Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV
Drobne płatki śniegu pojawiły się za oknem. Powoli, lekko opadały na parapet. Z ulicy dochodził zgiełk. Był to dosyć gorący okres, wszyscy się gdzieś spieszyli, w końcu niedługo miało być Yule - jeden z ulubionych sabatów czarodziejów. Spadające śnieżynki mieniły się w świetle latarni, wyglądały jak drobne gwiazdki, które postanowiły opuścić nieboskłon.
Yaxleyówna siedziała na sporym parapecie w kuchni, było to jedno z jej ulubionych miejsc w mieszkaniu przy Horyzontalnej. W jednej dłoni trzymała gazetę, a w drugiej papierosa. Uchyliła okno, żeby zapach dymu nie unosił się w całym mieszkaniu (jakby to faktycznie miało pomóc). Przez co w pomieszczeniu było dosyć chłodno, ale przygotowała się i na tę okoliczność. Tuż na wyciągnięcie ręki znajdował się bowiem wielki kubek z grzanym winem, które w siebie wlewała od kilkunastu minut. Był to jej ulubiony trunek w grudniowe wieczory, raczyła się nim dosyć często, a do tego chyba jedyny napój, który potrafiła sama sobie ugotować (no, czasem dawała sobie radę również z kawą i herbatą).
Czekała na Roisa, miał pojawić się w domu po dyżurze, ona spędziła niemalże cały dzień nie robiąc nic, więc była trochę rozbita, szukała sobie zajęcia, udało jej się nawet nieco ogarnąć mieszkanie, chociaż bardzo nie lubiła tego robić. Nie miała ostatnio wielu zleceń, dla łowców zdecydowanie nie był to najatrakcyjniejszy czas w roku. Uporządkowała swoją broń, posegregowała walające się w różnych miejscach książki, chyba w ten sposób zachowywali się ludzie, którzy przygotowywali się do świętowania sabatu. Nigdy nie rozumiała dlaczego podczas świąt porządek był tak istotną sprawą.
Popiół z papierosa spadał jej na gazetę, którą trzymała w dłoni. Artykuł dosyć mocno zainteresował, chociaż gdyby ktoś ją zapytał to odpowiedziałaby, że gardziła wszystkimi plotkarskimi pismami, jednak tak naprawdę uwielbiała się zaczytywać w te historie wyssane z palca. W każdej z nich musiało być nieco prawdy, czyż nie? Nie brały się znikąd.
Zatrzymała się na dłużej przy historii na temat Leacha, aktualnego ministra magii, cóż, rozpisywano się o kolejnej z jego kochanek. Nie miał lekkiego życia, co chwile ktoś rzucał jakieś kolejne ciekawostki na jego temat. Nie ma się co dziwić - był mugolakiem. Sama Yaxleyówna nie do końca rozumiała jak właściwie doszło do tego, że wybrano go na Ministra Magii, czy brakowało już odpowiednich kandydatów wśród czystokrwistych czarodziejów? Nie rozmawiała jeszcze na ten temat z ojcem, ale bardzo chętnie wysłucha jego opinii o tej osobie. Gerard potrafił oceniać ludzi całkiem obiektywnie.
Sięgneła po ten nieszczęsny kubek z winem i upiła z niego spory łyk. Smakowało nie najgorzej, wzbiła się na wyżyny swoich umiejętności kulinarnych. Usłyszała otwierające się drzwi, pewnie podniosłaby tyłek i ruszyła się przywitać, gdyby nie to, że zaczytała się dosyć mocno w tym nieszczęsnym artykule, został jej ostatni akapit i szkoda by było go nie dokończyć. Miała nadzieję, że Roise jej wybaczy ten brak entuzjazmu.