• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[5.04.72, Sklep Ollivanderów] Fergus i Brenna

[5.04.72, Sklep Ollivanderów] Fergus i Brenna
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
20.12.2022, 21:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:51 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Fergus Ollivander - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

- Taaaaak… włamanie w celu kradzieży albo chuligański wybryk, hm.
- Eee… po czym wnioskujesz?
- Wewnętrzne przeczucie – odparła Brenna radosnym tonem, przypatrując się pękniętej szybie sklepu Ollivanderów.  Chłopak, świeżak, dopiero przechodzący szkolenie, którego posłano razem z nią zamiast partnerki, oficjalnie by się czegoś nauczył, a nieoficjalnie chyba po to, by kogoś ukarać – jego albo ją, trudno powiedzieć – zrobił głupią minę.
Gdyby Brenna była bardziej złośliwą osobą, może powiedziałaby coś o tym, że to przez takich jak on później Brygada Uderzeniowa ma fatalną opinię i są uznawani za gorszych od aurorów – chociaż po prawdzie ci drudzy po prostu zajmowali się głównie czarną magią i ich praca nigdy nie wydawała się Brennie ważniejsza czy nawet dużo bardziej wymagająca. Nie była jednak, taki komentarz nie przyszedł jej nawet do głowy. Za to pomyślała, że chyba jednak dzieciak nie będzie miał przyszłości w tej pracy, skoro przegapił tak… oczywiste ślady. Stłumiła westchnienie i ruszyła prosto do drzwi. W porównaniu do swojej „domowej” wersji przedstawiała się dość przyzwoicie: ciemne, niezbyt długie włosy zostały uczesane, a mundur Brygadzisty, na który składały się spodnie, koszula i marynarka, nie był wymięty i zdołała nawet pozbyć się z niego wszystkich okruszków ciasteczka, które jadła, zanim została tutaj posłana.
Według dostarczonych informacji, nikt nie zginął, nikt nie ucierpiał, zniszczenie mienia były nieznaczne. Sprawy nie sklasyfikowano więc jako bardzo poważnej i nie przysłano na miejsce całego zespołu – zwłaszcza, że kilka osób musiało świeżo aportować się do mugolskiego parku, gdzie dwóch czarodziejów zaczęło bić się najpierw na pięści, a potem na magię (przeklęci idioci), aresztować kretynów i wyłapać mugoli do modyfikacji pamięci. Niemniej nie mogli zignorować takiego zgłoszenia. Do zdarzenia zapewne doszło w nocy. Teraz świt zabarwiał niebo na szaro, a że jeszcze nie minęła ósma, większość sklepów dopiero otwierano i pierwsi przechodnie przemykali ulicą Pokątną. Nim Brygadzistka nacisnęła klamkę, obejrzała się jeszcze i przebiegła wzrokiem po oknach najbliższych budynków, sprawdzając, z ilu z nich dało się dostrzec sklep Ollivanderów. Na parterach zwykle mieściły się lokale usługowe i sklepy, ale na piętrach czasem ktoś mieszkał…
– Dzień dobry! Brenna Longbottom, Brygada Uderzeniowa! Otrzymaliśmy wezwanie w sprawie włamania – zawołała od progu, rozglądając się po pomieszczeniu. Szukała śladów bytności włamywaczy oraz samego zgłaszającego. Nie miała pojęcia, który z Ollivanderów go dokonał, chociaż przynajmniej ze trzech kojarzyła – czy to z dnia, gdy jako jedenastolatka kupowała tutaj swoją pierwszą różdżkę, czy z Hogwartu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#2
22.12.2022, 18:24  ✶  
Wychylił się z zaplecza, uśmiechając szeroko na widok Brenny. Nie jej się tutaj spodziewał, a raczej jakiegoś smętnego urzędnika o znudzonym tonie głosu, który zadałby kilka standardowych pytań, a potem uznał, że sprawy nie da się rozwiązać.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak się cieszę, że cię widzę – przyznał z ulgą i podszedł bliżej, opierając się o sklepową ladę. Spojrzał nad jej ramieniem na rozbitą szybę, którą jego ojciec chciał natychmiast naprawić, ale Fergus powstrzymał go, tłumacząc, że utrudniałby śledztwo Brygady Uderzeniowej. – Tata poszedł pytać sąsiadów, czy coś widzieli, zanim się pojawiłaś. To on was wezwał. Ale z tego co widziałem, utknął na kawie u Fortescue, typowo.
Nie żeby był z tego powodu zły, bo dzięki pozbyciu się ojca (oczywiste, że to on podsunął mu pomysł popytania niektórych gapiów) miał czas żeby samemu się rozejrzeć, co tak naprawdę się stało. Pewnym było, że ktoś dobrał im się do witryny, a widok pobojowiska w sklepie bolał nawet jego, choć nie znosił tu przebywać. Nadal była to własność jego rodziny, a zatem i jego. A nie lubił, kiedy ktoś dobierał się do jego rzeczy.
- Ten, kto to zrobił, był kompletnym idiotą – mówił dalej, spoglądając to na Brennę, to na jej towarzysza, o którym nie potrafił powiedzieć nic poza faktem, że wyglądał, jakby się zgubił i został przygarnięty przez pannę Longbottom niczym bezdomny kociak. – Zresztą, spójrz na to – dodał, wyciągając spod lady karton, w którym znajdowały się połamane różdżki, większość z witryny, ale niektóre wygrzebane z eleganckich pudełek przygotowanych pod sprzedaż. Pomijając różne rodzaje drewna, co chyba nie miało większego znaczenia, przedmioty łączyło to, że brakowało im rdzeni. – Włosy jednorożców – wyjaśnił. – Ja wiem, że jest inflacja i w niektórych miejscach można je dostać dłużej niż samą różdżkę, ale nawet w pośpiechu wyjęcie ich zajmuje kupę czasu.
Poza tym wszystkie elementy odzwierzęce mieli schowane w biurze w specjalnych pojemnikach. Gdyby ktoś włożył tyle wysiłku, co w zniszczenie różdżek, pewnie by je znalazł, oszczędzając sobie zachodu. Fergus tego nie rozumiał, ale z natury był naprawdę leniwy, a w pracy szedł po linii najmniejszego oporu. Byle szybko i mieć wszystko z głowy. A nawet w kradzieżach wykazałby się o wiele większą finezją, ale tego Brenna nie musiała wiedzieć. Nikomu się do swojej kleptomanii nie przyznawał. Czasem nawet próbował ukryć to przed samym sobą, tak jakby problem w ogóle nie istniał. Teraz przynajmniej rozumiał gniew i gorycz osób, które padały ofiarą złodzieja. Uczucie raczej nieprzyjemne, ściskające żołądek.
- Co myślicie? Bo szczerze mówiąc nie rozumiem, czemu akurat nasz sklep. Kilka budynków dalej jest apteka.
Wyminął ladę, stając przed nią i czekając cierpliwie na zdanie Brenny i jej towarzysza. Poza tym ułatwił tym sobie drogę na wypadek, gdyby jego ojciec postanowił wrócić i w akcie rozpaczy po zniszczonych różdżkach spróbował wyrzucić brygadzistów, by już nic więcej nie dotykali.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.12.2022, 21:22  ✶  
- Cześć, Fergus – przywitała go Brenna, nie patrzyła jednak na niego, a już rozglądała się po sklepie, poszukując zniszczeń. – Naprawdę? A patrz, dziś nawet nie mam przy sobie ciasteczek. Zawsze myślałam, że ludzie cieszą się na ich widok, nie mój – oświadczyła na jego deklarację o radości na jej widok, po czym podeszła do szyby. Przykucnęła, obserwując odłamki szkła: chciała sprawdzić, jak wyglądały i gdzie upadły. To mogło zasugerować chociażby, czy do rozbicia szyby wystawowej użyto magii, czy brutalnej siły.
- To bardzo miło, ze strony twojego taty, odwala część pracy za mnie – stwierdziła, po czym przeniosła wzrok na drugiego Brygadzistę, który stał w drzwiach z niepewną miną. Cóż, porównanie Fergusa było całkiem trafne. I nie aż tak nieprawdopodobne, Brenna mogła spotkać kogoś na ulicy i nagle pociągnąć go gdzieś za sobą.
Chociaż trzeba przyznać, że raczej nie zabierałaby takiej osoby na miejsce zbrodni.
– No? Wchodź, nikt cię nie ugryzie. Rozglądając się, niczego nie dotykaj, szukaj śladów. Czegokolwiek nietypowego. Krew, błoto, coś upuszczone, coś zniszczone i tak dalej. Wielki napis „Spalić Ollivanderów” na ścianie też będzie śladem – oświadczyła Brygadziście, podnosząc się i podchodząc na powrót do Fergusa. Jej brwi powędrowały w górę, kiedy Fergus wyciągnął karton. Spojrzała najpierw na niego, potem znowu na różdżki, jakby chciała powiedzieć „poważnie?”
- Czego to ludzie nie wymyślą – westchnęła tylko. – Czy ja coś mylę, czy w takiej różdżce zwykle jest jeden, dwa włosy? Przecież gdyby zabrali całą, mogliby zarobić kilka razy tyle… Gdzie one leżały? Chodzi mi o to, gdzie je znaleźliście dziś rano. Czy złodzieje dostali się na zaplecze? Z których półek zdjęto te w opakowaniach? Zdjęli z nich też inne różdżki, czy tylko te z włosami? – zarzuciła Ollivandera pytaniami, a jej spojrzenie już przesuwało się za nim, jakby szukała na półce pustych miejsc, z których ściągnięto pudełka. Pytania mogły wydawać się głupie, ale mogły zawsze dostarczyć pewnych informacji. Na przykład, jak bardzo złodzieje się spieszyli. Czy wiedzieli, gdzie szukać różdżek z właściwym rdzeniem, czy też wyjmowali je losowo, szukających tych odpowiednich. A nawet jakiego byli wzrostu, bo oczywiście z wyższych półek mogli ściągnąć je magią albo drabiną, ale operowanie na tych w zasięgu rąk było po prostu prostsze…
- Cóż… mogli być kompletnymi idiotami, tak jak mówisz. Apteka mogła mieć lepsze zabezpieczenia. Ktoś was nie lubi i celowo wybrał ten sklep. Albo chodziło im konkretnie o włosy jednorożców, a tych zwykle w aptekach nie ma za wiele. Póki co za wcześnie, żeby wyrokować – oświadczyła Brenna, chociaż nie, nie miała zamiaru mówić, że „nic się nie da zrobić”. Bo dało się zrobić całkiem sporo, po prostu należało zacząć od tej najprostszej rzeczy, mianowicie zadania kilku pytań młodemu Ollivanderowi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#4
23.12.2022, 14:24  ✶  
Przypatrywał się, jak Brenna bada odłamki szyb, najwyraźniej widząc w nich coś więcej, niż on. Nie był detektywem, a nie sądził, że czerpanie informacji z mugolskich powieści jakkolwiek by mu pomogło w rozwiązaniu tej sprawy. Od tego była Brygada Uderzeniowa, więc oczywistym było, komu powierzy to zadanie, samemu jedynie udzielając informacji.
- Miałem ciastka w biurze – poinformował ją, parskając śmiechem. – Mogę ci później przynieść, jeśli nikt ich nie zjadł.
Kiedy pracował tylko z ojcem, jego zapasy ukrywane w szafce biurka były bezpieczne. Teraz jednak, kiedy wuj Geraint coraz częściej przesiadywał w sklepie po śmierci swojej żony, wątpił, by słodycze przetrwały bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Nie sądził jednak, by jeden starszy facet był w stanie pochłonąć kilka paczek. A może się mylił?
- Z jego umiejętnościami wydobywania informacji prędzej dowie się, co u wnuków madame Malkin, niż kto włamał się do sklepu – przyznał, instynktownie patrząc przez okno w kierunku Fortescue, gdzie jego ojciec zaśmiewał się z czegoś przy filiżance kawy. Pewnie to i lepiej, że ktoś próbował mu pomóc zapomnieć o stresie w chwili, gdy tygodnie jego pracy zostały zniszczone w zaledwie jedną noc. Fergus liczył jedynie na to, że sprawa się rozwiąże i odzyskają przynajmniej włosy jednorożców. Cięższe do zdobycia były chyba tylko testrale i to wyłącznie dla tego, że na swoje szczęście ich nie widział.
- Ej, gdyby ktoś chciał spalić tę budę, wystarczyłaby jedna świeczka. Spłonęłoby od razu – zawołał, wskazując ręką wokół siebie. Wszystkie meble były drewniane, tak samo jak sprzedawane tutaj przedmioty. Nawet część ścian pokryto boazerią, po prostu mokry sen stolarza.
- Masz rację. Jeden włos na różdżkę, dwa mogłyby już doprowadzić do uszkodzenia przy silniejszych zaklęciach – wyjaśnił jej i jej towarzyszowi, który wciąż zdawał się nie wiedzieć, co ze sobą zrobić. Naprawdę współczuł Brennie i aż naszła go myśl, czy był tak samo postrzegany przez ojca. Jako bezużyteczny pomocnik, który nie miał pojęcia, w co włożyć ręce. Tyle że – szczerze mówiąc – Fergus znał się na tej robocie, tylko stary Ollivander zdawał się tego nadal nie zauważać. – Te w kartonie są z witryny i podłogi tu za biurkiem – ciągnął dalej, wskazując w kierunku szyb i na pudełka tuż za sobą. – Na zapleczu zostawiłem to tak, jak było. Wszystko rozrzucone, tak jakby nie zauważyli, że różdżki są ułożone rdzeniami. Albo po prostu im się zawaliło, bo pudełka stoją na sobie. Przełamali tylko te, które miały etykietę – mówił, chyba zapominając o tym, że zwykły czarodziej nie był w stanie rozpoznać, co znajdowało się wewnątrz czyjejś różdżki. Takie przeczucie Ollivanderów. – Ciężko stwierdzić, skąd je wyciągali, bo tak jak mówię, zawaliło się. Ale z tego co pamiętam w kwestii ułożenia, to chyba były tak gdzieś na wysokości twarzy.
Nie rozwlekał się, czyjej twarzy, bo byli praktycznie równi wzrostem, więc odpowiedź rozumiała się sama przez się. Stuprocentowo pewny mógł być tylko co do tego, że zrobili gigantyczny bałagan, zarówno w głównej części sklepu, jak i na zapleczu. Do biura nie weszli, bo gdyby tak było, przecież znaleźliby zapasy nie znajdujące się jeszcze w różdżkach. Uzbierane jak dotąd informacje zdawały mu się nic nie wnosić do tej sprawy, ale może Brenna cokolwiek z tego rozumiała. Jeśli chodziło o śledztwa, wiedział, że była mądrzejsza. Miał też pewność, że naprawdę się zaangażuje w przeciwieństwie do niektórych urzędników ministerstwa.
- Nie wiem, ale jeśli ktoś będzie teraz próbował sprzedać te włosy, raczej łatwo się znajdzie – skwitował, zastanawiając się, czy nie powinien się teraz zakręcić w okolicach Nokturnu. Tylko kompletny idiota poszedłby handlować do apteki na Pokątnej, kiedy jej właściciel wiedział już raczej o włamaniu. A może wcale nie chodziło o włosy i cały ten bałagan był jedynie odwróceniem uwagi?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
23.12.2022, 16:27  ✶  
- Jeszcze ktoś pomyśli, że przekupujesz Brygadzistkę - powiedziała do Fergusa, chociaż żartobliwy ton nie pozostawiał wątpliwości, co do tego, że nie mówi poważnie. Przekrzywiła głowę, trochę dziwnym jak na człowieka gestem, wysłuchując jego słów. Gdy odezwała się znowu, mówiła już nie wesoło, a raczej z pewnym namysłem, wyliczając, co mniej dało się stwierdzić w tej chwili.- Pożar zostałby natychmiast zauważony i ugaszony. Inaczej cała Pokątna poszłaby z dymem. Ale z tego co mówisz, nie znają się na różdżkach, nie znali też rozkładu sklepu, więc wcześniej nie zrobili porządnego rozeznania. Witrynę prawdopodobnie rozwalili zaklęciem, same różdżki wyglądają na połamane ręcznie. Nie zniszczyli też innych przedmiotów w sklepie, więc to nie wygląda na prywatną niechęć. Raczej konkretnie chcieli włosów jednorożca i poszli do pierwszego miejsca, w którym pomyśleli, że je znajdą...
Obróciła się ku drugiemu Brygadziście i jego też obdarzyła uśmiechem.
- Sprawdź zaplecze, proszę. Czy nic nie zgubili, nie skaleczyli się, nie zniszczyli nic poza różdżkami - poleciła, w myślach próbując sobie ułożyć, do czego wykorzystywano włosy jednorożca. Niestety, za słabo znała się na alchemii, aby móc być pewną. - Pogadam ze znajomym alchemikiem z Nokturna. I napiszę do kogoś, kto się na tym zna, z pytaniem, do czego używa się tych włosów. - zapewniła Fergusa. - A teraz przepraszam na chwilę...
Wyglądało to tak, jakby Brenna zamierzała rzucić się po prostu na podłogę.
Posadzki dotknęły jednak nie jej ręce, a łapy. Brygadzistka zamieniła się w wilczycę. Nie krępowała się specjalnie tym, że Fergus pewnie nie miał pojęcia o jej animagii - ukrywanie tej zdolności nie miało sensu, gdy było się zarejestrowanym, więc każdy zainteresowany mógł to sprawdzić. A rejestracji musiała dokonać, bo chociaż pierwotnie zaczęła ćwiczyć z bardzo konkretnych powodów (mianowicie wilkołactwa brata), jej animagiczna forma okazała się dość przydatna właśnie w Brygadzie. Nadawała nowe znaczenie zjawisku "psa policyjnego".
Wilczyca - Brenna zaczęła kręcić się po sklepie... węsząc. Najpierw w okolicach witryny, przez którą przeszli włamywacze, potem przy ladzie, a wreszcie zajrzała też na zaplecze. Sklep, tak często odwiedzany jak Ollivanderów, stanowił dla wilczego nosa ogromną mieszankę tropów, z których ciężko było wyłowić konkretne, ale te Fergusa, jego ojca oraz włamywaczy powinny być stosunkowo świeże. Nie liczyła wprawdzie, że je rozpozna albo zdoła za nimi podążyć, mogło to jednak dać pewną wskazówkę, co do liczby włamywaczy. A gdyby któryś z nich przypadkiem miał charakterystyczny zapach czy używał mocnych perfum... to już byłby całkiem mocny trop.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#6
25.12.2022, 12:27  ✶  
- Głodna brygadzistka, to zła brygadzistka – odpowiedział jej ze śmiechem. Gdyby nie pobojowisko wokół, mógłby przysiąc, że jej nastrój świadczy o tym, że wpadła na kawę i herbatniki, a nie w sprawie śledztwa. Sam nie pogardziłby teraz kawą i papierosem, ale na to nie mieli w tej chwili czasu. Brenna była w pracy, podczas gdy Fergus powinien wrócić do swojej, gdy tylko uporają się z problemem, który uniemożliwiał im otwarcie sklepu o czasie.
- Jak tak o tym mówisz, to może nie są tak głupi, jak mi się wydawało – zastanowił się, marszcząc przy tym czoło. – Przyszli na gotowe. W innym wypadku musieliby upolować jednorożca, a nie dość, że to złe – ciągnął dalej. Nawet nie wyobrażał sobie własnoręcznego zabicia tak niewinnego stworzenia. – To jeszcze trudne. Włosy mają o wiele większe działanie magiczne, kiedy jednorożec pozwala się zbliżyć dobrowolnie.
Nie uczyli tego w szkole, dając im po prostu do ręki przygotowane składniki, z których mieli tworzyć eliksiry. Wiedzę na temat ich pozyskiwania, a przynajmniej tych konkretnie potrzebnych do różdżek, Fergus otrzymał od swojego ojca. I, chcąc nie chcąc, musiał być mu za to wdzięczny, bo przynajmniej dawało mu to jakąś zaradność.
- Nigdy nie byłem za dobry w eliksirach, więc ci nie podpowiem – przyznał, nieco plując sobie w brodę, że nie słuchał Nory, kiedy ta twierdziła, że w końcu ułatwi mu to życie. Swoją drogą mógł ją zapytać, ot z czystej ciekawości, ale podejrzewał, że usłyszałby wtedy po prostu: „a nie mówiłam?”, a na tę satysfakcję nie mógł jej pozwolić. To się akurat nigdy nie zmieniło – lubił mieć rację i nie potrafił przyznawać się do błędu przed panną Figg.
Posłał Brennie pytające spojrzenie, nie wiedząc, o co chodziło, aż w końcu go zamurowało. Choć jeszcze sekundę temu stała tu znajoma kobieta, teraz po sklepie kręcił się wilk z prawdziwego zdarzenia. Wyjątkowo ludzki w swoim skupieniu i przez to jeszcze bardziej przerażający. Chociaż wiedział, że to nie prawdziwe zwierzę, a jedynie świetna forma animagiczna, nie mógł nie odczuwać lęku i podziwu na ten widok. Nie ruszał się, nie chcąc przeszkadzać jej w badaniu tropów, jedynie odwracając głowę w kierunku drzwi, gdy znajdujący się przy nich dzwonek się odezwał.
- Fergusie, Fortescue prosił, żebyś zajrzał do niego wieczorem. Twierdził, że zdobył jakiś dziennik, o którym z tobą rozmawiał, nie wdawałem się w szczegóły – mówi jego ojciec, wygładzając szatę, która pomięła się w kilku miejscach. Ciemne włosy o siwiejących pasmach sterczały mu we wszystkie możliwe strony, świadcząc o tym, że od rana był w ruchu. Przez moment patrzył jedynie na swoje ubranie, aż w końcu zamarł, gdy uniósł wzrok. – Na świętą różdżkę Merlina, co tu się…
- Brygada Uderzeniowa, tato – wyjaśnił Fergus, uśmiechając się pod nosem na reakcję starszego Ollivandera, choć sam przed chwilę był w nie lepszym stanie. – Brenna Longbottom – wspomniał, wskazując na wilka. – I… – w tym wypadku przerwał, uświadomiwszy sobie, że nie znał nazwiska drugiego brygadzisty.
- Ah tak, panna Longbottom. Cedr i pióro feniksa, dobrze pamiętam? – spytał, zwracając się w kierunku wilka, choć nie mógł otrzymać od niego werbalnej odpowiedzi. Najwyraźniej to według niego było dobrym sposobem na przywitanie się z gośćmi. – Wyjątkowo dobra do pojedynków i, jak widać, również do transmutacji.
- Dowiedziałeś się czegoś? – zapytał go Fergus, przesuwając wzrok z wilczycy w kierunku rodzica. Może to i lepiej, że ojciec wpadł w trans różdżkowy, zamiast po raz kolejny panikować z powodu włamania. Raczej długo się po tym nie pozbierają, tracąc sporą część artefaktów z włosami jednorożca. Kolejny rocznik Hogwartu będzie wyjątkowo bogaty we włókna smoczego serca, bo feniksy potrafiły być doprawdy wybredne, a pozostałe rdzenie stawały się coraz większą rzadkością.
- Florian nic nie widział – przyznał pan Ollivander, patrząc na Brennę w postaci wilka, bo to właśnie jej bardziej przydadzą się te informacje. – U Wrightów nadal zamknięte, mają jakąś inwentaryzację, więc mnie nie wpuszczą. A Madame Malkin jest zbyt przygłucha, żeby cokolwiek usłyszeć.
Czyli kończyli z niczym, cudownie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
26.12.2022, 13:43  ✶  
- Wreszcie ktoś, kto rozumie, jak funkcjonuje Brygada Uderzeniowa – ucieszyła się jeszcze Brenna nim skończyła w formie czterołapej i – o zgrozo! – niemej. (W głębi serca, gdy próbowała przemiany w animaga, była praktycznie pewna, że skończy jako papuga. A tutaj czekała ją niespodzianka.) – To prawda. W aptece mogliby w ogóle tych włosów nie znaleźć, nawet jeżeli je mają. Musieliby przeszukać całe zaplecze i ostatecznie wziąć coś zupełnie innego.
Jako wilk Brenna węszyła, przechadzając się po całym sklepie. Zatrzymała na dłużej przy pudle z różdżkami, obwąchując je dość intensywnie. W pewnym momencie kichnęła, co wyglądało dość zabawnie, biorąc pod uwagę, że była całkiem sporym wilkiem.
- …eee. To znaczy. Michael. Michael Sadwick – przedstawił się Brygadzista, który akurat wyjrzał z zaplecza. Zerknął na Brennę w formie wilka trochę niepewnie, jakby nie wiedział, czy zrozumie go w takiej postaci. – Jest kawałek ubrania zaczepiony o gwóźdź z szafki, ale nie wiem, czy to ich, czy któregoś z właścicieli – poinformował, prezentując kawałek zielonego materiału.
Gdy pojawił się pan Ollivander, na powitanie zamerdała ogonem, po czym przysiadła na podłodze, wsłuchując, co ten miał do powiedzenia. Bez większego zaskoczenia. Florian nic nie widział, u Wrightów dalej zamknięte… Będzie musiała przejść się po domach, bo komuś mogło zdawać się, że nic nie widział, a jednak słyszał choćby jakieś dźwięki.
Pyknęło i na podłodze nie siedziała już wilczyca, a Brenna Longbottom, ze swoją różdżką w ręku. Uniosła ją zresztą, prezentując panu Ollivanderowi.
- Dokładnie. Bardzo dobrze służy, nieodmiennie od lat i pomogła wygrać niejeden pojedynek, jestem pewna, że wszystko to jej zasługa – pochwaliła się. Różdżka zresztą wyglądała na dość zadbaną: Brenna regularnie ją czyściła i raz nawet oddała do przeglądu. Aż się jej trochę smutno zrobiło, że wiele innych tego typu różdżek, które mogłyby tak dobrze służyć innym osobom, wspierając naturalne talenty do niektórych dziedzin magii, zostało potraktowanych w tak okropny sposób. – Chociaż będę musiała sprawić sobie zapasową, tak na wszelki wypadek.
Dźwignęła się na nogi i otrzepała ubranie.
– Prawdopodobnie dwie osoby. Powiedziałabym, że jedna to kobieta, chyba że mężczyzna z jakichś niezrozumiałych powodów postanowił spryskać się od stóp do głów nowymi perfumami dla pań z kolekcji Potterów. Zapach numer sześć, Wiosenne wariacje – oświadczyła, całkiem nieźle z tym konkretnym zapachem zaznajomiona, bo sama dostała buteleczkę w prezencie od babki z rodu Potterów. Wahała się przez moment, zerkając z jakichś względów z namysłem wypisanym na twarzy to na podłogę, to na mężczyzn. Mogli to robić po staremu, co będzie czasochłonne i być może się uda, a może nie. Mogła też przyspieszyć sprawę.
A ta myśl o różdżkach, zniszczonych, do niczego się nie nadających, jakoś ją poruszała…
– Fergus, panie Ollivander, mogłabym was prosić, żebyście na moment towarzyszyli panu Sadwickowi na zewnątrz? – poprosiła, obdarzając ich pogodnym uśmiechem. – Chcę wypróbować parę zaklęć, przy których obecność wielu osób może wywołać pewne… zakłócenia.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#8
27.12.2022, 18:21  ✶  
Papuga może rzeczywiście bardziej by się nadawała na animagiczną formę Brenny. Przynajmniej mogłaby wciąż gadać i nie wyglądałoby to ani trochę nienaturalnie. Pomijając, że te ptaki powtarzały jedynie zasłyszane słowa. Ciekawe, jakby to wyglądało z czarodziejem i czy czułby się głupio, gdyby okazywało się, że dźwięki same wydobywają się z jego ust… to znaczy dzioba.
- To nie nasze – stwierdził Fergus, przyglądając się zielonemu skrawkowi materiału. – Ojciec wymyślił sobie granatowe szaty robocze, chyba że mój wujek przebierał się na zapleczu, ale raczej przeklinałby tak, że słyszałaby go cała Pokątna, gdyby rozdarł sobie ubranie o wystające gwoździe – wyjaśnił jeszcze, nim zjawił się jego rodzic, zmieniając całkiem temat tej dyskusji.
Gapiąc się na swojego ojca opowiadającego o różdżkach i sąsiadach, nawet nie spostrzegł się, że Brenna znów stała przed nimi w swojej właściwej formie. Wzdrygnął się na jej głos, którego się nie spodziewał. Ale z drugiej strony co miała zrobić? Wyć niczym do księżyca, licząc na to, że którykolwiek zrozumie, co chciała przekazać?
- Musi pani jednak uważać, panno Longbottom – uprzedził pan Ollivander, zbliżając się do kobiety. – Różdżki potrafią być kapryśne z powodu zazdrości. Aktualna mogłaby się przestraszyć, że chce ją pani zastąpić.
Kiedy Fergus był mały, dziwił się, że jego ojciec traktował różdżki jak innych ludzi. Teraz jednak wiedział, że każda z nich miała swój niepowtarzalny charakter i dopasowywała się do właściciela na podstawie jego własnych cech. Były jednymi z tych artefaktów, o których mówiło się, że mogły posiadać własne mózgi. Jak na to, ile pracy trzeba było włożyć nie tylko w zdobycie materiałów, ale też stworzenie takiego przedmiotu, boleśnie łatwo się je niszczyło. Patrząc na te połamane, bezwartościowe patyki, miał wrażenie, że cofnął się w czasie o dwadzieścia lat i ktoś zniszczył mu ulubiony obrazek. Mógł nie znosić tej pracy, ale jej efekty dawały satysfakcję, zwłaszcza gdy kolejne pokolenia czarodziejów przychodziły tu w poszukiwaniu wsparcia do ujarzmienia swojej mocy. Aż dziw brał, że nikt jeszcze nie wpadł na to, że Ollivanderowie mieli całkiem dobry rejestr potencjalnych umiejętności tych młodych osób.
- Może zrobił to dla zmyłki – zażartował Fergus na wspomnienie o perfumach. – Nie wiem, co to za zapach, ale jeśli nie należał do jakiejś klientki, to może Potterowie robią jakiś spis klientów i dałoby się trafić na tę osobę – zasugerował, chociaż wątpił, by magiczne drogerie aż tak zastanawiały się nad swoją klientelą, jak oni.
- Żaden problem, panno Longbottom – odpowiedział starszy Ollivander, ciągnąc syna za łokieć w kierunku drzwi. Fergus nie miał pojęcia, co planowała Brenna i kusiło go, żeby to obejrzeć, ale jeśli rzeczywiście miałby przeszkadzać w odnalezieniu sprawcy włamania, musiał odpuścić. Zresztą, mógł wykorzystać tę chwilę na świeżym powietrzu.
Stojąc przed sklepem w towarzystwie ojca i młodszego brygadzisty, wygrzebał z kieszeni paczkę papierosów. Nie zdążył jednak wyjąć nawet jednego z nich, bo oberwał różdżką po rękach, więc skrzywił się i mruknął coś pod nosem.
- Mówiłem ci, żebyś nie palił – pouczył go ojciec, marszcząc brwi w zdenerwowanym spojrzeniu. – Cały sklep potem śmierdzi tytoniem, wytrzymać nie idzie w tym smrodzie. Mam rację, panie Sadwick? – zwrócił się pod koniec do drugiego mężczyzny, choć nadal wygrażał palcem swojemu synowi.
Fergus skrzyżował tylko ręce na piersi, całkiem niepocieszony i wbił wzrok w odłamki szkła po ich szybie witrynowej. Nie miał zielonego pojęcia, co kombinowała Brenna, ale ufał, że rozwiąże to szybko.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
28.12.2022, 11:42  ✶  
- Cóż… jest to zawsze jakaś podpowiedź – stwierdziła Brenna, przypatrując się kawałkowi materiału. – Zielona szata i perfumy Potterów. Dość drogie perfumy, dodajmy. Za buteleczkę mogłaby sobie kupić może nie dużo, ale przynajmniej parę włosów jednorożca. Jeżeli chodzi o listę, to może być trudno, bo prowadzą sprzedaż wysyłkową, ale mają też punkt na Pokątnej – mruknęła z namysłem, niemniej nie przekreślała tego tropu. Wyciągnęła rękę, przejmując kawałek ubrania od Fergusa, bo mógł się przydać, by nie błądziła na przestrzeni całych miesięcy przeszłości warsztatu Ollivanderów. Miała dzięki temu dwa punkty zaczepienia.
- Naprawdę? – zdziwiła się, przypatrując swojej różdżce. Nie potraktowała jednak sugestii Ollivandera jako coś dziwnego. – Trochę jak ze starszym rodzeństwem, prawda? Nic, spróbuję jej wyjaśnić, że dalej ją kocham i ma specjalne miejsce w moim sercu, ale na wypadek, gdyby mnie rozbroili, lepiej mieć drugą w drugiej kieszeni.
Posłała Ollivanderom przyjazny uśmiech. Była może pajacem, ale żyli w niespokojnych czasach, ona zaś mogła wpakować się w podwójne kłopoty: jako Brygadzistka i jako członkini Zakonu Feniksa. Oczywiście, i tak wykazywała się sporym optymizmem, bo zakładała, że może oberwać Expelliarmusem zamiast Avadą Kedavrą.
Poczekała aż oboje wyjdą, po czym za pomocą zaklęcia zamknęła za nimi drzwi. Trochę głupio, bronić im wstępu do własnego sklepu, ale ani nie chciała, by ktoś jej przeszkodził, ani przyznawać się do tego, co zamierzała. Machnęła różdżką w stronę wystawy, na moment spowijając potłuczoną szybę czymś, co wyglądało jak widmowa roleta, a potem poszukała na podłodze miejsca, w którym nie leżała cała masa potłuczonego szkła. Wreszcie wyciągnęła ze swojej torby kilka świec, rozkładając na posadce krąg widmowidza.
– Och… ten… – Tymczasem na zewnątrz Sadwick jakby zmalał i skulił ramiona, zapytany przez Ollivandera, czy ma rację. Ten wyraźnie oczekiwał potwierdzenia, więc jak tutaj się przyznać, że on sam palił? Skłamać, powiedzieć prawdę? W końcu wybrał wyjście po środku. – Wie pan… w Brygadzie to prawie każdy pali – powiedział, trochę niepewnie, strzelając spojrzeniem ku drzwiom, jakby już czekał na powrót drugiej Brygadzistki, chociaż ta ledwo co je zamknęła. – Tam, no, zawsze jest pełno. Dymu. To ja przywykłem.
Drzwi otworzyły się jakieś dziesięć minut później. Brenna z jakichś powodów miała krew rozsmarowaną na twarzy, w sklepie unosił się zapach dymu i spalenizny – choć nie było widać żadnych zniszczeń, a widmowa zasłona zdążyła zniknąć z okna – kobieta jednak uśmiechała się jeszcze radośniej niż wcześniej.
– Zdaje się, że uda nam się ustalić tożsamość jednej z osób, które włamały się do sklepu. Przy odrobinie szczęścia niedługo wrócę z portretem pamięciowym albo nazwiskiem – zapowiedziała. Najwyraźniej jakichkolwiek zaklęć użyła, udało się jej coś ustalić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#10
29.12.2022, 17:24  ✶  
- Skoro jest bogata, po co miałaby nas okradać? – zapytał Fergus z konsternacją wymalowaną na twarzy. Skoro potencjalna złodziejka miała perfumy warte kilka włosów jednorożca, dlaczego trudziła się włamaniem do sklepu z różdżkami? Ollivander zakodował sobie w głowie, żeby zwracać większą uwagę na to, kto używał jakich perfum. Najwyraźniej mogłoby to być pomocne w poszukiwaniu kogoś konkretnego, choć sam nie miał nosa wilka wrażliwego na to, co już zanikało w powietrzu. W ogóle to, że ogarnęła animagię i na dodatek wykorzystywała ją w pracy było po prostu świetne.
- Oby właśnie tak było – stwierdził pan Ollivander w kwestii uświadomienia różdżki o swoim uczuciu, na co Fergus wywrócił oczami. Mieli szukać włamywacza, a nie porównywać drewniane przedmioty do własnych dzieci, chociaż mężczyzna miewał czasem wrażenie, że jego ojciec wybrałby różdżki ponad własnych potomków.
Gdy stali tak przed sklepem, w oknach którego Brenna umieściła rolety, przechodnie jeszcze bardziej skupiali na nich uwagę. Nikt jednak nie odważył się pytać, co odpowiadało Fergusowi. Może wzięli to za jeden z ataków, choć wyraźnie była to jedynie dość skuteczna próba kradzieży?
- Nawet panna Longbottom? – westchnął starszy Ollivander, właśnie w ten sposób interpretując spojrzenie brygadzisty na drzwi. Fergus z kolei wcisnął ręce w kieszenie i kiwał się na nogach, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Po prostu stał przed wejściem do ich przybytku w towarzystwie zirytowanego ojca i bojącego się własnego cienia Sadwicka. I czekał, aż w końcu pojawi się Brenna.
Nie miał pojęcia, co takiego robiła, że jej twarz wyglądała jakby ktoś rzucił w nią balonem wypełnionym krwią. Zajrzał jej przez ramię, wyraźnie zaciekawiony, ale nie dostrzegł zupełnie nic. Jedynie swąd spalenizny dochodził do jego nozdrzy, na co się skrzywił.
- Czy ty wywoływałaś demona? – zapytał w tej samej chwili, w której jego ojciec próbował się dowiedzieć, jak tego dokonała i kiedy otrzymają wyniki jej śledztwa. – Mogę wywołać kolejnego razem z tobą? – zawołał, szczerząc się do niej. Sięgnął do kieszeni, szukając czegoś pomocnego, aż natrafił na starą serwetkę z Dziurawego Kotła, którą dali mu razem z kawą. Nieużywana, choć pogięta. I podał jej ją, by mogła otrzeć krwawe plamy z twarzy.
- Fergus! – fuknął pan Ollivander na wzmiankę o wywoływaniu upiorów. – Przepraszam za niego, nie wiem w kogo się wdał, chyba we własną matkę. – To zdanie skierował już cicho do stojącego najbliżej Sadwicka, znów dręcząc biednego brygadzistę swoimi uwagami. Fergus był zbyt pochłonięty tym, jakiego rodzaju magii używała Longbottom i dlaczego nie mógł się dowiedzieć czegoś więcej.
- Obiecałem ci ciastka! – przypomniał sobie młodszy Ollivander, waląc się otwartą dłonią w czoło, tak dla efektu. – Masz ochotę na ciastko, Brenno?
Nie czekając na żadną odpowiedź, pociągnął ją za ramię w kierunku sklepu. Po prostu chciał jak najszybciej uwolnić się od towarzystwa ojca, a skoro mógł przy okazji zapobiec burczeniu w brzuchu biednej brygadzistki, tym lepiej dla niego. Konkretna wymówka, by zamknąć się w biurze.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2869), Fergus Ollivander (3063)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa