• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
[19.12.1970, Hogsmeade, Trevor & Regina] Pierwsze ataki Śmierciożerców

[19.12.1970, Hogsmeade, Trevor & Regina] Pierwsze ataki Śmierciożerców
Stary Zabójca

Trevor Yaxley
#1
20.12.2022, 15:14  ✶  

19.12.1970
Ulica oraz Pub pod Trzema Miotłami, Hogsmeade
Trevor & Regina


Przebywając w Hogsmeade zatrzymał się w owianej niezbyt dobrą sławą Gospodzie pod Świńskim Łbem. Obskurne wnętrze gospody z zawieszonym nad drzwiami szyldem z namalowanym odciętym łbem świni, z którego na białe płótno ściekała krew, było dalekie od jego standardów. Będzie musiało wystarczyć. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Jedno małe i bardzo słabo oświetlone pomieszczenie, tak bardzo że aż można nazwać je mrocznym nie zachęcało do wstąpienia tutaj. Okna w wykuszach, stojące na grubo ciosanych stołach ani nawet kominek zdawały się nie być w stanie rozpędzić tego mroku. Podłoga chyba od wieków nie była za pan brat ze sprzątaniem. I ten wszędzie wyczuwalny zapach starego capa. Zakładał, że to efekt bytności nienajczystszej klienteli. Miało to swoje plusy. Tutaj raczej nie będzie nikt go szukać.
Postanowił jednak opuścić tę parszywą norę i przejść się po zaśnieżonych ulicach Hogsmeade. Ta wioska naprawdę wyglądała jak kartka świąteczna. Miał wrażenie, że praktycznie co chwilę mija go zaaferowana przedświątecznymi zakupami grupka czarownic. Choć na pierwszy rzut oka nie było tego widać, na tej zwykle radosnej atmosferze kładły się cieniem te wszystkie wydarzenia od czasu ogłoszenia manifestu Lorda Voldemorta, nawet już do niego docierały te wszystkie doniesienia o atakach jego popleczników. Zaczął się bardziej tym interesować, uważając, że tych popaprańców należało powstrzymać. Oczywiście, to było coś, co każdy rozsądny obywatel powinien zostawić Brygadzistom albo Aurorom. Gdyby jednak był świadkiem ich zbrodniczej aktywności to nawet by się nie wahał. Wiedział, że daleko mu do bycia rozsądnym. Jak również daleko mu było to bycia obojętnym na los innych. W tym momencie nie przypuszczał, że będzie dane mu się wykazać.
Pozostawił za sobą przytulny Pub pod Trzema Miotłami, w chwili obecnej nie zwracając uwagi na niespodziewaną aportację czterech zamaskowanych czarodziejów. Zaczynał pogrążać się we własnych myślach, gdy usłyszał zza plecami dobiegające go głosy oraz pełne przerażenia krzyki, których przyczyną było zaatakowanie niewielkiej grupki rozmawiających mieszkańców Hogsmeade. Biały puch zabarwił się krwią płynącą z powstałych na ich ciałach ran. Zaalarmowany tymi krzykami oraz widokiem uciekających czarodziejów i czarownic, niezdolnych do udzielenia rannym pomocy (trudno ich za to winić w takiej sytuacji), został gwałtownie sprowadzony na ziemię oraz poczuwał się zobowiązany do właściwej reakcji zgodnie z wyznawanymi przez siebie wartościami. Dlatego też odwrócił się w stronę napastników. Zdecydowanie nie mógł powiedzieć tego, że szanse są wyrównane. W końcu było czterech na jednego. Czy strach go obleciał? Miał go pod kontrolą. Miał okazję zginąć tak jak przystało na łowcę. Z różdżką w dłoni. I w razie czego chętnie zabierze ze sobą przynajmniej jednego z nich.
— Zaraz zrobi się bardzo niemiło. Dla kogoś na pewno — Wymruczał pod nosem, przeczącym okazywanej przez niego powadze uśmiechem. Zdobyte przez lata doświadczenie w pojedynkowaniu się czyniło go trudnym przeciwnikiem. Potrafił walczyć nieczysto. Tak jak tamta czwórka. Po czarodziejach atakujących bezbronnych cywilów nie spodziewał się honorowego postępowania i byłby głupcem, gdyby sam chciał tak postępować. Dobrze, że miał wystarczająco luźny kręgosłup moralny i pomimo sympatyzowania z Zakonem Feniksa przemoc nie była mu obca. De facto niemiło to już się zrobiło, ale teraz zrobi się bardziej. I oby dla tej czwórki. Nie dla niego, nawet jak sam w tym momencie prosił się o kłopoty.
— Depulso! — Sięgnąwszy po swoją różdżkę, zacisnął mocno palce okrytej skórzaną rękawiczką na jej rączce i nie tracąc czasu na przyjęcie oficjalnej postawy pojedynkującego się czarodzieja (w końcu to nie był szkolny klub pojedynków ani Srebrne Różdżki), chciał spróbować wykorzystać element zaskoczenia i zaatakować jako pierwszy. Z czubka jego różdżki wystrzeliła czerwona wiązka zaklęcia i pomknęła ku zamaskowanym postaciom. Była szansa, że to zaklęcie sięgnie swojego celu i odrzuci napastników niczym szmaciane lalki. To na początek powinno wystarczyć. 

