23.04.2025, 09:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2025, 21:41 przez Brenna Longbottom.)
Pierwszą myślą Brenny, gdy to wszystko się zaczęło, był nie Zakon, a Ministerstwo, z prostego powodu - nie spodziewała się skali tego ataku i przyszło jej do głowy, że być może Voldemort właśnie próbuje je przejąć. Na szczęście albo nieszczęście, obrał inną taktykę, Brenna skończyła więc z kilkoma Brygadzistami i aurorami, którzy jak ona nie byli pierwotnie w gmachu Ministerstwa, posłana w pobliżu Dziurawego Kotła.
Wcześniej, gdy patrzyła w niebo, sądziła, że to miejsce płonie, ale wyglądało na to, że pub stał, przynajmniej na razie, za to wokół...
...wokół rozpętało się piekło.
A przynajmniej tak myślała w tej chwili. Jeszcze nieświadoma, że to dopiero przygrywka, że piekło dopiero nadejdzie w najbliższych godzinach.
- Julian! – zawołała, gdy jeden z aurorów machnął ręką, krótko polecając, żeby sprawdziła jedną z pobliskich uliczek z „Bletchleyem”. Dopiero teraz dostrzegła, że jedną z osób, które teleportowały się na miejsce, jest jej sąsiad, i z jednej strony to było pocieszające, wiedzieć, że był tutaj, cały i zdrowy… z drugiej, no cóż, właśnie trwała tak na miasto. Nikt nie był bezpieczny. Zaczęła uświadamiać sobie to dopiero teraz, gdy trafiła na Pokątną i widziała ten cholerny popiół, lecący z nieba, gdzieś w oddali ku niebu unosił się dym – jej odruchem było najpierw ruszenie w tamtą stronę, ale posłano tam ponoć kogoś innego – a ulice wypełniały się ludźmi, próbującymi zorientować się, co się dzieje, szukającymi swoich bliskich lub bezpieczniejszych kryjówek.
– Dziewczyny są bezpieczne? – spytała, dopadając do niego i mierząc go szybkim spojrzeniem. Były całe i zdrowe w Dolinie? Co jeśli Alice miała jakąś próbę? – Hestia jest dziś w pracy? Kazali nam sprawdzić tamto miejsce – wyrzuciła z siebie pośpiesznie, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę, którą sama wskazała, palce zaciskając już na różdżce. Bardzo chciała wypytywać Juliana, czy coś wie, ale mogli rozmawiać idąc, i sprawdzając, gdzie najbardziej w tej chwili potrzeba pomocy.
Wcześniej, gdy patrzyła w niebo, sądziła, że to miejsce płonie, ale wyglądało na to, że pub stał, przynajmniej na razie, za to wokół...
...wokół rozpętało się piekło.
A przynajmniej tak myślała w tej chwili. Jeszcze nieświadoma, że to dopiero przygrywka, że piekło dopiero nadejdzie w najbliższych godzinach.
- Julian! – zawołała, gdy jeden z aurorów machnął ręką, krótko polecając, żeby sprawdziła jedną z pobliskich uliczek z „Bletchleyem”. Dopiero teraz dostrzegła, że jedną z osób, które teleportowały się na miejsce, jest jej sąsiad, i z jednej strony to było pocieszające, wiedzieć, że był tutaj, cały i zdrowy… z drugiej, no cóż, właśnie trwała tak na miasto. Nikt nie był bezpieczny. Zaczęła uświadamiać sobie to dopiero teraz, gdy trafiła na Pokątną i widziała ten cholerny popiół, lecący z nieba, gdzieś w oddali ku niebu unosił się dym – jej odruchem było najpierw ruszenie w tamtą stronę, ale posłano tam ponoć kogoś innego – a ulice wypełniały się ludźmi, próbującymi zorientować się, co się dzieje, szukającymi swoich bliskich lub bezpieczniejszych kryjówek.
– Dziewczyny są bezpieczne? – spytała, dopadając do niego i mierząc go szybkim spojrzeniem. Były całe i zdrowe w Dolinie? Co jeśli Alice miała jakąś próbę? – Hestia jest dziś w pracy? Kazali nam sprawdzić tamto miejsce – wyrzuciła z siebie pośpiesznie, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę, którą sama wskazała, palce zaciskając już na różdżce. Bardzo chciała wypytywać Juliana, czy coś wie, ale mogli rozmawiać idąc, i sprawdzając, gdzie najbardziej w tej chwili potrzeba pomocy.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.