W wyniku nietypowego zrządzenia losu, które wiązało się z czyszczeniem komina, a następnie kąpieli w deszczu sadzy Calas po kilku próbach mycia włosów tradycyjnym szamponem odkrył, że sadza z magicznego pieca tak łatwo się nie zmywa. Z daleka wyglądało wszystko w porządku, lecz co jakiś czas z głowy sypało się kilka okruszków ciemnego pyłu. Próbował wielokrotnie płukać, skrobać i czyścić czuprynę lecz po kilku godzinach spokoju zauważał na ladzie swojego sklepu kilka okruszków sadzy. Frustracja z nawracającego problemu popchnęła go w stronę eksperymentów z bardziej radykalnymi środkami czystości. Niestety magiczne specyfiki bywają nieobliczalne w swoich efektach. Możliwe, że nie powinien kupować szamponu na którym większość napisów była po hiszpańsku. Możliwe, że godło Meksyku jakie się znajdowało na butelce wyglądało nietypowo. Akurat zapach tequili był przyjemną niespodzianką, ale zakup szamponu od jegomościa z prowizorycznego straganu nie było najlepszym pomysłem.
Po umyciu włosów z uważnie obserwował swoje biurko w poszukiwaniu czarnych śladów. Pierwsza godzina minęła bez oznak nawrotu węglowego łupieżu. Kiedy chciał sprowokować przypadłość za pomocą przeczesania włosów ręką, natrafił na bolesną niespodziankę. Z syknięciem cofnął rękę i obserwował rosnącą kropelkę krwi na głowie. Kolejne ruchy były już bardziej uważne i po krótkim badaniu palcami i w lustrze mógł z całą pewnością określić, że czubek jego głowy zasiedlił kaktus.
Naturalnie zaczął swoje nieszczególnie udolne próby pozbycia się roślinki za pomocą czarów, lecz z tego narośl nie robiła sobie wiele. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wypróbować któregoś z nowych rękodzieł na sprzedawcy. Jednak dobra rozmowa czasami potrafi czynić cuda, więc próbował go znaleźć w bardziej pokojowych celach. Problemem jednak była obecność krzaka na głowie. Jako osoba z natury raczej dumna Flitwick założył na głowę jakiś wyświechtany cylinder i wyruszył w poszukiwania szarlatana. Niestety, te okazały się być bezowocne. Z braku innych opcji mężczyzna skierował się w stronę Szpitala św. Munga.
Bez większych przeszkód dotarł do zamkniętego domu handlowego i po odprawieniu tradycyjnego rytuału z manekinami, wszedł do środka kliniki. Jak to bywało w placówkach medycznych, ludzi było o wiele za dużo, wszyscy w pośpiechu szli w sobie znanych kierunkach i Cal czekał w jego ocenie o wiele za długo na jakikolwiek kontakt z personelem. Na pierwsze pytanie co mu jest, po prostu odchrząknął i ściągnął nakrycie głowy wskazując pokaźny już kaktus.
Rozbawiona pielęgniarka skierowała go do gabinetu na trzecim piętrze gdzie miał czekać na kogoś, kto zajmie się jego przypadkiem. Oczekując na kogokolwiek kowal zdążył przeliczyć kafelki w pomieszczeniu, zapoznać się z plakatami informującymi o profilaktyce nietrzymania moczu i dających inne bezcenne rady. W końcu ponownie siadł na kozetce i obserwował klamkę drzwi licząc, że w końcu się poruszy.