![]() |
[20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29) +--- Dział: Reszta świata i wszechświata (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=26) +--- Wątek: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent (/showthread.php?tid=2336) Strony:
1
2
|
[20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Laurent Prewett - 28.11.2023 adnotacja moderatora
Rozliczono - Laurent Prewett (Aleksiej Wroński). Chiny, LijiangPodróż taka jak ta wymagała sporo przygotowań. Bardzo dużo przygotowań. Zezwoleń, ustaleń, uściśleń, zażaleń, całej wielkiej listy przykazów, nakazów i zakazów. A także organizacji przewodnika i tłumacza, który będzie w stanie zaprowadzić cię do każdego zakamarka tego miasta. Prowincja Yueshan, którą Laurent wybrał, była całkowicie nieprzypadkowa, bo właśnie tutaj tworzono przeróżne herbaty. Nie był wielkim znawcą, może wciśnięto mu kit, ale kiedy zastanawiał się nad tym, gdzie do Chin miałby się wybrać z Olivią (bo to w końcu był wielki kraj) to polecono mu, w celu podróży iście herbacianej, właśnie to miejsce. A skoro już była prowincja (nadal - ogromna!) to naleeżało ją zmniejszać i zmniejszać, celować w odpowiedni punkt, który naprawdę przyciągnie. Najbezpieczniej byłoby umościć się w jednym z wielkich miast, tam nawet jak się zagubisz to w końcu ktoś cię znajdzie. Niby. Ale wielkie miasta nigdy nie przyciągały serca Laurenta, a co do preferencji otoczenia, w którym wolny czas można spędzić, to pod tym względem byli z towarzyszka zgodni - natura. Jak najwięcej zieleni, najlepiej jeszcze kicające sarenki czy inne jednorożce. Brzmiało śmiesznie, ale właściwie gdyby jedne z tych stworzeń się pojawiły to pewnie Olivia i Laurent wspólnie piszczeliby z zachwytu jak małe dzieci. No dobrze, może Laurent nie, bo przecież musiał dumnie wyglądać. A dziecięce piski... dziecięce piski nie były mu dane nawet kiedy był dzieckiem. Nie zapomniał więc o całej wyprawie i kiedy już miał dopięte daty z odpowiednio dużym wyprzedzeniem poinformował o tym samą zainteresowaną. Żeby mogła sobie zaplanować to, w który piątek wziąć urlop, żeby się spakować, poinformować rodzinę... i tak dalej. Zorganizować swój czas. Czas i przestrzeń Laurenta była bardzo zorganizowana. Nie była to perfekcja, bo na perfekcjonizm pod tym względem nie popadał - to tylko on musiał być w tym wszystkim perfekcyjny, by jednocześnie się za takiego wcale nie mieć. Wszystko to plątało się na bardzo nierównym gruncie, mimo tego, jak gładkie życie pokazywał innym. Szczęśliwe, niemal beztroskie, gdzie wszystko się układało, nie było problemów emocjonalnych ani zawad z rodziną. Bo prawda, jak kiedyś to powiedział pewnej ważnej dla niego osobie, nie miała wobec niego znaczenia. Nie mogła się pokazywać. W południe pojawili się w Lijiang. Różnica czasu robiła swoje - dlatego wolny piątek był konieczny. Piękne, kolorowe uliczki tchnące życiem i zielenią, nieznajomy, egzotyczny język i przyjemne, ciepłe powietrze. Było cieplej niż w Anglii, ale wcale nie gorąco. Pogoda przypominała wczesnej, angielskie lato. Chwilę poczekali i podszedł do nich chińczyk, który miał być ich tutejszym tłumaczem i przewodnikiem. Po angielsku mówił bardzo płynnie, rozmowa nie stanowiła więc problemu. Zaprowadził ich najpierw do hotelu - oczywiście oddzielnych pokoi, bo jakżeby inaczej. Kiedy zostawili już swoje rzeczy udali się na obiad, by potem przejść się magicznymi uliczkami tego miejsca. Należało zachowywać się ostrożnie - w końcu chodzili wśród mugoli. Zapowiedział jej, że mają kilka punktów do odwiedzenia, ale dnia dzisiejszego mogą pozwiedzać tutejsze miasto - świątynie, ogrody i herbaciarnie chociażby. Bo jutro ich czekała wyprawa do sławnego Wąwozu Skaczącego Tygrysa. - Jak się podoba? - Zapytał, kiedy wędrowali jedną z uliczek, a ich przewodnik przed nimi - kierowali się do herbaciarni, w której mieli przeżyć dokładnie to, po co tutaj przybyli. Ceremonię parzenia herbaty. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Olivia Quirke - 28.11.2023 Może i Laurent nie piszczałby z zachwytu - ale ona nie miała żadnych oporów przed tym, by wyrażać na głos swoją radość. A była szczęśliwa: chociaż trochę czuła się winna temu, że Prewett za wszystko płacił. Dla niego to pewnie było jak splunąć, ale dla niej... Ona myślała trochę innymi kategoriami. Ale skoro nalegał, to byłaby jeszcze głupsza niż wszyscy myśleli, gdyby miała odmówić. I tak znaleźli się w Chinach. Wielkim - nie, OGROMNYM kraju, w którym nie tylko ludzie mówili innym językiem, ale również mieli inny alfabet. Wyglądali inaczej, tak... pięknie. Wszystko tu było takie inne, piękne, nawet powietrze było zupełnie inne. To było coś, co uderzyło rudą od razu gdy tylko znaleźli się w tym pięknym kraju. Olivia zdawała się być przeciwieństwem Laurenta. O wszystko pytała przewodnika, doskakiwała do pięknych wystaw i zdecydowanie przyciągała wzrok - i to nie dlatego, że była zjawiskową pięknością, ale dlatego, że zachowywała się niezwykle emocjonalnie, wylewnie i na dodatek była ruda. Laurent zresztą też przyciągał wzrok, chociaż z zupełnie innych powodów. Wysoki blondyn, dobrze ubrany i kompletnie inny od tej wariatki, z którą szedł ulicami Lijiang. - Jest absolutnie cudownie! - przewodnik chyba cieszył się, że na krótką chwilę Laurent przejął pałeczkę rozmowy, bo dziewczyna dosłownie nie dawała mu żyć. Pytała go dosłownie o wszystko. O pogodę, o to w co wierzą, co jedzą i jak robią ryż. Była zaskoczona, gdy wypowiedział kilka słów, które brzmiały dla niej tak samo, ale odpowiednia intonacja zmieniała całe znaczenie wyrazu. - Tu jest tak... inaczej! Wszystko jest inne, wszystko jest piękne. I naprawdę nie mogę doczekać się ceremonii. Obiecuję, że będę cicho! Prawie podskoczyła z radości. Co prawda bywała... energiczna, ale Laurent zdążył już się zorientować, że gdy chciała, umiała siedzieć cicho. Zwykle bywało to na początku znajomości, zupełnie jakby Olivia wstydziła się nowych ludzi, bała przed nimi otworzyć. Ich pierwsze spotkanie było kompletnie inne od tego, które mieli teraz. Jakby Quirke mogła w końcu być sobą, bo zaufała Laurentowi na tyle, by nie hamować swoich reakcji. - A tobie? - odwróciła głowę w jego stronę i z gracją godną kota wyminęła ludzi, na których prawie wpadła, bo nie patrzyła przed siebie. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Laurent Prewett - 29.11.2023 Jego ciekawość była stonowana. Wymierzona. Pokazywał zdecydowanie więcej w domowym zaciszu niż pokazywał publicznie, a pewne pozy i pozory były dla niego potrzebne i wręcz konieczne. Jak to, że nie mógł właściwie pić alkoholu (minimalne jego ilości), bo miał tak słabą głowę, ale i tak wznosił toasty czy sięgał po alkohol, żeby umoczyć w nim usta iii... pozbyć się trunku w ten czy inny sposób, albo sprawiać pozory, że już mu nalali nowy - a to był ciągle ten sam, po prostu niewypity. Takich elementów jego życia było bardzo wiele. Starał się zawsze utrzymywać spokój na twarzy, albo przynajmniej uśmiech. Nie był jednak wyśmienitym aktorem, tak samo jak wcale nie radził sobie dobrze z ukrywaniem uczuć, kiedy te bardzo mocno wzbierały. Który artysta byłby w stanie? Nawet jeśli Laurent był artystą, którego płótnem było ciało Olivii. Nie oznaczało to jednak, że tutaj nie pozwolił sobie na trochę więcej. Śmiał się razem z nią i latał razem z nią od jednego do drugiego punktu, żeby coś zobaczyć, poznać, zbadać. Pozwalał sobie na więcej, bo byli w obcym kraju, w obcym miejscu, bo miejscowi i tak nie rozumieli, co mówią między sobą i nikt zaraz nie zawoła reporterów, żeby zrobili kilka fotek, jak się zachowuje młody Prewett. Nie będzie szeptów między znajomymi, nie będzie... no właśnie - niczego nie będzie. Tylko ona i on - sekret, bo przecież oni byli takim małym sekretem. Nie było mowy o tym, żeby przedstawił Olivię rodzicom. Nie chciał również zbliżać się do jej rodziny. Choć to też nie tak, że robił z tego sekret wielki, który eliminowałby romantyczną kolację przy świecach czy spacer po parku, ale Prewett zarysował bardzo wyraźne granice, w których istniał komfort. Bo zawsze miał granice. W każdej swojej znajomości. Po prostu nie każdą ciągnął tak długo jak ta, która połączyła go z Olivią. - Ilość twojej energii chyba nadrabia za nas dwoje. - Zaśmiał się cicho, zastanawiając się, skąd ta kobieta bierze tyle energii. Z jednej strony stłamszona w domu, z drugiej, kiedy tylko wylatywała z rodzinnego gniazdka to zdolna była podbić cały świat. Co to dla niej były takie Chiny? - Wszystko jest piękne? Wszyscy też? - Zaplótł ręce na klatce piersiowej, spoglądając na nią z psotnym wyrazem twarzy. Egzotyczna uroda tutejszych mężczyzn i kobiet niekoniecznie w pełni do niego przemawiała, chociaż niewiasty potrafiły być rzeczywiście bardzo urokliwe. Drobne, malutkie, o okrągłych buziach. Oczy Laurenta nie oglądały się jednak za żadną panią - co najwyżej za ich kreacjami, bo niektóre były naprawdę specyficznie odziane, szczególnie przy jakichś stoiskach czy atrakcjach. - Nie obiecuj mi takich rzeczy, przeżywaj wszystko tak głośno, jak tylko tego pragniesz. - Admirował tę część jej charakteru, która odpowiadała za głębokie przeżywanie świata. W końcu sam czasami miał wrażenie, że potrzebuje jakiegoś filtra albo chociaż sita, żeby świat przestał go przytłaczać. Bo tu i teraz oglądał się na wszystko z równie wielkimi oczami jak Quirke. Natomiast... hej, no właśnie - przecież musiał się prezentować, prawda? Odpiął dwa górne guziki koszuli i przejechał automatycznie palcami po kołnierzu, żeby upewnić się, że dobrze leży i dobrze się układa. - Nie mogę przestać się dziwić temu, jak każdy zakamarek świata potrafi mieć inną architekturę, wydawać na świat ludzi o różnych karnacjach i rysach twarzy, jak wykształciły się tak różne języki... - To go oszałamiało za każdym razem i fascynowało absolutnie. Oczywiście wszystko było wyjaśnione w książkach historycznych - historykiem jednak nie był. Miał ogólne pojęcie, ale ta fascynacja drzemała na podłożu równym niemal temu, że w tym świecie oto stał się człowiek. - Jest cudownie. - Uśmiechnął się szeroko, błyszcząc oczyma, kiedy na nią spojrzał. - Już widzę, że dwa dni to za mało. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Olivia Quirke - 30.11.2023 Olivia również miała granice, jednak w zupełnie innym tego słowa rozumieniu, co Laurent. Ona nie musiała przejmować się tym, co pomyślą o niej inni. Była nikim ważnym dla tłumu, przypadkową osobą, która przejdzie i zaraz się o niej zapomni. Rozumiała, że Laurent nie chce się afiszować ich znajomością, i szanowała to: przy czym wynikało to wyłącznie z troski o jego komfort, który źle zrozumiała. Nie docierało do niej jednak, że w takim układzie po prostu nie da się żyć i że się dusi. Jeszcze nie teraz. To był moment kulminacyjny, gdy oddychała pełną piersią, uwieszała się Laurentowi na ręce i ciągnęła go do kolejnych wystaw, by pokazać kolejną rzecz, która wpadła jej w oko. Cieszyła się, że się rozluźnił i zachowywał swobodniej - brała to za dobry omen. Absolutnie nie zamierzała przedstawiać go rodzicom, którzy na pewno nie przyklasnęliby takim układom. Nawet raz wspomniała o tym, by zachowywał się normalnie, jeżeli jej ojciec odwiedzi rezerwat, bo... pan Quirke potrafił być czasem zbyt opiekuńczy. A nawet nadopiekuńczy. Dla świata to była przyjaźń i tak miało pozostać. Wbrew pozorom Laurent znaczył dla niej więcej, niż sama chciałaby się przyznać. Był jak światło, które wyciągnęło ją z mroku wspomnień i bólu, wyszarpało z cieni i pokazało, że da się żyć inaczej, szczęśliwiej. I nie chodziło tu wcale o fizyczność, bo ze związkami fizycznymi Olivia nie miała nigdy problemu. Laurent po prostu był jak ten anioł, wyciągał z ludzi najlepsze cechy i sprawiał, że się utrwalały. Nie powiedziała mu tego oczywiście, ale dojrzewała do tego momentu powoli. - Tak, wszyscy i wszystko - ona zakochała się w azjatyckiej urodzie. Gdyby nie miała tyle taktu, to z chęcią podeszłaby do którejś z pięknie ubranych kobiet z prośbą o dotknięcie włosów i tej miękkiej, bladej skóry, która była blada w zupełnie inny sposób, niż jej. - Chociaż wydają się strasznie zabiegani i... smutni? Zastanowiła się, wydymając usta z zastanowieniem. Wyglądali, jakby wiecznie się gdzieś spieszyli. Patrzyli na nich z mieszaniną fascynacji i strachu, odchodzili na drugą stronę gdy przechodzili chodnikiem. Chiny były zupełnie inne pod tym względem niż Wielka Brytania. - To prawda. Chciałabym zobaczyć którąś z tych świątyń, które widać w oddali. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego, i sądząc po tym, jak się zachwycasz - ty też nie - uśmiechnęła się i przysunęła do Laurenta, by nie tak do końca dyskretnie ścisnąć jego dłoń. Powoli dochodzili do miejsca, w którym tak bardzo teraz Olivia chciała się znaleźć. Nie była to świątynia czy prywatne domostwo, lecz kawiarnia, której rytuały były przeznaczone właśnie dla oczu turystów. Olivia nie miała pojęcia, że w takich miejscach rytuał parzenia herbaty był odrobinę inny, bardziej efekciarski, niż normalnie. Ale to dobrze. Kawiarnia była przytulna, dominowało w niej drewno i niskie stoliki oraz maty. W głębi znajdowały się przesuwane, papierowe drzwi z przepięknymi malunkami, za które zaprowadził ich przewodnik. - Za chwilę zobaczą państwo rytuał Gongfu - powiedział, przykazując im by zdjęli buty. On sam zrobił to samo. Do tej części herbaciarni nie wpuszczano w obuwiu. Usiedli na jednej z mat, Olivia bardzo pilnowała tego, by siąść w dokładnie taki sam sposób, jak ich przewodnik. Przed nimi znajdował się niski stolik, na którym ustawiono przyrządy. Gliniany czajnik z wodą, mniejszy czajniczek z przepięknie zdobionej porcelany, sześć czarek, podobnych do tych które miała Olivia, z tym że różniły się kunsztem i oczywiście materiałem, bo były do kompletu z porcelanowym dzbanuszkiem, a także piecyk. Z drugiej strony stołu znajdował się chapan, chashao i chazan. Nie znali tych nazw, ale Olivia - póki nikogo prócz nich tu nie było - po raz kolejny zaatakowała pytaniami przewodnika. Chapan był tacą, małą szufelką do suszu herbaty było chashao, a pałeczka to chazan. Znajdowały się też tu małe szczypczyki, jakiś dziwny długi kolec i lejek. Całość przewodnik nazwał chadao. Wszystko było pięknie rozłożone, na ściereczce położono sitko i podstawkę. Nawet ściereczka wyglądała na jedwabną, ręcznie robioną. Olivia wyciągnęła głowę w jej kierunku. - Zadbali tu o każdy szczegół - szepnęła do Laurenta zachwycona, podziwiając misterne przyrządy z bambusa oraz cholernie drogiej na pierwszy rzut oka porcelany. Ale pal sześć cenę: tu o estetykę chodziło. Wrażenie robił też bambusowy chapan. Był jasny, ale składał się z tylu elementów, że wyglądał nie na bambusowy, a papierowy. Ogrom zdobień i wyżłobień tworzył poskręcanego smoka chińskiego na samym środku tacy, uwydatniał także szufladkę na wodę pod spodem. - Coś pięknego. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Laurent Prewett - 30.11.2023 Starał się być przy kobietach najlepszą wersją siebie (nie tylko przy nich). Starał się być mężczyzną, bo zazwyczaj takiego potrzebowały. Trzymać odpowiedni fason, podążać za wszystkimi przykładnymi ideałami, jakie zostały wklepane do tej jego głowy. Jakie sam zaobserwował, bo miał przecież własne autorytety i osoby, do których chciał się upodobnić. Jak chociażby Edward Prewett, który w jego oczach podobny był do boga. Sięgał jak wierna owieczka do dłoni pasterza, chcąc uszczknąć odrobinę tej wielkości, żeby poczuć ją na własnej skórze. Jak wierny ustawiony w kolejce po opłatek, który miał się przekonać, jak niedobry był to sakrament, kiedy lądował na języku i miałeś wrażenie, że jesz tylko papier. Rola mężczyzny w tym świecie była dość jasno określona, nawet jeśli konserwatyzm świata czarodziei coraz bardziej się otwierał na rzeczy nowe i niemal nigdy nie był zamknięty na to, żeby kobiety pełniły funkcje wyższe. Chyba. Może? Kiedyś, dawno temu... pewnie wtedy tak. Stereotypy poganiały nas biczem, a my staraliśmy się w tym wszystkim odnaleźć samych siebie. To, kim chcesz być, niekoniecznie miało jakieś znaczenie. Ważne było, koniec końców, to, jak inni cię widzą. Gdyby wiedział, jak w swojej wyobraźni maluje go Olivia, pewnie pomyślałby, że go przemalowuje. Idealizuje - tak, jak on idealizował ludzi wokół siebie. Przynajmniej tych, którzy okazali mu ciepło i dobroć, przy których czuł się dobrze i którym chciał poświęcać swój czas, swój umysł i swoje serce. - Jestem teraz trochę zazdrosny. - Nieprawda, nie był, ale postanowił sobie z tego zażartować. Bardzo daleko mu było urodą do tych mężczyzn tutaj, stanowił ich przeciwległy brzeg. Zresztą Olivia również była odmienna od Chinek. Prawdę mówiąc to zdawali się być do siebie bardzo podobni. Ciemne oczy, ciemne włosy - po rysach twarzy można było odróżnić ludzi od siebie, ale oni to utrudniali nawet sposobem budowy swoich ciał czy tym, że mieli skośne oczy. Miałby bardzo duży problem w odróżnieniu od siebie podobnych kobietek, gdyby nie miał szansy im się dłużej przyjrzeć. A może i wtedy by poległ..? - Przyglądałaś się kiedyś londyńczykom? - Zapytał z delikatnym uśmiechem, kiedy powiedziała, że ci ludzie tutaj wydają się jej smutni. Jego pytanie nie padło od razu. Przez chwilę sie zastanowił nad tym, co usłyszał, spojrzał na tych ludzi z tą refleksją w głowie. To nie była rzecz nowa czy odkrywcza. Ludzie często wydawali się smutni, pogrążeni w myślach i doświadczeniach. Ale z tych wszystkich krajów, jakie zwiedził, Anglicy wydawali mu się najsmutniejszymi ludźmi. Żyjącymi pod niemal wieczną, deszczową chmurą - dlatego nie było to dziwne. Im więcej słońca, tym więcej uśmiechu - tak wydawało się to działać. Za to co na pewno zauważył to to, że Chińczycy bardzo chętnie potakiwali i potrafili być naprawdę głośni. - Nigdy nie odwiedziłem dalekiego wschodu wcześniej. Chin czy Japonii. - Więc tak, dla niego to również było pierwsze takie doświadczenie. - Odwiedziny w świątyni są obowiązkowym planem wycieczki. - Zapewnił ją. Chciał zaliczyć pewne ikoniczne miejsca w tym mieście i jego okolicach. Było tego dużo, więc pozostawało wybrać te, które mogą naprawdę pozostawić ślad w pamięci doznań. Doświadczeń. Olivia zaś doświadczała głęboko, jej serce i duch przenikały się ze sobą i działały w jednym rytmie. Jak więc mogliby pominąć miejsce, gdzie o rozwój duchowy dbano szczególnie? Chińczycy mieli bardzo specyficzną religię i chociażby liźnięcie jej było ciekawe. Wejście do kawiarni rzeczywiście wyciszyło Olivię, ale podejrzewał, że tylko zewnętrznie. Bardziej ciekaw niż samym rytuałem był tym, co kolibało się w głowie kobiety. Zerkał na nią z rozmiłowaniem, z ciepłem w sercu - rozkochała go w sobie, więc mógł tylko to ciepło jej zwracać, przecież to było naturalne jak oddychanie. - Rytuał ma za zadanie wyciszyć emocje i ukoić ducha, napełnić siłami na dalsze zmagania. - Odezwał się przewodnik, wyjaśniając kolejno zresztą wszystkie elementy. Laurent nawet nie silił się na to, żeby to zapamiętać - ilość nazw była oszałamiająca, które nie miały żadnego odpowiednika w języku angielskim. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Olivia Quirke - 01.12.2023 Na jego gderanie o zazdrości tylko przewróciła oczami z uśmiechem. Doskonale wiedziała, że Laurent nie bywał zazdrosny. A przynajmniej była o tym święcie przekonana. Bo przecież był idealny pod praktycznie każdym względem - przynajmniej dla niej. Takie osoby nie miały powodów do zazdrości, bo były zawsze na pierwszym miejscu. Nic nie poradzi na to, że widziała go właśnie w ten sposób. Mogła jednak, zanim weszli do kawiarni, delikatnie przejechać dłonią po jego boku i posłać mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów, które miała w całym swoim arsenale min. Ten uśmiech był wyjątkowy, bo był przeznaczony dla niewielu osób z kręgu Olivii. - Na mój widok zawsze się rozpromieniają, ale może ma to związek z tym, że się do nich uśmiecham - a ci nie reagują - rzuciła jeszcze szeptem, bo przypomniała sobie, że przecież przewodnik rozumiał, co mówią. Takie opuszczanie gardy było niebezpieczne, ale często się zdarzało w krajach, gdzie nikt nie znał dobrze języka, w którym mówili. W Londynie nigdy by sobie nie pozwoliła na taką uwagę - chyba że wyszeptaną wprost do ucha. Olivia była ciekawa, na ile rytuał parzenia herbaty uspokoi jej ducha. Potrafiła bowiem uspokoić samą siebie, chociaż przychodziło jej to ciężko. Często się też nie udawało. Ale teraz była skupiona, a jej serce zabiło mocniej, a policzki zaróżowiły się, gdy do środka przez przesuwane, papierowe drzwi weszła kobieta. Była piękna - wysoka, szczupła, ubrana w tradycyjne Qipao w intensywnie czerwonej barwie. Było niezwykle bogato zdobione złotą nicią, która układała się na jedwabiu w misterne wzory. Kobieta skłoniła się, a jej czarne upięte włosy zafalowały, jakby chciały wydostać się spod przepięknych klamer i złotej spinki do włosów. Kobieta miała bladą twarz, duże czarne oczy i tak samo czerwone usta, jak jej strój. Bez słowa usiadła przed stolikiem i sięgnęła po mniejszy czajnik. Niemal z namaszczeniem umieściła go na środku chapanu, a kobieta otworzyła gliniany słoiczek. Ostrożnie, przy pomocy łyżki, przesypała herbatę na spodek, a następnie uniosła go na wysokość twarzy. Wydawała się admirować, podziwiać herbatę - i tego chyba oczekiwała od nich samych, bo powiedziała coś po chińsku i pokazała im poskręcane, zielonkawo-czarne liście, wijące się w naczyniu. - Zachęca do powąchania i zgadnięcia, w jaki sposób była suszona - przetłumaczył przewodnik, zachęcając parę gestem do zaciągnięcia się wonią. Pierwsza była Olivia: nachyliła się nad spodkiem i przymknęła oczy. - Czuję słodycz i owocowy aromat, chyba wiśni? - zapytała niepewnie, zerkając na przewodnika. Ten jednak patrzył na Laurenta - każdy musiał spróbować swoich sił. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Laurent Prewett - 02.12.2023 Coś w tym było. W tym wrażeniu, że zawsze jesteś na pierwszym miejscu. Laurent to wrażenie posiadał, kiedy siedział razem z nią w pokoju udekorowanym tak, by cieszyć oczy elementami tutejszej kultury - tradycyjnie. Ich przewodnik, rzecz jasna czarodziej, bo Laurent nie wiedziałby nawet, jak zabrać się za organizowanie tego mugolskiego, wypełniał tło, do jakiego Prewett był przyzwyczajony w postaci różnych ludzi. Pracowników, ochroniarzy, służby - mógłby wymieniać osoby, które się kręciły wokół niego, a których imion już zupełnie nie pamiętał. Byłoby mu wstyd, naprawdę, że uleciały z jego głowy, ale gdyby miał mieć sieć imion każdej osoby, którą spotkał to musiałby mieć chyba głowę wielkości tej stajni abraksanów. Nie najmniejszą w każdym razie. Co jednak oznaczało w zasadzie bycie na pierwszym miejscu, kiedy się z tą osobą spotykasz? Co się dzieje, kiedy znikacie sobie z pola widzenia i każdy idzie we własnym kierunku? Czy wtedy nadal obowiązywało pierwszeństwo? Doskonałość i perfekcja były tym, do czego się dążyło, a czego osiąganie nie zawsze było zdrowe. Laurent by nazwał Olivię perfekcyjną - ale dlatego, że wcale nie unosiła się w tym pożądaniu perfekcji, w jakim on został wychowany. Miała swoje smutki, swoje humory, potrafiła uderzyć dłonią w stół i robić wszystko po swojemu, promieniała energią, jeśli tylko dać jej odpowiednią powierzchnię do działania. Było tak wiele elementów niedoskonałych, że tworzyły w jego oczach jej perfekcję. Ludzką istotę ze swymi wadami i pozytywami, która rozdawała temu światu tyle ciepła, ile tylko mogła. Miał odruch podniesienia się i również ukłonienia, kiedy wkroczyła kobieta. Zjawiskowo piękna - bo jej pudrowa, biała twarz skrywała bardzo wiele defektów. Piękna zewnętrznie, przyciągająca spojrzenie czerwienią. Kolor, którego sam nigdy na siebie nie ubrał, bo był tak krzykliwy i wyzywający, że zwyczajnie nie miał odwagi. Nie odnalazłby się chyba w tej barwie. To był jeden z tych kolorów, który uważał, że był jak wizytówka dla kobiet, a mężczyznom niekoniecznie dobrze służył. Patrzył na nią teraz jednak też pod innym kątem - kątem tego, co powiedziała sama Quirke, od której spojrzenie oderwał na rzecz ich mistrzyni rytuału parzenia herbaty. Nie potrzebował znać tej kultury, żeby patrząc na nią wiedzieć, że jej ruchy były wyćwiczone do perfekcji. Być może były w tych ruchach błędy, które już na podłożu merytorycznym były dla niego nie do wychwycenia, ale tego już nie mógł ocenić. Perfekcja była najwyraźniej prześladowcą wielu. Chiński na pewno nie miał zaliczyć się do jego ulubionego brzmienia języków, był bardzo specyficzny, daleki od języka włoskiego, który w swojej miękkości brzmiał dla niego jak pieszczota. Pochylił się do herbaty, żeby ją powąchać. - Hmm... wiśnia i... jaśmin? - Wiśnia rzeczywiście była wyczuwalna, ale ta delikatna, słodka woń pod nią to mógł być jaśmin? Pośród takich zapachów, gdzie wszystkie łączyły się w kompozycje, łatwo było się zagubić. Laurent miał wrażliwy nos ale na intensywność zapachów, a niekoniecznie już na szeroki odbiór wszystkich pojedynczych elementów nań się składających. I ten wrażliwy nos był raczej przekleństwem bardzo wiele mu utrudniającym. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Olivia Quirke - 02.12.2023 Kobieta nie uśmiechnęła się. Traktowała rytuał poważnie - to była jej praca, a przypudrowana twarz mimo że nie była ściągnięta makijażem, pozostawała nieruchoma, tak jakby kobieta miała na sobie maskę. Przewodnik przetłumaczył to, co powiedzieli Laurent i Olivia. Dopiero wtedy Chinka odłożyła miseczkę na stół, ujęła długie zapałki i pociągnęła główką po drasce, zanim zaczęła mówić. - Żeby uzyskać kilogram suszu, należy zebrać około dwustu tysięcy liści. Smaki herbaty różnią się od siebie nie dlatego, że istnieją różne odmiany tej rośliny, a dlatego, że są zbierane w inny sposób, rosną na innej glebie lub suszy się je i fermentuje inaczej - przewodnik mówił z wyraźnym akcentem, jednak oboje mogli go bezbłędnie rozumieć. Mówił cicho, acz wyraźnie, bez zająknięcia się. - Różnią się też ze względu na porę roku, w której się je zbiera. Zwykle dwa razy w roku: podczas pory suchej i deszczowej. Kobieta skinęła głową, chociaż nie rozumiała ani słowa z konwersacji, a raczej monologu, który prowadził przewodnik. Powiedziała coś po chińsku, a jej oczy na moment zajaśniały. - Mieliście rację, do tej herbaty dodano odrobinę jaśminu i wiśni, ale również uwędzono ją w ten sposób, by po zaparzeniu była wyczuwalna nuta dymu - przewodnik kiwnął głową w kierunku siedzącej pary i uśmiechnął się. On, w przeciwieństwie do kobiety, wcale nie musiał dbać o pozory. Chinka ujęła delikatnie dzbanek, który był wcześniej postawiony na ceramicznym podgrzewaczu. Z jego dziubka nie wydobywała się jednak para, świadcząca o tym, że woda się zagotowała. Olivia wstrzymała oddech, odruchowo sięgając do ręki Laurenta. Posłała mu spojrzenie, które mówiło mówiłam ci, że nie wolno jej parzyć we wrzątku. Wyglądała na naprawdę dumną z siebie i zadowoloną, że potwierdziła się jej wiedza. Trochę jak dziecko, które właśnie dostało pochwałę. - W zależności od rodzaju herbaty parzy się ją w innej temperaturze. Herbata, którą niedługo będziecie pić, jest czarna, zebrana w porze suchej, odpowiednio wysuszona i zwiędnięta. Podczas tego procesu liście kurczą się i tracą prawie połowę wody, którą mają. Liście tej herbaty zostały skruszone, podarte ręcznie i zwinięte. Zwykle służą do tego maszyny, lecz w przypadku najlepszych tradycyjnych herbat, podawanych przy ceremonii, stosuje się wyłącznie te susze, które są poddane obróbce ręcznej. Tak samo potraktowano skórki wiśni oraz kwiaty jaśminu - czarodziej, który z nimi siedział, nie wydawał się być pod wrażeniem tych informacji. Zupełnie jakby uczyli ich tego na pierwszym roku. Najpewniej jednak słyszał to po raz setny w swoim życiu, a któryś raz z rzędu od tej samej kobiety. Zdawało się, że mógłby sam przekazać im tę wiedzę, lecz wtedy nie byłoby to zgodne ze sztuką. Kobieta najpierw wlała wodę do czajnika i czarek, a następnie z namaszczeniem wylała ją na chapan. Gorąca woda spłynęła między szparami prosto do tacki. Olivia przekrzywiła głowę, zerkając na Laurenta, bo to nie było coś, czego by się spodziewała. Kobieta przełożyła odpowiednią ilość suszu do sitka, a następnie umieściła je w dzbanku. Miało niezwykle drobne oczka, by odłamki liści nie przedostały się do wody. Kobieta zalała susz, a następnie oblała dzbanek gorącą wodą. - To po to, by obudzić liście - wyjaśnił przewodnik, ogniskując wzrok na czajniku. - Czajnik oblewa się z zewnątrz, by usunąć kurz i zrównać temperatury. Pierwsze parzenie trwa nieco dłużej, budzenie liści sprawia, że uwalniają pełnię aromatu. Taka herbata nie nadaje się do picia. Olivia uniosła brwi. Nie? To była jakaś nowość. Utkwiła wzrok w Chince, która rozlała herbatę do czarek, a następnie wylała herbatę z czajnika, tak jak zrobiła to wcześniej z wodą. Wszystko przeleciało przez bambusowe szpary. - Nie pijcie jej, tylko powąchajcie. Zwróćcie uwagę na kompletnie inny zapach - pierwsza była kobieta, potem podała czarki Olivii i Laurentowi. Tym razem zapach był dużo bardziej intensywny - słodko-gorzki, wiśniowy, praktycznie nie było w nim czuć jaśminu. Na polecenie Chinki, która wcześniej wlała gorącą wodę do pustego dzbanka, odłożyli czarki. - Teraz odbywa się właściwe parzenie. Dopiero jak herbata będzie gotowa, pierwsze zaparzenie zostanie wylane z czarek. To dlatego, żeby miały one dobrą temperaturę. Wyjaśnił mężczyzna, lekko kiwając głową w stronę kobiety. Wodziła ona wzrokiem od Laurenta do Olivii, a potem od Olivii do przewodnika. Delikatnie ujęła pierwszą czarkę w dłonie i wylała herbatę, a potem to samo zrobiła z kolejnymi dwiema. - Po co się to robi? - Olivia nie do końca rozumiała sens tego, co właśnie widziała. Rytuał był naprawdę piękny, ale po pierwsze: strasznie dużo z tym było zachodu, a po drugie: trochę marnowali wodę. Czy to naprawdę miało jakiś wpływ? - Pierwsze parzenie jest zbyt intensywne, liście oddają całą swoją moc w wodę. Herbata dominuje dodatki, przez to jest niezwykle mocna i często też niedobra. Spójrzcie, jaka jest teraz różnica w kolorze - faktycznie - drugie parzenie sprawiło, że herbata była dużo jaśniejsza. Również zapach, bo kobieta podała im oburącz czarki, był inny. Bardziej kwiatowy. - To możecie wypić. Pamiętajcie że to nie wrzątek, więc się nie poparzycie. Ale najpierw powąchajcie. Sugeruję z zamkniętymi oczami. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Laurent Prewett - 03.12.2023 Zdawał sobie sprawę z tego, że w zależności na jakiej glebie wyrośnie owoc czy warzywo to mogą mieć inny smak. W samej Anglii istniał ten fenomen, więc co dopiero w wielkich Chinach czy na skalę światową, bo przecież nie tylko tutaj zrywano liście herbaty i nie tylko tutaj je przygotowywano. Tym nie mniej to, że chociażby nie było różnych odmian tej rośliny go bardzo mocno zdziwiło. Zrobił aż większe oczy w szoku słysząc to, bo był święcie przekonany, że chociażby w obrębie herbat czarnych były różne. Co dopiero kiedy mówimy o tych odmianach typu zielona, czerwona i tak dalej. To było absolutnie niesamowite. Do jakiej perfekcji człowiek musiał doprowadzić to oporządzanie liści, ile eksperymentów musiało być toczonych względem tego, kiedy najlepiej je zbierać, jak je suszyć czy wędzić, żeby powstawały tak różne i bogate napary. Cała reszta, włączając dodawanie ziół, kwiatów czy owoców była już małą pestką w obliczu głównego procesu sprowadzającego się do bazy tego produktu. Drgnął, kiedy poczuł dotyk Olivii i spojrzał na nią, na jej dumny wyraz twarzy. Miał ochotę dotknąć jej włosów, pogładzić ją, przekazać, że tak, miała rację, że jest pod wrażeniem i podziwem jej wiedzy, ale chwilowo musiało wystarczyć w tym celu jego spojrzenie. Z tego co mówił przewodnik to takie okazywanie sobie większych czułości w towarzystwie niekoniecznie było tu dobrze widziane, a Laurent nie chciał gwałcić tutejszych nawyków czy kultury. Zdążą się jeszcze powymieniać zdaniami i wrażeniami z tego wszystkiego kiedy zostaną sami. Zakładał, że taka woda musiała być przegotowana wcześniej, a potem tylko podgrzewana - sporo się w końcu mówiło o tym, że picie nieprzegotowanej wody może być bardzo szkodliwe i prowadzić do chorób. Choć mówiło się też o miejscach, gdzie woda była czysta, wręcz krystaliczna, gdzie wręcz podróżowali ludzie, żeby jej skosztować. Szczególnie kiedy mowa była o strumieniach górskich. Co z poglądu na to, że im dalej rzeka płynęła tym więcej napotykała zanieczyszczeń od strony ludzi - miało to w pełni sens. Co jednak go ciekawiło to to, jak ta kobieta odmierzał temperaturę tej wody? Po czym poznawała? Liczyła sekundy? Kwestia upływu czasu? Druga część tego widowiska była jeszcze bardziej szokująca. Całe życie herbatę w jego domu i poza nim zalewało się wrzątkiem, w dodatku wyrzucano raz zalane liście, bo "do niczego się nie nadawały". To, co kobieta robiła tutaj było... nawet nie wiedział, jakie było, ale jego ciekawość nie zmalała - tylko wzrosła. Aktualnie proces parzenia tej herbaty wyglądał jak próba uwarzenia skomplikowanego eliksiru - zerknął na Olivię, która była wpatrzona w ten proces z miną kociaka, który wpatruje się w wyższą półkę i próbuje wyliczyć pod jakim kątem powinien skoczyć, żeby tam dotrzeć, ale żeby jednocześnie nie skoczyć za wysoko i nie przelecieć za nią. Wrócił oczyma do procesu, szczególnie kiedy pojawił się nieco większy ruch. Pochylił się, żeby znowu powąchać. Utrzymanie temperatury czarki, aby nie ostudzić herbaty - to rozumiał w pełni. Na tej samej zasadzie dbało się o podawanie alkoholu chociażby - to była jedyna wiedza, jaką posiadał, bo chociaż sam za bardzo nie pił to trzeba było wiedzieć, jak przyjąć gości. Do głowy mu nie przyszła nawet wątpliwość taka, jaką miała Olivia - ostatnie o czym by myślał to o tym, że wodę można zmarnować kiedy dążysz do perfekcji smaku. Tak samo jak nie pomyślał o marnowaniu czasu. Bo to mało czasu się przetracało na te wszystkie small talki? To jednak była wyjątkowa uroczystość - fakt, że dla ich przewodnika raczej już nie bardzo, ale to nie miało znaczenia. Ludzie kiedyś żyli wolniej. Mieli czas na te rytuały. Dziś był przekonany, że sporo osób chciałoby coś takiego przeżyć, żeby się właśnie zatrzymać i spowolnić ten bieg, który toczył ich życia pędem do przodu. Sięgnął po czarkę i powąchał - zgodnie z zaleceniem z zamkniętymi oczami. Różnica nie była drobna - była kolosalna. Rozchylił powieki, spoglądając z fascynacją na ten kolor - rzeczywiście odmienny od poprzedniego. - Zwątpiłem na ile mądre jest próbowanie tego dzieła w postaci herbaty. - Spojrzał na Olivię. - Przyjdzie nam potem wrócić go angielskiej herbaty i jak my ją będziemy pili? - Niby zażartował, ale właściwie to już tego doświadczył. Jak spróbował owoców morza za granicą to teraz prawie nigdy ich nie zamawiał w restauracjach. RE: [20.03.1972] Temporary Love | Olivia & Laurent - Olivia Quirke - 04.12.2023 - Nie mam pojęcia, ale powrót do herbaty w kawiarniach to będzie prawdziwy cios dla naszych kubków smakowych - przyznała z cichym jękiem ni to przerażenia, ni zawodu. Bo właśnie spróbowała herbaty, którą podała jej oburącz kobieta i była, cholera jasna, przepyszna. Gorycz czarnej herbaty była doskonale wyważona, a jaśmin i wiśnia komponowały się ze słodyczą i kwasotą tak, że picie tego małego cuda było prawdziwym doznaniem. Mogło się też, oczywiście, zdarzyć, że cała ta otoczka sprawiła, że herbata wydawała jej się pyszniejsza, ale chyba o to chodziło w tym całym rytuale? Kolejne ruchy były podobne, z tym że wydłużał się czas parzenia kolejnych zalewań. Na koniec kobieta wyciągnęła łyżeczką liście, wyłożyła je na miseczkę i wypowiedziała kilka słów. - Dziękuje herbacie za to, że mogliśmy ją pić. Afirmacja i wdzięczność podczas procesu parzenia i na sam jego koniec są niezwykle ważne - powiedział przewodnik, kłaniając się kobiecie, która zaczęła przekładać puste naczynia na tackę. Po wymianie grzecznościowych ukłonów mogli opuścić herbaciarnię, lecz nim to uczynili: Olivia zakupiła kilka herbat, a także dwie śliczne porcelanowe czarki. Miała odłożone pieniądze mugolskie na takie zakupy, wiedziała bowiem, że nikt jej nie powstrzyma przed kupieniem tego typu pamiątek. Wyszli na zewnątrz, i dopiero wtedy Quirke odetchnęła głęboko. - To było niesamowite! Nie miałam pojęcia o tak wielu rzeczach - powiedziała nieco podniesionym głosem, patrząc na Laurenta. - I w ogóle jak długo to trwa. I ile jest w całym procesie wdzięku i ile rzeczy trzeba zapamiętać. Będę musiała spisać wszystko jak tylko wrócimy do pokojów, nie chcę niczego zapomnieć. To chyba jej nie groziło - jeżeli chodziło o tak "przyziemne" sprawy, to chłonęła wiedzę jak gąbka. Olivia aż podskoczyła z radości. - Gdzie teraz? Minęły chyba z dwie godziny? - spojrzała na przewodnika, który przytaknął. Plus minus dwie - tyle to wszystko trwało. A ona miała wrażenie, jakby przeniosła się w tamtej chwili do jakiejś odległej krainy, w której upływający czas nie miał najmniejszego znaczenia. |