• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[08.09.72] Ogień i woda

[08.09.72] Ogień i woda
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
01.04.2025, 09:42  ✶  
Przy Pękatej Fiolce Brenna nie miała wiele czasu, żeby się rozejrzeć – zauważyła, że próbowano podpalić zakład (nic dziwnego: jedyna dziedziczka Qurików związała się z mugolakiem), zgliszcza kamienicy w pobliżu ciężko było przegapić, a dwa domy za to wydawały się nietknięte. Ale to tyle, bo potem zajęły się wyciąganiem rodziny z płonącego budynku.
Po czym Brenna ruszyła dalej, wzdłuż Pokątnej.
Kierowała się ku Norze Nory, ale nie gnała tam na łeb na szyję. Sprawdziła miejsce, gdzie zdawało się jej wcześniej, że gromadzi się więcej popiołu – błąd, taki sam jak na samym początku, w niemagicznym Londynie, gdzie zdawało się jej, że coś płonie, ale szybka teleportacja wykazała, że się myliła (i dobrze). A potem… potem po prostu rozglądała się, czego ogień nie ruszył (a przed oczyma wciąż miała runy z notatnika Benny’ego, i zastanawiała się, czy umieszczono je na tych budynkach), i czy tam, gdzie się rozprzestrzenił, ktoś nie potrzebował pomocy. Podbiegła do dwóch Brygadzistów, którzy wyprowadzili rodzinę z jednego budynków, ale w środku nikt już nie został, a oni zaraz znikli z trzaskiem teleportacji: ona zaś poszła dalej. Zdawało się jej, że słyszy krzyki z jednego zaułka, ale gdy tam zajrzała, był pusty: może ktoś się teleportował, a może po prostu znów szumiało jej w uszach.
Heather? – zawołała w eter. Jestem na Pokątnej, w pobliżu sklepu z szatami, powiedziała, spoglądając ku wybitej witrynie jednego z pobliskich budynków. Nie wydawało się, aby uszkodził ją ogień albo doszło tu do napaści śmierciożerców: albo po prostu ktoś na nią wpadł i trochę uszkodził szkło, albo próbował skorzystać z okazji i coś ukraść.
Zakasłała, wyciągnęła z kieszeni kolejną chustę – absurdalnie kolorową – złapaną gdy wybiegała z budynku zawiązała ją na dolnej części twarzy, by chociaż trochę chronić się przed dymem. Chustka była jedynym elementem jej ubrania, który wciąż miał trochę naturalnego koloru: spodnie i marynarka były pokryte popiołami, ta druga nadpaliła się w jednym miejscu, buty były całe w sadzy. We włosach Brenny też osiadł popiół, brud pokrywał część twarzy.
Gdy natknęła się na trochę gruzów, wyciągnęła różdżkę, próbując je przesunąć, by ułatwić sobie przedarcie się dalej – a przy okazji także innym.

Próba przesunięcia kupki gruzów na bok, translokacja
Rzut N 1d100 - 18
Akcja nieudana

Plus nawołuję do Heather falami.




Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
01.04.2025, 21:37  ✶  

Ruda wróciła do Ministerstwa na chwilę. Razem z Victorią odprowadziły mężczyznę, którego im się udało złapać tam gdzie było jego miejsce, a mianowicie za karty. Nie mieli czasu, aby bunkrować się w biurze, więc po prostu później znowu znalazła się w terenie. Tam jej najbardziej potrzebowali. To było oczywiste. Nie zamierzała siedzieć z założonymi rękoma, wręcz przeciwnie, liczyła na to, że uda jej się dzisiaj uratować kilka żyć. Tak już miała. Ruda czuła, że musi wmieszać się w tłum i pomagać tym, którzy tego najbardziej potrzebowali. Tym bardziej, że Zakon nie spodziewał się tego, co mogło się wydarzyć, nie wiedzieli, że ma nastąpić atak. Kto zresztą byłby w stanie coś takiego przewidzieć? No nikt.

Śmierciożercy byli popierdoleni i najwyraźniej zamierzali spalić całe miasto, aby udowodnić swoją siłę. Musieli z tym walczyć, musieli szukać najsłabszych, tych którzy nie byli w stanie sami sobie radzić. To było oczywiste, przychodziło jej całkiem naturalnie.

Gdy znalazła się na Pokątnej po raz kolejny usłyszała w głowie znajomy głos. Była kurewsko wdzięczna za to, że ona i jej partnerka opanowały ten sposób komunikacji, nie spodziewała się, że tak szybko będą mogły przetestować go podczas faktycznej sytuacji zagrożenia życia.

Londyn płonął, nie był bezpiecznym miejscem, płomienie atakowały kolejne budynki, wiedziała już jednak, że znalazły się osoby, które pomagały go rozpalać, co ją wkurwiało, okropnie.

- Nie ruszaj się stamtąd, jestem za rogiem, zaraz będę. - Wood skupiła się na tym, aby odpowiedzieć swojej mamie. Dobrze było w końcu się z nią spotkać w tym całym chaosie, naprawdę cieszyła się, że nic jej się nie stało.

Tak, jak obiecała. Wyłoniła się zza jednego z budynków w krótką chwilę. Miała szczęście, że wylądowała akurat na Pokątnej. Dzięki temu mogła chociaż na chwilę zobaczyć się z Longbottomówną.

Ruda miała na sobie mundur, cóż, był już dość mocno przybrudzony, zresztą tak samo jak jej twarz i włosy - pokrywały się popiołem, bo przecież wokół nich, wszędzie fruwał on w powietrzu. Zobaczyła Brennę i przyspieszyła tempa.

W krótką chwilę znalazła się tuż obok przyjaciółki. Miała ochotę rzucić się na nią i do niej przytulić, tyle, że widziała, że trzyma w dłoniach różdżkę więc tego nie zrobiła. Zamiast tego się odezwała. - Cieszę się że żyjesz. - Bo to wcale nie było takie oczywiste w tej chwili. Nie wszyscy mieli przeżyć tę noc.




//fale, AF
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
02.04.2025, 08:36  ✶  
Schrzaniła zaklęcie i kupka gruzów ani drgnęła, ale Brenna tym razem się tym nie przejęła, bo w jej głowie rozbrzmiał ponownie głos Heather. Kobieta obróciła się, rozglądając, próbując dostrzec coś pośród dymu, a potem odetchnęła z ulgą, kiedy zza zakrętu wyłoniła się znajoma sylwetka.
Ruszyła ku niej. Palce prawej dłoni wciąż zaciskała na różdżce, ale w przeciwieństwie do Wood nie miała oporów i przygarnęła ją na moment lewą ręką, w krótkim uścisku. Nie zważała na to, że pewnie Heather dodatkowo ubrudzi – w końcu obie i tak były już ubabrane.
Mogły się porozumiewać – i Brenna w tej chwili błogosławiła fakt, że nauczyła się tych cholernych fal, chociaż nie przyszło jej to łatwo – ale rozmowa twarzą w twarz była znacznie łatwiejsza.
– Plan jest taki, żeby tak zostało – odparła, z pozornym optymizmem. Optymizmem, który rzecz jasna został niemal natychmiast zdławiony. – W teorii sytuacja powinna się p o p r a w i a ć, ale się pogarsza. Nigdzie nie widziałam atakujących, ale to chyba nie tylko ten popiół – powiedziała ponurym tonem. Może gdy Ministerstwo rzuciło się ogarniać chaos powstały przez popioły, śmierciożercy zaczęli podpalać inne miejsca – a może po prostu ludzie korzystali z sytuacji i okazji na zasianie trochę chaosu i kradzieże. – Idę od strony Pękatej Fiolki, jeden budynek tam się zwalił, inny spłonął, ale mieszkańcy i Brygada opanowali na razie sytuację. W Dziurawym Kotle chyba póki co jest bezpiecznie, było tam Ministerstwo… – wyrzuciła z siebie szybko, zanim odwróciła się z powrotem ku gruzom, tym razem próbując zmieść je z drogi za pomocą magii, którą znała dużo lepiej – czyli wytworzyć siłę, która usunie je na bok. – Dora jest w Londynie, mamy kontakt przez lusterko. Olivia Quirke ma przynieść trochę eliksirów do Nory. Trzeba będzie spróbować sprawdzić, czy antykwariat Tessy stoi. Musimy jakoś się zorganizować – stwierdziła. Chętnie sprawdziłaby też Rejwach, ale dla dobra Woodyego i całej rodziny nie mogła pojawić się tam z własną twarzą: a w tej chwili naprawdę nie miała czasu szukać żadnego lusterka i wprowadzać poprawek. Nie wspominając o tym, że posłano ją na Pokątną i na razie tutaj naprawdę działo się dużo rzeczy wymagających uwagi.

kształtowanie, próba przesunięcia gruzów, które nie drgnęły wcześniej
Rzut W 1d100 - 89
Sukces!




Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#4
02.04.2025, 11:40  ✶  

Poczuła się pewniej, gdy Brenna ją uścisnęła. Niby to niewiele, ale dobrze było poczuć jej obecność obok siebie. Zazwyczaj to ona towarzyszyła jej podczas tych wszystkich wydarzeń, w których brała udział. Ona przetrwała z nią Beltane, ba, dała się nawet zakopać żywcem, aby nie stała się jej krzywda. Była jej za to ogromnie wdzięczna. Wiedziała, że ma w niej oparcie, zresztą dobrze było mieć u swojego boku kogoś doświadczonego, kto miał takie same poglądy jak ona, kto chciał uratować niewinnych. Longbottom była jej oparciem w wielu sytuacjach, cieszyła się, że stała przed nią cała i zdrowa. No, może trochę brudna, ale ona również była przecież umorusana w popiele. Najważniejsze, że żadna z nich nie wyglądała na ranną. Były gotowe do działania, do walki, która mogła nadejść tego dnia. Nie wątpiła, że na pewno znajdą się tacy, którzy będą chcieli skorzystać z okazji i przyłączyć się do wroga, zresztą już miała okazję spotkać taką osobę.

- Nie zakładałam w ogóle innej możliwości. Przetrwamy tę noc. - Naprawdę starała się uwierzyć w te słowa, chociaż przecież nie mogły znać ani dnia, ani godziny. Były jednak za młode, aby umierać, do tego musiały pozbyć się tych pojebów, którzy postanowili przejąć władzę nad światem. To oznaczało, że nie mogły jeszcze odejść, bo ktoś musiał się tym wszystkim zająć.

- Ja widziałam. Z Victorią trafiłyśmy na jakiegoś pojeba, który odprawiał jakiś dziwny rytuał, jego ciało pokrywało się żarem. Zaprowadziłyśmy go do ministrestwa, pierdolił te całe farmazony o czyszczeniu świata z plugastwa. - Musiała o tym powiedzieć Brennie. Cóż, przynajmniej dowiedzieli się tego, że to nie był tylko i wyłącznie popiół, ale również ogień, spowodowany przez zaangażowanie innych osób.

- Czy poza tym mamy jeszcze jakieś miejsca, które trzeba sprawdzić? Mogę pójść do antykwariatu, cokolwiek, nie chce błądzić bez celu. - Tak, oczekiwała tego, że Brenna wyznaczy jej zadanie, ona w Zakonie była tylko i wyłącznie rękoma do pracy, to Lonbottom wiedziała co robić. Nie miała najmniejszych oporów z tym, aby wykonywać jej polecenia, była gotowa spełnić każde z nich.

- Najlepiej jakbyśmy się rozdzieliły i poszły każda z kimś innym od nas, będziemy mogły być w stałym kontakcie, do tego jeśli Dora ma lusterko, to ona też może mieć kogoś ze sobą, to już trzy zespoły, które mogą współpracować. - i mieć ze sobą kontakt, dzięki czemu będą wiedzieć, że są bezpieczni, ale również na bieżąco będą mogli się informować o tym, gdzie jest potrzebne ich wsparcie.

Spoglądała na Brennę, która przesuwała gruzy, zaklęcie zadziałało, będą mogły się tam dostać i sprawdzić, co się dzieje.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
03.04.2025, 08:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.04.2025, 08:38 przez Brenna Longbottom.)  
– Tak trzymaj – zgodziła się Brenna, klepnęła Heather w ramię po raz kolejny i odwróciła się do gruzów. Gdy magia przesunęła je na bok, funkcjonariuszka ruszyła wzdłuż ulicy, co chwila zadzierając głowę, w poszukiwaniu dymu, który świadczyłby o tym, że gdzieś trzeba szybko się przemieścić. Póki co w pobliżu nic nie płonęło – a ona pozostawała nieświadoma tego, że dym i runy tu i ówdzie zostawiają inne miłe pamiątki niż płomienie… – Jaki rytuał? Nie miał maski? – spytała automatycznie, na sekundę zwracając spojrzenie na Heather, ale zaraz znów zaczęła wodzić wzrokiem to wokół, upewniając się, czy nikt nie potrzebuje pomocy – i czy zza jakiegoś zaułka nie wyskoczą śmierciożercy – to po niebie.
Bardzo chciałaby faktycznie wiedzieć, co robić, tak jak myślała Wood. W istocie nie miała pojęcia – nie była pewna, czy ktokolwiek wiedział. Na pewno nikt z Ministerstwa Magii. I nie ona. Ale kiedy świat spowijał dym, popiół i płomienie, nie było miejsca na zastanawianie się, na wątpliwości ani nawet na to, co Brenna naprawdę zrobić chciała: czyli upewnić się, że Heather będzie bezpieczna. Wahała się przez ułamek sekundy zaledwie, bo wcale nie chciała rozstawać się z Wood, wolałaby trzymać ją przy sobie… ale w tej chwili komunikacja była kluczowa, a one były najlepszą „linią połączenia”, jaką Zakon w tej chwili dysponował.
– Apteka Lupinów – przypomniała sobie i przystanęła na moment, próbując „nadać” komunikat do Cedrica. Ceddy? Jesteś tam? Potrzebujecie pomocy? Co z waszym domem? Używała fal na tyle od niedawna, że w tym całym piekle w pierwszej chwili prawie zapomniała, że Lupin dzięki swojej dawnej partnerce też opanował tę umiejętność.
Gdyby wierzyła w to, że bogowie ingerują w ich życie, modliłaby się teraz, żeby odpowiedział.
Żeby on, jego rodzice i rodzeństwo byli bezpieczni.
– Cholera, wolałabym, żebyśmy się nie rozdzielali, nikt nie powinien zostawać teraz sam… – Ale trzymanie ich we dwie było w tej chwili marnotrawstwem. – Sprawdźmy ulicę do skrętu na Horyzontalną, jeśli będzie tam w porządku, pobiegniesz do Tessy, ja pójdę dalej do kawiarni. Jeśli nikogo tam nie zastaniesz z naszych, wołaj mnie, teleportuję się do ciebie… ja albo ktoś z Nory, tam na pewno ktoś będzie. Nie zostawaj sama, proszę. Gdybyś dotarła do Tess, możesz spróbować przyzwać tam miotłę? Teraz się nie przyda, ale jak ten dym zacznie trochę opadać…
O ile zacznie, pomyślała, ale odgoniła tę myśl od siebie. Spojrzała na budynek, nietknięty przez ogień, i ruszyła dalej.

Wołam falami do Cedrica Lupina, czy żyje i czy apteka płonie.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
03.04.2025, 09:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.04.2025, 10:01 przez Heather Wood.)  

Najważniejsze, że miały podobne podejście. Musiały to przetrwać, bez względu na wszystko. Może Londyn płonął, jednak one nie miały zamiaru dołączyć do tych, którzy odeszli. W przypadku kobiet było to dość skomplikowane, bo miały tendencje do pakowania się w sytuacje zagrożenia życia po to, aby ratować niewinnych. Musiały jednak wierzyć w swoje powodzenie, dzięki temu faktycznie mogło im się udać. W przypadku Rudej można było to uznać za zadzieranie nosa, ale ta pewność siebie pomagała jej działać. Musiala wierzyć w to, że sobie poradzi.

- Nie miał maski. Nie wiem, co to był za rytuał, próbowałam to rozgryźć, ale chyba jestem na to za głupia. - Nie dało się ukryć tego, że Heather nie była wspaniałym teoretykiem magii, zdecydowanie lepiej radziła sobie z praktyką, powinna nieco nadrobić swoją wiedzę, bo jak widać i teoria czasem bywała przydatna. - Nie miał maski, ale jest już zamknięty, nie zrobi nikomu krzywdy. - To było najważniejsze. Jasne, szkoda, że nie złapały go wcześniej, tylko w momencie w którym znalazły go na zgliszczach, ale i tak sukcesem było to, że nie chodził dalej po świecie. Nikogo już nie skrzywdzi i tylko to się liczyło.

- Nie wiem, co z Cameronem... - Mruknęła cicho do siebie słysząc o rodzinnej aptece jej narzeczonego. Powinna chyba zacząć go szukać. Nie miała pewności, że chłopakowi nic się nie stało. Był sam, bezbronny... to nie napawało jej optymizmem, bo być może powinna zacząć od swoich najbliższych, żeby mieć czystą głowę i móc na spokojnie ratować wszystkich innych.

- Tak, nikt nie powinien być sam, nie wiadomo, gdzie i kiedy jeszcze uderzą. - Nie da się ukryć, że Ruda nigdy nie kryła się jakoś ze swoimi poglądami, Longbottomowie też byli na celowniku, zresztą podczas Beltane walczyli dzielnie z poplecznikami Voldemorta, mogli stać się celem ich działań, bo na pewno należeli do osob, które mogły nieco pokrzyżować mu plany.

- Dobrze, pójdę do antykwariatu, będziemy w stałym kontakcie. Na pewno przyda mi się ktoś z naszych. - Zawsze lepiej działać we dwójkę, to nie tak, że sama by tam nie poszła, Ruda miała więcej szczęścia niż rozumu, jej typowo gryfońska odwaga nie pozwalała jej odpuścić. Jeśli nikt się nie znajdzie, to na pewno ruszy tam zupełnie sama, w końcu nie wydawało jej się, żeby miała zginąć tej nocy.

- Tak, przyzwę miotłę, ale dopiero później, póki co jeszcze nie ma sensu latać. - Nadal można było dostrzec płonące budynki, to jeszcze nie był moment w którym mogłaby korzystać ze swojego ulubionego sposobu przemieszczania się.

Ruda szła tuż obok Brenny i przyglądała się okolicznym budynkom, próbowała ocenić straty, sprawdzić, które budynki stały, a które nie miały szansy na to, by przetrwać noc.


//odwaga
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
03.04.2025, 09:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.05.2025, 15:59 przez Brenna Longbottom.)  
– Nie, po prostu nie znasz się na pojebanej, czarnej magii – sprostowała Brenna, i zacisnęła na moment wargi, choć przez chustę na twarzy nie było tego widać. Nie miał maski. Niedobrze. Jedno z dwojga: albo śmierciożercy wmieszali się pomiędzy cywilów, albo chętnie pomagały im przypadkowe osoby – a może coś na nich wpływało?
Sama momentami zaczynała mieć wrażenie, że gdy znajduje się bliżej płonących budynków, dym zdaje się na nią wrzeszczeć.
– Wasze mieszkanie jest przy Horyzontalnej? Myślisz, że może tam być? – spytała. Heather mogłaby od razu sprawdzić, co z Cameronem. Brenna bardzo chciałaby ją zapewnić, że na pewno wszystko w porządku, ale… w tej chwili nie mogli być tego pewni, a ona nie chciała kłamać.
I wolała nie przyznawać się, że nawoływuje w tej chwili do brata narzeczonego Heather, a on nie odpowiada. To nic nie znaczyło – Brenna używała fal od niedawna, mogło jej nie wyjść. Albo Cedric był teraz w szpitalu i pomagał rannym, a to nie sprzyjało skupieniu, więc nie mógł nadać komunikatu. Właściwie było bardzo prawdopodobne, że tak właśnie się stało: Lupin ciągle robił nadgodziny, a jeśli nawet ich nie robił, mógł teleportować się tam, by dołączyć do medyków.
Mimo to fakt, że jej słowa ulatywały w eter bez odpowiedzi napełniał ją niepokojem.
Cedric? Jesteś tam?
– Jeśli kogokolwiek znajdziesz z naszych, mów mu to samo. Musimy jakoś się… znaleźć i podobierać w grupy – mruknęła i umilkła na chwilę, gdy przechodziły przez miejsce, gdzie pełno było dymu, choć nikt nic już nie płonęło - najwyraźniej ktoś próbował podpalić jeden z budynków i kubły na śmieci w zaułku, co napełniło okolicę smrodem, ale nie wymagało w tej chwili ich natychmiastowej reakcji. Brenna przystanęła, dostrzegając jakąś biegnącą ulicą parę, ale zanim zdążyła ich zatrzymać, by spytać, czy nie potrzebują pomocy, ktoś wybiegł im na spotkanie: kobieta rzuciła się w ramiona tego człowieka i cała trójka znikła z trzaskiem teleportacji. Longbottom wydobyła więc po prostu z kieszeni notatnik, by byle jak zanotować w nim ten ocalony budynek i ten, który minęły chwilę wcześniej, nietknięty przez płomienie. Numerki w dwóch rządkach, niestarannie zanotowane, ot żeby nie zapomnieć, wszystko co zauważyła. – Kurwa, gdybym wiedziała, gdzie tutaj sprzedają lusterka… – dodała z pewną frustracją. Jasne, sklep pewnie raczej nie działał w takich okolicznościach, ale w tej chwili po prostu była skłonna dać bardzo, bardzo dużo pieniędzy za możliwość kontaktu. – Chodzi mi o to, żeby tam została, gdyby ktoś potrzebował jej potem. Chociaż latanie teraz to zły pomysł, i tak może warto, żebyś miała ją pod ręką. Gdyby trzeba było coś zgasić z góry może być łatwiej. Albo ewakuować kogoś z wyższych pięter.

Edycja zgodnie z uwagą MG.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
03.04.2025, 10:35  ✶  

- Cóż, to też prawda, nie znam i raczej nie będę się na niej znać. - Nie interesowały jej nigdy podobne tematy, bo dlaczego by miały? Wood uważała, że czarna magia nie jest dziedziną, z której powinien korzystać ktokolwiek. Potrafiła być zdradliwa, łatwo można było popaść wrażeniu, że może się zrobić wszystko, stracić swoje człowieczeństwo. Zdecydowanie by tego nie chciała.

- Tak, przeprowadziliśmy się na Horyzontalną niedawno. - W końcu Cameron wygrał dla nich mieszkanie w konkursie... Ciekawe, czy nie spłonie ono tej nocy, to byłby naprawdę niezły chichot losu, ledwie wyprowadzili się z rodzinnych mieszkań i przenieśli do swojego, a ono mogło spłonąć.

- Tak, Cameron dzisiaj ma wolne, powinien być w domu. - Musiała w końcu trafić na Horyzontalną, by upewnić się, że jej narzeczony jest cały i zdrowy. To było dla niej bardzo ważne. Może mogłaby go dostarczyć do cukierni, gdzie mógłby wspierać ich ludzi swoim doświadczeniem zawodowym, gdyby zaszła taka potrzeba. Na pewno w grupie byliby bardziej bezpieczni niż w pojedynkę.

- Jasne, cukiernia miejsce zbiórki, może przetransportuje tam Camerona, w grupie będzie bezpieczniejszy, a i jego pomoc się przyda. - Coraz bardziej wydawało jej się, że ten pomysł naprawdę ma większy sens.

- Podejrzewam, że nawet jeśli gdzieś je tutaj sprzedawali, to i tak są już stłuczone. - Londyn wyglądał jak jedno wielkie pole bitwy. Nie sądziła, żeby lusterka przetrwały taki armagedon.

- Jasne, będę ich tam kierować, o ile kogoś spotkam. - Nie mogła mieć przecież pewności, że faktycznie się tak wydarzy. Londyn był wielki, ludzie znajdowali się aktualnie dosłownie wszędzie.

- Jasne, zostawię ją tam. - Zrozumiała aluzję, sama jakoś poradzi sobie bez miotły, w końcu przywołać mogła tylko jedną.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
03.04.2025, 10:45  ✶  
– Świetnie. Polecisz sprawdzić Aptekę, wasze mieszkanie i antykwariat. Kogoś powinnaś znaleźć, może uda ci się zgarnąć Cedrica. Ja sprawdzę sklep Potterów i klubokawiarnię. Wołaj, gdybyś została sama – oświadczyła Brenna, skręcając za róg i przystając na moment, bo znowu otoczył je dym. Uniosła różdżkę, tym razem próbując rzucić czar, który rozwiałby to wszystko, umożliwiając im łatwiejsze oddychanie i rozglądanie się – a i pomógłby pewnie innym ludziom w pobliżu.
Zawahała się na moment.
Zwykle nie przebiegało to w ten sposób, ale…
Londyn płonął. Potrzebowali medyków. Heather i tak chciała ściągnąć do nich Camerona. A poza tym skoro jego już - wkrótce żona, siostra i brat siedzieli w Zakonie, to i tak była kwestia czasu…
– To co, chcesz mu zorganizować przyspieszoną rekrutację? Chyba szukał prywatnego zatrudnienia, Zakon, znaczy się ja, świetnie płacimy, mógłby ci kupić ładny pierścionek – stwierdziła półżartem, półserio, bo naprawdę była gotowa płacić, by jakiś medyk był na etacie zakonu. Po stracie Dani mieli tutaj pewien problem. Ale też nie od końca tak, że faktycznie chciała, by Heather nagle wciągała chłopaka w biegu do nielegalnej organizacji. Sama pomoc medyczna byłaby jednak nieoceniona. – Jeżeli antykwariat stoi, tam też zorganizujemy miejsce zbiórki. Trzeba je zabezpieczyć. Możesz zabrać go tam albo na Pokątną. Nora nie wystarczy, żeby ukryć tam wszystkich, a my nie możemy koncentrować się tylko na Pokątnej. Będę… jeśli uda nam się zorganizować, spróbuję wpaść i do Woodyego.
Bo Nokturn nie był mniej ważny niż inne ulice. Teraz musiała najpierw znaleźć ludzi z Zakonu, a ich większość prawdopodobnie będzie ciągnąć do Nory Nory, poza tym w tej chwili jej priorytetem było namierzenie Thomasa Figga. Runmistrza i klątwołamacza. Ale miała cholerną nadzieję, że tam też da radę się pojawić.
Nie mogli skupić się tylko na jednym miejscu.
– Zostaw albo miej ją przy sobie. Jeśli okaże się, że coś płonie od strony dachu, tak będzie łatwiej to gasić.
Nie mówiła, żeby Heather latała w tym dymie – to byłby zły pomysł, Wood miała rację – ale były sytuacje, gdy miotła przyda się pod ręką.

kształtowanie, próba wytworzenia podmuchu, który rozproszy dym dookoła
Rzut W 1d100 - 80
Sukces!




Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
03.04.2025, 10:56  ✶  

- To brzmi, jak całkiem niezły plan. - Tak, podzieliły się całkiem rozsądnie miejscami, które miały sprawdzić. Każda dostała inną dzielnicę, więc miało to sens. Do tego, gdyby coś poszło nie tak - to mogły się ze sobą komuniukować. Nie było więc, aż tak najgorzej, to naprawdę mogło zadziałać, ba wręcz była pewna, że zadziała.

Dym ponownie przykrył okolicę. Wood miała wrażenie, że co chwila pojawiają się jego kolejne kłęby, jakby ten ogień nie przestawał płonąć, tylko pochłaniał coraz więcej budynków. Nie miała pojęcia, czy uda się go ugasić, a jeśli tak, to kiedy? Ani Zakon, ani Ministerstwo nie miało tylu różdżek, aby ugasić wszystkie miejsca, które tego wymagały.

- Myślę, że to jest odpowiedni moment, aby nieco go wprowadzić. - Cameron miał świadomość, że Ruda zajmuje się czymś dodatkowo. Nie dało się tego nie zauważyć, nigdy jednak nie była co do tego jakoś specjalnie wylewna, nie opowiadała mu o tym, co robi z Brenną po pracy. Może faktycznie wypadało go nieco w to wprowadzić. Ufała mu, w końcu był jej narzeczonym, nie zamierzała oczywiście ciągać chłopaka ze sobą na te niebzpieczne akcje, ale mógł się przydać jako medyk. To wcale nie było takim głupim rozwiązaniem.

- Nie sądzę, że przyjmie pieniądze, ale myślę, że nie odrzuci propozycji. Zajmę się tym. - Decyzja została podjęta. Jak tylko znajdzie Lupina to wspomni mu nieco o tym wszystkim. Nie wydawało jej się, że odmówiłby im pomocy. Zresztą to Cameron - on jej nigdy nie odmawiał.

- Jasne, czyli miejsca zbiórki póki co, to antykwariat, cukiernia. Jak się dowiesz, co z Woodym to daj znać. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nauczyłyśmy się tych fal. - Nie mogła się powstrzymać przed tym komentarzem. Dopiero teraz widziała, że ta umiejętność była naprawdę bardzo potrzebna, szczególnie w takich kryzysowych sytuacjach. Może nie było to wcale takie proste, ale udało im się tego nauczyć.

- Wiesz, że nie muszę jej mieć przy sobie, mogę ją wezwać w każdej chwili, a tam może się komuś przydać. - Miała swoją specjalną miotłę, która zachowywała się jak zwierzątko, podczas Beltane też z niej korzystała - no z innego egzemparza, bo tamten nie nadawał się do niczego.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2386), Heather Wood (2207)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa