• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
[Wiosna 1972, 30.04-1.05] Polana Ognisk - Cisza przed burzą / przygotowania

[Wiosna 1972, 30.04-1.05] Polana Ognisk - Cisza przed burzą / przygotowania
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#1
23.01.2023, 01:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:57 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic - powiązane z tym tematem

Od 30 kwietnia do 1 maja 1972
cisza przed burzą

Pierwsi czarodzieje zbierali się tutaj jeszcze o poranku, jednakże sama ta sesja rozpoczyna się bliżej południa, kiedy Polana Ognisk była już zatłoczona przez Brygadzistów, osoby dźwigające majowe pale i was - przygotowujących się do prezentacji swoich wyrobów, przygotowujących stoiska, pomagających w pracach kapłanów szykujących paleniska, na których jutro zapłonie rytualny ogień. Polana ognisk prezentowała się tak jak zawsze - kolista, z wypaloną w centrum ziemią, z szeregiem roślin rosnących w taki sposób, jakby do środka palenisk wciągał je wielki wir.

Stoły miały być ustawiane na trawie. Tak, aby nie blokować ścieżki prowadzącej do Doliny Godryka. Im wcześniej postać pojawiła się na miejscu, tym lepsze miejsce mogła dla siebie zarezerwować. Nikt bowiem nie chciał znaleźć się z daleka od oczu bawiących się czarodziejów ani szczególnie blisko straganu rybnego pana Poppinsa... z przyczyn, których dla dobra waszego snu, lepiej nie opisywać ze wszystkimi detalami.

To, co tutaj stworzycie zostanie przeze mnie uwzględnione w poście otwierającym Beltane. Przygotujcie więc opisy, które będę mogła wrzucić do tematu oraz (jeżeli będzie taki wymóg, bo na przykład stworzycie jakąś loterię) kości. Sesja trwa równolegle z sesją Brygadzistów. Z tego, co wiem, mają oni wytyczne co do rozstawienia stołów. Castielu - ze względu na to, że do ustawiania stołów zgłosiłeś się jedyny, pomożesz po prostu naszym pięknym paniom (i Charlesowi...) w przygotowaniu ich stoisk. Rzucam ci jednak dodatkowe zadanie - którym jest kontakt z Brygadzistami właśnie w tej sprawie. Możecie odwiedzić wzajemnie swoje sesje albo po prostu dogadać się przez Discorda.

Przypominam, że do zaliczenia zadania nie musicie pisać pełnej sesji - jeżeli chcecie rozegrać tutaj coś więcej - śmiało, jeżeli mniej - zadanie wciąż zostanie zaliczone. Mistrz gry nie będzie kontynuował rozgrywki (chyba że mnie o to poprosicie).

Ostatni wasz post, wiążący całość, ma mieć miejsce pierwszego maja. Rano. To dzień, w którym wasza postać powinna przynieść na przygotowane stoiska swoje produkty. Post ten powinien zawrzeć opis dla mnie (do skopiowania do tematu), umieszczony w kodzie na wiadomość pozafabularną. W przypadku Castiela - jeżeli w trakcie sesji dokonasz decyzji, które mogłabym zawrzeć w opisie wydarzenia (na przykład stworzone przez ciebie dekoracje), również umieść te informacje w kodzie.


there is mystery unfolding
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#2
24.01.2023, 13:22  ✶  

Panna Figg ostatnio miała wrażenie, że nie ma na nic czasu. Przygotowania do Beltane, prowadzenie klubokawiarni do tego bycie samotną matką pochłaniało ją w pełni. W między czasie realizowała dodatkowe zamówienia, o które prosili ją najbliżsi, nie było kolorowo. Ten dzień zamierzała poświęcić w pełni przygotowaniu swojego własnego stoiska na zbliżający się sabat. W końcu była to idealna okazja do tego, żeby większa ilość czarodziejów spróbowała jej cukierniczych wyrobów. Idealna okazja, aby znaleźć nowych klientów. Było to dla niej bardzo ważne, w końcu od tylu lat walczyła o to swoje własne miejsce na mapie Londynu.

