Secrets of London
[28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena poboczna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=6)
+--- Dział: Dolina Godryka (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=23)
+--- Wątek: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie (/showthread.php?tid=4389)

Strony: 1 2


[28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Samuel McGonagall - 17.01.2025

28.08 - popołudnie

Ogród był wściekle trudny do utrzymania. Rośliny totalnie dostawały w łeb, a Dora, które zwykle pomagała mu (szczególnie, kiedy chodziło o jej ukochany zagonek) gdzieś zniknęła. Miał dużo na głowie. Warsztat rósł, ale nie mógł porzucać pracy w ogrodzie dla zbudowania własnego domu. Do jesieni zostało jeszcze sporo czasu, więc nie denerwował się.

Moment przerwy od pacyfikowania dziko rozrastających się gałęzi, od bluszczu który zbyt zachłannie obrósł jego własny domek, moment wytchnienia w towarzystwie kóz, które nie nadążały za rosnącą trawą. To był dobry czas. Słońce świeciło na ogorzałą i lepką od pracy twarz siedzącego na progu warowniowego domku ogrodnika mężczyznę. W jego sękatych dłoniach znajdował się podłużny kawałek drewna, który właśnie wygładzał papierem ściernym. Jego własna różdżka leżała obok, nieco grubiutki, kasztanowy niedźwiadek o nieregularnych kształtach. Zdawało się, że chciał wykonać jej kopie.

Pogwizdywał, chociaż melodia bardziej przypominała śpiew ptaków, niż to co można byłoby znaleźć w radiu. Był skupiony na pracy. Odłożył twardy kawałek papieru nastroszonego drobinkami piasku, by wziąć niewielkie dłutko i zacząć swoją pracę. Chociaż nie, nie nazwałby tego pracą. W ten sposób się odprężał, pozwalał myślom nie uciekać zbyt daleko, strachowi zbyt mocno się nie zagnieździć. Usłyszał jakiś ruch w okolicy i zadarł głowę. Błękitne oczy momentalnie wypatrzył znajomą sylwetkę.

– Hej Bee! – zawołał ją i pomachał energicznie swoją nieco zbyt długą, szczupłą ręką. Rękawy płowej koszuli w kratę były zawinięte i odsłaniałe dość szczupłe przedramię, w żaden sposób nie zdradzające siły, którą dysponował chłopiec z Kniei. Choć już nie chłopiec. Już mężczyzna.

– Zobacz, próbuję zrobić taką podłużną, no taką jak różdżka figurkę niedźwiedzia. Myślisz, że jej się spodoba, czy wolałaby kotka jednak? Wiesz... bardzo chciałbym, żeby ona chciała niedźwiedzia, ale nie chcę jej tez zmuszać i no nie wiem to decyzja w końcu na całe życie prawda? – Od czasu feralnego obiadu, którego nie było, nie mieli w sumie okazji porozmawiać. Teraz gdy Sam pracował ponad miarę tak w ogrodzie, ale też przy meblach, by zdobyć pieniądze i zbudować swój nowy warsztat, nie miał też czasu za bardzo pisać. – W ogóle mam te drewniane krążki o które prosiłaś, są w Warsztacie, możemy się przejść, co myślisz? – zaproponował. Jego twarz nie przestawała się uśmiechać, co było widać nawet przy nazbyt długim zaroście.


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Brenna Longbottom - 19.01.2025

