• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
[07/04/1972] U Castiela || Erik & Castiel

[07/04/1972] U Castiela || Erik & Castiel
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
28.11.2022, 21:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:29 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—07/04/1972—
Miejsce zamieszkania Castiela
Erik A. Longbottom & Castiel Flint


Ciężko byłoby stwierdzić, aby Erik wyczekiwał z dużą niecierpliwością swojej pierwszej wizyty kontrolnej w związku z tak zwaną „kuchenną klątwą”, która wzięła go w swe posiadanie. Zależało mu jednak na tym, aby pozbyć się z życia, chociaż tego problemu, toteż nie zamierzał przegapić odwiedzin u Castiela Ba, nawet starał się stosować do wszelkiego rodzaju pozostawionych mu zaleceń, chociaż trudno było zwalczyć chęć sięgnięcia po lampkę wina po ciężkim dniu pracy do późnych godzin nocnych.

Chociaż po pierwszych naświetleniach objawiły się u niego pewne efekty uboczne, tak nie zamierzał na nie zbytnio narzekać. Senność czy nudności i tak odczuwał wyjątkowo często, biorąc na swoje barki nieco zbyt dużo obowiązków służbowych. A już zwłaszcza w ostatnich dniach, kiedy to starał się zapomnieć o pełni i jak najszybciej zakopać się pod stertą dokumentów i papierów lub wybyć w teren.

Tę wyprawę też tak można nazwać, pomyślał, gdy z cichym pyknięciem zmaterializował się przed miejscem zamieszkania Flinta. Wraz z każdym krokiem, który zbliżał go do drzwi frontowych, zaczął po raz któryś z kolei analizować zdobyte do tej pory informacje na temat jego przypadłości. Prywatne śledztwo, jakie poniekąd wszczęło rodzeństwo Longbottomów w tej sprawie, nie zaszło jeszcze zbyt daleko. Poza ustaleniem paru podstawowych faktów głównie przy wymianie listów i notatek nie zdołali jeszcze zidentyfikować sprawcy. To była jednak zapewne tylko kwestia czasu.

Młody detektyw obciągnął poły munduru brygadzisty i zapukał trzykrotnie do drzwi. Cóż, może gdyby się tak nie spieszył z odbyciem tego spotkania, to może znalazłby czas, aby się przerwać, a tak to praktycznie wyleciał z biura. Przestąpił z nogi na nogę, gdyż te po ponad trzydziestu sekundach nie uchyliły się, a ze środka nie usłyszał też dźwięku otwieranego zamka. Czyżby chłopak coś zatrzymało? A może umówili się na inną godzinę?

Erik cofnął się o dwa kroki i rozejrzał na lewo i na prawo, taksując uważnym wzrokiem działkę, na której stał dom. Automatycznie zerknął na znajdujący się na nadgarstku zegarek, jednak ten nie pokazał mu niczego, czego już nie wiedział. Nie mając za bardzo innego wyboru, a nie chcąc podnosić głosu, raz jeszcze zapukał parokrotnie, tym razem dużo bardziej energicznie.

— O. Jednak jesteś — zauważył z uśmiechem, gdy w progu stanął w końcu Castiel. Skłonił przed blondynem głowę w geście powitania. — Już myślałem, że pomyliłem daty lub trafiłem do jakichś sąsiadów.

Bądź co bądź, każdego mogło czasem znieść podczas teleportacji, czyż nie? Poza tym wskazówek dotyczących lokalizacji domu Flinta udzielała mu Brenna, a wśród wszelkiej maści informacji, które musiał wyłuskać z jej słowotoku, niektóre szczegóły mogły mu umknąć. W sumie to się cieszył, że ten scenariusz się nie spełnił. Gdyby znalezienie domostwa okazało się zadaniem poza jego siły, musiałby zaangażować siostrę, żeby pomogła mu znaleźć swego przyjaciela.

— Z radością informuje, że nie przegapiłem od naszego ostatniego ani jednego naświetlenia i eliksiry chyba również zażywałem wedle instrukcji — rzucił, gdy został zaproszony do środka. Rozejrzał się z zaciekawieniem po wnętrzu.

Chociaż tuż przed pełnią miał pewne obiekcje, czy kuracja nie wpłynie w jakiś niestandardowy sposób na przemianę w wilkołaka, tak obawy okazały się niepotrzebne. Transformacja, jak to transformacja do najprzyjemniejszych nie należała, jednak nie doszło do żadnych nieprzewidzianych incydentów. Jedno zmartwienie mniej, pomyślał, uśmiechając się półgębkiem do klątwołamacza.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#2
29.11.2022, 19:33  ✶  
Niewątpliwą zaletą roli najstarszego syna w rodzinie było prawo pierwogłosu. Wygonił wszystkich z domu, nawet pracującego po cichu Baldura. Ojciec wypłynął godzinę temu, a Cas odprowadził go do samego statku, upewniając się, że ten przypadkiem nie zawróci. Potrzebował przestrzeni i idealnej ciszy aby porozmawiać z Erikiem na temat, który go fascynuje od bardzo, bardzo dawna. Nie było to jednak przeznaczone dla wszystkich uszu. Ostatnimi dniami miał urwanie głowy - pojawienie się kuzynki zrobiło furorę, chaos, naniosło parę zniszczeń ale i wniosło więcej energii do domu. Posiadłość nie była ogromna ani bogato zdobiona ale miała swój urok w tej surowości i ciemnym kamieniu. Godzinę drogi stąd znajdował się port, oberża, latarnia morska a więc w okolicy nie brakło krzyku mew, szumu fal i zapachu ryb. Na całe szczęście dom został solidnie zaczarowany i wewnątrz wszystko cichło. Nie ma co ukrywać - Flintowie i żegluga to trwały, wieczny splot przeznaczenia.
Panowała idealna cisza więc usłyszał od razu pukanie Erika. Sęk w tym, że znajdował się po drugiej stronie domu, a nie mógł bezczelnie się teleportować po mieszkaniu po ostatniej awanturze ojca. Po minucie naciskał klamkę i wpuszczał gościa do środka, zerkając kontrolnie za jego plecy. Można to było dwojako odebrać - albo sprawdzał czy Erik nie ma "ogona" albo czy w okolicy panuje spokój. Na widok Longbottoma wyciągnął w jego stronę dłoń do uścisku.
- Witaj, Erik. Jesteśmy tu jedyną czarodziejską rodziną więc trafiłbyś co najwyżej na zdezorientowanych mugoli. - uśmiechnął się półgębkiem. Nie rozmawiał z niemagicznymi osobami, zrzucał to na Baldura. Najbliżsi sąsiedzi znajdowali się jednak odpowiednio daleko aby nie musieć na nich wpadać i się witać. Zaprosił go do środka, gdzie podłoga wyścielona była perfekcyjnie wyczyszczonym i wyczesanym dywanem, gdzie dominował brąz i sztuka związana z żeglugą. Nie brakowało wielu modeli statków czy to w butelkach czy magicznie unoszących się nad puzderkiem łódeczkach. W doniczce leżała lśniąca czernią wielka kotwica, a przy ścianach uwieszone były kandelabry ze świecami i lampami oliwnymi. Wszystkie zapalały się samoistnie gdy tylko ich mijali. Korytarze były długie acz wąskie więc prowadził Erika idąc przodem. Zaprowadził go do chłodnej i dosyć dużej komnaty, która uchodziła za pokój gościnny.
- To dobre wieści. Proszę, rozgość się. Chcesz coś do picia? - wskazał mu fotel, kanapę i pufę do wyboru, a na stoliku już stały różne napitki: od wody, przez herbatę, kawę, soku i pepsi kończąc (nie miał pojęcia skąd to ostatnie się tu wzięło).
- Powiedz mi jaki był przebieg tych naświetleń? Efekty uboczne w normie czy nad wyraz dokuczliwe? Jak minęła pełnia... pytając pod kątem trwającego leczenia? - genialnie orientował się w fazach i cyklu księżyca, a i miał tupet o to bezpośrednio zapytać. Między innymi dla tego komfortu wyprosił wszystkich z domu, aby rozmowa mogła przebiegać w sferze dyskrecji.
- Czy eliksir tojadowy nie kolidował z przepisanymi eliksirami leczniczymi? Za moment, jeśli pozwolisz, nałożę na ciebie krótki czar i sprawdzę czy ta pseudoklątwa zmniejszyła swoją objętość. - mógłby o tym rozmawiać godzinami. Niewątpliwie Cas pracował w uwielbianym przezeń zawodzie jednak powoli nabierał naleciałości pracoholika.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
01.12.2022, 21:05  ✶  

Tak to już było, gdy do domu zjeżdżała się rodzina. Nawet jeśli dom na co dzień wydawał się pełny i dużo się w nim działo, tak dodanie do takiego grona jeszcze paru dodatkowych osób zawsze sprawiało, że robiło się dużo bardziej intensywnie. Jeśli u Flintów żyło się obecnie podobnie, jak w posiadłości Longbottomów, to nie pozostawało nic innego, jak tylko życzyć Castielowi szczęścia, aby przetrwał ten najgorszy okres, gdy domownicy się ze sobą docierali i nie ustalili nowej, codziennej rutyny. Potem już powinno pójść jak z płatka.

— Dobrze wiedzieć. — Wygiął kącik ust ku górze. — Jeśli kiedyś się zgubię w okolicy, to przynajmniej będę wiedział kogo nie pytać o pomoc. W sumie, skoro mieszkają tu mugole, to chyba rzadko miewacie gości z sąsiedztwa?

Podążył za gospodarzem w głąb domu. Cóż, motyw żeglarstwa z całą pewnością rzucał się w oczy i był czymś, co zapewne każdemu gościowi rzucało się automatycznie w oczy. Dobry element reprezentatywny, pomyślał, powłócząc wzrokiem za jednym z modeli statków, gdy go mijał. Jeśli Flintom zależało na tym, aby dać odwiedzającym wyraźny sygnał, że dalej fascynują ich podróże po morzu, to na pewno im się to udało.

— Herbaty nigdy nie odmawiam — odparł, gdy zaproponowano mu skorzystanie z któregoś z napitków.

Przez dłuższą chwilę wodził wzrokiem od fotelu do kanapy, nie potrafiąc się zdecydować, gdzie chce usiąść. Koniec końców postawił jednak na opcję numer jeden i niemalże zapadł się w wygodnym siedzisku. Huh, chyba powinien sprawić sobie podobny do salonu, kiedy przyjdzie czas na najbliższy remont w posiadłości. Ewentualnie, gdy już wyniesie się na swoje, chociaż nie przewidywał, aby stało się to jakoś wyjątkowo prędko.

Dosypał do herbaty dwie płaskie łyżeczki cukru i pociągnął parę łyków z filiżanki, pozwalając, aby ciepły płyn rozlał się po gardle. Wprawdzie jeszcze parę dni temu świętowali nadejście kalendarzowej wiosny w Dolinie Godryka, ale pogoda dalej nie mogła się zdecydować, czy chce porzucić chłodniejsze dni za sobą.

— Na początku nie było tak źle, ale za którymś razem nudności zostały ze mną na dłużej i mało spałem w nocy — przyznał bez większego ociągania. — A u Ciebie? Podejrzewam, ze skoro ta przypadłość to taki ewenement na skalę krajową, to próbowałeś coś wybadać na podstawie zebranych informacji.

Skoro Flint był takim pasjonatem, to zapewne spędził trochę czasu, analizując wyniki ostatnich badań. Chłopak mógł być profesjonalistą z paroletnim stażem, ale raczej nie wyciągnąłby wszystkich aspektów tego dziwactwa, które siedziało w Eriku w ciągu krótkiej wizyty w rezydencji Longbottomów. Na pewno spędził nad tym parę wieczorów... Prawda? Co się zaś tyczyło samych naświetleń, detektyw nie miał powodu ukrywać przebiegu zdarzeń ostatnich dni.

Skoro Castiel miał go leczyć, to powinien wiedzieć, jak wyglądały poszczególne fazy lecenia z perspektywy pacjenta, czyż nie? W gruncie rzeczy te komplikacje nie musiały nawet wynikać z tych magicznych zabiegów. Pełnia sama w sobie była nieco stresującym okresem, nawet jeśli miało się już z nią wieloletnie doświadczenie. Wątpliwości i obawy łączyły się w niebezpieczną mieszankę, co często objawiało się przysłowiowym ciężarem na żołądku, który nie pozwalał oddać się w objęcia Morfeusza.

— Pełnia jak to pełnia, najprzyjemniejsza nie była — Wzruszył sztywno ramionami. Nie przepadał zbytnio za wchodzeniem w szczegóły swoich transformacji, jeśli nie było takiej potrzeby. W tym wypadku jednak postanowił się nieco otworzyć z uwagi na możliwe komplikacje w związku z magiczną terapią, toteż kontynuował: — Właściwie, to nieco mnie to zaskoczyło. Myślałem, że przez te nowe eliksiry w mojej ”diecie” wystąpią jakieś problemy, ale nie zauważyłem żadnych odstępstw od normy. Nie wyrosły mi skrzydła, diabli ogon też się nie pojawił, wzrost agresji, jeśli jakiś nastąpił, to był minimalny, ale po zmianie wilk zazwyczaj bywa nieco... rozjuszony. Może to taki zew natury.

Wywar przeznaczony dla osób zmagających się z wilkołactwem potrafił zdziałać cuda, jednak nawet będąc w pełni świadomości, miał wrażenie, że gdzieś w nim czaił się ten przysłowiowy wilk, czekający na moment, gdy tylko będzie mógł zyskać kontrolę nad ciałem. Dzięki niech będą Merlinowi, że pełnia jest tylko raz w miesiącu, pomyślał ze zgrozą, jednak szybko odpędził od siebie te jakże negatywne myśli.

— Czyń swoją powinność — odparł, klaskając lekko w dłonie, zgadzając się tym samym na rzucenie przez Castiela zapewne jednego z wielu zaklęć, z którymi wejdzie w kontakt podczas okresu pozbywania się klątwy, jak i rekonwalescencji. Uśmiechnął się z nadzieją. — Starałem się stosować do zaleceń, więc mam nadzieję, że faktycznie mi to pomogło.

Bądź co bądź, jeśli się okaże, że te parę dni leczenia umożliwiły spory skok w procesie pozbycia się klątwy, to może nadchodzące tygodnie wcale nie będą takie znowuż złe? Wprawdzie odstawienie alkoholu na tak długi czas było nieco problematyczne w związku z tym, że już niedługo zacznie w Anglii królować wiosna, a potem i lato, co oznaczało grille i liczne spotkania towarzyskie, jednak nie chciał się poddawać na samym starcie.

— Masz jakieś przewidywania? — dopytał jeszcze blondyna, zanim ten sięgnął po różdżkę.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#4
06.12.2022, 19:00  ✶  
- Jeśli zapytasz gdzie mieszkają Flintowie to cię dobrze pokierują. Po prostu nie wpadną na pomysł odwiedzin. Nie przepadam za mugolami pakującymi się za drzwi. - wzruszył ramionami i uważał, że w swoim domu może być nie tylko bardziej swobodny ale i szczery. Od pewnego czasu stopniowo przestawał odczuwać potrzebę pilnowania swoich słów i ukrywania prawdziwych zamiarów. Przez te notoryczne pilnowanie się nie potrafił się ruszyć z miejsca w swoich ambicjach. Czas rzucić gargulkami aby odkryć czy świat ma również coś mu do zaoferowania.
- Osobiście nie narzekam na ten skrajny deficyt ich odwiedzin. - uśmiechnął się półgębkiem. - Jakby nie patrzeć to bardzo lubimy mieć spodziewanych gości. - dodał jeszcze i gdy Erik wybrał najprostszą herbatę to dźgnął krańcem różdżki imbryczek aby wziął się do roboty i nalał wrzątku do filiżanki ozdobionej poruszającymi się delikatnie falami. Usiadł naprzeciwko Erika, przysuwając sobie miękką puffę. Wysłuchał krótkiego sprawozdania na temat jego samopoczucia, zapisując w pamięci brak potrzeby zmiany zestawu eliksirów. Na całe szczęście nie musiał tego robić bo byłoby to z lekka kłopotliwe, czasochłonne i żmudne. Zatrzymał na niego spokojny wzrok. Oparł łokcie o swoje uda i lekko pochylony nad swoimi rękoma stukał palcami o pasek zegarka.
- Nie zrozumieliśmy się - to nie jest ewenement na skalę krajową tylko niezwyczajnie spaprana klątwa, której pochodzenie ciężko jest rozszyfrować. - było to pewnego rodzaju wyzwaniem ale tylko na początku. Pierwsza ekscytacja przeminęła i ustąpiła miejsca cierpliwemu eliminowaniu jej z organizmu Erika. Nie musiał nawet robić tego osobiście, wystarczyła odpowiednio dobrana farmakologia. Gdyby musiał spędzać nad pacjentem/przedmiotem dni i noce aby podmiot został wyleczony to byłoby dla niego wyzwanie na skalę życia. To jednak nastąpi, ma nadzieję, w następnych latach badań.
- Udało mi się przecedzić z tego kilka aspektów. Wnioskuję, że ktoś rzucał tę klątwę w pośpiechu, z odległości dalszej niż pięć metrów od ciebie, więc musiałeś być z tą osobą w tym samym pomieszczeniu kiedy ci to robiła. Miałem cię też zapytać czy masz może jakieś znamię bądź bliznę, której nie pamiętasz skąd ją masz, a nie obejmuje ona terminu dalszego niż pół roku. Niektóre klątwy zostawiają na ciele takowy ślad, który zniknie kiedy tylko klątwa zostanie usunięta. - wątpił aby coś takiego na nim tkwiło lecz nie zaszkodzi zapytać. Uniósł palce do kącików swoich oczu bo nie chciał rozprawiać się więcej nad tą klątwą. Wydawała się dosyć nudna w porównaniu do tego, czym naprawdę chciał się zająć. Nakierował różdżkę z pozycji siedzącej na Erika, od którego wymagał jedynie znieruchomienia. Wiedział już, gdzie jasna sonda powinna powędrować, oświecił okolice brzucha Longbottoma i tak trzymał jasne zaklęcie, przyglądając się kłębisku barw. Nie wyglądał na zaniepokojonego.
- Jeszcze dwa albo trzy naświetlenia, dalsza farmakologia i nie będzie po tym śladu. Ta klątwa zmniejszyła swoją objętość o kilkanaście procent, ale jeśli chcesz dokładnych obliczeń to badanie musiałbym trochę wydłużyć. - skomentował i miał zapytać o jego dzielne próby powstrzymania się przed wejściem do kuchni ale to tylko będzie odwlekało temat, który chciał poruszyć. Miał nadzieję, że nie będzie chciał tego wszystkiego rozłożonego na czynniki pierwsze.
- Więc trzeba się cieszyć, że leczenie eliksirowarskie nie zakłóciło przebiegu pełni. To też podpowiada, że ten rodzaj eliksirów jest całkowicie obojętny dla likantropii. - no w końcu mógł "naturalnie" nawiązać do jego przypadłości, która go tak interesowała. Musiał tylko pamiętać o zachowaniu odpowiedniej otoczki uprzejmości, rzetelności i adekwatnej częstotliwości uśmiechów. Wypuścił powietrze z płuc i wyprostował się, podnosząc na niego wzrok.
- Chcę pomówić z tobą o twojej likantropii. - zanim ten miał mieć możliwość odmowy, to przeszedł do sedna.
- Badam tę klątwę od paru lat, ona jest moim głównym celem zawodowym. Pracuję nad stopniowym wyciszaniem bodźca likantropii, które gdyby się udało chociaż w pięciu procentach, mogłoby wzbudzić jakiekolwiek szanse na jej stłamszenie. - powiedział wprost ale wiedział, żeby nie rzucać żadnymi obietnicami. Póki co obserwował wyraz jego twarzy aby dostrzec prawdziwą reakcję w jego oczach i dopasować do słów jakich teraz wobec niego użyje. Czy wycofa się niczym rak i nie będzie chciał poruszać niekomfortowego (i znienawidzonego przez świat) tematu czy jednak zatrzyma się i wykaże zainteresowanie? Niestety, nie miał na tym koncie żadnych sukcesów bo nie był wspierany przez Bank Gringrotta dopóki nie przedstawi im faktycznego dowodu potwierdzającego sens inwestowania i wspierania klątwołamacza w jego badaniach. Nie od dziś wiadomo, że likantropii wyleczyć się nie da, a ten młodzik pragnie osiągnąć coś niemożliwego. Dlaczego miałby się ograniczać w swoich ambicjach?
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
07.12.2022, 23:27  ✶  

— Nie musiałeś mówić tego aż tak dosadnie. — Zaśmiał się krótko, wywracając nieco teatralnie oczami. — Teraz czuję się dużo mniej wyjątkowo. Przez moment miałem wrażenie, że jestem pierwszym nosicielem tego rodzaju... problemu. Mógłbyś nazwać tę klątwę po mnie.

Upił kolejny łyk herbaty, rozkoszując się przyjemnym ciepłem płynu. Czy przemawiała przez niego próżność? Być może, bądź co bądź, według co poniektórych miał nieco rozbuchane ego, jeśli nie stawiało mu się odpowiednich granic. W tym przypadku jednak zależało mu jednak bardziej na rozluźnieniu atmosfery.

— Nie. Żadnych nowych blizn, piętn i innych znamion. — Pokręcił głową. Jedyne czym mógł się pochwalić, to ledwo widoczny znak po oparzeniu na lewym boku, jednak ten miał już od wielu lat i raczej nie był związany ze sprawą. Uśmiechnął się półgębkiem. — Chyba nawet ja nie mam takiego pecha, aby walczyć ze wszystkimi objawami nieudanego przekleństwa. Wystarczą wybuchające piecyki i to, że lykantropia się w to wszystko wmieszana. Bez względu na to, że w tym konkretnym przypadku okazała się pomocna.

Wolał uprzedzić wszelkie protesty względem tego, że wilk w jakiś sposób ochronił go przed najgorszymi konsekwencjami źle rzuconego czaru. Chociaż doceniał, że jego ciało zdołało w ten sposób się obronić, tak ciężko było nie sklasyfikować tego szczegółu, jako jednego z niecodziennych aspektów tej całej chorej sytuacji. Longbottom rozsiadł się wygodniej w fotelu i starał się nie ruszać, gdy Flint wprowadził kolorowe światło do jego ciało w celu przeprowadzenia badania. Skrzywił się lekko, gdy poczuł lekki dyskomfort.

— Tak szybko? — wymsknęło mu się na wieść, że terapia zdołała zdziałać już tyle dobrego. Oczywiście, był wdzięczny za taki obrót spraw, jednak nie spodziewał się, że zmiany zaczną być widoczne tak szybko. Przygotowywał się na tygodnie, o ile nie miesiące leczenia. Słowa Castiela miło go zaskoczyły. — Nie, to raczej nie będzie koniecznie. Skoro twierdzisz, że wszystko idzie zgodnie z planem, to Ci wierzę. Poza tym dokładne pomiary raczej na niewiele mi się zdadzą. Raczej nie wyliczę sobie na ich podstawie, jak duże porcje eliksirów powinienem zażywać w najbliższych dniach.

Uniósł usta w lekkim uśmiechu. Może dla klątwołamacza lub doświadczonego medyka informacje tego typu byłyby bardziej istotne, jednak Erik raczej zbyt wiele by z nich nie wyciągnął. Po co mu była wiedza, że dzięki dokładnemu stosowaniu się do zaleceń, klątwa została pomniejszona o piętnaście lub siedemnaście procent? Taka wiedza była raczej o wiele bardziej przydatna dla badaczy, którzy mogliby wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość i usprawnić proces leczenia.

— Przynajmniej póki co. Liczę, że nie wystąpią opóźnione efekty uboczne. — Skrzywił się na samą myśl.

Chwilę później jego umysł nawiedził obraz, gdzie po wyleczeniu klątwy okazałoby się, że ta miernota, którą ją rzuciła, zdołała zostawić po sobie niespodziankę w formie jakiejś zabezpieczającej „mini-klątwy”. I to nie byle jakiej, a takiej, która uaktywniłaby się dopiero po usunięciu tej oryginalnej – kuchennej. Za dużo dyskusji z Brenną na ten temat, pomyślał z niemałą zgrozą. Zdecydowanie przydałoby mu się więcej optymizmu w obecnych okolicznościach.

Spiął się nieco, gdy blondyn znienacka postanowił poruszyć temat wilkołactwa. Nie przerwał mu jednak od razu jego wywodu i pozwolił do końca wypowiedzieć. Bądź co bądź, nie miał do czynienia z pierwszym lepszym dziennikarzem, który chciał przypomnieć wypadek sprzed lat, a specjalistą, który go leczył. Castiel był też dobrym przyjacielem Brenny. Mógł więc zrobić mu tę uprzejmość i pozwolić przedstawić swoją sprawę.

— Rozumiem — zaczął ostrożnie, przyswajając fakt, że mężczyzna jest żywo zainteresowany wilkołakami. Podrapał się po policzku z lekkim niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. — Co masz dokładnie na myśli przez wyciszenie likantropii? Możliwość zignorowania pełni lub odstawienia eliksiru tojadowego? Zwiększenie samokontroli wilkołaków?

Ta pierwsza opcja wydawała się Erikowi zupełnie abstrakcyjna. Przypadłość wilkołaków nie była czymś, co pojawiło się w społeczeństwie dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Jej historię zapewne można było prześledzić na kartach historia wiele setek lat wstecz. Być może z tego powodu trudno było mu uwierzyć w to, że ktokolwiek byłby w stanie odwrócić efekty tej choroby. Stłamsić, nie wyleczyć, poprawił się, przygryzając lekko dolną wargę, niemalże automatycznie analizując konsekwencje, jakie mogłoby nieść takie rozwiązanie.

— W każdym razie, to dosyć odważne badania — dodał po chwili. — Niebezpieczne i być może o niewielkich szansach powodzenia, ale odważne. Udało Ci się dojść do jakichś ustaleń, które sugerowałyby, że to wyciszenie byłoby w ogóle możliwe?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#6
08.12.2022, 21:44  ✶  
- Niestety ale żeby zapisać się w kartach historii to trzeba być największym złoczyńcą, szaleńcem bądź geniuszem. - wzruszył ramionami, ale też przygotowywał powoli grunt pod inną część rozmowy, którą chciał z nim przeprowadzić. Nie przewidywał, że miałby się zgodzić na ten układ, który to próbował stworzyć od dawien dawna ale musiał spróbować, zaryzykować. Erik jest rozpoznawalny i przez swoją wilkołaczą przypadłość odbierała mu pełne poczucie bezpieczeństwa wszak na świecie nie brakuje osób chętnych wytrzebić wszystkich likantropów na świecie. Powinien pójść na ten układ... miał nadzieję, że to zrobi bo cholernie potrzebował dodatkowych bodźców. Bez tego jego badania i ambicje nie miały sensu.
- W tym przypadku twoja likantropia jest wyjątkowo "grzeczna". To spore szczęście. Doceń, że to tylko nudności i bezsenność a nie dwudziestodniowy stan podgorączkowy i przykucie do łóżka w szpitalu świętego Munga. Tak mogło się to skończyć gdyby to w tobie siedziało dłużej. Kto wie, mogłoby zacząć rosnąć i wywoływać jeszcze gorsze anomalie. - streścił krótko jak to mogłoby wyglądać w innym scenariuszu gdyby Brenna nie postanowiła być taka zapobiegliwa. Żarty żartami - Castiel też posiadał antytalent kucharski - ale czasem nadgorliwość popłacała. Siostra Erika miała niesamowitą intuicję. To się ceni.
- Jest dobrze. Nie trzeba nic dodatkowo kombinować. Dobrze reagujesz na leczenie i tego się trzymajmy. - przyjrzał się nieco bardziej jego twarzy jakby chcąc sprawdzić czy Erik przypadkiem nie odczuwa żalu, że jego "problem" jest zbyt nudny, łatwy do usunięcia. Czyżby rozmawiał z osobą żądną adrenaliny? O Merlinie, oby tak! Przecież nie od dziś wiadomo, że wilkołaki mają gorącą krew a Erik był tak cholernie spokojny, wyciszony... To aż wołało do Castiela "badaj mnie!!"
Przedstawił mu nieprzyzwoicie zwięźle swój pomysł i wyłapywał z jego twarzy szok i lekkie niedowierzanie. Spiął się, to znaczy, że nie czuł się swobodnie przy omawianiu tego tematu. Castiel musiał się tutaj pilnować aby nie wybuchnąć obłąkańczą pasją na myśl o rozpracowywaniu tej klątwy. Widać było, że reaguje odwrotnie do Erika - wyprostował ramiona a jego twarz wydawała się rozjaśnieć od trzymanych w trzewiach emocji.
- Mam na myśli uspokojenie zwierzęcego zewu bądź w najbardziej optymistycznej wersji... skrócenie czasu trwania przemiany a nawet pewne prawdopodobieństwo stopniowego nabycia odporności na światło tafli księżyca. Im większa odporność tym mniejsza podatność na wybudzenie się krwiożerczej furii. - o Merlinie, mógł teraz mu opowiadać o tym godzinami. W końcu mógł wspomnieć o tym normalnemu likantropowi. Prawdopodobnie zostanie wyśmiany i nazwany szaleńcem ale trzeba, trzeba zaryzykować.
- Oczywiście, że to odważne badania, Eriku. Nic, co ma związek z tą klątwą nie może zostać nazwane "bezpiecznym i normalnym". - ale jeszcze nie wyjaśniał mu dlaczego w ogóle się za to zabrał. Dostał pytanie i zamierzał na nie wyczerpująco odpowiedzieć. Korciło go aby przedstawić mu jakieś siedem ksiąg o różnym języku i zagadać na śmierć ale na siłę powściągał emocje.
- Tak, dotarłem do pewnych źródeł, odrzuconych przez mój departament trzydzieści osiem lat temu. Mówiąc w skrócie, to pamiętnik albańskiego likantropa z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Osobnik ten w trakcie swojego życia popadł uzależnienie od papaver somniferum. W tamtych czasach pełnię przechodzono będąc przykutym do łańcuchów, w podziemiach, przybitym do ściany, o ile wcześniej nikt go nie zamordował, ale to pewnie wiesz. - przecież tak łatwo się o tym mówi, prawda? Cierpienie dawnych likantropów... to dla Castiela były tylko informacje, nie współczuł tym, których dawno na świecie nie było. Zajmował się teraźniejszością, skupiał się na ambicjach i pragnieniach.
- Wracając do tematu... jego brat był stróżem w trakcie każdej pełni, pilnował go by nie wyrwał się z łańcuchów. Wraz z pogłębianiem się uzależnienia stopniowo zaobserwował zmiany w zachowaniu wilkołaka. Trwało to parę lat ale przemiany zaczęły następować nie od razu na widok pełnej tafli księżyca tylko nawet do siedmiu minut później. Występowała przy tym większa ospałość wilkołaka, mniejszy apetyt na krew, nawet sierść wydawała się podobna do włosów aniżeli do futra. Zamiast w szale pożerać jelenia, wygryzał jedynie pewną część co mogłoby przywodzić na myśl, że jadał wtedy w bardziej "cywilizowany" sposób, jakby nie czuł już pełnej satysfakcji z rzezi. - nie miał najmniejszego problemu ze szczegółowym opisaniem brutalnych zachowań wilkołaka. Mówił o tym dokładnie tym samym tonem kiedy wyjaśniał mu chaotyczność noszonej w sobie klątwy.
- Nie mam na myśli wprowadzania kogokolwiek w uzależnienie, bardziej w przebadaniu czy faktycznie papaver somniferum w pewnym natężeniu jest w stanie wpłynąć na zachowanie wilkołaka w trakcie pełni. Aktualnie jestem w trakcie poszukiwań w odmętach tysiąca bibliotek historii o pewnym zaklęciu... formuła nieznana ale dawno dawno temu ktoś przed nami też próbował na swoje sposoby ujarzmić zwierzęcą furię. Ten ktoś bratał się z wilami, wszak te potrafią wpadać w szał... nie skończył badań bo wile go zamordowały. Mimo wszystko przedstawił nić, którą warto sprawdzić. - tak bardzo się rozgadał, że potrzebował sięgnąć po kubek lodowatej wody. Zaschło mu w gardle. Przez cały ten czas wpatrywał się w twarz Erika w taki sposób jakby chciał w niego wlać z całej siły swój entuzjazm i swoje nadzieje na sukces.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
11.12.2022, 01:39  ✶  

— Realistyczne podejście, aczkolwiek nieco negatywne. Zwłaszcza jeśli mowa o złoczyńcach i szaleństwach — stwierdził łagodnie, gdyż nie szukał w tej kwestii zwady. W gruncie rzeczy, słowa Castiela mogłyby posłużyć za całkiem dobry punkt wejścia do bardzo ciekawej dyskusji, a to było coś, w co Erik bardzo lubił się angażować. — Naturalnie, podręczniki do historii poświęcają więcej czasu ekstremalnym przypadkom, gdyż okrucieństwa tak zwanych złoczyńców potrafią przerazić w swej skali. Poniekąd pomaga to przestrzec społeczeństwo przed tym, co może się stać, jeśli dopuszczą do władzy nieodpowiednie osoby. Aczkolwiek Ci, którzy kierują się odpowiednimi moralnie zasadami, również mają szansę na zaistnienie.

Ciężko było ukryć to, że pogląd ten mógł wydawać się nieco idealistyczny. Chociaż dokonania „tych dobrych” były wspominane, a często i gloryfikowane, tak nie dało się ukryć, że to właśnie jednostki odpowiedzialne za najbardziej kontrowersyjne zdarzenia lądowały częściej na językach ludzi, sprawiając, że pamięć o nich trwała przez długie lata. Ci, którzy im się sprzeciwili często byli zaś redukowani do roli tych, którzy powstrzymali określone wydarzenia, ukrócili cykl nienawiści. Ludzie doceniali ich działania, ale najbardziej wdzięczni byli za to, że uniemożliwili działania złoczyńców. Raczej mało ich interesowało, jakimi dokładnie ludźmi byli.

— Zaczynam rozumieć, czemu tak dobrze dogadujesz się z moją siostrą — powiedział z cichym westchnieniem. Chociaż podejrzewał, że słowa Castiela wynikały raczej z doświadczenia niż czarnowidztwa, tak dostrzegał pewne punkty wspólne. Cóż, jeśli do tej pory nie był wdzięczny za dosyć spokojny przebieg choroby, to teraz na pewno będzie. — Pozostaje trzymać kciuki, aby ten stan rzeczy się utrzymał, czyż nie?

To nie tak, że życzyłby sobie, aby jego przypadek był wyjątkowy. Ot, po prostu żartował. Likantropia zapewniała mu wystarczająco dużo wrażeń i chociaż klątwa kuchenna nie należała do standardowych, tak raczej nie umywała się do porastania futrem raz w miesiącu i wyciem do srebrnej tarczy księżyca w ciągu nocy. Spokojne usposobienie mężczyzny wynikało poniekąd z jego wychowania, chociaż jakby się nad tym zastanowić, mogła to być próba zbalansowania wilczej natury. Wiedząc, jak potrafi szaleć podczas pełni, rekompensował sobie tę niedogodność poprzez nadmierną samokontrolę w normalnym życiu.

— Skrócenie czasu przemiany brzmi z tego wszystkiego najbardziej prawdopodobnie. Przynajmniej moim zdaniem. Zakładając oczywiście, że wilkołak miałby dostęp do odpowiednich specyfików i zaklęć, które faktycznie by w tej sprawie pomogły — zaczął, trawiąc powoli każde zdanie Castiela, starając się ocenić prawdopodobieństwo wyciąganych przez niego na światło dzienne pomysłów. — Za to odporność na światło księżyca i większa władza nad zwierzęcym instynktem... To by wymagało ogromnej ilości ćwiczeń i wykształcenia odpowiednich odruchów, czyż nie? Wilkołak musiałby faktycznie chcieć pracować nad skupieniem, własną siłą woli. Nie dziwię się, że twoje badania, nawet teoretyczne, trwają od kilku lat. Sprawdzenie tego w praktyce pewnie będzie jeszcze gorsze. Pełnia w końcu nie zdarza się co tydzień.

Nie ulegało wątpliwości, że młody Flint nie wybrał sobie najłatwiejszej dziedziny badań. Erik wolał się nawet nie zastanawiać, jak wiele notatek, opracowań i innego rodzaju dokumentów musiał przygotować, aby w ogóle opracować wstępny plan działania, jeśli udałoby mu się wdrożyć ten projekt w życie. Na stwierdzenie, że nic w związku z lykantropią nie jest bezpieczne i normalne, powstrzymał się od przewrócenia oczami i zamiast tego pokiwał jedynie ze zrozumieniem głową. Co jak co, ale o tym akurat wiedział doskonale.

— Owszem, obiło mi się o uszy — potwierdził sucho.

Erik zdecydowanie miał bardziej personalne podejście do sprawy. Chociaż miał zapewnione całkiem komfortowe warunki podczas pełni, tak świadectwa wilkołaków z przeszłości jasno wskazywały, że mógłby skończyć dużo, dużo gorzej. Merlinowi niech będą dzięki za zmianę podejścia w Ministerstwie Magii, pomyślał. Chociaż sam Rejestr Wilkołaków był dosyć kontrowersyjny, tak przynajmniej podjęto pewne działania, aby nie stawiać osób cierpiących na wilkołactwo na równi ze zwierzętami lub potworami, z którymi nie można się porozumieć.

— Na pierwszy rzut oka, widzę tutaj bardziej studium przypadku uzależnionego wilkołaka. Nie da się wykluczyć, że jego organizm był tak przeżarty specyfikiem, że nawet magiczna klątwa miała problemu tym, aby efektywnie działać. Niestandardowe zachowanie po zmianie kształtu można złożyć na karb ograniczonej świadomości pod wpływem tej mieszanki — rzucił, starając się skupić na wyciągniętych na szybko wnioskach niż odrzucenia teorii Castiela. — W wysokim natężeniu na pewno wywołałby jakąś reakcję. Wybacz prostotę porównania, ale jakby napoić wilka beczką piwa, to po przemianie jego zachowanie pewnie też odbiegałoby od ogólnie przyjętej normy. Chociaż muszę przyznać, że zachowanie większego społeczeństwa to ciekawy punkt zahaczenia, tak samo jak późniejsza przemiana.

Źródło, z jakiego czerpał wiedzę Flint, zdecydowanie było interesujące i dawało nową perspektywę, jednak czy informacje te można było traktować jako coś, co zadziała w każdym przypadku? Chociaż wciąż pozostawała kwestia tajemniczego zaklęcia, którego poszukiwał Castiel. Być może inkantacja rzuciłaby więcej światła na tę sprawę?

— Czemu właściwie odrzucono to źródło? — spytał z ciekawości. — Nie byli w stanie zweryfikować jego autentyczności?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#8
14.12.2022, 18:50  ✶  
- Takie jest życie. Obok bohaterów są złoczyńcy. Obok geniuszy głupcy. W każdej dziedzinie można zasłynąć…- wzruszył ramionami. Mogliby rozmawiać o tym dobre kilka godzin bo czuł, że mają inne spojrzenie na tę kwestię. Erik wydawał się mieć złote ideologie, a to coś nietypowego jak na osobę zniewoloną klątwą. Tak bardzo chciałby wypytać go jaki był w latach bez wilkołactwa. Czy to pamięta, co się zmieniło w odczuwaniu, co czuje przed pełnią i po pełni, co myśli, o czym śni… obsesyjnie potrzebował tej wiedzy i powstrzymywały go resztki skrępowania jego osobą. Przeszkadzała mu jego popularność choć nie potrafił tego wyjaśnić. Wolałby aby nie był tak sławny i uważany przez niektóre kręgi za "dobrego". Nie miał pojęcia dlaczego w ten sposób myśli jednak to w pewien sposób hamowało potrzebę obsesyjnego przesłuchiwania. Czasami miał ochotę wejść w jego skórę, poczuć to co on, zauważyć różnice między dniem a ciężką pełnią.
Pokiwał głową na znak, że muszą być dobrej myśli względem pomniejszej klątwy, którą mają pod kontrolą. Nie chciało mu się już o tym rozmawiać. Wyczerpali ten temat, miał wszystko na papierze. Zainteresowania Castiela były bardzo wybiórcze. Lubił zajmować się różnego rodzaju klątwami ale miał bardzo krótką listę głównych, którym chętnie poświęcał prawie cały swój wolny czas. Erik miał tą, którą chciał znać od podszewki, testować, badać, eksperymentować. Ach.
Zwilżył zimną wodą usta i nie odrywał infensywnego wzroku od Erika. Musiał postępować ostrożnie aby go nie wystraszyć.
- Od czegoś trzeba zacząć. Bez odpowiednich badań i materiałów badawczych problem likantropii nie zmaleje. Ba, jestem pewien, że będzie narastać. Nikt nie jest w stanie podać gotowego rozwiązania problemu.- podsuwał złote słowa z którymi każdy powinien się zgodzić. To jedna ze sztuczek psychologicznych. Podpierając rozmowę wieloma zgodami obu stron można w późniejszym etapie uzyskać większą przychylność przy trudniejszych częściach rozmowy.
- Sęk w tym, Eriku, że te badania nie są uzależnione od pełni. Owszem, sama ta noc przyniesie najwięcej informacji jeśli wcześniej będzie wiadomo czego dokładnie szukamy. Cieszę się, że rozumiesz ile to pracy. Nie tylko fizycznej ale i umysłowej. - coraz bardziej się ekscytował i utrzymanie normalnego tonu głosu robiło się coraz trudniejsze.
- Likantropia należy do bardzo silnych klątw. Nie sądzę aby uzależnienie miało wpływać na świadomość wilkołaka. W końcu są na świecie wilkołaki-alkoholicy, którzy w trakcie pełni są jeszcze bardziej krwiożerczy. Owszem, ich równowaga jest zaburzona ale żądza krwi zwiększona. Jeśli znaleźć odpowiednie stężenie papaver somniferum, dobrane indywidualnie do konkretnego wilkołaka… znaczy do konkretnej grupy krwi to istnieje szansa, że z czasem przyniesie to nowych informacji. Wyobraź sobie maść z tym głównym składnikiem, który po regularnym wcieraniu mógłby pochłaniać światło księżyca, które chce paść na skórę wilkołaka. To wszystko… ja jestem przekonany, że to ma sens. - jego niebieskoszare oczy płonęły fascynacją, teraz już kierowaną stricte na Erika. Wiedział, że zapamięta te spotkanie na lata, tak bardzo wrył mu się w pamięć obraz jego teraźniejszego wyrazu twarzy.
- W tamtych czasach nie było eliksiru tojadowego i czarodzieje bali się ingerować w wilkołactwo. Poza tym ten dziennik nie był w całości, dopiero ja postanowiłem poszukać jego zagubionych części i po siedmiu latach zebrałem go w całość. Nawet nie wyobrażasz sobie ile musiałem za tym biegać, jeździć i podpisywać formularzy. - miał nadzieję, że taka odpowiedź będzie mu odpowiadać. Poprawił się w fotelu a energia go po prostu rozpierała. Gdyby teraz dotknął swojej różdżki to prawdopodobnie zaczęłaby pluć iskrami z dużego natężenia jego emocji i wyczekiwania.
- Mówię ci o tym bo potrzebuję pewnego rodzaju pomocy. Jesteś jedynym wilkołakiem, którego znam osobiście i który jest w kręgu moich znajomych. Nie pójdę z tym do byle kogo. Zastanawiałem się nad tym bardzo długi czas zanim postanowiłem ci o tym wspomnieć. - dodał szczerze, mając nadzieję, że Erik zrozumie powagę sytuacji. W pewnym sensie podarował mu kredyt zaufania, którym rzadko kogokolwiek obdarzał. Nie poszedł wszak prosto do Lupinów tylko "wybrał" Erika. Uważał go za zdecydowanie lepszą jednostkę do tej sprawy niż wieloletnich wilkołaków z innych rodów.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
16.12.2022, 02:54  ✶  

— Owszem, nie zmaleje. Kluczem do zmiany podejścia względem wilkołactwa byłaby raczej zmiana podejścia społeczeństwa. — Wzruszył ramionami, przyjmując neutralne stanowisko w tej kwestii. — Gdyby postrzegano tę przypadłość jako chorobę, a nie klątwę, którą należy straszyć dzieci i dorosłych, sprawy wyglądałyby zgoła inaczej. Wsparcie ze strony organizacji rządowych, zapewnienie godnej opieki medycznej, a z czasem może i próba wykorzystania umiejętności wilkołaków dla dobra ogółu. Przynajmniej w idealnym scenariuszu.

Uśmiechnął się niewesoło, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak ciężko byłoby wprowadzić podobne reformy. Roztaczana przez niego perspektywa zdecydowanie należała do świata marzeń i mógłby jej doświadczyć na własnej skórze co najwyżej przy świadomym śnie. W jego słowach kryły się jednak ziarenka ciekawych pomysłów. Bądź co bądź, dzięki eliksirowi tojadowemu wilkołaki były w stanie utrzymać większą świadomość swoich działań po transformacji. Gdyby dopracować formułę i dać wilkom pełną władzę można by było wykorzystać ich zdolności tropienia czy ponadprzeciętnie dobrego słuchu. W brygadzie lub u aurorów by się to przydało, pomyślał, chociaż wizja wilkołaka hasającego w zwierzęcej formie z brygadzistami była irracjonalna, biorąc pod uwagę, jak się miały sprawy w departamencie.

— Czyli co? Badania "na sucho"? — rzucił Castielowi pytające spojrzenie. Skoro nie chciał skupiać się od razu na tym, co się działo podczas samej przemiany, to musiało chodzić o jakieś testy osób z lykantropią. Zmiany w ciele? W krwi? W zachowaniu? O to mu chodziło?

— Sama skłonność do sięgania po dane substancje może i nie, ale bycie pod ich wpływem już raczej tak — odparł bez zająknięcia. — Być może pod wpływem adrenaliny i samej siły klątwy ledwo trzymający się na nogach człowiek po przemianie byłby w stanie spędzić trochę czasu w terenie, ale prędzej czy później efekty spożytych specyfików by w niego uderzyły. Wątpię, aby transformacja obejmowała natychmiastowe wytrzeźwienie.

Jeśli oczy jego rozmówcy płonęły z ekscytacji perspektywą wynalezienia całkiem nowego leku, to w zielonych tęczówkach Erika zawitał podobny ognik, chociaż zdecydowanie mniej intensywny. Nie był aż tak emocjonalnie związany z badaniami, jak Castiel, toteż mógł podziwiać co najwyżej pasję Flinta i wyobrażenia na temat wprowadzenia efektów jego odkryć w życie. Dalej stanowiło to dla niego jeno ciekawostkę. Porywającą, jeśli przedstawioną w odpowiednich słowach, ale wciąż tylko ciekawostkę.

— Masz wyobraźnię, nie powiem — rzucił, starając się podtrzymać rozmowę. Gdyby likantropia nie była traktowana przez czarodziejów jak przekleństwo, a wilkołaki bez względu na status urodzenia byłyby traktowane na równi z czarodziejami, to może nawet ugrałby co nieco w branży farmaceutycznej.

Ściągnął powoli brwi, powtarzając w myślach kolejne słowa Castiela. Rozumiał, czemu nie brano pod uwagę eliksiru tojadowego w badaniach. Nie mógł jednak potwierdzić, że wyjaśnienie dotyczące odrzucenia treści dziennika uchodziło w jego oczach za satysfakcjonujące. Czegoś mu w tej historii brakowało, jednak nie miał też konkretnych podejrzeń, których mógłby się uczepić, aby pociągnąć temat. Może był to po prostu efekt biurokratyzacji całego systemu? Formularz A76 został odrzucony z uwagi na całą błahostkę, przez co zawartość notatek została automatycznie usunięta z oficjalnie potwierdzonych podań historycznych?

— Chcesz na mnie testować środek odurzający. — powiedział, nie tyle pytając, ile stwierdzając fakt. Chociaż zrozumiał całkiem sporo z wywodu blondyna, tak ten konkretny aspekt badań nie uszedł jego uwadze. — I pobierać ode mnie krew, wnioskując, że pragniesz dostosować dawkę do... — Zająkał się, starając się znaleźć odpowiednio wyszukane słowo. Po chwili się jednak poddał. — Do odpowiedniej osoby.

Sięgnął po napitek, jednak, zamiast upić kolejny łyk, zapatrzył się w ciemnobrązową substancję, rozkładając propozycję na czynniki pierwsze. Znając historię badań, nie dziwił się, że Castiel szukał potencjalnych kandydatów w nieco niestandardowy sposób. Gdyby specjaliści ze świętego Munga lub innych instytucji powiązanych z wilkołakami wsparli go w jego staraniach, zapewne znalazłby chętnych oficjalnymi kanałami, zapewne kogoś w pełni prześwietlonego przez system. Tak jednak nie było, więc Flintowi pozostało dosłowne chodzenie po ludziach. Albo raczej wypytywanie ludzi, którzy przyszli do niego. Może nazywał to zbyt prostacko, jednak poniekąd oddawało to istotę całej sprawy.

Nie mógł zaprzeczyć, że perspektywa ograniczenia efektów przemian brzmiała bardzo zachęcająco. Chociaż pełnia miała miejsce tylko raz w miesiącu, tak efekty lykantropii nie ograniczały się tylko do tej jednej nocy. Chociażby swoiste piętno społeczne. Chociaż Erika omijały najgorsze efekty tego zjawiska z uwagi na wysokie urodzenia i dobrą pozycję zawodową, tak droga do osiągnięcia tej pozycji nie była łatwa. Na początku w pracy też dawało mu się to we znaki.

— Zanim w ogóle zacznę o tym myśleć, chcę się w pełni pozbyć tej nieudanej klątwy — poinformował niepewnie, starając się nie robić Castielowi złudnych nadziei. — Wtedy, kiedy faktycznie przedstawisz mi odpowiednie dokumenty, swoje plany, możliwe komplikacje... Postaram się to rozważyć. Lub przynajmniej dać Ci informację zwrotną, co myślę o Twoich planach.

Longbottom może i posiadał serce ze złota, ale lubił też swoje życie oraz swoje ciało i wolałby utrzymać obydwa te aspekty swojego jestestwa w jednym kawałku. Wnioskując po dotychczasowym wykładzie chłopaka, miałby być jego pierwszym pacjentem, a to mogło być brzemienne w skutkach. Nie tylko z uwagi na możliwe powikłania i ryzyko niewspółmierne do wygranej, która nie była pewna, ale też opinii bliskich odnośnie do tej decyzji. Oczy Erika rozbłysły, jakby jego samego zszokowała wizja intensywności potencjalnej reakcji rodziny.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#10
18.12.2022, 21:06  ✶  
Popatrzył na niego z zaskoczeniem. Przedstawiona wizja to utopia w jego oczach. Wilkołaki mieli przechlapane od samego początku i wątpił aby społeczeństwo było w stanie zmienić swoje podejście. Nawet jeśli miałoby to być możliwe to z pewnością potrwa kilkanaście a nawet i kilkadziesiąt lat. To proces czasochłonny, trudny, wymagający bardzo dużego nakładu finansowego, cierpliwości, pomysłów i umiejętności charyzmy aby przekonać innych do poprawiania wzorca wilkołaka w oczach szarego społeczeństwa. Tak, Erik jest idealistą. Wybrał jednak kiepski na to moment skoro Lord Voldemort próbuje doprowadzić do krwawej wojny. W końcu coś pęknie, coś się stanie i nikt nie będzie miał czasu patrzeć na wilkołaki. Te znowuż kojarzą się prędzej ze złem i okrucieństwem aniżeli chęcią podarowania im drugiej szansy. Nie odpowiedział nic zatem a tylko słuchał go, zapamiętywał jego ideologię. Nie mógł zaoferować w tym pomocy bo interesowała go klątwa w swojej istocie, a nie w odbiorze świata.
- Można to tak mniej więcej nazwać. Ministerstwo Magii nie przychyli się nad moimi badaniami dopóki nie udowodnię, że jestem na dobrej drodze by wprowadzić jakąkolwiek zmianę. A żeby to osiągnąć potrzebuję wykonywać te badania... nie tylko ja sam ale też zespół sprawdzonych osób aby wszystko przebiegało w kontrolowanym środowisku i warunkach. - przy okazji zdradził mu, że nie jest tak szalony aby samemu brać się za badania. Ufał kilku osobom, wiedział, że może na nich liczyć. Łamacze Klątw rzadko pracowali samotnie, często korzystali z udziału i pomocy innych departamentów. Niejednokrotnie też brali czynny udział w niektórych aurorskich misjach, jeśli Bank Gringrotta i Biuro Aurorów się dogadało. Łamacza klątw można spotkać nawet i w szpitalu świętego Munga. Umiejętności opierały się na wielu dziedzinach, z których Castiel zamierzał skorzystać.
- No dobrze, możesz mieć rację. Jeśli, czysto hipotetycznie, tuż przed pełnią leżałbyś w łóżku połamany i wykończony to twoja likantropia postać również będzie niezdolna do jakichkolwiek żwawych czynności. To wydaje się logiczne, masz rację. Mimo wszystko jestem niemal przekonany, że można umniejszyć tym efektom w kontrolowany sposób bez potrzeby osłabiania organizmu czarodzieja. - twardo stawał przy swoich przekonaniach. Musiał o tym mówić aby go przekonać. Jeśli to się nie uda, będzie musiał iść do rodu Lupin a z tamtych kręgów nikogo nie znał i tu istniała jeszcze mniejsza szansa powodzenia. Najgorsze były jego słabe umiejętności krasomówcze. Nie wiedział jak ma jeszcze przekonać Erika. Nie potrafił rozpoznać po nim co tak naprawdę sądzi. Wydawał się przeraźliwie ostrożny w dobieraniu słów.
- Nazwałeś to dosyć brutalnie. - skrzywił się i potrząsnął głową. - Nie chcę odurzać ciebie tylko twoją krew. Taka próbka mogłaby dostarczyć wstępnych informacji na temat reakcji. Dzięki temu można wywnioskować co będzie działo się z organizmem gdyby to zioło dostało się do krwioobiegu. Nie chcę przeprowadzać badań dopóki nie dowiem się jaka może być najgorsza możliwa reakcja organizmu. - dodał ale już czuł narastający stres. Spiął mięśnie ramion i karku, nawet oddychał już inaczej. Czuł, że za moment Erik pośle to do diabła i wyjdzie a Castiel zostanie sam ze swoją porażką i zniszczonymi ambicjami. Czemu nie mógł mieć w spojrzeniu takiej samej szalonej iskry jak Brenna? Napięcie i wyczekiwanie było już nieznośne. Kiedy Erik odkładał w czasie podanie odpowiedzi to myślał, że dostanie szału. Tak bardzo się niecierpliwił! Zacisnął mocno szczękę aby powstrzymać chęć poganiania go w podejmowaniu decyzji. Przytknął szklankę do ust i wypił haustem spory łyk zimnej wody aby ostudzić swój zapał.
- Oczywiście, nieudana klątwa jest priorytetem. - przyznał, kiwając głową choć z trudem dostosowywał się do tempa decyzji Erika.
- Nie jestem w stanie przedstawić ci stuprocentowych potencjalnych komplikacji dopóki nie przeprowadzę choćby pojedynczych badań. Jak wspomniałem, wystarczy próbka twojej krwi którą z Cynthią moglibyśmy przebadać w kontakcie z różnymi substancjami. - czuł w kościach, że musi dopowiedzieć ważną rzecz. Nastawiał się, że Erika zaraz jasny szlag trafi ale musiał to wypowiedzieć. Rozmasował palcami swoje usta i mięśnie żuchwy. Obrócił się przodem do Longbottoma i popatrzył na niego z większą uwagę.
- Doprecyzuję, abyś rozumiał co dokładnie mam na myśli. Chodzi mi o próbkę wzburzonej pełnią krwi wilkołaka bez żadnych dodatkowych substancji uspokajających... to jest bez eliksiru tojadowego. - tak, to jest szalone. To jest nienormalne, śmiertelnie niebezpieczne ale w oczach Flinta tkwiła determinacja. Gotów byłby osobiście pobrać tę krew, oczywiście w asyście bodajże sześciu osób. Był w stanie narazić swoje zdrowie by to dostać. Czy to wciąż ambicja czy już objawy szaleństwa? Brzmiał śmiertelnie poważnie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (5038), Castiel Flint (3859)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa