• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[wieczór 21.08.1972] Skyfall

[wieczór 21.08.1972] Skyfall
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
01.01.2025, 00:38  ✶  

Pociemniało mu przed oczami, kiedy zobaczył wiadomość. Wystarczyło ją spalić w kominku. Nie zwrócić na nią uwagi. Nie brać udziału w grze, w której brać się udziału nie chciało. Nie? Chciało, tylko na swoich zasadach. Tak? Nie... przecież nie...

Kartka nie wylądowała w kominku - została spalona w ogniu świecy, która ogrzała jego palce. Odrzucenie i zapomnienie nie miało miejsca. Pojawiła się akceptacja stanu rzeczy i poddanie się nurtowi, który był już dla niego przygotowany.

Ulica Pokątna brzmiała bezpiecznie. Bardzo bezpiecznie. Spojrzał na Dumę, który wyczuwał bardzo dobrze, że coś było nie tak. Piszczał, spoglądając na niego mądrymi, złotymi oczami. Ten Diabeł, potwór, który był jak pudelek, kiedy chodziło o swojego Pana. Diva kręciła się niespokojnie i miałczała dźwięcznie - a należała do bardzo spokojnych kotów. W końcu dama musi się zachowywać z klasą. Uśmiechnął się smutno do kotki i wyciągnął do niej dłoń. Z pomrukiem wtuliła łeb w jego palce, ale zaraz odeszła na bok, miaucząc znów. Już rozumiał to zachowanie - była obrażona. Nie wiedziała, co się dzieje, ale cokolwiek się działo - jej się to nie podobało. Tak samo jak samemu Dumie. Kroczył po zacienionym domu, w którym lśniły tylko pojedyncze światła i myślał, że od tych prawie trzech tygodni zbroił się na kolejne spotkanie i wydarzenie, a utknął w bardzo martwym punkcie. Wiedział, jak dotrzeć do Rose Noire i stanąć przed obliczem prawdziwego Diabła. I co dalej? Mógł się do niego uśmiechnąć, porozmawiać z nim. W najlepszym scenariuszu. Bo w najgorszym nawet tego by nie uświadczył i tego się w zasadzie nawet spodziewał. Tak jak... nie, nie wiedział, czego spodziewać się teraz. Więc teraz głaskał Dumę i myślał o tej jednej swojej pomyłce w życiu, która rzucała na niego cień przez tyle lat. Zabawne, że koło wydarzeń potrafiło tak niespodziewanie skręcać. Myślisz, że je roztrzaskałeś, ale ono nadal tam jest. Ma się dobrze. Czeka tylko na odpowiedni moment, żeby uderzyć.

- Chciałem cię zabrać... ale może poczekasz tu na mnie, mój drogi. - Tak będzie lepiej. Jeśli straci panowanie nad Dumą na Pokątnej... Mógłby mieć problemy - i to poważne. Gdyby Duma kogoś skrzywdził Ministerstwo mogłoby nawet kazać go zabić. Ale z drugiej strony...


Ubrał na siebie biel - luźną koszulę z pięknymi zdobieniami liści i kwiatów, których szycie pokazywało kawałki skóry. Do tego czarne spodnie, całkowicie proste. Ułożył koszulę i wsunął jej dół w końce, a spodnie podciągnął wysoko. Koszula wylewała się delikatnym materiałem na zewnątrz, układając pięknie na każdym zagięciu. Dobrał do tego biżuterię - bardzo drobną. Zostawił swój kolczyk z perłą obok magicznej muszli, którą nie miał czasu się zainteresować i zadowolił się białym złotem w delikatnym wisiorku zawieszonym na białym materiale wokół jego szyi i drobnych, okrągłych kolczykach z trzema malutkimi Nocami Kairu. Wszedł w kominek i pozwolił zabrać się na ulicę Pokątną.

Nie zabrał go. Szedł sam przez ulicę i bardzo dbał o to, żeby na jego twarzy nie błąkały się żadne emocje. Żadne fałszywe znaki tego, że mógł się tym przejmować. Zdradzał go puls, zdradzało go ciężkie bicie serca, pewnie zaraz go zdradzi rytmika oddechu. Na razie najważniejsze było to, by wyglądał, jakby nic złego się nie działo. To tylko tryton. Piękny zresztą, omylnie nazywany syreną - jakże intencjonalne wybranie miejsca spotkania. Zatrzymał się przed nią, wznosząc wzrok ku rzeźbie. Jak łatwo pomylić ze sobą magiczne stworzenia... jeszcze łatwiej było pomylić się co do ludzi. Żałośnie łatwo.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#2
01.01.2025, 01:51  ✶  

Tak łatwo było się wtopić w tłum… Wystarczyło się jedynie ubrać w sposób pożądany dla danej części społeczności i można się było stać niewidzialnym. Nierzucająca się w oczy sylwestka mężczyzny ubranego tak, jak należało na najbardziej prestiżowej ulicy magicznego światka Wielkiej Brytanii wolnym krokiem sunęła przez tłum; tłum może nieco mniejszy niż w południe, ale nadal na Pokątnej było sporo ludzi. Skłamałam – nie sunął, bo nie przeciskał się. Krążył w niedalekiej odległości od placyku z rzeźbą syreny, przystawał, zerkał w gazetę, którą trzymał w ręce, najpewniej wieczorne wydanie Proroka Codziennego. Czarne włosy zaczesane miał ulizanną w nienaganny sposób, czarna koszula, lekko wyszywana w jakieś fantazyjne wzory równie ciemną nicią, dobrze opinała jego klatkę piersiową, miał też gustownie odpięte dwa najwyższe guziczki. Eleganckie, ciemne spodnie dopełniały wizerunku, na palcach prawiej dłoni nosił pierścień, sygnet właściwie, srebrny z rubinowym okiem. Nie wyglądał jak ten sam mężczyzna, który ostatnio spotkał się z Laurentem na Nokturnie… bardziej przypominał tego, z którym miał wątpliwie przyjemne pierwsze spotkanie.

Tak łatwo było się wtopić w tłum.

Z gracją, niemalże jakby tańczył, wyminął jakichś ludzi, by gładko i cicho zbliżyć się do rzeźby. Cicho, lecz nie bezszelestnie.

Równie cicho, lecz nie niedosłyszalnie odezwał się, gdy był już w zasiegu głosu. Tak, to był ten sam głos, lekko zachrypnięty.

I te same perfumy, wodę kolońską… trochę tytoniu.

– Dobry wieczór, panie Prewett – nawet uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem ust. – Zastanawiałem się, czy się pan tu dzisiaj zjawi. Miły dzień, prawda? Przyjemna pogoda – na moment nawet odwrócił głowę od Laurenta, jakby patrzył gdzieś w dal, na nic konkretnego… kontemplował pogodę. Ale zaraz jego szare oczy na nowo spoczęły na blondynie. Leniwie.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
01.01.2025, 02:29  ✶  

Chciał się rozglądać wokół. Szukać istniejącego zagrożenia, które tworzył jego umysł. Lęk wciskał się pod czaszkę i ciągle powtarzał to samo zdanie: powinieneś był wziąć Dumę. Nie wziął. Powinieneś był nie przychodzić, to na pewno byłby lepszy wybór. Na pewno? W końcu głuchy krzyk na zewnątrz wyciszał każdą z myśli i wątpliwości. Liczenie każdego kroku do celu był nieznośny. Bolało go serce. Nie mogło boleć, zdawał sobie z tego sprawę, nie w ten sposób, w jaki rozumiemy ból. Mimo to oddychało się ciężej. Przecież nic nie może ci się stać. Tak samo nic nie mogło się stać wtedy w New Forest. Nie mogło się też stać na Nokturnie. Tu po prostu... nic się nie dzieje. To tylko stare utarczki przez pośrednika.

Żałował, że oddał całą biżuterię. Mógł chociaż zachować tamtą broszkę z lukrecją.

Nie rozglądał się. Zmuszał się do obserwowania tego trytona, który poruszał swoim ogonem i właśnie przesunął po nim ręką, jakby chciał się upewnić, że jego łuski są ciągle tak samo piękne, jak były. Aż sam uniósł dłoń do swoich włosów, by przesunąć palcami po kosmykach. Syreny. Osławiane w legendach i pieśniach, ładna nazwa na większość trytonów. Mięsożerne istoty. Okrutne, wabiące pod wodę i zamykające w lodowym uścisku oceanów i mórz. Nie rozglądaj się. Ostatnio Florence co mówiła..? Skup się. Syreny. Ach, tak, trytony! Żyją w różnej wielkości grupach, tworząc społeczności na podobieństwo ludzkich, chociaż to zależy od typu danego osobnika...

Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że został w tej pozycji - z palcami opartymi na karku, bo tam zakończyła się ich wędrówka wzdłuż włosów. Patrzył na tego trytona, ale nie widział go wcale. Był mizernie nieistotny w tym wieczorze. Zachwycałby się jego stworzeniem, rzemiosłem artystycznym, ale teraz nie w głowie mu były zachwyty. W głowie mu był...

... ten dokładnie męski głos, który wybrzmiał obok. Odruchowo drgnął, wyrwany z głębokiego zamyślenia i opuścił rękę. Powoli. Bardzo powoli. Jego wcześniejsze kroki zatonęły między jego myślami i między innymi przechodniami, choć kiedy teraz powrócił do rzeczywistości to uzmysłowił sobie, że powinien był go wcześniej słyszeć.

- Dobry wieczór. - Odparł na wydechu i obrócił głowę w jego kierunku. Mężczyzna niemal nie do poznania. To całkiem niesamowite, jak ludzie potrafią zmienić się w zależności od fryzury, ubrania, zarostu. - Tak, to prawda. - Przyznał i sam zmusił się do tego, by nie obserwować tego pająka, który stał tuż przy nim. - Dlaczego miałbym się nie zjawić? Tak przyjemnego towarzystwa nie potrafiłbym odmówić. - Błękit jego oczu znów spoczywał na trytonie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#4
01.01.2025, 12:58  ✶  

Krok mężczyzny zrównał się z Laurentem – stali teraz obok siebie jak swoje przeciwieństwa: biel i czerń; czystość i brud; anioł i diabeł. Platyna włosów Laurenta i czerń Kierana, biała koszula i czarna… Przypadek? Być może mniejszy, niż mogło się to wydawać, w końcu Prewett miał już okazję oglądać Kierana dwa razy – zawsze w ciemnych kolorach, więc ten wybór jasności… Jeśli został zauważony przez mężczyznę, to nic nie powiedział.

Stał teraz ramię w ramię z Laurentem i również spoglądał na rzeźbę syreny, przez moment nie przerywając ciszy, jaka pomiędzy nimi zapadła. Czy widział tę samą ironię, którą on? Że rzeźbę nazywano błędnie, że była czym innym niż się powszechnie myślało… Pewnie wiedział, był w końcu głosem Dantego. Ale ile sam Kieran wiedział o magicznych stworzeniach? O trytonach, syrenach, a ile wiedział o ludziach? Albo o tych, którzy byli gdzieś pomiędzy – jak selkie?

– Jesteś bardzo nieprzewidywalny, Lukrecjo – cisza pomiędzy nimi trwała tak długo, że mogło się wydawać, że Avery nie odpowie, aż w końcu się odezwał. – I myślę, że sam o tym doskonale wiesz – szare oczy prześlizgnęły się po sylwetce trytonki, która wykrzywiła się do nich gniewnie. – Ale myślę, że wiele z twoich ruchów i nieprzewidywalności wynika z tego, że sam nie wiesz, czego chcesz i zaskakujesz tym nawet siebie – obrócił nieznacznie głowę, by jego spojrzenie spoczęło na Laurencie. – Mylę się? – ile w tym było gry, a ile po prostu szczerej rozmowy? – Przejdziemy się? To miły wieczór, chętnie wybrałbym się na mały spacer.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
01.01.2025, 14:01  ✶  

Dobór ubrania nie był wcale przypadkowy. Tak samo jak dobór biżuterii z ciemnymi kamieniami szlachetnymi. W jego przypadku takie rzeczy niemal nigdy nie były przypadkowe. Nie spodziewał się zastać Kierana nagle w bieli, choć powiedział to już Perseusowi, który miał dokładnie ten sam dobór kolorystyki: w bieli ci do twarzy. Jemu też byłoby do twarzy. Pasowałoby do tych szarych oczu, które zapowiadały deszczowe chmury, ale nie były tak ciemne, by myśleć o burzy. Widział w nich prześwity, które otulały myślą o słońcu przebijającym się przez puch. Czy wyjdzie do prostych ludzi tęcza, gdy popłyną pierwsze krople i spotkają się ze światłem? Kiedy miało się uśmiech pokroju Kierana chciało się wierzyć, że ta osoba jest szczera - że nawet jeśli zbliża się do ciebie jak kot do myszy to w tym sympatycznym uśmiechu jest cień szczerości. Chciało się, bo Laurent nie wierzył. Osoby takie jak ten Diabeł radziły sobie z pozorami najbardziej. A Kieran, w swoich wielu twarzach, dobrze pokazywał, że doskonale wie, jak zmieniać skórę. Kameleon, któremu nie straszne pstrokatość kwiatów, ani szarość miejskiej dżungli.

Spojrzał znów na niego, kiedy się odezwał. Nieprzewidywalność. Wydawało mu się, że był aż nader przewidywalny. Miał tak mocno ułożony schemat rzeczy, na których mu zależało, że przecież... ach. Dwa różne światy, dwie różne podstawy decyzyjne, całe szalone podłoże miotania się pomiędzy wieloma światami. Pozwalał ciszy trwać, bo nie miał zamiaru zaprzeczać ani potwierdzać tego stwierdzenia. Obrócił tylko wzrok na fontannę - na ludzi przy niej. Jak przysiadali na kamiennym murku, jak dziecko właśnie ciągnęło matkę za suknię, żeby pozwoliło jej wrzucić drobniaka. To na szczęście. Jeden aniołek pomyśli, że dla szczęścia rodziny, a drugi diabełek - żeby dostał nową zabawkę.

- Kiedyś się o tym przekonasz. - Niedopowiedzenia bywały najciekawsze, ale Laurent nie zamierzał tego mówić na głos. Tutaj każde słowo mogło zostać użyte przeciwko niemu - przynajmniej tak uważał jak na razie. Napotkał jego spojrzenie. Każda komórka jego ciała krzyknęła: nie! Nigdzie nie idziemy, nigdzie nie idziesz, najlepiej usiądź na tyłku. Znów zrobiło mu się słabo. Na milisekundę obraz mu pociemniał, aż przymrużył oczy na drobną chwilę i zadbał o to, by odetchnąć głębiej. Miasto śmierdziało. Londyn zawsze śmierdział. Było w nim... duszno. Mimo to uwielbiał to miejsce. - Przejdziemy. - Przytaknął w odpowiedzi. Jednak nie ruszył się z miejsca i... - Jeśli powiesz mi, co sprawia, że chcesz pracować dla Dante. - ... dopowiedział. Ciekawiło go to. Zawsze w takich ludziach go to ciekawiło. Oczywiście mógł usłyszeć wierutne kłamstwo, albo zbywającą odpowiedź. Mógł. Ale Kieran pokazał ostatnio, że lubi przeciągać linę. Może go to osobiście bawiło. A może miał w tym swój inny cel - tego też chciał się dowiedzieć.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#6
01.01.2025, 14:59  ✶  

Nie dało się ukryć, że Kieran był wprawny w tę grę. Grę pozorów, grę obrazów, grę słów. W to przeciąganie liny i struny, w taniec pomiędzy ludźmi, jakby bywał na salonach i nauczył się dokładnie, jak skakać pomiędzy ich bywalcami. Tak jak dobór ubioru przez Laurenta nie był przypadkowy, tak fakt, że Dante posłał do niego swojego człowieka, a nie siebie, i to takiego człowieka, też nie mógł być przypadkowy. Grunt to znać swoich ludzi, wiedzieć, w czym byli dobrzy, w czym byli źli… W czym dobry był Kieran? Na pewno w dopasowywaniu się do sytuacji, by odpowiednio wyglądać na Pokątnej, na Nokturnie, albo na spotkaniu biznesowym w New Forest. Dobry był też w słowa, wiedział co kiedy powiedzieć, kiedy przycisnąć bardziej, kiedy pogłaskać z włosem. Ale gdzie leżały jego słabe strony? Tych jeszcze przed Laurentem nie odkrył i nie dało się ukryć, że młody Prewett był tutaj na gorszej pozycji, bo wiedział o tym człowieku tyle, ile sam zechciał mu powiedzieć, albo ile mógł wyciągnąć z obserwacji na dwóch poprzednich spotkaniach, zaś Kieran… Kieran posiadał wiedzę Dantego.

Ciemnowłosy nie pospieszał Laurenta, wydawało się, jakby miał cały czas tego świata w swojej dłoni, pozwalał mu się więc oswoić z sytuacją, rozwinąć swoje pąki i nie mącił tej ciszy, która znowu zapadła pomiędzy nimi. Tym razem jednak od strony Laurenta, który… ważył słowa? Zastanawiał się nad czymś konkretnym? A może go wcale nie słuchał?

Ach, nie. Słuchał. Słuchał tak mocno, napięty jak ta struna, a teraz kupował sobie czas. Jeśli spodziewał się zobaczyć jakiś kpiący uśmieszek na ustach Kierana, to się go nie doczekał. Ten już teraz przeniósł całą swoją uwagę na tę biel w jego otoczeniu, najwyraźniej znudzony już rzeźbą trytonki, skoro miał przed sobą dużo ciekawszy okaz.

– Nie mogę się doczekać – odparł cicho, a potem lekko zmarszczył brwi, kiedy wydało mu się, że zobaczył jakieś takie zamglone spojrzenie u Laurenta, gdy leciutko się zachwiał, odetchnął… Kieran nawet wyciągnął w odruchu jedną dłoń, jakby gotów Laurenta złapać, ale nie było do tego potrzeby, więc zaraz jego ręka wsunęła się gładko do kieszeni spodni.

– Aż tak cię to ciekawi? – zapytał z zamyśleniem, oceniając szczerość Laurenta, przyglądając mu się z uwagą. Cokolwiek zobaczył, ostatecznie wskazał kurtuazyjnie dłonią kierunek ich spaceru, jakby zapraszał Prewetta za sobą, chociaż wcale nie chciał, by szedł za nim, albo przed nim. Miał iść obok. – Wdzięczność – rzucił niby bez ładu i składu. – Oto powód.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
01.01.2025, 17:13  ✶  

Dante był pod lufą wielu wad, ale poddawanie się przypadkom nie było jednym z nich. Laurent nie wątpił, że to się zmieniło. Minęły lata, a doznana porażka w jakiś sposób musiała go poruszyć, ale to nigdy nie był człowiek nadmiernie gwałtowny, działający pod wpływem impulsów emocji. Nigdy też nie machał ręką na odlew, żeby coś zostawić bez powodu. Zajmowanie się sprawami maluczkich - to jest coś, na co potrafiłby machnąć ręką. Tylko że jeśli machnąłby na to ręką, to zaraz zleciałoby się więcej wron, chcąc uszczknąć z pańskiego stołu jak najwięcej dla siebie. Więc... czemu był tu Kieran? Nostalgiczne myśli o tym jak było nie powinny zaprzątać jego głowy i emocji, a mimo to nie mógł wiedzieć, czy właśnie tak się nie stało - Dante uznał, że to malutki temat i tylko trzeba pokazać (sobie samemu), że nie przejdzie to bez żadnego echa. Nie, nie uważał, że ten mężczyzna był kimś, kto tak po prostu wybaczał. Czy był jednak kimś, kto... odpuścił? Myśląc o tym sądził, że to pokazówka - on był taki ważny. To, że został pokonany, nic nie znaczy. Męska duma potrafiła być straszną rzeczą. Upokorzenie było straszną rzeczą - zostawała z człowiekiem na zawsze. Było gorsze niż gniew, bardziej niebezpieczne, bo gniew i nienawiść w końcu przemijały. Wypalały się, jeśli płomień nie był podtrzymywany. W tym miejscu wkraczał Kieran. Człowiek dobrany równie nieprzypadkowo, co nieprzypadkowe były wszystkie te spotkania.

Ruszył, choć wolnym krokiem. Ostrożnym. Ostrożność ta nie wynikała z powodu nierówności grunt, przyciasnych butów, ale czynnikiem na nią wpływającym był właśnie Kieran. Im dalej płynęły minuty tym bardziej drżał wewnętrznie i czuł brak tlenu. Próbował przekierowywać swoje myśli, by nie ogniskować ich na tej sytuacji. Nawet skupianie się na Kieranie było lepsze.

- Ach tak... - Odparł z zamyśleniem. Uwierzył. W to jedno krótkie słowo. - Zawsze miał oko do ludzi. - Do wyboru ludzi. I wiedział, że nie ma niczego bardziej lojalnego niż przygarnięty z ulicy zbity pies. To bardzo szeroki obraz malowany kaprawym pędzlem, ale Dante zręcznie operował między kijem a marchewką. Między strachem a lojalnością. - Czy to naprawdę tak lukratywne? Taniec na sznurkach, które tworzy. - Ta wdzięczność, która potrafiła być szokująco ślepa. - Ile potrzeba, nim wdzięczność zgaśnie - tak jak każda świeca, którą Dante rozpalił. - Ponieważ wykorzystywał je wszystkie do cna. Kieran był inteligentny, lotny - z takiej strony się pokazał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#8
01.01.2025, 20:05  ✶  

Ten, który wszystko zostawia przypadkom, kto nie ma żadnego planu, długo nie żyje na szczycie łańcucha pokarmowego Nokturnu. Gdy zarządzasz ludźmi spod ciemnej gwiazdy, nie wystarczy tylko liczyć na szczęście – trzeba mieć plan. A planowanie wymaga zdolności chłodnego myślenia, ale też logicznego układania faktów, wybiegania w przyszłość, analizowania różnych scenariuszy… Nie, Dante w swych wadach zdecydowanie nie był człowiekiem krótkowzrocznym. A otaczanie się takimi, dawanie im zadań trudnych, również nie mogło leżeć w jego naturze.

A czy sprawa Laurenta była zadaniem trudnym?

Czy sam Laurent był… trudny?

Kieran, gdy już wskazał kierunek ich wędrówki, splótł dłonie za swoimi plecami, w geście iście idealnym do spaceru, jedną ręką nadal trzymał złożony egzemplarz gazety. Nie spieszył się, kroki stawiał wolne, ostrożne, spoglądał na ludzi, których mijali, na kamienice, na sklepy czy inne przybytki rozstawione wzdłuż ulicy.

– To jedna z jego umiejętności, oko do ludzi – odparł i nawet uśmiechnął się nieco do własnych myśli. – Nie przetrwałby tak długo, gdyby nie miał tej intuicji – temat był poważny, ale Kieran mówił to w taki sposób, jakby komentował właśnie pogodę. Jakby nie robiło to na nim żadnego większego wrażenia, albo jakby przepracował to w swojej głowie już tyle razy… – Bardziej niż to, co było mi pisane – odparł bez cienia żalu, po czym rozplątał dłonie, gazetę wsadził pod pachę, a z kieszeni spodni wyciągną paczkę papierosów. Wyciągnął ją kurtuazyjnie w stronę Laurenta i niezależnie od tego, czy chciał się poczęstować czy nie, wziął dla siebie jednego papierosa i schował paczkę. – Będziesz tak miły i mi odpalisz? – z pewnością mógł to zrobić sam… ale czy wtedy Laurent nie spiłaby się jeszcze bardziej, gdyby w rękach diabła tkwiła wyciągnięta różdżka?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
01.01.2025, 20:55  ✶  

Musiał wszystko. Wielce pojęte wszystko, które wymuszało myślenie o rzeczach nawet takich jak oddychanie czy chodzenie. Jak podnieść nogę, żeby podnieść ją dobrze. Jak się nie zachwiać. Jak ułożyć swoje ręce, by wyglądały najbardziej naturalnie? Znał zasady ustawiania swojego ciała tak, by wywrzeć najbardziej pożądany efekt, a tutaj pożądał, by wyglądać na jak najbardziej rozluźnionego i spokojnego. Paradoksalnie ten niestabilny świat w jego percepcji to całkiem nieźle ułatwiał. Łatwo byłoby zaobserwować odejście kolorów z jego twarzy, bladość, ale właściwie Prewett i tak był blady. Nie chciał, by jego skóra nosiła skazy, a nadmiar słońca był na to tragicznym przepisem. Wyczerpano z niego energię - spuszczono ją jak z koła samochodu, którym lubili jeździć co bardziej nowocześni czarodzieje. Laurent trzymał się abraksanów. Trzymał się też słów błyszczących w jego głowie jak piękna gwiazda - to ciemność sprawia, że błyszczymy jaśniej. Bez siebie wzajem nie miałyby żadnego znaczenia. Spojrzał na jedną z uliczek. Gdyby tutaj zakręcił to zaraz dotarłby do Victorii. Była dzisiaj w domu? Co robiła? Czym się zajmowała? Czy odpoczywała, czy może właśnie narażała siebie w kolejnej samobójczej misji walki ze Śmieciożercami, albo walki z pierwszym lepszym typem spod czarnej gwiazdy. Może kiedyś usłyszy jeszcze imię Dante i pozna je z całkowicie innej perspektywy...

- Dobrze wybrał. Oko wybrało swoje przedłużenia języka. - Obrócił głowę, by spojrzeć znów na Kierana. I na sygnet na jego dłoni, kiedy sięgał po paczkę papierosów. Uśmiechnął się znikomo. - Ta paczka psuje twój wizerunek. Potrzebujesz papierośnicy? - By wyglądać jak najprawdziwszy dżentelmen. Pamiętał jego porady, jakie mu dał, kiedy odwiedzał Nokturn. Więc teraz dostał zwrotnie jeden z nich. - Rozważałem posłanie twojej głowy Dante, ale on by się nie przejął, a ja nie mam w zwyczaju wyrywać skrzydeł sowom, które przynoszą wiadomości. - Mówił niedosłownie, bo akurat nie rozważał posłania głowy. Rozważał posłanie kawałków, które zostałyby z Kierana, kiedy Duma by z nim skończył. Albo... albo pewna osoba, która teraz miała w zwyczaju kręcić w jego domu i w nim spać. Fantazje o takich rzeczach przychodziły mu z łatwością. Konfrontacja z nią - była koszmarem nie do wyobrażenia. Ale o tym Kieran nie musiał wiedzieć. Nie musiał wiedzieć nawet sam Dante, który poznał go ze stron o wiele mniej pozbawionej hamulców. Sięgnął po papierosa. - Dziękuję. - Zawsze uważał, że papierosy niektórym dodawały uroku - innym go ujmowały. Nienawidził smrodu papierosów, potrafił się nim dusić, kiedy ktoś palił obok. Ale czasem nie potrafił sobie odmówić samemu, że odpalić. - Nie będę. Nie mógłbym ci ujmować w roli dżentelmena, w którą się wcieliłeś. - A tak naprawdę nie zamierzał pokazywać teraz swojej różdżki i tym bardziej ryzykować, że akurat uparciuch go nie posłucha. Ale nawet postarał się o nieco zadziorny uśmiech na ustach. Choć wyszedł on dość blado - nie to, że źle, po prostu widać było, że nie tryska energią. Dokładnie tak samo, jak słabo się czuł i jak flegmatyczne były jego ruchy.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#10
01.01.2025, 21:42  ✶  

– Hmm – nie było odgłosem zastanowienia, lecz cichym zaśmianiem się na słowa Laurenta, na nazwanie go językiem. Usta Dantego – czy tym właśnie był? Prewett w swych myślach nazywał go Chłopcem na Posyłki, i może właśnie taka była jego rola w tym wszystkim. Być posłańcem złej nowiny, bo jaką inną może chcieć słać jeden z Baronów zasiadających na Nokturnie? Zdolność przetrwania Dantego mogła go na pewien sposób upodabniać do karalucha, który potrafił się przyczaić w jakiejś dziurze, by po kilku latach wypełznąć jak gdyby nigdy nic i szybko odbić to, co wcześniej należało do niego. To nie była siła, przed którą się nie trzęsło, bo cóż takiego zrobił i jak to zrobił, że pojawił się znowu?

A teraz… Bawił się z Laurentem w kotka i myszkę, tylko nie robił tego sam. Robił to za pomocą swoich Ust. Swojego Języka.

– Lubię te kartoniki. Są jak przypomnienie – wytłumaczył się, zdając sobie najwyraźniej sprawę z tego, że to może do niego nie pasować do końca, do aury i uroku jaki rzucał wokół siebie. – Ale masz rację – o tak, pamiętał rady Laurenta… Natomiast o ile na Nokturn nie zapuszczali się tak dobrze ubrani chłoptasie jak Prewett, bo bardzo szybko tracili zęby, tak na Pokątną i Horyzontalną przychodzili jednak różni ludzie – mniej czy bardziej zamożni.

A potem Kieran roześmiał się, jakby usłyszał najpyszniejszy dowcip. Ten uśmiech nawet dotarł do jego oczu, które zmrużył, ewidentnie ubawiony słowami, jakiem właśnie usłyszał.

– Mrraauu, kotek pokazał pazurki – Kieran zatrzymał się i uniósł jedną dłoń do oka, by otrzeć niewidzialne łzy. – Jeśli chcesz mu wysyłać moją głowę, Cukiereczku, to wybierz najbardziej błyszczący papier, jaki tylko znajdziesz i owiń go fioletową wstążką. Będzie mi pasował do oczu – spojrzał z ukosa na Laurenta a na jego twarzy rysował się zadowolony z siebie uśmieszek. – Powiedz mi… Mówisz, że nie masz w zwyczaju, ale czy ty w ogóle kiedykolwiek skrzywdziłeś człowieka? – ruszył znowu, na krótko zerkając na otoczenie, ale zaraz znowu patrzył na Laurenta wyraźnie poruszony. I wyraźnie ubawiony. – Twoje ręce nie mówią, że należysz do ludzi, którzy lubią albo potrafią się ubrudzić – czy chodziło tu teraz o rzeczywiste ubrudzenie się, czy to zdecydowanie metaforyczne… Cóż, cała ta rozmowa kręciła się wokół domysłów i półsłówek, tak jak zresztą dwie poprzednie.

– Jak chcesz – wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni swoją różdżkę, ta pozbawiona była ozdób czy żłobień, była lekko zakrzywiona, długa, ciemna. Wykonał głową ruch, by przywołać Laurenta do siebie – przyłożył końcówkę swojej różdżki do papierosa Laurenta, by nieszkodliwym zaklęciem, małym ognikiem odpalić jego fajkę. I zaraz to samo powtórzył u siebie. Zaciągnął się i zaraz wypuścił dym ustami. Na ten moment musieli się zatrzymać, a gdy Kieran wyglądał, jakby właśnie miał ruszać dalej, najwyraźniej z tego zrezygnował. Obejrzał się na to, gdzie się znajdowali – w niedalekiej odległości od sławnej biblioteki Maeve.

– Hmm – tym razem nie był to odgłos zadowolenia i zaśmiania się, a ewidentnie zastanowienia. – Ciekawe – wymruczał pod nosem, a potem przeniósł spojrzenie na Laurenta.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (5977), Morrigan (4365)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa