Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Cóż. Porozmawiali, przynajmniej przez chwilę, czy to coś ułatwiło, zmieniło? Nie do końca. Nadal nie potrafiła przestać myśleć o tym wszystkim, co padło między nimi podczas kłótni. Niby złagodzili sytuację, ale czy na pewno? No nie do końca. Coś między nimi wisiało, i nie było to nic co mogło zwiastować jakieś pozytywne wydarzenia. Zakochane serca mogły dużo wytrzymać, drobne pożary, ukłucia, rozdrapywane rany, siniaki, kopnięcia. Mogły znieść naprawdę wiele. Zakochane serca były w stanie błagać o litość, prosić się o uwagę, karmiły się wspomnieniami. Wytrzymywały naprawdę dużo, były w stanie znieść wiele, dopóki nie pękły z bólu. Co jeśli wspomnienia zaczynały wydawać się fałszywe, jeśli wszystko miał trafić szlag, to co było, co trwało i co miało nadejść?
Postanowili tu zostać, dać sobie jeszcze chwilę na doprowadzenie się do porządku, złapanie oddechu. Musieli się ogarnąć, nim wrócą do rzeczywistości, nie miała pojęcia, czy w ogóle uda im się to zrobić. Nie sądziła, że postępują słusznie, ale najwyraźniej nadal chcieli karmić się tym chwilowym złudzeniem, które przywoływało to miejsce. Piaskownica była w końcu wyjątkowa, to był ich dom, tutaj mogli być sobą, schować się przed całym światem, tylko czy na pewno? Wydawało jej się, że dosięgnie ich ona tak, czy siak, zresztą już zaczęła to robić.
Cóż, nie byłoby właściwe, gdyby znaleźli się w jednym łóżku, mogłaby się z nim kłócić o to, które będzie spało na kanapie pewnie godzinami, ale to nie miało sensu. Nie kiedy byli zmęczeni, potrzebowali snu. Bez słowa więc zgodziła się na to, że zajmie sypialnię, niby nie tak to miało wyglądać, ale cóż, chyba dotarło do nich to, że to nie był najlepszy pomysł.
Nim dotarła do sypialni udało jej się zmyć z siebie kurz tego całego dnia i minionej nocy. Wylądowała jednak pod prysznicem, który obudził w niej wspomnienia poranka. Były nieco gorzkie, bo czuła, że to mogło się już więcej nie powtórzyć. Zatracili się w tej krótkiej chwili, ale nie sądziła, że to do nich wróci. Nie po tym co sobie później powiedzieli. Żałowała, że dała się ponieść, nie powinna wylewać z siebie tych wszystkich trujących słów, był niczym drzazgi, które nie chciały wyjść spod skóry, nie sądziła, że szybko uda jej się je wyciągnąć. Bolały nadal, za każdym razem, kiedy do nich wracała. Nie życzyła im nigdy takiego końca, najwyraźniej było to jednak wszystko na co zasługiwali.
Nie wiedziała jednak do czego doprowadzi ich rozmowa, którą odbyli na werandzie, otworzyli się nieco przed sobą, skorzystali z okazji, kiedy mogli być dla siebie przyjaciółmi. Zaczęli ustalać jakiś plan, na walkę z widmami, ale nie sądziła, że doprowadzą ich do skutku. Tak, zgodzili się na to, że będą swoimi sojusznikami, tyle, czy faktycznie to w ogóle mogło mieć rację bytu? Będą się wspierać, a co później, znowu rozejdą się, jakby nigdy dla siebie nic nie znaczyli? Nie sądziła, że był to dobry pomysł.
W Piaskownicy nic się nie zmieniło od ich ostatniej wspólnej wizyty w tym miejscu, także bez problemu znaleźli tutaj wszystko, czego potrzebowali. Drewno, pościel, a nawet jakieś resztki jedzenia, które powinno pozwolić im przetrwać kilka dni. Nie bywała tutaj sama, to miejsce wyglądało dokładnie tak, jak wtedy, kiedy byli tutaj razem tego wiosennego poranka. Gdy zjawiła się tutaj w sierpniu opuściła je po kilku minutach, bo uderzyło w nią to, co zastała. Nie sądziła, że tak szybko tu wróci, że wrócą tutaj razem, ale to była kolejna sprawa, nad którą nie była w stanie zapanować. Już dawno straciła kontrolę nad swoim życiem i chyba jedyne, czego mogła się spodziewać to niespodziewane.
Nim zniknęła za drzwiami sypialni rzuciła mu jedynie ciche dobranoc, chociaż czuła, że nie jest to właściwe. Zmęczenie jednak wygrywało z wszystkim innym. Musiała zamknąć oczy choć na chwilę, odpuścić, pozwolić sobie na odpoczynek.
Sen do niej przyszedł, niezbyt szybko, bo skupiła się na myślach, które nie dawały jej spokoju, ale przyszedł. Nie trwał jednak zbyt długo, wybudziła się bowiem z niego po kilku godzinach, z krzykiem. Od koszmarów chyba lepsza była już bezsenność. Usiadła na łóżku i zawiesiła wzrok na oknie przez które przebijało się światło księżyca. Była noc, burza chyba już ich opuściła, jednak silny wiatr nadal nie przestawał uderzać okiennicami w okna.
Miała ochotę zapalić, musiała się odstresować, w ten sposób przychodziło jej to najszybciej, także postanowiła opuścić sypialnię. Z tego, co pamiętała zostawiła szlugi w kuchni, co nie było najlepszym pomysłem. Musiała bowiem pokonać spory dystans, chciała to zrobić jak najciszej, aby przypadkiem go nie obudzić. Jednak gdy przechodziła obok salonu nie mogła się powstrzymać od tego, aby rzucić na niego okiem. Chciała się upewnić, że spał, może chociaż on nie miał z tym problemu. Strasznie nieprzyjemnie jej się patrzyło na to, do czego doprowadzili, pojawił się między nimi dystans, spory, na który nie miała wpływu. Serce jej się krajało, kiedy spoglądała na niego, na tej nieszczęsnej kanapie, nie wydawało jej się to właściwe. Tak naprawdę to już dawno przestała wiedzieć, co jest właściwe, a co nie.
Nie mogła jednak stać tutaj niczym widmo, duch, ruszyła dalej przed siebie, po te nieszczęsne fajki.