adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Banda skurwysynów.
Miałby na nich znacznie szerszy zasób określeń, gdyby nie wykorzystał wszystkich na raz w przeciągu pięciu minut od zjawienia się na miejscu. Prawdopodobnie zużył wtedy wszystkie znane (i nieznane - potworki językowe też mu wyszły z ust) przekleństwa zanim nie doszło do tego, co ich tu dalej trzymało. Okay. Mógłby się zarzekać, że próbował rozmawiać z tymi ludźmi. Wbrew pozorom to nie było kłamstwo. Miał krótki lont. Niemalże nieistniejący, kiedy chodziło o jego tereny. Aczkolwiek bywał człowiekiem kultury. Macocha położyła duży nacisk na to, żeby nie rzucał się z mordą do wszystkich, którzy mogli mu zaleźć za skórę. Nie chciał być znany jako szaleniec goniący ludzi z siekierą (w tym wypadku ich własną i zaczarowaną). Dolina Godryka już miała swoich świrów.
Natomiast...
...ależ NATOMIAST...
...nic go tak nie rozwścieczało jak ignorancja i zaniechanie prób dojścia do porozumienia. Wystarczyło, że zmierzył się na spojrzenia z domniemanym szefem tych ludzi i wiedział, że to popołudnie nie pójdzie dobrze. Krótko mówiąc: mieli w rzyci to, że przebywali na terenach Greengrassów. Nie. Nie tylko w Kniei, którą ród uznawał za swoją. Nie. Oni przebywali dokładnie na terenach Greengrassów. Nie dało się być bardziej na prywatnej posesji, chyba że postanowiliby wycinać im te konkretne drzewa przed samym domem.
Zanim Ambroise zorientował się w nielegalnym, nieautoryzowanym procederze, zdążyli stracić cztery przepiękne drzewa. Wiekowe, rzadkie okazy wycinane po jednym na przestrzeni ostatnich tygodni. Był pewien, że chronione prawnie, jeśli ochrona ze strony Greengrassów nie byłaby dostateczną przesłanką do wybicia tego pomysłu z głowy kogokolwiek kto zlecił wycinkę. Mimo wściekłości próbował porozumieć się odnośnie tego, kto odpowiadał za kradzież. Równie dobrze mógłby rozmawiać ze ścianą. Dodatkowo z uwagi na to, że żyli w magicznym świecie to prawdopodobnieństwo uzyskania odpowiedzi od tej ściany byłoby wyższe.
Odwrócił się na chwilę, żeby nie dać nikomu w mordę. To był jego błąd. Rozpierzchli się po lesie jak pierdolone leśne duszki. Zostawili wszystko, co przy sobie mieli (czyli niewiele i nic konkretnego, chyba standard). Teleportowali się zanim zdążył coś zrobić. Zupełnie jakby ich nie było.
To zapoczątkowało konflikt. Następnego popołudnia stracili kolejne drzewo. W następnej dobie jeszcze dwa. Nie byli w stanie ponownie złapać sprawców. Nawet nie wiedzieli, w którym momencie ci wchodzili na ich tereny. Gdyby nie pierwsze spotkanie, Greengrass zakwestionowałby czy mieli do czynienia z czarodziejami czy z jakąś nadnaturalną siłą.
Po tygodniu nasilania się strat musiał odpuścić. Zrobił coś, czego nie chciał robić. Wezwał Brygadę Uderzeniową, na którą czekał przy najnowszej ofierze - magicznej sekwoi a raczej jej pozostałościach. Przedstawiciele prawa jakoś się nie spieszyli.
No do kurwy nędzy.