Wychodziła z klubokawiarni trzymając w dłoniach kilka kartonów, zasłaniały jej one cały horyzont, przy jej wzroście wcale nie było o to tak trudno, na rękach miała zawieszone torby. Musiała jakoś dostać się z tym wszystkim do Doliny. Nie do końca przemyślała sprawę. - Co mnie podkusiło...- Burknęła sobie pod nosem. Wcale transportu tych wszystkich przedmiotów nie ułatwiał fakt, że jak zawsze postanowiła się wystroić idealnie do okazji - krótka fioletowa sukienka, w drobne niebieskie kwiatki i buty na obcasie. Cóż, wyznawała zasadę, że coby się nie działo, to trzeba dobrze wyglądać. Kiedy tak szła przed siebie w drodze do świstoklika, który miał ją przenieść do miejsca, gdzie miał odbyć się sabat wpadła na kogoś. Co za zbieg okoliczności. Jakimś cudem żadne pudełko nie spadło na ziemię. Wysunęła głowę zza kartonów, wtedy zobaczyła Theona Yaxleya. - Przepraszam. - rzekła jeszcze. Mężczyzna okazał się być naprawdę miły i zaproponował jej pomoc. Na początku się wahała, z drugiej jednak strony, skoro ktoś wyciągnął do niej rękę dlaczego by nie skorzystać?

Dotarli do świstoklika i udało im się przenieść do Doliny Godryka. Oddała Theonowi kilka kartonów, skoro już chciał jej pomóc. - Najważniejsze, to znaleźć najbardziej idealne stoisko, w samym centrum, żeby nikt go nie przeoczył. - Zapewne będzie trudno je zignorować, bo miała zamiar całe przystroić kwiatami, żeby było wiadomo, że to jej miejsce, jednak lokalizacja i tak była istotna. - Zresztą dziękuję Ci, że poświęcasz swój czas, żeby mi pomóc, naprawdę nie trzeba było...

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#3
24.01.2023, 21:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.12.2023, 20:10 przez Theon Travers.)  

Ostatnie dni były spokojne. Niewiele się działo. Niewiele spraw znajdywało się na głowie Theona. Podczas gdy aurorzy i brygadziści mieli prawdziwe urwanie głowy, znaczna większość pracowników Ministerstwa żyła już tylko i wyłącznie zbliżającym się świętem. Wśród urzędników dało się wyczuć pewne rozprężenie. Nikt się nie śpieszył, mało kto brał pod uwagę zostawanie po godzinach. Zwłaszcza, że wiosna była w pełni. Pogoda, do niedawna dość paskudna, zmieniała się na lepsze.

Na ostatni weekend kwietnia, Travers nie posiadał żadnych konkretnych planów. Zamierzał więc korzystać z tej odrobiny wolności, która została mu dana. Będzie co będzie. Niekiedy warto było zdać się na ślepy los. Godzina nie była najwcześniejsza, kiedy opuścił swoje mieszkanie i podobnie jak to miało miejsce w ostatnich dniach, skierował się do Nory Nory. Zdążył już uzależnić się od tamtejszej kawy, ale też wypieków wychodzących spod ręki kobiety, do której klubokawiarnia należała.

Pech chciał, że było zamknięte.

Szczęście natomiast, że wpadli na siebie z Norą, która była całkiem sama i miała do wykonania naprawdę dużo roboty; sporo kartonów do przeniesienia.

- Nie szkodzi. - zapewnił ją.

Chwilę porozmawiali. Niedługą. Dowiedział się, że jest sama. Powiedziała mu, że szykuje na Beltane własne stoisko. I jakoś tak Theona tchnęło, że zaproponował kobiecie pomoc. Widać przez te ostatnie dni po prostu musiał ją polubić.

Bo przecież nie miał żadnych ukrytych motywów, prawda?

Choć sam nie posiadał problemów z teleportacją, szybko okazało się, że nie przedostaną się na polanę tym sposobem. Trzeba było skorzystać ze świstoklika. Trzeba było do niego dotrzeć razem z przygotowanymi przez Norę rzeczami. Nie marudził z tego powodu. Skoro już się zaoferował, to akceptował sytuację taką jaka była.

- Jasne, wybierz na spokojnie odpowiednie miejsce. - nie zamierzał się wtrącać. Był tutaj przede wszystkim od noszenia rzeczy. Wziął od Nory kartony. Był z niego całkiem spory kawał chłopa, nie sprawiały mu one większego problemu. Tyle, że były nieco nieporęczne. - Nie dziękuj, postaw później kawę. Nie wiem co dodajesz do kawy w Norze, ale sama już pewnie zauważyłeś, że się od niej odrobinę uzależniłem. - pozwolił sobie na drobny żarcik, nawiązujący do sytuacji, która faktycznie miała miejsce. - Daj jeszcze jeden, zanim sama pod nimi zginiesz. - zaproponował jeszcze, przyglądając się całej tej stercie rzeczy, które udało się Norze przetransportować.

Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#4
24.01.2023, 22:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.01.2023, 22:18 przez Castiel Flint.)  
Pojawił się punktualnie z nową, już rozruszaną różdżką. Zgłosił się do pomocy bo po prostu nie miał co innego do roboty. Wciąż był zawieszony w pracy a jeśli spędzi jeszcze więcej czasu w wodzie to zmieni się w trytona. Znowuż pływanie na jachcie sprawia, że zdziczeje. Przybył choć prawdopodobnie większości osób nie będzie znał. To było dlań dosyć solidnie stresujące lecz robił dobrą minę do kiepskiej gry. Ot, musiał się czymś zająć. Przenoszenie stołów brzmiało banalnie prosto, wystarczy znaleźć drugiego ochotnika i cały problem interakcji społecznych będzie z głowy. Deportował się gładko kawałek drogi stąd i resztę trasy pokonał pieszo. Wszedł w granicę zapisanej na broszurze lokalizacji i spostrzegł niewielką ilość osób, a na środku dosyć duży okrąg na którym zapewne będzie płonąć to fantastyczne ognisko. Nie czekając aż zostanie spostrzeżony odnalazł wzrokiem stos stołów, ułożonych jedno na drugim przy granicy drzew. Przeszedł w tamtą stronę i podliczył ile ich jest. Około sześciu podłużnych stołów, do tego jeszcze spostrzegł kilka pniaków, którym jeśli podcinać gałązki to mógłyby służyć na siedziska dla singli, którzy to nie chcą wchodzić w zażyłości z obcymi ludźmi. Wsunął różdżkę za ucho i obszedł stos ławek, aby sprawdzić w jaki sposób są na siebie nasunięte. Nie chciał sytuacji gdzie ruszy stół ze szczytu a cała reszta runie u jego stóp niczym domino. Ten, kto tak ustawił te stoły musiał mieć niesamowitą fantazję. Wiedział już, że sam ich nie przeniesie więc rozejrzał się za jakimś mężczyzną, ochotnikiem, którego mógłby tu zwerbować do asysty. Ułożył już szczegółowy plan jak to rozwiązać. On uniesie stół - a z zaklęć przenoszących i translokacyjnych był, nieskromnie mówiąc, świetny, a zwerbowany musiałby przypilnować aby cała reszta nie runęła i nie połamała się z hukiem. Czekając przykucnął przy najniższych stołach i zastosował kilka dokładnych zaklęć naprawiających wszelkie pęknięcia na drewnianych nogach.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#5
24.01.2023, 23:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.01.2023, 05:30 przez Julien Fitzpatrick.)  
W ostatnich dniach nie sypiał najlepiej, więc też pozwolił sobie pospać chwilę dłużej zanim zwlókł się z łóżka i przygotował do wyjścia łapiąc po drodze cokolwiek, co było jadalne, aby dało mu to siłę na nadchodzący dzień. Niezbyt zwracał uwagę na to, co w siebie wrzucał, od śmierci brata i Christie stracił apetyt, jadał niewiele, z przerwami na większe posiłki.  Przeniesienie się w okolice Beltane nie było dla niego problemem, później po prostu poświecił trochę czasu na dojście do samej polany, było to dla niego prostsze niż użycie świstoklika, bo teleportacja była dla niego chlebem powszednim.
Wiedział, że Nora, u której od niedawna pracował będzie się rozstawiać ze swoimi przysmakami, zmierzał w kierunku zebranych na polanie ludzi głównie po to, aby jej pomóc, ale przyuważył, ze znalazła sobie już jakiegoś śmiałka, coby pomógł jej z tobołami. Pożałował trochę, że sam tego nie zaproponował, ale ostatecznie, hej - wszyscy teraz tu byli, jest wciąż dużo rzeczy do roboty, to nie tak, że nie było w co włożyć rąk i w czym się wykazać.
Pomachał do Nory, gdy był na tyle blisko aby kobieta mogła go zauważyć. W ostatnim momencie zmienił jednak trajektorie chodu, widząc, że jakaś osoba męczy się przy poustawianych na sobie stołach. Castiel kucał przy meblach, jakby starał się przy nich coś zmajstrować, zapewne przygotowywał się do rozdzielenia tej konstrukcji, ale Charlie, już z daleka ocenił, że byłoby to trudne w pojedynkę.
- Wyglądasz jakbyś czekał na bohatera - zaczął nieskromnie - śmiałka, który weźmie z tobą w obroty te stoły - kontynuował, bez cienia zawstydzenia i skrupułów - tak się składa, że oddaję się do twojej dyspozycji - zakończył wypowiedź śmiejąc się krótko pod nosem i opierając ręce na biodrach, stając w lekkim rozkroku, jak rasowy 'ojciec' (którym nie był), który oceniał sytuację swoim wprawionym okiem, jakie widziało już wiele takich prac. Charles, w rzeczy samej, był bardzo chętny do pomocy, nie przeszkadzała mu praca fizyczna czy rzucenie paru zaklęć, wręcz przeciwnie, bo w magii translokacyjnej i transmutacyjnej był akurat wybitnie dobry. Jakakolwiek aktywność i wyrzucenie z siebie nadmierności energii traktował jak zbawienie.
- Jestem Julien, swoją drogą - dodał, skromniej, bo nowe imię wciąż układało mu się dziwnie na języku, acz nie dał tego po sobie aż tak poznać - nie znamy się, ale Betlane jak to Beltane, zbliża do siebie ludzi - mrugnął do, jak już zauważył, niższego mężczyzny. Wyciągnął swoją różdżkę, dając tym samym towarzyszowi do zrozumienia, że jest zwarty i gotowy do pracy.
- Zakładam, ze zdążyłeś już zaplanować jak się tym zajmiemy? - zapytał, bo blondyn wyglądał na naprawdę zamyślonego i skupionego na stołach, zanim mu przeszkodził.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#6
25.01.2023, 11:32  ✶  

Jakimś cudem udało im się przetransportować z tym wszystkim na polanę. Nora gdyby tylko miała możliwość, to pewnie przyniosłaby to całą zawartość kawiarni, na całe szczęście i dla niej i dla otoczenia nie było to jednak takie proste. Musiała sobie poradzić z przedmiotami pierwszej potrzeby.

Miała dużo szczęścia, że spotkała dzisiaj na swej drodze Theona, który okazał się być bardzo pomocny, w końcu nie każdy zainteresowałaby się kobietą z kartonami, a do tego zaproponował jej wsparcie. Nie sądziła, że kawiarnia zapewni jej tyle nowych znajomości, które jak się okazuje zaczynały się przenosić poza jej mury. Figg nauczyła się przyjmować pomoc, gdy była młodsza miała z tym ogromny problem z czasem jednak zauważyła, że może to sporo ułatwić w życiu.

Mężczyzna zabrał od niej kolejny karton, spowodowało to, że mogła uważnie rozejrzeć się po okolicy. Musiała znaleźć najbardziej idealne miejsce, nie bez powodu tak wcześnie się tutaj wybrała. Kiedy tak uważnie się rozglądała zauważyła, że ktoś do niej macha - był to Julien jej nowy pracownik, pomachała mu łokciem, bowiem na obu rękach miała zawieszone torby ze słodyczami, wolałaby ich nie pogubić. Może później uda im się zamienić kilka słów, póki co miała już towarzystwo, a stoły przecież same się nie ustawią. Dobrze wiedzieć, że Ci młodsi też się chcą angażować w sprawy sabatu.

Nagle coś ją tknęło. Chyba zobaczyła odpowiedni stolik, ruszyła przed siebie całkiem szybkim krokiem, co było dosyć problematyczne, gdyż jej buty na obcasie nie nadawały się specjalnie do biegania po trawie, no ale lata doświadczenia robią swoje. - Ten tutaj!- Znalazła stół w samym centrum wszystkich stoisk. Wydawało jej się, że to będzie najbardziej odpowiednia lokalizacja. - Jak tak dalej pójdzie, to zostaniesz przyjacielem kawiarni i będziesz miał kawę za darmo.- Powiedziała do Theona kiedy zdejmowała z rak dwie torby ze słodyczami. - Możesz położyć tutaj te kartony.- W końcu nie będzie ich trzymał w nieskończoność. - Myślę, że zacznę od dekoracji, a później wszystko poukładam, pierwszy raz to robię samodzielnie, zazwyczaj jedynie pomagałam przy stanowisku mojej babci.

Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#7
26.01.2023, 00:27  ✶  

Nie miałam bladego pojęcia, czego spodziewać się po tym dniu. Ariel opowiedział mi trochę o Beltane. Nie brzmiało jak coś zupełnie obcego. Ludowy festiwal ze specjalnymi aktywnościami i straganami z jedzeniem. Jak noc świętojańska albo dożynki. Tak się składa, że mam doświadczenie w pomocy przy organizacji takich festynów. Moja mama zawsze zabierała mnie ze sobą na swój stragan z wypiekami. Wspomniałam o tym Arielowi i tak jakoś podpowiedział mi, do kogo zagadać w sprawie pomocy przy organizacji.

Jestem ostatnia do pchania się gdziekolwiek, ale odkąd rozpoczęłam nowe życie to właściwie siedzę w piwnicy i nic nie robię. A przecież artysta potrzebuje odbiorców! Zgłosiłam się do czarodzieja mieszkającego w Dolinie Godryka, który był czymś w rodzaju kapłanem stażystą. No i tak mój stragan z rysunkami i portretami na zamówienie został zaklepany jako jedna z atrakcji Beltane.

Absolutnie nie miałam pojęcia jak się ubrać. Nie, żebym miała jakikolwiek wybór. Moja garderoba po... no wiecie, wciąż nie istniała. Wybrałam tradycyjną szatę czarodziejską w kolorze purpury wpadającej w czerwień. Miała ładne haftowane szlaczki przy szerokich rękawach i u dołu skróconej do połowy łydki spódnicy. Dopiero przed wyjściem zorientowałam się, że nie mam do tego odpowiedniego paska, więc musiałam owinąć się plastikowym pomarańczowym paskiem zapinanym na klamerkę-kwiatek. Albo to, albo look bezdomnego.

Dopiero gdy dotarłam na miejsce zdałam sobie sprawę z najgorszego — ludzie. O ile podczas trwania festiwalu stoiska są gdzieś w tle, tak podczas ich przygotowania niewielka ilość osób pozwala na dobre przyjrzenie się każdemu zaangażowanemu. Nim zfinalizowałam swoje dotarcie na miejsce, upewniłam się, że mam na sobie rękawiczki bezpalcowe, rajstopy nie mają żadnej dziurki, buty są czyste i zasznurowane oraz oba warkocze wciąż oplecione są wstążkami. Wsunęłam duże przeciwsłoneczne okulary na nos. Oto moja chwila.

— Dzień dobry — rzuciłam do tłumu ludzi starając się brzmieć głośno i wyraźnie, ale było wręcz przeciwnie.

Dotarłam i co teraz? Spodziewałam się, że kapłan-stażysta będzie tutaj, ale niestety tak się nie stało. Przygotowania były na początkowym poziomie, więc nawet nie mogłam po cichu rozstawić się obok innych stoisk, bo takowe nie istniały. Co teraz!? Jedyna kobieta na miejscu zasuwała właśnie na sam środek tego rozgardiaszu i wydawała się bardzo zajęta, więc raczej jej nie zapytam co ze sobą zrobić. Przesunęłam się trochę wciąż będąc na brzegu festiwalowego placu i bardzo powoli ściągnęłam z siebie torbę i plecak. Mogę się rozstawić tak tutaj? Chyba nic się nie stanie, jak zacznę wyjmować swoje rzeczy?

Czas na standardową strategię unikową — kucnęłam przy plecaku i zaczęłam w nim niespiesznie grzebać udając, że czegoś szukam.



???
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#8
26.01.2023, 18:26  ✶  
Coraz więcej osób gromadziło się na polanie, zajmując kolejne stoły. Każda z osób chciała dostać jak najlepsze miejsce i zadbać, by jej stoisko przykuwało uwagę, zachęcając tłum klientów, by zaszli akurat do nich. Viorica czuła się w tej kwestii trochę niepewnie. Po raz pierwszy miała w końcu spędzić święto w sposób inny, niż spożywając nadmierne ilości alkoholu, czy też wykradając portfele niezbyt rozgarniętej gawiedzi. Co prawda nadal miało oznaczać dla niej zarobek, tym razem całkowicie legalny.
Nie była do końca pewna, czy jej biżuteria zostanie dobrze odebrana, nad samym projektem pracowała jednak od prawie miesiąca. Dusiła się, pracując dla naburmuszonych właścicieli salonu jubilerskiego, chciała powoli więc wyjść na swoje. Do tego potrzebowała jednak pieniędzy, a także wyrobienia sobie marki. Chociażby sprzedając błyskotki na jarmarku.
Miała na tę okazję masę pomysłów, nie wszystkie jednak udało jej się zrealizować. Miała za mało czasu, do tego tak naprawdę wszystko robiła trochę na próbę. Czy da radę poprowadzić własny interes? Czy roztrwoni wszystko szybciej, niż wypadało?
Większość jej kartonów była już na miejscu, choć ostatnie, zawierające to, co miała zamiar sprzedawać, jeszcze czekały grzecznie w domu, w razie, gdyby przez noc pojawiły się jakieś lepkie łapki, inne niż jej. Podpierała się pod boki, patrząc na wywalczone stanowisko, kontemplując, od czego niby ma zacząć.
W końcu sięgnęła po gumkę trzymaną na nadgarstku i związała nią burzę ciemnych loków. Sam jej ubiór był należał dziś do praktycznych. Miała na sobie biały, cienki, przylegający sweter, jeansowe, krótkie ogrodniczki i czerwone, grube rajstopy. Na nogi założyła wygodne botki z brązowej skóry, przed ewentualnym chłodem chronić zaś miała narzucona na ramiona ciemnofioletowa, prosta czarodziejska szata, której rękawy podwinęła do łokci. Na ręce błyszczała bransoletka z różowego kwarcu z zawieszką w kształcie symbolu jej znaku zodiaku, z tego samego kamienia miała także wisiorek oraz kolczyki. Jej ostatnie dzieło, które zrobiła całkowicie za swoje. Znaczy, że za pieniądze które posiadła, w taki czy inny sposób.
Uśmiechnęła się do Nory, która przybyła na stoisko praktycznie zaraz przy niej i pomachała na przywitanie.
- Idealnie, przynajmniej jutro nie będę głodna - zaśmiała się do blondynki, zaraz widząc, że koło nich zaczęła tez rozkładanie kolejna dziewczyna będąca Ulą, witająca się z nimi nieśmiało.
- Och, dzień dobry - zaczęła ciekawsko, powoli przechodząc do rozpakowania pierwszego z pudeł, które zawierało kilka płacht materiału, które miały służyć jako obrus, a także prowizoryczny daszek, razem z czterema kijami i kilkoma sznurkami, które ze sobą przytargała. - Czego mi jeszcze jutro nie zabraknie, tym razem z twojej strony? - zapytała, zastanawiając się, czy nie napotkała ewentualnej konkurencji.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#9
26.01.2023, 19:51  ✶  
Wyglądał na zdecydowanego co do swojego planu rozmontowania góry stolików. Lada moment przyjdą pozostali sprzedawcy i wolał już przejść do praktycznych działań. Drgnął słysząc tuż obok siebie głos młodego mężczyzny. Żart, wesoła intonacja i postawa jegomościa sprawiła, że gdy podniósł głowę do góry (a miał przed sobą kolejnego potomka giganta, jak nic!) to na jego twarzy wybuchał właśnie niegłośny śmiech. Podniósł się z przykuca do pionu i pokręcił głową z rozbawienia.
- Hm... wyśmienicie nadajesz się na bohatera. - ocenił, podłapując od niego pogodne tony. O tak, potrzebował kogoś wesołego przy sobie bo wtedy powracał do normalności.
- Właśnie byłem w trakcie zaawansowanego obliczania prawdopodobieństwa czy po poruszeniu najwyższego stołu reszta postanowi pomóc mi zapoznać się z trawnikiem. Na twoje szczęście, obliczenia zakończone więc nie musisz być mózgiem operacji. - wyciągnął do niego dłoń, by porządnie acz z wyczuciem ją uścisnąć i przedstawić się swoim imieniem pozbawionym jakichkolwiek skrótów. Kątem oka zerknął na (Norę) kobietę paradującą po trawie i ziemi w obcasach nie mogąc się przy tym nadziwić ile kobieta jest w stanie poświęcić dla pięknie wyglądających stóp. Szybko powrócił spojrzeniem do uśmiechniętego towarzystwa, trwale zapisując wyraz jego twarzy z usłyszanym imieniem.
- Tak. Plan jest taki, że powoli uniosę czarem najwyższy stół, a ty miałbyś zadanie bohaterować czyli przytrzymać resztę stołów w grzecznej i nieruchomej górze, aby się nie wysypały nam na głowy. Da radę? - zerknął na jego profil, w jego interesie pozostawiając wymyślenie sposobu na asekurowanie tych sześciu stołów po tym gdy ze szczytu zabierze siódmy.
- Rozstawię je obok siebie a potem rozniesiemy je wokół tego stołu, co stoi w samym centrum. O widzę, że już jest zajęty. - zauważył, że dwie osoby już się tam rozsiadały. Nie miał bladego pojęcia, że jasnowłosa kobieta jest przyjaciółką jego Fergusa. Może to dobrze...? Nie chcieliby tu dram skoro Beltane ma zbliżać ludzi.
- Gotowy? - poczekał na potwierdzenie gotowości - wszak wolał się upewnić czy Julien wie jak się zabrać do swojej części prostego zadania. Nie mieli się tu wcale co wysilać; nie był to wysiłek większy niż byłby w stanie udźwignąć mężczyzna. Wyciągnął całe ramię przed siebie, celując różdżką w pierwszy od szczytu stół i rzucił gładki czar lewitujący. Od razu poczuł pod palcami obciążenie czaru, które to zdradzało, że ten stół jest cięższy niż myślał. Mimo wszystko zaklęcie objęło stół w centralnym punkcie i mógł go powoli wyciągać z góry. Kątem oka zerkał na Juliena kiedy konstrukcja tej góry stołów zaczynała się chwiać.
- Dawaj, bohaterze. - uśmiechnął się połową policzka i ze zdecydowanie lepszym nastrojem niż wcześniej wyciągnął stół w powietrze. Teraz już nie zerkał na chłopaka tylko koncentrował się na przeniesieniu stołu w powietrzu i ostrożnym odstawieniu na trawę. Nie było to takie proste kiedy krańce stołu się gibały niczym dziecięca huśtawka.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#10
27.01.2023, 14:23  ✶  
Uniósł brew, wciąż w rozbawieniu i raczej teatralnie. Charlie nie był głupi, ale też nigdy nie należał do grona, które wzięłoby do rąk książkę z numerologii czy historii magii, aby umilić sobie popołudnie. Lubił mugolskie lektury, akcję, fantastykę, czasami nawet komiksy, ale pochłaniania wiedzy, która nie była mu potrzebna do egzaminu? Raczej nie jego rewiry.
- Tak myślisz? Czy zdradził mnie rozbrajający uśmiech, czy może szarmancki błysk w oku? - pociągnął żart, bo nie miał wcale o sobie aż tak wygórowanego zdania, ale nie należał również do osób o zaniżonym poczuciu własnej wartości. Dystans - to było coś, co go odznaczało. Potrafił o sobie żartować i wciąż nie pogrążał się w nieprzyjemnych myślach, że jest niewystarczająco mądry, ładny czy charyzmatyczny. Interakcje z innymi wychodziły mu naturalnie, więc siłą rzeczy nie wykształcił nigdy takich kompleksów. To czy wszyscy ci 'inni' go lubi to już była inna sprawa, a jak Charles mawiał mawiać, też również nie 'jego sprawa'.
- I liczyłeś to tak w głowie? - zapytał, trochę gubiąc teraz prześmiewczy ton, a barwiąc głos o odrobinę podziwu, bo nawet jeżeli potrafił planować, to zazwyczaj polegał na prawdopodobieństwie w przenośnym jego znaczeniu, a nie tym wyliczonym ze wzoru. Mimowolnie spojrzał w tę samą stronę, co Castiel, tylko po to, aby zauważyć, że przygląda się nogom Nory Figg. Nie mogł go winić, bo przecież miała je niczego sobie. Też się czasami łapał w pracy na tym, że patrzył. Nie tylko na nogi zresztą. Po chwili do niego dotarło, gdy skupił spojrzenie na jej obuwiu, że być może jego patrzenie i te Flinta się od siebie różnią. Czy poczuł się z tym źle? Oczywiście, że nie.
Przez zagapienie się na sprawy istotniejsze, a już definitywnie lepiej wyglądające niż nałożone na siebie nogi ogromnych stołów, słuchał blondyna tylko jednym uchem. Dobrze, że wyłapał, co ma robić i nie musiał prosić, aby ten powtórzył, wyszedłby na kompletnego idiotę, a tak mógł chociaż udawać, że takowym nie jest.
Odchrząknął.
- No jasne, tak - pokazał drugiemu mężczyźnie uniesiony w górę kciuk i, gdy ten zaczął trudzić się ze swoją częścią zadania, Charles skupił się na utrzymaniu zaklęciem stołów w jednym miejscu. Było to, poniekąd wyzwanie, bo mebli było sporo, nie mógł, wiec obserwować tego, czy jego towarzyszowi wychodzi, bo musiał skoncentrować energię na utrzymanie reszty tej wieży w całości, aby się na nich nie zawaliła. Rookwood nie był pewien kto wpadł na pomysł, aby tak je ze sobą poskładać w pierwszej kolejności, ale nie to było teraz jego zmartwieniem, a utrzymanie stołów w pionie, gdy jeden z nich zsunął się i wiedziony zaklęciem Castiela lewitował nad trawą, gibając się.
Upewniwszy się, że poskładane ze sobą przedmioty się nie przewrócą, zakończył swoją czynność, czując ulgę. Wiedział, że będzie musiał to zrobić jeszcze pare razy, ale kto nie lubił małego wysiłku o poranku? Wiele osób, właściwie, ale Charlie, a właśnie teraz już Julien, był osobą, której wybuchy energii wręcz przeszkadzały w funkcjonowaniu, wiec nie narzekał.
Zauważając, że jego zadanie, mimo wszystko było łatwiejsze, nie zwlekając dłużej użył tego samego, lewitującego czaru, co Flint, trafiając przede wszystkim w przewiną stronę ciężkości mebla, aby ten mógł wylądować spokojnie na trawie. Nie powiedział za wiele dopóki nogi przedmiotu nie dotknęły bezpiecznie trawy, bo mimo że ciężar stołu rozłożył się teraz na ich dwójkę, tak na pewno wymagało to skupienia, bo obok lewitującego mebla znajdowali się też przyszli sprzedawcy, rozkładający lub dopiero co tworzący swoje produkty.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (374), Viorica Zamfir (1842), Theon Travers (1505), Brenna Longbottom (1082), Nora Figg (1917), Ula Brzęczyszczykiewicz (1077), Sarah Macmillan (246), Julien Fitzpatrick (3420), Castiel Flint (2954), Peregrin McGonagall (507)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa