• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[6.9.1970] Gorączka Piątkowej Nocy

[6.9.1970] Gorączka Piątkowej Nocy
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#1
29.12.2024, 20:03  ✶  
– Naprawdę nie musiałaś ze mną wychodzić z namiotu – powiedział Basilius, upewniając się jeszcze dłonią, czy na pewno pozbył się resztek krwi z twarzy.
Byli w cyrku. I to nie tylko takim metaforycznym cyrku, który sprawiał, że widywali się w różne głupie daty, a przecież jedna taka właśnie dzisiaj była.
Byli w prawdziwym cyrku, a raczej przed prawdziwym cyrkiem na jarmarku rozstawionym w pobliżu Hogsmead, podczas którego oczywiście wpadli na siebie przypadkiem.
W sumie to Basilius nie był znowu jakimś szczególnym fanem sztuki cyrkowej, ale tak się złożyło, że dzień wcześniej wygrał w kasynie, poza pieniędzmi oczywiście, karnet na wstęp z dodatkowymi dużymi kubeczkami z popcornem, a że doskonale zdawał sobie sprawę, kogo mógł dzisiaj spotkać uznał, że po prostu pójdzie tam gdzie są już clowny, bo może ich klątwą doceni taką samorefleksję i da im spokój.
Klątwą chyba nie doceniła tej samorefleksji, bo oczywiście niemal od razu wpadł na Brennę. W sumie dobrze wyszło, bo okazało się, że tamten karnet działał tylko wtedy, gdy wzięło się od razu dwa popcorny, a że były one rozmiarów dużych wiader, to przydała mu się druga osoba. Nie zmieniało to jednak faktu, że to wciąż dalej była Brenna, a dzisiaj mieli bardzo głupią datę.
Pokaz jednak przebiegał spokojnie. Była to jakaś hiszpańska, przejezda grupa cyrkowa i może nie było to jakieś szalenie zajmujące przedstawienie, ale Basilius musiał przyznać, że na pewno należało ono do całkiem rozrywkowych. Zwłaszcza, że Prewett w pakiecie, otrzymał również dodatkową zabawę pod tytułem zgadnij kiedy wszystko szlag trafi.
O dziwo jednak na razie jeszcze żyli, zwłaszcza Brenna, a jedynym co się wydarzyło, było to, że w pewnym momencie występu Basiliusowi zaczęła lecieć krew z nosa. I w sumie nawet to nie bylo niczym takim, bo nie czuł się słabo, a krwotok nie był szczegolnie, ale musiał na chwile wyjść z widowni, aby się ogarnąć w postawionych na potrzeby festynu niewielkich domkach, w których znajdowały się łazienki, a Brenna poszła pilnować go jakby jednak poczuł się gorzej, chociaż zapewniał ją, że nic się nie działo.
– No dobrze, myślisz, że kogoś zamordowali, kiedy nas nie było?
Morderstwo pewnie byłoby lepsze, niż randka z Francescą, której rocznica była dzisiaj.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
30.12.2024, 00:41  ✶  
Oczywiście, że musiała wyjść z nim z namiotu.
Krwawił z nosa, a to oznaczało, że mógł poczuć się gorzej, to z kolei oznaczało, że nie było mowy, żeby Brenna puściła go samego, by zemdlał gdzieś tam na krawędzi placu. Takie wyjaśnienia mogłyby go jednak wprawić w zakłopotanie, nawet jeśli nie puściłaby w takim stanie samego absolutnie nikogo… no dobrze, może poza Stanleyem Borginem… Brenna więc uciekła się do innych, nie mniej prawdziwych.
– Dziwna data, pamiętasz? – spytała, wybierając z dna pudełka popcornu, wielkiego jak wiaderko, a więc w sam raz na jej potrzeby, garść prażonej kukurydzy. – Jeśli nie poszłabym za tobą to… nie wiem, ale na pewno coś. Na przykład uciekłyby im lwy, pogoniłyby prosto na mnie i w ucieczce przed nimi i tak wpadłabym na ciebie, więc prościej było po prostu pójść za tobą, prawda? Ja się już nie kłócę z wyrokami przeznaczenia albo klątw, albo obu na raz. Uległam presji. A poza tym byłam ci winna za kupon na popcorn.
Bo oczywiście, że wcale się tutaj nie umówili. Brenna miała zabrać na te występy Mabel, ale dziewczynka się pochorowała, w związku z czym musiała zostać w łóżku, a panna Longbottom obiecała jej solennie, że za to za dwa tygodnie wybiorą się do Teatru Selwynów na przedstawienie dla dzieci, a poza tym pójdzie do tego cyrku sama i jeśli tylko będą sprzedawać baloniki, kupi jej największy balonik, jaki znajdzie. Najlepiej z hipogryfem. W duchu uznała, że może dobrze się złożyło, gdy zerknęła w kalendarz i przypomniała sobie, że to rocznica jej spotkania z Basiliusem i Franceską, i że chociaż data jest trochę mniej głupia niż rok temu, nie powinna czuć się bezpiecznie.
Nie była ani trochę zdziwiona, kiedy pojawiła się na miejscu i odkryła, że miejsce obok zajmuje Prewett.
– Może powinniśmy w jakiś piątek trzynastego zrobić eksperyment? Wiesz, każde z nas zaplanuje wycieczkę za granicę, nie powiemy sobie nawzajem, do jakiego kraju i miasta się wybieramy, i zobaczymy, czy wybraliśmy to samo… albo czy okaże się, że coś się zepsuło w transporcie i tak trafimy do tej samej lokacji – stwierdziła z pewnym zamyśleniem. Brenna mówiła takim tonem, że ciężko było odgadnąć, czy jest w tej propozycji poważna, czy tylko sobie żartuje.
Odwróciła się do Basiliusa, zmierzyła go spojrzeniem, upewniając się, że nie widać już krwi (nie było widać), że nie jest blady (był, ale to nie była ta niemalże wampirza bladość, więc mieściło się w granicach normy), i że ogólnie nie wygląda, jakby zamierzał zaraz zemdleć, a potem uśmiechnęła się do niego lekko, chociaż nie jakoś bardzo wesoło, bo ta sugestia… no trafiała w jej ręki.
– Odpukaj w niemalowane. Ostatnie czego potrzebuję, to żeby się martwić, że ktoś ucierpiał przez moją klątwę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#3
06.01.2025, 04:20  ✶  
Nie chciał się do tego przyznawać, ale Brenna niestety zrobiła służnie, że za nim poszła, bo przecież on sam by chyba zamordował bliską mu osobę, która, krwawiąc z nosa, kłóciłaby się, że ona chce iść gdzieś sama. No i była też kwestia klątwy, a cyrk nie był szczególnie wysoko na jego liście Najlepszych Miejsc, do Oberwania i Klątwą i Chorobą. Ta lista była ogólnie pusta. Zresztą to nie tak, że musiał udawać przed Brenną, że nic się z nim nie działo, skoro ta widziała go już w znacznie gorszym stanie.
– No dobrze, może masz rację, że z klątwą nie ma co się kłócić – powiedział, przejeżdżając po bladej twarzy dłonią w geście rezygnacji. Z ich klątwą się nie kłóciło. Na ich klątwę się już jedynie klnęło.
Zerknął na nią nieco dziwnie i już miał powiedzieć nie na ten pomysł, gdy nagle zmarszczył brwi i zamyślił się na chwilę. Nie wiedział, czy bardziej przerażającym sytuacją byłaby ta gdyby klątwą i tak zadziałała, a oni wpadliby na siebie, pomimo podróży za granicę, czy gdyby nie zadziałała i oznaczałoby to, że musiałby przynajmniej dwa razy w roku uciekać z kraju dla świętego spokoju.
– I jesteś pewna, że jesteś gotowa na taki eksperyment? Bo ja chyba nie.
Widział, że przygląda mu się, sprawdzając zapewnie, czy przypadkiem zaraz nie zemdleje, ale jako, że mdleć nie planował, pozwolił jej po prostu upewnić się, że miał się dobrze, krzywiąc się jedynie nieco na jej kolejne słowa.
– No dobrze, przepraszam. Masz rację. Jeśli kogoś mają zamordować to tylko nas – powiedział ugodowo, chociaż tak naprawdę sam bardzo, ale to bardzo nie chciał, aby ktokolwiek ucierpiał przez tę klątwę wliczając w to oczywiście samą Longbottom.
Panie i Panowie! A teraz przed wami wystąpi Wielki Mateo i jego ogród tańczących rzeźb!, usłyszeli z namiotu, a zaraz potem muzyka zmieniła się na rytmy, jeszcze na razie cichego, tanga.
– Oh, Wielki Mateo i jego tańczące rzeźby? To już muszę zobaczyć – mruknął, pół żartem, pół serio, bardziej aby zmienić temat na nieco luźniejszy, a potem, jeszcze zanim ruszyli, zerknął nieco podejrzliwie na Brennę, wciąż nie mogąc przestać myśleć o tym, co powiedziała wcześniej. Czy naprawdę wybraliby taki sam kraj? Lub skończyliby zupełnie gdzie indziej, ale razem?
– Wymień jakiś kraj na trzy. Raz, dwa, trzy: Kambodża – rzucił znienacka w ramach eksperymentu, gotowy na to, że Brenna zaraz uzna, że jednak dalej nie czuł się dobrze. Czego jednak nie robiło się dla nauki?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
06.01.2025, 14:32  ✶  
Rzut czy pójdzie Kambodża

Było coś prawie zabawnego w tym, jak oboje uznali, że są przeklęci klątwą piątków trzynastego oraz – prawdopodobnie – innych dziwnych dat – i po prostu w pewnym momencie się z tym pogodzili. Brenna jednak przywykła do brania rzeczy takimi jakimi były, przynajmniej w tych sytuacjach, gdy niewiele mogła na nie poradzić, a tutaj naprawdę nie miała dużego wyboru. Wszystkie piątki trzynastego zostawały przez nią zakreślone w kalendarzu na czerwono już w styczniu. I teraz była pewna, że szósty września też na wszelki wypadek powinna brać w specjalne kółeczko.
– Jestem pewna, że jeśli spróbujemy się kłócić, będzie tylko gorzej. Czytałeś kiedyś greckie tragedie? Jak ktoś próbował umknąć przeznaczeniu, to dochodziło do jego wypełnienia właśnie dlatego, że chciał uniknąć losu… wiesz, syn miał zabić ojca, więc ojciec porzuca syna, i syn wraca go zabić, bo nie ma pojęcia, że to jego ojciec – paplała po swojemu, kiedy powoli skierowali się z powrotem w stronę namiotu. – Hm… w sumie to… hm.
Zawahała się, zastanawiając nad tym, czy jest naprawdę gotowa na taki eksperyment. Przed oczami mignęło jej dużo możliwych scenariuszy: na przykład wsiada na pokład mugolskiego samolotu, okazuje się, że na jego pokładzie jest też Basilius, samolot rozbija się i oboje kończą przedzierając się przez jakąś głuszę… Nie. Nie była gotowa: pomijając wizję przedzierania się przez amazońską głuszę albo coś takiego, nie chciałaby zaryzykować życia innych pasażerów.
– Tylko jeśli podróż odbyłaby się dwunastego, nie trzynastego – przyznała w końcu. – Inaczej jestem pewna, że statek by zatonął, świstoklik się popsuł, samolot spadł z nieba… Naprawdę? Aż tak lubisz tańczyć, czy jesteś fanem wielkiego Mateo?
Przyspieszyła nieco kroku. Muzyka już do nich docierała, podobnie jak inne dźwięki: brzmiało to trochę tak, jakby zaczęło się poruszać w namiocie bardzo dużo osób, ale że nikt nie krzyczał, nikt nie uciekał, Brenna nie zwróciła na to większej uwagi, zwłaszcza że Basilius zaraz ją rozproszył, domagając się, by wymieniła jakiś kraj. Oczywiście, w pierwszej kolejności tak na szybko pomyślała po prostu o Francji, ale przecież on też pewnie pomyślał o jakiejś Francji i…
- Kambodża – rzuciła, dokładnie w tym samym momencie, w którym zrobił to Basilius.
A potem zatrzymała się, spojrzała na niego… i zaczęła się śmiać. Chyba był to śmiech odrobinę histeryczny. Cieszyła się, że właściwie wszyscy są w tej chwili w namiocie, słuchając muzyki wielkiego Mateo, czy jak się tam nazywał występujący.
– Powiedziałam Kambodża, bo byłam pewna, że podasz jakąś… Francję. Albo Egip. Albo Włochy – wykrztusiła w końcu, gdy zdołała się opanować na tyle, aby dobyć głosu. Strzeliła pierwszy lepszy kraj, który wydawał się jej ostatnim, jaki przeciętny Anglik wybrałby na wyjazd. – Nawet nie jestem pewna, gdzie leży Kambodża. – W Hogwarcie raczej nie przykładano dużej uwagi do nauki geografii. Właściwie to nie przykładano żadnej uwagi do nauki geografii, co najwyżej podając jakieś podstawowe informacje o innych państwach na lekcjach historii magii i mugoloznastwa, ale Kambodża nie znajdowała się w programie, Brenna zaś naprawdę niedużo wiedziała o Azji. – To gdzieś w Afryce?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#5
11.01.2025, 03:32  ✶  
Basilius zdecydowanie nie chciał porównywać swojego życia do greckich tragedii, glownie z tego powodu, że wbrew swoim wszystkim narzekaniom, nie chciał się za szybko rozstawać ze swoim życiem. Coś jednak w tym, co powiedziała Brenna sprawiło, że aż przystanął, a on, troche wbrew jakiekolwiek logice, zaczął rozważać jak spróbować jednak odmienić ich los. Uważnie przyjrzał się czarownicy, a w jego głowie pojawiła się naprawdę szalona teoria. Nie kłócili się. Może o to w tym wszystkim chodziło? Może to był wlasnie problem? Może powinni się kłocić. Krzyczeć na siebie i może wtedy... Może wtedy bogowie, klątwy, Matka, los czy złe duchy, ktokolwie fundował im taki los, uzna że to już nie jest, aż takie zabawne i im odpuści? I to nie tak, że chciał się z Brenną kłócić ale... Ale może warto byłoby spróbować, dla ich wlasnego dobra? Tylko jak mógłby ją wkurzyć? Powiedzieć coś durnego i kontrowersyjnego? Co mogłoby być tak glupie, co jednocześnie przeszłoby mu przez gardlo, nie ważne, czy w to wierzył, czy nie? Nienawidzę czekoladowych żab i uważam, że ich cała produkcja powinna zostać przymusowo zatrzymana pod groźbą dożywocia w Azkabanie, a wszyscy sprzedawcy czekolady powinni byc traktowani niczym handlarze substancjami odurzającymi? Rzucić arogancko "Wiesz, co Brenno, twoja matka popełniła błąd nazywając cie Brenna, bardziej pasowałoby ci l... W sumie to nic?" Zawsze też mógł udać, że jest jednak narkomanem i okłamał ją z chrobą, a gdy zabierze go do Munga, oznajmić, że nie ma pojęcia czemu Brenna go tu zabrała i spróbować zrobić z niej wariatkę. Mógł też... No dobrze, nie. To wszystko bylo durne, a on zachowałby się jak desperat, a tak poza tym, to jesli zaraz czegoś nie powie, Brenna uzna, ze znowu sie źle poczuł i jeszcze każe mu usiąść, zamiast udać się już na widownię.
– Może po prostu zostańmy w Angli – stwierdził, aby zmienić temat, a potem z kamienną twarzą dodał. – Tak, oczywiście. Byłem jego fanem już od dziecka. Prawdę mówiąc w Hogwarcie rozważałem dzięki niemu karierę cyrkową. – Basilius nawet nie był do końca przekonany, czy wiedział którym z artystów był Wielki Mateo.
A potem... A potem Brenna zrobiła coś przez co zaczął rozważać, czy może jednak nie byłoby lepiej dla ich wspólnej korzyści przetestować teorie o kłóceniu się.
Kambodża.
Powiedziała Kambodża.
Kurwa mać, Kambodża.
Kambodża!
– Założyłem, że ty powiesz Francja, Egipt lub Włochy! – zaprotestował, przecierając dłonią, nagle jakąś nieco bardziej zmęczona twarz. – Nie, Kambodża jest w Azji. Czemu... – Czemu na Matkę powiedziałaś Kambodża skoro nawet nie wiesz, gdzie leży Kambodża?
Na bogów, oni kiedy skończą razem w Kambodży. Tak to się niechybnie skończy.
Nie zdolał się jednak podzielić z Brenną tą myślą, bo muzyka z namiotu zmieniła się, chociaż dalej to było tango, a zaczęły akopaniamentować jej... Głosy poruszenia i krzyki. Basilius posłała jedynie czarownicy porozumiewawcze spojrzenie i ruszył szybszym krokiem w stronę wejścia, nawet jeśli Longbottom pewnie i tak zdołałaby go wyprzedzić.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
12.01.2025, 18:43  ✶  
Brenna jadła resztę popcornu, zupełnie nieświadoma, jak bluźniercze myśli chodzą po głowie Basiliusa. Zakazanie produkcji czekoladowych żab? Całkiem możliwe, że gdyby się podzielił tym pomysłem, ona odpowiedziałaby, że powinni zakazać gry w karty i faktycznie by się pokłócili, chociaż po prawdzie rzadko zdarzało się jej kłócić z kimkolwiek i… i chyba żadna siła wyższa nie uznałaby, że już nie jest tak zabawnie i trzeba dać im spokój, a wręcz przeciwnie, poczułaby się zachęcona.
Ale chociaż Brenna była skłonna uwierzyć w klątwę, to już nie w to, że Bogini Matka albo dowolny odpowiednik tego bytu choć w najdrobniejszy sposób interesowała się jej losem, więc tego typu rzeczy w ogóle nie przychodziły kobiecie do głowy.
– Może o tym nie rozmawiajmy, bo to zaczyna brzmieć niebezpiecznie jak kuszenie losu. To znaczy kuszenie klątwy. Żeby jednak nie zostawiła nas w Anglii – stwierdziła, gdy Basilius zaproponował trzymanie się wysp. Jej myśli nagle poleciały w inną zupełnie stronę, mianowicie zaczęła się obawiać, że ta cała rozmowa o podróżach, i o zostaniu w Anglii, podziała jak ta o piątku siedemnastego, który był pechową datą we Włoszech i potem faktycznie spadł im na głowy. Wprawdzie szczęśliwie dotąd tylko raz, ale Brenna nagle się zaniepokoiła, że może ich rozmowy i tego typu deklaracje, w rodzaju „tego nie róbmy” albo „to na pewno się nie zdarzy” stanowiły tylko dodatkowy wyzwalacz wydarzeń. A chociaż nie miała niczego przeciwko zagranicznym podróżom, to jednak bardzo nie chciałaby, aby okazało się, że uda się w taką czystym przypadkiem, prowadzona magią piątku trzynastego, ewentualnie jakiejś innej, bardzo dziwnej daty, i że sytuacja ogólnie eskaluje…
– Naprawdę? W jakiej roli się widziałeś? Ja na przykład zawsze uważałam, że byłabym świetnym clownem. Jestem pewna, że pobiłabym wszelką konkurencję, to zresztą mój plan alternatywny, gdyby mnie kiedyś wyrzucili z Brygady. Ale szczególnie podobało mi się jednak rzucanie nożami, raz nawet wlazłam Bellom do namiotu, żeby obejrzeć sobie ich rekwizyty – przyznała beztrosko. Miała wtedy jakieś piętnaście lat, i Alexander Bell próbował nastraszyć ją mieczem, ale niestety Brenna od razu widziała, że zupełnie nie umiał z niego korzystać: trzymał rękojeść tak, że prędzej połamałby sobie nadgarstek niż wziął udział w widowiskowym pojedynku.
Kambodża.
Brenna zastanawiała się przez moment, czy to że oboje ją wymienili, znaczyło, że są tak do siebie podobni, że tak absolutnie się nie znają – skoro oboje założyli, że druga osoba powie coś zupełnie innego i dlatego wybrali Kambodżę, czy może ich klątwa objawiała się czasem na naprawdę niespodziewane sposoby. Kąciki ust wciąż drgały jej lekko od powstrzymywanego śmiechu, bo przecież ostatecznie nie skończyli w Kambodży i to było do pewnego stopnia zabawne.
Spojrzała na niego z pewną ciekawością, kiedy zaczął zadawać pytanie „czemu”, ale go nie dokończył. I już, już miała zamiar spytać, co „czemu”, ale odgłosy dobiegające z namiotu zwróciły i jej uwagę.
Wrzuciła opakowanie po popcornie do najbliższego kosza i trochę przyspieszyła kroku. Niby na razie dźwięki nie zdawały się jakoś szczególnie niepokojącego, ale nie brzmiało to też jakby dużo zasłuchanych osób siedziało na trybunach podczas koncertu i…
…Brenna pociągnęła za płachtę.
To był jeden z tych magicznych, zaklętych namiotów, w środku większych niż z zewnątrz. Od wejścia mieli całkiem dobry widok na scenę, na rzędy miejsc, opadających z góry na dół, każdy trochę niżej i na kilkadziesiąt osób zgromadzonych na przedstawieniu.
Wszyscy, co do jednego tańczyli.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#7
18.01.2025, 15:01  ✶  
Basilius spojrzał na nią jedynie bardzo zmęczony i skinął głową. Może rzeczywiście nie powinni byli kusić losu, mówiąc których terenów zamierzają się trzymać, a których nie? Może po prostu... Może po prostu nie powinni nic mówić, czy coś takiego, ale był wściekle przekonany, że to na nic by się nie zdało i wtedy i tak coś dzikiego by się wydarzyło. Eh...
W momentach takich jak ten, trochę żałował, że jego choroba nie wyznaczała dokładnego terminu końca jego życia, bo mógłby powiedzieć przynajmniej jeszcze dwie dekady i koniec, a tak? Tajemnica.

Nie powiedział tego na głos, i myślał o tym z dużym szacunkiem i chyba nawet sympatią wobec Longbottom (no dobrze, lubił ją), ale Brenna rzeczywiście dobrze nadawałaby się na jakiegoś clowna. Nie chodziło, że się ośmieszała, oczywiście że nie, po prostu... Pomijając wszystkie sytuacje, w których się razem znaleźli, Brenna była naprawdę ciepłą I sympatyczna osobą, a te wszystkie klątwy były zdecydowanie bardziej znośne dlatego, że to ona była ich drugą uczestniczką. Potem jednak usłyszał drugą opcję na cyrkową karierę Brenny i zmarszczył brwi, uznając, że może jednak trzeba było jakoś zainterweniować, zanim zrobi sobie krzywdę.
– Treserem koni– odpowiedział z poważną miną i co gorsza, nie był w cale taki pewny, czy żartował. To znaczy... Absolutnie nie chciał być cyrkowcem, ale gdyby już z jakiegoś powodu musiał nim zostać, to chyba byłby treserem koni. W końcu konie były absolutnie wspaniałymi i szlachetnymi stworzeniami, którymi zawsze pracowało się wręcz z przyjemnością i tak, jak na przykład uwielbiał też psy, czy koty, tak jednak konie, a w szczególności pokrewne im abraksany, miały w jego sercu szczególne miejsce. Chociaż znając życie, gdyby musiał uciekać do cyrku, zostałby księgowym, lub dalej medykiem dla nieuważnych akrobatów. Lub tych, którzy myślą, że będą dobrze rzucać nożami, a jednak im to nie wychodzi. – Myślę, że z tej dwójki, powinnaś jeszcze rozważyć tę pierwszą opcje. W sumie to potrafisz bawić ludzi.

Jeśli kiedykolwiek naprawdę trafią do Kambodży, to on zmienia się w wiktoriańskie, chorowite dziewczę i metaforycznie zamknie się w jakimś miasteczku nad morzem, aby tam umierać w spokoju, bo naprawdę przestałoby to już być na jego nerwy.

Na razie jednak coś dziwnego działo się w cyrku. Brenna, która rozchylila płachte jako pierwsza i dała im obraz na sytuację w namiocie, mogła usłyszeć, jak stojący za nią Basilius Bardzo Ciężko westchnął.

Wszyscy tańczyli. Wszyscy. Tango, walca, inne wygibasy... Wszystko i niekoniecznie w rytm muzki. Tańczyła, niezadowolona, wdownia,  chociaż im dalej ktoś siedział, tym bardziej jedynie podrygiwał i tańczyli skołowani pracownicy w tym ci którzy właśnie byli na scenie, tańczyły... Chociaż nie... Nie wszyscy tańczyli. Przyniesione na środek namiotu białe,
klasyczne rzeźby stały w swoich pozach zupełnie się nie wzruszone.
– Chyba się zaczęło – mruknął w stronę czarownicy, nie wdhodząc jednak na razie do środka i powstrzymując w razie czego Brennę na wypadek, gdyby to zaklęcie było obszarowe.

– I co żeś ty zrobił! – krzyknął jakiś brodaty mężczyzna w czerwonym fraku (ewidentnie jeden z wykonawców) z mocnym hiszpańskim akcentem. Krzyczał do innego mężczyzny, również w czerwonym fraku, ale z wąsem i nieco przystojniejszego, z którym z jakiegoś powodu był złączony rękami w rytm tanga.
– To nie miało tak być! Ja przepraszam! – Krzyczał przerażony wąsacz.
Z kolei na ich obu, krzyczała, już po hiszpańsku, jakaś kobieta w złotej sukni.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
20.01.2025, 21:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.01.2025, 21:40 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna owszem, miewała skłonności do analizowania cudzych zachowań czy charakterów, ale jednocześnie nie lubiła myśleć za wiele o rzeczach, na które nie miała żadnego wpływu. Klątwa była jedną z nich. Gdyby się nad tym zastanowiła, pewnie też doszłaby do wniosku, że trafiła naprawdę nieźle. Nawet z czysto pragmatycznego punktu widzenia, Basilius był uzdrowicielem, co w sytuacji, gdy prześladował cię pech, okazywało się przydatne: jakby nie było, przynajmniej raz uratował jej życie, a ocalenie go przed Francescą chyba nie do końca ten fakty wyrównywało. A tak poza tym, był po prostu miłym towarzyszem – zwykle dość sympatycznym, a gdy nie próbował być poważnym uzdrowicielem, okazywał się też zabawny i momentami złośliwy, tą złośliwością, która raczej bawiła niż wywoływała gniew.
Jeżeli jednak coś w kontekście ich klątwy rozważała, to raczej to czy faktycznie to jej wina, że wokół nich działy się takie dziwne rzeczy, czy może po prostu przyciągała ich w jakiś sposób do kłopotów.
– Koni? A nie abraxanów? – spytała. – Wiesz, mogę to zawsze połączyć. Zostać clownem z nożami. Jestem pewna, że bym coś wymyśliła, w sensie taki zabawny występ z ostrzami… tylko nie w piątek trzynastego. To byłby zły dzień na rzucanie nożami.
Nie miała jednak okazji podzielić się z Basiliusem swoimi pomysłami na zabawne występy, w których brałyby udział ostre, śmiertelnie niebezpieczne przedmioty, bowiem ledwo odsunęła płachtę namiotu, całą jej uwagę pochłonęło jego wnętrze. Patrzyła w pewnym zdumieniu na ludzi, niektórych pląsających w miejscu, innych dobierających się w pary i na tanecznego węża, który powstał gdzieś w pierwszych rzędach, bo ludzie wiedzieni magią wspaniałego Mateo, czy jak zwał się wykonawca, chwytali się za ręce i pląsali do rytmu.
Brenna niby wiedziała, że czarodzieje potrafią nasycać utwory muzyczne magią, jeśli są bardzo utalentowani. Ale tutaj to albo mieli do czynienia z mistrzem nad mistrzami, albo użył jakiegoś magicznego instrumentu, albo… albo poszło coś bardzo, bardzo nie tak… i sądząc po kłótni, to mogło być to ostatnie…
– Do licha – powiedziała trochę oszołomiona, spoglądając ku scenie, kłócącym się i magicznym instrumentom, które same wciąż wygrywały melodię. Spojrzała na Prewetta pytająco, jakby liczyła, że on zdoła jej wyjaśnić, co tutaj dokładnie się stało. – Eeeem… Jakiś pomysł, w jaki sposób to przerwać? Możesz to rozproszyć? Albo jeśli to przestanie grać? Znaczy się te instrumenty?
Brenna nie zawsze była najrozsądniejszą osobą pod słońcem.
Prawdę mówiąc zwykle nią nie była. Teraz też nie wykazała się rozsądkiem.
Być może powinna się odwrócić, teleportować i wezwać jakichś specjalistów. Zamiast tego jednak zrobiła parę kroków, ruszając w dół, ku scenie. Nie była pewna, co chce zrobić, ale występujący chyba wiedzieli, co tu się działo, a publika została tak mocno zaczarowana, że na razie nikt nie robił niczego rozsądnego. I nawet nie zauważyła, kiedy te kroki stały się jakoś dziwnie taneczne, bo przecież wcale nie miała ochoty tańczyć, a potem… potem to jakoś odruchowo, opętana melodią, złapała Basiliusa za rękę i pociągnęła za sobą. Wciąż próbując iść w dół – co wcale nie było łatwe, kiedy chciałeś tańczyć na schodach.
Cóż, przynajmniej tym razem ich dłonie nie zostały niczym sklejone.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#9
26.01.2025, 18:59  ✶  
– Abraksanów też – powiedział, marszcząc brwi w geście, który jednoznacznie sugerował, że naprawdę myśli o tym nieco głębiej, niż powinien, ale zaraz potem spojrzał na Brennę z Bardzo Poważną Miną. – Brenno, może po prostu źle się wyraziłem. Nie rób niczego, co jest związane z rzucaniem noży, chyba że będzie to wyższa konieczność.

Już widział, jak potem będzie musiał przyszywać jej ucho, a ucho okaże się przeklętego i zacznie uciekać. I to na pewno, nawet nie w piątek trzynastego.

Sytuacja prezentowała się... Bywało gorzej, ale teraz też nie było dobrze i już Basilius sięgał po różdżkę, aby spróbować rozproszyć zaklęcie, albo chociaż stworzyć barierę, która oddzieli ich od wpływu muzyki, gdy Brenna nagle zrobiła kilka kroków do przodu, a potem... Nie, nie, nie. On wcale nie chciał teraz tańczyć!

Z tym, że nie za bardzo mógł przestać tańczyć. Początkowo, potrafił się opierać, ale gdy Brenna pociągnęła go ze sobą i zaczęli razem schodzić w dół, Basilius szybko odkrył, że jego ciało nie buntuje się przeciwko tańcu, a akiejkolwiek idei, że mógłby przestać tańczyć.
– Tak, miałem pomysł, aby spróbować to rozproszyć – mruknął do swojej partnerki w tańcu i klątwie, a potem mocniej złapał jej ręce, tak aby nie zaczęli tanecznie wędrować w inne rejony namiotu.

– Proszę się nie martwić! Mamy wszystko pod kontrolą — krzyknęła, już po angielsku, kobieta w złotej sukni, co najwyraźniej szalenie rozbawiło brodacza.
– Tak? Inez, już go tak nie broń! Nic nie jest pod kontrolą! Zepsuł wszystko i na pewno nie wróci to samo do normy!
– Naprawię to! – odparował wąsacz.
Cała trójka tańczyła teraz w kółku.

Basilius westchnął cicho, zastanawiając się czy jeśli zacznie tańczyć bardziej intensywnie, to w końcu nie zasłabnie i nie będzie w ten sposób wolny od tego. Była to jednak taktyka, którą zapewne nie warto było tak szybko testować.
– Spróbujmy wrócić na górę – rzucił do Brenny. – Tam czar jest słabszy i może udałoby mi się wyciągnąć różdżkę, albo... – Skrzywił się, obracając czarownicę w miejscu. – Albo spróbujemy wpaść na instrumenty, tak aby je zepsuć.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
28.01.2025, 15:37  ✶  
– Hej, zabranianie mi takich rzeczy jest absolutnie nie fair – oświadczyła Brenna, robiąc taką minę, że można by prawie uwierzyć, że jest dzieckiem, któremu właśnie odmówiono cukierka. – Nawet moja mama przestała mi dawać takie zakazy, kiedy skończyłam Hogwart – dodała, tym razem takim tonem, że brzmiała, jakby mówiła absolutnie poważnie, i rzucała nożami na tyle regularnie, że nawet jej matka uznała, że nie ma co próbować ingerować w hobby córki.
W każdym razie, niezależnie od tego, czy przesadzała bardzo, trochę czy wcale, uszy Brenny chwilowo znajdowały się na swoim miejscu i wyglądało na to, że żadne z nich nie jest przeklęte. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.
*
– Nie chciałam. To jakoś… samo się? – powiedziała, gdy chwyciła Basiliusa i pociągnęła go do tańca, bo przecież też wcale nie chciała tańczyć i na pewno nie chciała tańczyć z nim. Znaczy się, to nie tak, że miałaby coś przeciwko zatańczeniu z Prewettem, ale raczej gdyby spotkali się na jakimś przyjęciu z okazji Yule albo urodzin jakiejś bogatej, wpływowej czarownicy, której oboje nie znali, ale na balu której musieli się pojawić, bo inaczej cały jej ród poczułby się dogłębnie urażony. Na pewno nie planowała tańczyć w cyrku i na pewno nie pociągnęłaby go celowo do jakiegoś szaleńczego, magicznego tańca, którego nie dało się przerwać, zupełnie jak w opowieściach o elfach i wiłach.
– Prosimy pozostać na miejscach! Zaklęcie zaraz osłabnie! – zawołała kobieta ze sceny. Spróbowała sięgnąć po różdżkę, nic z tego jednak nie wyszło, bo mężczyźni, wiedzeni tą samą zapewne magią, która dopadła Brennę i sprawiła, że porwała do tańca Basiliusa, chwycili ją za ręce i teraz wszyscy podskakiwali w kółeczku, to zbliżając się do siebie tak, że stykali się łokciami, to oddalając na długość ramion. Jeden z mężczyzn zaczął krzyczeć coś po hiszpańsku albo włosku: Brenna nie znała się na językach, nie była więc pewna.
– To instrumenty, czy różdżka? – spytała, obracając się w tańcu, a potem znów wracając do pozycji wyjściowej, jedna dłoń na ramieniu Basiliusa, druga trzymająca jego rękę. Nie była artystką, ale umiała tańczyć: w ich światku robiło się to dostatecznie często, aby dawno poznała podstawowe kroki. Ale nigdy dotąd nie tańczyła na cyrkowych schodach, w dodatku do dość żywiołowej melodii, gdy ciało nie do końca słuchało poleceń głowy. – Uch, jeśli źródłem są instrumenty, to chyba z góry za daleko, żebyś dał radę rozproszyć wszystko, tylko uwolnisz tych na brzegach… To co, w dół?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3479), Basilius Prewett (3278)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa