Jej ojciec od zawsze stawiał na siłę fizyczną. Uczył ją szermierki nim zaczęła uczęszczać do Hogwartu. Była zwinna, szybka, potrafiła się obronić, z czasem również nauczyła się walczyć pięściami. Wydawało jej się, że było to szybsze rozwiązanie niż magia. Nie bała się z tego korzystać, nie straszne jej były siniaki, lima pod okiem, czy inne urazy. Miała trzech braci, w domu również załatwiali problemy przy pomocy siły, co może nie do końca było zdrowe, jednak pokazywało, kto ma władzę i które z rodzeństwa jest najsilniejsze. Samo to, że była kobietą sprawiało, że traktowali ją gorzej, musiała więc im udowadniać, że jest równym przeciwnikiem, co spowodowało, że Yaxley miała naprawdę twardą skórę.
Geraldine dopiero dzisiaj zaczęła dostrzegać, jak wiele ich łączy. Wcześniej uważała Thomasa za buca, był dosyć emocjonalny, szybko reagował, bez zastanowienia, nie, żeby jej to kogoś nie przypominało, zachowywał się jak ona i zapewne dlatego mieli problem z komunikacją, kiedy jeszcze uczyli się w Hogwarcie. Każde z nich chciało udowodnić swoją siłę, konkurowali ze sobą, przez co spierali się również, gdy coś nie szło po myśli któregoś z nich. Nikt nie nauczył ich sztuki znajdywania kompromisów, zresztą nie ma się, co wiele spodziewać po dzieciakach którymi byli. Teraz wydaje się, że nieco dojrzali, może życie ich nieco zweryfikowało, co nie było niczym złym.
- Bardzo dobrze wiem, o czym mówisz, coby się nie działo zawsze mam z tyłu głowy, że to przecież jest mój brat, choć czuje, że strasznie się zagubił. Nie odróżnia dobra od zła. Martwi mnie to mocno, czasem się boję, że spotkamy się w pewnym momencie i nie będę miała wyboru, będę musiała mu zrobić krzywdę.- Przypomniała sobie o rozmowie, którą odbyła z Theo, zrozumiała wtedy, że wybrał stronę. Może nie powiedział tego wprost, ale domyśliła się, że dołączył do wyznawców Voldemorta. Gerry jawnie nie wspierała żadnej z nich, jednak miała swoje sumienie, które nie pozwalało jej krzywdzić niewinnych ludzi, ani pozostawać bierną na ich krzywdę. Bała się tego, że prędzej, czy później spotkają się z bratem podczas jakiegoś ataku. O reszcie z braci tyle nie rozmyślała, w końcu to Theon był jej bliźniakiem, ich życia los splótł razem już podczas poczęcia, ta więź była silniejsza.
- Nie była to szczególnie komfortowa sytuacja, wszyscy na mnie patrzyli, ale jakoś sobie z tym poradziłam. No i był to dopiero początek, chociaż później spieraliśmy się zdecydowanie dyskretniej z dala od gapiów, żeby informacje nie doszły do rodziców.- Oczywiście jeden wyjec nie był w stanie zmienić stosunków między rodzeństwem, choć ich rodzice myśleli, że jest inaczej. - Musi Ci być ciężko, takie rozdarcie między światami, Twoi rodzice nie mają pojęcia, jak wygląda ten świat, nie potrafię sobie wyobrazić, jakie to musi być trudne.- Nie mógł im nawet opowiedzieć o tym, co się dzieje, nie zrozumieliby, nie mogła sobie tego wyobrazić tak do końca. Balansowanie między światami na pewno było mocno skomplikowane.
- To nie Twoja wina, że skończył gorzej, miałeś dać się skatować? Nigdy nie potrafiłam zaakceptować tego podejścia, może też przez to, co było mi wpajane w domu, że mam się bronić i pokazać, że jestem silniejsza. Tak, szkoła powinna przejść lekką renowację, a przynajmniej te poglądy, skoro nie chcieli się zgadzać na przemoc, powinni ukrócić zagrywki czystokrwistych, którzy panoszą się po niej i zachowują jak władcy świata.- Wiedziała bardzo dobrze, jak to wygląda wewnątrz. Sama często broniła słabszych, którzy byli prześladowani przez Ślizgonów. Nie mogła zrozumieć dlaczego nauczyciele udawali, że tego nie widzą, to tylko powodowało, że uczniowie brali sprawy w swoje ręce.
Pomiędzy rozmową o wspomnieniach związanych ze szkołą próbowali badać grunt. Najwyraźniej każde z nich poczuło dzisiaj, że jest to odpowiedni moment. - Cieszy mnie to, nie sądziłam, że tak się za Tobą stęskniłam.- Dopiero, kiedy spotkali się po tych kilku latach zauważyła wiele atutów, których wcześniej nie widziała, musiała być ślepa, albo po prostu dzisiaj ją oświeciło.
Policzki zaczęły ją palić. Powiedziała to na głos, oczywiście. Podniosła głowę i wpatrywała się w niego dłuższą chwilę. - Teraz to chyba nie mogę zaprzeczyć, co?- Powinna się nauczyć panować nad słowami, które opuszczały jej usta, w jego towarzystwie jednak szło jej to jeszcze gorzej, niż normalnie. - Jesteś, jesteś, tylko nie wykorzystuj tego, że to powiedziałam na głos przeciwko mnie!- Musiała wyjść jakoś z tej rozmowy z twarzą, szło jej chyba coraz gorzej.
- Jezioro brzmi dobrze, nawet bardzo, wyrwać się stąd na chwilę z dala od tego wszystkiego.- W innym celu niż zazwyczaj. Kiedy gdzieś wyjeżdżała, to tylko po to, aby pracować, nie miała czasu na odpoczynek, wzięcie oddechu, no i nie robiła tego w takim towarzystwie. - Daj tylko znać, kiedy Ci pasuje, ja zawsze mogę zrobić sobie wolne.- Była to jedna z zalet jej pracy, elastyczne godziny i dni, w końcu sama sobie była szefem.
- Wiem, że nie tylko Ty, ale to Tobą się przejmuję, nie, żeby nie było mi żal innych, bo też jest, tylko, sam wiesz...- Poczuła tego dnia, że może wyjść z tego coś więcej, dostrzegła w Thomasie wiele pozytywów, których nie widziała, coś jej uświadomiło, że go lubi, tak po prostu i zaczynało jej na nim zależeć. Można by uznać, że za szybko, w końcu to dopiero drugie spotkanie po latach, jednak Ger nie do końca kierowała się tym, co wypada, szczególnie, że przeczuwała, że to może być coś innego niż zwykle. - Tak, zobowiązuje, ale nie praca jest najważniejsza, trzeba też zadbać o swoje życie, wiesz, że jesteś dla nich łatwym celem, prawda?- Na pewno zdawał sobie z tego sprawę. Gerry sama widziała, jak oni działali. Nadal pamiętała tego biednego twórcę zabawek, którego przyszło jej ratować z Idą.
- Ja zawszę się wyliżę, ciężko jest mi zrobić krzywdę.-Nauczona była kombinować od samego początku, więc czuła, że nie tak łatwo będzie ją złapać, do tego wszystkiego płynęła w jej żyłach tak ważna dla nich czysta krew, nie powinni jej zabić bez konkretnego powodu. Czy wystarczającym powodem było to, że darzyła sympatią czarodziejów półkrwi i mugolaków? Zapewne tak, nie zamierzała jednak tego zmieniać, szczególnie, że teraz los zesłał jej na drogę Thomasa.
- Znaczy wiesz, te kajdanki to chyba zależy od sytuacji...- Upiła łyk piwa nieco zawstydzona. - Znalazłyby się takie, które mogłabym zaakceptować.- Skoro już wrócili do tematu, to zamierzała wytłumaczyć mu dokładnie o co jej chodzi, chociaż miała wrażenie, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - Będziemy mogli wtedy przetestować te kajdanki, na tej przygodzie?- Uśmiechnęła się tym razem całkiem niewinne, co złego to nie ona.