Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Nie zamierzała teraz rozgrzebywać tego, co wydarzyło się przed chwilą. Miała świadomość, że ich to nie ominie. Roise potrafił być kurewsko upierdliwy w takich sprawach. Zawsze miał swoje zdanie, nawet jeśli jej się za bardzo nie podobało. Miała świadomość, że zareagowała dość porywczo, to też nie powinno być dla niego niczym nowym. Widziała coś, postanowiła zareagować, zrobiła to zbyt pochopnie, ociężale, nie udało jej się dotrzeć do tej kobiety. Jej wina. Gdyby nie to, że ją powstrzymał... cóż pewnie by się jej udało, zresztą nawet z jego reakcją, była bardzo bliska wtrącenia się w nieswoja sprawę. Ten zwyczaj nie był może szczególnie dobrze widziany, miała tego świadomość, ale nie umiała przejść obojętnie wobec krzywdy niewinnej osoby. Na pewno czekało ja tłumaczenie się ze swoich czynów, kiedyś przeżyli podobna rozmowę, mieli to za sobą. Coś mu obiecała, nie do końca jednak była w stanie dotrzymać słowa. Reagowała instynktownie - ktoś cierpiał, ona się w to angażowała. Tak już miała.
Jednak nie tym razem. Gruz oddzielił ja od nich, nie mogła się przez niego przedrzeć, może i by mogła, ale wiedziała, że kosztowałoby ją to zbyt wiele czasy, a tego nie mieli. Musieli się spieszyć, by zobaczyć, czy jej mieszkanie jeszcze stało, czy kamienica była bezpieczna, bo przecież mieli wyciągnąć z niej Astarotha.
Nie miała problemu z tym, aby wykonywać kolejne polecenia, złapała go w pasie, tak jak ją prosił. Teraz to on prowadził ich między wąskimi alejkami. Miała świadomość, że był w tym lepszy od niej, na pewno czuł się pewniej, niczego to jednak nie zmieniało.
Yaxleyówna nie do końca była zadowolona z tego, że nie udało jej się spełnić swojego celu. Miała prawo być rozczarowana, ale nie skupiała się na tym teraz, bo mieli kolejne rzeczy do odhaczenia.
Coraz więcej budynków obok nich zaczynało płonąć. To nie wróżyło niczego dobrego. Była umorusana w popiele, nie mogła oddychać, niby mogła, ale nie tak jak chciała, czuła w płucach dym, który znalazł się tam podczas początku tego wieczora. Szal, który dostała od Roisa nie mógł zniwelować skutków pierwszego kontaktu z żywiołem. Wiedziała, że to nie wróżyło niczego dobrego, a konsekwencje pewnie będą się za nimi ciągnęły zdecydowanie dłużej.
Nie zamierzała się jednak stawiać, zaliczyła jedną próbę - nie wyszła, więc podążyła za nim dalej, po prostu zareagowała na jego oczekiwania, chciał, aby szła z nim w głąb tej uliczki - to to zrobiła, trzymając mężczyznę dość mocno pod swoją dłonią. Nie chciała go zgubić, to było jedynym, czego była pewna. Nie mogła zgubić Roisa, mimo, że w tej alejce, w której się znaleźli nie było zbyt wielu ludzi, to nadal nieco obawiała się tego, że mogą zniknąć sobie z widzenia. Nie mogła na to pozwolić, za bardzo jej na nim zależało.
Wyłonili się w końcu z jednej z uliczek i ponownie znaleźli na Horyzontalnej. Miała nadzieję, że zaraz znajdą się w miejscu, na którym najbardziej jej w tej chwili zależało, liczyła na to, że kamienica nadal stoi, że jej domu nie pochłonął ogień. Mimo tych nadziei, nie do końca wiedziała, czy była gotowa na widok jaki zastanie.