• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[2.09 Keyleth & Lewis] Biała trufla

[2.09 Keyleth & Lewis] Biała trufla
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#1
25.02.2025, 15:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.03.2025, 22:22 przez Keyleth Nico Yako.)  
Anglia zachwycała.

Anglia przerażała.

Anglia mroziła.

Było zimno. Jeśli to miał być ich wrzesień, to jaka będzie zima? Nawet nie chciała za bardzo się zastanawiać, choć nie uległa pokusie, aby przemienić się we fretkę i zwiedzić sklep inaczej. Jeszcze ktoś wziąłby ją za przerośniętego szczura, głupio byłoby tak umrzeć... tak gwałtownie, kiedy angielska przygoda dopiero się rozpoczynała.

Po całych dniach podróży, po miesiącach oczekiwania, LATACH marzeń. Tylko co dalej? Najpierw trzeba było zapełnić brzuch. Tym razem wybrała sobie ładną twarz. Lokalną, mniej wyróżniającą się niż poprzednio. Rude włosy, piegi, jeansowa koszula która z powodzeniem mogła być ukradziona starszemu bratu i bura spódnica włócząca się po ziemi. I szata też taka narzucona, wszyscy byli ubrani w takie bure, szare kolory... Angielskie? Pod płaszczem ukryty był plecak pełen kolorowych wdzianek i podjebanych za wczasu na drodze świecidełek. Trochę nie mogła się doczekać, aż znajdzie sobie przyjemną norę, którą wymości w sposób mniej monochromatyczny...

Sklep do którego weszła, chyba nie był miejscem, w którym po prostu dawano jeść. Wszechogarniający kolor, zapach, WSZYSTKO atakowało ją z każdej strony. Inność. Dziwaczność. To było fascynujące. Przerażające. Sprawiające, że w brzuchu burczało jej jeszcze bardziej.

Dalej powstrzymała się przed przemianą we fretkę. Tak mogłaby napełnić sobie żołądek milion razy szybciej, ale wiedziała, że to nie byłoby najmądrzejsze spalać od wejścia wszystko na rzecz dwóch jabłek. Przykleiło jej się do palców już kilka złotych moment, nie powinno więc być tak źle.

Dlaczego jednak te rośliny wyglądały tak dziwacznie? Zmarszczyła swój piegowaty nos, nie mając świadomości, że jej oczy nie są tak doskonale błękitne jak pierwowzoru, który minęła na ulicy. Pozostały oliwkowe, po matce i teraz czujnie badały kolczaste coś, a głowa próbowała sobie przypomnieć tego nazwę, jednocześnie boląc od nadmiaru wyboru.

Robin Hood
You died? Walk it off.
Brązowe włosy, przetykane słońcem, kolczyk w uchu i szeroki uśmiech. Jeansowe kurtki, tania woda kolońska i drobna budowa ciała (172cm). Czasami smugi sadzy pod oczami, pozostałości po niedokładnie zmytym kamuflażu.

Lewis McKinnon
#2
28.03.2025, 23:17  ✶  

Najbardziej chujowe w jesieni angielskiej było to, że zawsze przychodzi za wcześnie. Jest mokro i gnilnie, ale wszyscy jeszcze się oszukują, że może wyjdzie słońce. Lewis uwielbiał lato za jędrne papryki, pachnące pomidory i aromatyczne świeże zioła. Jesień za to pachniała kapustą oraz ziemniakami pieczonymi na ognisku, albo w jego przypadku, w wielkim piecu. Lewis żył rytmem kulinarnym.

Była również różnica między tym, co chciał robić, a na co pozwalał mu jego budżet. I nie chodziło oczywiście o ten prywatny, on zawsze był za mały, ale o ten wyznaczony na jedzenie przez Tarpa. Był po prostu kurewsko mały jak na ambicje i marzenia. Chłopak absolutnie do tego przywykł. Omijał więc na targu sprzedawców homarów, chociaż wyobrażał sobie parowane mięso z masłem ziołowo-cytrynowym lub prażony ryż z bazylią. Ostatecznie, z tym ostatnim mógł spróbować, jako danie sezonowe, o ile Tarp zrozumie, co to znaczy i nie umrze na widok chilli w przepisie. Może mu o nim nie powie?

Po złożeniu zamówień u dostawców właściwie stałych, na te, co zwykle sztuki mięsa, skrzynki warzyw, potargowaniu się o ceny, ponarzekaniu na pogodę, wypytaniu, czy wnuki gotowe na Hogwart, udał się jeszcze do jednego miejsca.

Delikatesy na Horyzontalnej, mieszczące się wygodnie pomiędzy kamienicami mieszkalnymi, w niedalekiej odległości od Biblioteki Parkinsonów, zaopatrywały najbardziej wykwintne podniebienia. Trufle, wina, zamorskie przyprawy, francuskie sery. Znał się ze sprzedawcą, dlatego wyminął dziewczynę, która gapiła się jak sroka w gnat na francuski Lazur i od razu podszedł do lady.

— Dzień dobry, panie Middleshop — Lewis oparł się o ladę. — Chyba interesy nie idą, coś pan schudł.

Mężczyzna zaśmiał się wesoło. Rzeczywiście, był raczej tęgim jegomościem po pięćdziesiątce, z wybitnym, podkręconym wąsem.

— Moja Grace gnębi mnie jakąś nową dietą, ale muszę ci powiedzieć w sekrecie, chłopce, że nawet dobre są te sałatki tylko… Trochę parmezanu jeszcze nikomu nie zaszkodziło albo szynki szwardzwalskiej do tej jej zieleniny.

Oboje wymienili porozumiewawcze spojrzenia, jako koneserzy jedzenia. Ich znajomość nie zawsze tak wyglądało, początkowo pan Middleshop był bardzo negatywnie nastawiony do Lewisa, mając go za złodzieja. Oczywiście, nie pomylił się, bo czasami chłopak wychodził z kilkoma kulkami liczi w kieszeniach lub trójkątem dojrzewającego sera, za który zdecydowanie nie zapłacił, czego tamten po prostu nie zauważył. Na szczęście słowo kucharz w restauracji, co było zdecydowanie nadużyciem, otworzyło bramy zaufania mężczyzny.

Naiwniak.

— Są już białe trufle?

— Jeszcze nie ma, pewnie z miesiąc. Trochę mi ubyło handlarzy przez… — Sprzedawca zniżył głos do szeptu. — Sam-Wiesz-Kogo.

Lewis pokiwał głową w zadumie.

fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#3
28.03.2025, 23:59  ✶  
Nadamiar możliwości przytłaczał ją. Chciała bardzo zjeść ciastko i mieć ciastko. Mieć możliwie dużo ciastek.

Nie zwracała najmniejszej uwagi na kolejnego klienta, bo porzuciwszy kolczaste dziwo, przeniosła siebie (i swój niekłamany zachwyt) na niewielką witrynkę poświęconom wypiekom. Niby miała pieniądze, ale szybkie kalkulacje pokazały jej, że nie starczy jej w sumie na nic z frykasów, które pożerała oczami. Jej wrażliwy nos wychwytywał nęcące wonie, splecione ciasno korzenne pomysły tutejszych kubków smakowych, które i jej przypadały do gustu.

Trochę słabo, że w sklepie zapanowała taka cisza, kiedy jej brzuch skręciło w środku dając akompaniament przypominający otwieranie wielkich skrzypiących drzwi, choć wszyscy obecni wiedzieli przecież, cóż to mógł być za odgłos. Jej policzki zaczerwieniły się tak mocno, że piegi zniknęły z zasięgu wzroku. Podniosła się nieco sztywnawo i spojrzała skonsternowana na rozmawiających. W sumie nie musiała im się tłumaczyć, kto nie był głodny niech pierwszy rzuci kamieniem, czy coś. Niestety, już otworzyła usta:

— Ja nie wiem! — odpowiedziała nieco piskliwie. Jej angielski nieco śmierdział nietutejszością. — Ja nie wiem o kogo chodzi? Ktoś kradnie te… — najwonniejsze arcydzieła wszechświata, zupełnie jakbym jadła rubiny, jeśli to smakuje chociaż w połowie tak dobrze jak pachnie to umrę od kulinarnego orgazmu — wypieki?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lewis McKinnon (413), Keyleth Nico Yako (488)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa