc fascynację trupami wpisaną w zawód. A patrząc na to, jak metodycznie oglądała nieumarłego, to zapewne śmierć płynęła jej w krwi.

Nie odpowiedział jej: ruszył do biurka, które również nie było utrzymane w należytym porządku. Skrzywił się, widząc stertę papierów. Nie były to jednak papiery, których szukali. Rodolphus szukał raczej teczki, jednej z tych których używali w Departamencie Tajemnic. Lestrange wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki rękawiczki. Nie podejrzewał, że mu się przydadzą, nie były to również cienkie rękawiczki, których używały służby porządkowe. Miał je zawsze przy sobie, bo tak się już nauczył. Założył jedną na dłoń, chociaż było to trochę niewygodne, a potem ostrożnie zaczął przeglądać rzeczy. Starał się niczego nie dotykać, lecz czasem musiał podnieść odrobinę skrawek chusteczki, by przeczytać to, co było nakreślone na kartkach papieru. Nie założył rękawiczki po to, by zacierać ślady - założył ją, bo się kurewsko brzydził. Brzydził się tego, że na biurku było kilka zgniecionych papierowych chusteczek i tylko Merlin wiedział, co zawierały.
- Nic - odezwał się po chwili, gdy otworzył także szuflady. Nie grzebał w nich, ale pierwszy rzut oka dał mu informację, że nie ma tu tego, czego szukali. Nie miał pojęcia jak można było żyć w takim syfie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (2092), Charlotte Kelly (2348)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa