• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
31.08 Yr Ygwrn – Nie wmawiaj mi, że jej nie mogę zjeść [Doppelganger]

31.08 Yr Ygwrn – Nie wmawiaj mi, że jej nie mogę zjeść [Doppelganger]
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#1
07.10.2024, 09:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 16:00 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Bajarz I
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III


31.08

Yr Yagwrn, walijskie miasteczko znajdujące się niedaleko siedziby rodowej Yaxley'ów

Krew z krwi. Ciało z ciała. Byliśmy wtedy tylko we dwoje, moja piękna, silna siostro. Byliśmy wtedy we dwoje i nie wiesz nawet jak bardzo żałuję, że ten czas już przeminął. Że nie miałem zębów, które mogłem wbić w Twe pomarszczone wspólną wodą pogięte ciałko, miękkie chrząstkami, serce tak pospiesznie łopoczące, tak proste do przełknięcia. To nic siostro. Teraz mam zęby, a Twoje serce zabije szybciej dla mnie po raz ostatni.

Koszmary uspokoiły się, Thoran coraz rzadziej pojawiał się w okolicy, w przeciwieństwie do utyskiwań mniej lub bardziej znajomych Geraldine person. Przeprowadzone śledztwo utknęło w martwym punkcie, a wszelkie przestrogi i wzbierające obawy zdawały się blaknąć, jak dogasające sierpniowe słońce. I wtedy przyszedł list,  który postawił na alarm łowczynię, który wsunął w jej dłonie oręż nim w ogóle zdążyła pomyśleć. Dostarczona karta ociekała butą i bezczelnością tego, który namieszał jej w głowie i nękał angielskich magów od miesięcy. List nie był od Bagshota, który chyba nigdy nie zwracał się do ludzi pełnym imieniem, nie podpisywał się pod swoimi listami. Wskazanie na uciekający czas i zaskakująco dokładna lokalizacja potencjalnego miejsca konfrontacji tylko potwierdzała podejrzenie o pułapce, która została na nią zastawiona. Nie czekając długo Geraldine zebrała drużynę zaufanych jej osób, rozdzieliła obowiązki i ruszyła na łowy...

***

Słońce powoli chyliło się zachodowi, a parze magów wkraczającej do miasteczka Yr Yagwrn towarzyszyło intensywne poczucie odrealnienia akompaniowanego wściekłym ujadaniem oprowadzających ich zza desek ogrodzeń strażniczych psów. Ulice były opustoszałe, choć - zapewne z ulgą - mogli przyjąć fakt, że nie wymarłe. W domach paliły się światła, dym ulatywał z kominów. Wszechobecna wilgoć niedawnej ulewy, lśniła jednak kałużami, niezmąconymi ludzkimi krokami, choć wcale nie było tak późno. Niewielkie ceglane domki obrośnięte niebieskimi krzakami chabrów, zdawały się patrzeć nieprzychylnie na obcych, podobnie jak niewyraźne ludzkie sylwetki ukryte za poszarzałymi zasłonkami.

Nie była to wielka mieścina, właściwie z powodzeniem można by przyrównać ją rozmiarami do Hogsmeade. Domostwa leżały blisko siebie, na obrzeżach dziewiczego, walijskiego lasu, ściśnięte wokół brukowanego ryneczku, na którym nie działała fontanna przedstawiająca lekko pordzewiałą nimfę, przelewającą wodę przez swoje dłonie. Zwracał na siebie uwagę zajazd - jedyna piętrowa budowla, oraz Kaplica Matki, niewielka budowla kultu, do której przylegała najprawdopodobniej chata opiekującego się nią kapłana. Ale tym co zwracało na siebie uwagę najbardziej był krwisto-czerwony, wykonany z pieczołowitością znak, którego nie naruszył padający wcześniej deszcz:

[Obrazek: aegishjalmur.jpg]


Tura trwa do 09.10, godz. 23:59

Obowiązuje kolejka trzydniowa, choć termin może być elastyczny w stosunku do dziejącej się równocześnie sesji w jaskinii. W dniu zakończenia kolejki pojawi się przypomnienie na kanale technicznym głównego discorda.

Jeśli gracz opuści kolejkę, Mistrz Gry uznaj jego Postać za nieangażująca się lub - w przypadku zagrożenia życia - uciekającą (bez względu na posiadane Zawady).

Mechanika:
  • Obowiązują dwie kości Akcji na turę (2x rzut na jedną Akcję dla zwiększenia szansy lub po 1x na dwie Akcje) oraz jedna kość Wiedzy (jeśli postać chce sobie coś przypomnieć, skojarzyć fakty, może wykonać 1x rzut na wybraną Wiedzę). Gracz może zdecydować, że nie wykonuje żadnego rzutu
  • Przewagi i Zawady zmniejszają lub zwiększają szansę powodzenia, dodając jedną kość do rzutu. W przypadku Przewagi Mistrz Gry będzie brał najwyższy wynik, w przypadku Zawady - najniższy. O wykorzystaniu Przewagi/Zawady należy zdecydować przed wykonaniem rzutu. Mistrz Gry może poprosić o dopisanie Zawady i dodatkowej kości już po opublikowaniu posta.
  • Jeśli postać będzie miała szansę obronić się przed atakiem, Mistrzy Gry poprosi o 1x rzut na wybraną statystykę. Obrona nie wlicza się do puli Akcji i Wiedzy. Efekty konfrontacji (bez względu na powodzenie lub porażkę Obrony) opisuje Mistrz Gry.
  • W trakcie sesji mogą pojawić się dodatkowe mechaniki każdorazowo opisane w nocie od Mistrza Gry na końcu podsumowania.
  • Mistrz Gry bierze pod uwagę poziom zaawansowania w wybranej cesze, przypisany poziomowi zakres sukcesu oraz wynik liczbowy.

    Proszę o opisanie w pierwszym poście ekwipunku ze szczególnym uwzględnieniem magicznych przedmiotów i eliksirów. W przypadku wątpliwości zapraszam na PW. Sesja nie jest prowadzona w konwencji survivalu, Mistrz Gry nie będzie rozliczał z ilości noży, bandaży i długości liny.

    Tradycyjnie w postach dialogi są pogrubiane, a najważniejsze akcje podkreślane.
    Prosiłabym też opisywać rzuty według poniższego klucza:
    Statystyka z poziomem zaawansowania wyrażonym liczbą rzymską, Użyta Przewaga/Zawada, podejmowane działanie (np. Percepcja III, krótkowidz, wypatruje tropów w lesie)
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#2
07.10.2024, 10:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2024, 11:10 przez Florence Bulstrode.)  
wiadomość pozafabularna
Ekwipunek: lusterka dwukierunkowe (w tym to od Ger), torba medyka z wyposażeniem (nie wiem, czy jako medyk mogę mieć w niej poza bandażami i czymś do ich cięcia oraz oczyszczania ran te podstawowe eliksiry, jak tak, to chciałabym uwzględnić uzupełniający krew i wiggenowe), czarodziejska taśma, mikstura powodująca chaos w głowie, sakiewka z kasą, chusteczki i środek dezynfekujący, czekolada z miodowego królestwa, różdżka.
* * *
Ogólna atmosfera okolicy i pogody nijak nie poruszała Florence, która jak na jasnowidza przejawiała zadziwiająco niską skłonność do poszukiwania znaków w pogodzie, odczytywania przyszłości z układu chmur czy zwracania uwagi na to, co mogli myśleć sobie ludzie wokół. I po prawdzie, ponieważ wiadomości, które otrzymała od Geraldine, były lakoniczne, nie spodziewała się problemów w miasteczku – nieświadoma, jak poważna jest sytuacja, martwiła się raczej, że Yaxleyówna da się zabić w tej jaskini. Kpiła sobie zwykle z niebezpieczeństwa, a tym razem prosiła, by przekazać rodzicom, co mogło się z nią stać, i nie zaprotestowała na propozycję Florence: to najlepiej wskazywało na to, że było źle.
Uzdrowicielka szła w milczeniu. To nie były okoliczności, które wymagałyby od niej uprzejmości. Nie byli na przyjęciu, Erik nie był teraz jej pacjentem, a nie miała ochoty na rozmowę. Zastanawiała się wciąż, czy nie powinna zabrać któregoś z braci, ale Orion tego dnia był zajęty, a z kolei Atreus… obawiała się, że gdyby usłyszał o tej jaskini, chciałby koniecznie tam iść, choćby z prostej ciekawości. Starannie stawiała kroki, tak by jej buty nie zagłębiły się w błocie, by nie stanąć w jakiejś kałuży, nie miała bowiem najmniejszej ochoty ubrudzić się bardziej niż to konieczne.
Zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na kapliczkę. Nie spodziewała się do końca, że to będzie czarodziejska wioska albo przynajmniej mająca dość czarodziejów, by coś takiego się pojawiło – z tych, które przetrwały, poza Hogsmeade, znała dotąd może jedną. A potem jej wzrok padł na symbol. Florence Bulstrode, mimo swego rodowodu, większość wiedzy wyniesionej z lekcji starożytnych run w szkole zdążyła zapomnieć, zajęta karierą uzdrowicielki. O wikingach zaś nie wiedziała niczego, nie rozpoznała więc nordyckiego symbolu. Zerknęła jedynie z pewnym zaintrygowaniem, na jego kształty i to czym go wykonano – chociaż nie, nie zakładała krwi, bo raz, nie znikł po deszczu, dwa… nie spodziewała się tutaj aż takich rzeczy. Czemu by miała, zwłaszcza, że ujadały psy, tu i ówdzie płonęły światła, wszystko więc chyba było w porządku? (Chyba: Flo bywała poza miastem za rzadko, aby w pełni rozumieć, na jakich zasadach funkcjonowały.)
Nie znając powiązań Thorana z runami i pieczęciami, na to, by zapukać do drzwi kapłana, też na razie nie wpadła.
– Możemy sprawdzić, czy zajazd jest otwarty albo siąść przy fontannie – odparła krótko. Oczywiście, po wytarciu, Florence nie siadłaby gdzieś, gdzie jest brudno i dlatego rozglądając się, sama skłaniała się ku pójściu do zajazdu: zerknęła w tamtą stronę, próbując ocenić, czy działał. Dłoń odruchowo wsunęła do kieszeni, gdzie pod ręką trzymała lusterko – ot by w razie czego usłyszeć, gdyby Geraldine wzywała do kontaktu.

percepcja III, jasnowidz, tak się rozglądam, czy coś mnie tknie
Rzut Z 1d100 - 47
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 63
Sukces!
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
09.10.2024, 23:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.10.2024, 16:10 przez Erik Longbottom.)  
Ekwipunek: różdżka; rapier; pobłyskująca perła w kieszeni (dopisana ponieważ wedle opisu przedmiot zawsze znajduje się w posiadaniu postaci)

Ostatniego spotkania z Thoranem zdecydowanie nie mógł zaliczyć do tych z grona przyjemnych. Bądź co bądź, sprowadził mu na głowę problem w formie napastliwej kobiety z Doliny Godryka, która oczekiwała od niego pełnoprawnej randki. A że Erik nie żywił do kobiety żadnych romantycznych uczuć (lub jakichkolwiek innych), to musiał znaleźć jakiś sposób, aby ją spławić i zręcznie usunąć się z tej sytuacji. Mężczyzna stłumił ciężkie westchnienie, które koniec końców zdusił w żołądku. Naprawdę nie chciał do tego wracać. Nawet w myślach.

Wiadomość od Geraldine była dla niego pewną niespodzianką, ale nie była kompletnym zaskoczeniem. Morfeusz zdołał przekazać Zakonowi Feniksa parę informacji na temat... problemu... panny Yaxley i nie brzmiało to dobrze. A na pewno nie brzmiało to, jak coś, z czym powinna radzić sobie sama bez wsparcia z bliskich, którzy w końcu byli całkiem nieźli w czarach, jak i tradycyjnej walce. Załatwiła nawet medyczkę na wypadek, gdyby ktoś się miał wykrwawić, pomyślał przelotnie, zerkając na towarzyszącą mu Florence.

— A więc Geraldine mówiła Ci coś więcej na temat Thorana? — zagaił niepewnym głosem, poprawiając różdżkę, która spoczywała w elastycznej kaburze przytłoczonej do spodni w okolicy uda. Znajdujący się tuż obok rapier obijał się minimalnie o różdżkę. — To znaczy, jak to wszystko ma się potoczyć?

Został wprowadzony w całą ''akcję'' stosunkowo późno, toteż wychodził z założenia, że inni uczestnicy wyprawy mogli wiedzieć na temat planów Geraldine trochę więcej niż on. Zwłaszcza Florence, która jawiła się Longbottomowi jako bliska przyjaciółka Yaxley. Wystarczyło, że cofnął się myślami do tego pamiętnego dnia, gdy Geraldine wywaliła się o własne nogi podczas treningu i to on musiał przetransportować ją do Szpitala św. Munga.

Co zaś tyczyło się samej wioski... Osada wzbudzała w Eriku lekki niepokój. Jakby od chwili, gdy tylko znaleźli się na terytorium mieściny, coś wodziło za nim wzrokiem. Irracjonalny lęk? A może efekt lat doświadczeń związany z wezwaniami służbowymi i wyprawami do zapadłych wioseczek, które potrafiły zaowocować naprawdę nieprzyjemnymi wypadkami? Czarodziej wodził wzrokiem po fasadach budynków, starając się ignorować ujadanie psów z okolicznych domostw.

— Zdam się na ciebie — stwierdził po dłuższej chwili Erik, pozwalając, aby kobieta ruszyła we wskazaną stronę jako pierwsza.

(Percepcja III) Czy coś rzuca się Erikowi w oczy podczas oglądania mijanych budynków? x2
Rzut Z 1d100 - 23
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 48
Sukces!


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#4
10.10.2024, 09:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2024, 09:31 przez Dearg Dur.)  
Grupa weszła do miasteczka i udała się do zajazdu

Aura była nieprzyjemna i dziwaczna. Ciepły pomarańcz sierpniowego słońca nie przydawał ciepła otoczeniu, wręcz przeciwnie, ciała odczuwały atawistyczny dyskomfort wobec ciągłego uczucia bycia obserwowanym przez ludzi, których nie było widać.

Florence zgodnie ze swoimi preferencjami skierowała swoje kroki do Zajazdu. Krąg przecięty rozgałęzieniami pysznił się na drzwiach, z bliska wciąż nie można było ocenić barwnika, który został użyty do tej "dekoracji", ale nie przeszkodziła im ona przekroczyć progu.

Atmosfera wewnątrz była tak gęsta, że można było ją kroić nożem i podawać jako pudding przyjezdnym, mimo że wnętrze niosło ze sobą całkiem sporo przytulności. Ogień w kominku niósł ciepło mimo wilgoci, zapach pieczystego oraz ciemnego piwa i tytoniu ćmionego z nielicznych fajek unosił się swojsko w powietrzu. Ale byli też byli ludzie... Część siedziała przy stołach popijając piwo, grupa podlotków żujących coś intensywnie podlotków stała blisko okien, zupełnie jakby przed chwilą patrzyli przez szpary w zasłonach na nieznajomych, teraz udając że wcale nie.

Wszyscy jak jeden mąż w napięciu wpatrywali się w obcych, na ich czołach znajdował się ten sam symbol, który zdobił drzwi. Ich włosy - warkocze, koki, brody, zdobiły pyszniące się czerwienią wstążki. Tak samo czynił stojący za ladą barman. On przy okazji nerwowo zaciskał dłoń na różdżce.

– Kysz maro! Nikt Was tu nie chce! – rosły mężczyzna wyglądałby całkiem zabawnie z kokardkami w brodzie, gdyby nie ściągnięte krzaczaste brwi i postawa sugerująca, że najmniejszy ruch nieznajomych może wywołać magiczny atak.

Nim jednak Florence i Erik zdążyli zareagować drzwi do kuchni otworzyły się i wyszła z nich pospiesznie drobniejsza pani, której włosy oprószone były siwizną, ale błękitne oczy osadzone w lekko pomarszczonej twarzy prędko zlustrowały sytuację, a usta warknęły w stronę barmana.

– Tima, przeszli przez drzwi, na pewno nie są nim. Weź się chłopcze ogarnij! – upomniała go tak, że brakowało tylko walnięcia ścierką przez łeb, ale może nie chciała tego robić publicznie. Jej czoło zdobił ten sam znak co pozostałych, korona spleciona na jej głowie przetkana była czerwienią.

[+]Erik
Ponad intensywnie niebieskie kwiaty i czerwony znak na każdych mijanych drzwiach wejściowych, nic Ci się nie rzuciło w oczy. Czułeś pod skórą bardzo dosadnie, że byliście obserwowani. Twoje policyjne zmysły jednoznacznie mówiły Ci, że ludzie, którzy to robią są zastraszeni.
Tura trwa do 12.10 (sobota), godz. 23:59
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
10.10.2024, 09:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2024, 09:58 przez Florence Bulstrode.)  
– Napisała mi, że Thoran Yaxley nie istniał, co mnie nie dziwi, bo nigdy nie poznałam jej brata. Twierdzi, że jest doppelgangerem i że ma powody, aby sądzić, że zdoła się go pozbyć w jaskini w pobliżu. Poza tym uważam, że ta istota chce ją pożreć. To wszystkie informacje, jakie posiadam – wyjaśniła, zanim pchnęła drzwi zajazdu.
Florence Bulstrode nie była policjantką, ale nie musiała nią być, aby domyśleć się, że jeśli ludzie noszą na czołach dziwne znaki, a potem witają kogoś okrzykami o marze nieczystej, to coś jest bardzo nie tak. Może gdyby Geraldine zgodnie z przewidywaniami Erika opowiedziała jej więcej, zareagowałaby bardziej gwałtowne, złapała za lusterko i zaczęła ostrzegać, że potrzebują na czołach znaków ochronnych – ale na poskładanie tych faktów potrzebowała dłużej niż parę sekund. Nie wiedziała o pieczęciach, ani o tym, co skłoniło Geraldine do pójdzie do jaskini. Nie wiedziała, że ta postanowiła nie zbierać najpierw informacji, a iść tam jak po sznurku.
Na dostrzeżenie, że ci ludzie się kogoś boją… tyle wystarczyło.
Poza tym była klątwołamaczką.
Czerwone wstążki w niektórych wierzeniach chroniły przed zauroczeniem.
Zmierzyła Tima lodowatym spojrzeniem.
– Maro? Może jeszcze nieczysta? Na pańskim miejscu, zastanowiłabym się dwa razy, zanim rzucałabym takimi obelgami – poinformowała tonem, jakiego nie powstydziłaby się królowa. – Jestem pewna, że dbam o czystość znacznie bardziej niż pan.
Chwilę później spojrzenie Florence powędrowało ku kobiece, która wyszedł z zaplecza. Ta zdawaał się bardziej przyjazna, a przynajmniej nie potraktowała ich jako mary nieczyste. I coś we Florence rozlało się chłodem, bo uświadomiła sobie właśnie, że najwyraźniej Geraldine i jej towarzysze byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jednocześnie zirytowała się, bo jeżeli… jeżeli coś tu się działo, czemu nie powiadomiono o tym Ministerstwa? A może to wcale nie byli czarodzieje? Może to byli mugole, których zaczął chronić jakiś czarodziej? Albo sekta…?
Czy ten "nim"... to był doppelganger?
– Miałam zamiar zrobić zamówienie, proszę pani, ale jak widzę sytuacja chyba zmusza mnie do większej bezceremonialności, mam nadzieję, że mi pani wybaczy – powiedziała, tym razem nieco bardziej uprzejmie, utkwiwszy w niej spojrzenie. – Jestem tutaj z obawy o moją przyjaciółkę, która mogła znaleźć się w kłopotach, a… te znaki sugerują, że te obawy są słuszne, spytam więc wprost. Czy te wstążki i symbole mają państwa przed czymś chronić?

rzucam na wos II, klątwołamaczka, skojarzenia dodatkowe z wstążkami
Rzut N 1d100 - 56
Sukces!
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
11.10.2024, 16:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.10.2024, 16:33 przez Erik Longbottom.)  
Erik zmarszczył nos, gdy tylko przekroczyli próg tego wyjątkowego przybytku. Sytuacja w środku jest zdecydowanie gorsza niż na zewnątrz, pomyślał mimochodem, rozglądając się na prawo i lekko z młodzieńczą ciekawością, jakby pierwszy raz był w tego rodzaju karczmie. W duchu ucieszył się też, że tym razem nie przywdział munduru. Cholera wie, jak lokalni mieszkańcy zareagowaliby na widok brygadzisty gotowego do eee pełnienia funkcji służbowych. Na takim odludziu.

— Raczej nie chodzi tutaj o kwestie naszej higieny osobistej — wtrącił Erik, starając się zaakcentować, że mimo wszystko Florence nie jest tutaj sama. — Śmierdzieć można też od czarnej magii. A w tym dymie papierosowym nos dosyć szybko może zacząć zawodzić.

Dalej wodził wzrokiem między twarzami poszczególnych gości lokalu. Pierwsza myśl? Sekta. Czarno-magiczne stowarzyszenie, któremu przewodził Thoran, wpijając się w umysły niczego winnych członków lokalnej społeczności. Symbol runiczny był zaś oznaką przynależności do jego grupy wyznaniowej. Ta praca mnie już do końca spaczyła, pomyślał, nieumyślnie wstrzymując oddech, gdy Bulstrode postanowiła po prostu przejść do rzeczy. I to w taki sposób, że jej chirurgiczna precyzja objawiała się raczej w formie wyszukanego słownictwa niźli wzbudzenia zaufania tych ludzi przyjemną gadaniną.

— Nie mielibyśmy nic przeciwko dzbankowi herbaty — odparł ze spokojem, godząc się z tym że w tym duo to on będzie musiał grać rolę ''dobrego policjanta''.

Mimo to, dłoń Erika przesunęła się na głowicę rapieru wiszącego u jego pasa. Nie wyciągnął broni, a jedynie musnął ją ręką, jakby sprawdzał potencjalną szybkość własnych odruchów. Chociaż teoria kobiety na temat tego, że okoliczni obawiali się doppelgangera była całkiem... prawdopodobna, tak Longbottom nie mógł oprzeć się wrażeniu, że mogło w tym być coś więcej. Czy Thoran mógł spodziewać się, że Geraldine podąży jego tropem? Może jednak przekonał do siebie mieszkańców wsi, a ci dostali za zadanie porwanie kobiety? Zadanie, z którego nie potrafili się wywiązać, a teraz obawiali się kary?

Mężczyzna pokręcił głową, odsuwając od siebie te najgorsze scenariusze. Nie znosił działać przy tak małej ilości informacji. Powinien był namówić Ger, aby zorganizowała większe spotkanie, ze wszystkimi członkami wyprawy, na którym powiedziałaby im wszystko ze szczegółami. Wchodzili do jaskini lwa, który zastraszył okoliczną puszczę i w sumie nie wiedzieli, czego się spodziewać. Jak można było dobrze pracować w takich warunkach?

— Nie ma potrzeby panikować — zapowiedział po dłuższej pauzie ze swojej strony. — Mam-y pewne doświadczenie z... niebezpiecznymi kryzysami. — Zerknął kątem na Florence. Klątwołamaczka i detektyw Brygady Uderzeniowej. W gruncie rzeczy nie kłamał. A o jego karierze powinien wiedzieć każdy stały czytelnik czarodziejskiej prasy. Klątwa nadmiernej popularności. — Jestem z Brygady Uderzeniowej. Możemy spróbować wam pomóc, jeśli powiecie nam co wiecie. I co się tutaj dzieje.

(Charyzma III, przewaga Popularność) Próba przekonania ludzi w karczmie do siebie x2
Rzut PO 1d100 - 98
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 22
Akcja nieudana


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#7
11.10.2024, 19:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2024, 12:27 przez Dearg Dur.)  
Kobiecina zmarszczyła brwi na to co powiedziała Florence i zdołała pokiwać głową, niejako na potwierdzenie jej obaw, gdy przemówił Erik.
– Wiedziałam... – odezwał się równie zaskoczony co zachwycony głos z drugiego końca sali. – To Erik Longbottom! Głosowaliśmy na niego w plebiscycie! – rozpoznanie tożsamości rozeszło się ciepłym szeptem po zgromadzonych i zmiana nastawienia była momentalna do wyczucia. Szept zbyt szybko przeszedł do rozentuzjazmowanego gwaru i sporej ludzi osób, która zaczęła podchodzić do grupy, a właściwie do rosłego brygadzisty

– No tak no tak, to ten profil, jak mogłem nie poznać od razu! ... a widziałaś ten rapier, myślisz, że to jego rodowe ostrze?... Jest z Brygady, nie myślałem, że ktokolwiek z Londynu się tym zainteresuje! Longbottom nas uratuje! Zaprowadźmy ich do niej! Tak chodźmy! Oni będą wiedzieć co robić! – głosy mieszkańców zlewały się ze sobą.

Skołowani przyjezdni od wrogów publicznych numer jeden nieoczekiwanie stali się ekipą ratunkową, nie tyle co dla Geraldin i jej towarzyszy, co dla zebranych, w których iskra nadziei przemieniła się w prawdziwą, choć metaforyczną pożogę serc. Chwilę potem, wypchnięci przez napierający na nich tłumek byli na zewnątrz i pchani wrzącą podekscytowaniem falą szli do kaplicy. Obok Erika tłoczyły się miejscowe panny na wydaniu, ewidentnie fanki, które bardzo, ale to bardzo chciały dotknąć chociaż głowni jego broni. Na szczęście. Obok Florence z kolei nadganiała kroku starsza karczmarka, która łapiąc oddech tłumaczyła:
– Nie sądziliśmy... że ktokolwiek nam uwierzy, nasza kapłanka... ona... próbuje to rozwiązać, jak jej matka... bo kiedy umarł stary Matinus... jej dziadek w sensie... to wszyscy wiedzieliśmy... wszyscy wiedzieliśmy, że Thoran.... że on wróci.

Rzecz działa się szybko i oto wszyscy przeszli obok wrót kaplicy (które nosiły ten sam symbol co wszystkie inne drzwi) i przeszli dalej w głąb do domu kapłanki. Ten był mizernej wielkości, część ludzi zaczęła przepychać się między sobą o prawo do wejścia i wysłuchania tej rozmowy. Drzwi niemalże wyważono i parę bohaterów-mimo-woli wrzucono do prowizorycznego biura stojącego w głównej sieni. Za gigantycznym biurkiem zawalonym księgami, dziennikami, notatkami i obszerną mapą okolicy siedziała kobieta. Rudowłosa dziewczyna właściwie była zaskakująco młoda, może liczyła sobie już dwadzieścia pięć wiosen, może jeszcze nie. Nosiła na sobie szaty kapłanki konwenu i... co nie umknęło ich uwadze, jako jedyna nie miała na czole namalowanego symbolu (oczywiście poza nimi). Była jednak blada, miała podkrążone oczy, a jej młoda twarz wyraźnie ściągnięta była zmęczeniem i zmartwieniem, które spędzało jej sen z powiek. Z resztą... na stoliczku obok stołu piętrzyły się brudne po kawie kubki.

– Tak? Eyva Orlaith w czym mogę służyć? I ee... niech Matka wam błogosławi – podniosła się znad stołu, swoimi niebieskimi oczyma lustrując zbiorowisko, posyłając ku wszystkim prewencyjnie błogosławieństwo, ale skupiając się przede wszystkim na dwójce nieznajomych.

– To ludzie z Brygady Uderzeniowej! Przyjechali pomóc! – rzucił ktoś zza ich pleców, gdy starsza czarownica z zajazdu wyminęła wszystkich i zaczęła zbierać kubki, jakby była u siebie. Choć za drzwiami (które pozostały otwarte) zaczęło się ściemniać, w izbie panował zaduch unoszącego się jak dym ze świec oczekiwania.

Tura do 14.10, godz. 23:59
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#8
11.10.2024, 20:00  ✶  
Florence poczuła, jak zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, kiedy kobieta potwierdziła jej domysły – a potem… potem wszystko zaczęło dziać się tak szybko, że nawet Bulstrode poczuła się skonsternowana i przez chwilę po prostu dała się przestawiać niejako z miejsca na miejsce. W jednej chwili ludzie najchętniej wyrzuciliby ich chyba oknem, nie drzwiami nawet, w drugiej wybuchli entuzjazmem, i nim Florence się spostrzegła, już prowadzono ich do kaplicy.
– Miałam nieprzyjemność poznać Thorana i wiem, że namieszał paru osobom w Londynie w głowach, wierzę więc pani bez wątpienia – zdążyła powiedzieć jeszcze tylko, nim niemalże wepchnięto ich do pomieszczenia, w którym znajdowała się kapłanka.
Florence zmierzyła kobietę uważnym spojrzeniem. Nie umknął jej uwadze brak symbolu ani zmęczenie kobiety – nie umknęło i to, co mówiła wcześniej karczmarka, że Thoran wróci, więc siał już widać zamieszanie w przeszłości. Głęboko wtłoczone maniery sprawiły, że już – już otworzyła usta, by odpowiedzieć na pozdrowienie, przedstawić się… ale wtedy pomyślała o grupie Geraldine – wkraczającej w ciemność jaskiń, w których ta spodziewała się znaleźć swojego „Brata”.
Sądząc po zachowaniu tych ludzi, tamci udawali się właśnie na pewną śmierć.
– Florence Bulstrode. Bardzo przepraszam, panie Longbottom, czy może pan… poprowadzić rozmowę? – spytała, bardzo uprzejmym tonem, ale nie czekała nawet na odpowiedź. Cofnęła się bowiem o krok, wydobyła z kieszeni lusterko i stuknęła w nie palcem. Zdawała sobie sprawę, że to może być pewnie konsternujące dla kapłanki, ale Florence nie mogła ot tak pozwolić, aby Thoran Yaxley, który nie był Thoranem Yaxleyem, wymordował kilka osób w pobliskich jaskiniach. A wiele wskazywało, że jeśli panika tu obecnych i te ochrony na czołach – a Florence sama zaatakowała wiedziała najlepiej, jak Thoran był dobry w zauraczaniu, nie wspominając o tym, że ona nie pamiętała brata Geraldine, a Geraldine już owszem – że tamci mogli znaleźć się w kłopotach.
– Geraldine? Geraldine, słyszysz mnie?
wiadomość pozafabularna
Rozmowę lusterek podlinkuję z sieci Fiuu.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
11.10.2024, 23:25  ✶  
Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że delikatne nawiązanie do służby pełnionej w ramach pracy dla Ministerstwa Magii zostanie odebrane aż tak pozytywnie przez zebraną w zajeździe grupę. Zamrugał zaskoczony, gdy pomruki niezadowolenie szybko przeistoczyły się w euforię wywołaną przybyciem służb. Wprawdzie odniósł wrażenie, że Florence również została uznana za agentkę Brygady Uderzeniowej, jednak postanowił nie wyprowadzać tych ludzi z błędu, skoro byli tak ochoczy w tym, aby okazać im pomoc i wsparcie.

Poza tym, mogliby ją zagonić do jakiejś innej roboty, pomyślał trzeźwo, bo wolałby, żeby Bulstrode jednak mogła skupić się na znalezieniu cennych informacji. W końcu przybyli tutaj, aby pomóc Geraldine, a nie badać kurzajki czy inne wypryski na ciele u mieszkańców wioski. Na usta cisnęła mu się także odpowiedź na temat spoczywającej u jego pasa rapieru, jednak i tutaj się zawahał. Jak to mówią? Mowa jest srebrem, a milczeniem złotem? W tym wypadku wypadało raczej podtrzymywać pozytywne morale niż rozwiewać nadzieje tych ludzi na pozytywne zakończenie sprawy. Cóż, przynajmniej jak dotąd nic nie wskazywało na to, aby faktycznie pracowali dla Thorana.

Longbottom dał się porwać tłumowi, który praktycznie wyniósł ich z karczmy, aby podprowadzić ich pod same drzwi mieszkanka tutejszej kapłanki. Wątpił, aby twarz ta miała okazać się znajoma... Nie miał zbyt wielu doświadczeń z kapłankami kowenu Whitecroft. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach związanych z rytuałem, jaki planowała odprawić arcykapłanka Isobell z rodu Macmillan. Kojarzył parę innych ''siostrzyczek'' z czasów, gdy organizował obronę Beltane czy ze spotkań wspólnotowych sprzed lat, ale poza tym? Praktycznie nic. Nie liczył więc, że czarownica w odizolowanej irlandzkiej wioseczce miałaby się okazać jego znajomą ze szkoły czy minionych sabatów.

— To na pewno tak może? — rzucił w tłum Erik, gdy lokalna społeczność ni stąd ni zowąd otworzyła drzwi i dosłownie wrzuciła ich do środka. Mężczyzna momentalnie się speszył, a na jego twarzy pojawiły się obfite rumieńce. — Wprawdzie tuż obok jest świątynia, ale to dalej czyjś dom, więc...

Urwał niespodziewanie, gdy zerknął na biurko, przy którym siedziała kobieta odziana w typowe dla kowenu szaty. Wyglądała, jakby ledwo co skończyła prowadzić wieczorne modły w londyńskiej kaplicy kowenu lub zbierała się do otworzenia stoiska na Lammas. A jednak tym, co ją odróżniało od reszty, były widoczne oznaki zmęczenia i... brak symbolu wymalowanego na czole. Erik zmarszczył brwi. Może obrona przeciwko Thoranowi wcale nie była taka pewna, a jawiła się kobiecie jedynie jako zabobon? Bądź co bądź, jeśli ktoś w tym gronie miał być wyjątkowo uduchowiony i wiedzący, to właśnie ta czarownica.

— Aha — potwierdził, kiwając powoli głową, nie odrywając wzroku od kobiety. Pozwolił Florence odejść na bok, aby mogła... zająć się swoimi sprawami? Porozmawiać z kimś? — Ekhm… Tak, jak tu państwo mówią, jesteśmy z Brygady Uderzeniowej. Erik Longbottom. — Skłonił lekko głowę. — Jesteśmy tu w sprawie naszej przyjaciółki, ale głównie pana Thorana. Tego Thorana. — Wbił spojrzenie w kapłankę. — Sytuacja w okolicy wydaje się bardzo napięta, więc chcielibyśmy otrzymać dodatkowe informacje. Podobno pani Orlaith jest tutaj najlepiej poinformowana. A taka wiedza mogłaby się teraz bardzo przydać wykwalifikowanym służbom.

Bones nie będzie zadowolony, jak to nie wypali, pomyślał Erik, tłumiąc w sobie ciężkie westchnienie. Raz już go ukarał za to, że zrobił coś nieregulaminowo w towarzystwie Geraldine. Teraz powoływał się na swój stopień w Brygadzie Uderzeniowej w sprawie, która mimo wszystko nie została zgłoszona do odpowiednich służb, co by zajęli się demonem. Nagle w głowie czarodzieja coś kliknęło! No właśnie! Przecież kowen babrał się w tych sprawach! Duchy, opętańcy, zaświaty... Od tych tematów nie było daleko do bytów pokroju Thorana, czyż nie?

— Chcielibyśmy zająć się sprawa, dopóki nie stanie się wyjątkowo demoniczna. Jeśli wie pani, co mam na myśli. Naprawdę chcielibyśmy się dowiedzieć jak najwięcej — kontynuował, ciesząc się, że miał za sobą pół wioski chcącej otrzymać jakąś aktualizację w sprawie. Może to popchnie kapłankę ku temu, aby faktycznie powiedzieć im coś przydatnego? Coś, co pomoże Geraldine załatwić tę cholerę, siedzącą Merlin jeden wie gdzie?[/i]


(Charyzma III, przewaga Popularność, Dowodzenie) Nakłonienie kapłanki do udzielenia odpowiedzi zgodnie ze stanem faktycznym x2
Rzut Z 1d100 - 37
Slaby sukces...

Rzut Z 1d100 - 98
Sukces!


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#10
12.10.2024, 12:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.10.2024, 11:10 przez Dearg Dur.)  
Tłum mógł uwielbiać funkcjonariusza Brygady Uderzeniowej za różne rzeczy, niekoniecznie zawód, który sprawował. Oczy kapłanki nie wyrażały tego skrajnego entuzjazmu, ani też urok osobisty i przystojność stojącego przed nią mężczyzny nie dawała efektu takiego, jak dziewczynom, które przyprowadziły ich do jej domostwa. Była skupiona i nader poważna jak na swój wiek. Skinęła głową, po czym wyciągnęła z szuflady czerwone wstążki zwinięte w rulon, ususzone niebieskie kwiaty i złoto-różowe puzderko z grawerunkiem przedstawiającym siedem gwiazd otaczającym coś co wyglądało jak płynąca rzeka, albo symboliczne ukazanie płomienia. Zaraz potem wzniosła dłonie, kierując swoje gromkie słowa do tłumu, a część z nich mogła usłyszeć po drugiej stronie magicznego lustra Geraldine

– Moi kochani! Oto pomoc, którą wymodliliśmy u Matki! Proszę, pójdźcie do innych domów i zbierzcie wszystkich w świątyni, abyśmy... mm... abyśmy mogli wesprzeć śpiewem i wiarą tych, którzy postanowili rzucić wyzwanie demonowi! – starała się mówić głosem postawnym i pewnym, ale wyszło jej to nieporadnie, przez zaciśnięte gardło. Zdecydowanie charyzma nie była jej mocną stroną, a niepewność czy w ogóle jej posłuchają przebijała spod każdego słowa. Rychło jednak kobiecina, która sprzątnęła kubki, tym razem ze ścierą ruszyła jej z odsieczą:

– Dalej! Jazda, słyszeliście słowa Eyvy! Nie ociągać się, zaraz was wszystkich będę liczyć w kaplicy! Co do jednego i pójdą karne barany dla spóźnialskich! – wygoniła ich z chaty, wspomagając się ścierką wyciągniętą zza pasa.

Gdy ludzie wychodzili, rudowłosa ruszyła do nieznajomych ze wstążkami i kwiatami.
– Jesteście oklumentami? Jeśli nie, weźcie te ochronne symbole. Poświęcone wstążki blokują energię łączącą nas ze światem duchowym, kwiat... żuty kwiat wzmaga koncentrację i czujność. Smakuje miętą, więc...ee... nie jest to niemiłe. Zaraz namaluje wam też runy ochronne – zadeklarowała, wracając do stołu, nie chcąc jednak robić tego wbrew ich woli.
– Ja... nie jestem pewna czy to działa, ale jeszcze nikt z wioski nie ucierpiał, więc... – oburącz odgarnęła włosy ze swojej zmęczonej twarzy patrząc na składowisko papierów, notatek i przede wszystkim na mapę.

– Nie wiem szczerze od czego mogłabym zacząć... Tak na prawdę, to mój dziadek zapieczętował tą istotę, gdy nękała naszą społeczność te trzydzieści lat temu, ale on umarł. Umarł w styczniu tego roku. Z jego notatek miałam informację, że... – sięgnęła po jeden z wysłużonych, oprawionych w skórę notesów – ... że zapieczętował stwora w jaskini, której wejście też zapieczętował i ukrył przed światem. To miało być podwójne zabezpieczenie, bo nie wiedział jak i czy w ogóle da się go... – przełknęła głośno ślinę, być może nie chcąc tego powiedzieć na głos, ale w końcu rozmawiała ze swoimi sojusznikami, którzy byli z Ministerstwa i z pewnością ścierali się w swoim życiu z gorszymi sprawami. –... nie wiedział czy się da go odesłać stamtąd skąd przyszedł. Kiedy umarł... kiedy mój dziadek umarł, obawiałyśmy się z moją matką, że w jakiś sposób może to osłabić więzienie demona, ale przez kilka miesięcy się nic nie działo. A potem dowiedziałyśmy się o... o tym... o tych żartach, a imię Thorana powróciło, choć, szczerze wątpię, żeby to było jego prawdziwe imię. Gdybyśmy mieli prawdziwe, zapewne byłoby nam z nim o wiele łatwiej walczyć. – Oddech jej świszczał, gdy przerzucała notatki, bardzo nie chcąc - zgodnie z prośbą Erika - pominąć jakiegokolwiek detalu.

– Moja matka natychmiast wyjechała na wschód, w miejsce gdzie ta przeklęta rodzina Apfelbaumów znalazła i ściągnęła na nas to przekleństwo, a ja... no od miesięcy próbuję bezskutecznie znaleźć wejście do pieczary, żeby sprawdzić czy nadal jest ukryte. – Zaśmiała się nerwowo, jej ciało wciąż było napięte od nerwów. – To głupie, przecież jeśli jest ukryte, to nie powinnam móc go znaleźć – wskazała na mapę okolicznych lasów. – Przez moment nawet miałam wrażenie, że poddałam się zbiorowej paranoi, że to wszystko to jakaś bajka do wymuszenia na mnie nauki oklumencji, bo Thoran działał tu, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było. To brzmiało tak nierealnie... Apfelbaumowie mieli bowiem nastoletnią córkę. Jedynaczkę. A kiedy wrócili ze swoich podróży, nagle okazało się, że mają dwoje dzieci. Że Abigail ma brata bliźniaka, którego wszyscy pamiętali. Wszyscy poza moim dziadkiem, ale nikt nie chciał mu wierzyć. – opowiadała, skupiona w pełni na Eriku, nie przysłuchująca się za bardzo rozmowie Florence, nieświadoma, że ktoś już znalazł jaskinię, że ludzi, którzy chcą się zająć Thoranem jest więcej.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3094), Florence Bulstrode (3259), Dearg Dur (4404)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa