Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Obiecała, że kiedy ustali, co właściwie się działo w jej życiu, to mu o tym powie. Można było o niej naprawdę powiedzieć wiele złego, ale na pewno nie to, że nie dotrzymywała słowa, z tego też właśnie powodu pojawiła się w Dolinie Godryka, przed rezydencją, którą kiedyś bardzo często odwiedzała. Dzisiaj czuła się tu trochę jak intruz, nie należała już do rodziny, stała się znowu kimś obcym.
Udało jej się zaangażować w swoją sprawę kilka osób, które wykazały się ogromną cierpliwością do tego, o co je wypytywała. Niektórzy ryzykowali swoje zdrowie; naprawdę była zdziwiona, że jest tyle osób, które zechciało jej pomóc, jednak miała wokół siebie naprawdę wspaniałych, bezinteresownych ludzi.
Musiała się tutaj pojawić, bo sprawy zaczęły się posuwać w złym kierunku, co upewniło ją w tym, że był to moment, w którym powinna rozpocząć polowanie. Thoran wczoraj próbował zabić Astarotha, gdyby nie jej interwencja, to by mu się to udało. Była bliska stracenia go po raz drugi, był to moment, w którym musiała wreszcie zająć się sprawą. Zresztą wyimaginowany brat zaczął uprzykrzać życie zbyt wielu jej znajomym. Czas najwyższy to ukrócić.
Dopaliła papierosa nim zastukała do drzwi w rezydencji. Spodziewała się, że przywita ją skrzatka, niestety nie miała tyle szczęścia. Drgnęła, gdy zobaczyła w drzwiach Evelyn, ostatnio widziały się ponad rok temu, starała się omijać ich stoiska sabatowe, żeby nie daj Merlinie na nią nie trafić. Nie wiedziała, co miałaby jej powiedzieć. Nie miała pojęcia dlaczego to wszystko się skończyło i nie zamierzała się z tego tłumaczyć. Zapewne Ambroise opowiedział macosze swoją wersję, nie musiała się więc w to angażować. Z racji na relacje, które kiedyś je łączyły przytuliła kobietę na przywitanie, zrobiła to jednak dosyć sztywno, nie do końca wiedziała, czy w ogóle powinna to robić.
Musiała wysłuchać jej paplaniny o tym, że zamierzała wydać córkę za mąż, starała się tego słuchać, ale za cholerę nie mogła się na tym skupić, jej myśli niestety były zajęte planowaniem tego, w jaki sposób powinna zabić swojego brata bliźniaka. Jeden, jedyny raz podniosła wzrok, kiedy Evelyn wspomniała, że wybrankiem jej córki był Borgin, nie wypytywała który, wolała nie dociekać, a nuż się okaże, że któryś z jej bliższych kuzynów. Może ich rodziny miały się jednak połączyć? Niesamowite. Na szczęście ona nie była Borginem, daleko jej było do matki, zawsze czuła się bardziej Yaxleyem.
Udało jej się wysłuchać tego, co kobieta miała do powiedzenia, oczywiście w między czasie wspomniała o tym, że bardzo się spieszy i naprawdę nie może poplotkować z nią dłużej, w końcu okazała jej łaskę i puściła wolno ze skrzatem, który miał ją zaprowadzić do Ambroise'a
Właściwie nie miała pojęcia, czy szuka go w dobrym miejscu. Nie wiedziała, gdzie mieszkał. To był pierwszy wybór, jego rodzinna rezydencja, ale równie dobrze mógł wrócić do tej swojej kawalerki na Pokątnej, rękę by sobie dała uciąć, że nadal trzymał to mieszkanie i zapewne sprowadzał tam tabuny wypindrzonych dziewcząt, pamiętała jak się prowadzał przed nią. Podejrzewała, że mógł to tego wrócić, kiedy się od niej uwolnił.
Skrzatka odprowadziła ją do szopo podobnego czegoś. Okay. Nie oceniała. Nie przyszła tu po to, żeby komentować takie rzeczy.
Zapukała do drzwi, kiedyś pewnie weszłaby bez ceregieli, ale przecież aktualnie nic już ich nie łączyło. Wypadało więc zachowywać konwenanse.