• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3
[01/03/1972] Departament Skarbu, Ministerstwo Magii || Erik & Elliott

[01/03/1972] Departament Skarbu, Ministerstwo Magii || Erik & Elliott
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
04.11.2022, 21:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 15:26 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"


—01/03/1972—
Departament Skarbu, Ministerstwo Magii
Erik A. Longbottom & Elliott Malfoy



Nierówny rytm ciężkich kroków niósł się echem przez Ministerstwo Magii, gdy Erik pokonywał w wolnym tempie kondygnacje i kręte korytarze Departamentu Skarbu. W drodze do celu podróży rozglądał się z zaciekawieniem po swoim otoczeniu, zaglądając przez półotwarte drzwi do kolejnych pomieszczeń biurowych, archiwów, sekretariatów wysoko postawionych pracowników, biur i innych pomieszczeń, których przeznaczenia mógł się co najwyżej domyślać.

Chociaż spędził w gmachu tej instytucji lwią część dorosłego życia, tak nie raz nie dwa, gdy przemierzał mniej znane mu sektory, przyłapywał się na irracjonalnym strachu przez zgubieniem się w tym labiryncie. Były też takie chwile, gdy obawiał się utknięcia w jakimś zaklętym schowku na miotły, gdyby pomylił go z windą prowadzącą do atrium. Nic dziwnego, że zwykli obywatele nie przepadają za tym miejscem, pomyślał, wspinając się z ociąganiem po schodach.

Przy ostatnim stopniu zahaczył stopą o jego krawędź, co sprawiło, że wydał z siebie ciche syknięcie wywołane bólem. Ruszył jednak dalej, wracając do swoich przemyśleń. Dla wielu obywateli świata czarodziejów wizyta w tym miejscu często oznaczała kłopoty. Wezwanie do sądu, do złożenia zeznań lub z powodu niezgodności jakichś dokumentów, który nadgorliwy pracownik postanowił wyciągnąć z archiwów i skontrolować. Nawet jeśli dana osoba była świadoma tego, że nie zrobiła nic złego i nie ma sobie czego zarzucić, mogła pojawić się u niej swego rodzaju gula w gardle wywołana wewnętrznym niepokojem.

— Nic dziwnego, że sam ją czuję — mruknął do siebie, zatrzymując się przed drzwiami, za którymi kryło się biuro Kanclerza Skarbu. Jego wzrok spoczął na przytwierdzonej do wejścia tabliczce z wygrawerowanymi personaliami osoby pełniącej w tej chwili to stanowisko.

Elliott Malfoy. Czy jeśli akurat na niego trafi, będzie musiał tytułować go jego służbowym tytułem? Powinien to zrobić? Jaka panowało podejście do tego typu uprzejmości w tym departamencie? Czy jeśli zwróci się do niego tak oficjalnie, będzie musiał się liczyć z tym, że sam będzie nazywany Panem Detektywem?

Prychnął cicho i nacisnął klamkę. Nie trafił od razu do gabinetu, a do pomieszczenia przeznaczonego dla sekretarki, która nawet nie zwróciła na niego większej uwagi, przyklejona do wstęgi pergaminu, na której pieczołowicie coś zapisywała. Mężczyzna spojrzał w prawo, potem w lewo, a następnie znowu w prawo, po czym kulejąc lekko, ruszył w stronę biurka. Cholerna pełnia. Że też musiał się poturbować.

— Emm — zaczął niepewnie, poprawiając trzymany w ręce plik dokumentów.

Kobieta nie podniosła na niego wzroku. Chrząknął znacząco, chcąc zakomunikować w ten sposób swoje przyjście. Dopiero wtedy spojrzenie jego zielonych oczu skrzyżowało się ze wzrokiem sekretarki. Uśmiechnął się pogodnie, przestępując z nogi na nogę. Stłumił grymas pragnący wedrzeć mu się na twarz.

— Dzień Dobry. Nazywam się Erik Longbottom. Jestem z Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. — Uśmiechnął się ze swobodą, przedstawiając podstawowe informacje na temat swojej wizyty w tym miejscu. — Jakiś czas temu Brygada Uderzeniowa wystosowała pewną prośbę, jeśli chodzi o udostępnienie finansów dla pewnego projektu dotyczącego ulepszenia wyposażenia brygadzistów. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Czy... Wie Pani coś na ten temat?

Przetarł podkrążone od małej ilości snu oczy. Udało mu się wybłagać późniejsze przyjście do pracy, ale na niewiele się to zdało. Złapał ile? Dwie, może trzy godziny spędzone w objęciach Morfeusza? Za mało, biorąc pod uwagę przypadłość, która towarzyszyła mu za każdym razem, gdy pełna srebrna tarcza księżyca gościła na nocnym firmamencie.

W duchu miał nadzieję, że nie został tutaj wysłany dla żartu. W wolnych chwilach potrafili się w departamencie przerzucać najdurniejszymi pomysłami, pokroju zamontowania małej klatki z kogutem w ramach systemu ostrzegawczego. Oby nikt nie wziął tego na poważnie. Spaliłby się chyba ze wstydu, gdyby musiał świecić za coś takiego oczami przed Elliottem. Na pewno chodziło o załatwienie pieniędzy na zaklęcie części umundurowania, pomyślał starając się pocieszyć, poprawiając jednocześnie rękawy swojego własnego służbowego uniformu.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#2
06.11.2022, 02:36  ✶  
Młoda twarz sekretarki, wcześniej całkowicie pogrążona w skupieniu teraz przypominała biel nieskalanej atramentem kartki. Spojrzała na stertę pergaminów, która piętrzyła się w folderach na jej biurku, a potem znowu na stojącego przed nią mężczyznę. Widać było, że chce coś powiedzieć, ale w tym samym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się wypełniając przedsionek głosami przebywającymi jeszcze chwilę temu w zaciszu gabinetu mężczyzn.
- Mam nadzieję, ze wyraziłem się, co do pańskiego pliku wątpliwych obserwacji wystarczająco jasno i, że następnym razem zastanowi się Pan o jeden raz więcej zanim poprosi o spotkanie. Tym razem poczekam na odpowiednio sformułowany dokument jakbym wcześniejszego nie widział na oczy, wpiszę w rubrykę nowelizację jako powód opóźnienia z Pana strony, bo przecież na takie rzeczy, i bardzo dobrze, nie ma Pan żadnego wpływu. Proszę się postarać, aby następnym razem nie było beznadziejnie. - Elliott był skupiony na dzienniku, który trzymał w dłoni, a jego słowa wypełniły obydwa z pomieszczeń, po nich nastąpiła sekunda ciszy i krótkie przytaknięcie ze strony rozmówcy.
Zanim sekretarka wraz z Erikiem mogli dostrzec Malfoya ich oczom ukazał się wysoki, smukły mężczyzna z odstającymi uszami, nerwowo poprawiający wpadające do oczu kosmyki ciemnych włosów. Przywitał się, czysto grzecznościowo z Longbottomem, poprawił swoją teczkę pod pachą i żegnając się z Elliottem pospiesznie wyszedł z pomieszczenia pozwalając by lekkie kliknięcie drzwi rozeszło się echem po przedsionku.
- Panie Longbottom. - Elliott musiał unieść głowę, aby spojrzeć w twarz swojemu rozmówcy, ale nie wydawał się przy tym specjalnie skrępowany. Dzieliło ich piętnaście centymetrów, ale Malfoy przyzwyczajony był, że nie przewyższał większości swoich rozmówców wzrostem, musiał nadrabiać innymi rzeczami i to też robił - Domyślam się, że nie sprowadza tu Pana chęć wspólnego zjedzenia lunchu, bo na to byłoby jeszcze za wcześnie, więc, Loraine, czemu nie dałaś Panu chociażby kawy? - tutaj zwrócił się do sekretarki, ale nie spojrzał na nią z wyrzutem, wręcz odwrotnie uśmiechał się. Nie był to jednak przyjemny i ciepły wyraz twarzy, który Erik mógł znać z ich prywatnych rozmów, coś w tym grymasie sprawiało, że każdy zebrany w pomieszczeniu wolałby, aby Elliott zachował wcześniejszy, nieporuszony niczym wyraz twarzy.
- Panie Malfoy, bo właśnie, jest taka sprawa, Pan Longbottom przyszedł tutaj w temacie dokumentów, których jeszcze nie zdążyłam Panu przekazać, już ich szukam. - twarz blondyna stężała, widać było, że spiął mięśnie, acz uśmiech, który przybrał sekundę temu nie zniknął, co chyba było najbardziej niekomfortową kwestią w tym wszystkim, definitywnie dla młodej dziewczyny, która w pośpiechu wstała i zaczęła przekładać mnogość teczek na mahoniowym biurku.
- Powiedz mi, Loraine, kiedy ten wniosek, o który Pan Longbottom pyta wpłynął? - kobieta znalazła upragnioną teczkę i widać było, ze odetchnęła z ulgą, chociaż jej policzki zaczęły powoli czerwienić się od nadmiaru emocji.
- Dwa tygodnie i trzy dni temu, Panie Malfoy. - odparła prawie tracąc głos i wyciągnęła dokumenty w jego kierunku. Kanclerz przechwycił je i oderwał spojrzenie od drobnej dziewczyny otwierając teczkę i skupiając spojrzenie na zawartej w niej treści.
- Zbierz swoje rzeczy i oddaj przepustkę na wejściu, Loraine. Nie musisz kończyć tego, co robisz. - zwrócił się do kobiety po raz ostatni nawet na nią nie patrząc i podniósł spojrzenie na Erika, tym razem przestając się uśmiechać, a formując twarz w przepraszający wyraz; było mu głupio, że mężczyzna musiał być świadkiem całej tej scenki.
- Jeżeli ten wniosek to coś bardzo naglącego, a zakładam, że tak jest, skoro osobiście się tutaj pofatygowałeś to zapraszam do gabinetu. Wybacz za to niedociągnięcie. - nie chciał rozwijać rozmowy z detektywem dalej, nie w obecności pakującej się kobiety dlatego wskazał dłonią otwarte drzwi prowadzące do gabinetu.
Pomieszczenie nie różniło się bardzo od przedsionku, acz było bardziej pełne. Regały zdobiły foldery, każdy taki sam z datą na grzbiecie. Pare półek było zapełnionych książkami, grubymi, wyglądającymi na wiekowe, ale czcionka była zbyt mała aby odczytać tytuły bez podchodzenia bliżej. Przez okna widać było ulice centralnego Londynu, który w ten marcowy poranek zaskoczył wszystkich słońcem. Mosiężne biurko stało po środku pomieszczenia, ale Elliott nawet do niego nie podszedł kładąc teczkę na stoliku znajdującym się pomiędzy dwoma fotelami stojącymi pod strzelistymi oknami. Kolorystyka pokoju nie różniła się zbytnio od całej reszty ministerstwa, zachowana w ciemnych brązach, bordo, ciemnej zieleni i złocie.
- Usiądź, widzę, że masz trudność z chodzeniem. - skomentował, bo nawet przez tak krótką odległość z przedsionku do gabinetu dało się zauważyć, że Longbottom porusza się bardziej skrępowanie niż by chciał - Coś się stało? - dopytał - Ah, życzysz sobie kawy albo herbaty? Od razu mówię, że to drugie o wiele lepiej mi wychodzi, a do tego pierwszego, jak już wiesz, nie mam aktualnie nikogo do pomocy. - uniósł kącik ust w lekkim skrępowaniu.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
07.11.2022, 11:11  ✶  

Zamrugał zdziwiony, zdając sobie sprawę, że po przetrawieniu jego słów w postawie sekretarki zaszła nagła zmiana. Pomiędzy brwi Erika wkradła się pojedyncza zmarszczka, kiedy próbował domyślić się, co też mogło wywołać tę zmianę nastroju. Po chwili dotarło do niego, że jego pytanie nie zostało i już raczej nie będzie skwitowane lekceważącą uwagą tudzież agresywną prośbą o opuszczenie pokoju. Czemu? Cóż, uświadomił sobie, że wywołał u kobiety szczerą konsternację. Nie była to dla niego standardowa reakcja, zwłaszcza, że zdawała się nosić znamiona lekkiej paniki. Cóż, to dopiero nowość, pomyślał skonfundowany.

— Jeśli to problem, mogę wrócić... — Nie zdążył dokończyć myśli, gdyż drzwi prowadzące do gabinetu uchyliły się z cichym trzaskiem. Błyskawicznie oderwał spojrzenie od blednącej sekretarki, gdy do jego uszu dotarł jakże znajomy niski głos. Przekrzywiając głowę w bok, cofnął się o pół kroku, jak gdyby zależało mu na tym, aby obejrzeć to małe widowisko z jak najlepszej perspektywy.

Słuchając tego zwięzłego, acz bardzo dosadnego wywodu, nie musiał nawet widzieć twarzy Elliotta, aby domyślić się, jakie towarzyszyły mu emocje. Być może wynikało z tego, że znał go już jakiś czas, więc potrafił wychwycić subtelne półtony irytacji czy zniecierpliwienia, które tańczyły po kolejnych sylabach wypowiedzi mężczyzny. Był dość miłosierny. Dał rozmówcy szansę na naprawienie swoich błędów, zanim przekona się, jak to jest żyć z konsekwencjami pomyłek, których wyeliminowania się odmówiło. Erik odprowadził petenta beznamiętnym wzrokiem do wyjścia.

— El... To znaczy, Panie Malfoy. — Skłonił przed nim głowę na powitanie, przywołując na twarz wyważony uśmiech, który rozświetlił delikatnie jego oczy. — Cóż, ja...

Ściągnął brwi, gdyż po raz kolejny odebrano mu szansę wypowiedzenia się. Musiał przyznać, że blondyn dosyć zręcznie przemienił pytanie początkowo skierowane w jego stronę w taki sposób, aby koniec końców odniosło się do zachowania pracownicy biura. Otworzył usta, jakby chciał mimo wszystko się wtrącić, jednak zanim zebrał na to odpowiednio dużo siły woli, akcja zdążyła się już rozwinąć. I to w niezbyt ciekawym kierunku, wnioskując po sposobie, w jaki Elliott się uśmiechał. Pamiętał, co oznaczały pewne jego grymasy.

— To naprawdę nie jest aż tak — zaczął słabo, jednak teczka wylądowała już w rękach Kanclerza Skarbu.

Chwilę później sekretarka doświadczyła na własnej skórze, jak to jest pracować z młodym Malfoyem i nie dotrzymywać jego wyśrubowanych norm. Erik zamilkł, czując, że w ogóle nie powinno go tu być. Już wcześniej, gdy przemierzał korytarze tego departamentu, miał wrażenie, że jest intruzem. Teraz, będąc świadkiem tej sytuacji, poczucie to tylko się pogłębiło.

Gdy blondyn zwrócił się bezpośrednio do niego, spojrzał na niego, pozwalając, aby ich spojrzenia się przecięły. Korciło go, aby się wtrącić i spróbować wyratować sekretarkę z opresji, chociaż zawiniła. Wiedział jednak, że próba zgrywania bohatera dnia byłby daremne. W najlepszym razie odroczyłby wyrok, w najgorszym i na siebie ściągnąłby irytację Elliotta. A było to coś, czego nie chciał robić i to z bardzo wielu przyczyn.

— Nie ma sprawy. Właściwie to zostałem wybrany, żeby tu przyjść. Wprawdzie nie losowaliśmy słomek, ale najwyraźniej jestem najlepszym kandydatem do tego typu spraw — skomentował, być może wyrzucając z siebie zbyt wiele informacji w zbyt krótkim czasie. Ściskając dalej w dłoniach plik dokumentów Brygady Uderzeniowej, wkroczył do gabinetu.

Omiótł pojedynczym spojrzeniem po całym wnętrzu. Z początku jego uwagę przykuła przede wszystkim względnie bogata biblioteczka, jednak wzrok szybko wypatrzył dużo ciekawszy element wystroju, jakim było jedno z okien wychodząca na londyńskie ulice. Gdyby nie towarzyszący mu tego dnia dyskomfort, zapewne wyjrzałby na zewnątrz.

— Potrafisz sprowadzić ludzi do parteru, to Ci trzeba przyznać — stwierdził niespodziewanie suchym głosem, spoglądając na właściciela gabinetu. Uśmiechnął się słabo. — Jeszcze chwila, a sam bym stamtąd uciekł ze strachu przed tym, że zostanę tak bezpardonowo zdominowany. Potrafisz wzbudzać grozę i onieśmielać jednocześnie, kiedy tego chcesz. Niesamowity talent, panie Malfoy.

Jak przedziwnie by to nie brzmiało, dostrzegał coś nęcącego w tym, jak rozstawiał ludzi po kątach. Wprawdzie ciężko mu było pochwalać decyzję o natychmiastowym zwolnieniu sekretarki, tak nie znał wszystkich szczegółów sprawy. Może to nie była jej pierwsza wpadka tego typu? Bez względu na to, nie potrafił powstrzymać się przed myślą, że zazdrościł mu stanowczości, z jaką zmieniał swoje słowa w czyny. Trudno było nie zauważyć, że Malfoy posiadał konkretne oczekiwania wobec ludzi, którymi się otaczał.

Zawiedzenie go nie było być może najprzyjemniejszą perspektywa, ale alternatywa... Tak, to mogło być coś kompletnie innego. Skoro karał bylejakość, to musiał doceniać tych, którzy potrafili dotrzymać mu kroku. Przynajmniej Erik miał taką nadzieję. Koniec końców skierował się na wskazany mu fotel. Opadł ciężko na siedzenia, wciskając się głęboko w jego oparcie.

— Ostatnia pełnia się stała — odparł z cichym westchnieniem, nie spuszczając wzroku zielonych tęczówek ze swojego gospodarza. Uśmiechnął się półgębkiem, doceniając troskę o swój stan zdrowia. — Trochę się poturbowałem. Zdarza się.

Być może nie powinien zjawiać się tak szybko w pracy, jednak powrót do znanych mu obowiązków dalej działał na niego uspokajająco, gdy zapominał o koszmarach związanych z działaniem srebrnej tarczy księżyca na jego ciało. Może i zaakceptował swój los, jednak dalej, może nawet niezbyt świadomie, skłaniał się ku dawnym metodom radzenia sobie ze stresem. Zasypanie się robotą, dopóki dawne zmartwienia nie zostaną wyparte przez nowe, działało całkiem nieźle.

