19.12.1970
Ulica oraz Pub pod Trzema Miotłami, Hogsmeade
Trevor & Regina
Przebywając w Hogsmeade zatrzymał się w owianej niezbyt dobrą sławą Gospodzie pod Świńskim Łbem. Obskurne wnętrze gospody z zawieszonym nad drzwiami szyldem z namalowanym odciętym łbem świni, z którego na białe płótno ściekała krew, było dalekie od jego standardów. Będzie musiało wystarczyć. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Jedno małe i bardzo słabo oświetlone pomieszczenie, tak bardzo że aż można nazwać je mrocznym nie zachęcało do wstąpienia tutaj. Okna w wykuszach, stojące na grubo ciosanych stołach ani nawet kominek zdawały się nie być w stanie rozpędzić tego mroku. Podłoga chyba od wieków nie była za pan brat ze sprzątaniem. I ten wszędzie wyczuwalny zapach starego capa. Zakładał, że to efekt bytności nienajczystszej klienteli. Miało to swoje plusy. Tutaj raczej nie będzie nikt go szukać.
Postanowił jednak opuścić tę parszywą norę i przejść się po zaśnieżonych ulicach Hogsmeade. Ta wioska naprawdę wyglądała jak kartka świąteczna. Miał wrażenie, że praktycznie co chwilę mija go zaaferowana przedświątecznymi zakupami grupka czarownic. Choć na pierwszy rzut oka nie było tego widać, na tej zwykle radosnej atmosferze kładły się cieniem te wszystkie wydarzenia od czasu ogłoszenia manifestu Lorda Voldemorta, nawet już do niego docierały te wszystkie doniesienia o atakach jego popleczników. Zaczął się bardziej tym interesować, uważając, że tych popaprańców należało powstrzymać. Oczywiście, to było coś, co każdy rozsądny obywatel powinien zostawić Brygadzistom albo Aurorom. Gdyby jednak był świadkiem ich zbrodniczej aktywności to nawet by się nie wahał. Wiedział, że daleko mu do bycia rozsądnym. Jak również daleko mu było to bycia obojętnym na los innych. W tym momencie nie przypuszczał, że będzie dane mu się wykazać.
Pozostawił za sobą przytulny Pub pod Trzema Miotłami, w chwili obecnej nie zwracając uwagi na niespodziewaną aportację czterech zamaskowanych czarodziejów. Zaczynał pogrążać się we własnych myślach, gdy usłyszał zza plecami dobiegające go głosy oraz pełne przerażenia krzyki, których przyczyną było zaatakowanie niewielkiej grupki rozmawiających mieszkańców Hogsmeade. Biały puch zabarwił się krwią płynącą z powstałych na ich ciałach ran. Zaalarmowany tymi krzykami oraz widokiem uciekających czarodziejów i czarownic, niezdolnych do udzielenia rannym pomocy (trudno ich za to winić w takiej sytuacji), został gwałtownie sprowadzony na ziemię oraz poczuwał się zobowiązany do właściwej reakcji zgodnie z wyznawanymi przez siebie wartościami. Dlatego też odwrócił się w stronę napastników. Zdecydowanie nie mógł powiedzieć tego, że szanse są wyrównane. W końcu było czterech na jednego. Czy strach go obleciał? Miał go pod kontrolą. Miał okazję zginąć tak jak przystało na łowcę. Z różdżką w dłoni. I w razie czego chętnie zabierze ze sobą przynajmniej jednego z nich.
— Zaraz zrobi się bardzo niemiło. Dla kogoś na pewno — Wymruczał pod nosem, przeczącym okazywanej przez niego powadze uśmiechem. Zdobyte przez lata doświadczenie w pojedynkowaniu się czyniło go trudnym przeciwnikiem. Potrafił walczyć nieczysto. Tak jak tamta czwórka. Po czarodziejach atakujących bezbronnych cywilów nie spodziewał się honorowego postępowania i byłby głupcem, gdyby sam chciał tak postępować. Dobrze, że miał wystarczająco luźny kręgosłup moralny i pomimo sympatyzowania z Zakonem Feniksa przemoc nie była mu obca. De facto niemiło to już się zrobiło, ale teraz zrobi się bardziej. I oby dla tej czwórki. Nie dla niego, nawet jak sam w tym momencie prosił się o kłopoty.
— Depulso! — Sięgnąwszy po swoją różdżkę, zacisnął mocno palce okrytej skórzaną rękawiczką na jej rączce i nie tracąc czasu na przyjęcie oficjalnej postawy pojedynkującego się czarodzieja (w końcu to nie był szkolny klub pojedynków ani Srebrne Różdżki), chciał spróbować wykorzystać element zaskoczenia i zaatakować jako pierwszy. Z czubka jego różdżki wystrzeliła czerwona wiązka zaklęcia i pomknęła ku zamaskowanym postaciom. Była szansa, że to zaklęcie sięgnie swojego celu i odrzuci napastników niczym szmaciane lalki. To na początek powinno wystarczyć.
Słowa: 599