Słowa: 599
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#2
28.12.2022, 03:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.12.2022, 03:14 przez Regina Rowle.)  
Hogsmeade w świątecznym okresie było niesamowicie malowniczą mieściną i nawet Regina tak uważała, przechadzając się zaśnieżonymi uliczkami. Świąteczne dekoracje migotały przyjemnym ciepłym światłem, lokale i domy były przyozdobione wiankami z iglastych gałązek, gwiazdkami i czerwonymi roślinami, których nazwy nie pamiętała. Wszystko to krzyczało „Wesołych Świąt”, ale w sposób nienachalny i rozgrzewający serce.

Pogrążyła się w swoich myślach, jak często to miała w zwyczaju, kiedy zmierzała w sobie tylko znanym kierunku. Ponadprzeciętnie wysoka, samotna i z połową twarzy skrytą za biało-żółtym szalikiem.

Uderzenie w ramię było na tyle niespodziewane, że aż się zatoczyła, poślizgnęła i przejechała kilka metrów na lodzie, dopóki nie zderzyła się z kolejną osobą. Dopiero teraz dotarło do niej to, co wcześniej podświadomość próbowała wypchnąć do świadomości — krzyki i charakterystyczne trzaski i świsty rzucanych zaklęć.

Nie musiała się wysilać, by spojrzeć ponad głowami ludzi, co takiego się dzieje i czemu nagle wszyscy w panice próbują uciec w przeciwnym kierunku, to jest w jej stronę.

Czerwona wstęga przecięła powietrze pomiędzy kilkoma czarodziejami i trafiła jednego z nich, ale Regina nie była jeszcze w stanie określić, co dokładnie się dzieje. Pchana bardziej odruchem, niż pomyślunkiem, zaczęła przepychać się przez ludzi w stronę całego tego zamieszania, aż wreszcie nie zobaczyła krwistych smug na śniegu.

Kałuża juchy powiększała się dookoła kilku zdecydowanie martwych osób, leżących na śniegu jakieś cztery lub pięć metrów od Śmierciożerców.

Nawet nie zanotowała, kiedy w jej ręku pojawiła się różdżka. Zresztą nie było na to czasu, bo w mgnieniu oka ulica opustoszała i jedynymi, którzy na niej pozostali, były cztery ubrane na czarno postacie, jakiś czarodziej za nimi i ona. Dwa z czterech cieni zwróciły zamaskowane twarze w jej stronę i zaraz też wycelowały w nią różdżki.

— Co tu się… — nie dokończyła, bo musiała zasłonić się przed wymierzonymi w nią zaklęciami.

Protego nie było trudne i odruchowo zrobiła gest różdżka, dzięki któremu pomiędzy nią a atakujacymi powstała błękitna, lekko prześwitująca ściana.

Olbrzymka nie trafiła czasu, zaraz po zaklęciu obronnym przystąpiła do ofensywy, rzucając w stronę wyższego Śmierciożercy zaklęcie rozbrajające.

Stary Zabójca

Trevor Yaxley
#3
03.01.2023, 01:57  ✶  
W ferworze toczonej przez niego walki nie od razu dostrzegł uzbrojoną w różdżkę kobietę, która w ogólnym rozrachunku wydawała mu się znajoma. Pomijając występujące między nimi dalekie pokrewieństwo, mógłby przysiąc to, że gdzieś już widział. W innej sytuacji zacząłby zastanawiać się nad miejscem, w którym ją dostrzegł i być może zamienił kilka słów. Wówczas uznałby, że to miało miejsce jeszcze za zdawać by się mogło odległych czasów, w których jeszcze mógł szczycić się piastowaniem w swoim mniemaniu tak prestiżowego stanowiska. Ministerialna stołówka albo winda, korytarz Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Być może to było to jedno z tych miejsc. To będzie musiało poczekać aż uda mu się opanować tę sytuację. O ile się uda w ogóle. Walka dopiero się rozpoczęła i było dużo za wcześnie aby mógł uznać, że udało mu się pokonać wszystkich wrogów. Przy dobrych układach postara się udzielić pomocy pozostałym przy życiu ofiarom tych popaprańców. Martwym nie zdoła już pomóc.
Jednak wracając do sedna, czy ta kobieta zamierzała opowiedzieć się przeciwko napastnikom czy może wesprzeć go w tej nierównej walce. Bo jego przeciwnicy zdołali stanąć o własnych siłach na nogach i byli gotowi do walki, co też doskonale pokazali atakując znacznie wyższą od niego kobietę. Jej wzrost doskonale świadczył o płynących w jej żyłach krwi olbrzymów. Przez wzgląd na nią kogoś takiego byłoby dobrze mieć po swojej stronie.
— W samą porę! Przyda mi się wsparcie! — Zawołał w stronę olbrzymki, która – jak spostrzegł – zaledwie przed chwilą musiała się bronić przed rzuconymi przez ich oponentów zaklęciami a teraz sama przeszła do ofensywy. Posłane przez nią w stronę Śmierciożercy zaklęcie rozbrajające wytrąciło mu różdżkę z dłoni, czyniąc go bezbronnym i tym samym podatnym na kolejny atak. Trevor postanowił do wykorzystać celem podjęcia próby skutecznego wyeliminowania wroga. Przy dobrych układach zostanie ich jeszcze trzech do pokonania.
— Drętwota! — Wykonał odpowiedni ruch dłonią dzierżącą różdżkę, czego efektem było czerwone światło mknące w kierunku żywego celu, którym był pozbawiony różdżki zamaskowany czarodziej.

Słowa: 318
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#4
04.01.2023, 14:05  ✶  

Nie miała czasu, by przyglądać się mężczyźnie za Śmierciożercami, stąd i nie rozpoznała go, ani jako dalekiego krewnego, ani współpracownika z korytarzy Ministerstwa Magii. Skupiona na przeciwnikach i przelatujących pomiędzy nimi, a nią zaklęciach, nie dosłyszała więcej, niż „wsparcie”, o którym krzyczał brodacz. Zresztą nie miało to znaczenia, bo  chociaż Śmierciożerca bez różdżki padł nieprzytomny, to nadal mieli przed sobą trzech jego kamratów.

Rowle z doświadczenia wiedziała, że zwierzęta zagonione w kozi róg, robią się dziesięć razy bardziej niebezpieczne. Sługi Czarnego Pana może i zwierzętami nie były, w końcu nie obrażajmy magicznych istot, i może nadal mieli przewagę jednego, ale w ich ruchy wkradła się nerwowość.

Musiała paść na ziemię, by uniknąć lecącego w jej stronę szyldu krawca. Jej rozproszenie wykorzystał przeciwnik stojący najbliżej i zaraz za szyldem w jej stronę poszybowała czerwona smuga.

Dwójka mężczyzn, którzy stali nieco dalej od swego kompana i Reginy, w pełni skupiła się na Trevorze. Z ich różdżek również wystrzeliły czerwone smugi drętwoty oraz inne, pośpiesznie rzucane zaklęcia pojedynkowe. Ich główną taktyką było zalanie Yaxley’a atakami, tak by ugiął się wreszcie pod ich naporem lub popełnił błąd przy odbijaniu jednego, wtedy też dosięgłoby go drugie zaklęcie.

W tym samym czasie Olbrzymka przetoczyła się po śniegu, cudem unikając utraty przytomności. Zaklęcie wbiło się w biały puch, co sprawiło, że wpadła na pomysł. Szybki gest różdżką, skupienie i proste depulso sprawiło, że śnieg poderwał się spod jej nóg i niczym nawałnica uderzył w Śmierciożercę. Nie chciała tracić tego grama przewagi, jaki być może udało się jej zdobyć, więc zaraz po tym rzuciła zaklęcie paraliżujące.

Stary Zabójca

Trevor Yaxley
#5
12.01.2023, 04:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.01.2023, 04:05 przez Trevor Yaxley.)  
Trevor nie mógł nazwać się kimś, kto posiada szczególne rozeznanie w temacie Śmierciożerców. Posiadał jedynie opinię na ich temat, ale to był temat na inną dyskusję. Niemniej ten pierwszy z nich, który teraz zalegał na śniegu nieprzytomny, nie okazał się jakimś poważnym wyzwaniem. Może jego towarzysze będą je stanowić. Łatwo się atakowało bezbronnych i nieświadomych cywilów, urządzając rzeź zamiast walczyć jak równy z równym. Po takich szumowinach trudno spodziewać się czegoś takiego.
Dostrzegł również nerwowość w ruchach sługusów tego całego Lorda Voldemorta, zdecydowanie działającą na ich niekorzyść. Przewaga liczebna nie zawsze była atutem, tak samo jak zbytnia pewność siebie bywała zgubna.
Poświęcenie się walce nie pozwalało mu na zbytnie zwracanie uwagi na niespodziewaną sojuszniczkę, przelatujące w powietrzu szyldy zakładu krawieckiego i czerwone smugi zaklęć. Tym bardziej, że w tym momencie tamci dwaj mężczyźni skupili na nim swoją uwagę i zaczęli miotać w niego pośpiesznie rzucane zaklęcia, czyniąc z nich prawdziwy grad. To wymusiło na nim przejście do defensywny, posługiwanie się magią niewerbalną tak aby nie tracić cennych sekund na każdorazowe wypowiadanie na głos zaklęcia ochronnego oraz stosowanie częstszych niż dotychczas uników.
Wiązka jednego z wielu mknących ku niemu zaklęć musnęła jego lewe ramię, przecinając rękaw noszonego przez niego ubrania oraz raniąc go w tym miejscu. Mógł poczuć jak wypływająca z rany krew wsiąka w rozdarty materiał.
Niezadowolony warknął gardłowo i zaklął szpetnie w myślach. Ryzyko odniesienia rozmaitych obrażeń było wpisane w zawód, którym starał się trudnić pomimo swojej nienajlepszej sytuacji i przejawiania beznadziejnej skłonności do ratowania innych. A to sprawiało, że łatwiej było przejść mu na tym do względnego porządku dziennego. Oby sczeźli.
Trzeci Śmierciożerca nie zdołał sięgnąć kol2ejnym czarem walczącej Olbrzymki, która po uniknięciu tamtego zaklęcia postanowiła wykorzystać otoczenie przeciwko swojemu oponentowi i tuman śniegu uderzył w zamaskowanego czarodzieja. Następstwem tego nie było tylko ograniczenie mu pola widzenia na kilka minut. Oznaczało to, że nie mógł zaatakować kobiety i przez ten czas wydawał się całkowicie bezbronny. Rzucenie przez Olbrzymkę zaklęcia było słuszne. Jako najprawdopodobniej najwyższa osoba na tej ulicy pomimo wznieconej przez siebie małej śnieżycy była w stanie dostrzec obsypywanego białym puchem Śmierciożercę, jednak wiązka tamtego zaklęcia uderzyła w ścianę jednego z budynków zamiast w żywy cel. W czasie, kiedy śnieg opadał, sługa Czarnego Pana próbował stanąć na własnych nogach po tym, jak poślizgnął się na oblodzonym fragmencie ulicy.

Słowa: 380
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#6
14.01.2023, 21:15  ✶  

Zaklęcie nie trafiło w przeciwnika, ale Regina się tym nie przejęła. Dwa susy później znalazła się przy ślizgającym się czarowniku i jak kobiecie nie przystoi, zasadziła mu kopniaka w krocze. Magia, magią, ale pewne rzeczy były niezawodne.

Śmierciożerca skulił się z bólu, oszołomiony ciosem, co zostało wykorzystane przez jego przeciwniczkę. Dalej złapała go za poły szaty na plecach i szarpnęła nim, jak szmacianą lalką, przerzucając go na bok.

Do zwalczenia pozostało dwóch czarodziejów, których uwaga była skupiona na Trevorze. Jego coraz to częstsze uskoki nie pozostawiały wątpliwości, że zaczynają go przytłaczać i powoli przełamują jego obronę.

Rowle zagryzła zęby, zacisnęła dłoń na różdżce i biegnąc w ich stronę, bezceremonialnie krzyknęła:

— Incendio!

To sprawiło, że Śmierciożercy obrócili się, zdziwieni nieznanym głosem. Jednocześnie unieśli różdżki, by odbić magiczny cios, ale na niewiele się to zdało. Szata jednego z nich stanęła w płomieniach, przez co drugi musiał od niego odskoczyć.

Palący się czarodziej zaczął wymachiwać rękoma i spanikowany wypuścił różdżkę, żeby  ściągnąć z siebie pożerany przez ogień płaszcz.

W tym samym momencie za plecami Olbrzymki stanął Śmierciożerca, którego kopnęła i posłała na spotkanie z zaspą. Najwidoczniej zdążył się pozbierać i widząc okazję do odgryzienia się, posłał w jej stronę zaklęcie.

— PROTEGO!

Okrzyk sprawił, że wszyscy, prócz płonącego, spojrzeli w stronę samotnego Śmierciożercy i dalej ponad jego ramię. Perfekcyjnie rzucona tarcza ochronna uratowała ją od drętowoty i odbiła czar w tego, kto go rzucił.

Na miejsce zdarzenia aportowali się brygadziści i teraz zmierzali w stronę całego wydarzenia z wyciągniętymi i wycelowanymi różdżkami zarówno w Śmierciożerców, jak i w Trevora i Reginę.

Stary Zabójca

Trevor Yaxley
#7
22.01.2023, 00:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.01.2023, 18:21 przez Trevor Yaxley.)  
Trevor w dalszym ciągu nie miał możliwości zwrócenia uwagi na to, co robi walcząca ramię w ramię z nim kobieta. Miało to swoje zalety w dalszej perspektywie czasu, które może nawet dostrzegłby... gdyby nie fakt, że toczenie nierównej walki z dwoma przeciwnikami skutecznie pochłaniała go bez reszty. Nie było dobrze, ale pomimo posiadania przez jego przeciwników w chwili obecnej znacznej przewagi jeszcze stał na własnych nogach zostawszy zaledwie przez nich draśniętym. To nie było nic, czego nie dało się przeżyć. Nie mógł jednak zignorować tego, że szala zwycięstwa przechyla się na korzyść bezustannie atakujących go Śmierciożerców i doskonale wiedział, że jeśli się przed nimi nie obroni to oberwie znacznie poważniej, niż za pierwszym razem i jeśli by to przeżył to na pewno potrzebowałby pomocy uzdrowiciela. Nie przepadał za nimi, to po pierwsze. Po drugie, nie może sobie pozwolić na nie wiadomo jak długi pobyt w szpitalu. Po trzecie, nieszczególnie było go stać na opłacenie sobie leczenia w prywatnej klinice z uwzględnieniem dodatkowej opłaty dla jej właściciela za dyskrecję i milczenie. Jest jak jest.
Zanim spełnił się którykolwiek z tych czarnych scenariuszy, z odsieczą przybyła mu ta kobieta. Za to powinien postawić jej piwo w Pubie pod Trzema Miotłami, przed którym tak bohatersko walczyli. Na dwa powinno mu wystarczyć. Bardzo docenił udzielone mu wsparcie. Nie będzie iść w zaparte, że w pojedynkę poradziłby sobie doskonale. Bo to nie byłaby prawda. Jednak na faktyczne wyrażenie wdzięczności przyjdzie czas później. Najpierw muszą opanować tę sytuację. Dostrzegając to, że za sprawą skutecznie rzuconego zaklęcia Rowle szata jednego z zamaskowanych mężczyzn zajmuje się ogniem, wymuszając na drugim odskoczenie, postanowił zareagować. To był dobry moment na wykorzystanie sytuacji na swoją korzyść. Był to dobry moment na podjęcie próby zakończenia tego starcia. Przed wypowiedzeniem inkantacji musiał zaczerpnąć jednak tchu.
— Petrificus Totalus! — Wycelował swoją różdżkę w tego Śmierciożercę, który w tym momencie był zajęty wymachiwaniem rękoma, panikowaniem i zrzucaniem pożeranej przez ogień szaty na śnieg. Sam skutecznie się rozbroił. Rzucone przed niego zaklęcie okazało się wystarczająco skuteczne i ręce ręce przylgnęły do boków mężczyzny, a jego nogi złączyły się razem. Jego całe ciało zesztywniało. Ostatecznie runął jak długi na ziemię, będąc zupełnie sparaliżowany. Nie mógł nawet otworzyć ust. Jedynie był w stanie poruszać oczami. Problem z głowy. Zostało jeszcze dwóch. A raczej, bo rzucony przez Olbrzymkę czar odbił się od potężnej osłony i powalił tamtego czarodzieja o wiele skuteczniej, niż tamten kopniak.
Trevor właśnie przymierzał się do tego, aby skutecznie rozprawić się z tym ostatnim sługusem Lorda Voldemorta, gdy na polu walki aportowali się Brygadziści. Skoro już tutaj są to będą mogli dokończyć to, co oni zaczęli przed ich przybyciem, zabezpieczyć miejsce zbrodni i przenieść ciała zmarłych oraz wezwać uzdrowicieli do rannych, jeśli ktoś z mieszkańców obecnych na tej ulicy w chwili rozpoczęcia ataku jakimś cudem zdołał śmierci z rąk tych czarnoksiężników.
Zrozumiał to, że podchodzą z wyciągniętymi różdżkami do Śmierciożerców. Ale żeby do nich? Uratowali tak wielu mieszkańców. Ostatni stojący na własnych nogach opuścił różdżkę i wydawał się nie być taki skory do walki. Dwójka przypadkowych przechodniów praktycznie złoiła im skórę i zdołała pokrzyżować im plany, a teraz on i jego towarzysze zostaną aresztowani przez Brygadzistów.
— Szlag — Trevor zaklął pod nosem. Obecności Brygadzistów należało się spodziewać. Przybyli o wiele za późno, praktycznie na gotowe i będą mogli pozbierać sobie pokonanych przez niego i tamtą kobietę Śmierciożerców oraz przypisać sobie wszystkie ich zasługi. Odwalili za nich kawał naprawdę dobrej roboty. Nie było mu to na rękę, że jednak się zjawili. Przecież sam był poszukiwany przez nich za przestępstwa, których tak naprawdę nie popełnił. Może za wyjątkiem ucieczki mundurowym. Gdyby go aresztowali to niewątpliwie poprawiliby swoje statystyki. Do cel trafiłoby pięciu przestępców zamiast czterech. Nie mógł na to pozwolić. A to oznaczało tylko jedno. Na niego już pora. Będzie musiał wrócić do Gospody pod Świńskim Łbem i po zabraniu swoich rzeczy opuścić Hogsmeade tuż po tym, jak opadnie bitewny kurz.
— Dobrze walczyłaś. Jeśli następnym razem się spotkamy to oby przy piwie. Na mnie już pora — Zwrócił się do swojej sojuszniczki, której bez wahania postąpiłby kufel podłego piwa w Gospodzie pod Świńskim Łbem. Zamierzał ją zostawić z tymi funkcjonariuszami, zrzucając na jej barki całkiem prawdopodobną konieczność udania się z nimi i złożenia zeznań. Po tym swoistym pożegnaniu zamierzał się teleportować się do wspomnianego lokalu i skierować się prosto do swojego pokoju. Jako pierwsze zamierzał oczyścić i opatrzyć ranę na lewej ręce.

Słowa: 722
Słowa łącznie: 2019
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Trevor Yaxley (2056), Regina Rowle (851)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa