• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
Wiosna 1972, 30 kwietnia] Polana Ognisk - Cisza przed burzą/Po spotkaniu Brygadzistów

Wiosna 1972, 30 kwietnia] Polana Ognisk - Cisza przed burzą/Po spotkaniu Brygadzistów
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
26.01.2023, 20:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:40 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic - powiązane z tym tematem
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Brenna nie dawała po sobie tego poznać, jak wściekła była w duchu - bo pomijając wszystko inne, odrazą napawała ją myśl, że ktoś, kto miał ścigać czarnoksiężników, a więc między innymi Voldemorta, nawet nie próbował ukrywać swojej niechęci do "szlamy". O tym wiedzieć mogli jednak bodaj jedynie Patrick i Lucy, bo kiedy już spytała Heather, czy ta chce, aby postarała się dla niej o zmianę, prezentowała zwykły, spokojny wyraz twarzy.
Odeszła od miejsca zebrania i potoczyła wzrokiem po okolicy.
Czy sabat w ogóle dało się zabezpieczyć?
Być może. Ale była wściekle pewna, że nie wtedy, gdy masz do tego dwunastu ludzi.
- Proponuję, że obejdę całą polanę i sprawdzę, czy da się lepiej rozstawić stoiska, a Lucy może zająć się tymi, przy których od razu widać, że coś jest nie tak, prosząc właścicieli, aby nieco je przystawili... a ty tymi przy drogach ewakuacyjnych - powiedziała, zwracając się do Mavelle, którą Erik przydzielił do zajmowania się drogami ewakuacyjnymi. W teorii takie rzeczy też powinni ustalić wcześniej, stojąc w grupie, ale Brenna była pewna, że tutaj pójdzie im dziesięć razy szybciej. - Jeżeli ustawienie tego bez totalnego ścisku będzie niemożliwe, porozmawiam z kapłankami: być może część stoisk można by przenieść wzdłuż drogi wiodącej na polanę? Może Heath i Thomas zaobserwują też coś z góry. Potem przebiegłabym się po najbliższej okolicy.
Dosłownie miała na myśli przebiegnięcie się, bo sprawdzenie terenu jako wilk będzie dużo szybsze niż na ludzkich nogach.
- Ścieżka wiodąca na polanę zawsze jest dobrze oznaczona, więc tu nie będzie problemu - dodała jeszcze. Chętnie oznaczyłaby większy teren, wskazując parę dróg wiodących do samej Doliny, ale nie proponowała tego. W swojej wiecznej paranoi pomyślała, że zbyt łatwo było takie rzeczy przestawić i efekt byłby odwrotny od zamierzonego.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
27.01.2023, 15:42  ✶  

Wyczarowanie srebrno-niebieskich orbów oświetlających linię lasu nie było trudnym zadaniem, ale i tak Longbottom zajmował się tym dłużej, niż powinien. Po dosyć intensywnej wymianie zdań podczas zbiórki dalej dochodził do siebie po tym, jak próbował utrzymać resztki spokoju wśród zebranych. A raczej nie dołączyć do pójścia z pochodniami na Rookwooda z czystej ludzkiej przyzwoitości. Celowo postanowił zacząć od tej części terenu Beltane, które było najbardziej oddalone od ich oryginalnego miejsca spotkania, aby ochłonąć. A bądź co bądź, nie mógł tego zrobić, gdy reszta zespołu kręciła się dookoła.

Robił, co mógł, aby zakończyć to spotkanie w poważny sposób, nie poddając się emocjom targającymi wszystkimi naokoło, ale dalej miał wątpliwości, czy mu się tu udało. Cóż, przynajmniej już po wszystkim, pomyślał z przekąsem, chociaż doskonale wiedział, że nie była to prawda. Gdy tylko wrócą do domu, reszta Longbottomów zapewne wyrazi swoje opinie w dużo bardziej bezpośredni sposób, niż pod koniec zebrania. Jeśli w taki sposób miała wyglądać współpraca między wydziałami Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, to w głowie Erika kiełkowały poważne wątpliwości.

W obliczu zdarzeń ostatnich miesięcy, żeby nie powiedzieć lat, osiągnięcia statusu, gdzie Biuro Aurorów i Brygada Uderzeniowa będą ze sobą sprawnie współpracować na najwyższych szczeblach dowództwa, stawało się coraz mniej prawdopodobne. Czy w Biurze było więcej zwolenników działania Rookwooda? Może, ale nie mógł zapominać o tym, że na każdego Chestera przypadał też Patrick, a ten zdawał się mieć duże większe rozeznanie w tym, jak powinno się zarządzać grupą ludzi o różnych temperamentach. Miał odpowiednie wyczucie, ale wiedział też, kiedy może niektórych lekko docisnąć.

— Mogło pójść dużo gorzej — mruknął pod nosem.

Po tych słowach posłał kolejną grupę magicznych kul świetlnych na skraj lasu, po czym ruszył wzdłuż drzew, kierując się mniej więcej w kierunku, gdzie pracowała lwia część brygadzistów i aurorów. Nie spieszyło mu się jednak, aby dołączyć do rozmowy, więc po prostu robił swoje, machając różdżką i umieszczając orby w mniej więcej identycznej odległości od siebie. Na koniec trzeba będzie przejść po terenie jeszcze raz i upewnić się, że nie pozostał żaden ślepy punkt, gdzie widoczność mogłaby być znacznie utrudniona.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#3
29.01.2023, 04:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2023, 04:00 przez Mavelle Bones.)  
wiadomość pozafabularna
Przejście z tego miejsca http://secretsoflondon.pl/showthread.php...68#pid6368


Utrzymanie emocji w ryzach potrafiło być czasem niezwykle trudnym zadaniem, zwłaszcza jeśli wszystko w duchu się odpalało i wręcz krzyczało, że to jest zagrożenie, które należało wyeliminować. Jednakże koniec końców, Bones udało się ugryźć w język oraz nie posłać paru drętwot (co najmniej drętwot…) w Rookwooda, co pod koniec spotkania jawiło się jako bardzo, bardzo kusząca wizja. Niemniej czarownicę wciąż zdawała się otaczać aura godna burzy z gradem i piorunami.
  - Nie no, chyba nie ma opcji, że się nie da bez ścisku – ściągnęła nieznacznie brwi, odruchowo kierując wzrok tam, gdzie powinny być stragany. To nie pierwsze Beltane, nie pierwszy sabat, teren też nie należał do specjalnie małych… chyba że nagle obrodziłoby w wystawców, bo ktoś nie pomyślał i zezwolił na ich znacznie większą liczbę. Co na dłuższą metę też nie było specjalnie dobre, przynajmniej nie z punktu widzenia Mavelle – Ale tak, to zdecydowanie brzmi rozsądnie – zgodziła się z kuzynką bez choćby mrugnięcia okiem. Nie mogli dopuścić do tego, by przejścia nadal pozostawały tak wąskie, znacznie utrudniając przemieszczanie się spanikowanemu tłumowi.
  Na Morganę i Merlina, oby tylko do tego jednak nie doszło. Niemniej nie miała zamiaru podchodzić do tego inaczej, niż spodziewając się każdej możliwej, najgorszej rzeczy, jaka mogła się wydarzyć. Łącznie z deszczem żab i wtargnięciem stada świń, bo dlaczego by nie. Voldemort i cała reszta znajdowała się aktualnie w pakiecie „standard”, przez co stanowiło to priorytet w całym czarnowidztwie.
  Być może ogólnie wyprowadzenie stoisk poza polanę było całkiem mądrym pomysłem – w Mavelle były teraz dwa wilki i jeden z nich twierdził, że uniemożliwiałoby to próbę roztoczenia parasola ochronnego nad wszystkimi, a drugi szeptał, iż ataku spodziewali się w dość konkretnym miejscu, toteż przynajmniej ci straganiarze i ich klienci mogliby być bezpieczniejsi.
  - Zresztą, zobaczymy, najpierw zróbmy, co mamy zrobić, a potem się zastanowimy – odetchnęła głębiej, wyciągając różdżkę. Bo jeśli ktoś myślał, że tym poszerzaniem zajmie się gołymi rękoma, to bardzo, bardzo się mylił. Od czegoś w końcu ta magia była, nieprawdaż? Toteż udała się – razem z Patrickiem zresztą – w stronę tych cholernych dróg ewakuacyjnych, przy których miała spędzić kilka kolejnych chwil. Machnięcie różdżką, kontrolowanie, czy czar działa jak należy, zakończenie jego działania. Znowu machnięcie, i tak dalej, i tak dalej. Prosta praca, podczas której miała przy okazji czas, by wygładzić kłębiące się emocje, ostudzić chęć przemodelowania gęby Rookwooda i skrystalizować pewną myśl.
  Myśl, którą – czego z każdą kolejną sekundą była coraz bardziej pewna – zrealizuje, gdy tylko opuści polanę. Pewne kwestie nie mogły czekać, a już na pewno nie wtedy, gdy czas nieubłaganie płynął, z każdą sekundą zbliżając się do przeklętego Beltane.
  Póki co, kolejne machnięcie różdżką, kolejne zaklęcie. I znów. Aż do skutku, dopóki razem ze Stewardem nie będą zadowoleni z osiągniętych efektów.

445
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#4
29.01.2023, 15:24  ✶  
Patrick był zirytowany tym, w jakiej atmosferze rozegrało się spotkanie między brygadzistami a aurorami. Nie podobało mu się ile niepotrzebnych nerwów i pretensji wywowało. A to źle świadczyło na przyszłość wspólnej współpracy między jednymi a drugimi.
Osobiście, choć nie powiedział tego na głos, opowiadał się po stronie Brenny, Erika, Mavelle, Heather i Hardwicka. Podczas narady, Rookwood zachował się – przede wszystkim – głupio i nieodpowiedzialnie. Głupio, bo niepotrzebnie próbował się wywyższać. Nieodpowiedzialnie, bo nawet gdyby rzeczywiście to on miał decydować o wszystkim, to swoim zachowaniem udowodnił raczej, że nie potrafił współpracować, nie potrafił dowodzić, nie potrafił zachować poprawnej atmosfery między współpracownikami, ba – nie potrafił nawet rozwiązać konfliktu, który sam sprokurował.
Ale im dłużej Patrick o tym myślał, tym wyraźniej widział również, że jego oponenci też polegli. O ile jeszcze samo ustalenie zadań – czego znowu nie zrobił Chester – i podkreślanie priorytetów – czego również nie zrobił Chester, przebiegło szybko i sprawnie, o tyle potem… wszystkich zjadły nerwy.
Steward sam wyniósł z tej sprawy tyle, że Rookwood ani nie nadawał się na dowódcę, ani nie można było mu do końca zaufać (i to na wielu poziomach: od pozostawienia z nim sam na sam mugolaków do odesłania go pracy w grupie, bo i wśród swoich, nie wiadomo było czy niespodziewanie nie odwaliłby czegoś, co zbulwersowałoby wszystkich). Brenna z Thomasem byli zawzięci i impulsywni – i o ile jeszcze w przypadku Brenny mógł się takiego zachowania spodziewać, o tyle przy Thomasie zapaliła mu się czerwona lampka. Niedobrze, że w gniewie Hardwick nie potrafił oddzielić niechęci, którą czuł wobec jednego aurora na innego, stojącego obok. Mavelle za to pewnie najbardziej ze wszystkich, nadawałaby się do dowodzenia. I jej pomysły, i jej riposty – były raczej przemyślane, niż rzucane pod wpływem chwili.
A Erik? Patrick nie zazdrościł mu położenia, w którym się znalazł podczas spotkania. To nawet nie było: między młotem a kowadłem. Raczej ustawiono go na kowadle, w które z obydwu stron uderzały młoty.
Przez to jak bardzo pochłonięty był własnymi myślami, kiedy podeszli z Mavelle do Brenny, nie przeszkadzał im w krótkiej wymianie zdań.
- Zdecydowanie – włączył się dopiero wtedy, gdy jego partnerka zechciała się skierować do wykonania powierzonego im zadania.
Sam Patrick wykonywał je szybko i dość mechanicznie. Poszerzanie przejść ewakuacyjnych za pomocą magii nie było niczym wymagającym szczególnej siły fizycznej lub potęgi magicznej. No i nie pracował sam. A kompetencji w działaniu Mavelle nie brakowało.
- Chyba jest dobrze – powiedział do niej, gdy skończyli swoje zadanie. – Idę zamienić ze dwa słowa z Erikiem. I, o ile się zgodzi, przejdę się razem z nim do kapłanki kowenu, może ona zauważyła ostatnio coś niepokojącego, co nam umknęło – podsunął. Zakładał, że po skończonej pracy Mavelle pójdzie do Brenny. Mieszkały razem. Przyjaźniły się. Ufały sobie nawzajem. A teraz jeszcze były połączone wspólną niechęcią do Rookwooda. – Potem możemy do was podejść. Mam jeszcze małą sprawę do Brenny.
Następnie Steward odszedł ku wyczarowującemu orby Erikowi. Rzadko decydował się na prywatniejszą rozmowę z nim. Głównie dlatego, że do pewnego stopnia traktował go jak nieodłączną część swojej siostry. Może trochę wyższą wzrostem, roślejszą w barach i spokojniejszą, ale wciąż nieodłączną. Wystarczyło więc przekazać informacje Brennie, a Erik również wiedział.
Ale to nie była jedna z sytuacji, gdzie jakiekolwiek przekazanie informacji Brennie, zadziałałoby właściwie.
- Ochłonąłeś trochę? – zapytał, kiedy znalazł się już na tyle blisko Erika by nie musiał do niego krzyczeć. – Nie przejmuj się Rookwoodem. W jakikolwiek sposób nie kwestionowałby twoich kompetencji, okazałeś się dużo kompetentniejszy od niego.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
29.01.2023, 21:55  ✶  
- W takim razie bierzemy się do roboty - rzuciła do kuzynki, odchodząc do swoich obowiązków.
Patrick miał trochę racji w jej ocenie: była zawzięta. Miała też pewien problem we współpracy z ludźmi, których uznała nie tyleż za złych, bo z takimi w ich świecie często musiała spotykać, ile za kretynów. W konsekwencji zdecydowanie nie nadawałaby się do dowodzenia... i nigdy tego nie szukała.
Wolała zajmować się takimi rzeczami, jak teraz. Wykonywaniem obowiązków.
Brenna pozostawiła więc kuzynce zajęcie się paroma stoiskami, ewidentnie źle rozstawionymi, po czym obeszła większość polany, odnotowując sobie wszystkie uchybienia i starając się wymyślić możliwie najsensowniejszy sposób na rozstawienie stoisk. Niestety "możliwie najsensowniejszy" nie oznaczał sensownego dla kogoś takiego, jak ona: typowego czarnowidza, który w dodatku dostał pewną sugestię, że Beltaine nie upłynie swobodnie. Gdyby mogła sama zdecydować, nie bacząc na ministerstwo i parę innych osób, najchętniej co drugiemu wystawcy cofnęłaby zgodę na wystawienie stoiska. A i najlepiej odesłała na drugi koniec kraju. Dla bezpieczeństwa tychże wystawców oraz bawiących się.
Niestety, nie żyli w idealnym świecie.
O tym przekonała się zresztą dość szybko, gdy usłyszała nagły huk - i czym prędzej pognała w jego stronę...

Postać przechodzi na kolejną turę tutaj


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
29.01.2023, 22:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2023, 20:30 przez Erik Longbottom.)  

Słysząc odgłos zbliżających się w jego kierunku kroków, zgarbił się nieco, z góry zakładając, że to Rookwood po zabezpieczeniu ogniska, postanowił zaprosić go na prywatną wymianę zdań. Naprawdę nie miał ochoty na dzielenie się swoimi refleksjami, czy usprawiedliwianie swoich decyzji. Działał zgodnie ze swoją naturą i nie miał zamiaru za to przepraszać. Jeśli Chester tudzież dowództwo uzna, że tego typu postawa jest poniżej godności detektywa Brygady Uderzeniowej, to bardzo chętnie udzieli wszelkich wyjaśnień, gdy tylko przeminie Beltane.

O ile przeżyją obchody. Na razie departament był na niego skazany. Erik posłał kolejne latające światełka w kierunku lasu i odwrócił się w stronę przybysza. Zamrugał nieco zdziwiony, gdyż akurat Stewarda to się nie spodziewał. Na moment aż zapomniał języka w gębie, jakby nie potrafił dodać dwa do dwóch, aby zrozumieć, czemu właściwie do niego podszedł. Wlepił błędne spojrzenie w Patricka, trawiąc jego słowa nieco dłużej, niż zazwyczaj. Cóż, najwyżej zrzuci to na roztargnienie.

— Hmm? — Dopiero po chwili w jego oczach błysnęły iskierki zrozumienia. — Ah, tak. Już jest wszystko w porządku. Po prostu — Posłał ostatnie orby w kierunku drzew, po czym schował różdżkę do kieszeni — wziął mnie trochę z zaskoczenia. Poza tym wręcz wolałbym, gdyby miał pretensje tylko do mnie. Ograniczyłoby to skalę konfliktu, a tak wszyscy zostali w to wplątani. — Wzruszył ramionami z nieco przepraszającą miną. Może gdyby zareagował szybciej, zanim reszta brygadzistek zdążyła się wtrącić, to obyłoby się bez eskalacji? — Mam nadzieję, że Ty i Lucy za to nie oberwiecie. Odnoszę wrażenie, że Rookwood bywa nieco... czepialski, jeśli sprawy nie idą po jego myśli.

Stawiał, że w przypadku wezwania do Biura Aurorów, Patrick nie miałby dużych problemów z wybronieniem się i uniknięciem ewentualnych konsekwencji. W końcu nie zaangażował się w tę najbardziej intensywną część dyskusji. Dobrze dla niego. Biorąc pod uwagę, że Zakon miał mieć pełne ręce roboty podczas Beltane, dodatkowe komplikacje raczej nie były wskazane. Gorzej z Lucy, pomyślał. Bądź co bądź, pod koniec spotkania wypowiadała się w imieniu Biura, a jej zdanie niezbyt pokrywało się z tym, co starał się całej reszcie narzucić Rookwood.

— Przynajmniej wszystkie główne ustalenia przeszły — dorzucił z nieco niemrawym uśmiechem.

To chyba wydawało mu się najdziwniejsze w zachowaniu Chestera. Niby twierdził, że osoby poniżej pewnego poziomu w hierarchii nie powinny mieć nic do gadania, ale kiedy przychodziło do akceptowania konkretnych pomysłów, nagle mało co wymagało wprowadzenia wielkich zmian. Trochę mu się to nie dodawało, ale też nie siedział nikomu w głowie. Może dla Rookwooda miało to sens? Erik pokręcił lekką głową.

— W każdym razie, mam Ci w czymś pomóc? Praktycznie skończyłem z orbami, zostało mi tylko kilka po drugiej stronie polany, więc jeśli potrzebujecie dodatkowych pary rąk przy drogach ewakuacyjnych... — Rozłożył ręce. Wolał coś robić, niż ciągle analizować w głowie niedawne spotkanie. Jeśli Patrick faktycznie chciał go gdzieś zaprowadzić, to Longbottom ruszył za aurorem.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
31.01.2023, 00:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2023, 00:53 przez Patrick Steward.)  
Patrick przystanął, obserwując jak Erik wyczarowywał magiczne orby. Zmrużył oczy, skupiając się na próbie odczytania aury. Może była to kwestia wprawy, a może tego, że Longbottomem targały silniejsze niż zazwyczaj emocje, ale po kilku sekundach, Steward odczytał je bez trudu: zirytowany i niespokojny a jednocześnie zamyślony i próbujący się opanować. Udał, że nie dostrzega zaskoczenia malującego się w jego oczach. Zamiast tego skupił uwagę na wyczarowanych przez detektywa świetlistych kulach. Zastanawiał się, czy nocą, na tle ognisk Beltaine, rzeczywiście spełnią swoją funkcję.
Wzruszył ramionami.
- Spokojnie. Wątpię by to wszystko jakoś szczególnie eskalowało – odpowiedział lżejszym tonem. – Tak, to było dość nieprzyjemne spotkanie, ale ostatecznie i tak został na nim wypracowany plan – zauważył. – A o tobie dobrze świadczy, że próbujesz wziąć na siebie odpowiedzialność za resztę brygadzistów. Wątpię by Rookwooda było stać na taki gest wobec mnie, Lucy czy jakiegokolwiek innego aurora.
Patrick uśmiechnął się krzywo, jakby bawiła go sama wizja Chestera stojącego po stronie kogokolwiek poza nim samym. I to nie tak, żeby przed spotkaniem na polanie jakoś szczególnie nie lubił Rookwooda. Nie ufał mu jako człowiekowi nigdy, bo nie dostrzegał jego aury, ale przyznawał mu czasem rację jako aurorowi.
- To służbista. Chociaż dopiero dzisiaj dotarło do mnie, jak bardzo chce rządzić i jak bardzo się do tego nie nadaje. Mam nadzieję, że Harper też to dostrzeże. Ostatecznie władza przecież nie sprowadza się do wydawania bezmyślnych rozkazów i opieprzania, gdy efekty będą inne niż chciał rozkazujący. – A przynajmniej nie powinna na tym polegać, jeśli chodziło o coś więcej niż władzę dla samej władzy.
Patrick nie mógł się zaangażować otwarcie w konflikt między brygadzistami a Rookwoodem. Jako Prawa Ręka Dumbledore’a, wolał nie wyrywać się na pierwszy plan. Raz, bo wolał pozostać w cieniu. Dwa, bo mógł nadejść taki dzień, gdy Lord Voldemort będzie posiadał zbyt wielkie wpływy w Ministerstwie Magii. A wtedy wszyscy Longbottomowie i Hardwick wylecą stamtąd z hukiem. Dobrze by wtedy było, by pozostał tam ktoś, kto nadal będzie zajmował się dbaniem o pokrzywdzonych, zamiast dbaniem o interesy czystokrwistych czarodziejów skupionych wokół jednego wariata z manią wielkości.
Popatrzył na Erika uważniej.
- Gdyby ci jeszcze kiedyś przyszło stanąć oko w oko z Rookwoodem, po prostu powiedz mu, że masz swoje metody i będziesz się ich trzymał. Zresztą, jak zrozumiałem, poczuł się upoważniony do dzielenia się z tobą swoimi mądrościami, tylko dlatego, że od biedy mógłby być twoim ojcem. – A wiek, gdy nie szły z nim w parze żadne szczególne osiągnięcia, nie był specjalnym wyznacznikiem posiadania racji. Przynajmniej nie w oczach Stewarda. – I tak, chociaż podczas spotkania udało się wypracować jakieś główne zasady działania, to wydaje mi się, że i tak nie okazało się tak owocne jak mogłoby. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy się przejść we dwóch do kapłanki Kowenu. Może ona sama zauważyła coś niepokojącego, na co nikt z nas nie zwrócił uwagi – wyjaśnił, podając drugi powód, dla którego podszedł do Erika.
Pierwszy był dużo bardziej prozaiczny. Patrick chciał okazać mu wsparcie. Nie takie, które może okaże mu siostra lub kuzynki, a które będzie związane ze słusznym gniewem osoby publicznie obrażonej. Chodziło o to, które może okazać tylko ktoś, kto stał z boku; kto sam czasami dowodził i kto przez owo dowodzenie, musiał podejmować ciężkie decyzje i wiedział z jaką odpowiedzialnością się to wiązało.
- Wiem, że to banał, ale dobrze sobie poradziłeś. I jako lider brygadzistów, i podczas spięcia z Rookwoodem. Jeśli przyjdzie ci się tłumaczyć przed Bonesem, też sobie dobrze poradzisz - powiedział jeszcze, a potem skierowali się obaj w stronę kapłanki kowenu, która nadzorowała czarodziejów pracujących przy rozstawianiu stołów.
Patrick posłał jej przyjazne spojrzenie. Zresztą, o ile pamiętał, obydwaj z Erikiem, wcześniej się już z nią witali. Cierpliwie zaczekał aż znalazła dla nich chwilę.
- Chcieliśmy jeszcze zapytać, czy może nie wydarzyło się coś podczas przygotowań, co wzbudziło waszą uwagę? Albo coś niecodziennego? - zapytał, gdy zwróciła na nich uwagę. Zdawał sobie sprawę, że sami mogli coś przegapić, bo byli z zewnątrz a ona tkwiła w samym sercu przygotowań. - Ewentualnie coś, na co waszym zdaniem powinniśmy zwrócić szczególną uwagę?
wiadomość pozafabularna
Rzut PO 1d100 - 70
Sukces!
- aurowidzenie na Erika
Widmo
Ze względu na mnogość kowenów, czarodzieje wierzą w niezliczoną ilość bogów - to indywidualna sprawa każdego czarodzieja. Najczęściej przeplatającą się przez boginią jest oczywiście Matka, nazywana również panią księżyca.

Pani Księżyca
#8
03.02.2023, 19:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.02.2023, 20:27 przez Pani Księżyca.)  

Beltane miało się rozpocząć już za kilkanaście godzin, a do wykonania w dalszym ciągu pozostawała całkiem pokaźna lista zadań. Większość z tego była jednak niewidoczna dla niewprawnego oka. Mowa tutaj o drobnostkach, które wbrew temu, czego można było się spodziewać, posiadały olbrzymie znaczenie. To od nich zależał efekt końcowy. I to właśnie przy dopięciu tego wszystkiego od wczesnych godzin starała się pomagać Isobell Macmillan. Ciemnowłosa kobieta zdawała się być wszędzie. Pojawiała się jakby znikąd, niezauważenie. Pomagała, odpowiadała na pytania. Była do dyspozycji każdego, kto jej potrzebował.

W tym przypadku do grona tych potrzebujących zaliczali się czarodzieje ustawiający stoły. Wysłuchała ich pytań, udzieliła kilku wskazówek. W międzyczasie zarejestrowała pojawienie się Erika i Patricka, ale nie zamierzała wszystkiego rzucić, aby poświęcić im chwilę bądź dwie. Wychodziła z prostego założenia - każdy był tak samo ważny. Nie miało znaczenia czy to auror, brygadzista, kobieta dekorująca swoje stoisko z różnościami.

Zajęło to kilka minut, ale wreszcie Isobell Macmillan odwraca się w waszym kierunku. Nie da się nie zwrócić uwagi na grację z jaką się porusza; na płynność jej ruchów. Każdy kolejny krok zdaje się niesamowicie wręcz lekkim. Chciałoby się aż spojrzeć na trawę, upewnić się czy którekolwiek zdźbło ugina się na skutek kontaktu z jej stopami. Tylko czy jest to dla was czymś nowym? Będąc związanymi z kowenem Whitecroft na pewno mieliście już okazje zawiesić na niej oko.

- Niecodziennego? Cóż niecodziennego miałoby się waszym zdaniem wydarzyć? - zadała pytanie, spojrzenie skupiając przede wszystkim na Patricku. Nie dała mu jednak czasu na udzielenie odpowiedzi, na doprecyzowanie pytania. Po chwilowej pauzie, zaczęła mówić dalej. Za chwilę będą mogli się do tego ustosunkować. - Ludzie się boją, to widać. Jest nas tutaj znacznie mniej niż w poprzednich latach. To oczywiście jest jak najbardziej zrozumiałe w świetle ostatnich wydarzeń, ale... Wasza obecność ten strach wzmaga. - święto nie powinno tak wyglądać. Zwłaszcza tak radosne święto jak Beltane, ale o tym Isobell już nie wspomniała. Odwróciła się w kierunku czarodziejów, z którymi jeszcze chwilę temu rozmawiała. Chciała upewnić się czy jej znów nie potrzebują. Nie zauważyła jednak niczego niepokojącego. Dobrze. A nawet bardzo dobrze. Wróciła więc spojrzeniem do Erika i Patricka. - Nie wiem co miałoby się wydarzyć podczas Beltane... - zabrzmiało to po części tak, jakby sama również oczekiwała jakieś wskazówki w tym temacie. Chciała się na to przygotować? - ...ale jakiekolwiek działanie przy ogniu byłoby skrajnie nierozsądne. To święta ziemia, a ogień na niej rozpalony jest ku czci Bogów. Ktokolwiek będzie w to ingerował, musi liczyć się z ich gniewem.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
03.02.2023, 20:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2023, 21:15 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna wróciła do Mavelle po tym, jak wzbudzała strach swoimi działaniami, czyli obejściem polany, by odnotować, które stoły ustawiono tak źle, że tarasowały przejścia i utrudniały ruch, zasugerowaniem właścicielom straganów rzuceniem na nie czarów ochronnych oraz ściągnięciem zawalonych blatów z dwóch pracowników. Gdyby była świadoma, że wzmaga tym lęk, pewnie obeszłaby polanę jeszcze ze trzy razy - w końcu z jej perspektywy urodzonej paranoiczki im więcej osób nie przyjdzie na Beltaine, tym mniej potencjalnych ofiar.
Rozglądała się za Lucy, ale wyglądało na to, że aurorka zakończyła swoją część pracy - poinstruowała parę osób, aby zmieniły ustawienie swoich stoisk i po zajęciu się tym, co przydzielono jej na zebraniu, albo się aportowała, albo kończyła coś po drugiej stronie. Brenna nie mogła dostrzec kobiety, więc od razu skierowała się ku Mavelle.
- Ogarnęłaś tutaj? - spytała Brenna, podchodząc do kuzynki. Zniżyła trochę głos, gdy już znalazła się obok kobiety. - Chcę zapytać Patricka i Erika, czy mają jeszcze jakieś wytyczne, a jeśli nie, zerknę, czy przestawiono parę rzeczy, o które prosiłam, potem oficjalnie się stąd zbiorę, nieoficjalnie... pozwiedzam okolicę. Poczekasz wtedy na mnie?
Ot, wątpiła, by na coś się natknęła, ale gdyby tak - lepiej, aby ktoś był "na tyłach", wiedząc, dokąd i w jakiej skórze wybrała się Brenna. Wprawdzie mieszkała w Dolinie Godryka, ale chciała mieć pewność, że doskonale zna najbliższą okolicę polany, a jeśli zaobserwowałaby na niej cokolwiek, co mogłoby przeszkadzać w umykaniu, chciała się tym zająć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
03.02.2023, 21:36  ✶  

Pomimo tego, że koniec końców udało im się zachować na tyle poszanowania dla siebie nawzajem, że ustalili konkretne działania na nadchodzące Beltane, tak spotkanie nie napełniło Erika wielkimi nadziejami. Wręcz przeciwnie, sprawiło, że tym bardziej martwił się, jak bardzo może zmienić się dynamika służb bezpieczeństwa. Tutaj wystarczyła jedna osoba o nieco nieciekawym podejściu, aby zaburzyć spokój w grupie. Co, jeśli następnym razem pojawią się dwie lub trzy i to z błogosławieństwem kogoś, kogo nie będą mogli zignorować na poczet logiki i rozsądku?

— Są takie chwile, gdy się cieszę, że nie awansowałem wyżej w hierarchii departamentu — przyznał nadzwyczaj otwarcie Erik, aby po chwili westchnąć przeciągle. — To jest jedna z nich. Podziwiam Twoje opanowanie w tym wszystkim. Nie może być łatwo znosić go na co dzień, a już, zwłaszcza jeśli ciągnie go do wyższego stołka. Chociaż może nie wspominaj mu o tym, że się do tego nie nadaje. Może uznać to za dość... mało życzliwe.

Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. Wizja ta była dosyć ciekawa. Nie mógł zaprzeczyć, że z chęcią byłby świadkiem takiej wymiany zdań, jednak wiedział, jak niskie były szanse zaistnienia takiego scenariusza w rzeczywistości.

— Patrick! Nawet tak nie mów, to przerażająca perspektywa — parsknął żartobliwie na samą sugestię.

Że niby mógłby być jakkolwiek spokrewniony z tym konkretnym Rookwoodem? Prędzej by uwierzył, że w drzewie genealogicznym znalazłby Charlesa Rookwooda, który obecnie mieszkał na jego poddaszu. Zmarszczył brwi. To dopiero zbieg okoliczności: jeden Rookwood opierdalał go w pracy, a drugi ukrywał się w jego domu. Los działa w dziwny sposób. Skinął głową Stewardowi, pozwalając się poprowadzić w stronę kapłanki. Patrick miał słuszność w tym, że spotkanie mogło się zakończyć z lepszymi wynikami.

Będzie to coś, na co zdecydowanie będą musieli zwrócić uwagę, jeśli w nadchodzących tygodniach lub miesiącach Ministerstwo Magii zacznie naciskać na trwalszą współpracę Biura Aurorów z Brygadą Uderzeniową. Raczej nie będzie to łatwe, pomyślał z lekką zgrozą, starając się jednak nie załamywać. Rozmowa z Patrickiem podniosła go na duchu, poniekąd uświadamiając go w tym, że przy odpowiedniej cierpliwości, mogą ugrać co nieco.

Uśmiechnął się pogodnie do kapłanki, gdy Patrick zaczął zadawać pytania. Starał się nie brać do siebie jej uwag względem interwencji sił Ministerstwa Magii w sposób organizacji święta. Gdyby nie było przesłanek ku temu, aby Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów musiał skupić się na bardziej skrzętnej ochronie tych terenów, to zapewne by ich tutaj nie było. A już na pewno nie tak licznie. Robota przypadłaby pracownikom najniższego szczebla z paroma bardziej doświadczonymi funkcjonariuszami, którzy mieliby trzymać rękę na pulsie.

— Naturalnie. W innych, spokojniejszych czasach zapewne wyglądałoby to inaczej, ale — wtrącił się, chyląc czoła przed Isobell — nasze działania nie mają na celu zakłócenia Beltane. Pewne decyzje mogą się wydawać ekstremalne, ale mają przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom święta. Lepiej, żeby wzięli w nim udział przy zwiększonych środkach ochronnych, niż gdyby w ogóle mieliby się nie zjawić, czyż nie?

Spojrzał kątem oka na Patricka. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co więcej mógłby powiedzieć tej kobiecie. Że postarają się przestrzegać zasad? To było wpisane w ich etykę zawodową. Starali się nie deptać tradycji i magicznych obrzędów, ale mieli też swoje zadanie do wykonania. Każda strona musiała iść na ustępstwa, jeśli Beltane miało się odbyć, a jednocześnie zostać odpowiednio zabezpieczone. Skinął jednak głową na wspomnienie o ogniskach. To było akurat ważna uwaga, którą warto było zapamiętać, zwłaszcza w kontekście tras patroli.

— Zapamiętamy i przekażemy to hmm ostrzeżenie — dodał, ponownie pochylając głowę przed panną Macmillan. — Gdyby jednak przyszło Pani do głowy coś jeszcze, na co moglibyśmy zwrócić uwagę, proszę się do nas zgłosić.

Odczekał jakiś czas, dając szansę Stewardowi na zadanie ewentualnych pytań, a następnie oboje pożegnali się z kapłanką. Czy mogli dowiedzieć się od niego czegoś więcej? Może, ale raczej ściągnęłoby to na nich niechcianą uwagę, gdyby zaczęli natarczywie dopytywać o szczegóły. Osobiście Erik był zdania, że kowen nałożył lub planował nałożyć jakieś dodatkowe zabezpieczenia. W końcu to była święta ziemia, bliska ich sercu, więc na pewno chcieli ją chronić. Szkoda, że nie mieli w stu procentach sprawdzonego dojścia do wysoko postawionych członków sabatu. Znacznie by to im ułatwiło pracę zarówno w ramach pracy dla Ministerstwa, jak i Zakonu Feniksa.

— Mam nadzieję, że jeśli dojdzie do jakiegoś incydentu, to będą wiedziały na kogo skierować swój gniew — skomentował Erik, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu kapłanki. — Biorą tę świętą ziemię bardzo poważnie, więc kto wie, jak zareagują, jeśli faktycznie dojdzie do... agresywnej ingerencji. Ich magia może się okazać nieprzewidywalna i niekoniecznie rozróżniać kogo ma powstrzymać.

Jeśli kapłanki postanowią nagle rozpętać burzę stulecia, korzystając z dawnych rytuałów i sięgając po energię z magicznej żyły, to raczej nie będą w stanie skierować swojej wściekłości na osoby o konkretnie złych intencjach. Magia nie będzie brała jeńców. Na Merlina, za dużo czasu z Brenną, pomyślał, starając się odsunąć tę dramatyczną wizję na bok. Spotkanie z Rookwoodem i możliwe zmiany w rozkładzie patroli wystarczająco namieszały w oryginalnych planach. Nie powinni sobie jeszcze dokładać zmartwień, jeśli nawet nie byli pewni, czy się pojawią. Po kilku minutach spaceru Patrick i Erik wrócił do pozostałych brygadzistów.

— Jak wam idzie? — spytał, kierując swe pytanie do Brenny oraz Mavelle, rozglądając się przy tym na boki.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (1163), Brenna Longbottom (1007), Erik Longbottom (2338), Patrick Steward (2081), Pani Księżyca (417)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa