—07/04/1972—
Miejsce zamieszkania Castiela
Erik A. Longbottom & Castiel Flint
Ciężko byłoby stwierdzić, aby Erik wyczekiwał z dużą niecierpliwością swojej pierwszej wizyty kontrolnej w związku z tak zwaną „kuchenną klątwą”, która wzięła go w swe posiadanie. Zależało mu jednak na tym, aby pozbyć się z życia, chociaż tego problemu, toteż nie zamierzał przegapić odwiedzin u Castiela Ba, nawet starał się stosować do wszelkiego rodzaju pozostawionych mu zaleceń, chociaż trudno było zwalczyć chęć sięgnięcia po lampkę wina po ciężkim dniu pracy do późnych godzin nocnych.
Chociaż po pierwszych naświetleniach objawiły się u niego pewne efekty uboczne, tak nie zamierzał na nie zbytnio narzekać. Senność czy nudności i tak odczuwał wyjątkowo często, biorąc na swoje barki nieco zbyt dużo obowiązków służbowych. A już zwłaszcza w ostatnich dniach, kiedy to starał się zapomnieć o pełni i jak najszybciej zakopać się pod stertą dokumentów i papierów lub wybyć w teren.
Tę wyprawę też tak można nazwać, pomyślał, gdy z cichym pyknięciem zmaterializował się przed miejscem zamieszkania Flinta. Wraz z każdym krokiem, który zbliżał go do drzwi frontowych, zaczął po raz któryś z kolei analizować zdobyte do tej pory informacje na temat jego przypadłości. Prywatne śledztwo, jakie poniekąd wszczęło rodzeństwo Longbottomów w tej sprawie, nie zaszło jeszcze zbyt daleko. Poza ustaleniem paru podstawowych faktów głównie przy wymianie listów i notatek nie zdołali jeszcze zidentyfikować sprawcy. To była jednak zapewne tylko kwestia czasu.
Młody detektyw obciągnął poły munduru brygadzisty i zapukał trzykrotnie do drzwi. Cóż, może gdyby się tak nie spieszył z odbyciem tego spotkania, to może znalazłby czas, aby się przerwać, a tak to praktycznie wyleciał z biura. Przestąpił z nogi na nogę, gdyż te po ponad trzydziestu sekundach nie uchyliły się, a ze środka nie usłyszał też dźwięku otwieranego zamka. Czyżby chłopak coś zatrzymało? A może umówili się na inną godzinę?
Erik cofnął się o dwa kroki i rozejrzał na lewo i na prawo, taksując uważnym wzrokiem działkę, na której stał dom. Automatycznie zerknął na znajdujący się na nadgarstku zegarek, jednak ten nie pokazał mu niczego, czego już nie wiedział. Nie mając za bardzo innego wyboru, a nie chcąc podnosić głosu, raz jeszcze zapukał parokrotnie, tym razem dużo bardziej energicznie.
— O. Jednak jesteś — zauważył z uśmiechem, gdy w progu stanął w końcu Castiel. Skłonił przed blondynem głowę w geście powitania. — Już myślałem, że pomyliłem daty lub trafiłem do jakichś sąsiadów.
Bądź co bądź, każdego mogło czasem znieść podczas teleportacji, czyż nie? Poza tym wskazówek dotyczących lokalizacji domu Flinta udzielała mu Brenna, a wśród wszelkiej maści informacji, które musiał wyłuskać z jej słowotoku, niektóre szczegóły mogły mu umknąć. W sumie to się cieszył, że ten scenariusz się nie spełnił. Gdyby znalezienie domostwa okazało się zadaniem poza jego siły, musiałby zaangażować siostrę, żeby pomogła mu znaleźć swego przyjaciela.
— Z radością informuje, że nie przegapiłem od naszego ostatniego ani jednego naświetlenia i eliksiry chyba również zażywałem wedle instrukcji — rzucił, gdy został zaproszony do środka. Rozejrzał się z zaciekawieniem po wnętrzu.
Chociaż tuż przed pełnią miał pewne obiekcje, czy kuracja nie wpłynie w jakiś niestandardowy sposób na przemianę w wilkołaka, tak obawy okazały się niepotrzebne. Transformacja, jak to transformacja do najprzyjemniejszych nie należała, jednak nie doszło do żadnych nieprzewidzianych incydentów. Jedno zmartwienie mniej, pomyślał, uśmiechając się półgębkiem do klątwołamacza.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