Odysseus Fawley
Urodzenie: 22.09.1940, zodiakalna Panna, numerologiczna dwójka
Stan cywilny: kawaler
Krew: półkrwi
Zamieszkanie: mieszkanie w niemagicznej dzielnicy South Kensington w Londynie
Pochodzenie: wychowany przez ojca – Williama z Flawleyów, który osiedlił się w Londynie po przeprowadzce lata temu. Matki z Changów nigdy nie poznał
Stan cywilny: kawaler
Krew: półkrwi
Zamieszkanie: mieszkanie w niemagicznej dzielnicy South Kensington w Londynie
Pochodzenie: wychowany przez ojca – Williama z Flawleyów, który osiedlił się w Londynie po przeprowadzce lata temu. Matki z Changów nigdy nie poznał
Kształtowanie: ◉◉○○○
Rozproszenie: ◉○○○○
Transmutacja: ◉○○○○
Zauroczenie: ◉◉◉◉○
Nekromancja: ◉◉○○○
Translokacja: ◉○○○○
Percepcja: ◉◉◉○○
Aktywność fizyczna: ○○○○○
Charyzma: ◉◉◉○○
Rzemiosło: ◉○○○○
Wiedza przyrodnicza: ◉○○○○
Wiedza o świecie: ◉○○○○
Rozproszenie: ◉○○○○
Transmutacja: ◉○○○○
Zauroczenie: ◉◉◉◉○
Nekromancja: ◉◉○○○
Translokacja: ◉○○○○
Percepcja: ◉◉◉○○
Aktywność fizyczna: ○○○○○
Charyzma: ◉◉◉○○
Rzemiosło: ◉○○○○
Wiedza przyrodnicza: ◉○○○○
Wiedza o świecie: ◉○○○○
Poziom spaczenia: II – nie kusi go przemoc, a jeśli już musi, to bronią są słowa, szept i rytm kołyszącego się wahadła. Jeśli krzywdzi, to robi to subtelnie, bo skąd ma ktoś wiedzieć, co jest prawdą, a co tylko narzuconym jej złudzeniem?
Różdżka: drewno z wiśni, włókno ze smoczego serca, 12 cali, giętka
Zwierzę totemiczne: kruk
Aura: szara z prześwitami zielonego
O zdolnościach: Odi nigdy nie był typem czarodzieja wszechstronnie uzdolnionego. Opanował podstawy wszystkich dziedzin magii na bardzo, bardzo znośnym poziomie, ale żadnej nie poświęcił szczególnie dużo uwagi (z wyjątkiem uroków). Zaklęcia użytkowe po dziś sprawiają mu trudności, a transmutacja i translokacja? Nie wyszedł poza poziom absolwenta Hogwartu. Sporty były dla niego udręką, a jedyna próba gry w Quidditcha zakończyła się spektakularnym upadkiem. Prace manualne? Nie do końca jego bajka. Nie zna się na roślinach, nie odróżnia smoków od smoczogników, a las to dla niego bardziej koncept niż prawdziwe miejsca. Cała reszta, która wchodziłaby w zakres wiedzy o przyrodzie przyswajał tylko w takim zakresie, w jakim była mu potrzebna do zdania egzaminów, żeby dostać się na do Munga. Jednakże nie miał w sobie na tyle zapału, aby zgłębiać tajniki procedur uzdrowicielskich i z tego powodu przez staż ledwo się prześlizgnął. Zaliczył wymagane kursy, odbębnił godziny, ale nie można było powiedzieć, aby przykładał się do pracy. Większość dziedzin magii leczniczej zwyczajnie go nie interesowała, więc koniec końców robił tylko tyle, ile było konieczne, żeby nie wylecieć. Nie brylował w klasycznych, akademickich dziedzinach, bo nie miał cierpliwości do ich zgłębiania. Nie należał również do osób, które instynktownie odnalazłyby się w towarzystwie i być może wina leżała w jego wychowaniu — surowy ojciec nie nauczył go społecznych subtelności, a nieobecność matki sprawił, że pewne rzeczy musiał odkrywać na własną rękę. Nauczył się więc obserwować. Analizować. Dostrzegał rzeczy, które umykały innym: najdrobniejsze szczegóły, mikroekspresje, niuanse w tonie głosu. Niektórzy potrzebowali lat, aby nauczyć się czytać ludzi, a on robił to instynktownie. Jednak zaklęcia i uroki, och, stara miłość ze szkoły… To fascynowało go bardziej niż reszta, a przygodę z hipnozą powiązana z nimi, dotknął głębiej podczas stażu w Mungu. Nie poprzestał na podstawach, z czasem poszerzał swoje umiejętności na dodatkowych kursach i początkowo miała być prostą formą terapii — sposobem na złagodzenie bólu, lęku, leczenie traum. Następnie zrozumiał, że ta działka to nie tylko pomoc, ale też subtelna kontrola. Wahadło, szept, odpowiednie słowo, a umysł ofiary stawał się miękką gliną, którą mógł równie dobrze urzeźbić pod własne upodobania. Charyzmę wypracował sobie na przestrzeni lat. Na początku chodziło tylko o umiejętne operowanie słowem, odpowiednie spojrzenie, potem doszła hipnoza, uroki i perswazja. Ciężko powiedzieć, kiedy oraz dlaczego zaczął się legilimencją interesować, ale błyskawicznie dostrzegł jej potencjał. Fawleyowie od pokoleń byli znani z dziwacznych praktyk. Ktoś z rodziny — może wujek, może kuzyn — dostrzegł jego talent i zaczął go szkolić. Nauka odbywała się nieformalnie oraz po cichu, aż przełamywanie barier, narzucanie myśli, zacieranie świata między rzeczywistością a kłamstwem, stało się częścią jego życia. Częścią jego samego. Może i zaczął jako ktoś, kto chciał pomagać, ale granice rozmyły się tak dawno, że nie byłby w stanie powiedzieć, kiedy dokładnie je przekroczył. A co z trupami, ktoś może zapytać. Nimi zainteresował się przez rodzinne interesy. Mauzoleum Flawleyów od pokoleń skrywało więcej niż tylko martwe ciała, a on chcąc nie chcąc musiał się o to otrzeć
Mamy tu naprawdę dużo przypadkowych kości i dobry szpadel (0): był ciekawskim, wścibskim dzieciakiem i dorastał w cieniu tajemnic mauzoleum. A jako że potem nie miał cierpliwości do szpitalnych procedur, to zamiast leczyć żywych, zaczął badać zmarłych. Sam nie jest pewny, czego szuka: wiedzy, mocy, ale granica między badaniem a profanacją już dawno się zatarła
Hipnoza (III): uzdrowiciel czy kat? Wie, jak łatwo jest rozplątać człowieka, wyciągnąć za nitkę wspomnienie, które trzyma go przy życiu i zastąpić je czymś nowym. Może uleczyć. Może zagłuszyć krzyk, który dusi od środka, zdrapać z duszy blizny, wymazać traumy jednym szeptem. Tylko czy ludzie, którzy do niego przychodzą, nadal są tacy sami? Czy rzeczywiście czują się lepiej, czy po prostu zaprogramował ich tak, aby w to wierzyli? Odyseusz nie zadaje sobie tych pytań zbyt często. Nie musi, bo przecież on tylko pomaga
Leczenie (III): coś tam wyciągnął ze stażu i pracy w Mungu, więc posiada solidną wiedzę z zakresu magipsychiatrii
Niewidzialność (0): Odi to indywidualista. Nie szuka blasku reflektorów ani poklasku
Legilimencja (III): czasem to robi, bo musi, a czasem, bo chce i może. Nauczony oraz wprawiony potrafi wyciągać z umysłu to, co zostało ukryte. Opór? Bolesny, ale daremny. Nielegalne? Być może, ale kto miałby go złapać, skoro nawet ci, których dotknął, nie zawsze pamiętają, co im zrobił?
Nerwica natręctw (I): wszystko musi mieć swoją parę, bo nieparzyste liczby to chaos, a chaos to zguba (chyba że on go kontroluje). Jeśli coś jest nie tak, poprawia, wyrównuje i zaczyna od nowa
Drobny lęk (I) — żaby i ropuchy: średnio znosi małe, obślizgłe potworki
Uczulenie (I): kwiat werbeny wywołuje u niego alergię
Bezsenność (II): jego umysł rzadko odpoczywa, analizując wiecznie i obsesyjnie wszystko, dopóki zmęczenie nie zacznie mu ścierać rzeczywistości
Brudny sekret (II): Odi wślizguje się w umysł jak pasożyt, kradnie wspomnienia, łamie opór. Nie pyta o zgodę. Gdyby ktoś odkrył, że zamiast pomagać, nurza się w zakazanej sztuce, jego świat mógłby runąć w jednej chwili
Lęk wysokości (II): czy to źle, że woli trzymać się ziemi? Dawno temu raz pewien Gryfon posłał mu tłuczka prosto w głowę przez co spadł z miotły. Od tamtej pory wysokość oznacza dla niego utratę kontroli, a brak oparcia pod stopami wpędza w panikę
Różdżka: drewno z wiśni, włókno ze smoczego serca, 12 cali, giętka
Zwierzę totemiczne: kruk
Aura: szara z prześwitami zielonego
O zdolnościach: Odi nigdy nie był typem czarodzieja wszechstronnie uzdolnionego. Opanował podstawy wszystkich dziedzin magii na bardzo, bardzo znośnym poziomie, ale żadnej nie poświęcił szczególnie dużo uwagi (z wyjątkiem uroków). Zaklęcia użytkowe po dziś sprawiają mu trudności, a transmutacja i translokacja? Nie wyszedł poza poziom absolwenta Hogwartu. Sporty były dla niego udręką, a jedyna próba gry w Quidditcha zakończyła się spektakularnym upadkiem. Prace manualne? Nie do końca jego bajka. Nie zna się na roślinach, nie odróżnia smoków od smoczogników, a las to dla niego bardziej koncept niż prawdziwe miejsca. Cała reszta, która wchodziłaby w zakres wiedzy o przyrodzie przyswajał tylko w takim zakresie, w jakim była mu potrzebna do zdania egzaminów, żeby dostać się na do Munga. Jednakże nie miał w sobie na tyle zapału, aby zgłębiać tajniki procedur uzdrowicielskich i z tego powodu przez staż ledwo się prześlizgnął. Zaliczył wymagane kursy, odbębnił godziny, ale nie można było powiedzieć, aby przykładał się do pracy. Większość dziedzin magii leczniczej zwyczajnie go nie interesowała, więc koniec końców robił tylko tyle, ile było konieczne, żeby nie wylecieć. Nie brylował w klasycznych, akademickich dziedzinach, bo nie miał cierpliwości do ich zgłębiania. Nie należał również do osób, które instynktownie odnalazłyby się w towarzystwie i być może wina leżała w jego wychowaniu — surowy ojciec nie nauczył go społecznych subtelności, a nieobecność matki sprawił, że pewne rzeczy musiał odkrywać na własną rękę. Nauczył się więc obserwować. Analizować. Dostrzegał rzeczy, które umykały innym: najdrobniejsze szczegóły, mikroekspresje, niuanse w tonie głosu. Niektórzy potrzebowali lat, aby nauczyć się czytać ludzi, a on robił to instynktownie. Jednak zaklęcia i uroki, och, stara miłość ze szkoły… To fascynowało go bardziej niż reszta, a przygodę z hipnozą powiązana z nimi, dotknął głębiej podczas stażu w Mungu. Nie poprzestał na podstawach, z czasem poszerzał swoje umiejętności na dodatkowych kursach i początkowo miała być prostą formą terapii — sposobem na złagodzenie bólu, lęku, leczenie traum. Następnie zrozumiał, że ta działka to nie tylko pomoc, ale też subtelna kontrola. Wahadło, szept, odpowiednie słowo, a umysł ofiary stawał się miękką gliną, którą mógł równie dobrze urzeźbić pod własne upodobania. Charyzmę wypracował sobie na przestrzeni lat. Na początku chodziło tylko o umiejętne operowanie słowem, odpowiednie spojrzenie, potem doszła hipnoza, uroki i perswazja. Ciężko powiedzieć, kiedy oraz dlaczego zaczął się legilimencją interesować, ale błyskawicznie dostrzegł jej potencjał. Fawleyowie od pokoleń byli znani z dziwacznych praktyk. Ktoś z rodziny — może wujek, może kuzyn — dostrzegł jego talent i zaczął go szkolić. Nauka odbywała się nieformalnie oraz po cichu, aż przełamywanie barier, narzucanie myśli, zacieranie świata między rzeczywistością a kłamstwem, stało się częścią jego życia. Częścią jego samego. Może i zaczął jako ktoś, kto chciał pomagać, ale granice rozmyły się tak dawno, że nie byłby w stanie powiedzieć, kiedy dokładnie je przekroczył. A co z trupami, ktoś może zapytać. Nimi zainteresował się przez rodzinne interesy. Mauzoleum Flawleyów od pokoleń skrywało więcej niż tylko martwe ciała, a on chcąc nie chcąc musiał się o to otrzeć
Mamy tu naprawdę dużo przypadkowych kości i dobry szpadel (0): był ciekawskim, wścibskim dzieciakiem i dorastał w cieniu tajemnic mauzoleum. A jako że potem nie miał cierpliwości do szpitalnych procedur, to zamiast leczyć żywych, zaczął badać zmarłych. Sam nie jest pewny, czego szuka: wiedzy, mocy, ale granica między badaniem a profanacją już dawno się zatarła
Hipnoza (III): uzdrowiciel czy kat? Wie, jak łatwo jest rozplątać człowieka, wyciągnąć za nitkę wspomnienie, które trzyma go przy życiu i zastąpić je czymś nowym. Może uleczyć. Może zagłuszyć krzyk, który dusi od środka, zdrapać z duszy blizny, wymazać traumy jednym szeptem. Tylko czy ludzie, którzy do niego przychodzą, nadal są tacy sami? Czy rzeczywiście czują się lepiej, czy po prostu zaprogramował ich tak, aby w to wierzyli? Odyseusz nie zadaje sobie tych pytań zbyt często. Nie musi, bo przecież on tylko pomaga
Leczenie (III): coś tam wyciągnął ze stażu i pracy w Mungu, więc posiada solidną wiedzę z zakresu magipsychiatrii
Niewidzialność (0): Odi to indywidualista. Nie szuka blasku reflektorów ani poklasku
Legilimencja (III): czasem to robi, bo musi, a czasem, bo chce i może. Nauczony oraz wprawiony potrafi wyciągać z umysłu to, co zostało ukryte. Opór? Bolesny, ale daremny. Nielegalne? Być może, ale kto miałby go złapać, skoro nawet ci, których dotknął, nie zawsze pamiętają, co im zrobił?
Nerwica natręctw (I): wszystko musi mieć swoją parę, bo nieparzyste liczby to chaos, a chaos to zguba (chyba że on go kontroluje). Jeśli coś jest nie tak, poprawia, wyrównuje i zaczyna od nowa
Drobny lęk (I) — żaby i ropuchy: średnio znosi małe, obślizgłe potworki
Uczulenie (I): kwiat werbeny wywołuje u niego alergię
Bezsenność (II): jego umysł rzadko odpoczywa, analizując wiecznie i obsesyjnie wszystko, dopóki zmęczenie nie zacznie mu ścierać rzeczywistości
Brudny sekret (II): Odi wślizguje się w umysł jak pasożyt, kradnie wspomnienia, łamie opór. Nie pyta o zgodę. Gdyby ktoś odkrył, że zamiast pomagać, nurza się w zakazanej sztuce, jego świat mógłby runąć w jednej chwili
Lęk wysokości (II): czy to źle, że woli trzymać się ziemi? Dawno temu raz pewien Gryfon posłał mu tłuczka prosto w głowę przez co spadł z miotły. Od tamtej pory wysokość oznacza dla niego utratę kontroli, a brak oparcia pod stopami wpędza w panikę
Edukacja: Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Ravenclaw. To typ z tych, którzy mieli umysł chłonący wiedzę jak gąbka, więc nauka przychodziła mu łatwo, a wyniki były takie, aby pozwoliły mu zdać. Jednakże szczególnie przyłożył się do eliksirów i zielarstwa, a bardziej niż było to konieczne do zaklęć — na tyle dobrze, żeby zapewnić sobie przyszłość w medycznym zawodzie.
Obrona przed czarną magią również nigdy nie była jego mocną stroną, ale zdołał ją zaliczyć na przyzwoitym poziomie. Pozostałe przedmioty traktował z mniejszym zaangażowaniem, bo historia magii była dla niego nużąca, a opieka nad magicznymi stworzeniami nie wzbudzała w nim większego entuzjazmu.
Doświadczenie: przeszedł przez rygorystyczne sito egzaminacyjne Akademii Munga i rozpoczął staż z magipsychiatrii. Zdał teoretyczny egzamin, wkroczył na oddział, a tam pracował przez trzy lata. Niestety, procedury ograniczały, a zakazy dławiły. Obecnie oferuje prywatne usługi o wątpliwym charakterze i balansuje na granicy. Klienci — pacjenci? — przychodzą i odchodzą. Niektórzy wracają, inni z kolei zapominają, że kiedykolwiek u niego byli.
Aktualne miejsce pracy: prywaciarz-specjalista, który w zaciszu swojego mieszkania oferuje usługi hipnotyzerskie i te z pogranicza magipsychiatrii
Cechy szczególne: —
Rozpoznawalność: III — nigdy nie zabiegał o rozgłos, trudno o to, aby jego imię kiedykolwiek krążyło w prasie. Jest znany na pewno wśród tych, którzy potrzebowali jego usług i rozpoznawalny tam, gdzie liczyło się, aby był.
Obrona przed czarną magią również nigdy nie była jego mocną stroną, ale zdołał ją zaliczyć na przyzwoitym poziomie. Pozostałe przedmioty traktował z mniejszym zaangażowaniem, bo historia magii była dla niego nużąca, a opieka nad magicznymi stworzeniami nie wzbudzała w nim większego entuzjazmu.
Doświadczenie: przeszedł przez rygorystyczne sito egzaminacyjne Akademii Munga i rozpoczął staż z magipsychiatrii. Zdał teoretyczny egzamin, wkroczył na oddział, a tam pracował przez trzy lata. Niestety, procedury ograniczały, a zakazy dławiły. Obecnie oferuje prywatne usługi o wątpliwym charakterze i balansuje na granicy. Klienci — pacjenci? — przychodzą i odchodzą. Niektórzy wracają, inni z kolei zapominają, że kiedykolwiek u niego byli.
Aktualne miejsce pracy: prywaciarz-specjalista, który w zaciszu swojego mieszkania oferuje usługi hipnotyzerskie i te z pogranicza magipsychiatrii
Cechy szczególne: —
Rozpoznawalność: III — nigdy nie zabiegał o rozgłos, trudno o to, aby jego imię kiedykolwiek krążyło w prasie. Jest znany na pewno wśród tych, którzy potrzebowali jego usług i rozpoznawalny tam, gdzie liczyło się, aby był.
Wskazówki dla Mistrza Gry
Kolejna luźna postać. W głowie miałam myśl, żeby miała zacięcie do czarnej magii albo po prostu był z tych mniej moralnych, bo psycha siada, a między dobrem a złem granica dawno mu się zaczęła ścierać