— Herbata z całą pewnością wystarczy. Wciąż jesteśmy w Wielkiej Brytanii, czyż nie? — potwierdził uprzejmie. — Chociaż muszę przyznać, że czuję się teraz nieco winny tej sytuacji. Gdyby nie moje najście, dalej miałbyś gotowego do pracy pracownika.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#4
09.11.2022, 02:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.11.2022, 03:02 przez Elliott Malfoy.)  
Był w pracy całkiem innym człowiekiem, chociaż często gubił się w tym, która wersja jego była tą prawdziwą. Poczuł pewien dyskomfort płynący z chęci wtrącenia się Longbottoma, ale nie pokazał tego po sobie. Rozumiał, dlaczego drugi mężczyzna mógłby chcieć zareagować; pomoc i uprzejmość wydawały się jego pierwszą oraz drugą naturą. Elliott, pomimo stawiania poprzeczki wysoko był osobą miękką, cudze pozytywne intencje budziły w nim resztki uczuć, których nie zdołał jeszcze schować głęboko pod skorupą wyuczonej dominacji i obojętności wobec ludzkiego losu.
Charakterystyczne, towarzyszące mu każdego poranka zmęczenie wciąż tliło się z tyłu głowy, gdy zamykał za nimi drzwi gabinetu i pozwalał myślom odpłynąć do przymusu przearanżowania ustawionych na ten dzień aktywności i planów. Brak asystentki wiązał się z nowymi obowiązkami, dokumentami i prawdopodobnym przesunięciem bardziej naglących spraw. Musiał to wszystko odłożyć na bok i zająć się zaproszonym do gabinetu mężczyzną, co znowu nie było wcale taką złą opcją. Definitywnie wolał towarzystwo Erika od poprzedniego mężczyzny, który wydawał się nie mieć pojęcia, o tym, co robi. Elliott westchnął w duchu, musiał przestać tak bardzo krytykować innych i wymagać od nich perfekcji, ludzie nigdy nie będą wystarczająco dobrzy, pomyślał, ale, gdy spojrzenie niebieskich oczu skrzyżowało się znowu z tym Erika nuta powątpiewania wkradła się w ciężki stukot lokomotywy kłębiących się przemyśleń.
Powaga, którą miał wypisaną na twarzy jeszcze sekundę temu zelżała, bo mógł pozwolić sobie na opuszczenie gardy, chociaż na chwilę, nie całkowicie, bo tego nigdy nie robił, ale rozmowa z kimś bardziej znanym była jak gra w szachy dla przyjemności, a nie w pogoni za wygraną. Przekręcił delikatnie głowę w zaciekawieniu korzystając z tego, że brunet skupił się przez dobrą sekundę na oknie. Blade promienie słoneczne, przefiltrowane przez szkło szyby opadły na zmęczoną twarz Erika i Malfoy mógł przysiąc, że jeszcze chwila, a byłby oskarżony o gapienie się; uprzejmość rysów twarzy Longbottoma poniekąd kłóciła się z jego aparycją, ale blondyn odnajdywał w tych dwóch rzeczach niecodzienną harmonię, delikatnie podsycającą w nim ekscytację i chęć zacieśnienia więzi z tym mężczyzną.
Przez chwilę zapomniał, że nadeszła jego kolej, aby mówić. Powstrzymał się przed zamruganiem, które mogłoby zaalarmować rozmówcę o tym, że odpłynął na chwilę myślami i to w tak trywialną i płytką stronę. Przekręcił małym palcem złoty sygnet znajdujący się na palcu serdecznym, aby dodać sobie tym gestem więcej pewności, bo zaskakująco, akurat teraz, po tym jak odstawił całą tę szopkę z byłą pracownicą, jej potrzebował.
- Z powodu charyzmy czy starej znajomości? - uniósł jedną brew pozwalając chwilowemu utonięciu w zamyśleniu odejść w niepamięć. W kącikach ust pojawił się cień uśmiechu, myśl o tym, że pracownicy Ministerstwa ciągnęli słomki, aby wyłonić nieszczęśnika, który musiałby się z nim skonfrontować przynosiła mu satysfakcję. Jakby nie patrzeć, pracował na swoim stanowisku dobrych parę lat, a z początku zmagał się też z opinią 'syna swojego ojca', który dostał pracę po znajomości. Miał zbyt duże ego i przerost ambicji, aby pozwolić innym tak o sobie myśleć.
- To chyba rodzinne. - postanowił zbyć pochlebstwo Erika żartem zahaczającym o to w jaki sposób postrzegani w Ministerstwie byli jego siostra oraz ojciec, ale zaraz też uśmiechnął się odrobinę przyjaźniej - Nie miałbym potrzeby, aby tak cię traktować. No, chyba, że z jakiegoś powodu byś sobie tego życzył. Różne ludzie mają preferencje. - nietuzinkowa filuterność zamigotała w spojrzeniu Malfoya, gdy wypowiadał te słowa i bacznie przyglądał się możliwej reakcji swojego rozmówcy. Nie był pewien, czy nie przesadził, ale właśnie z tego powodu przygotował sobie w głowie parę opcji ratunkowych, którymi mógłby uciec jeżeli konwersacja nie potoczyłaby się nazbyt przyjemnie. Poniekąd żartował, ale nie był też w stanie rozszyfrować dlaczego Erik zdawał się aż tak bardzo go lubić i komplementować. Mógłby przysiąc, że nie chodziło o manipulację, ale podejrzliwa natura kazała jej nie wykluczać. Longbottom wydawał mu się zbyt miłą i ciepłą osobą, aby zrobić coś takiego i też te dwie cechy przyciągały ku niemu Elliotta; skłamałby, gdyby powiedział, ze zapierał się przed tym rękoma i nogami. Miał słabość do pewnego typu charakteru (wyglądu, być może też, ale swoją płytkość bardzo szybko zamiatał pod dywan), a fakty, że poza byciem miłym detektyw odznaczał się też intelektem i umiejętnością wyłożenia swoich myśli w sposób elokwentny sprawiały, że stwierdzenie 'miękną mi kolana' zbyt szybko pojawiało się w głowie blondyna i bardzo wolno chciało z niej ulecieć.
- Oh, faktycznie. - zmarszczył brwi w niewielkim zmartwieniu, co też było u niego niecodziennym wyrazem twarzy, wyglądającym zaskakująco szczerze - Nie powinni dać ci dłuższego urlopu? Nie wygląda to za dobrze. - odparł zanim zorientował się jak mogło to zabrzmieć. Nie był najlepszy w troszczeniu się o innych, nikt nigdy nie zaprezentował mu jak się to robi, więc cały proces wydawał się niekomfortowo obcy - Nie, abyś ty prezentował się źle, po prostu każdy powinien mieć czas na odpoczynek po rzeczach, na które nie ma wpływu. - uściślił, ale poczuł się tylko jeszcze gorzej, bo brzmiało to jak tandetne tłumaczenie się. Miał ochotę schować twarz w rękach, ale zamiast tego po prostu przyjął na nią maskę obojętności zabarwioną lekkim skonsternowaniem.  Wyuczone w domu nawyki nie były najzdrowsze, ale ratowały go w sytuacjach kryzysowych jak nic innego.
Swoją drogą, w kwestii urlopu - nie sądził, aby Erik martwił się o pieniądze... nadmiar zaległości? Być może. Kwestia likantropii była dla Elliotta... cóż, personalnie nie myślał o tym jako o czymkolwiek, co zmieniałoby jego mniemanie o Longbottomie, ale był to wyjątkowy przypadek. Uprzedzenia wyniesione z domu wciąż się za nim ciągnęły, tak samo jak opinie, które zaczerpnął od głowy rodu.
Powstrzymał się przed spuszczeniem wzroku, był w pracy, musiał zachowywać się profesjonalnie, a poza tym nie chciał teraz pozwalać myślom odpływać w rejony podważania wyznawanych zasad i przekonań. Było na to stosunkowo za wcześnie. Zanim usiadł na przeciwko rozmówcy wykonał różdżką pare gestów sprawiając, że zaproponowała herbata sama zaczęła się parzyć, a dwie filiżanki wyfrunęły z szafki.
- Nie przejmuj się tym, niezależnie od twojej wizyty to musiało się stać. Loraine nie potrafiła uporządkować wszystkiego w odpowiedni sposób, zgodziłem się ją zatrudnić, aby dać jej możliwość rozwoju i doświadczenie w pracy administracyjnej, ale najwidoczniej się po prostu do tego nie nadawała. Przynajmniej nie u mnie, może znajdzie szczęście u kogoś innego. - skwitował krótko podjęta przez siebie decyzję, nie chciał też, aby Erik czuł się przez to winny - Nie obarczaj się tym, niepotrzebnie zrobiłem to w taki sposób, to było dla ciebie bardzo niekomfortowe, ale wcześniejsze spotkanie wyczerpało moją cierpliwość. Nie żałuję tej decyzji, ale mogłem się tym zająć w mniej emocjonalny, a bardziej profesjonalny sposób i za to przepraszam. - jeżeli ktoś chciał mu zarzucić bycie nieodpowiednim przełożonym to musiałby się naprawdę postarać. Miał opinię wymagającego, ale nigdy nie zwalniał ludzi, aby popisać się przed innymi lub po prostu się na nich odegrać. Zawsze miał powód, zdawał sobie sprawę, że każdy z nich miał życie i chociaż nie miał pojęcia jak to jest, kiedy braknie dachu nad głową albo galeonów w kieszeni to nie chciał mieć opinii tyrana.
- Masz ze sobą jakieś dokumenty, o czym chcesz ze mną rozmawiać? Chcesz dołożyć jakieś szczegóły do teczki, którą mam przed sobą? - to mówiąc otworzył otrzymane od byłej asystentki papiery, a filiżanki z czarną herbatą ułożyły się na porcelanowych talerzykach. Zaraz też dołączyła do nich część zastawy z mlekiem oraz cukrem. Elliott nie musiał się kłopotać i nalewać naparu, bo zaklęcie zrobiło to za niego.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
10.11.2022, 13:52  ✶  

Wymaganie perfekcji od drugiej osoby potrafiło nieść ze sobą brzemienne skutki. Znał to z doświadczenia. Jeszcze w szkole był ambitnym, punktualnym dzieciakiem, który miał zaplanowaną praktycznie każdą godzinę swojego dnia. Na pewnym etapie z przyzwyczajenia zaczął oczekiwać podobnych standardów od innych, mierząc ich swoją własną miarą. Gdyby nie to, że spotkał osoby, które faktycznie potrafiły zwrócić mu uwagę, utemperować jego oczekiwania i sprowadzić na ziemię, to byłby teraz dużo bardziej arogancki. Teraz częściej ważył słowa, co w zależności od okoliczności mogło działać na jego korzyść lub wręcz przeciwnie. Czasami gra była warta świeczki i nie było powodu gryźć się w język. O ile miało odwagę, aby się do niej włączyć.

— Pewnie po trosze z obu. Znam cię dłużej niż większość detektywów. A jeśli nie najdłużej to najlepiej. — Chociaż w jego głosie pobrzmiewała buta, tak zmarszczył na moment brwi. W gruncie rzeczy nie spowiadali się sobie nawzajem z listy znajomych. Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów był pełen znanych nazwisk, to też nie mógł wykluczyć, że Elliott utrzymał z kimś bliską relację z tego sektora Ministerstwa. — Poza tym, może się bali, że komuś mniej doświadczonemu powinie się noga. Jedno nieodpowiednie słowo i mógłbyś poddać całą historię podatkową danego pracownika dogłębnej analizie. Niektórzy by się przerazili.

Uśmiechnął się półgębkiem. Chociaż miał świadomość tego, że jako detektyw Brygady Uderzeniowej powinien zajmować się nieco inną robotą, tak w tym przypadku nie miał nic przeciwko temu, że dowództwo znowu zrobiło z niego chłopca na posyłki. Może tym razem nie była to forma narzucenia mu roboty, której nikt inny nie chciał wykonać, a oddelegowanie go tam, gdzie najmniej odczuje powikłania związane z lykantropią? Cóż, nie miał zamiaru zbytnio narzekać.

— Zadajesz trudne pytania o bardzo wczesnej porze. To niemalże zbrodnia, chociaż doceniam to, że starasz się mnie rozbudzić. Są na to lepsze sposoby — poskarżył się machinalnie, układając dokumenty w zgrabny stosik na stole. Podniósł wzrok na Malfoya, taksując jego sylwetkę od stóp do głów, zatrzymując nieco dłużej wzrok na sygnecie, zyskując tym samym cenny czas na przeanalizowanie własnych myśli. — Nie miałbym nic przeciwko, przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż wolałbym zachować równowagę w tym układzie. Na pewno doceniłbym, jeśli osoba u steru wiedziała, co robi i była w stanie wykorzystać określone atuty w efektywny sposób. Pozostawałoby tylko mieć nadzieję, że byłbym w stanie spłacić ten dług, gdy nadeszłaby moja kolej na przewodzenie. Lepiej towarzyszyć człowiekowi o analitycznym umyśle, niż zwykłemu furiatom, oczekującym, że ugniesz kark, bo tak.

Mówił rzeczowo, jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z niewypowiedzianego podtekstu, jakim podszyta była ta wymiana zdań. Ba, nawet nie rozważał swoich własnych słów w kontekście dwuznaczności. Bądź co bądź mógł po prostu opowiadać o swoich doświadczeniach z pracą, czy działaniami związanymi, chociażby z organizacją różnej maści wydarzeń dla społeczności czarodziejów. Mimo to czuł gdzieś w środku, że podświadomie ujął pewne myśli w bardzo konkretny sposób.

Mógł nosić zmęczenie wynikające z przeżyć ostatniej pełni niczym najbardziej elegancką szatę, na jaką go było stać, ale mimo wszystko rzucało się ono w oczy. Nie miał jednak zamiaru robić z siebie cierpiętnika. Nie chciał wchodzić w szczegóły, toteż wolał ograniczyć się do zdawkowego wyjaśnienia swojej obecności w pracy. Jak dobrze zgadł Kanclerz, nie chodziło tutaj o zmartwienie pieniędzmi. Gdyby potrzebował ich jeszcze więcej, mógłby po prostu zainwestować w jakiś lokal.

— Gdybym poprosił, to pewnie bym go dostał. Kto wie, może nawet zgodziliby mi się zapłacić większą część dziennej pensji. Nie chodzę na zwolnienia jakoś szczególnie często, więc pewnie nie byłoby to problemem. — Poruszył się na siedzeniu, chcąc znaleźć, jak najbardziej komfortową pozycję. Założył jedną nogę na drugą, opierając jedną rękę na kolanie, starając się zignorować towarzyszący temu ruchowi dyskomfort. — Nie lubię siedzieć w domu tuż po pełni. Tutaj przynajmniej mnogość bodźców sprawia, że człowiek przestaje myśleć. O problemach znaczy się. Nie tak ogólnie.

Pomimo pogodzenia się ze swoim losem, miał świadomość, że jego przypadłość była stale powracającą kwestią, która spędzała sen z powiek członkom jego rodziny. Eliksir tojadowy, przygotowywanie kryjówki do przetrwania nocy, stres związany z obawą, czy najbliższa noc będzie gorsza, a może lepsza w porównaniu do poprzednie miesiąca. Samego Erika nawiedzały podobne wątpliwości, więc uświadamiając sobie, że wywołuje podobne zmartwienia u innych, jego samopoczucie ulegało pogorszeniu.

Najbardziej martwił się o siostrę. Pomimo nalegań, odmawiała odstąpienia go nawet na krok, czuwając wytrwale w okolicy podczas pełni. Zacisnął delikatnie pięść, aby po chwili ją rozprostować. Nie wybaczyłby sobie, gdyby pewnej nocy coś poszłoby nie tak i by ją skrzywdził. Tak bardzo przyzwyczaił się do tego, że potrafił załagodzić większość problemów dręczących jego bliskich, że zupełnie nie wiedział, jak sobie radzić, gdy to jego osoba wywoływała komplikacje. Najgorsze, że w kwestii lykantropii i tak nie mógł zrobić wiele więcej, niż robił obecnie.

— W takim razie dobrze, że poprzez tę wizytę łączę przyjemne z pożytecznym — stwierdził. Chwilę zajęło mu uformowanie w głowie odpowiedzi, która nie trąciłaby sztampą. — Rozmowa z Tobą, to prawie, jak odpoczynek. Aktywny umysłowo wypoczynek, ale jednak. Nawet jeśli zamierzamy krążyć wokół kwestii zawodowych.

Już na wczesnym etapie ich znajomości Erik zdążył sobie uświadomić, że rozmowy z Elliottem były inne, niż te, które odbywał z innymi ludźmi. Bardziej szczegółowe, czasochłonne, wymagające od niego większej świadomości tego, co pragnie przekazać, ale przy tym o wiele bardziej angażujące, niż codzienna wymiana frazesów ze znaczącą większością ludzi, z którymi kontaktował się na co dzień, chociażby w ramach obowiązków służbowych.

Mogliby w tej chwili prowadzić dyskusję na temat tego, jakie rośliny doniczkowe powinny zostać wystawione w atrium, aby nieco upiększyć przestrzeń Ministerstwa Magii, a ich wymiana zdań byłaby zapewne równie intensywna, jak w momencie, gdy omawialiby najnowsze wydarzenia polityczne w kraju. Ciężko było tego nie docenić. W trakcie tego typu spotkań nie prowadzili batalii, mających na celu strącenie tego drugiego z pantałyku. Testowali siebie nawzajem, pozwalając sobie tym samym rosnąć nawzajem w siłę.

— Mam nadzieję, że szybko znajdziesz kogoś na jej miejsce — odpowiedział, mimo wszystko nie wyzbywając się wyrzutów sumienia. Każda akcja wywoływała reakcja, a jego przyjście tutaj najwidoczniej wprawiło ruch całą machinę zdarzeń, której nawet jasnowidze mogliby nie przewidzieć. — Uwierz mi, ostatnie czego bym chciał, to przyczynienie się do tego, aby utrudniać ci pracę.

Niedługo później, gdy zaczarowany imbryk dostarczył im porcję ciepłej herbaty, mogli przejść do konkretów związanych z całym tym zamieszaniem. Erik niemalże z nabożnością wziął pierwszy łyk, pozwalając sobie na głębokie westchnięcie.

— Brygada wystosowała jakiś tam czas temu prośbę o rozpatrzenie dofinansowania w kwestii wyposażenia. Mogło chodzić o pieniądze na wynajęcie zaklinacza, który mógłby otoczyć uniformy trwalszymi zaklęciami ochronnymi — wyjaśnił, modląc się w duchu, aby jego oryginalne domysły względem kogutów okazały się tylko jego głupimi imaginacjami.

Chyba by się zapadł pod ziemię, gdyby okazało się, że to była prawda. Miał wrażenie, że wtedy faktycznie mógłby narazić się Elliottowi i podobnie jak dotychczasowa sekretarka poczuć, jak to jest marnować czas młodego Malfoya. Chyba by się zapadł pod ziemię i zaczął go unikać. Jeszcze tego by mu brakowało, żeby odpowiadać za niekompetencję innych i to dużo młodszych pracowników.

— Przynajmniej tak mi się wydaję. Nie spisywałem dokumentu osobiście. — Zerknął na przyniesione ze sobą papierzyska. Były to w gruncie rzeczy tylko notki z sekretariatu potwierdzające, że dokument faktycznie został przesłany do tego konkretnego biura w Departamencie Skarbu.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#6
22.11.2022, 05:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.11.2022, 08:35 przez Elliott Malfoy.)  
Dolał odrobiny mleka do czarnej herbaty. Napój pod naporem nurtów wywoływanych powolnym mieszaniem stopniowo zmienił barwę z ciemnobursztynowego brązu na kremowy beż. Charakterystyczna mieszanka Assamu i Cejlońskich liści wypełniła pomieszczenie bogatym aromatem, powodując że zmysły Elliotta odrobinę bardziej się rozbudziły. Nie była to jego pierwsza herbata tego dnia, ale z każdą, nowo zaparzoną czuł jak podniebienie, przez gorzkawy, znajomy smak napitku, jest odpowiednio pobudzone do konstruowania kolejnych zdań, a tym samym wykonywania kolejnych czynności.
- Nie czuję wyrzutów sumienia z tego powodu, w końcu odmówiłeś kawy, więc pozostaje mi zapytać o te lepsze sposoby. - nie odpuścił, filuternie obracając twierdzenie w pytanie. Słysząc wyjaśnienia Erika na temat dynamiki i 'życzenia' bycia potraktowanym dominująco, z początku uniósł niejako brwi, bardzo delikatnie, ale wystarczajaco, aby pozwolić sprawnemu obserwatorowi wyłapać pewne zawahanie, być może zdziwienie podszyte konsternacją. Nie był pewien w jaki sposób zaadresować słowa, jakie przetaczały mu się przez głowę, jak odgonić od nich emocje i przedziwną, kłębiącą się w klatce piersiowej satysfakcję. Miękko wypowiadane przez Longbottoma, w neutralnym tonie, słowa przepływały przez jego umysł, pozwalał im zalegać w jego zakamarkach, możliwe, że zbyt lekkomyślnie, ale teraz nie chciał jeszcze o tym myśleć.
Upił odrobinę herbaty z filiżanki, gdy odłożył srebrną, zdobioną grawerowaniami łyżeczkę na talerzyk.
- Czyli rozumiem, że wolałbyś się wymieniać posiadaniem kontroli? - zapytał w końcu, ale nie miał zamiaru na tym skończyć - Co wydaje się stosunkowo dobrą opcją w wypadku funkcjonowania w dwustronnie odwazjamnianej relacji. Posiadanie kontroli, jak i bycie kontrolowanym przez zbyt długi czas wydaje się dość męczącym konceptem, nawet jeżeli w oczach większości to pierwsze jest pożądane. - przeszedł gładko z podtekstu, który utrzymał tylko w pierwszej części wypowiedzi, do całkiem innego konceptu, a być może wcale nie? Niektórzy potrudziliby się o teorię, że ludzie, którzy w życiu zawodowym mają na sobie dużo odpowiedzialności lubią spuszczać z siebie powietrze w różne sposoby w innych sferach, w których ich dominacja nie istnieje, a wręcz jest miażdżona, na życzenie, oczywiście.
- Kontrola i dominacja niosą za sobą odpowiedzialność, z której większość nie zdaje sobie sprawy. Dobrze jest marzyć o wysokim stanowisku, przyjemnie jest myśleć o jego zaletach, ale najczęściej ma ono tyle samo, jeżeli nie więcej, wad. Ale tak, wracając do punktu wyjściowego, zaskakująco pozytywnie myśli mi się o tym, że ktoś miałby 'przewodzić' zamiast mnie, ale to też raczej kwestia osoby niż samego faktu tej myśli. Nie oddałbym komuś pałeczki nie wiedząc, ze jest odpowiednią i zaufaną osobą. - chciał odchrząknąć, ale się powstrzymał. Nie był pewien dwuznaczności swoich słów, wiedział, ze w sferze logicznego i analitycznego myślenia mają one dużo sensu, ale nie mógł pozbyć się myśli, że używając przenośni opisu niepozornej relacji tego typu zagłębia się w swoje własne potrzeby i to, czego wymagałby od... nie, nie będziesz szedł w tą stronę, jesteś w pracy, skarcił się w myślach i przywołał na twarz neutralniejszy wyraz twarzy, aby pozbyć się wcześniej przedzierajacego się przez natłok myśli skonsternowania.
Taksował drugiego mężczyznę spojrzeniem spod lekko przymrużonych powiek, nie chciał być posądzony o gapienie się, ale odwracanie wzroku byłoby niegrzeczne, musiał zachować harmonijny balans w tej sytuacji, nawet jeżeli postać Longbottoma przysparzała go o pozytywne myśli, którymi nie powinien zajmować się w gmachu Ministerstwa. Nigdy nie można być pewnym, kto będzie chciał zajrzeć ci do głowy, a to miejsce było pełne ludzi o różnych zamiarach. Erika nie posądzał o nic takiego, ten zbyt klarownie wykładał karty ze swoimi poglądami i faktycznymi odczuciami, aby Elliott przypisywał mu złe intencje, ale nigdy nie można być pewnym, kto wejdzie do gabinetu lub na kogo trafi się na korytarzu.
Skinął lekko głową pokazując, że rozumie dlaczego rozmówca wybiera przyjście do pracy od odpoczynku, acz nie chciał ciągnąć tego tematu. Zdawał sobie sprawę, że jego własne skupienie na pracy wiąże się też z byciem niezadowolonym w życiu prywatnym, no, przynajmniej nie tak szczęśliwym jakim chciałby być. Było za wcześnie, aby prowadzić swe myśli na meandry tego typu kwestii.
- Powinniśmy w końcu zaplanować wspólne spotkanie, za każdym razem wpadamy na siebie raczej kierowani przypadkiem, a nie faktycznym zamiarem. - przyznał, ale nie chciał być decyzyjną osobą w tej kwestii, zwyczajnie z powodu konwenansów. Byli w pracy, mimo luźności tej rozmowy omawiali też sprawy zawodowe, a z Erikiem byli dobrymi znajomymi, ale Elliott nie chciał wychodzić poza granice przyzwoitości. Niby nie było nią wcale zaproszenie kolegi z pracy na obiad, kolacje, drinki, wspólny wypad na wieś czy inne tego typu sprawy, ale dla Malfoya takie rzeczy rysowały się pod linią swoistego tabu, z powodu preferencji jakie miewał do ludzi, do których ich mieć nie powinien. Pozostawał, więc bardzo ostrożny w tym obszarze, zwłaszcza gdy stał na gruncie pracowniczym.
Nie mógł powstrzymać się przed chęcią rozwijania z Erikiem większości tematów, chciał usłyszeć, co drugi mężczyzna ma do powiedzenia i to było też głównym faktorem przyciągającym go w jego stronę. Po latach wyćwiczonych konwersacji, ozdobnych, grzecznościowych pytań, na których podstawie zbudowane było jego małżeństwo, które i tak już dawno spisał na straty, łapał się nawet najmniejszych oznak zainteresowania, jakie ktoś mu okazywał, zwłaszcza w sferze, w której wcześnej tego nie doświadczył. Jego konwersacje z Perseusem mogły być satysfakcjonujące, żartobliwe przede wszystkim i poprawiające humor, ale skłamałby, gdyby powiedział, że ich przeszła relacja nie opierała się na fizyczności i pewnego rodzaju zrozumienia w przymusie ukrywania się, narzekania na los. Simone z kolei nigdy nie wydawała się prawdziwa, jej uczucia były warunkowe, a jego własne oparte na złudzeniach. Zainteresowanie jakie wzbudzał w nim Longbottom było inne, bardziej czyste, nie noszące płachty lawirowania między sprawdzaniem każdej kolejnej granicy.
- Brak kawy nie utrudnia mi aż tak pracy, bo do jej parzenia głównie się nadawała - odparł mrukliwie, bo nie chciał wyjść na aż takiego dupka, jakim faktycznie był. Nie mógł się jednak powstrzymać i uniósł szybko brwi formując usta w kreskę, chcąc tym wyrazem twarzy wyrazić swoją opinię na temat zdolności oraz kompetencji zwolnionej już kobiety.
Sięgnąwszy po dokumenty, które wcześniej odebrał od byłej pracownicy przejechał oczami po tekście, tym razem mniej pobieranie niż wcześniej odpowiadając na kolejne dwie wypowiedzi Longbottoma mrukliwymi przytaknięciami, aby pokazać mu, ze wciąż słucha, ale też chciał zapoznać się z dokumentem, którego wcześniej nie widział.
- 'Prosilibyśmy więc, w najbliższym czasie rozważyć propozycję zamontowania na sposobie transportu brygady kogutów, co byłoby niezmiernie pomocne w realizacji pracy jej członków'. - uniósł brwi i spojrzał na Longbottoma, stosunkowo poważnie, chociaż w środku niesamowicie bawiła go ta sytuacja. Mężczyzna zdawał się nie być pewny od samego początku, co znajduje się w czytanym przez Malfoya wniosku, więc tez nie można było go winić za prośby, jakie nie wyszły spod jego pióra.
Czytał dalej.
- Widzę wzmiankę o mundurach - napomknął - Tak jak uniformy rozumiem w pełni, bo nie chcemy przecież, aby komukolwiek z was stała się krzywda i wszelkie zapobieganie takim sytuacjom jest warte każdych pieniędzy, narażacie w końcu życie w imię bezpieczeństwa nas wszystkich, tak ... - próbował się nie roześmiać, więc wyraz jego twarzy mógł wydawać się conajmniej niepokojący; zmarszczone brwi i napięte mięśnie szczęki podtrzymywały rozmówce w niepewności z tym, z czym miałby się spotkać za chwilę, zwłaszcza po krótkim przedstawieniu przed gabinetem - Tak nie jestem pewien co właściwie miałyby wnosić koguty. Hałas? I właściwie w jaki sposób by je przymocować? Do mioteł? Do... mundurów? - tutaj odłożył dokument na kolana i przyłożył dłoń do twarzy, jakby się nad tym głęboko zastanawiał, a w gruncie rzeczy po prostu próbował panować nad kącikami ust. Wolał zobaczyć reakcję Erika na ten dokument i sprawę, zanim wyjawi przed nim, ze faktycznie cała ta sytuacja jest raczej absurdalną kwintesencją papierologii i urzędnictwa.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
24.11.2022, 00:20  ✶  

Dzięki niech będą Merlinowi i Morganie, że to spotkanie odbywało się w prawdziwym życiu, a nie mugolskiej kreskówce. Czemu? Cóż, gdyby Erik był bohaterem takowej animacji, to zapewne w tej chwili nad jego głową pojawiłaby się czerwona lampka, której towarzyszyłby odgłos syreny policyjnej. Osłupiał na chwilę, gdy zdał sobie sprawę, że faktycznie oczekuje się od niego odpowiedzi.

— Ekhm, cóż. — Wzrok mężczyzny zaczął błądzić w panice od jednej strony gabinetu do drugiej, jakby tymi ruchami starał się pobudzić trybiki w swojej głowie do działania. Najwidoczniej trudne pytania jednak stanowiły najlepszy sposób na wyrwanie jego umysłu z letargu. Kto by pomyślał.

Zatrzymał spojrzenie na biblioteczce, jak gdyby łudził się, że klucz do tej małej zagadki krył się w jednej z książek. Dla niepoznaki upił nieco herbaty, sądząc, że dzięki temu zyska parę dodatkowych sekund do namysłu. Zdecydowanie powinien przestać mielić językiem na prawo i lewo, a zamiast tego faktycznie czasami pomyśleć, co mówi. Zupełnie nie spodziewał się, że Elliott uczepi się tego jednego małego zdanka i pociągnie temat. I co miał teraz począć?

— Cóż, gdybym wyłożył od razu wszystkie karty na stół, straciłbym dosyć znaczącą przewagę, czyż nie? — wykrztusił w końcu, starając się odzyskać rezon. — Myślę, że aby odpowiedzieć na to pytanie szczerze, potrzebowałbym kilku dni urlopu, jachtu, dobrej pogody i jeszcze lepszej herbaty oraz towarzystwa. Parę dni na wodzie na pewno pomogłoby wskazać najbardziej trafną odpowiedź.

Zmełł w ustach przekleństwo. Nie miał przygotowanej riposty, więc musiał improwizować. A to z kolei ponownie dało mu wyraźnie do zrozumienia, że daleko mu jeszcze było do poziomu wysławiania się, którym mógłby pochwalić się Malfoy lub jego siostra bliźniaczka. Czy udało mu się w ogóle wybrnąć, zachowując przy tym nie tylko godność, ale minimum tajemniczości, który starał się podtrzymać swoimi słowami? Nie miał bladego pojęcia. Na szczęście chwilę później przeszli do tematu kontroli i dominacji, który nagle zaczął się zdawać o wiele ciekawszy.

— Tak. Na to wygląda. Oczywiście w takim układzie zadbałbym oto, aby cel końcowy pozostał ten sam od początku podróży, aż do jej końca. Nie ma nic gorszego niż dwie strony rwące się do steru, mając jednocześnie zupełnie odmienne priorytety i brak poszanowania dla zdania innych — Uśmiechnął się lekko, odrywając na moment wzrok od swojego rozmówcy. Wypowiadał się bez większego zawahania, a kolejne słowa gładko ześlizgiwały się z jego ust, jak gdyby starał się zrekompensować poprzednią wpadkę. — Potrafię docenić mnogość perspektyw. Być może dlatego tego rodzaju wymiana wydaje mi się bardziej... kusząca. Niesie ze sobą odrobinę niebezpieczeństwa, ale nie na tyle, by człowiek już na początku poczuł się zupełnie wykreślony z równania i zdany na łaskę drugiej osoby. Drobne zboczenie z kursu tu i ówdzie, czy wprowadzenie nowych zasad na określony czas, gdy druga osoba przejmuje kontrolę, to co innego. To okazja do zacieśnienia pewnych więzi, bezpiecznego zbadania granic. Koniec końców i tak dochodzi do osiągnięcia jako takiej równowagi.

Pozwolił, aby konkluzja monologu wybrzmiała w ciszy, która zapadła, gdy Erik upił łapczywie parę łyków herbaty, chcąc zwilżyć nieco gardło. Odstawił filiżankę na spodek, podnosząc wzrok na Elliotta, tylko po to, aby po chwili znowu go opuścić. Sądził, że dał ujście kłębiącym się w jego głowie myślom. Chociaż lubił mieć wszystko zaplanowane do przodu, tak iskry spontaniczności w pewnych sferach życia potrafiły zdziałać cuda. A co jak co, ale pozwolenie drugiej osobie się wykazać i wnieść do danego scenariusza zupełnie nowe niuanse, było nadzwyczaj nęcące.

— A ta odpowiedzialność potrafi odcisnąć na człowieku piętno. Paranoja, strach przed tym, że oddanie władzy będzie postrzegane jako słabość. Mało kto byłby gotów stanąć nawet tymczasowo na niższej pozycji przez brak wiary w to, że jedna strona będzie dbać o interesy drugiej, jak o swoje własne. — Przerwał nagle, zaciskając usta w wąską linię, jak gdyby w ten sposób powstrzymywał się przed słowotokiem mającym na celu powtórzenie jednej frazy na dziesięć różnych sposobów. Dopiero gdy zebrał myśli w logiczną całość, wypuścił powoli powietrze z płuc. — Przyznam, że trafiłeś w dziesiątkę. Bez zaufania trudno o korzystne funkcjonowanie takiego układu. Nikt nie powinien oddawać kontroli nad sobą w czyjeś ręce przez kaprys drugiej osoby, jeśli nie ma między nimi ani jednej nitki wzajemnego zrozumienia. Jednakże, kiedy więź istnieje, efekt mógłby być piorunujący.

Złożona mu oferta nieco go zaskoczyła, jednak w gruncie rzeczy wynikało to z tego, że i jego dręczyły podobne myśli. Nie chcąc jednak okazać ponadprzeciętnej ekscytacji czy zainteresowania wspólnym wypadem, pokiwał z początku jedynie głową, w trakcie, gdy trybiki jego umysłu formowały plan.

— Jeżeli nie podobają Ci się moje nieregularne, niezapowiedziane wizyty, to wystarczy powiedzieć. Zaboli, ale zrozumiem — powiedział po dłuższej chwili, siląc się na niemrawy ton głosu, z rozmysłem nie patrząc Elliottowi prosto w oczy, a zamiast tego wykazując zainteresowanie stojącym nieopodal meblem. Odliczył jakieś dziesięć sekund, aby upewnić się, że zasiał ziarno wątpliwości względem tego, czy mówi poważnie. — Oczywiście mógłbym zacząć oficjalnie rezerwować spotkania z Tobą codziennie wcześnie rano, abyśmy mogli wspólnie omawiać nowe wydanie Proroka Codziennego i sprawy naszego wspaniałego Ministerstwa Magii. Myślę, że byłoby to bardzo pouczające. Chociaż może zacząłbyś mnie mieć wtedy dosyć.

Przynajmniej nadrobilibyśmy stracony czas, skomentował bezgłośnie, jednak, zamiast kontynuować myśl, uśmiechnął się tylko pogodnie, jakby był niebywale dumny z tego, że udało mu się, chociaż minimalnie podpuścić mężczyznę. Pociągnął niewielki łyk herbaty i zamyślił się na chwilę, analizując pewną myśl.

— Chociaż muszę przyznać, że brakowałoby mi tych niespodziewanych spotkań w najmniej oczywistych okolicznościach. Za każdym razem, gdy zaczynamy wtedy rozmawiać, po kilku minutach lądujemy w epicentrum wielopoziomowej konwersacji. I to nie byle jakiej, bo zazwyczaj deklasują one w rankingu wszystkie inne, w jakich brałem udział w ciągu ostatnich tygodni — stwierdził, zerkając badawczo na drugiego rozmówcę. Nie bał się przyznać, że Elliott był jedną z bardziej fascynujących osób, które poznał w trakcie swojego życia. Nie wiedział, co sprawia, że toczą ze sobą dyskusje w taki, a nie inny sposób, jednak miał świadomość, że było to coś niepowtarzalnego. Niemożliwego do podrobienia. — Z Tobą nigdy nie jest nudno.

Pozwolił mężczyźnie zapoznać się z tekstem dokumentu. W gruncie rzeczy nie dopuszczał do siebie myśli, że żart, który krążył po biurach Brygady Uderzeniowej, mógł zostać przez kogokolwiek w formacji potraktowany na poważnie. Nikogo nie powinno więc dziwić, że gdy wyrecytowano mu treść wystosowanej do Departamentu Skarbu prośby, jego oczy urosły do rozmiarów dwóch złotych galeonów. Pogodny uśmiech, który dotychczas mu towarzyszył, momentalnie spłynął z jego twarzy, ustępując miejsca wstydowi.

— Cholerni idioci — wymamrotał, ukrywając twarz w dłoniach.

Nie potrafił się zmusić, aby spojrzeć Malfoyowi prosto w twarz i wytłumacz tę sytuację. To by było na tyle, jeśli chodziło o zachowanie pozorów stabilności i jako takiej równowagi psychicznej jego kolegów i koleżanek z pracy. Co za skończony imbecyl doszedł do wniosku, że to będzie dobry pomysł? Już się nie dziwił, że pomimo tego, że ledwo co minęła pełnia, postanowiono go tutaj posłać. Znając życie, gdyby nie pojawił się dzisiaj w pracy, to ta sprawa czekałaby na jego biurku do dnia powrotu.

— Dobrze, że chociaż o tym pamiętali — burknął z niezadowoleniem. — Swoją drogą doceniam, że moje życie, jak i wielu innych funkcjonariuszy jest „warte każdych pieniędzy”.

Jakby to było teraz najważniejsza sprawa, pomyślał. Pokręcił zażenowany głową. Dopiero po wzięciu kilku głębokich oddechów pozwolił sobie na zerknięcie kątem oka na Elliotta. Chciał się zorientować, w jakim stopniu podirytował go otrzymany tekst. Bo akurat tego, że wpłynął na niego pozytywnie, zbytnio się nie spodziewał. Zmartwiło go to, co zobaczył. Lekko uniesione brwi, nieco ściśnięta szczęka, jak gdyby powstrzymywał się przed ostrym komentarzem... Nawet nie wiedział, jak podejść do tej sprawy, aby nie oberwać rykoszetem, gdyby Malfoyowi skończyła się cierpliwość.

— Ekhm, przede wszystkim ciężko mi powiedzieć, o jakie konkretnie koguty im chodzi — zaczął rzeczowo, chociaż gdy tylko te słowa opuściły jego słowa, miał ochotę parsknąć żałosnym śmiechem. To brzmiało, jakby miał zamiar zrobić wykład z podziału rasowego ptaków grzebiących. — Może im chodzić o takie prawdziwe, to znaczy takie zwierzęta wiejskie albo... Albo... Takie urządzenia mugoli. Ich policja używa takich czerwono-niebieskich światełek, którym może towarzyszyć dźwięk. Taki sygnał alarmowy. Dzięki temu, kiedy służby gdzieś jadą, to ludzie wiedzą, że coś się stało. A osoby, do których jadą wiedzą, że specjaliści są już blisko. Więc zapewne chodzi o domontowanie czegoś takiego do miotły. Lub znalezienie kogoś, kto byłby w stanie odtworzyć podobny efekt przy użyciu magii.

Pomimo nieprzyjemnego uczucia w nodze, Erik podniósł się i zaczął krążyć po gabinecie, jakby chciał zebrać myśli. Co któryś krok krzywił się nieznacznie, jednak ignorował ewentualny ból. W tej chwili czuł się przede wszystkim skrępowany takim, a nie innym obrotem spraw. Koniec końców zatrzymał się przy biurku właściciela gabinetu.

— Nawet nie wiem, jak to skomentować. To trochę głupia prośba, jak by się tak nad tym zastanowić. Zwłaszcza jeśli chodziło im o prawdziwe kurczaki, bo w sumie ich gdakanie kur też mogłoby być sygnałem dźwiękowym — mruknął z niedowierzaniem, a jego wzrok padł na stojące na blacie oprawione zdjęcie. Erik zamrugał parę razy i przekrzywił lekko głowę w bok, bo miał wrażenie, że coś mu się przywidziało. — Wybacz, ale... Dlaczego masz zdjęcie kapibary bobra w garniturze na biurku?

Spojrzał na Elliota, jakby chciał spytać, czy ma mu coś do powiedzenia. Nagle zaczął się o niego poważnie martwić.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#8
02.12.2022, 03:52  ✶  
Iskierki podekscytowania zamigotały żwawo w spojrzeniu niebieskich oczu, gdy rozmówca roztoczył przed nim wizję jachtu, jeszcze lepszych liści herbaty, a przede wszystkim swojego towarzystwa gdzieś poza deszczową Anglią i ciemną monumentalnością Ministerstwa. Być może pierwszy pytanie brzmiało koślawo i sugerowało, że Erik potrzebował koła ratunkowego, ale domniemana propozycja jaką skierował w stronę Elliotta w następnej części swojej wypowiedzi przeważyła szalę, więc Malfoy postanowił pociągnąć temat w podobnym tonie.
- Ustaliliśmy już, że nie bierzesz zbyt wiele urlopu. - zaczął i uniósł jeden kącik ust wyżej - Wstyd odrzucić tak przyjemną ofertę, wybierz datę, dostosuję się, nie mogę się doczekać aż woda skrystalizuje ci myśli do tego stopnia, że będziesz mógł odpowiedzieć na moje pytanie. - oczywiście odrobinę się przedrzeźniał, ale nie ukrywał w swojej odpowiedzi, że bardzo chętnie wybrałby się na opisany przez Longbottoma parudniowy wypad. Czy istniała możliwość, że Elliott zagubiłby się między wersami, dobrymi trunkami i ogólną atmosferą zapominając o tym, dlaczego ta propozycja w ogóle powstała? Być może, ale to Erik musiał już sprawdzić samemu. Malfoy był osobą raczej skrupulatną, jak dało się zauważyć w tej rozmowie, wciągał z wypowiedzi najmniej spodziewane części i słówka sprawdzając jak rozmówca zareaguje oraz jaką linię obrony wybierze, a być może nawet i 'atak'? Jeżeli, oczywiście, porównywać rozmowę do sztuki wojny, co, w niektórych momentach być może się sprawdzało, w wypadku Erika i Elliotta, tylko w kontekście przedrzeźniania się i gierek słownych, które nie ciągnęły za sobą większych konsekwencji, przynajmniej tak się blondynowi wydawało.
- Niestety podobne lęki stają się prawdą, mało kto zadba o nasz interes tak, jak my sami. - odparł krótko, acz dobitnie, gdy wysłuchał tego, co rozmówca miał do powiedzenia. Na chwilę, gdy przysłuchiwał się słowom prześlizgującym się spomiędzy ust Erika, zapomniał nawet o herbacie i spojrzał na nią jakby ta znalazła się w jego dłoni znikąd, jakoby wcześniej jej tam nie było. Dla niepoznaki, aby otrząsnąć się z dziwnego zahipnotyzowania słowami i tonem drugiego mężczyzny wziął łyk rozcieńczonego kapką mleka naparu pozwalając, aby gorzkość rozpłynęła się na podniebieniu i pobudziła trybiki logistyczne zatrzymując te odpowiedzialne za skupianie się na gestach, mimice, niewielkich zmarszczkach zbierających się przy brwiach, w momencie zamyślenia, rozmówcy. Widząc zaciśnięte usta chciał zachęcić Longbottoma do kontynuowania wywodu, z prostego powodu: lubił go słuchać, co też było pewnym rodzajem zaskoczenia, nie przypominał sobie, aby w rozmowie zwracał uwagę na drugą osobę. Nawet jeżeli dyskutował z Percym to wstawki Blacka traktował jako tło dla siebie, dopełnienie, a odpowiedzi jako potwierdzenie, ze jest wysłuchiwany, że dostaje uwagę. Brał sobie z bliskich relacji i interakcji to, co najbardziej go cieszyło i satysfakcjonowało, dlatego, gdy jedna z nich zaczynała działać na zasadzie wzajemności zatrzymywał się na chwilę, aby przemyśleć swoje następne kroki. Chęć milczenia, jego własnego, a nie marzenie o rzuceniu na wypaplanego delikwenta zaklęcia Langlock, była powiewem świeżości, być może zapowiedzią morskiej bryzy i padających na blade lico promieni słonecznych gdzieś pomiędzy jednym brzegiem, a drugim, w rytmicznym kołysaniu fal i kryształów zdobiących ich grzbiety.
- Ludzie oddają się innym oraz kontrolę nad sobą z różnych powodów, pobudek, przymusów. Mam wrażenie, że brak równowagi w relacji jest tak mocno zatartą normą, że uważamy te funkcjonujące jak dobrze naoliwiona maszyna za coś nienaturalnego i dziwnego, czasami godnego podziwu, a czasu nie, z czystej zazdrości - dorzucił pare knutów do tej kupki myśli, która nagromadzali pomiędzy sobą w bardzo krótkim czasie, znowu. Z tyłu głowy miał myśl, że powinni przejść do konkretów, że czekał go cały dzień pracy, że dokument, który miał przed sobą też wymagał przeanalizowania, a Merlin jeden wie ile była asystentka nagromadziła takich teczek w swoim biurku. Nie chciał się teraz na tym skupiać, jeszcze nie teraz, gdy miał przed sobą Longbottoma tak skrzętnie dobierającego słowa ze sobą, pozwalając im wypłynąć i wypełnić pomieszczenie przedziwnie znajomym uczuciem zrozumienia. Do Elliotta dotarło to z opóźnieniem, że to, do czego tak bardzo lgnął było połączenie na pewnym poziomie intelektualnym i zrozumienie swoich, często być może przeciwstawnych konceptów.
Kolejna wypowiedź strąciła go z pantałyku, aż zamrugał nie opanowawszy tej automatycznej reakcji swojego ciała. Odczekał zanim cokolwiek powiedział, ale spojrzał też na Erika z pewnym wyrzutem, jakby chciał mu bez głośnie przekazać 'jak możesz w ogóle tek myśleć'. Dłuższa chwila minęła, łącznie z kolejną wypowiedzią rozmówcy, zanim Elliott zorientował się, że prowokacja była prawdopodobnie celowa.
- Na takim poziomie to lepiej by było jakbyś ze mną zamieszkał, może Nicholas by się ucieszył, że w domu jest ktoś poza mną. - zażartował odrobinę ściszonym tonem, zupełnie jakby ktoś dmuchnął, aby pozbyć się ogników wcześniej rozpadających jego spojrzenie. Sprowadził się na ziemię odpychając wszystkie myśli, które kumulowały się wokół słów codziennie oraz rano. Budzenie się obok kogoś, kogo faktycznie się chce, rozumie i docenia było dla Elliotta obcym uczucie od wielu lat, jeżeli nie od zawsze. Wolał o tym nie myśleć, zwłaszcza, ze jego żona wciąż była uważana za chorą, dlatego tego typu żarty czy rozważania mogły być dla niego niebezpieczne. Nie chciał skakać świadomością do momentu, w którym po raz kolejny będzie odwiedzał ją w Lecznicy Dusz. Być może Perseus umilał mu każde spotkanie, ale nie wystarczająco, aby wspomnienia okropności tego miejsca odeszły.
Uśmiechnął się blado słysząc komplement, nie był pewien jak odpowiedzieć. Zwykłe dziękuje wydawało się wyświechtane, zbyt ciche, nazbyt zwyczajne, a chęć odwdzięczenia się miłym słowem wręcz raziła sztucznością. Dlaczego bycie naturalnie miłym musiało przychodzić mu tak trudno? O wiele prościej radził sobie w sytuacjach sarkastycznych, albo takich, gdy musiał być przedstawiany jako tyran, albo obiekt strachu, ewentualnie... cóż. Mniejsza.
- Mogę powiedzieć to samo - udało mu się w końcu wykrztusić, chociaż poczuł ciężar konsekwencji emocjonalnych, jakie idą za tą jedną, krótką przyjemną sentencją osądzając się na klatce piersiowej jak ciężka cegła - Dlatego zaproponowałem, abyśmy ... spędzali ze sobą więcej czasu - dopowiedział, chociaż czuł, ze serce zaczyna mu bić coraz szybciej, więc podziękował Merlinowi, że temat zszedł na coś bardziej związanego z pracą, a zażenowanie pochłonęło Logbottoma prawie całkowicie, gdy usłyszał, co zawierają dokumenty.
- Cóż, to na pewno jeden ze sposobów, aby ich opisać - zawtórował zanim wywód Erika nie zmienił się w poważniejszą dyskusję. Wciąż próbował się nie roześmiać, więc mięśnie szczęki miał spięte, a brwi lekko uniesione, aby zachować chociaż resztki jakiejkolwiek powagi. Musiał przyznać, że gdy Longbottom aż wstał z emocji było to bardzo trudne. Cóż, po tej scence, która zobaczył przed gabinetem Elliott wcale mu się nie dziwił. Spojrzenie Malfoya od razu padło na kończynę, przez którą wysoki mężczyzna lekko utykał, dlatego uniesione do tej pory brwi zmarszczyły się odrobinę tylko po to, aby unieść się znowu, słysząc dalszą część wypowiedzi o rodzajach... kogutów.
Cóż za abstrakcyjna sytuacja - Kanclerz był prawie pewny, że Erikowi wcale nie jest do śmiechu, ale zanim sam nim wybuchnął chciał mieć pewność, ze cała ta sytuacja nie jest zwykłą wkrętka, zaplanowanym żartem. Taki scenariusz nie pasował mu do osoby Longbottoma, więc już chciał się zaśmiać, gdy ten znalazł się na wyciągnięcie ręki, Elliott ostatkiem silnej woli powstrzymał się, aby nie cofnąć głowy, gdy serce mu przyspieszyło, już po raz drugi(!) w przeciągu ostatnich dziesięciu minut i wtedy właśnie usłyszał wzmiankę o bobrze. Spojrzenie szybko zawiesił na oprawioną w ramkę kapibarę w garniturze i nie mógł się już powstrzymać, wybuchnął histerycznym śmiechem unosząc ramiona do góry i chowają twarz w dłoniach. Poczuł jak łzy wyciskane przez śmiech, którym prawdopodobnie nie zanosił się od dobrych paru tygodni, jeżeli nie miesięcy, spływają z oczu przez palce.
- Przepraszam cię, daj mi chwilę, moment, zaraz ci... - chciał dokończyć zdanie, ale wydawało się to niemożliwe, bo zbierające się w nim rozbawienie w końcu wybuchło, do tego stopnia, ze zaczął boleć go brzuch. Przetarł rękoma twarz wycierając też łzy i odsłaniając ją ponownie przed rozmówcą. Policzki miał zaczerwienione, a oczy wciąż szklane. Zamknął teczkę, z której jeszcze chwilę temu czytał i powachlował się nią ostentacyjnie starając się wygiąć usta w coś, co nie było uśmiechem, ale gromki śmiech mu w tym przeszkadzał - Na Merlina, zaraz ci wytłumaczę, przepraszam najmocniej. - odłożył dokumenty na biurko i wyciągnął chusteczkę, którą przetarł kolejne wyciśnięte przez śmiech łzy starając doprowadzić się do porządku. Wziął pare głębszych oddechów, czując że jest mu bardzo gorąco.
- Wybacz. - powiedział raz jeszcze, tym razem poważniej, ale cień rozbawienia wciąż pozostał na jego, zazwyczaj neutralnej, twarzy - Nie śmieje się z ciebie ani z twojego kogut... koguta - parsknął raz jeszcze, ale odchrząknął poprawiając krawat, musiał przestać, przymknął oczy i przełknął ślinę, biorąc kolejny oddech - Ten, jak go nazwałeś 'bóbr', to coś, co dostałem w liście od przyjaciela, podpisał to 'salamandra', nie jestem pewien czy pacjenci w Lecznicy doprowadzają go do takiego szaleństwa, że zapomniał jak te jaszczurki wyglądają, ale powiedziałem mu, że oprawię to zdjęcie w ramkę i postawię na biurku, zazwyczaj nikt nie podchodzi do mnie na tyle blisko, aby zauważyć. - wzruszył ramionami - Możesz, więc uznać, że twój brak skrępowania w moim towarzystwie naprowadził cię na trop bardzo dziwnego, osobliwego żartu. - podsumował biorąc głębszy oddech i czując, że napad śmiechu odszedł na dobre, wspaniale, mógł znowu rozmawiać w normalny sposób.
- Wracając do prośby. Wątpię, że chodzi im o faktyczne koguty? Chociaż w absurdalności tej sytuacji już, naprawdę nie jestem pewien - uniósł ręce do góry w bezsilności - Normalnie powiedziałbym, że zatrudnienie kogoś, kto da wam te 'efekty dźwiękowe' to nie problem, ale mamy chyba ważniejsze rzeczy na głowie niż obwieszczanie przybycia stróżów prawa pianiem koguta, nie wydaje ci się? Sadząc po twojej reakcji, mogę sądzić, że się w tym zgadzamy. Z mundurami nie widzę problemu, ale przez te koguty będziecie musieli skomponować wniosek raz jeszcze. Pokreślonego nie mogę przyjąć - odparł całkiem szczerze i oparł się łokciami na biurku, aby móc, ponownie, spojrzeć rozmówcy w oczy.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
02.12.2022, 23:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.12.2022, 15:11 przez Erik Longbottom.)  

Nie nazwałby intencji swojego rozmówcy nieszczerymi. Ba, wydawał się bardzo zainteresowany propozycją. Mimo to Erik odebrał jego słowa jako lekko dowcipną sugestię, iż potrzebuje bardzo konkretnych warunków do tego, aby się skupić i odpowiedzieć na dane pytania. Cóż, nie miał mu tego za złe. Skoro pomylił kroki w tym ich małym tańcu, teraz musiał wypić piwo, którego nawarzył przez własny brak uwagi. Nie, żeby narzekał.

— Chodzą plotki, że spędzenie paru dni na portugalskim wybrzeżu może cudownie wpływa na umysł. Warto przetestować tę teorię. Kto wie, może oboje doświadczymy oświecenia — odparł przekornie, wyznaczając im już niejako kierunek podróży.

Perspektywa spędzenia wspólnego czasu z dala od zgiełku Londynu i polityki brytyjskich czarodziejów była fascynująca. Może wręcz kusząca. Co jak co, ale rzadko mieli okazję po prostu spędzić ze sobą czas, bez całej otoczki związanej z pracą w Ministerstwie Magii, jak i innymi zobowiązaniami, które ciążyły na ich barkach. To by mogło być... wyzwalające, pomyślał. Bądź co bądź nie spodziewał się, że podczas tego spotkania uzupełni kalendarz o plany na najbliższy urlop.

— A więc ustalone. — Obdarzył Elliotta promienistym uśmiechem, który starał się z trudem powściągnąć, co by nie pokazywać przesadnego entuzjazmu. — Mam nadzieję, że pogoda dopisze. Tak jak uwielbiam Twoje towarzystwo, tak mam wrażenie, że spędzenie całego wyjazdu w porcie przez ciągłe burze na wybrzeżu byłoby mało ekscytujące. I pewnie na dodatek mocno by bujało. — Zmarszczył brwi, jak gdyby fakt, że warunki atmosferyczne mogły pokrzyżować im plany, był przeszkodą, którą nie wiedział, jak ominąć. Pokręcił głową, odpędzając ciemne myśli, jak najdalej od siebie. — Dam znać, kiedy wyklaruje mi się wolne. A no i kiedy łódź będzie gotowa.

Wysłuchał z uwagą słów mężczyzny, popijając bez pośpiechu podaną wcześniej herbatę. Gdyby to była zwykła wizyta u przypadkowego urzędnika, wymiana zdań zapewne ograniczyłaby się do drobnego komplementu na temat napoju, zanim przeszliby do kwestii służbowych. W tym przypadku jednak ciepły napitek stanowił co najwyżej ozdobę. Osobliwy dodatek, który służył co najwyżej jako niestandardowe narzędzie do odmierzania czasu, gdy zawartość filiżanki znikała wraz z tym, jak ich dyskusja nabierała tempa.

— Nie myślałem o tym w ten sposób. A przynajmniej nie wyraziłbym tego aż tak konkretnie — przyznał bez ogródek, chociaż w tonie jego głosu można było wychwycić lekkie zmieszanie. Nachylił się w stronę Elliotta i zmrużył lekko oczy, jak gdyby miało mu to pomóc bardziej się skupić. — Aczkolwiek ciężko odmówić Ci racji. Żyjemy w takim społeczeństwie, że trudno nie czerpać pewnych wzorców ze środowiska rodzinnego, szkolnego czy zawodowego. A z racji tego, że mało który z tych układów działa bezproblemowo, ograniczamy swoje nadzieje. Uznajemy, że nasze oczekiwania i tak nie zostaną spełnione tak, jak sobie tego wymarzyliśmy.

I właśnie dlatego tak często ludzie wolą polegać na sobie, niż przyjąć pomoc innych, dopowiedział w myślach. W pewnym sensie można by było to uznać za sposób uczenia się na błędach innych. Widząc, że dla co poniektórych niemożliwe jest osiągnięcie stuprocentowego zadowolenia, człowiek zaczynał wątpić, czy i jemu się uda. Określone sfery społeczne mogły poniekąd wymusić pewne standardy. Być może z tego powodu pojęcie równowagi w relacji było dla niektórych tak obce. Gdyby zmienić jednak środowisko...

— Znowu to robimy — stwierdził niespodziewanie Erik, kręcąc w rozbawieniu głową. — Zaczynam wierzyć w to, że nie jesteśmy w stanie odbyć prostej rozmowy. To cel kompletnie poza naszym zasięgiem. Po prostu musimy kopać głębiej i głębiej, dopóki umysł nie zaczyna działać na pełnych obrotach. Działamy na siebie stymulująco.

Uśmiechnął się pod nosem na widok miny Malfoya. Cóż, kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa, a musiał przyznać, że odczuł lekką satysfakcję, gdy jego drobna sztuczka przyniosła efekty. Nie zamierzał jednak przeciągać strony. Sięgnięcie po tę lekką manipulację słowną było ryzykownym ruchem. W końcu Elliott mógł się odpłacić tym samym. Pomimo zadowolenia z uzyskanej reakcji, poczuł lekkie ukłucie sercu, że tak brutalnie go podpuścił.

Uniósł lekko brwi na żart o przeprowadzce, jak gdyby rozważał tę propozycję w ramach potencjalnego wyzwania. Cóż, nie miał jakiegoś ogromnego doświadczenia z dziećmi, ale dosyć często zajmował się Mabel, a dziewczynka dalej żyła i miała się całkiem nieźle, więc chyba w tej kwestii nie był niereformowalnym beztalenciem. W sumie, czy byłaby to duża różnica? Jego chrześnica była zaledwie parę lat starsza od Nicholasa. Jakiejś dużej różnicy w zajmowaniu się jednym i drugim raczej nie było. To nie mogło być aż tak skomplikowane.

— A więc będziemy spędzać więcej czasu razem. Bądź co bądź, interesujących ludzi ciągnie do siebie, więc grzechem byłoby nie wykorzystać tej okazji — odparł po dłuższej pauzie, sięgając ponownie po filiżankę, aby pod pozorem ponownego zasmakowania ciepłego napoju, ukryć swój uśmiech.

Nie miał zamiaru kłamać; cieszył się, że ta propozycja wyszła od Elliotta. Być może sam wyszedłby z tą propozycją wcześniej, jednak poniekąd paraliżował go swego rodzaju respekt, jaki miał przed blondynem. Od pamiętnego spotkania w barze ich relacje układały się o niebo lepiej, jednak ilekroć pojawiała się okazja ku temu, aby zaproponować częstsze spotkania, wahał się.

Nie z braku chęci, co toto nie. Jeśli już to z obawy przed tym, że zostanie postawiony do pionu i brutalnie uświadomiony, że w gruncie rzeczy nie są ze sobą tak blisko, jak mu się wydawało. Teraz jednak to Malfoy wykonał pierwszy krok, nawet jeśli wydawał się lekko przy tym wahać. Erik tym bardziej doceniał, że dostał takowe potwierdzenie. Jakoś się to ułożyło, pomyślał, uświadamiając sobie, że w gruncie rzeczy mieli już zaplanowany urlop.

Rozpoczynając swój spacer po gabinecie, nie spodziewał się, że zaledwie chwilę później będzie stał zdębiały przy biurku, mając przed oczami śmiejącego się w głos Elliotta. Prawdę mówiąc, była to ostatnia reakcja, której się spodziewał. Strzelił oczami na prawo i lewo, nie bardzo wiedząc, co w takiej sytuacji zrobić. Ciekawe jednak było to, że ciężko było mu przywołać z odmętów pamięci podobną scenę. Przynajmniej z niedalekiej przeszłości.

Na Merlina, zepsułem Elliotta, pomyślał. Gdyby nagle się okazało, że jego wywód na temat kogutów drastycznie zmienił zachowanie blondyna, to Erik był święcie przekonany, że nie dalej jak następnego dnia mógł się spodziewać, że na jego kroku pojawi się jakiś reprezentant rodu Malfoyów, żądając odwrócenia efektów. Eden na pewno byłaby pierwszą kandydatką.

Pomimo lekkiego zakłopotania tym, że nie do końca wiedział, co konkretnie wywołało taką, a nie inną reakcję, nieświadomie sam się uśmiechnął, przez co irytacja wywołana wybrykiem współpracowników z Brygady znacznie zelżała. Ktokolwiek powiedział, że śmiech był zaraźliwy, miał sporo racji.

— Nie miałem pojęcia, że jestem aż taki zabawny — rzucił w żartobliwym tonie. — Skoro nawet Ciebie potrafię doprowadzić do łez, to może najwyższy czas rzucić pracę w Ministerstwie i zostać komikiem.

Wyszczerzył usta w perlistym uśmiechu, czekając cierpliwie, aż Kanclerz Skarbu doprowadzi się do porządku. Erik podrapał się po policzku, gdy okazało się, że to jednak nie on był powodem tego emocjonalnego wyrzutu śmiechu. Wysłuchując opowieści o bobrze wywodzącym się z gatunku salamander, wbił wzrok w niecodzienny portret i przekrzywił głowę. Czemu miał wrażenie, że to brzmiało nad wyraz znajomo?

— W takim razie kariera w kabarecie na Pokątnej będzie musiała poczekać. A było tak blisko. — Zacmokał parę razy, jak gdyby faktycznie żałował takiego obrotu spraw. — Czuję się zaszczycony, że miałem okazję zobaczyć to... dzieło. Raczej nie każdy osoba odwiedzająca ten gabinet ma okazję obserwować takie hmm widoki.

Cóż, widok tej 'salamandry' musi pomagać, gdy trafia się irytujący petent, pomyślał z przejęciem. Nie miał pojęcia, czy była to wina jego własnej rozbujanej przez śmiech blondyna wyobraźni, czy po prostu resztki jego kreatywności postanowiły się podnieść w ostatnim podrygu, ale w głowie mężczyzny pojawił się pewien obraz. W tej wizji Malfoya odwiedzał bardzo stary, siwy czarodziej, starający się wybronić swoje dokumenty, powołując się na dawno niebędące już w mocy przepisy, nie rozumiejąc jednocześnie słowa nie. Tymczasem Elliott spoglądał ukradkiem na salamandro-bobra, wyobrażając sobie, że ten siedzi obok niego i taksuje bezdusznym wzrokiem gościa.

Erik kaszlnął głośno, starając się nie wybuchnąć śmiechem.

[a]— Ja...Ja... — Zamknął na moment oczy, aby zebrać myśli w jedną logiczną całość. — Ja zadbam o to, żeby następny wniosek przyszedł w normalnej formie. Bez kogutów i bez żadnych innych zwierząt ze wsi. Ostatnie czego potrzebujemy w departamencie to latające warchlaki zamiast sów pocztowych albo inny poroniony pomysł.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#10
10.12.2022, 06:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 15:26 przez Morgana le Fay.)  
Urlop w Portugalii brzmiał jak wybawienie, a fakt, że zbliżał się wielkimi krokami wprawiał go w stan euforii. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak bardzo cieszył się na spotkanie z kimś. Ostatnie miesiące, właściwie rok, odkąd urodził się Nicholas, a Simone... zniknęła za drzwiami Lecznicy i stała się przeszłością, znikającymi, acz wciąż nakreślonymi żywymi kolorami wspomnieniami, spędzał w swoim towarzystwie, ewentualnie odwiedzając Perseusa. Musiał przyznać, że zamknął się na świat a teraz, w tym gabinecie, z powodu przypadkowej wizyty, Erik wydawał się uchylać jego drzwi i przeciągać go na drugą stronę samym brzmieniem swojego głosu.
Pozwolił Erikowi przejąć pałeczkę, a sam zamilkł przyglądając się drugiemu mężczyźnie uważnie. Jak unosił kąciki ust, nie nazbyt szeroko, aby nie wyjść na podekscytowanego, chociaż ta emocja wręcz wylewała się z jego spojrzenia, przynajmniej takie odczucie miał Malfoy. Ufał swojej intuicji oraz umiejętności czytania innych, ale też nie chciał dać ponieść się pewności siebie, więc pozostał w swojej statecznej pozycji odpowiadając jedynie lekkim, acz szczerym rozciągnięciem warg w przyjemnym wyrazie twarzy.
Mimo, że ciepło wypitej już herbaty uleciało z pustej filiżanki, tak chłód monumentalności przykrytej sporą ilością kurzu Ministerstwa zdawał się nie męczyć Malfoya tak mocno dopóki, dopóty Longbottom kontynuował swoje wypowiedzi. Poddał się na chwilę tej przyjemnej uciesze zatopienia się w sensie słów wypowiadanych tylko po to, aby pociągnąć dalej niebagatelną w swoim temacie rozmowę.
Działamy na siebie stymulująco - słowa przeszyły jego umysł intensywniej niż z początku się spodziewał, odciskając w myślach Elliotta ślad, wdrażając się w marazm jego codzienności tak mocno, że musiał się powstrzymać, aby nie zacisnąć dłoni w pięść. Emocjonalność zawsze była jego przywarą, chociaż nikt by go o to nie posądził. Zawsze chłodny, powściągliwy i spokojny niczym tafla jeziora w bezwietrzny poranek, spowity za mgłą mroźnie osaczającej się na porannej trawie rosy. Odetchnął i pozwolił sobie na to, aby chwilowe, wewnętrzne uniesienie emocjonalne opuściło go tak szybko, jak przyszło pozostawiając wrażliwość z niczym, rozczarowaną, zdaną na pustkę i okruchy nadzieji.
W całej tej karuzeli mocnych odczuć, jaką była rozmowa z Longbottomem o poranku, nie spodziewał się swojego histerycznego śmiechu. Fakt, wspomnienie o kogutach go rozbawiło, ale nie zakładał, że skonfundowanie Erika owłosioną 'salamandrą' oprawioną w ramkę wprowadzi go w stan tak nieopanowanego śmiechu. Dłuższą chwilę nie mógł doprowadzić się do porządku, żadna, nawet najmocniejsza siła nie mogłaby go teraz zmusić do tego, aby śmiech nie wycisnął paru łez, które przetarł chusteczką, gdy podrygi histerycznego wybuchu stawały się coraz cichsze, powoli wsiąkając w mury Ministerstwa, stając się tylko przyjemnym wspomnieniem.
- Ależ skąd, założę się, ze jakbyś wyszedł na środek pokątnej i zaczął opowiadać o tym patencie z kogutem przywiązanym do miotły to, fakt, być może ostatecznie ktoś zgarnąłby cię na badania, ale co poniektórzy rzuciliby ci pare galeonów - odparł wciąż niesamowicie rozbawiony całą sytuacją. Brzuch rozbolał go od śmiechu, poluźnił tez odrobinę krawat, gdy brał głębszy oddech po tym jak histeryczna reakcja odebrała mu dostęp do większej ilości tlenu na dłuższą chwilę.
Mimo dobrego humoru, wzdrygnął się z lekkim obrzydzeniem na wspomnienie o prosiakach. Odchrząknął zaraz doprowadzając się do porządku, bo negatywna reakcja była spowodowana opuszczeniem gardy, chwilowym nie panowaniem nad nakładaną na codzień, neutralną maską.
- Wybacz, prosiaki... - w jego oczach zamigotał cień dyskomfortu, gdy wspominał o różowych stworzonkach z zakręconymi ogonkami - nie działają na mnie najlepiej. Nie dogaduje się z nimi, chyba, że są w formie bekonu na moim talerzu - dodał wspominając też o czymś, co nie kojarzyło mu się z żywą świnią, aby odgonić swoje myśli od nieprzyjemnego wspomnienia z młodości, gdzie spotkanie z przeogromną matką świnią przyprawiło go o pewną traumę, może nie jakąś poważną, ale znaczącą.
- W każdym razie - wstał od biurka poprawiając marynarkę i zapinają jej guzik. Zamknął teczkę i wziął ją w rękę wyciągając dokumenty w stronę Longbottoma - Niech ta wersja dokumentów zostanie tylko między nami, niech nikt za trzydzieści lat nie znajduje w archiwum dowodów na to, że zamiast zajmować się istotnymi kwestiami debatowaliśmy na temat przyklejonych do kawałka drewna kogutów. - zaśmiał się krótko pod nosem - I tak jak bardzo chciałbym kontynuować nasza rozmowę, przede mną, no i przed tobą zapewne też, jeszcze cały dzień pracy - mruknął już mniej entuzjastycznie, ale też wyszedł zza biurka chcąc odprowadzić Erika do wyjścia.

Koniec sesji


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (5546), Elliott Malfoy (5514)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa