Dzwonek w drzwiach zwiastował przekroczenie progu przez nowego klienta. Okulary przeciwsłoneczne sprawiały, że żywe i jasne kolory lokalu wydawały się przygaszone, być może bardziej adekwatne do poranku. Słońce rozjaśniało pomieszczenie porannymi promieniami wpadając przez wychodzące na ulicę Pokątną okna oraz postać Elliotta. Ciemną, luźniejszą marynarkę miał zarzuconą na jasno-szary materiał koszuli, pomiędzy której kołnierzem była zawiązana chusteczka o energiczniejszych wzorach, aż wciąż utrzymana w czerni i szarościach. Ledwo pare dni temu pochował żonę, więc pomimo wiosny i jej zachęcającej do odziania się w żywsze barwy podrygów musiał słuchać zdrowego rozsądku i wybierać rzeczy, jakie nie będą rzucać się w oczy jako nieadekwatne do stanu żałoby - robił to w swój, elegancki sposób, ale nie chciał, aby coś takiego jak dobór zawiązanej na szyi chustki sprawiło, ze jeden z brukowców, albo bardziej zainteresowana nim grupa czarodziejów, zaczęła spekulować o powodzeni śmierci Simone.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i taksując spojrzeniem ladę pozwolił, aby rozmowy siedzących przy stolikach klientów dobiegły do jego uszu nie zamieniając się w motłoch tłumnych, niezrozumiałych dźwięków. Ostatecznie uznał, ze nie ma tutaj do czynienia z nikim, kogo powinien powitać, więc bez zwłoki podszedł do lady, za która uwijała się drobna blondynka, jak Malfoy założył - właścicielka.
- Całkiem przyjemna pogoda, prawda? - zagadnął, jednocześnie ściągając okulary przeciwsłoneczne z nosa, bo niegrzecznym by było jakby tego nie zrobił. Zaczepił je jednym nausznikiem o materiał jasnej koszuli, tak, że zwisały dosłownie po środku nachodząc na parę guzików - Dzień dobry - dodał zaraz, bo pierwsze pytanie miało za zamiar jedynie zwrócić uwagę przyszłej rozmówczyni. Elliott przesunął wzrokiem po 'repertuarze' słodyczy jaki piętrzył się za gablotkami i mimo rozpoznania większość deserów, a przynajmniej tych najklasyczniejszych, które nie były osobistą wariacją, postanowił zawiesić na wypiekach spojrzenie odrobinę dłużej.
- Przyszedłem z dość osobliwym pytaniem, tak myślę - zaczął, wciąż nie odrywając wzroku od etykiet, zdobnych ciastek i prostszych, słodkich bułeczek - Chciałbym kupić coś dla znajomego, powiedzmy, ze bez okazji. Nie chce, aby było to coś bardzo wykwintnego, ale też nic... lichego? - zawahał się odrobinę, mieląc ostatnie słowo w ustach, chociaż zrobił to całkowicie celowo. Chciał przedstawić się jako osoba, której należy doradzić, bo inaczej niezbyt będzie wiedziała w co włożyć ręce. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby kupował słodkość dla siebie.
- Z tego, co mi wiadomo, dość dobrze kojarzysz Erika Longbottoma i też on jest osobą, do której staram się dopasować jedną z tych słodkich uciech. - chociaż zapewne sam w sobie jest o wiele słodszy niż one wszystkie razem wzięte, uśmiechnął się sam do siebie w myślach na dobór słów, ale nie okazał tego na twarzy. Wrócił spojrzeniem do właścicielki, a w ich niebieskim chłodzie zarysowywało się wyraźna chęć dostania odpowiedzi na zadane pytanie.
Malfoy brzmiał tak jak zwykle, odrobinę wyniośle, co mogło wydawać się nieadekwatnie do sytuacji, jaką było kupowanie ciastek na Pokątnej - w końcu nie robił tego na tyle często, aby w stu procentach wiedzieć, że należałoby być przy tym bardziej luźnym. Jego wyćwiczona, automatyczna grzeczność wręcz przelewała się przez dobór słów i sentencji, pozwalając im płynąć.
Uśmiechnął się lekko, ledwo zauważalnie, ale na tyle, że sprawiało to, iż jego zazwyczaj chłodna postawa była bardziej przystępna i wręcz zachęcała do kontynuowania konwersacji. Przekręcił lekko głowę i wsunął dłonie w kieszenie wciąż pozostając czujnym na głosy dookoła. Był pewien, że przesiadujące przy jednym ze stolików kobiety wspomniały o nim w swojej dyskusji, ale nawet się nie odwrócił całkowicie oddany sprawie, w jakiej tutaj przyszedł. Wczorajsza pełnia zapewne zostawiła Longbottoma w stanie niezbyt zdatnym do funkcjonowania, a dostanie ciastek nie było może czymś wielkim, ale na pewno mogło rozjaśnić dzień.