![]() |
[13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena poboczna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=6) +--- Dział: Little Hangleton (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=24) +---- Dział: Las Wisielców (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=32) +---- Wątek: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree (/showthread.php?tid=3891) Strony:
1
2
|
[13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scarlett Mulciber - 14.09.2024 Blade światło księżyca, które nieporadnie starało się przedrzeć chociażby najdrobniejszy kosmyk światła, nie miało szans w starciu z gęstymi koronami drzew. Mrok, otulony głuchą, niepokojącą ciszą. Zewsząd ani jednej żywej istoty, a jedynie niemy krzyk dusz, objawiający się w szeleście liści, czy skrzypnięciach drzew. Piękno w czystej postaci. Mulciber zaciągnęła się ciężkim, wilgotnym powietrzem, stawiając kroki na obranej przez siebie ścieżce. Zauroczona krajobrazem śmierci i rozpaczy, wodziła spojrzeniem po cmentarzysku. Jej wzrok na moment zastygł na jednym punkcie, a w jasnych tęczówkach odbił się element, który z pewnością nie pasował do leśnego otoczenia. Wyciągnęła przed siebie rękę, opuszkiem palców prawej dłoni delikatnie dotykając czerwonej nici. Nitka swoją podróż rozpoczynała przy ów drzewie, będąc przywiązana do jednej z gałęzi, ciągnąc swój długi ogon w głąb lasu. Co znajdowało się na drugim końcu? Z pewnością śmierć. Pracując z umarłymi spotykała się z tego typu praktykami wśród dusz samobójców. Z każdą tego typu nitką wiązała się inna historia i bagaż emocji - niepewność swojej decyzji, nadzieja na odnalezieniu ciała i pochówek - wszystkie te historie łączyło jedno, a była to śmierć. Z jej przemyśleń wyrwał ją głośny, dobrze jej znany jazgot. Dźwięk odbił się echem od drzew, zaraz pozwalając się pochłonąć martwej ciszy. -Stolven -mruknęła nijako oburzona, kierując spojrzenie na jastrzębia siedzącego na jej ramieniu. Wyciągnęła rękę, a ptak przeskoczył na skórzany przedramiennik -Ha litt respekt - mruknęła, unosząc drugą dłoń, aby pieszczotliwie podrapać szyje drapieżnika.(tł.“Trochę szacunku”) -Śmierć lubi ciszę…- dodała szeptem, ruszając w dalszą wędrówkę. Mijając pojedyncze porzucone przedmioty, rozmarzyła się na temat tragicznych historii jakie dane byłoby jej poznać przy obrzędach. Martwi byli znacznie ciekawsi od żywych. Dojrzawszy świetną łunę, zmrużyła podejrzliwie ślepia. Pozbawiając siebie dostępu do światła, ruszyła żywo zaintrygowana za oddalonym blaskiem. Jak nawiedzonym trzeba być, aby w środku nocy zapuścić się do lasu wisielców? - pomyślała. Odpowiedź na to pytanie była niezwykle nurtująca. Nie czuła strachu, mimo iż spodziewała się ujrzeć próbę ukrycia ciała, bądź samobójcę. Jakież było jej zdziwienie, gdy jej oczom zamiast rosłego mężczyzny, ukazała się drobna dziewczyna. Stojąc w mroku, przez dłuższą chwilę obserwowała damską sylwetkę. Nie przypominała samobójcy, ani mordercy - chociaż to drugie poddawała w słuszną wątpliwość. Te niewinne z pozoru istoty, zwykle były tymi najbardziej okrutnymi. Znała to z autopsji. Niemniej jednak nie sposób było ująć jej urody, która teraz, otoczona leśnym krajobrazem, dodawała jej surrealizmu. Jak gdyby brunetka była jedynie snem, zjawą, lub odrealnioną mistyczną istotą. Zupełnie nierealna w swoim uroku, całkiem nieprawdziwa. -Jeśli za chwilę miałabyś umrzeć i mogłabyś mieć tylko jedną osobę, która trzymałaby Cię za rękę - zaczęła, wyłaniając się z mroku, tym samym przechodząc obok dziewczyny, aby zasiąść na pniu nieopodal - Kto by to był.. i dlaczego? -zapytała, przypatrują się dziewczynie. Nie była fanem banalnych powitań, niemniej jednak żywiła nadzieję, że jej rozmówczyni nie ucieknie. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scylla Greyback - 15.09.2024 Mrok Lasu Wisielców otulał Scyllę niczym ciężki, zimny całun. Nigdy dotąd tutaj się nie szwędała, ale znała to miejsce z wizji - obrazów przesyconych szeptami umarłych, które wielokrotnie nawiedzały jej sny. Tym razem to nie było tylko widzenie. Wiedziała, że tu spotka kogoś, kto może zmienić bieg wydarzeń, choć nie wiedziała jak. Zostawiła za sobą wszystkie lęki i wyruszyła w głąb lasu, prowadzona nieomylnym przeczuciem. Każdy krok na ścieżce odbijał się głuchym echem w martwej ciszy. Tylko odległe, niewyraźne odgłosy liści, których szelest przypominał szept cieni. Scylla szła, nie zważając na to, co może czekać na końcu tej drogi. Noc otulała ją swoją tajemnicą, a zimny powiew powietrza przypominał o śmierci, która tutaj czaiła się za każdym drzewem. Nagle z ciemności wyłoniła się postać. Blade światło księżyca ledwo zarysowało kontury nieznajomej kobiety, a jednak coś w jej obecności zdawało się tak znajome. Scylla przyglądała się jej uważnie, niemal przeczuwając, że to ona była celem tej wędrówki. Mimo mrocznego otoczenia nie czuła lęku, a raczej dziwną fascynację. Kobieta miała w sobie coś, co przyciągało - aurę śmierci, lecz również tajemnicy. Scylla zbliżyła się, a wtedy nieznajoma zadała pytanie. Głos, choć cichy, odbił się echem w jej umyśle: „Jeśli za chwilę miałabyś umrzeć i mogłabyś mieć tylko jedną osobę, która trzymałaby Cię za rękę, kto by to był... i dlaczego?” Czas na chwilę się zatrzymał. Scylla spojrzała na kobietę, w jej oczach odbijała się cisza, która zdawała się wypełniać las. Nie była to zwyczajna ciekawość, bardziej jakby nieznajoma znała odpowiedź już wcześniej, ale chciała, by Scylla sama to wyznała. Scylla uniosła głowę, jej oczy, ciemne i przenikliwe, spoglądały w dal, jakby szukały odpowiedzi w ciemności między drzewami. Czuła zimno, które powoli zaczynało wpełzać do jej kości, ale to było coś więcej. To pytanie dotknęło jej głęboko, choć wiedziała, że odpowiedź jest prosta. - Nie ma tutaj nikogo oprócz nas - odpowiedziała w końcu, jej głos ledwie słyszalny, niczym szept niesiony przez wiatr. - Martwi nie ujmą mojej dłoni, więc gdyby to miało nastąpić za chwilę, musiałabyś to być ty. - Przerwała na moment, spoglądając na nieznajomą, jakby chciała odczytać jej intencje. Przechyliła głowę, a wiatr na moment uniósł jej włosy i przysłonił drobną twarz. - Ale to nie będziesz ty, moja droga, choć masz doświadczenie w prowadzeniu dusz za rękę - odezwała się ponownie, uśmiechając się enigmatycznie. Skąd wiedziała? Można powiedzieć, że to przeczucie. - Widziałam już swoją śmierć i będzie to podróż, którą odbędę sama. - W lesie zapanowała głucha cisza. Słowa Scylli, choć wypowiedziane spokojnie, miały w sobie ciężar ostateczności. Stała teraz nieruchomo, czekając, co przyniesie ta noc, co przyniesie to spotkanie, wiedząc, że to dopiero początek. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scarlett Mulciber - 16.09.2024 Jej odpowiedź była zdumiewająca, zupełnie inna od tych jakie przyszło jej zazwyczaj słyszeć. Mniej oderwana, a bardziej trzeźwa. Jej jasne lica rozświetlił delikatny koci uśmiech. Wiedziała kim była. Skąd? Było to doprawdy intrygujące. Chociaż jakby się nad tym zastanowić cała postać nieznajomej zdawała się intrygować. -Widziałaś... -powtórzyła, przypatrując się dziewczynie. Zainteresowanie drobną istotą wzrosło. Dotychczas osoby, które widziały swoją własną śmierć nie należały do żywych. Były martwe. Czy ona również była? Czy właśnie rozmawiała z duchem? Zjawą, która zwabiła ją w to miejsce. A może znowu się czegoś naćpałaś, Scar? nie, przecież od dłuższego czasu była czysta. -Sama... - zsunęła się z kłody, aby oprzeć się o nią plecami - Mądrze powiedziane. Prawda jest taka, że moja dłoń i tak w niczym by nie pomogła. Ani moja, ani żadna inna... - spojrzała na nią, skinęła głową na miejsce obok - przysiądziesz się? Niezależnie od jej odpowiedzi, Scarlett kontynuowała swój monolog. -Śmiertelni łudzą się, że trzymanie kogoś za dłoń pomaga. Ale to nie prawda. Możesz być otoczona tłumem, a i tak będziesz kurewsko samotna, gdy śmierć po Ciebie przyjdzie - przymknęła ślepia- Jakby wszyscy byli... za szkłem. Sięgnęła po papierośnice, wydobywając z jej środka papierosa, którego wsunęła do ust. Wyciągnęła papierośnice w jej kierunku -Skoro śmierć swoją już widziałaś, to ci nie zaszkodzi - wyznała z szelmowskim uśmiechem, wyciągając zapalniczkę na benzynę. -Bolało? -zagaiła, odpalając papierosa. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scylla Greyback - 19.09.2024 Scylla nie była duchem, choć zachowywała się tak, jakby setki zagubionych dusz przepływały przez jej umysł, zostawiając w nim niedokończone wiadomości, niewypowiedziane wcześniej myśli, aby mała wróżbitka spełniła ich wolę i przekazała je dalej w świat. Zbliżyła się, słysząc sugestię dotyczącą przysiądnięcia się. Ostrożnie usadowiła się obok dziewczyny, wcześniej otrzepując miejsce z runa leśnego. - Przychodzimy na świat z pustymi rękoma, więc tak samo go opuścimy - oznajmiła, zgadzając się poniekąd z teorią towarzyszki. Nie mogła ocenić, czy w ostatnich chwilach będzie się czuła samotna; bycie samym nie oznaczało bycia samotnym. Była jednak pewna, że nikt nie przeprowadzi jej za rękę na drugą stronę rzeki. Scylla spojrzała na wyciągniętą w jej kierunku papierośnicę z delikatnym zmarszczeniem brwi, jakby nie do końca rozumiała, co Scarlett jej proponuje. Papierosy były jej obce - nie widziała w nich ani sensu, ani potrzeby. Zamiast sięgnąć po jednego, jedynie zatrzymała wzrok na przedmiocie, nie wypowiadając żadnych słów. W końcu uniosła oczy, pełne chłodnej ciekawości, z powrotem na Scarlett. - Dziękuję - odmówiła, kręcąc powoli głową. Nawet jeśli widziała swoją śmierć, nie chciała jej bezmyślnie przyspieszać przy pomocy szkodliwych używek. Uniosła brwi, gdy padło pytanie o ból. Nie mogła ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. W wizjach rzadko czuła fizyczną część przyszłości; przed oczyma miała już wiele obrazów, wiele cudzych losów, ale nigdy nie była w stanie się w nie wczuć. Mogła jedynie zgadywać po wszelkich wyrazach twarzy, co odczuwali uczestnicy wydarzenia w trakcie jego trwania. Kiedy zobaczyła swoją śmierć, widziała ją z własnej perspektywy, oczami siebie z przyszłości - z takiego punktu widzenia nie była zobaczyć swojej twarzy. - Nie mam pojęcia - odparła szczerze, podnosząc wzrok do przebijającego się spomiędzy koron drzew nocnego nieba. - Widziałam tylko skrawek przyszłości, na podstawie którego ciężko mi ocenić przebieg mej czarnej godziny. Jestem tylko pewna co do jej zakończenia. - Mówiąc to nie brzmiała, jakby była szczególnie przejęta świadomością, że umrze. Scylla wydawała się być zupełnie ze swoim końcem pogodzona. Może dlatego, że nie znała zbyt wielu szczegółów? A może dlatego, że na coś przecież trzeba umrzeć? Drobny pajączek przeszedł z gałęzi leżącej obok prosto na wierzch dłoni Scylli, którą tam wsparła; dziewczyna nie strąciła go, a jedynie uniosła rękę ku twarzy, jakby chciała przyjrzeć się stworzeniu z bliska. - Czego tutaj szukacie? - Zadała na głos pytanie, ale ciężko było wprost określić, do kogo się tak naprawdę zwracała. Logika podpowiadała, że miała na myśli jasnowłosą dziewczynę i jej jastrzębia, ale wzrok cały czas miała skupiony na pajęczaku, który spokojnie przeskakiwał po jej palcach. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scarlett Mulciber - 24.09.2024 Jasne tęczówki zalały ją spojrzeniem. Dziewczyna różniła się bardzo od osób poznanych do tej pory. Zdawała się być inna, dziwna, ale w jakiś sposób byla bardzo urocza. Taka niewinna w tej swojej dziwności. -Mądrego miło posłuchać - podsumowała, zaciągając się papierosem. Miała racje. Rodzimy się i umieramy sami, nie było co się łudzić, że było inaczej. Palić nie chciała, toteż Scarlett schowała papierośnicę. Nie miała zamiaru ją namawiać czy w jakiś inny sposób zmuszać do współudziału w tym mini tytoniowym rytuale. Swoją drogą dziewczyna była chyba pierwszą osobą w jej otoczeniu, która nie paliła. No może nie licząc jej kuzynki, która również nie pałała szczególnym entuzjazmem do używek. -Nie wiesz na jakim etapie twojego życia to będzie, nie? - zapytała. W sumie jeśli widziała wszystko z pierwszej osoby ciężko było stwierdzić, czy śmierć przyjdzie w czasie młodości, dorosłości czy starości -Nie przeraża Cię to trochę? - zerknęła na nią - każdy wie, że umrze, chociaż wiele osób usilnie ignoruje tą świadomość, ale jeśli jest w stanie to zobaczyć... - umilkła na moment, zbierając odpowiednio słowa - To może nieźle schizować... Albo się z tym pogodzisz, albo możesz czuć wieczny niepokój... Jak jest z tobą? Na kolejne pytanie uśmiechnęła się pod nosem. Oparła się plecami o kłodę, unosząc wzrok na korony drzew, przyglądając się bladym promieniom księżyca, które nieudolnie starały się przebić przez gęste sklepienie. -Lubię to miejsce... Jest zarówno puste, co tłoczne - wyznała w zadumie - Zazwyczaj wybieram się tu nocą, a Bucik... - spojrzała na sokoła, który przeszedł na kłodę, rozsiadając się wygodnie -Gdy wiem, że będę chciała tu przyjść nocą, już w południe się zjawiam w okolicy. Właśnie ze względu na tego pana - skinęła głową w kierunku sokoła - Nie chce by polował na koty sąsiadów, wolę mieć nad tym większą kontrolę, więc chadzamy na polowania. W Norwegii miałam do tego lepsze warunki, więc po przyjeździe musiałam znaleźć nowe... - umilkła na chwilę - A tu... czasem po prostu się odprężam, a czasem szukam jakiś ciekawych drobiazgów, które mogę użyć do wywoływania duchów...Lubię słuchać duchów. Często są ciekawsi od śmiertelnych... - przeniosła na nią ślepia - a ty? Jak znalazłaś się w tym miejscu? RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scylla Greyback - 29.09.2024 Scylla przymknęła na chwilę powieki, słuchając Scarlett. Cichy szelest drzew i spokojne oddechy otaczającej przyrody zdawały się synchronizować z jej myślami. Jej ciemne oczy, chłodne i nieco zamyślone, śledziły każdy gest Scarlett, jakby próbując uchwycić coś głębszego poza jej słowami. - Czy mnie to przeraża? - powtórzyła pytanie, jakby testując je na własnych ustach. Zastanowiła się chwilę, pozwalając, by odpowiedź wypłynęła z niej bez pośpiechu. - Nie wiem, czy strach to właściwe słowo - dodała, spoglądając na własne dłonie, wciąż podtrzymujące pajączka, który wolno przemieszczał się po jej palcach. - Może to dziwne, ale kiedy widziałam swoją śmierć, nie poczułam lęku. To bardziej... nieuchronność. Jak deszcz, który musisz przeczekać. Nie walczę z tym, nie analizuję. Po prostu akceptuję, że to się wydarzy. - Przesunęła wzrokiem po lesie, obserwując, jak światło księżyca bezskutecznie próbuje przebić się przez gęste korony drzew. Scarlett miała rację - miejsce to było puste, a jednocześnie pełne. Scylla zawsze czuła tu pewien rodzaj obecności, niewidzialnych obserwatorów, którzy jedynie czekali na odpowiedni moment, by się ujawnić. - Jeśli chodzi o mnie, to nie boję się samotności ani tej fizycznej, ani tej duchowej - powiedziała w końcu. - Może dlatego, że zawsze miałam wrażenie, jakby ktoś był obok, nawet jeśli nikogo nie było. To... w pewnym sensie pocieszające. - Przerwała na chwilę, a jej wzrok powędrował w kierunku Scarlett. - Może właśnie dlatego się nie boję. Moje wizje nigdy nie pokazują mi wszystkiego, ale dają mi wystarczająco dużo, by wiedzieć, że wszystko jest już zapisane. - Przez moment obie trwały w ciszy, przerywanej jedynie delikatnym szumem wiatru między gałęziami. - Słuchasz duchów... - powtórzyła po Scarlett, jakby analizując te słowa. - To ciekawe. Nigdy nie próbowałam ich przywoływać. Moje wizje to raczej echa przyszłości niż przeszłości. Ale mogę zrozumieć, dlaczego duchy są ciekawsze. Mają w sobie coś... ponadczasowego. - Scylla zmrużyła oczy, jakby próbując złapać coś ulotnego, jakąś myśl, której nie mogła do końca uchwycić. Na pytanie, jak znalazła się w tym miejscu, wzruszyła delikatnie ramionami. - Mój los mnie tu przywiódł. Czasem miejsca wzywają mnie same. Może to intuicja, może coś więcej. Zawsze podążam za tą siłą, która mnie prowadzi. Dziś to był ten las, te drzewa. I ty - odpowiedziała, spoglądając na Scarlett z delikatnym, niemal niezauważalnym uśmiechem. - Mawia się, że los prowadzi chętnych, a niechętnych ciągnie za sobą. Skoro, tak czy inaczej, mam dotrzeć do przypisanego mi z góry celu, wolę zrobić to o własnych siłach - wyznała, po czym zaśmiała się delikatnie. Panika nic nie wskóra, gwiazdy pozostaną niewzruszone. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scarlett Mulciber - 06.10.2024 Poniekąd jej zazdrościła. -Akceptacja wymaga wielkiej pokory, ale i odwagi - wyznała cicho, z podziwem w głosie. Coś czego często brakowało innym, w tym jej samej. Pracowanie z duchami nauczyło ją pokory, a jednak wciąż zawsze potrafiła akceptować rzeczywistość. Niekiedy szło to jej jak krew z nosa. Często wkradała się bezradność, a tego uczucia szczególnie nienawidziła. Musiała przyznać przed samą sobą, że była w tym całkiem beznadziejna. -Chyba Ci trochę zazdroszczę tego, wiesz? Ja wciąż próbuje walczyć z wiatrakami, nawet jeśli wiem, że nie ma to sensu... Słuchała jej uważnie, chłonąc każde kolejne słowo. Pierwszy raz chyba spotkała kogoś, kto był w stanie zobaczyć przyszłość. - Za mało by tym żyć, wystarczająco aby wiedzieć - szepnęła, zaraz spojrzała na nią. Zdecydowanie jej zazdrościła tego z jakim spokojem mówiła o tym. Z podobnym spokojem o swojej śmierci mówiła Frida. Wiedziała, że umiera. Zapowiadała to, starała się przygotować i oswoić młodą Mulciber z tym faktem, ale ona nie potrafiła, nie chciała tego akceptować i słuchać, mimo iż zdawała sobie sprawę z tego, że staruszka ma racje. Czy gdyby chodziło o nią samą, a nie o kogoś bliskiego, czy łatwiej byłoby jej zaakceptować koniec? Nie bała się śmierci. Śmierć ponadto była jakby nie patrzeć częścią jej życia i pracy. Ale zupełnie inaczej oglądało się śmierć obcych, a inaczej bliskich. Wiedziała, że cierpienie które wiązało się z ich utratą to często samolubne uczucie. -A ja nie miałam nigdy styczności z kimś, kto widzi przyszłość - skinęła głową, przenosząc wzrok w kierunku koron drzew - Duchy to przykry obraz. Szczególnie dzieci... widzisz. Czas jest dla żywych - przymknęła ślepia - Gdy umierasz i zostajesz, twój czas się zatrzymuje. Często nawet nie wiesz, że umarłeś. Cały świat idzie do przodu, a ty w jakiś sposób zostajesz zamrożony... Przykry widok. - umilkła na moment, a zaraz spojrzała na dziewczynę - a moją, moją przyszłość byłabyś w stanie zobaczyć? - podjęła nagle. Spojrzała na Scylię, uważnie wsłuchując się w jej słowa. Intuicja. Sama często jej słuchała, kończyło się co prawda to różnie, ale podobało jej się to co dziewczyna mówiła -Jestem Scarlett, a ty? - zapytała z delikatnym uśmiechem. Sięgnęła do torby, wydobywając piersiówkę -Podobasz mi się, wiesz? - stwierdziła z rozbawieniem - Masz może chłopaka? - zagaiła z szelmowskim uśmiechem, kierując na nią lodowe tęczówki. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scylla Greyback - 11.10.2024 Scylla przyglądała się dziewczynie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, choć w jej oczach pojawił się cień zastanowienia. Słowa Scarlett uderzyły w coś głębokiego, w to, co sama odczuwała, choć może nie zawsze potrafiła to nazwać. „Akceptacja wymaga pokory” - powtórzyła w myślach. Rzeczywiście, wymagała, ale też czegoś więcej - porzucenia kontroli, co było dla Scylli trudniejsze niż chciała przyznać. - Akceptacja nie zawsze przychodzi łatwo - powiedziała po chwili, głosem cichym, ale pewnym. - To, co nazywasz odwagą, czasami jest zwykłym zmęczeniem... walką, która wydaje się nie mieć sensu. - Przerwała, by spojrzeć na Scarlett z lekkim uśmiechem, choć w jej oczach krył się cień zrozumienia. - Ale rozumiem, dlaczego próbujesz. Tonący brzytwy się chwyta. - Scylla słuchała dalej, kiedy Scarlett opowiadała o duchach, o ich smutku i bezczasowości. Jej słowa poruszyły coś wewnątrz wieszczki, jakby nagle wszystkie te historie o duchach i o przyszłości stały się jednym - czymś większym i nieuchronnym. - Duchy… są uwięzione w czasie - powiedziała cicho. - A przyszłość, nawet jeśli widziana, też może być pewnego rodzaju więzieniem. - Uniosła wzrok, patrząc w niebo, gdzie księżyc nieśmiało przemykał się przez gałęzie. - Czas dla żywych płynie, ale dla tych, którzy widzą jego koniec, to inna historia. Widziałam wiele końców, ale czy mogłabym zobaczyć twój? - Zastanowiła się chwilę, jakby ważyła to pytanie. - Może. Ale czy chciałabyś znać swoją przyszłość? To... ciężar, który nosisz, gdy już wiesz, co cię czeka. Wtedy czas przestaje po prostu płynąć, zaczyna nieubłaganie upływać. - Scylla spojrzała na nią z lekkim zaciekawieniem, jakby to pytanie było jednocześnie śmiałe i nieoczekiwane. - Ale mogłabym spróbować. Mogę rozłożyć tarota dla ciebie, gdy wrócę do domu. Co ty na to? - Kiedy Scarlett przedstawiła się, Scylla uśmiechnęła się delikatnie, choć jej twarz pozostawała spokojna, niemal niewzruszona. Przynajmniej teraz wiedziała, do kogo wysłać sowę z wynikiem wróżby. - Scylla - odpowiedziała, skinąwszy głową. - Twoje imię pasuje do ciebie, Scarlett. Ma w sobie pewien... dźwięk. Moc. - Na ostatnie pytanie, niespodziewane i odrobinę rozbawione, Scylla uniosła brew, spoglądając na Scarlett. Jej sarnie oczy błyszczały przez chwilę, jakby rozważała odpowiedź, ale zamiast słów, odpowiedziała krótkim, tajemniczym uśmiechem. - Chłopaka? - powtórzyła, jakby smakując to pytanie na języku. - Nie, nie mam. Jeszcze nie. Większość się mnie nieco obawia. - Zamilkła na chwilę, przyglądając się Scarlett uważnie. - A ty? - RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scarlett Mulciber - 19.10.2024 Nie sądziła, że tej nocy, w lesie Wisielców pozna kogoś tak innego, a jednocześnie tak podobnego. Kogoś jednocześnie oderwanego od rzeczywistości, co twardo stąpającego po ziemi. I jak gdyby normalnie zgodziła się, że to stwierdzenie nie ma sensu, to Scylla była żywym wyjątkiem potwierdzającym istnienie reguły. To co mówiła na swój sposób było przerażające. Wiedziała, że dziewczyna nie chciała jej nastraszyć, przekazywała prawdę taką jaką jest. Wiedziała, że ma racje. Nie bała się, nie była tylko pewna czy w tym momencie chciała dokładać sobie wizje swojej śmierci do tego wszystkiego co zawracało jej głowę. A może... powinna chcieć? Może będzie mogła zamknąć oczy i stwierdzić, że koniec może nie być tak daleko? To decyzja, którą będzie gloryfikować w złych czasach, gdy śmierć będzie zwiastunem ukojenia - oraz przekleństwem jeśli kiedyś nadejdą lepsze czasy. O ile te nadejdą. Nie narzekała zbytnio na dotychczasowe życie, ale to dlatego, że nie miała w naturze użalać się nad sobą. -Będzie to mój ratunek i największy koszmar - podsumowała, wpadając w zadumę. Spojrzała zaraz na nią i uniosła brew - Nie ma mowy - rzuciła, gdy zasugerowała tarota -Znaczy tak, ale nie - dodała, a zaraz uśmiechnęła się, orientując jak bardzo chaotyczność zdawała się jej pochłonąć. -Nigdy nie widziałam wróżenia z kart... To byłby problem, jakbym chciała zobaczyć jak to robisz? Oczywiście, jeśli byś chciała się znowu spotkać - zapytała widocznie zafascynowana nowym wątkiem. Chyba bardziej interesował ją proces, aniżeli odpowiedź na własne pytanie dotyczące śmierci. Nie miała chłopaka. Oczy Scarlett zdawały się zalśnić, co wydawało się absurdalne zważywszy na fakt jak niewiele światła dostaje się do tego miejsca. -Jak się obawiają, to znaczy, że nie są warci twojej uwagi i czasu - stwierdziła pewnie, a zaraz machnęła ręką. -A bo wiesz... - uśmiechnęła się głupio - Tak się składa, że mam brata na wydaniu - stwierdziła, zaciągając się papierosem - Kiedyś was poznam, jeśli nie masz nic przeciwko... Co prawda bogaty jeszcze nie jest, ale jest uroczy i opiekuńczy... - jej wzrok zawiesił się na kłębie dymu, który leniwie zaczął znikać -Chciałabym by znalazł sobie kogoś kto go uszczęśliwi... - kolejny raz zaciągnęła się papierosem. Gdy pytanie się odwróciło, zerknęła na ciemnowłosą -Nie - przyznała nieco markotnie - nie żeby źle mi było samej, jest mi bardzo dobrze, ale wiem, że ojciec niedługo zacznie naciskać na ten temat - westchnęła cicho -albo nie daj boże sam mi przyprowadzi kandydata na męża...A ja... - zmrużyła ślepia, wpadając w zadumę - Nigdy nie chciałam by małżeństwo było ucieczką czy przykrym obowiązkiem... Ta, w ich rodzinie kobiety były traktowane nieco inaczej. Powinna wyjść za mąż i urodzić dzieci, być posłuszna, bla bla... głupie pierdolenie. -Właściwie to... czy zamiast mojej śmierci mogłabyś sprawdzić czy ktoś tam jest mi przeznaczony? I czy będzie to mój wybór czy nie...czy będzie udane lub nie, albo cokolwiek...- dodała w zamyśleniu - Wydaje się to płytkie, pewnie wiele osób o to prosi ale ja... jeśli jednak małżeństwo będzie niechcianym obowiązkiem to... w zasadzie nie będzie to się różnić wiele od śmierci - wyznała gorzko. Nie widziała siebie jako tej uwiązanej w domu. Szczególnie jeśli jej mąż podzielałby poglądy jej rodziny. Wiedziała, że przesadza. A jednak nie potrafiła na tą chwilę przestać patrzeć na zaślubiny przez pryzmat odebranej wolności. A wiedziała, że nie musi tak być. Może była by to motywacja do szukania, albo ofiarowałaby jej troche czasu aby pogodzić się z nieuniknionym. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że posłuszną żoną nigdy by nie była. RE: [13.081972] If we met at midnight in the hanging tree - Scylla Greyback - 28.10.2024 - Wysyłasz sprzeczne sygnały - oznajmiła, patrząc na jasnowłosą kompletnie skonfundowana. Może nie była zbyt lotna na umyśle, może to karb późnej pory i zmęczenia, ale nie do końca łapała, dlaczego Scarlett jednocześnie nie chciała brać pod uwagę tarota, ale wciąż miała ochotę zobaczyć, jak się go rozkłada. - To nie byłby problem, ja ci chętnie pokaże, ale przecież dopiero co powiedziałaś, że nie ma mowy... - Zagubienie na twarzy Scylli wydawało się zupełnie szczere. Równie silna była intencja zrozumienia jej. Nie wyszła z fazy gruntownego zdziwienia nawet wtedy, kiedy mówiła jej o swoim bracie. Nie do końca rozumiała, czemu w ogóle wspomina o nim, ani czemu kwestia jego wydania jest istotna. Próbowała nadążać, ale widać było po twarzy Greybackówny, że choć światło w jej oczach się tli, to w domu na pewno nikogo nie ma. - Czemu chcesz nas zapoznawać? - Zapytała wreszcie, bo wysłuchawszy cały wywód Scarlett nadal nie znalazła tam odpowiedzi na męczące ją pytania. - Mam mu pomóc znaleźć dziewczynę? W sumie byłabyś już drugą osobą w tym tygodniu, którą przypadkowo spotykam w lesie i prosi mnie o przepowiednię na temat spraw sercowych swojego brata. - Zaśmiała się sama do siebie, bo nie mogła nie dostrzec komedii w tej zbieżności. - Gdybym dostawała knuta za każdym razem, gdy to miało miejsce, miałabym już dwa knuty. To nie dużo, ale dziwne, że zdarzyło się dwa razy - oznajmiła, nadal trzymając się własnego żartu. Czasem potrafiła samą siebie rozbawić, choć nie była pewna, czy Scarlett ten humor podziela. - Twój tata przyprowadzi kandydata? - Zagaiła. - Myślałam, że aranżowane małżeństwa to już relikt przeszłości... - mruknęła, ale z każdym słowem jej głos się ściszał, bo doszła do wniosku, że może to przecież część jakiejś istotniej tradycji rodzinnej i zaraz tu kogoś urazi. A potem Scarlett rozwinęła myśl i zmieniła prośbę dotyczącą tarota. Scylla wyraźnie się zasmuciła, słysząc, że małżeństwo z przymusu miałoby być dla niej równe śmierci. Nie mogła powiedzieć, że miała w życiu jakikolwiek wzór szczęśliwego związku, ale wychodziła z założenia, że w życiu człowiek nie powinien robić niczego wbrew sobie. Walka z przeznaczeniem była przecież daremna, a czym innym był głos płynący z serca, niż cichą wskazówką w kierunku tego, do czego zostaliśmy powołani? - Mogę, ale... - zaczęła niepewnie, nie wiedząc, czy powinna to w ogóle mówić. - Wiesz, że to nie ludzie, a gwiazdy nad twoją głową spisały twój los? - Oświadczyła, wskazując palcem oraz oczyma w niebo. - Twój ojciec może chcieć jedno, ale jeśli czujesz, że jego wybory są wbrew tobie... One nie będą trwałe - mówiąc to, spojrzała na Scarlett z troską. Jakby naprawdę chciała dać jej dobrą radę. - Tradycja to tylko presja wywierana przez martwych przodków. Nie musisz się nią sugerować - skinęła głową, a następnie spojrzała w gwiazdy. Jakby chciała znaleźć w nich potwierdzenie swoich słów. |