• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[8 września] Paralyzed | Elias, Aidan

[8 września] Paralyzed | Elias, Aidan
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#1
06.03.2025, 10:39  ✶  
8 września, zmierzch
Pub przy Alei Horyzontalnej

To nie był miły dzień. Ba, to nie był miły tydzień. Ostatnie dni wystawiały Aidana Parkinsona na ciężką do przejścia próbę. Po pierwsze: w pracy miał bardziej niż przejebane, za co winił Brennę. Niby wiedział, że dziewczyna absolutnie nic mu nie zrobiła, lecz podskórnie czuł niechęć do faktu, że to ona wykryła niezgodność w podpisanych przez niego raportach, a przypadkiem kilka dni później Bones wezwał go na dywanik, dając mu nawet nie tyle co reprymendę, a po prostu karę jak w przedszkolu. Od rana no praktycznie nocy przepisywał wszystkie raporty, które zwalał na innych, odgrzebywał stare sprawy i tym razem sprawdzał, czy wszystko się zgadza. Raportów było naprawdę dużo, lecz Matka miała go chyba w opiece, skoro uprzejmy donosiciel doniósł tylko na te, które zadziały się latem. Urobiony był więc po pachy - wolałby wyjść w teren i wystawiać mandaty za źle zaparkowane miotły, niż tonąć pod kolejnymi pergaminami.

Dalej - w międzyczasie dostał wpierdol, bo pomylił uliczki i jego paskudne wścibstwo zaprowadziło go na Podziemne Ścieżki. Bolało go nie tylko podbite oko i złamany nos, który na szczęście dało się wyklepać, ale przede wszystkim duma. Co prawda z Borginem udało się wyklepać i ten problem, ale urażona duma pozostawała urażona. No i to cholerne ogłoszenie... Na samą myśl o tym, jaką lawinę spierdolenia wywołało, zacisnął palce na szklance z piwem. Nie wiedział który kutasiarz wywinął mu tak paskudny numer, ale do teraz dostawał listy od fanek i, co gorsza, znajomych, których z jakiegoś powodu bardzo ta sytuacja bawiła. Jego niekoniecznie, chociaż z pozoru pokazywał wszystkim jak głęboko w dupie ma to całe zamieszanie. Prawda jednak była taka, że w środku szalał z wściekłości, bo o wszystkim dowiedziała się jego matka. Był wściekły na samą myśl, że ją zawiódł, a na dodatek pani Malfoy-Parkinson postanowiła umówić go na spotkanie ze swatką. Aidan wziął duży łyk piwa. Wrócił dzisiaj późno z pracy i zamiast do domu postanowił przyjść tu, by przez chwilę głosy w jego głowie utkały pizdę, a on mógł się skupić. To było dopiero jego drugie piwo, ledwo napoczęte, ale miał wrażenie że alkohol również się na niego obraził i wchodzi w jego organizm jak woda. W zasadzie to głównie jednak palił: odpalał papierosa od papierosa, obserwując spokojne, roześmiane buzie przebywających w knajpie. Oni pewnie nie mieli takich zmartwień jak on. Czym sobie, kurwa, zasłużył na to wszystko? Na dodatek Victoria się na niego obraziła i nie widział żadnego rozwiązania tego problemu. Robił wszystko co mógł, żeby mu wybaczyła, a ona pozostawała niewzruszona jak ta jebana skała wśród pierdolonych fal.

Ktoś z boku krzyknął, gdy nie przypasowała mu karta i przegrał pieniądze. A może grali na fajki? W sumie miał to w dupie - wodził wzrokiem od jednej osoby do drugiej, pogrążając się w coraz to bardziej ponurych myślach. Nie odpowiadało mu absolutnie to, że musi spotkać się z jakąś swatką i potem chodzić na randki. Po porażce z Penny stwierdził, że powinien skupić się raczej na sobie i swojej przyjemności, skoro ta ruda wywłoka okazała się tak niewdzięczną larwą. A jego przyjemności to był alkohol, papierosy i przygodny seks, a nie kupowanie kwiatów kobietom, których nikt nie chciał wziąć za żonę z tego czy innego powodu. Był pewny, że do swatki chodzą wyłącznie desperaci - a teraz miał dołączyć do tego "zacnego" grona. Parkinson stłumił ziewnięcie. Może jednak to nie był dzień na picie? Jutro z samego rana miał być w biurze brygady, żeby znowu zająć się przerzucaniem papierów... Jeszcze tylko 10 raportów i będzie wolny. Ile mu to zajmie: trzy dni? W porywach cztery. Ale to teraz to nieszczęsne spotkanie, zaplanowane na następny dzień, spędzało mu sen z powiek. Chciał wykręcić się pracą, ale prawda była taka, że jutro miał iść w ramach wyjątku do Ministerstwa, żeby wszystko poszło sprawniej. Efekt, który chciał osiągnąć Bones, został chyba osiągnięty, bo Aidan przysięgał przed samym sobą od kilku dni, że już nie będzie takim leserem, jeżeli chodzi o raporty.

A potem ktoś zaczął krzyczeć. Z początku nie zwrócił na to uwagi, rozkoszując się papierosem, lecz po kilku uderzeniach serca coś kazało mu podnieść wzrok. Ten krzyk nie pochodził z gardła oburzonego przegrańca. Nie pochodził nawet z głębi tego baru. Pochodził z zewnątrz i uderzał w nuty przerażenia. Instynkt Aidana nakazał mu zerwać się na równe nogi, zanim nawet pomyślał o tym, żeby wypuścić dym wtłoczony w płuca. Zmrużył oczy, a papieros upadł na popielniczkę. Nawet nie zdążył sięgnąć po różdżkę, gdy dotarł do niego huk, jakby mugolska bomba rozerwała jakiś budynek. Ale to nie była mugolska część Londynu, to nie była bomba. Nie tylko on zauważył, że coś się dzieje. W barze na moment zapanowała cisza, a potem podniósł się szmer. Kilka osób, siedzących najbliżej wyjścia, próbowało dostać się do drzwi żeby zobaczyć, co się dzieje.
- Z drogi - warknął, łapiąc jakiegoś chłopaka za ramię. Odepchnął go brutalnie sobie z drogi. Nie był na służbie, ale to nie zmieniało faktu, że czuł się w obowiązku wyjść jako pierwszy by sprawdzić, co się stało. Lecz gdy tylko opuścił knajpę, przepychając się brutalnie łokciami, pożałował że po prostu nie teleportował się do domu. Bo to, co zobaczył i czego nie widzieli przez zaklejone plakatami szyby, mroziło krew w żyłach. Chyba nikt nie spodziewał się, że pożoga pojawi się nagle. Że to nie mała iskra przerodzi się w maleńki ogień, tak jak zwykle to miało miejsce przy ogniu. Tym razem wszystko zaczęło się nagle, od razu, na pełnej kurwie. Pierwsze iskry przerodziły się w wysokie, liżące domy jęzory ognia, tak jakby kamień nagle stał się łatwopalny. Na Horyzontalnej panował chaos, który powstał tak szybko, jak ogień trawiący Londyn. Aidan nie miał nawet czasu, żeby się porządnie rozejrzeć, gdy dobiegły go kolejne przerażone, pełne bólu krzyki.

!Co złego to nie Jenkins
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
06.03.2025, 10:39  ✶  
Przedarłeś się przez dym i dotarłeś do zgliszczy drewnianego budynku, który nie miał szans w starciu z szalejącym ogniem. Obok nich dostrzegasz sylwetkę mężczyzny klęczącego przy ruinach niskiego murku. Na pierwszy rzut oka wygląda na rannego, ale kiedy podchodzisz bliżej, dociera do ciebie, że nie jest ofiarą ataku. Był szaleńcem odprawiającym tutaj jakiś rytuał - jego ręce były całkowicie zwęglone - od palców aż po łokcie. Czarna szata łopotała jak proporzec na wietrze, ale wyglądało to tak, jakby źródło wiatru znajdowało się pod jego nogami. Jego skóra miejscami wciąż tliła się jak rozżarzony węgiel. Nie reaguje na twój głos, na twoje wołanie - wypatruje czegoś w popiołach i odmawia cichą modlitwę lub inkantację. Możesz rzucić na dowolną statystykę, aby go powstrzymać i przerwać zaklęcie. Masz jedną próbę, akcja musi zakończyć się pełnym sukcesem.

Jeżeli ci się uda: Unieruchamiasz go na czas, a on szepcze ci cicho, że próbował pomóc mu oczyścić świat z plugastwa. Możesz przetransportować go w bezpieczne miejsce.
Jeżeli ci się nie uda: Mężczyzna nagle krzyczy, a ogień obejmuje całe jego ciało. Sekundy później spala się i pozostaje po nim jedynie popiół i odcisk dłoni wypalony na kamieniu.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#3
08.03.2025, 22:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2025, 01:11 przez Elias Bletchley.)  
Wyobraźnia była kapryśną kochanką. Ilekroć zaczynała igrać z ludzkimi myślami, tworzyła niespodzianki, które potrafiły wytrącić z równowagi nawet najbardziej opanowane jednostki. To właśnie wyobraźnia nadawała barw ludzkim lękom, snom i wszelkim ideom, sprawiając, że życie stawało się jednocześnie piękniejsze i bardziej zagmatwane. Eliasowi w tej chwili nie zależało na niczym innym jak tylko wyciszeniu swoich wybujałych fantazji. A wystarczyło sobie dzisiaj odpuścić i po prostu pójść po pracy prosto do domu.

Tylko ja potrafię wpaść w takie bagno i tego nie zauważyć, pomyślał bezwiednie czarodziej, powłócząc nietęgim spojrzenie po krzywym stoliku zapełnionym kuflami z piwem, popielniczkami, miseczkami z wątpliwej jakości przekąski oraz, a jakże, kartami do gry. Zmory, którą miał nadzieję obrócić kiedyś w swoje zbawienie. Z naciskiem na kiedyś, bo dzisiaj te przeklęte świstki papieru przypominały raczej sznur, który w tym rozdaniu ostatecznie zamienił się w pętle.

— Wygląda na to, że macie dzisiaj szczęście, panowie — mruknął do trójki mężczyzn, podnosząc przy tym nieco głos. Poczuł na sobie spojrzenie innych gości lokalu, jednak nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem. Zamiast tego wędrował wzrokiem po wyłożonych przez resztę graczy kartach. — A żeby was kurwa szlag jasny trafił!

I błotoryje jebały wasze matki, dokończył bezgłośnie, zachowując ten komentarz dla siebie. Trzasnął z impetem o stół swoim zestawem kart. Najgorszy układ z możliwych. Całkiem spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że zwycięskich rozdań było w tej grze całkiem sporo. Ugh, ile by dał, żeby w tej chwili móc zrzucić na kogoś winę za swoją przegraną. Na krupiera. Na kasyno. Na oszustów. Ale tutaj nie było co oszukiwać; grali jego talią kart i regularnie każdy z nich tasował karty. Mógł winić tylko i wyłącznie siebie. I swoją chciwość. A ta była w nim na tyle głęboko zakorzeniona, że ciężko było ją odseparować od całej reszty jego osoby.

Westchnął przeciągle i sięgnął do kieszeni z nadzieją na znalezienie tam jeszcze paru sykli. A nóż widelec los się w końcu odwróci, Matka do niego uśmiechnie i wróci do domu z wypchanymi kieszeniami? To by w końcu zamknęło paru osobom usta. Na przykład Prudence. Ugh, ile on musiał słuchać o tym, jak to powinien być bardziej rozważny i przestać szastać pieniędzmi, kiedy tylko ktoś proponował mu partyjkę. Nagle w lokalu rozległ się krzyk. Przeraźliwy, paniczny, desperacki. A potem huk, jakby jakiś debil wysadził w powietrze ścianę sąsiedniego budynku.

— Na tym... Na tym chyba skończymy — rzucił niepewnie, zerkając nieufnie w stronę drzwi, przy których zaczęli zbiegać się gapie - i przez które zaraz wybiegł jakiś młokos, wpuszczając do środka ostry zapach dymu.

Niestety, nie był to dym papierosowy. Ten był bardziej duszący i ostry, jakby już przy pierwszym kontakcie chciał, żeby ludziom łzy stanęły w oczach. Jakby coś się paliło na zewnątrz. Teraz to już pewne, że jakiś idiota bawił się bombardą albo nie wycelował magicznym fajerwerkiem, pomyślał Elias, odsuwając się od stołu i kierując się na zewnątrz. Chwilę w później wpadł na młodego chłopaka, który wcześniej opuścił lokal. Stał jak wryty.

A Bletchley wcale mu się nie dziwił. Horyzontalna dosłownie stała w ogniu. Mężczyzna przełknął głośno ślinę, czując, jak gardło zaczyna mu się zaciskać. Wodził wzrokiem po fasadach budynków naprzeciwko. Płonące dachy, osmolone ściany, zbite okna. Ogień plujący płomieniami na wszystkie strony, atakujący sąsiednie struktury i próbując wymierzyć dramatyczne ciosy chmurom zbierających się nad miastem.

— J-ja pierdole — wyrzucił z siebie Elias, wymijając chłopaka i zatrzymując się niecałe dwa kroki dalej. — Co tu się...

To było piekło. Piekło na ziemi. A pętla, którą nałożył sobie na szyję podczas gry, nawet teraz zdawała się zaciskać, chociaż stolik zostawił daleko w tyle. Z szoku nie wyrwały go rozdzierające powietrze fale krzyków i okrzyków. Bólu, wzywania pomocy. Bliżej niezidentyfikowanych dźwięków, które zwiastowały cierpienie. Czy to ze strony żywiołu, czy też innej siły, która postanowiła zaatakować Londyn.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#4
15.03.2025, 22:18  ✶  
W pierwszym odruchu pewnie byłby pchnął Eliasa, który na niego wpadł, ale nie był w stanie. Nikt w Brygadzie nie przygotowywał ich na widok, który będzie rozciągał się przed nimi - mieli reagować szybko, to prawda, ale... Kurwa mać, ostatnio ciągle tylko przepisywał raporty, a jeszcze wcześniej po prostu biegał za mordercami. Nie to, żeby bał się ognia, bo Parkinsonowie byli w większości na niego odporni, ale po prostu w pierwszej chwili zwyczajnie nie wiedział, co ma zrobić. I pewnie stałby dalej i gapił się jak ciele w niemalowane, gdyby nie głos chłopaka obok, który wyrwał go z tego dziwnego otępienia.
- Cofnij się, kurwa - Parkinson chwycił Eliasa za kołnierz i szarpnął w tył, gdy ten tylko zrobił kilka kroków w przód. - Niech się wynoszą z knajpy i spierdalają, słyszysz?
Pewnie większy respekt wzbudziłby, gdyby po pierwsze: tak nie kurwił, a po drugie: pomachał jakąś odznaką czy był w mundurze. Ale nie miał teraz na to czasu, bo gęsty, gryzący dym opadał na bruk londyńskiej uliczki i sunął w ich kierunku niczym wąż, który chciałby ich pożreć.

Budynek naprzeciwko, który był otoczony gęstymi czarnymi kłębami, zatrzeszczał nieprzyjemnie, a dźwięk ten poniósł się nieprzyjemnym echem i przekrzyczał wrzaski uciekających ludzi. Elias w sumie nie miał już po co wracać do baru, bo ludzie sami się zorientowali, że powinni wiać. Tłum naparł na ich dwójkę tak bezwiednie, jak tylko panikujący ludzie potrafili być bezmyślni. Zamiast rozpierzchnąć się na wszystkie strony, mogli się teleportować o ile potrafili. Mogli uciec w stronę Pokątnej, żeby wydostać się z uliczek i zwiać na mugolską część Londynu - ale po co, skoro mogli po prostu popchnąć Aidana i Eliasa?

Czy tłum popchnie chłopaków? Tak/Nie
Rzut TakNie 1d2 - 2
Nie
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#5
16.03.2025, 01:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2025, 01:11 przez Elias Bletchley.)  
Skoro pracownik rządowych sił bezpieczeństwa nie był przygotowany na ten widok, to co miał powiedzieć prosty cywil, widząc swoją rodzimą dzielnicę pogrążoną w pyle i ogniu? Nagle wznoszone przez ostatnie lata mury mające zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa zaczęły się kruszyć na jego oczach. Wprawdzie dzięki Prudence ich fundamenty i tak nie były zbyt stabilne, ale teraz... Teraz każda z cegieł zdawał się trząść niezależnie od siebie, ocierając się o swoje sąsiadki i trzeszcząc przy tym skrzekliwie.

Ten dźwięk zdawał się teraz przejmować przestrzeń wokół Eliasa, mieszając się i wpasowując w odgłosy otoczenia: huki i okrzyki dobiegające z sąsiednich budynków i dalszych segmentów Alei Horyzontalnej, a kto wie, może nawet Ulicy Pokątnej i Śmiertelnego Nokturnu. Świat zdawał się zamazywać i spowalniać, aż skurczył się do widoku rzędu kamienic bezpośrednio naprzeciw mężczyzny i obcej dłoni zaciśniętej na kołnierzu jego koszuli.

— Tutaj wcale nie jest lepiej — sapnął bezmyślnie, zatrzymując się jednak w miejscu, bardziej z szoku niż autorytetu drugiego czarodzieja.

W końcu zmusił się, by oderwać wzrok od zrujnowanych fasad budynku i skupić się na... Typ wyglądał jak wyjęty z rozkładówki Czarownicy. Jednej z tych publikowanych właśnie w okolicy nowego roku szkolnego, żeby nastolatki miały czym wykleić ścianę nad swoim łóżku w szkolnym dormitorium. Ani trochę nie zwiększało to jego wiary w niego. Wyglądał na takiego, co to raczej wywijał gitarą albo innym instrumentem muzycznym niż różdżką. Nie żeby sam Elias mógł pochwalić się jakimś wielkim doświadczeniem bojowym. Gdzie jest Brygada Uderzeniowa, kiedy jest potrzebna?

Już miał coś dodać, gdy tłum pozostający za drzwiami postanowił jednak sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz. I tutaj: szok. Chociaż wielu gości dopiero teraz zdało sobie sprawę, że dzieje się coś bardzo złego, większość z nich okazała się dysponować liczbą szarych komórek przekraczających liczbę dwa. Elias poczuł, że ktoś się o niego ociera, próbując wybyć na chodnik, jednak nie został stratowany, jak mógłby się tego początkowo spodziewać. Do kakofonii wrzasków dochodzących z głębi ulicy dołączyły charakterystyczne trzaski towarzyszące nagłej teleportacji. Nic nie równało się jednak z odgłosami dobiegającymi z naprzeciwka.

— To nie brzmi dobrze — stwierdził słabym głosem, dzieląc się kolejną prawdą oświeconą. Sypał dzisiaj oczywistościami jak z rękawa.

Poklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu różdżki, a kiedy ta znalazła się w jego dłoni, ponownie zamarł. Co... Co właściwie powinien teraz zrobić? Uciekać? Zostać? Wrócić do środka? Sprawdzić, czy wszyscy wyszli, bo tak nakazał mu ten chłopak? Falę chaotycznych myśli raz jeszcze przerwały okrzyki z kamienicy po drugiej stronie ulicy. Wdech. Wydech. Wdech. Wyde… Elias syknął, gdy jedna z ostatnich bywalczyń pubu wpadła na niego, wbijając mu przy okazji łokieć w bok, aby zaraz teleportować się bez słowa.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#6
16.03.2025, 19:13  ✶  
Aidan zmarszczył brwi. Oczywiście, że tu nie było lepiej - dlatego powinni się stąd jak najszybciej zabierać. Puścił Eliasa, nie będąc pewnym czy go kojarzył ze szkoły, z knajpy czy po prostu jego twarz nie mignęła mu teraz przez karciane zamieszanie, lecz nie miał zamiaru w tej chwili nad tym rozmyślać. Czuł, jak adrenalina zaczyna wypełniać mu żyły, jak jego ruchy stają się niemalże mechaniczne i odruchowe. Jak umysł powoli się wyłącza, a mięśnie kurczą się i gwałtownie rozprostowują, by sięgnąć po różdżkę. Tłum otarł się o jego plecy i zmusił go do zrobienia kilku kroków.
- Na Pokątną i nad Tamizę - odepchnął jakąś kobietę, która zatoczyła się w ich kierunku. - Połowa z nich jest nawalona, zaraz ktoś wpadnie w ogień.
Rzucił niby to do siebie, niby do Eliasa, który w tej chwili był jego jedynym odbiorcą. Nie miał czasu, by na niego zerknąć, bo rozłożył dłonie tak, by uniemożliwić ludziom przejście przez niezwykle chujową i mierną barierę złożoną z niego i nieznajomego mężczyzny.
- Tam jest Pokątna, wynoście się - warknął, machając różdżką na razie w formie przypomnienia, że udało mu się ją wyjąć. Nie miał zamiaru ciskać zaklęć w kierunku niewinnych ludzi, którzy byli po prostu przerażeni tym, co się działo.

I wtedy coś huknęło. Aidan nie odczuwał strachu, był na to zbyt głupi - ale jednakowoż podskoczył z zaskoczenia. Runęła część drewnianego budynku, który płonął naprzeciwko nich. Ogień nigdy nie był dla niego przeszkodą - być może dlatego odczuwał tak silne więzy krwi z siostrami Lestrange, które po jego ciotce odziedziczyły rzadką umiejętność, że gdy ktoś wjebie cię do ognia: ty nie spłoniesz.
- Nie stój jak widły w gnoju, pomóż mi - strach potrafił przybierać różne oblicza. Dlatego gdy tylko Parkinson zobaczył, że Elias stoi z różdżką w dłoni i nie bardzo wie, co ma zrobić, to w pierwszym odruchu postanowił... Cóż, powinien kazać mu spierdalać, ale jego oczy natrafiły na sylwetkę, ukrytą w kłębach dymu. Lepiej mieć pomoc kogokolwiek, niż samemu pchać się pod walący się budynek, trawiony przez płomienie, prawda? - Tam ktoś jest.
I chuj wie, czy potrzebował pomocy, ale chyba klęczał, więc raczej tak. Sam sobie nie poradzi. Chwycił Eliasa za przegub dłoni i pociągnął za sobą w dym, mając przynajmniej na tyle przyzwoitości, by nie ciągnąć go za blisko płonącego budynku. Po prostu potrzebował kogoś, kto będzie jego drugą parą oczu, gdy on sam będzie próbował rozeznać się w sytuacji.

Do dymu z drewna dochodził kurz i sadza, które wzbiły się w powietrze w chwili gdy część budynku się zawaliła. Widzieli naprawdę niewiele, dym gryzł i szczypał w oczy, wbijał się w nozdrza i przesłaniał im cel, do którego mieli dotrzeć. A celem była klęcząca postać przy płonących fundamentach. Z daleka wyglądało to tak, jakby miała ciało przebite belką, ale widzieli już w zasadzie przez łzy i to wyłącznie same kontury - równie dobrze belka mogła być dobrych kilkadziesiąt centymetrów za postacią albo przed.

Aidan ledwo widział, ale parł dalej, puszczając jednak Eliasa. Zakrył nos i usta rękawem kurtki, zanosząc się jednocześnie paskudnym kaszlem. Nie tylko smród płonącego drewna docierał do ich nosów. To pieczone, płonące ludzkie ciała i włosy. Tej woni nie dało się pomylić z niczym innym.

Postać nie odczuwa strachu dzięki przewadze Odwaga
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#7
16.03.2025, 21:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2025, 21:56 przez Elias Bletchley.)  
Skoro tutaj się spalą, to nad rzeką mogą się jeszcze potopić, pomyślał bezwiednie Bletchley, próbując utrzymać nerwy na wodzy i wrócić do roztaczającej się przed nim tragicznej rzeczywistości. Czy świat wyglądał podobnie podczas obchodów Beltane, kiedy Śmierciożercy przypuścili atak na Polanę Ognisk? Nie widział wprawdzie zniszczeń na własne oczy, nie doświadczył szaleńczego pędu tłumu mknącego ślepo przed siebie, ale kierując się plotkami i doniesieniami medialnymi...

Doświadczenie musiało być podobne. A to oznaczało, że wniosek nasuwał się jeden: nigdzie nie było bezpiecznie. Trzeba było uciekać jak najdalej z nadzieją, że przegoni się wszystkie potencjalne zagrożenia. Horyzontalna, Pokątna, Nokturn... Teraz wszędzie mogło czaić się niebezpieczeństwo. Ze strony żywiołów. Walących się budynków. Szalonego tłum. Sprawców tego całego zamieszenia. O ile jacyś byli. Powinni być, prawda? Lato już przeminęło, a pogoda w mieście nie wskazywała na nadejście fali gorąca, która mogła zaowocować pożarem. A może to był wypadek i komuś omsknęła się różdżka?

— Nad rzekę już! — powtarzał za drugim chłopakiem.

Co by nie mówić jego rozkaz był względnie rozsądny. Nawet jeśli ogień miał się rozprzestrzenić na sąsiednie uliczki lub przenieść się na niemagicnze rejony miasta, to przy zbiorniku wodnym powinno być względnie bezpiecznie. O ile i tam nie dojdzie do masowej paniki. Wtedy ludzie mogliby zacząć wpychać siebie nawzajem do wody. Ktoś kogoś popchnie i nieszczęście gotowe, a potem będą wyławiać z Tamizy napuchnięte zwłoki i...

Zapadający się naprzeciwko budynek skutecznie uciął falę traumatycznych scenariuszy zalewających głowę Eliasa. Ten widok kompletnie go sparaliżował. Na Merlina, ile by dał, żeby świat w tej chwili po prostu się zatrzymał. Żeby wszyscy się zamknęli, zatrzymali i dali mu chwilę na zebranie myśli do kupy. Świat nie był jednak dla niego łaskawy i zamierzał dalej pędzić na złamanie karku. A jemu przypadł niechlubny zaszczyt dołączenia do tego maratonu, gdy bohater z baru postanowił oficjalnie adoptować go jako swojego asystenta. I tak oto ruszyli w dym.

Wystarczyło, że tylko weszli między kłęby ciemnego pyłu, a Elias od razu zaniósł się kaszlem. Zmrużył oczy, które zaczęły szczypać go nieprzyjemnie, zapowiadając rychłe nadejście łez. Mimo wszystko dał się Aidanowi poprowadzić dalej: bardziej z szoku niż poczucia, że ''tak trzeba''. Nie był bohaterem. Nie był nawet ratownika. Na Matkę on prędzej sam sobie tutaj zrobi krzywdę, niż komuś pomoże.

— O kurwa — podniósł głos na widok ofiary pożaru, pomiędzy napadami kaszlu. — Co mu, czy on!

Zanim zdołał utkać zrozumiałe pytanie, do jego nozdrzy dotarł zapach spalonego ciała, który w połączeniu z gryzącym oczy i gardło dymem ostatecznie sprawił, że organizm Eliasa postanowił się poddać. Mężczyzna zgiął się w pół i opadł na kolana, aby zaraz zwrócić zawartość żołądka na resztki pobliskiego murku.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#8
17.03.2025, 12:15  ✶  
Jeżeli to wszystko przeżyją, a Aidan zapamięta twarz drugiego mężczyzny, to będzie chciał potwierdzenie na piśmie, że zachowywał się rozsądnie. Nieczęsto mu się to zdarzało, ale miewał swoje momenty - gdzie teraz była Brenna, żeby zrobiło jej się łyso? Plan był całkiem okej - i chociaż podejrzewał, że w Kotle mógł się zrobić (hehe) niemały kocioł, to wierzył że danie jednego, konkretnego celu tym ludziom sprawi, że przestaną się tratować. Wierzył też, że Ministerstwo zaraz wyśle tu swoich ludzi, musiało już zostać poinformowane. Miał zamiar skontaktować się z kimkolwiek, żeby się upewnić, ale po prostu nie zdążył. Za dużo się działo: tu płonęło drewno, tam waliły się kamienie, tam ktoś kogoś popchnął a inny ktoś przebiegł po leżącym, nie zwracając na niego uwagi. Ludzie deportowali się w panice, a krzyki przerażenia w oddali mogły być równie dobrze krzykami bólu, gdy debile odnajdywali się wśród szalejących płomieni.

Najrozsądniej było założyć, że płonie wszystko, a nie tylko ta dzielnica. Jeżeli się pomyli - to już na Pokątnej będą bezpieczni. A jeżeli będzie miał rację, to dostaną szansę na ucieczkę. Oby tylko ogień nie zajął mugolskiego Londynu... Przez moment zastanawiał się, czy może to właśnie nie stamtąd przyszedł, tak jak wielki pożar wiele, wiele lat temu, który doszczętnie spalił niemalże całe miasto, ale nie miał teraz przestrzeni na to, by to sprawdzić.

Kaszlał i Elias, i Aidan. Ten drugi zakrywał nos i usta rękawem kurtki, ale to nie pomagało ani na gryzący dym, ani na piekące z bólu oczy. Wydawało mu się, że to był zupełnie inny dym niż ten, który towarzyszył ogniskom czy pożarom w lesie. Pachniał inaczej, zachowywał się inaczej. Był zbyt gęsty, zbyt agresywny, zbyt... Po prostu zbyt.
- Ja piedolę - miał mu pomóc, a teraz sam potrzebował pomocy. Dobrze, że się wyrwał a i on postanowił go puścić, bo inaczej jeszcze Parkinson oberwałby rzygami. - Jak skończysz to patrz, czy nic na mnie nie leci, a jak będzie lecieć, to zatrzymaj.
Klepnął go mocno w plecy. Tak, żeby się upewnić, że Elias zrozumie, że to do niego było to polecenie. Nie był dowódcą, a Elias nikim z Brygady, ale w tej chwili była tu tylko ich dwójka. No, trójka, z tym że trzecia osoba potrzebowała pomocy i to bardziej niż rzygający Bletchley.

Aidan dał nura w gęsty kłąb dymu. Nie wierzył, że nieznajomy da radę mu pomóc, ale nie mógł czekać ani sekundy dłużej: musiał sprawdzić, co z tą postacią. Może uda się tę osobę uratować.
- Ej, słyszysz mnie?! - wrzask został stłumiony przez rękaw. Merlinie, jemu też zaczynało być niedobrze.... A żołądek wywinął fikoła, gdy Aidan dotarł do postaci. Jego ręce były całkowicie zwęglone - od palców aż po łokcie. Czarna szata łopotała jak proporzec na wietrze, ale wyglądało to tak, jakby źródło wiatru znajdowało się pod jego nogami. Jego skóra miejscami wciąż tliła się jak rozżarzony węgiel. Nie reagował na wołanie Aidana. Poruszał ustami, lecz Brygadzista nie słyszał słów, które się z nich wydobywały. Chwilę stał, dosłownie kilka uderzeń serca, gdy kropki zaczęły się pięknie łączyć w jeden cały obrazek. Miał nadzieję, że Bletchley osłania jego dupę. Względnie rzyga dalej i chociaż nie będzie przeszkadzał, chociaż BARDZO by mu się teraz przydała pomoc, jakakolwiek.

Aidan machnął różdżką w kierunku postaci, chcąc wytworzyć silną ścianę wiatru, która odepchnie go od palącego się domu.

Rzut na kształowanie (PO) żeby wytworzyć ścianę wiatru i odepchnąć gnoja
Rzut PO 1d100 - 9
Akcja nieudana
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#9
17.03.2025, 22:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.03.2025, 20:10 przez Elias Bletchley.)  
Miał mętlik w głowie. Z jednej strony dalej tkwił w barze, łudząc się, że uda mu się jakoś odegrać na reszcie facecików, z którymi siedział przy stoliku. Z drugiej zaś był aż nazbyt świadomy tego, w jakim burdelu się znalazł. I wbrew pozorom nie należał od najlepszych, a raczej tego z najpodlejszych. To by było na tyle, jeśli chodzi o święty spokój na Horyzontalnej, pomyślał bezwiednie, wyrzucając z siebie popijane jeszcze niedawno piwo kremowe. Wzdrygnął się, gdy poczuł, jak alkohol próbuje wyrwać się na zewnątrz, podrażniając jego gardło.

— Ekhm-mhmm! — zarzęził twierdząco, machając ściskającą różdżkę ręką, żeby czarodziej szedł dalej.

Zaakceptował przekazane mu instrukcje, ale nawet nie próbował podnieść głowy. Za bardzo skupił się na tym, aby jakkolwiek odzyskać kontrolę nad własnym ciałem, a cel był jeden: zmusić się do tego, aby resztki zawartości żołądka pozostały już na miejscu. Już dosyć. Już wystarczy. Ogarnij się, ogarnij się, powtarzał sobie niczym mantrę, przełykając z trudem ślinę. Leciało mu z ust, ciekło mu z oczu i miał wrażenie, że z nosa też już zaczynało. Bletchley wziął głęboki oddech i poruszył nieznacznie głową najpierw w lewą, a potem prawą stronę, a kiedy ciało nie zaprotestowało - stanął powoli na nogi.

Bez względu na to, jak bardzo nie chciał się po prostu zatrzymać, wiedział, że nie może teraz tak stać, jak kołek. Nie w chwili, gdy miał ubezpieczać tego drugiego typa. Elias zmrużył oczy i ruszył przed siebie, próbując wypatrzeć sylwetka chłopaka pośród kłębów ciężkiego pyłu. I w sumie udało mu się to. Tyle że nie dość szybko.

Niby było to zaledwie parę kroków, ale wszystko nastąpiło zbyt szybko. Stłumiony okrzyk. Chwila ciszy. Trzask towarzyszący energii magicznej uwalnianej z czubka różdżki. Znowu cisza. A potem rozdzierający krzyk, któremu zawtórował wybuch płomieni na ciele tego poparzonego mężczyzny. Nie widział wszystkiego, jednak ogień przebijający się przez ścianę dymu nie pozostawiał dużego pola do interpretacji. Jedyne co po sobie zostawił to żarzący się w kamieniu odcisk dłoni. I popiół, któremu zapewne przeznaczone było rozpierzchnąć się po tej ruinie, gdy tylko zawieje pierwszy wiatr.

— Czy to... Co to za magia? — wyrzucił z siebie biedny szklarz, zaczynając machać niepewnie różdżką. — Czy on... Sam się zapalił? Samozapłon? Pożoga?

Przez głowę przelatywało mu tysiąc myśli. Kim był ten facet? Ofiarą ognia? Czy ten pożar właśnie to po sobie pozostawiał - dobijał każdego, kto wszedł z nim w kontakt? A może był to sprawca tego całego zamieszania? Posrany wariat, który postanowił sterroryzować dzielnicę czarodziejów i uniknąć sprawiedliwości samemu się podpalając? A może ktoś zrobił to za niego? Może to efekt jakiegoś zaklęcia zabezpieczającego, które złamało się pod wpływem zapadnięcia się budowli? O Merlinie. O Matko.

— Wynośmy się stąd — rzucił błagalnie Elias, próbując na wszelki wypadek zasłonić ręką usta. — On już... Już jest po nim, a nie wiadomo, ile ten szajs wytrzyma w tym stanie.

Chyba nikt nie budował kamienic w magicznej dzielnicy Londynu, biorąc pod uwagę pożar miasta. Atak terrorystyczny. Klęskę żywiołów. Cokolwiek, kurwa.

(Kształtowanie) Stworzenie bańki z czystym powietrzem wokół siebie i Aidana x1
Rzut N 1d100 - 61
Sukces!
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#10
20.03.2025, 16:09  ✶  
Nie udało mu się. Aidan zachwiał się, gdy żołądek podjechał mu do gardła. Wziął za mocny oddech, za łapczywie wciągnął pył, który wpadł mu w usta i spowodował cofkę. Parkinson zaniósł się kaszlem, tak potwornym, że nie tylko przerwał rzucane przez niego zaklęcie, ale również zmusił do zgięcia się w pół. Ten odór pieczonych ludzi wpychał się za mocno w jego nozdrza, osiadał nie tylko na jego ubraniach, ale również na skórze. Wątpił, czy kiedykolwiek zapomni ten zapach i uda mu się wyrzucić go z pamięci.

Nie udało się: mężczyzna nie został odepchnięty. Ale gdy Aidan się prostował, nigdy nie pomyślałby, że mężczyzna spłonie. Nie miał przy sobie różdżki, nie wyglądało też na to, by był pokryty łatwopalną cieczą - a jednak zaczął płonąć tak samo intensywnie, jak budynek. Do jego krzyków dołączył krzyk brygadzisty, który ruszył w jego kierunku, wyciągając różdżkę. Sam nie wiedział po co to zrobił i co chciał tym osiągnąć. Ugasić go? Dźgnąć go w oko? Nie wiedział, ale wiedział jedno i to już w chwili, w której się zrywał do biegu: nie zdąży. Nie zdąży dobiec, nie zdąży rzucić zaklęcia, bo sylwetka nieznajomego czarodzieja rozsypywała się i dołączała do popiołu, który sypał się z nieba.

Gdy Aidan dobiegł na miejsce, zobaczył tylko wypalony w kamieniu, będącym częścią fundamentu, ślad dłoni.
- Ja... - szepnął, nie wiedząc co ma odpowiedzieć Eliasowi, który stał obok. - Nie mam pojęcia.
Nie widział różdżki. Spłonęła razem z nim? A może jej nie potrzebował? Na wszelki wypadek Aidan rozejrzał się, ale nie dostrzegł nikogo, kto mógłby odpowiadać za spalenie mężczyzny żywcem.
- Masz rację. Wynosimy się z tego dymu - kiwnął głową, potulnie zgadzając się na zrobienie w tył zwrot. Będzie musiał poinformować kogoś z Ministerstwa o tym, co tu się stało, ale nie miał na to teraz czasu. Gdy ochronna bańka powietrza otoczyła go i Eliasa, stanął przy nim i spróbował rozwiać przy pomocy magii dym, by wyjść z powrotem do miejsca, w którym się znajdowali. Jak wyjdą to się będzie zastanawiał co począć z tym typem, dzięki któremu mógł teraz w miarę normalnie oddychać.

Kształtowanie na powietrze, rozwiewające dym
Rzut PO 1d100 - 62
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (190), Aidan Parkinson (3132), Elias Bletchley (3108)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa