• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[8.09.1972] Stop calling | Aidan, Scarlett

[8.09.1972] Stop calling | Aidan, Scarlett
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#1
16.03.2025, 18:52  ✶  
8 września
Pożary na Horyzontalnej

Stop callin', stop callin'
I don't wanna think anymore
I left my head and heart on the dance floor
Stop callin', stop callin'
I don't wanna talk anymore
I got my head and my heart on the dance floor

Musiał przetransportować się do Ministerstwa Magii. Ta myśl krążyła w jego umyśle już od dobrych kilku minut, a może i kilkunastu, gdy to wszystko się zaczęło. Wystarczyłoby jedno proste machnięcie różdżką, żeby znalazł się w budynku Ministerstwa i mógł dowiedzieć się, co się właściwie dzieje. Jedno malutkie machnięcie magicznym kijkiem i będzie miał odpowiedzi na wyciągnięcie ręki. Ale jak miałby to zrobić, gdy wokół niego kłębili się ludzie, którym trzeba było pomóc?

Parkinson nigdy nie należał do szczególnie empatycznych osób, które rzuciłyby swoje życie do stóp potrzebującym. Nie był Brenną Longbottom, która własnym ciałem zasłoniłaby granat tylko dlatego, by uratować innych. Nie był Victorią, która ten granat zamknęłaby w magicznej bańce i posłała w diabły szybciej, niż zdążyłby mrugnąć. A jednak coś nie pozwalało mu teraz zostawić tych wszystkich ludzi. Powinien dowiedzieć się, co się dzieje, ale wtedy kto zająłby się panikującym tłumem?
- Na prawo, tam! - popchnął mocno jakiegoś mężczyznę, który wcześniej odbił się od tłumu i wydawał się zdezorientowany. - Na Pokątną i do Kotła, a potem do mugolskiej części Londynu, nad rzekę.
To było jedyne, co mu przyszło do głowy. Nie miał pojęcia czy Pokątna była w takim samym stanie i czy Kocioł nie oberwał, a także czy niemagiczny Londyn również zmagał się z pożarami. Ale byli niedaleko styku Pokątnej i Horyzontalnej więc wydało mu się oczywiste, że ludzi trzeba kierować nad wodę, żeby w razie czego tam mogli przeczekać pożogę.

Atreus, słyszysz mnie? - spróbował użyć Fal, by skontaktować się z Bulstrodem. Nie miał pojęcia, czy to się uda - Atreus mógł być zajęty, nie móc odebrać jego wiadomości... Nie wiedzieć, że próbuje się skontaktować z nim ktokolwiek z Brygady a nie od Aurorów. - Atreus!
- Na Pokątną, w tamtą stronę, potem nad wodę - doskoczył do młodej czarownicy, która podczas biegu wywinęła orła. Szarpnął ją brutalnie, próbując postawić na nogi, by mogła biec dalej. Nie miał nawet czasu zastanowić się, czy kiedykolwiek ją tu widział - starał się samodzielnie ewakuować ludzi z okolicznych kamienic, dopóki nie uda mu się skontaktować z kimkolwiek z Ministerstwa.

Wykorzystuję moją przewagę - Fale - żeby spróbować skontaktować się z Atreusem.
Postać nie odczuwa strachu przed tym co się dzieje ze względu na przewagę Odwaga.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
16.03.2025, 19:49  ✶  
We were born alone
And we die alone
No, oh oh
What a way to go
Now I'm on my own
But I'm not sorry, no

Wychodząc z kamienicy miała wrażenie, że to wszystko było jakimś popierdolonym snem, snem z którego lada moment się wybudzi, czując przyjemną woń wanilii, czując ciepło rąk - ale... niezależnie od tego jak mocno zaciskała oczy, ile razy się szczypała - wciąż śniła, wciąż nie potrafiła się wybudzić. Rozejrzała się, próbując ogarnąć wzrokiem co się dzieje, próbując znaleźć drogę powrotną, a tłum ludzi wcale w tym nie pomagał.
W ogólnej panice starała się zachować spokój, przyśpieszając, biegnąć wprost na Horyzontalną. W głowie wyznaczyła sobie cel z którego co chwilę zostawała spychana przez tłum.
-Helvete - zaklęła, kolejny raz tracąc orientację w terenie, próbując wyrwać się z uścisku ludzi, którzy ciągnęli ją za sobą w przeciwnym kierunku.
Już sama nie była pewna czy idzie dobrze, krzyki ludzi odbijały się echem w jej uszach, stając się nieznośne. Miała wrażenie jakoby wszystko zwolniło, a obraz przed oczyma zaczął zanikać na rzecz myśli w które zaczęła wpadać.
Czy wiesz co to znaczy być kochaną przez śmierć?
Glos wieszczki odbił się w jej uszach, sprowadzając ją z powrotem na ziemie, dźwięki na powrót stały się nieznośnie głośne i wyraźne, wzrok się wyostrzył - a jednak wróciła zbyt późno, nie zdążyła uniknąć mężczyzny, który w szaleńczym biegu wpadł wprost na nią, spychając ją ze swej drogi.
A Ona z impetem wpadła wprost na chłopaka, który zdawał się próbować ogarnąć cały ten bajzel, a który teraz razem z nią runął na ziemię z głuchym hukiem.
-U-Um... wyba...cz... - mruknęła, powoli unosząc się do siadu, podpierając dłonie na jego klatce piersiowej. Wtem rozległ się wybuch, stosunkowo niedaleko, zaogniony falą krzyków i trzaskiem rozsypującego się budynku, a który sprowokował dziewczynę do skulenia się, chcąc obniżyć pozycje, a tym samym wklejenia się w jego klatkę piersiową, zaciskając dłonie na jego ubraniu.
To nie sen... to koszmar.
Przez kilka sekund nie śmiała się nawet ruszyć, wciskając mocno w mężczyznę, dopiero po chwili, gdy zrozumiała, że nic nie lata nad ich głowami i nic na nich nie spadnie, postanowiła usiąść
-Nic Ci nie jest? - zapytała, ogarniając, że dalej na nim siedzi, toteż zsunęła się z niego, siadając na piętach tuż obok - Pokaż głowę...
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#3
17.03.2025, 11:56  ✶  
Udało się. Był w trakcie krótkiej rozmowy z Atreusem, gdy nagle kontakt się urwał. Urwał się dlatego, że stracił nie tylko możliwość skupienia, ale również równowagi. Gdy Bulstrode mu odpowiedział, Aidan nie raczył przejść gdzieś na bok, tylko zaczął nadawać, chcąc dowiedzieć się wszystkiego - co się dzieje, co Ministerstwo każe robić. Dodatkowo napomknął, że Horyzontalna płonie a to, co usłyszał w odpowiedzi, wcale nie polepszyło mu humoru. Płonął cały magiczny Londyn - Pokątna, na którą kierował ludzi, także. Miał nadzieję, że Dziurawy Kocioł będzie cały bo nie miał jak w pojedynkę transportować samodzielnie tych ludzi.

Z jego gardła wydobyła się wcale nie tak cicha kurwa oraz mać, gdy jego ramiona odruchowo otoczyły blondynkę, która wleciała prosto na niego. Instynkt zrobił swoje: obrócił się plecami tak, żeby przyjąć na siebie impet upadku.
- Uważaj jak biegniesz! - być może w innych okolicznościach szybciej by zauważył, że kobieta, która teraz na nim leżała, jest mu znajoma. Widział jej zdjęcie kilka dni temu, gdy Baldwin przechwalał się, że się z nią spotykał, a on mu nie uwierzył. Teraz jednak nie za bardzo miał czas, by się przyglądać blondynie - obok coś huknęło, a Aidan przycisnął dziewczynę do siebie mocno. Przeturlał się z nią na bok tak, by docisnąć ją do ziemi, samemu zasłaniając ją swoim ciałem.

Niech ktoś jeszcze raz spróbuje powiedzieć, że nie nadaje się do tej pracy.

- Leż, durna - warknął, nie pozwalając jej wstać. Jebać jego głowę - dostał w nią tyle razy, że nawet gdyby teraz jakiś kamień wylądował na jego czole, to nic by mu się nie stało. Łeb miał twardy i przyzwyczajony do ciosów, z kolei drobna blondynka pod nim nie wyglądała na taką, która miała jakiekolwiek doświadczenie w obrywaniu. Chyba że często korzystała z usług Potterów, bo nie było widać po jej buźce nawet jednego małego zadrapania... Aidan zmarszczył brwi, dostrzegając uderzające podobieństwo do kogoś. Podniósł się na dłoniach i odsunął od Mulciberówny, żeby mieć lepszy pogląd na jej twarz. - Kto by pomyślał... Jesteś dupą Baldwina?
Nie starał się nawet kryć zdziwienia, że akurat to ona na niego wleciała. Wstał, by następnie podać kobiecie dłoń. Nie patrzył jednak już na nią, jego oczy skanowały otoczenie. To, co tak huknęło, nie wróżyło nic dobrego. I być może nigdy nie dał się poznać jako wybitny Brygadzista, ale nie mógł przecież zignorować faktu, że ci ludzie potrzebowali pomocy.

Gdzieś z boku zaczęły mu migać mundury Brygady Uderzeniowej. Trzaski teleportacji ginęły wśród ryku płomieni i krzyków przerażonych ludzi.
- Gdzie on jest? - spojrzał w końcu na Scarlett, wcale nie zamierzając jej puszczać, póki mu nie odpowie na pytanie. Byli razem? A może biegła właśnie do niego? To nie miało teraz znaczenia - jeżeli był w niebezpieczeństwie, a on sam nie był na służbie, to najwyżej teleportuje się do tego gnoja i sam wrzuci do rzeki.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
28.03.2025, 12:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2025, 12:03 przez Scarlett Mulciber.)  
Chciała się podnieść, ale jej się nie udało. Silne dłonie na powrót sprowadziły ją na chłopaka, pod którym chwilę później się znalazła. Czując się wręcz nielegalnie pod ciężarem jego ciała, które teraz odgrodziło ją od reszty świata. I gdyby nie swąd dymu, gdyby nie podmuchy gorąca i fale krzyku, które uderzały w jej bębenki słuchowe, może gdyby nie to wszystko zechciałaby się wyszarpać, zwyzywać go za nazwanie ją durną i zapomnieć. Jej myśli były jednak nazbyt pełne, a umysł przebodźcowany wszystkim co działo się dookoła.
Za dużo. Za dużo. A gdyby mogła je wszystkie zagłuszyć, zadusić, zapomnieć choć na chwilę.
Ciężar zelżał, a ona otworzyła oczy. Lazurowe zwierciadła pochwyciły wzrok wiszącego nad nią chłopaka. Nie znała go, nie kojarzyła jego twarzy, toteż gdy z jego ust wypadły kolejne słowa, ta zmarszczyła nos w niezrozumieniu.
Nie był żadnym z nokturnowych pijaczków i karków, którzy kłaniali jej się w pas tytułując ją pieszczotliwie narzeczoną pana Malfoya, gdy za sprawą przypadku przedstawili się tak jeden raz dla jednego z nich, a ten najwidoczniej rozniósł wesołą nowinę dalej. Nie był żadnym z nich, więc kim był i skąd wiedział, mimo że nigdy wcześniej ich spojrzenia się nie przecięły?
-Dupy to są w tych zapyziałych spelunach po których się szlaja, razem z resztą tych szmat - fuknęła oburzona, tkwiąc przez moment w bezruchu jakby się zastanawiała czy pochwycić jego dłoń. Wyciągnęła w końcu rękę, wstając wraz z jego pomocą - ja jestem jego dziewczyną - dodała, otrzepując ubranie. Na moment zastygła w bezruchu, orientując się co powiedziała. I choć zdawało się to nie być nic wielkiego, sam ją tak zatytułował, to jednak pierwszy raz powiedziała to na głos. Pierwszy raz to ona sama je wypowiedziała. Te słowa wypadły z jej ust, nie z obcych, nie z przypadku jak było to pierwszy raz. Wzięła głęboki wdech, zaciskając usta, aby skarcić się w myślach. Coś co nie ma nazwy nie istnieje, w momencie w którym nadajemy nazwę - nadajemy znaczenie, przyznajemy do istnienia, a to niosło konsekwencję.

Z myśli wyrwało ją pytanie nieznajomego na którego przeniosła wzrok. Acz ten zaraz poszybował w kierunku nieba, obserwując mętne niebo, przysłonięte przez dym.
No to teraz dojebał. Chłopie! ja zadaje sobie te pytanie każdego pierdolonego dnia od kiedy go poznałam.
Skąd mam to wiedzieć. I tak, wkurwia mnie to okrutnie, chociaż tym razem dokładnie wiedziała gdzie się udał, gdy ich drogi rozeszły się nie tak dawno na ulicy horyzontalnej.
-Żyje - odparła, choć dowodów na to nie miała. A jednak nie miał prawa umrzeć, toteż nie mogło być inaczej. Nie miał prawa jej tego zrobić. Nie miał prawa jej zostawiać.
Powoli ruszyła, poprawiając przewieszoną przez ramię torbę, próbując ogarnąć wzrokiem sytuacje, odsunąć się na bok, aby wyszli z tłumu.
-On posz...- urwała, gdy dosłownie przed jej twarzą przeleciał przedmiot. Kamień? - podążyła wzrokiem w stronę z której przedmiot wyleciał.
-TY! Pieprzona suka! - krzyknął mężczyzna z którym wzrokiem zderzyło się beznamiętne, jasne spojrzenie dziewczyny. Nie bardzo rozumiała - To wasza wina! To wszystko!
Zmarszczyła brwi, czuła na sobie wzrok coraz to większej liczby osób, a Ona sama odruchowo się spięła, czując jak adrenalina leniwie rozlewa się po jej ciele, czując narastające zagrożenie, a wraz z tym niepokój. Uśmiechnęła się, mrużąc ślepia, przysłaniając je częściowo kotarami kruczoczarnych rzęs, a tym samym nadając spojrzeniu kociego wyrazu.
-Pierdolona czystokrwista szmata! szukacie zemsty?! Bawi Cię to?!
Od kiedy stała się tak kurewsko popularna? Ukradkiem dostrzegła, że jego monolog zdobywa coraz większe zainteresowanie, a to zwiastowało kłopoty. Dziki tłum nie dyskutuje, nie szuka logiki, a ludzie w tragedii skąpani są w żądzy zemsty. Tak skończy?
Zaczęła wyliczać w głowie ilość gapiów, próbując przewidzieć który był w stanie razem z mężczyzną rzucić się w jej kierunku, dając wiarę jego słowom. Chociaż jej lica były nieskalane bliznami ona sama potrafiła walczyć, przemoc była tym co często wykorzystywała. A jednak zliczając w głowie ludzi nie była w stanie jasno oszacować swoich szans, które rysowały się raczej marnie. Szczególnie, że mieli przewagę i całość wyglądałaby bardziej jak egzekucja.
No, Min Kaejre... chyba miałeś rację. Już nie wrócę do kamienicy.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#5
29.03.2025, 21:51  ✶  
Teraz to on spojrzał na nią z zaskoczeniem. Chwilę milczał, przyglądając się jasnym włosom i oczom, a także bladej skórze. Nie, musiałby być debilem, żeby wziąć ją za kogoś innego: dostał od Baldwina JEJ zdjęcie, to była ONA. To czemu nagle mówi o szmatach? Czyżby jego kuzyn zapomniał, czym jest monogamia? A może nigdy nie znał tego słowa, myśląc że to jakaś egzotyczna przyprawa?
- Zajebiste poczucie własnej wartości, skoro pozwalasz mu na kurwienie się - odburknął w takim samym tonie, co ona. Ta, to musiała być jego dziewczyna, Baldwin lubił takie pyskate gówniary.

Żyje... Aidan odetchnął z wyraźną ulgą. Chociaż Baldwin żył, a przynajmniej według tego co mówiła jego dziewczyna. Mógł zrzucić jeden maleńki kamyczek ze swoich barków. Jeden problem mniej, chociaż przy tej płonącej lawinie zwanej Londynem, to było niewielkie pocieszenie. Szkoda by jednak było Malfoya, bo chuj z tym że był rodziną: on po prostu go lubił, nawet jeżeli nie okazywał tego zbyt często.
- Co jest? - drgnął, gdy między nimi przeleciał kamień. Momentalnie odwrócił się w stronę, z której poleciały bluzgi. Zmrużył oczy, wykrzywił twarz w nieprzyjemnym grymasie. - O czym ty pierdolisz, chłopie?
Warknął, przestępując w bok, tak by zasłonić blondynkę. Pierdolony odruch i brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego.
- Odjeb się z łaski swojej i szukaj pedałów w czarnych szlafrokach, którzy za to odpowiadają - wyciągnął różdżkę z wewnętrznej kieszeni kurtki. Starej, dobrej, nadpalonej kurtki. Jak nic będzie musiał ją wyrzucić po tej nocy, ja pierdolę. - Słyszałeś? Won, brygada prosi.

To prosi to było chyba za dużo powiedziane, bo Aidan machnął różdżką, chcąc po prostu odrzucić falą energii ludzi, którzy im się przysłuchiwali - z tym zjebem na czele.

Kształtowanie, wyczarowanie fali energii która wyjebie gapiów. Przewagi: zastraszanie (próba zastraszenia słowna oraz użycie czarów) oraz odwaga (nie boi się tłumu)
Rzut PO 1d100 - 25
Akcja nieudana
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#6
04.04.2025, 22:13  ✶  
Spojrzała na niego, a na jej ustach malował się zawadiacki, nieco kpiący uśmiech. W zasadzie to nie wiedziała czy się kurwi. Nie miała dowodu, a jedynie przesłanki. Gdy wychodzili razem to ona zawsze była w centrum jego uwagi i zainteresowania, zawsze wracał na noc. A jednak czasem cuchnął jakimiś babskimi perfumami, zapachem obcym, prowokującym do awantury. Niemniej jednak...
-Pierdolisz głupoty. Ja ci na naiwną wyglądam? - prychnęła z niejakim rozbawieniem - Zabranianiem osiąga się tajemnice i kłamstwa, a nie posłuszeństwo.- zerknęła na niego - Nie wiem czy się kurwi, ale  mi wystarczy, że w jego otoczeniu istnieją panny by uznać, że tak.
Ta, Mulciber była nader terytorialna i niesamowicie zazdrosna. Nie podobało jej się, gdy któraś na niego chociażby patrzyła. A jednak starała się przełykać jad, który próbował się wydostać z jej ust za każdym razem, bo dopóki to Ona była otoczona jego zainteresowaniem, dopóki była w centrum, nie było powodu do krzyku, do nabrania dystansu, do zwołania psiapsi aby którejś z tych szmat wydać dotkliwy i niezbyt humanitarny zakaz zbliżania się. Ich związek bazował na gestach, ale również na niedopowiedzeniach. Baldwin nigdy niczego jej nie zabraniał, a przez to ona nie czuła do końca prawa zabraniać czegoś mu - więc dopóki patrzył tylko na nią, wszystko było dobrze.
-Bo widzisz... Kobiety dzieli się na dwa typy... Te z którymi się sypia, oraz te które do snu się utula... A On każdej nocy wraca do mnie. I dopóki tak będzie, dopóki będzie patrzeć tylko na mnie... to średnio interesuje mnie co się dzieje za zakrętem. To czy jakaś szmata traci swoją godność dla chwili uwagi, aby moment później znów stać się nic nieznaczącym elementem wszechświata czy nie traci bo jednak jest wierny. Na razie wystarczy mi to co mam - wzruszyła ramionami. Czy tak było? Trochę kłamała. Nie lubiła, gdy ktoś dotykał czegoś co należało do niej, aczkolwiek w tym momencie nie miała siły sprawczej by coś zmienić. Mierzyła zamiary na siły, a te nie były znowuż takie wielkie, wiedziała to.

I tak by mogli się pozastanawiać czy Baldwin się kurwi, czy jednak nie, ale sytuacja zechciała inaczej.
Jej wzrok powędrował w kierunku Aidana, który... stanął w jej obronie.
Jasne tęczówki powoli przesunęły się na chłopaka.
-Bronisz jej?! Wiesz kim jest?! To jebany Mulciber! Powinna zdechnąć dla przykładu! - zagrzmiał, widocznie oburzony faktem, że Aidan postanowił się wtrącić, w dodatku stanąć po drugiej stronie barykady.
Wtem i każdy zdawał się zamrzeć na moment, gdy Aidan wyciągnął różdżkę.
Brygada. Zanotowała w głowie i nie tylko Ona, acz nim ktokolwiek zdążył powiedzieć cokolwiek - nastąpiła fala, a jednak chwilę wcześniej nastąpił huk, który rozproszył czarodzieja, a fala uderzeniowa zamieniła się w podmuch. Podmuch niewystarczająco silny aby kogokolwiek skuteczniej odepchnąć, jedynie co poniektórzy zrobili krok czy dwa do tyłu.
-To żeś poprosił - szepnęła nim zdążyłaby ugryźć się w język.
I cóż, przyjdzie jej umrzeć najwyraźniej. A jemu razem z nią bo się wtrącił.
A jednak mimo, że fala nie zmiotła nikogo, to Aidan wywołał widoczna konsternacje i niepewność. Ani mężczyzna, ani tłum nie byli pewni czy chcą kontynuować spór czując swego rodzaju strach. Podmuch najwidoczniej został wzięty za ostrzeżenie - pierwsze i ostatnie, bo nikt nie wątpił, że drugi raz prosić nie będzie. Między ludźmi zaczęły rozchodzić się szepty apropo brygady, a raczej to - że członek brygady stoi przed nimi, tuż przy blondynce, którą główny prowokator chciał spalić na stosie. A jednak nowe okoliczności i u niego wywołały zwątpienie.
-Ludzie! - zawołała, rozkładając ręce, stwierdzając, że powinno się kuć żelazo póki gorące, dopóki czują te konkretne pokłady emocji, które spowodował chłopak - Nie jestem tym za kogo mnie macie. Nie jestem Mulciberem! Nawet ich nie znam! Ludzie, przecież nawet nie wyglądam jak Mulciber! Nazywam się Lyve... Lyve Malfoy - słodkie kłamstwa wypływały z jej ust, gdy ta przeskakiwała wzrokiem zarówno po tych aktywnych członkach dzikiego tłumu, co i tych, którzy nie dołączyli, jakoby szukając wsparcia- Też ogarnia mnie złość, również chciałabym sprawiedliwości! Straciłam wszystko! - miauknęła płaczliwie, łapiąc głęboki wdech - pozostał mi jedynie ten przeklęty popiół... - wymamrotała słabo, przegryzając wargę. Przetarła dłońmi policzki, a popiół który zdążył się na nich osadzić zamienił się w dramatyczną smugę.
-Rozlew krwi nam nie pomoże, nie nam. Rozlew krwi pomoże odpowiedzialnym za to wszystko... ale nie nam. Nie możemy dać im tej satysfakcji, powinniśmy walczyć ale nie przeciw sobie... bo oni tego chcą! Pomyślcie o sobie! o swoim życiu! wszystko płonie, powinniśmy uciekać!

Używam przewagi Kłamstwo
Rzucam na Charyzmę aby przekonać tłum by ich przekonać do racji - a tym samym do ewakuacji.
Rzut PO 1d100 - 82
Sukces!
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#7
11.04.2025, 13:21  ✶  
No i chuj, no i cześć. Różdżka odmówiła mu posłuszeństwa, ale żeby to pierwszy raz tak się stało? Prychnął tylko, wściekły na to, że nie udało mu się tego zjeba odepchnąć, bo skoro nie magią, to będzie musiał użyć pięści.
- Zamknij mordę albo każę ci zeżreć własny język - schował różdżkę. No i chuj, że była Mulciberem? To było jakieś przestępstwo? - Biedaków nie lubisz czy o chuj ci chodzi?
A gdy Scarlett walnęła tekstem, że jest Malfoyówną... Omal się nie zakrztusił własną śliną. To żeś dojebała do pieca, blondi - przemknęło mu przez myśl. Już wiedział, co Baldwin w niej widział: była durna jak lewy but.

I cóż... ludzie jej uwierzyli, owszem, była bardzo przekonująca. Ale nie odniosło to takiego skutku, jaki miało, bo gdy tylko przedstawiła się jako Malfoy, ktoś sięgnął po kamień.
- Zdechniesz, suko - uniósł rękę, chcąc rzucić w nią kamieniem. Na to Aidan nie mógł pozwolić, bo chociaż dziewczyna byłą durna i gdyby dostała w mordę, to może faktycznie by jej się z powrotem klepki poprzestawiały i by zmądrzała, to niby był Brygadzistą i miał chronić ludzi, nie? Szkoda tylko, że wolał to robić we własny sposób.

Nie siląc się na cokolwiek innego po prostu rzucił się na typa z kamieniem, chcąc trzasnąć go w ryj, uniemożliwiając rzucenie pociskiem w blondynkę.

Rzucam na AF, przewaga Odwaga, Walka wręcz plus koncepcja postaci
Rzut Z 1d100 - 67
Sukces!
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#8
12.04.2025, 16:01  ✶  
Zerkała w kierunku swojego dupkowatego wybawiciela, próbując zrozumieć. I raz w czas wracała myśl. Dlaczego? Czym sobie zasłużyła? Przecież się nie znali - nie musiał bronić jej jak lew. Członkowie brygady są tacy czy może ten tu jest wyjątkiem?
Ciut samobójczym jak się okazało po jej kolejnych słowach, gdy zamiast rozejścia, Mulciber dodała najwidoczniej oliwy do ognia, czego w pierwszej chwili zamroczony i zmęczony umysł nie zarejestrował. Styki nie połączyły faktów i była żywo zaskoczona
-Na Nokturnie podawanie się za Malfoya zawsze działało - prychnęła z pretensją i sama nie wiedziała czy bardziej zdenerwowana była na typa, który życzył jej śmierci czy na siebie. Cóż najwidoczniej nazwisko Malfoy nie rozwiązuje wszystkich problemów. Nawet jeśli dotychczas działało całkiem zgrabnie.
Scarlett idiotko, było podać nazwisko jakiegoś brudasa. Tylko czy ona jakiegoś znała? Na pewno, nawet jeśli teraz żadne nie przychodziło jej do głowy. Zresztą było już za późno - mleko się wylało.
Drgnęła, gdy nieznajomy agresor chciał rzucić w nią kamieniem, a którym nie zdążył, ani on, ani ona dobyć różdżki - gdyż jej dupkowaty wybawca okazał się szybszy, bardzo dobitnie mu uświadamiając błąd jaki popełnił.
Na skutek uderzenia do ich uszu dotarł chrupot, charakterystyczny dźwięk łamanej kości, a mężczyzna z głuchym stukotem wylądował na ziemi, łapiąc się za szczękę.
Prócz jęków i bezkształtnych krzyków z jego ust wypadło kilka słów, których znaczenia ciężko było zrozumieć. Tłum się rozstąpił, chyba nieco wątpić w słuszność ataku. A tak przynajmniej mogło się wydawać.
-P-Psie p-parszewy - wybełkotał główny agresor, chcąc zebrać się z ziemi - b-bronisz tej suki, zamiast ludzi? zdrajca!- wybełkotał sapliwym, średnio zrozumiałym głosem.
Wtem blondynka dojrzała ruch z tłumu, ktoś wyciągnął różdżkę. Czym prędzej przecięła odległość jaka dzieliła ją od swojego wybawiciela, widząc, że różka wcale nie celuje w jej kierunku, a w kierunku Aidana.
Jeden z mężczyzn zamachnął się różdżką, próbując wytworzyć ognisty pocisk wprost w Aidana.
-Fare!- zawołała po norwesku, zupełnie odruchowo, gdy emocje zawrzały.
Scarlett wyhamowała tuż przy chłopaku, zadzierając różdżkę, którą machnęła chcąc rozproszyć zaklęcie.

Rzut npc na ognisty pocisk
Rzut N 1d100 - 15
Akcja nieudana


Rzut na rozproszenie : Scarlett próbuje rozproszyć zaklęcie celowane w towarzysza (a teraz i nią bo wlazła w pole rażenia)
Rzut Z 1d100 - 32
Akcja nieudana
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#9
16.04.2025, 11:23  ✶  
Scarlett miała więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby mężczyźnie wyszło zaklęcie - niechybnie by oberwała. Aidan dostrzegł ruch, wychodzący od blondynki, ale nie zdążył zareagować. Kostki na dłoni piekły go niemiłosiernie, ale przynajmniej przeciwnik leżał na ziemi. Złapał Scarlett za rękę i pociągnął ją za sobą.
- Spierdalamy - rzucił tylko, chcąc uciec przed tłumem - wykorzystywał okazję, że ludzie się rozstąpili, zwątpili w słuszność tej cholernej bójki i dali im czyste miejsce na ucieczkę. Teleportacja była zbyt niebezpieczna jak na tak krótki czas reakcji, więc po prostu pociągnął chudą Scarlett za sobą.

Biegli, mijając poszkodowanych. Mijali gruzy, mijali ogień. Mijali zapłakanych, mijali poparzonych - ale nie zwracali na nich uwagi, przynajmniej Aidan, bo teraz zakodowane miał w głowie, że powinien chronić dziewczynę kuzyna. Nie znali się, ale Parkinson miał wbrew pozorom mocno zakorzenione w głowie myśli na temat więzów krwi i lojalności. Skoro Baldwin wybrał właśnie ją, to jego obowiązkiem było zapewnienie jej bezpieczeństwa.

Zbiegli z głównej ulicy, wbiegli w alejkę - Aidan niemalże rzucił Mulciberównę na ścianę, dysząc. Rozglądał się, czy udało im się zgubić tłum. Na ich szczęście nikt nie puścił się w pogoń, mogli więc odetchnąć.
- Ja pierdolę... Pasujecie do siebie - kaszlnął, pochylając się tak by oprzeć dłonie o swoje uda. - Oboje z Baldwinem nie macie instynktu samozachowawczego. Nic ci nie zrobili?
Nie to, żeby się troszczył, ale potem zamierzał się pochwalić kuzynowi, jak dzielnie stanął w obronie jego laski. Może da mu za to darmowy bilet na jakiś występ czy coś.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#10
20.04.2025, 17:05  ✶  
Cóż, nie wyszło - a to było już wręcz zabawne. Już nie wiedziała czy nawdychała się za dużo dymu, czy to za sprawą przebodźcowania, a może zwyczajnie tego dnia świat stwierdził, że będzie bardziej upośledzona niż zazwyczaj - no ale niezależnie od wszystkiego nie wyszło.
Poczuła silny uścisk i krótkie polecenie, a jednak nim zdążyła zareagować została pociągnięta - grzecznie rzucając się do ucieczki. Nie oglądała się za siebie, nie od razu, nie chcąc ich spowolnić, gdy przemykali pomiędzy ludźmi, mijając budynki, spanikowanych obywateli i tych już całkiem martwych obywateli. Cóż, z pewnością zakład pogrzebowy Lorraine zaliczy ogromne przychody już na początku miesiąca.
Bo wierzyła, że mimo wszystko ten stał. Stał i nic mu nie groziło, a przynajmniej taką nadzieje żywiła.
Czym prędzej odgoniła ów myśl, orientując się, że po raz kolejny wciąga samą siebie w wir myśli i obaw, które skręcały już w kierunku każdej bliskiej jej osoby. Szczególnie tych, których nie dane jej było ujrzeć.
Oparła się o ścianę, tak jak nakierował ją jej dupkowaty wybawca. Odczekała chwilę, nasłuchując czy prócz krzyków rozpaczy i ogólnej dramaturgii nie słychać ich oprawców, a jednak nikt albo ich nie gonił, albo zostali zgubieni.
-Hm? - Błękitne spojrzenie przesunęło się na chłopaka, słysząc pierwszy komentarz, który wywołał rozbawiony, krótki śmiech. Słuchała go dalej, a uśmiech na jej ustach zaczął się poszerzać, nabierając zadziornego wyrazu.
-Podziwiam... jeśli chociaż przez chwilę założyłeś, że może się z nim spotykać ktoś, kto posiada takowy instynkt - rzuciła zawadiacko, odbijając się od ściany, przechylając głowę w bok, a osypane popiołem platynowe loki przesypały się po jej ramieniu.
-No już... zabawnie było - stwierdziła, a błękitne ślepia skryły się częściowo za kotarami z kruczoczarnych rzęs, co nadało im kociego wyrazu. Czy bawiło ją, że mogli zginąć? W pewnym sensie owszem, szczególnie teraz, gdy byli już względnie bezpieczni, gdy nikt ich nie gonił. Gdy adrenalina, tak przyjemna i uzależniająca, powoli zaczęła opadać.
Apropo posiadania czy nie posiadania instynktu samozachowawczego by nie polemizowała, spotykała się z Baldwinem, a jej najlepszą przyjaciółką była Travers, która mimo czystego serca, również podzielała w pewny sposób skłonności samobójcze i zapędy do rzeczy skrajnie nierozsądnych - wystarczyło posłuchać o jej związku. A jednak to właśnie było piękne. Ten chaos, adrenalina wygrywająca na strunach duszy, rozlewająca się leniwie po ciele. Jak się bawić to się bawić...
-Cała i zdrowa, Kjære Sir  -mruknęła z rozbawieniem, rozkładając ręce aby teatralnie okazać mu swój stan, a zaraz jedną z rąk wyciągnęła w jego kierunku.
-Scarlett Mulciber - zagaiła, a błękitne tęczówki pochwyciły jego spojrzenie - A ty? Skąd wiesz co mnie łączy z Baldwinem, ha?- skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się w niego intensywnie. Próbując sobie przypomnieć czy może kiedyś go nie spotkali, czy kiedyś go nie mijała, czy może nie siedział któregoś dnia w Eurydyce, gdy oni również tam przebywali - Nie wyglądasz jak nokturnowski patus - przechyliła głowę na drugi bok, jakoby chciała mu się lepiej przyjrzeć, spojrzeć pod innym kątem.
-Brygada, ta? to ściema? - podchwyciła. Czy on wyglądał na psa? Może trochę. Był dobrze zbudowany, charyzmatyczny i dupkowaty jak jednostki specjalne bywały. A jednak nie tylko służby takie są i mogło być to kłamstwo. Więc czy był psem? Psem na baby z pewnością, baby lubiły takich aroganckich dupków. Łobuz kocha najbardziej, czy coś takiego.
Malfoy raczej nie pałał miłością do służb, także była dość sceptyczna czy ten tu do nich może należeć. Ściemniał? być może. Poza tym dlaczego bronił jej tak zaciekle? - nawet fakt bycia członkiem brygady wydawał się jej niewystarczający. Czuła się trochę jakby bronił jej starszy brat. Znaczy przez duże "jakby" bo pierwszy brat jej nienawidził i życzył jej raczej śmierci, drugi zaś nie był wciągany przez nią w konflikty. Był bardziej jej oazą spokoju, wsparciem i pocieszeniem, aniżeli obrońcą. Szczególnie że zawsze chciała robić wszystko sama. To ona od małego uczyła się bić i przewyższała go sprawnością fizyczną - także Mulciber nie bronili bracia, a jej własne pięści. Chociaż ciężko mówić o obronie, gdy to Ona była często głównym agresorem, bezpośrednio bądź pośrednio wyżywając się na tych, którzy zaszli jej za skórę.
Niemniej jednak patrząc na zaciętość Aidana miała wrażenie, że tak właśnie broniłby jej brat, gdyby któryś z nich miał jej bronić, tak by to wyglądało. Ale on nie był jej bratem, był nieznajomym, który ewidentnie znał Baldwina. Nieznajomym, który wiedział również co łączy ją z Malfoyem - a jednak... była pewna, że nigdy go nie spotkała. Więc jak?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Aidan Parkinson (2382), Scarlett Mulciber (3628)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa