![]() |
[14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Ministerstwo magii (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=17) +--- Wątek: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus (/showthread.php?tid=3866) Strony:
1
2
|
[14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Rodolphus Lestrange - 10.09.2024 14 sierpnia 1972
Gdzieś w podziemiach Ministerstwa Magii To nie było zwykłe pomieszczenie, w którym trzymano podejrzanych lub przesłuchiwano świadków. Jedno z podziemnych pięter Ministerstwa było zagospodarowane właśnie na takie sytuacje. Jeżeli ktokolwiek spodziewał się ciemnych lochów, po których ścianach płynęła woda, a w powietrzu panowała wilgoć, to musiał się nieźle rozczarować. Pomieszczenie, w którym przyszło im się znaleźć, było całkiem normalne. Przypominało po prostu ciemną salę, rozświetloną tuzinami magicznych świec, krążących przy suficie i ścianach. Nie było tu żadnych dodatkowych wygód w postaci foteli czy kanap, znajdowało się tu tylko długie, dość szerokie biurko oraz kilka krzeseł. Na jednej ze ścian wisiała tablica korkowa, na której przyczepiono kilkanaście kartek oraz ruchomych fotografii. Również na blacie stołu znajdowało się kilka teczek, teraz otwartych, przy których znajdowały się różne fotografie, przedstawiające unieruchomioną piątkę czarodziejów, którzy padli ofiarą tego... Dowcipu? Klątwy? Ministerstwo nie wiedziało, lecz przypuszczało to drugie. Dlatego też postanowiono zaangażować w rozwiązanie tej sprawy większe środki. Jednym z nich był oczywiście doświadczony Auror. Drugim - Niewymowny, który w małym palcu miał wszelkie możliwe badania nad ludzkim mózgiem i zachowaniem ludzkim. Trzecim - niezależna konsultantka, którą wskazał Lestrange. Zapewne byłoby tu także więcej osób, gdyby nie inne ważne sprawy, do których należało zaangażować pozostałych. Na ten moment uznano, że trójka ludzi wystarczy. Na stole znajdowało się pięć masek. Leżały spokojnie i niewinnie, jakby to nie one były przyczyną zamieszania, które spowodowało dziwne zachowanie nieobecnych tu ofiar. Zostały one w trybie pilnym przetransportowane najpierw do Munga, a później: Lecznicy Dusz. Rozmowa z nimi nie miała sensu, do czego szybko doszli przesłuchujący ich Brygadziści. Być może będzie trzeba się do nich udać, lecz priorytetem były maski. Pierwsza przypominała dziwną, wykrzywioną twarz jakby zrobioną z kamienia. Druga: uśmiechniętego mężczyznę o fioletowych włosach. Trzecia wyglądem przypominała odrobinę egipską mumię. Czwarta - czaszkę w koronie. I w końcu piąta: jakby została pozszywana z ludzkich skór. Miała pełno łat i szwów. Przy maskach leżała notatka. Wszystkie na początku wyglądały jak maski uśmiechniętej dziewczyny, przy kontakcie ze skórą noszącego - według relacji świadków - zmieniły wygląd na ten obecny. Kolejne notatki były już uporządkowane i to nad nimi stał Lestrange. Przesuwał je i układał w oczekiwaniu na dwójkę pozostałych towarzyszy, którzy mieli zostać tu odprowadzeni przez upoważnione osoby. Milczał, uważnie studiując kolejne fragmenty tej pojebanej układanki. Oczywistym było, że najwięcej czasu poświęcał na te elementy, które dotyczyły nagłej i kompletnej zmiany osobowości noszących. RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Atreus Bulstrode - 11.09.2024 Wciąż był trochę zmęczony po Windermere. Atmosfera tamtego miejsca skutecznie wżarła mu się w skórę i znowu miał koszmary. Sen przychodził ciężko i był równie niespokojny co po wizycie na statku, zbyt zaniepokojony czarnymi smugami aury, które ciągnęły się po krajobrazach które przychodziło mu oglądać po zamknięciu oczu. A do tego dochodziły szepty; te same które sączyły się do ucha, kiedy z Patrickiem na kolanach przegrzebywali te hałdy piachu, w poszukiwaniu czaszki, ale teraz brzmiały gromko chórem, w jakiejś nieznośnej kakofonii nienawiści i żali. I prawdę powiedziawszy, chyba dlatego nie miał nic przeciwko temu, że spędzi dzień zamknięty w piwnicy, przyglądając się jakimś głupim maskom. Te ostatnio wywołały małe zamieszanie, biorąc pod uwagę jak zmuszały swoich nosicieli do sprzecznych z ich naturą zachowań, albo raczej - jak ciężko było je potem z nich zedrzeć. Jedyną faktyczną wadą zajmowania się tą sprawą było tylko to, że ktoś zdecydował się dokooptować mu do tego Niewymownego. Nie ważne, że był to Lestrange, do którego zwyczajnie nic nie miał, ale w jakimś takim pozytywnym aspekcie tej obojętności - co do pracowników Departamentu Tajemnic miał całą listę uwag, skarg i zażaleń. Druga sprawa, która go też trochę gniotła, to ten niezależny konsultant, tak jakby samo Ministerstwo miało za mało własnych jasnowidzów i widmowidzów. No ale mówiło się trudno - to mógł jakoś przeżyć, byle by tylko sprawa popłynęła sprawnie do przodu. I na tego konsultanta też czekał w Atrium, doszedłszy do wniosku, że i tak miał po drodze do tych zatęchłych piwnic, gdzie Rodolphus miał się rozstawić z ich zabawkami I NICZEGO NIE DOTYKAĆ. Bulstrode w wolnym czasie wypalił sobie fajkę, a kiedy dziewczyna ruszyła w jego kierunku jak po sznurku, miał nadzieję że była cholerną boginią trzeciego oka, skoro ktoś w Ministerstwie stwierdził, że da im taką gówniarę z zewnątrz. Potem było jeszcze lepiej, bo gówniara mu powiedziała, że wszystko zaczyna się od pocałunku. Przez moment na serio myślał, że mówiła o sobie, z braku laku nie mogąc wpaść na coś innego, ale potem ruszyła do windy jakby była u siebie, pierdoląc coś o przeznaczeniu. W sumie niekoniecznie jej słuchał, bo wyłuskiwał wtedy z kieszeni kolejnego papierosa, wiedząc już ze to będzie tak cholernie długi dzień. Los prowadzi chętnych i ciągnie za sobą niechętnych, psia jego mać. Dawno nie był tak niechętny do czegokolwiek w tej robocie, ale potem zaczął myśleć i okazjonalnie spoglądać na dziewuchę kątem oka, jak sobie to wszystko w głowie układał, bo ostatnio bardzo często myślał o jednym konkretnym pocałunku, ale takim który nigdy się nie wydarzył. Tym łatwiej mu było na nią zezować, że po zjechaniu do piwnicy ruszyła przodem, prosto do wyznaczonych drzwi i to bez słowa z jego strony. Drzwi zaskrzypiały za Lestrangem i weszli do pomieszczenia, a Atreus zamknął za nimi drzwi, przez moment spoglądając na faceta z zamyśleniem, ale w końcu się odezwał, stwierdzając że i tak nie było sensu się powstrzymywać. - Rodolphus, skąd ty ją kurwa wziąłeś? RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Scylla Greyback - 11.09.2024 Maszerując dziarsko w kierunku windy przeszło jej przez myśl, że mogła go nieco wystraszyć. Stawanie twarzą w twarz z nieuniknionym wprawiało niektórych ludzi w dyskomfort; wyglądało na to, że Bulstrode należał do grona bojaźliwych. A może ten wyraz twarzy nie był znamionami strachu, a zdziwienia? Może nie wiedział, jak głęboko w jego podświadomości wyryta jest ta kobieta, że uczucia, którymi ją darzy odbijają się w błękicie jego oczu? Czy nigdy nie widział się w lustrze? Mogła wieść zachować dla siebie, pozostawić przyszłość niewypowiedzianą, ale przecież nie zmieniłoby to wszem i wobec znanego faktu, że przeznaczeniu nie da się uciec. Choć szczerze mówiąc, nawet gdyby zawczasu poznała jego reakcję, i tak mogłaby nie być w stanie trzymać buzi na kłódkę - kiedy tylko skrzyżowała spojrzenie z Atreusem, jej oczy przestały widzieć teraźniejszość. Korytarze ministerstwa rozmyły się, przepadły w odmętach przeszłości, a przed jej obliczem stała tylko ich dwójka, ten auror i brązowowłosa kobieta. Nawet nie poczuła ruchu własnych warg, kiedy oznajmiła mu początek leżący w pocałunku. Powtórzyła po głosie we własnej głowie niczym marionetka, ze spojrzeniem nieobecnym i pustym. Wyrwała się z wizji dopiero wtedy, kiedy usłyszała swój własny głos. Uśmiechała się mówiąc, że los prowadzi chętnych i ciągnie za sobą niechętnych. Nie miała złych intencji, to nie była przestroga - wiedziała, że jego losem jest ta dziewczyna i jeśli jej na to pozwoli, poprowadzi go do jego przeznaczenia. Drogę windą w dół przebyli w ciszy. Niechybnie była niekomfortowa dla jej towarzysza, dla Scylli nigdy nie było cicho. Szmery i szepty w głowie słyszała zawsze. Nie chciała zbyt wiele mówić do Atreusa, bo wiedziała, że potrzebuje przeprocesować oświadczenie oczywistego sprzed chwili. Mężczyźni bardzo specyficznie podchodzili do pozytywnych emocji. Szła szybko i bez wahania, bo wiedziała, gdzie ma iść. Tym razem nie pomogło jej trzecie oko, po prostu ta pani w recepcji była bardzo rzeczowa i przemiła. Bulstrode się nieco ociągał, ale może to otępienie ich pierwszym starciem. - Hej! To ja! - Zaświergotała wręcz, machając do Rodolphusa. Ucieszyła się na jego widok, a komentarz Atreusa puściła mimo uszu. Albo może po prostu nie odebrała go jako negatywny, bo kontekst tej wypowiedzi zupełnie przeleciał jej nad głową. - Skąd? Jestem z Londynu - odpowiedziała zupełnie szczerze, nie rozumiejąc skądinąd miałaby być. Może powinna dodać, że urodziła się na Ścieżkach? Podeszła, aby przywitać się z Rodolphusem, ale jej uwagę odciągnęły leżące na stole maski. Odruchowo wyciągnęła ku nim palce, chcąc dotknąć tej pozszywanej z ludzkich skór. - A więc to są te rekwizyty siewcy chaosu... - mruknęła bardziej do siebie niż do pozostałych, zatrzymując palce tuż nad powierzchnią przedmiotu. Chyba właśnie ją olśniło i wreszcie dostała kontekst do własnej wizji z przeszłości. Czasem nawet Scylla nie rozumiała, co widzi. Sens swoich objawień często docierał do niej już po szkodzie. RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Rodolphus Lestrange - 11.09.2024 Drgnął, słysząc kroki, które zaraz przemieniły się w dźwięk otwieranych drzwi. Uniósł głowę, zaciskając nieco palce na blacie stołu, nad którym właśnie się pochylał, i wydał z siebie ciche westchnięcie. Atreus, oczywiście że musiał to być Atreus. Czy inni Aurorzy musieli być tak zajęci? Czemu Moody nie mogła tu zawlec na przykład Victorii? Wydawała mu się dużo lepszą kandydatką, bo chociaż osobiście do Bulstrode'a nic personalnie nie miał, tak swojej kuzynce dużo bardziej ufał. A tak musiał znowu się pilnować, podobnie jak ostatnim razem, gdy los zaprowadził ich do Szkocji. - Podrzucili mi ją kiedyś na ganek i tak już została. A co? - wyprostował się i chociaż to był ewidentny żart, tak na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Co innego w tych dziwnych, nienaturalnie szarych oczach, które teraz lśniły od rozbawienia. A może to po prostu światło świec dawało taki efekt? - Scylla, mam wrażenie że minęły całe wieki. Dodał, rozwierając ramiona by na krótką chwilę zamknąć kobietę w krótkim, acz mocnym uścisku. Panie i panowie, albo to był wyuczony odruch, albo Lestrange naprawdę lubił tę dziwaczkę, która paplała Atreusowi o jakichś babach i przeznaczeniu. - Nie dotykaj - powinien pamiętać, że jak raz złapało się tę dziewczynę w ramiona, to nie powinno się jej z nich wypuszczać. Odruchowo chciał chwycić za dłoń panny Greyback, kręcąc głową, jakby chciał powiedzieć "nie". Na szczęście pod tą czupryną tliła się iskierka rozsądku i jakiegoś instynktu samozachowawczego, skoro kobieta postanowiła nie dotykać masek. - Pretensje miej do... Nie wiem. Za mało wam płacą, Bulstrode, że trzeba ściągać ludzi z zewnątrz? Zapytał uprzejmie Aurora, siląc się nawet na lekki uśmiech. Nie miał pojęcia ile tam zarabiali, w sumie to nie do końca wiedział ile on sam zarabiał, bo jego stary był wystarczająco bogaty, by Lestrange mógł mieć kwestię swoich zarobków w dupie. - Tak. Zostały dostarczone dzisiaj rano, gdy tylko udało się je ściągnąć z twarzy tej piątki - odpowiedział na niewypowiedziane pytanie, sięgając do jednego ze zdjęć wiszącego na tablicy. Przesunął teczki na bok, a sam ułożył zdjęcia w tylko sobie znanej kolejności i kiwnął na Atreusa, by ten podszedł i na nie zerknął. - Wszystkie zostały rozdane tego samego dnia, czyli 12 sierpnia, dwa dni temu. Niemal od razu wtopiły się w skórę noszących i sprawiły, że zmienili swoje zachowanie o 180 stopni. Nie musiał im tłumaczyć wszystkiego od początku, bo wszystko było zapisane. Stuknął paznokciem w jedną z kartek, na której było streszczenie sytuacji. Cała piątka była czarodziejami, półkrwi. Rodziny średnio zamożne, ale nie biedne. Mało znane, przypadkowe nazwiska. Dwie kobiety i trójka mężczyzn. Kobiety z dobrego domu, zamężne, zaczęły się oddawać na ulicy - dosłownie na ulicy. Jeden z mężczyzn niemal zabił gołymi rękami przypadkową osobę. Kolejna dwójka po prostu wszczynała burdy i była agresywna, a także próbowali przeprowadzić napad na przypadkowy sklep. Każda z tych osób działała w innej części Anglii, niezależnie od siebie. - Mamy się dowiedzieć co im zrobiły te maski, a potem złapać osobę, która je stworzyła. Być może jest ich więcej, tego nie wiemy. Z ofiarami nie mamy jak porozmawiać, leżą w Lecznicy Dusz. Każdy z nich powtarza jedno słowo i nie ma z nimi kontaktu. Rodolphus przesunął się, by pozostała dwójka mogła zajrzeć do teczek, a sam sięgnął po notatkę sporządzoną swoim pismem. Słowa, które były zapisane na notatce, brzmiały tak: Najstarsze. Wojna. Bóg. Ratusz. Rzymianie. RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Atreus Bulstrode - 12.09.2024 To nawet nie było tak, że on jakoś konkretnie miał coś przeciwko losowi, który szarpał go w odpowiednim kierunku, albo że ktoś mu zdradzał jego tajniki. Bardziej chodziło o sposób w jaki to dowiozła i się tego absolutnie nie spodziewał. Jasnowidzowie z zasady byli nawiedzeni, ale czasem trafiał się pierdolnięty wśród pierdolniętych no i Scylla wydawała mu się takim oto egzemplarzem. Oprócz tego to się wydawała całkiem dobra dziewczyna. No może trochę opóźniona, szczególnie kiedy na pytanie skąd, to mu odpowiedziała że z Londynu jest, a na to Bulstrode wzniósł oczy na Rodophusa z niemym pytaniem czy ty to kurwa słyszysz? Ale widocznie Lestrange to zrobił specjalnie, bo jak się z dziewuchą zaczął tutaj na środku pokoju tulić, to Atreus już wiedział że ta cała walka o sprawiedliwość i poczytalność jest przegrana. - Co to, piesek żeby ją ktoś podrzucał? - zapytał odrobinę tylko zdegustowany, czując że jedna paczka papierosów to mu na dzisiaj nie wystarczy, bo właśnie łapał za kolejnego, jakby bez tego miał zaraz zejść. - Nam? - nachmurzył się. - Ostatni raz kiedy sprawdzałem to pizdookie wrony są specjalnością Departamentu Tajemnic. Może powinienem Gregory'ego zapytać czy wam jakieś fundusze ucięli albo może czy postanowiliście przeprowadzić eksperymenty na jasnowidzach i niechcący ich wszystkich oślepiliście - rzucił, ni to wciąż nie w sosie, ni to ze złośliwym uśmiechem wymalowanym na twarzy, a potem się zaciągnął i zrobiło mu się z miejsca lepiej. Niemniej jednak, zaraz sam podszedł do stołu, ściągając marynarkę munduru, by rzucić ją na oparcie jednego z krzeseł. - Co im zrobiły? Narzuciły wolę twórcy, pewnie jakimś parszywym zauroczeniem. Koniec sprawy - mruknął, ale przez moment przyglądał się wykrzywionym twarzom. - Dobra to zacznijmy może od tego która maska była na kim i jaki miała efekt - zarządził, ni to kierując te słowa do kolegi, ni to łapiąc za którąś teczkę i w niej próbując znaleźć notatki na ten temat. Łypnął też kontrolnie na Scyllę, czy dalej niczego nie dotykała, a w przypływie weny, trochę czekając na to że Lestrange się poczuje i zacznie sam mówić, spojrzał na te maski o wiele uważniej. Trzecim okiem. percepcja na aurowidzenie [roll=Z] [roll=Z] RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Scylla Greyback - 13.09.2024 Wpadła rozochocona w ramiona Lestrange'a i wtuliła się równie mocno, lecz radość została ucięta gwałtownie, gdy usłyszała komentarz o byciu pieskiem. Całe dzieciństwo spędziła na próbach stania się takim, wbrew i podług własnej woli. Scylla odsunęła się od Rodolphusa z nietęgą miną, po twarzy wędrowało wiele emocji, ale kiedy odwróciła się do Atreusa, na buzi Greybackówny gościł już tylko niepokojący spokój. - Bacz na słowa, aurorze, bo nie chcesz mieć wroga w kimś, kto widział twoją przyszłość - mówiąc to, uniosła ostrzegawczo palec wskazujący, ale ruchy miała tak powolne i metodyczne, że naprawdę bardziej brzmiało to jak wykalkulowane ostrzeżenie niż jakakolwiek groźba. Scylla niewiele wiedziała o tym, co czeka Bulstrode'a i nie zależało jej, aby się dowiedzieć. Nie zamierzała po powrocie patrzeć w głąb kryształowej kuli, by doszukiwać się tam jego marnego końca. Nie zmieniało to jednak faktu, że czasem należało ubarwić rzeczywistość i nieco zdeformować fakty. Choćby po to, żeby następnym razem się zastanowił, kiedy skieruje ku niej psi epitet. Odwróciła się z powrotem do Rodolphusa, uśmiechając się promieniście, jakby wcale nic przed chwilą nie zaszło. Do Niewymownego nie miała przecież żadnych animozji, wręcz przeciwnie - ceniła, że za czasów szkolnych stawał w jej obronie i utwierdzał w przekonaniu, że nic złego nie zrobiła, kiedy obrywała nieprzychylnymi komentarzami od szlam. Zawsze był czarujący, zawsze miły i szarmancki. Mogła być podrzucana na jego ganek każdego ranka, jeśli już zawsze miał traktować ją w taki sposób. - Możliwe, ja już dawno straciłam rachubę czasu - zaśmiała się; nawet jeśli minęły wieki, Scylla ich nie odczuła. Nadal wydawali się tacy sami, jakby nie zmieniło się nic. - Jak się miewasz? I gdzie moja nagroda? Ach, nie, przepraszam - urwała, by się szybko zreflektować. - Prezent? - Po swoich słowach mrugnęła jednym okiem do Lestrange'a. Przy osobach, w których widziała przyjaciół, potrafiła nie być na chwilę niezręczną. Kiedy panowie zaczęli wymieniać się nieprzyjemnościami, przestała ich słuchać. Wodziła jedynie wzrokiem po maskach i pobieżnie czytała notatki. Nie miała wpływu na to, jak budżetem dysponowało Ministerstwo, więc się tym zupełnie nie interesowała. Słaba była z interpretowania cudzych wypowiedzi, ale tym razem była akurat pewna, że nie darzą się szczególną sympatią. Oczywiście istniała szansa, że to były tylko przyjacielskie przepychanki, ale przez te dwie dekady z życia z hakiem zdążyła zauważyć, że po takim sarkazmie prędzej czy później następuje przyjazny śmiech. Między tą dwójką taki się nie pojawił. Wróciła do zwracania uwagi dopiero wtedy, gdy zajęli się maskami. Atreus bardzo szybko podsumował sprawę, ale miała przeczucie, że nie do końca miał rację. Sprawa wyglądała jak zagmatwana zagadka, jakby ten siewca chaosu, o którym wczoraj śniła, miał większy plan niż nałożenie uroku na bogu ducha winnych ludzi. Musiał mieć jakieś modus operandi, jakiś głębszy cel w tym wszystkim. - Zmienili zupełnie swoje zachowanie, czy może nowa maska zastąpiła tę codzienną, w wyniku czego ukazali światu swą prawdziwą naturę? - Rzuciła luźną myśl w eter, która, choć była pytaniem, nie musiała otrzymać odpowiedzi już teraz. Scylla jedynie zgadywała, proponowała możliwe rozwiązania. Zastanawiała się, czemu domyślnie maski przedstawiały oblicze kobiety, a po stycznością z drugim człowiekiem zamieniały się w coś, co przypominało rekwizyt lub część kostiumu z teatru Selwynów. Nie sądziła, że to tylko śmieszny element psikusa. Miała wrażenie, że podobieństwo każdej maski jest ściśle związane z naturą tego, co uczyniła danej ofierze. Nie mogąc jednak dotknąć masek, nie była w stanie nic więcej z nich wyciągnąć. Odeszła więc od nich i zajrzała na ręce Rodolphusa, który trzymał swoją notatkę. Słowo Rzymianie w kontekście tej sprawy przywołało jej coś na myśl. - Maski przodków - odezwała się nagle, ale sama poczuła, że bez kontekstu brzmiała bezsensownie. - Rzymianie wykonywali maski pośmiertne, odlewy z wosku i gipsu. Może to jakaś wskazówka? - Dodała, wskazując na odpowiadające jej myśli słowo na kartce. RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Rodolphus Lestrange - 13.09.2024 Na słowa Atreusa o piesku ściągnął brwi w grymasie niezadowolenia. W zasadzie to Lestrange rzadko kiedy pokazywał, że wbrew pozorom miał niezwykle plastyczną twarz i potrafił normalnie się uśmiechać, okazywać niezadowolenie czy gniew. Teraz jednak, gdy Bulstrode trafił w czuły punkt Scylli - a nie trzeba było być alfą i omegą, żeby wiedzieć że to jej czuły punkt - na chwilę zrzucił tę maskę prowizorycznej pogardy i obojętności. Zapomniał nawet odpowiedzieć, że nie do końca dobrze sformułował swoje myśli w sprawie jasnowidzów, ale to już po ptakach. Był zły, zacisnął nawet dłonie w pięści, rzucając mężczyźnie ostrzegawcze spojrzenie. Jebać jasnowidzów, oślepianie ich i fakt, że sporo z nich poleciało za Aurorami... Po cośtam. - Uważaj na słowa, Bulstrode, albo zmażę ci ten uśmiech z gęby - syknął śmiertelnie poważnie. Nie to, żeby był gotowy się bić o godność Greybackówny czy coś w tym stylu, ale przecież nie pozwoli jej obrażać, gdy ta stała obok, prawda? Generalnie to to niezbyt pasowało do wizerunku Rodolphusa, który przez te lata pracy w Ministerstwie dał się poznać jako chłodny i zdystansowany. Owszem, bywał złośliwy i wtedy wyłaził na wierzch jego prawdziwy, szczenięcy wiek, lecz były to sytuacje niezwykle rzadkie. Najwyraźniej Atreus swoim komentarzem sprawił, że jakaś męska, gówniarska duma kazała mu się odezwać i bronić honoru Scylli nawet pomimo potencjalnej kosy z osobą, z którą nie tylko wcześniej współpracował, ale i miał współpracować w tej chwili, przy tej sprawie. - Bywało lepiej. Mruknął, na chwilę przenosząc wzrok na dziewczynę. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po niewielki pakunek. Niemalże wcisnął go w dłonie dziewczyny, jakby chciał się pozbyć tego, co było w środku. A w środku, jeżeli ta zdecydowała się zerknąć i odwinąć szary papier, przewiązany krwistoczerwoną kokardą, znajdowało się idealnie równe, okrągłe ciastko, jedno z ulubionych Scylli. Oraz woreczek, cóż - trochę ubrudzony okruszkami, ale chroniący cienką bransoletkę z doczepioną celebrytką w kształcie runy szczęścia. Lestrange jeszcze posłał Atreusowi spojrzenie, mówiące tylko skomentuj to, co zaszło, a wepchnę ci to ciastko do gardła, ale nie odezwał się. Ponownie zawisł nad stolikiem. - Dobre pytanie, Scyllo - powiedział, sięgając po jeden z pergaminów. Przesunął go w kierunku kobiety. Na karcie znajdowało się jego pismo. - Z tego co koledzy naszego szanownego Aurora zdążyli się dowiedzieć od rodzin ofiar, nigdy nie przejawiały one takich zachowań. Oczywiście mogą kłamać, ale jest to wątpliwe. Pytali nie tylko rodziców, ale także rodzeństwo i najbliższe otoczenie, również z dzieciństwa. Nie potrafiliby tak długo kryć swoich prawdziwych zapędów, ktoś by wiedział, że tkwi w nich coś zupełnie innego, inna osobowość. Sam się nad tym głowił już od rana, gdy tylko dostał do rąk własnych raport. Gdzieśtam leżał na stole, pewnie mogliby po niego sięgnąć, ale nie podsuwał im go, bo sam przeczytał wszystko od deski do deski. I nie doszedł do innych wniosków niż te Atreusowe. Bulstrode spojrzał swoim trzecim okiem na maski, lecz niestety - jego dar pozwalał na odczytywanie kolorów aur i interpretowania je, by zbierać informacje o otaczających go osobach. Maski jednak były... Maskami. Nie były żywymi osobami, a chociaż wibrowały od negatywnej energii, to żadna z nich nie była osobą. Rozczarowujące. - Dwie kobiety zaczęły zachowywać się jak pospolite dziwki - odpowiedział na pytanie Atreusa, wzdychając, że ten nie może po prostu zerknąć do notatek. Świat byłby o wiele prostszy, gdyby ludzie czytali, co się im podsuwa pod nos. - Zamężne. Wierne, oddane, tak przynajmniej mówią. To te dwie. Wskazał palcem na dwie maski: uśmiechnięty mężczyzna o fioletowych włosach oraz ta pozszywana z ludzkich skór. To znaczy "ludzkich" - mimo że to wszystko trąciło czymś obrzydliwym, to wykluczono by była to maska z człowieka. Raczej ktoś wygarbował i upozorował tę skórę na jasną, ludzką. - Ten, który zaatakował przypadkowego przechodnia, miał tę - tu skinął głową w stronę maski przypominającej czaszkę w koronie. - A te wywołały ten sam efekt, czyli po prostu szarpanie się, kłótnie i próba kradzieży. Bezczelnej, w biały dzień. Pokazał kolejno na egipską mumię oraz "kamienną". Na słowa dziewczyny zerknął przed siebie, utkwił wzrok w płomieniach świec. Nie znał się za bardzo na mugolskiej mitologii, ale przeplatała się ona dość mocno z tą magiczną. - Jeżeli znowu mamy do czynienia z nekromancją... - westchnął, kierując wzrok na Atreusa. Już jednego gnoja załatwili, po cholerę im był kolejny? -Najstarsze. Wojna. Bóg. Ratusz. Rzymianie. Powtórzył na głos, każde słowo wypowiadając powoli i z zastanowieniem. - Najstarsze i Rzymianie pasuje do siebie, jeżeli weźmiemy pod uwagę starożytność. Wojna i Ratusz... Został zniszczony podczas którejś wojny? Naszej czy mugolskiej? I który bóg? - trochę mu się to nie kleiło, a przecież mogli dywagować nad tym przez najbliższe miesiące. Spojrzał na Atreusa, a następnie na Scyllę. - Żadne z was nie zna sztuczek, które by mogły jakkolwiek naprowadzić nas na osobę, która stworzyła te maski inaczej niż domyślając się? - wyciągnął różdżkę i postukał nią o blat stolika. Liczył, że któreś z nich go zaskoczy, zamiast rzucania prostych zaklęć lokalizujących, które szły wyjątkowo opornie w przypadku tych masek. - Proste zaklęcia nie zdały egzaminu. Nikt nie starał się rozpraszać tego, co je otacza, żeby w razie czego nie stracić tropu magii. Ale możemy spróbować jeszcze raz. RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Atreus Bulstrode - 18.09.2024 Rzeczony auror uniósł delikatnie brew ku górze, ale nie wyglądał zbytnio na ostrzeżonego - co najwyżej bardziej zirytowanego, bo nie będzie mu tutaj przemądrzała gówniara grozić. Prychnął, patrząc na nią zupełnie tak samo i kopiując to jak podniosła tego palucha. Może i na kimś innym Scylla zrobiłaby wrażenie, ale Bulstrode mógł jej co najwyżej nasikać do butów i zapytać, czy to też przewidziała. Znaczy, metaforycznie. Ale kiedy się odwróciła, ten wyciągnięty wskazujący palec płynnie zmienił się w środkowy, ładnie pokazujący jej plecom co właściwie myśli na ten temat. Ale gdzieś w tej irytacji była satysfakcja, bo nie umknęło jego uwadze, że najwyraźniej nacisnął odpowiedni guzik, znajdując coś co dziewczynę definitywnie drażniło. Definitywnie zostawi to sobie na potem. Zignorował w sumie tę wymianę zdań Greyback i Lestrange'a, bo absolutnie go to ich ćwierkanie nie obchodziło. O wiele bardziej go zawiodło, że na maskach nic nie było widać. Może i aurowidzenie działało przede wszystkim na ludziach, ale były takie miejsca i rzeczy, które posiadały własne barwne halo. Windermere było tego wspaniałym przykładem. Nawet ten cholerny statek. Wszystko sprowadzało się w obu przypadkach do tego, że wisiały nad nimi potężne zaklęcia, ale wciąż - zabarwiały otoczenie. - Czaję, czyli bezpośrednie powiązanie wyglądu maski z jej działaniem nie ma sensu - rzucił, w odpowiedzi na kolejne słowa Rodolphusa, kiedy ten opisywał działanie i dopasowywał je do odpowiednich masek. - Szkoda, to by wiele ułatwiło. Jeśli mielibyśmy do czynienia z nekromancją, to maski gromadziłyby najpewniej energię tych osób albo chociaż jakoś przekształcały. Energię życiową, mam na myśli - a nie coś tak ulotnego jak emocje. Pomyślał nawet o tym, że maski, jeśli nekromantyczne, mogły robić za jakiegoś rodzaju baterię, którą potem ich twórca mógłby zebrać, ale tu pojawiał się problem bo przedmioty leżały teraz przed nimi, w Ministerstwie, więc o zabraniu ich nie było mowy. - Jeśli głupie zaklęcia nie działają, to jest od tego przecież wahadełko - spojrzał to na jedno, to na drugie. - Skoro nie zostały rozproszone, to wciąż noszą w sobie ślady magii autora, można próbować lokalizować je właśnie dzięki temu. Potrzebowalibyśmy do tego mapy, wahadełka, no i wróżbity, ale zakładam ze to mamy - zerknął przelotnie na Scyllę. - Trzeba by tylko ustalić w którą stronę to tak, a w którą nie i może by coś z tego wyszło. Chociaż, skoro próbowali to ściągnąć z ludzi to chyba pierwszym odruchem jest rzucenie zaklęcia rozpraszającego, jeśli po tym wciąż się trzymały to muszą być silnie nasycone magią. Na pewno nie ma na tym żadnych run? RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Scylla Greyback - 20.09.2024 Mimo że zareagowała dosyć bezpardonowo, a Rodolphus zawtórował jej jeszcze ostrzej, Scylla zerknęła na Atreusa z wyrazem uprzejmej obojętności, który wydawał się wcale nie odpowiadać na jego irytację. Choć doskonale zauważyła, jak unosi palec i przedrzeźniwszy ją przekazuje swoją bezgłośną opinię, jej uwaga szybko zniknęła w zupełnie innym kierunku. Gdy tylko Rodolphus podał jej pakunek, oczy Scylli rozjaśniły się. Natychmiast straciła zainteresowanie resztą rozmowy, skupiając się całkowicie na tym, co teraz dla niej miało znaczenie - na bransoletce. Środkowy palec mógł sobie wsadzić tam, gdzie mu słońce nie doświecało. - Dziękuję - rzuciła jeszcze, nawiązując po raz ostatni kontakt wzrokowy z Lestrangem na kilka kolejnych długich chwil. Z delikatnością, której normalnie by się po niej nie spodziewano, przesunęła palcami po zimnym metalu. Na chwilę odcięła się od rzeczywistości, zapominając o maskach, nekromancji i całej tej sytuacji. Jej wzrok stał się nieco nieobecny, jakby właśnie zakładanie bransoletki było czymś mistycznym, co wymagało pełnej koncentracji. - Fajnie - mruknęła, kiedy usłyszała jakiekolwiek dźwięki dookoła, ale było jasne, że mówi to raczej odruchowo, nie rozumiejąc nawet, na co odpowiada. Gdyby rozumiała, raczej użyłaby innego słowa - żeby określić fajnym dwie kobiety zachowujące się jak dziwki, trzeba być albo cynikiem, albo okrutnikiem, a Scylli daleko było do obydwu. Z cichym trzaskiem zapięcia bransoletka znalazła swoje miejsce na jej nadgarstku, a Scylla w końcu podniosła wzrok, jakby wracając z dalekiej podróży. Przez dłuższą chwilę patrzyła na Atreusa i Rodolphusa, próbując odczytać kontekst rozmowy, którą całkowicie przegapiła. - Mars - stwierdziła nagle, zupełnie pomijając kwestię kobiet zachowujących się nieprzyzwoicie i mężczyzn przeobrażających się w złodziei. - Bogiem może być Mars. Patron wojny i konfliktu. Choć maski nie do końca pasują mi do Rzymu, to była raczej domena teatru greckiego... - wymamrotała, przechylając głowę i przyglądając się dowodom zbrodni, jakby miała znaleźć w nich jakieś bezpośrednie powiązanie do jednej lub drugiej kultury antycznej. Wiedziała sporo na ten temat, bo chcąc poznać genezę swojego imienia, wertowała mitologię i antyczne dzieła jak natchniona, gdy była dzieckiem. Choć nadal nie rozumiała ironii nazwania jej Scyllą, morskim potworem, z którego wyrastało sześć dzikich psów, cała reszta treści była jej znajoma. Aczkolwiek w kwestii ratusza nie dzwoniło jej w żadnym kościele. - Wahadełko? Chyba jakieś przy sobie mam - oznajmiła, po czym zanurkowała dłonią w małej torebce, którą miała przewieszoną przez ramię. Po paru chwilach uporczywego grzebania w końcu doszukała się srebrnego łańcuszka z ciężarkiem u końca. Wyciągnęła przed siebie najpierw zaciśniętą pięść, a potem rozluźniła palce, by następnie wypadło z nich zawieszone między jej palcami wahadełko. Stała tam teraz przed nimi z rozbrajającym uśmiechem i pozwoliła zawieszce dyndać na boki frywolnie, wyglądając na dumną ze swojej zdobyczy. - Tylko czy mamy mapę? - Zapytała z nadzieją w głosie, poważniejąc na twarzy, bo tego akurat ze sobą nie zabrała. RE: [14.08.1972] Przeklęte Maski | Atreus, Scylla, Rodolphus - Rodolphus Lestrange - 26.09.2024 Tego środkowego palucha nie skomentował, chociaż wydawało się, że kącik ust Rodolphusa drgnął na ten niewybredny gest. I to nie w dół, by wykrzywić brzydko jego twarz w grymasie niezadowolenia. Starał się nad sobą panować, w końcu Atreus był Aurorem i był jego - chcąc nie chcąc - współpracownikiem, więc zamiast prychnąć z rozbawieniem, po prostu odchrząknął, by ten dźwięk zamaskować. - Być może są, ale nikt nie zaprzątał sobie głowy, by je sprawdzać. Raczej ich nie dotykali - odpowiedział Atreusowi, marszcząc brwi. On również nie chciał ich dotykać, zanim nie przyszła tu ta dwójka. Być może Bulstrode miał rację i w środku znajdowały się runy? Lestrange przyjrzał się maskom. Nie wyglądały na cienkie jak kartka papieru. On sam nie znał się na runach, ale z tego co pamiętał z Hogwartu, to można je było nakładać nie tylko na kamień, ale też na ten przykład na drewno. Jeżeli w środku maski znajdowała się odpowiednio gruba skóra, to może...? Drgnął jednak na skojarzenie Scylli. Zerknął w jej kierunku nieco zaskoczony tokiem jej rozumowania, lecz w oczach błysnęła duma. Niemalże braterska, chociaż przecież nie tylko nie byli rodziną, ale również jej rodzina mocno zalazła za skórę jego mentorowi. I chociaż nie żywił do kobiety żadnych głębszych, ciepłych uczuć, to nie mógł odmówić jej rozumkowi pokrętnej logiki, która zdawała się być klejem wśród z pozoru niepasujących do siebie puzzli. - Mars... W Starożytnej Grecji Ares - powiedział, sięgając pamięcią do mitologii, częściowo wspólnej dla mugoli i czarodziejów. - Rzymianie przejęli grecką kulturę w starożytności. Dodał, ale na tym jego wiedza się kończyła. Pamięć lizała wspomnienia z historii magii, ale nie poświęcano bogom mugolskim wiele uwagi na tamtych zajęciach, a on sam nigdy nie czuł potrzeby, by się dowiedzieć więcej na własną rękę. Jeszcze czego. - Mapę... - oczywiście że nie mieli tu żadnej mapy. Westchnął ciężko i spojrzał na Atreusa, a potem przesunął wzrok na Scyllę. - Nie dotykajcie tego gołą ręką. Spróbuj może obrócić którąś zaklęciem? Za chwilę wrócę z mapą. Rodolphus opuścił pomieszczenie, zostawiając tę dwójkę samych sobie. Poszedł po tę cholerną mapę, skoro była potrzebna. W tym czasie Atreus mógł albo bawić się w pokazywanie kobiecie fakersów, albo spróbować zaklęciem podnieść i obejrzeć maskę. Wątpił, żeby był na tyle głupi, by pchał tam palce. Ba, sądził nawet, że jest na tyle rozsądny, że przypilnuje ich wieszczki, by ta nie pacała łapą tam, gdzie nie powinna. Zdobycie mapy nie zajęło mu więcej niż kwadrans. Gdy wrócił do pomieszczenia, nieco obawiał się co w nim zastanie, ale jeżeli wszystko było w porządku, podał mapę Anglii Scylli. |