Martwiła się o Sama.
W jego życiu zachodziło ostatnio tyle zmian, że miała wrażenie, że i ona za nimi nie nadąża – a przecież nie dotyczyły jej bezpośrednio. Opuszczenie Kniei, potem zmiana miejsca zamieszkania, spotkanie z Norą, widma, spotkanie z McGonagall, która najwyraźniej okazała się jakąś daleką krewną, nagłe zaręczyny – Brenna była akurat wtedy w Egipcie, i kiedy po powrocie przeglądała pocztę, aż musiała usiąść – wszystko razem to było… dużo. Nagłe opuszczenie plaży, po tym jak baraszkował w wodzie z Norą pozornie beztrosko, i pojawienie się na obiedzie u Figgów przedwczoraj w ptasiej postaci, mogły być przypadkiem. A mogły wskazywać na to, że coś jest nie tak.
Najpierw musiała zająć się sprawą chłopca z plaży. Z kolei wczorajszy dzień, naznaczony pyłem Samotniczek, a potem łzami i krwią Raphaeli Avery, nie sprzyjał rozmowom i okazywania wsparcia. Teraz, kiedy wędrowała po okolicy rozglądając się za Samem, też nie do końca umiała wybić sobie z głowy to wszystko. Resztki snu z plaży wiły się gdzieś w umyśle, może dlatego, że on też tam był, groźny Niedźwiedź, upominający się o królewnę. Głosy lustrzanych postaci z piwnicy Bulstrodów raz po raz szeptały jej do ucha, nie chcąc umilknąć. Zapłakana twarz Raphaeli wracała, ilekroć Brenna przymykała powieki.
Ale przynajmniej próbowała odepchnąć od siebie to wszystko, gdy usłyszała jego głos. Na usta sam wypłynął uśmiech, a ona ruszyła żwawo w jego kierunku, niepewna jednak jeszcze do końca, czy powinna czuć ulgę, czy wręcz przeciwnie – bo Sam zdawał się spokojny, może wesoły nawet i pochłonięty pracą.
– Cześć, Sam. Nad czym pracujesz? – spytała, pochylając się lekko, żeby zerknąć na rezultat jego prac. W pierwszej chwili niewiele zrozumiała z jego monologu, ale czekała cierpliwie, aż ze słów wyłowi się jakiś szerszy obraz: i w końcu „kotek” oraz „na całe życie” naprowadziły ją na pewien trop. – To dla Mabel? Hm… jestem pewna, że spodoba się jej wszystko, co zrobisz, chociaż mam wrażenie, że jeśli miałaby to być różdżka do szkoły, to dzieciaki bardziej zazdrościłyby jej niedźwiedzia – powiedziała, trochę ostrożnie, gryząc się w język w ostatniej chwili, by nie powiedzieć, że Mabel to chyba najbardziej chciałaby hipogryfa. – Chcesz dać jej różdżkę już teraz…?
Nie wątpiła, że Mabel byłaby tym zachwycona, ale Brenna z pewnym przestrachem pomyślała o tym, co taka różdżka mogłaby zdziałać w rękach kilkulatki.
– Świetnie, ale z tym się nie spieszy. Chciałam spytać…
Jak się czujesz?
Czy między tobą i Norą w porządku?
Co nie jest w porządku?
Dlaczego przestałeś ukrywać ptasią formę?
Mogę jakoś pomóc?

– …jak bawiłeś się na plaży?


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Samuel McGonagall - 25.01.2025

Myśli Samuela rzeczywiście wirowały, tak jak jego uczucia, ale był już tak zmęczony, tak bardzo zmęczony tym wszystkim, że w sumie przyszła błogosławiona pasywność, w której ataki ze strony jego klątwy były nieco się wyciszyły. Stąd też dobry humor, ale gdy tylko otwierał usta, mniej przypominał krogulca, a bardziej świergotnika, szalonego ptaka nie potrafiącego pozbierać myśli.

– Na razie to dla zabawy tylko, chciałbym... za te kilka lat będę pewnie umiał robić je lepiej. Chciałbym, żeby nie żałowała, że ma różdżkę ode mnie – przyznał lekko zagubiony, ze wzrokiem utkwionym w nieregularnym kształcie. – A chodziło mi w sumie o kształt wiesz... zwierzęcia. Bardzo chciałbym ją nauczyć animagii, tak jak uczyła mnie mama bo... – Niebieskie oczy pełne wszystkiego spojrzały na dawną przyjaciółkę.

Samuel był szczęśliwy, tego nie można było mu odmówić. Asymilował się, dowiadywał się prawdy, musiał oswajać się z rolami, które w sumie spadły nań z dnia na dzień. Miesiąc temu... Miesiąc temu widzieli się przecież jak rozpaczał, że nie ma w co się ubrać na potańcówkę, niepewny, czy zaproszenie od Morpheusa Longbottoma było zaproszeniem do czegoś więcej. Miesiąc temu zagryzał wargi na myśl o dawnej, niespełnionej miłości, teraz otrzymując jej więcej niż kiedykolwiek spodziewał się otrzymać. Spodziewałby się mieć.

Błękit zeszklił się gdy wspomniała plażę. Patrzył na Bee z wysoko uniesionymi brwiami, oddychając ciężej, coraz ciężej.

– Jestem ojcem, wiesz? Jestem ojcem Mabel. Tego dowiedziałem się na plaży – powiedział nagle bardzo, bardzo, bardzo cicho, na przydechu, choć gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, zaczął oddychać mocniej i głębiej, żeby klątwa... żeby klątwa go nie sięgnęła. – ... a w Kniei czai się stwór, który pożera dusze i wcale, wcale nie jest widmem.– Prawda miała to do siebie, że dobrze prezentowała się na papierze. W życiu wiele razy ławiej było wybrać kłamstwo, niedopowiedzenie, przemilczenie spraw. Obie tajemnice zlepiły mu się w jedno ciężkie brzmie, choć Nora mówiła przecież, że to nie jest już tajemnica, ale może jest? – Jestem przytłoczony. Za dużo. Za szybko. – głos nagle mu się złamał i skulił się ukrywając twarz w dłoniach. Powinien być taki szczęśliwy... Poczucie winy dociążyło barki, a piersią wstrząsnął szloch. Kochał swoje dziewczyny, ale tęsknił za swoją leśniczówką i czasami, gdy pory roku wyznaczały rytm, a za towarzystwo miał dwie kozy i kurę.

Zawada: Prawdomówny



RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Brenna Longbottom - 28.01.2025

– Na pewno nie będzie żałowała – odparła po prostu Brenna. Wszyscy mówili, że Ollivanderowie są najlepszymi twórcami różdżek: że przekazują sobie fach z pokolenia na pokolenie i znają tajemnice rdzeni oraz drewna, których nie zgłębili inni rzemieślnicy. I ich różdżki faktycznie były najlepsze, to różdżka od Ollivandera znajdowała się w kieszeni Brenny, niewiele znała osób, które swoje kupiły gdzieś indziej. Ale takie wątpliwości nie były czymś, czego Samuel potrzebował – poza tym być może, tylko być może, Ollivanderowie byli najlepsi, bo sama ich reputacja wykańczała konkurencję. Cieszyła się, że próbował, cieszyła się, że uczył się rzemiosła i cieszyła się, że przyjmował coraz więcej zleceń. I ze względu na niego, i przez wzgląd na to, że jeśli faktycznie chciał zbudować życie z Norą, musiał nauczyć się żyć wśród ludzi. Nigdy nie miał do końca opuścić Kniei, Knieja nie miała opuścić niego, i to było coś, co wydawało się Brennie oczywiste: ale potrzebował czegoś, co pozwoli mu funkcjonować na granicy tych światów, jeżeli nie chciał na zawsze zniknąć w gęstwinie. Bo Nora potrzebowała kogoś, na kim będzie mogła czasem się oprzeć. – Myślałeś już o rdzeniu?
Przesunęła palcami po włosach, gdy przyznał, że jest ojcem Mabel, niepewna, co powiedzieć. Podejrzewała to – ale nie była pewna, zwłaszcza że podała kiedyś Samuelowi wiek dziewczynki, a on na niego nijak nie zareagował, pomyślała więc, że jej wszystkie teorie i dywagacje, powstałe pod wpływem słów Salema jeszcze przed Beltane, były błędem. A potem, gdy Samuel skulił ramiona, wyciągnęła dłoń i lekko dotknęła jego ramienia.
– Ten stwór to chyba wciąż widmo. Po prostu… w jakiś sposób się zmieniło. Ewoluowało? Kupiłam wiosną dom w Kniei, w którym zamieszkały i… wydaje mi się, że się tam karmiły i zmieniały – powiedziała cicho. Nie wiedziała jeszcze wiele więcej ponad to, co mu powiedziała: kolejne informacje miały dopiero spływać w kolejnych dniach. – Departament Tajemnic dalej pracuje na Polanie Ognisk, od której wszystko się zaczęło, ale oni nie lubią dzielić się tym, co wiedzą – dodała, z pewnym zmęczeniem. – Sam, gdzie się na nie natknąłeś? W Kniei czy wyszło do Doliny?
Nie, nie miała zamiaru karcić go ani za złamanie zakazów brygady, ani nawet za to, że jeśli tam poszedł, naraził się na niebezpieczeństwo. Knieja była jego domem. W pewnym sensie zawsze nim pozostanie. Brenna nie chciała, by pakował się w paszczę potworów, ale mogła zrozumieć, że nie zdołał się powstrzymać.
– Zastanawiałam się, czy to nie ty – przyznała cicho. Może powinna spytać Nory, może powinna porozmawiać z Samem. Ale Erik zachęcał ją przecież, by przyznała się ojcu Mabel już kilka miesięcy temu, po tym jak o tym rozmawiali: nie czuła, że może, że ma prawo, wtrącać się bardziej, gdy nie miała pewności, i gdy nie ona powinna być tą, która wyciągnie tę sprawę. – Sam, chciałbyś o tym wszystkim porozmawiać z jakimś specjalistą? Mam na myśli…
Zawahała się, niepewna, czy słowo magipsychiatra cokolwiek mu powie.
– Uzdrowiciela specjalizującego się w pomaganiu ludziom w ułożeniu tego, co jest w ich głowach i duszach.
Bo sama nie miała pojęcia, czy ma w sobie dość empatii, wiedzy i zrozumienia, żeby była w stanie pomóc Samuelowi, przytłoczonemu zetknięciem ze światem i emocjami, od których przez tyle lat izolowała ją matka. A chociaż Mabel i Nora były sznurem, który połączyć Sama ze światem czarodziei, obie też pewnie czuły się przytłoczone zmianami w ich życiu.


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Samuel McGonagall - 25.02.2025

– Myślałem o hipogryfie, w ogóle chciałbym zabrać Mabel do hodowli, pokazać, jak wygląda praca przy zwierzętach. Tam pracuje Nikolai wiesz ten drugi niedźwiedź z doliny, mój...mój bardzo bliski przyjaciel, wiele nas łączy... no poza byciem niedźwiedziem oczywiście. – Uśmiechnął się do niej ciepło, bo gdzieś po tym jak się zszedł z Norą to bardzo trudno było mu rozmawiać z Arielem i tej znajomości akurat brakowało mu szalenie. Był jednak bardzo, bardzo zazdrosny o samą myśl, że jego kobieta mogłaby przytulać się do innego mężczyzny, więc sam nie zamierzał tego robić. W końcu mieli być razem. Tylko dla siebie.

Poruszane przez nich tematy były trudne. Bardzo trudne. Zarówno widmo - potwór, jak i kwestie jego bycia ojcem, gdzie siedem lat życia dziewczynki nagle zogniskowały się na ostatnich siedmiu dniach. Emocji związanych z tym było pięć milionów - począwszy od poczucia winy, przez zachwyt, smutek, ekscytację i przerażenie. A jeszcze Knieja, tak niebezpieczna jak nigdy.

– Mmm... dobrze no to zaczynając od tego stwora, to chyba nie było widmo. Miałem wrażenie, że ta bestia jest bardzo cielesna, wielka, zwalista, zdecydowanie bardziej materialna niż upiory. Pozostawiała ślad za sobą i czułem, jestem niemal pewien, że ona szła ukryć się w jakimś swoim leżu. Ona zabiła drzewo Brenna, to było... to było straszne. Nie że tak po prostu wyssała z niego życie, albo przewaliła je ciałem. Bo drzewo... jego energia, jego istota zawsze pozostają w lesie. A ona zabrała to. Posiliła się nim i poszła. Wiem... umiałbym wskazać miejsce od którego można byłoby ruszyć jej śladem. Mógłbym to zrobić i... tak, to nie było na skraju Kniei. To było całkiem wewnątrz lasu. – Skrzywił się nieco, ale nie zapadł w siebie, bo zrobiłby to znowu i znowu, bo chodziło o las, a on mimo wszystko, mimo wszystkich kłamstw własnej matki, on ten las bardzo, bardzo kochał i tęsknił za nim szalenie.

– Ja w ogóle nie brałem tego pod uwagę. Wiesz... byliśmy z Norą ledwie kilka miesięcy nim... no nim odeszła. Byłem tak zazdrosny o Erika, to mnie zaślepiło. Czułem się jak kula u nogi do jej wielkich planów, przecież miała jechać do Francji, piec w najlepszych, najznamienitszych cukierniach. Z resztą... – ściszył głos i mimowolnie przysunął siędo Brenny, co wyglądało dość śmiesznie, bo był wyższy od niej, a jednocześnie zdawał się mniejszy i młodszy w swoim zagubieniu, w osamotnieniu, którego nigdy tak na prawdę nie miał szans przeżyć i doświadczyć "na zewnątrz". – Mój ojciec już wtedy umierał. Gdybym z nią pojechał nie byłbym przy nim w ostatnich dniach. Gdybym z nią pojechał, byłbym w pierwszych dniach narodzin swojej córki. Nie wiem... Nie zmienię tego już. – Jego oddech zadrżał, a on szybko tknięty przeczuciem sięgnął do kieszeni po eliksir uspokajający, a zaraz potem oklapł na ziemię tam gdzie szedł, w połowie drogi do własnego warsztatu gdzieś pod Longbottomową gruszą. Było przyjemnie i straszno. Nie lubił takiego kotła.
– Wiesz, pewnie i tak będę musiał przez tą klątwę żywiołów. Są ponoć jakieś programy, treningi, sposoby żeby uspokoić emocje. Inne niż... – zaśmiał się pod nosem – no wiesz, zamiana w zwierzę. – Nie dbając o to, że chodza po nim mrówki, przekrzywił głowę, żeby spojrzeć na Brennę. Jego niebieskie oczy były lekko zaczerwienione, ale uśmiechał się tym swoim smutnym, ale spokojnym uśmiechem. – Dużo się u mnie podziało w te ostatnie dwa tygodnie, powiedziałabyś rok temu, że będziemy sąsiadami? Chodź, połóż się, bo musi zacząć mi eliksir działać, jak leżę na ziemi to łatwiej mi się uspokoić, tak sobie wyobrażam, że ta cała klątwa co się we mnie kotłuje to jak wystrzeli to w dół korzeniami, jakoś tak mi lepiej z tą myślą, że się uspokajam i nie strzelam korzeniami wcale. – zdradził swoją nową technikę. – Może nie ma to sensu, ale hej, działa!


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Brenna Longbottom - 28.02.2025

– Byłaby zachwycona, chociaż mam obawy, że… ciężko byłoby ją odwieść od hm, pomysłu latania na hipogryfia, a na to… jest chyba trochę za młoda – powiedziała Brenna bardzo, bardzo powoli, trochę teraz przerażona myślą o Mabel dosiadającej skrzydlatego wierzchowca. Hipogryfy były dzikie i dumne, i ciężko było powiedzieć, czy zechcą skłonić się przed małą dziewczynką, trzeba było odpowiednio z nimi postępować, a Mabel… Mabel była zwyczajnie tak mała, że Brenna nie wyobrażała sobie, aby mogła utrzymać się na grzbiecie takiego.
– Chodzi mi o to, że… – zawahała się, zastanawiając, jak ubrać to wszystko w słowa. Nie znała się specjalnie na magicznych stworzeniach – ani żadnych innych – a wszystkie teorie były trochę błądzeniem w mroku. – Po Beltane niektórzy czuli… obecność, ale nikt niczego nie zobaczył, kiedy przeszukiwano las. Potem natknęliśmy się na widma, zaczęły polować na ludzi. A teraz… teraz są coraz śmielsze i niektóre cielesne. Chodzi mi o to, że może obżarły się tak mocno, że zyskały ciała? To wciąż widma, ale zyskały materialną postać, te, które… które kogoś zabiły? Albo mamy do czynienia z kilkoma gatunkami… tego samego rodzaju? Tak jak hm… tak jak niedźwiedź może być taki jak ten, w którego ty się zmieniasz albo polarny?
Przygryzła lekko kciuka, zastanawiając się. Czy zdołałaby wywąchać tę istotę? Do tej pory nie udało się jej schwycić tropów, wydawało się jej, że nie zostawiają zapachu. Czy teraz to mogło się zmienić? Poza tym jak bardzo niebezpieczne było wchodzenie do Kniei teraz, gdy już wcześniej ludzie ginęli?
– Próbowałam tropić je wcześniej, ale nic z tego nie wyszło – przyznała. Zmysły wilczycy były dużo bardziej czułe niż ludzkie, mimo to węsząc wokół domu Mildred Found nie znalazła punktów zaczepienia. – Nanieś to miejsce na mapę, proszę. Postaram się najpierw dowiedzieć, czy ktoś miał podobne doświadczenia. Na Polanie Ognisk pracują Niewymowni i kilku innych naukowców, jeśli coś się zmieniło, to do licha, powinni to zauważyć, wchodzą przecież do Kniei – mruknęła, a z jej ust wyrwało się westchnienie.
Zagrożenie czające się w lesie, tuż na skraju wioski z jednej strony. I bardzo skomplikowana relacja Sama i Nory z drugiej. Obie te rzeczy martwiły ją równie mocno. Brenna sięgnęła ku ręce Sama, na moment ściskając jego dłoń. I jeżeli chciał, usiadła po prostu na ziemi, pośród nadmiernie wybujałych traw, wyrastających pod wpływem dziwnej magii, która szerzyła się ostatnio w Anglii.
– Nie zmienisz, więc nie ma co się skupiać na przyszłości. Myślcie o tym, co dzieje się teraz – powiedziała. – Po prostu musisz być przy nich teraz. Mam poszukać jakiegoś specjalisty?


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Samuel McGonagall - 13.03.2025

Tak myślisz? – zdziwił się nieco chłopiec z Kniei, który już nie był chłopcem, ale wciąż wychowywał się w na pół zdziczałych warunkach a jego matka miała dość specyficzne podejście do kwestii bezpieczeństwa. Zaraz potem jednak przygryzł skórkę od paznokci i rozwinął swój plan przed Brenną, trochę żeby ją uspokoić, trochę żeby poćwiczyć opowiadanie go przed Norą. Jeśli ta oczywiście zapyta bo kto wie, może nie zapyta.
– Nie planowałem latania. Wiesz, mam takie przekonanie, że radość z relacji z braćmi fauny nie polega tylko na wykorzystywaniu ich do pracy czy własnych rozrywek. To przede wszystkim wzajemna opieka i troska. To sprzątanie w stajni. Czyszczenie futra i lotek. Piłowanie pazurów. To wiedza o tym, jak to zwierzę funkcjonuje, co lubi, czego nie, co je i kiedy. Jak można mu pomóc w razie czego. Latanie to wspólna zabawa. Mały promil tego, co można robić razem. Nigdy nie powinno być celem. Tak myślę. – I bardzo chciałby, żeby Mabel to rozumiała, szczególnie miał nadzieję teraz, kiedy bardzo chciał przekazać jej swoje wartości. Swoją miłość do świata, który był tak odmienny od tego, do czego miała dostęp w Londynie.

Podniósł się i otrzepał z trawy. Uziemiony. Spokojniejszy.
– Może. Ale to nie było w żaden sposób ludzkie a zdawało się bardzo, bardzo bardzo materialne. Tak to widziałem. Brenna, ja wiem, że mój krogulec nie jest zarejestrowany, ale mogę... nie wiem jak to zrobić, ale myślałem o tym, czy da się go jakoś dopisać. Ginny wyjaśniła mi, że nasza krew tak ma, że nikogo nie powinno to dziwić, a ja sam powinienem być dumny ze swojej rodziny. Jako krogulec mogę robić obserwacje z góry. On chyba mnie nie widział jak wracał do leża. Mogę... Brenna ja bardzo chcę pomóc. Oczywiście, zaznaczę na mapie, chociaż wiesz no mmm... nie ogarniam za bardzo map. Mogę Cię tam zaprowadzić bez problemu, choćby teraz. – zaproponował drapiąc się mocno po karku, bo martwił się, że zaznaczy źle i nikt nie uwierzy w to jak straszny straszny potwór czai się w Kniei. Potwór zjadający dusze z drzew.

Zaraz potem skinął głową na jej poradę i uśmiechnął się ciepło, po czym nie czekając dłużej objął ją i przytulił mocno. Pachniał ziołami i świeżo struganym drewnem.
– Mam wsparcie ludzi z Munga, jeden taki śmieszny chłopak przynosi mi eliksiry na uspokojenie. Wygląda jak przerośnięta tchórzofretka. Polubiłabyś go myślę. – Zasugerował, niepomny na to, że Brenna musiała go znać, skoro był na plaży. Ale na plaży podziały się inne rzeczy, a cała głowa Samuela i tak kręciła się głównie wokół jego ukochanej.


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Brenna Longbottom - 18.03.2025

– Mabel ma trochę kontaktu ze zwierzętami, ale to przede wszystkim koty Figgów. Nie jestem pewna, czy w tym wieku byłaby od razu skłonna zrozumieć, że ma przez parę lat czyścić futra i sprzątać stajnie, zanim będzie mogła wsiąść na hipogryfa – powiedziała Brenna, zapatrzona gdzieś na drzewa w sadzie. Sam miał wiele racji, ale Sam dorastał w Kniei, pośród zwierząt i roślin, a Mabel była małą dziewczynką z miasta, którą w dodatku trochę zbyt wiele osób rozpieszczało. I Brenna jednak wzdrygała się przed myślą o niej i o hipogryfach, bo to były dumne i niebezpieczne zwierzęta, jeśli nie potraktować ich odpowiednio, a mała miała dopiero kilka lat. – Może byłoby łatwiej zacząć od… zwykłego konia? Albo coś takiego? Chodzi mi o wyjaśnienie jej, jak to działa…
Na kucyku w końcu mogłaby jeździć oraz o niego dbać, bo wobec myśli o tym, czy samo dbanie zadowoli Mabel bez tej wspólnej zabawy, Brenna pozostawała trochę sceptyczna.
Tyle że to nie była jej decyzja: to Sam był jej ojcem.
– Pewnie najlepiej pogadać o tym z Norą – dodała, przesuwając palcami po karku, z nagłą myślą: kiedy życie stało się tak cholernie skomplikowane? – Jeśli chcesz zarejestrować krogulca, ta da się załatwić. Chciałam… – zawahała się na moment, zastanawiając, jak ubrać to w słowa. – Chciałam nawet o tym porozmawiać. To znaczy świetnie rozumiem, że utrzymujesz go w tajemnicy i nie przeszkadza mi, że go nie zarejestrowałeś, ale ostatnio sporo ludzi widziało cię w tej formie i jeśli nie chciałbyś oficjalnie wpisywać go do rejestrów… powinieneś być ostrożniejszy. Możemy załatwić rejestrację, jeśli się na nią zdecydujesz, wystarczy napisać w papierach, że w pełni opanowałeś tę formę niedawno – stwierdziła, wypuszczając powietrze z płuc. Dwie formy mogły wzbudzić zainteresowanie, ściągnąć jakoś na Samuela uwagę, ale ostatecznie lepiej to niż jakieś zawiadomienie do Brygady: prawo było pod tym względem bardzo jasne. – Hm, ale jeżeli teraz go znajdziemy, to co w tej chwili z tym zrobimy, Sam? – spytała, też podnosząc się z trawy i otrzepując spodnie. – Prawdopodobnie wiem, jak go przepłoszyć, ale nie jak zabić. Próbowałam różnych rzeczy, te dranie są odporne. Jeśli się zmieniły, ktoś coś mógł zobaczyć poza tobą… podpytam.
I cóż, w najbliższych dniach faktycznie miało wpaść jej w ręce trochę informacji, chociaż pytaniem pozostawało, co z nimi do cholery zrobić.
– Bo przypomina tchórzofretkę? – spytała, a kąciki ust drgnęły jej lekko, tym razem w szczerym uśmiechu. – To co? Pokażesz mi te wisiorki?


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Samuel McGonagall - 25.03.2025

– Kucyk.– powtórzył za nią w zastanowieniu. To nie było coś o czym w ogóle mógłby pomyśleć. Mabel w końcu chciała hipogryfy, kochała hipogryfy, marzyła o nich. Kucyk zdawał się jej jakimś nędznym zamiennikiem prawdziwego marzenia, a on chciał swojej małej księżniczce zapewnić wszystko, zwłaszcza wszystko to czego sam nie miał, choć akurat w tym przypadku to jego matka nauczyła go jak obchodzić sięz hipogryfami. Ile miał wtedy lat? Chyba dziesięć...
Z drugiej strony nauka jazdy na czymś "prostszym" może nie była wcale takim najgorszym pomysłem.
– Wiesz, ostatnio urządziliśmy wyścig na niedźwiedziach i Mabel doskonale odnajdywała się w siodle, które dla niej zrobem. Ale pomyślę nad wzgledami bezpieczeństwa i...hmm... może mogłabyś porozmawiać z panem ...eee... ze swoim bratem, bo w Warowni w sumie jest miejsce na konia, nie chciałbym tego zwierzęcia katować Londynem. To jednak podobny kłąb do tego jaki ma hipogryf. - rozważał różne opcje, żałując że sam nie może się zmienić w ko... –A nie czekaj! Mój znajomy jest animagiem konia, zrobiłem ostatnio dla niego różdżkę, z pewnością mógłby użyczyć swoich pleców, tylko pewnie musielibyśmy z Mabel jakoś dostać się do wioski gdzie mieszkają jego rodzice. Jest bardzo opiekuńczy wobec swojego małego stada. – Sam rozpromienil się, bo też nie chciał obciążać za bardzo ojca tylko chrzestnego swojej osobistej córki.

Pytanie o krogulca w pierwszej chwili zaskoczyło go. To nie było tak, że o tym nie pamiętał ale...
– Wiesz, ziwerzęca forma pomaga mi na klątwę zywiołów. W sensie... jako zwierzę trochę łatwiej mi zapanować nad emocjami, albo inaczej... one nie są aż tak wtedy skomplikowane. A u Nory łatwiej mi być krogulcem, bo byłem też dwa razy chyba niedźwiedziem i to nie był dobry pomysł. Kiepsko mi wtedy pilnować, żeby czegoś jej nie zniszczyć czy zadrapać. A krogulec... jest mniejszy. To bardziej ee... praktyczne, rozumiesz. – to było całkiem dobre wyjaśnienie, ale tez nie było kompletne. Westchnął. Nie chciał o tym mówić. Odwrócił wzrok gdzieśw bok w kierunku domku ogrodnika. Potem spojrzał na woje buty, potem na nią, potem znów na buty. Westchnął znów, cieżko, zbierając siły, a potem podjął bardzo bardzo bardzo bardzo cichutko.
– No i wiesz to jjes trochę tak, że ten krogulec i ta cała tajemnica to było z powodu mojej mamy. Bo ona cały czas mówiła, że muszę mieć jak uciec, a skoro teleportacja jest nienaturalna, to muszę mieć naturalny sposób, by mieć jak uciec. - odrzchrząknął - A przecież ludzie nie są tacy źli. I... i natura.... to nie jest natura. Doweidziałem się, że to klątwa i cały czas nie umiem sobie z tym poradzić. Ja wiem, że mi to mówiłaś, że klątwa, myślałem że to Knieja wiesz... że jestem związany z Knieją tak mocno bo się w niej urodziłem. Ale nie. To jakiś eksperyment nieudany jakiegoś człowieka sprzed wielu wielu lat. I moja matka o tym wiedziała i okłamała mnie. - jego głos stawał sięcoraz bardziej hardy, zezłoszczony, ale zaraz potem jakby rozluźnił się, jak pięść która była zaciśnięta a potem rozluźniona. Odgarnął jasne kosmyki z czoła i znów zaczął oddychać, spokojnie, tak bay wyciszyć potencjalne zagrożenie. Tyle informacji, tyle emocji... tęskniłza swoją leśniczówką, ale nigdy nie chciałby stracić tego wzrostu. Jakby był w kokonie i miał w końcu stać się motylem, tylko jego kokon był bardzo głośnym i intensywnym miejscem. - Ginny i inni z mojej rodziny mają dwie formy i nikogo to nie dziwi. Nie używałem swojego nazwiska, ale w sumie czemu miałbym nie mówić głośno i wyraxnie że jestem McGonagallem? Nie rozumiem tego. Moja mama próbowała to ukryć a ja nie wiem czemu. - przyznał się w końcu. - Ale nie chcę jużtego ukrywać. To umiejętność dobra jaka każda inna. Nie jestem wcale pod tym względem wyjątkowy. - wzruszyłramionami i ruszyłdalej. Droga do jego warsztatu była wcale nie tak długa, a tak wiele mieli do omówienia...

- Nie móię, żeby od razu się z nią rozprawić, ale pozbierać informacje. Jaka jest. Co je. Jakie jest jej otoczenie. Może w leżu byłyby informacje o tym jak ją pokonać? Moze jakiśspecjalista od tych widm co już się pałętają po Kniei mógłby ocenić czy to ten sam gatunek tylko w kolejnej fazie rozwoju. -wzdrygnął się, bo wcale tego nie chciał. Więcej takich bestii to więcej pożartych drzew. Nie chciał, tka bardzo nie chciał widzieć Rose w podobnym stanie do tego który widział przed tygodniem. - Może w ministerstwie by wiedzieli co to za potwór, a teraz nie wiedzą o tym że on jest. Tam wiesz u pana Morpheusa. - rodzeństwo Greengrassów mówiło mu, że Ministerstwo nic na to nie poradzi, ale on wierzył, bo jego matka nie wierzyła. Jak dotąd system pomagał mu i wszystkie uprzedzenia okazywały się kłamliwe. Poza tym Brenna i jej rodzina nie mogli pracować dla kogoś kto był zły, prawda? Może gdyby ministerstwo znalazło sposób, to Rose zmieniłaby zdanie i on nie musiałby się czuć tak wewnętrznie rozdarty, empatycznie wyczuwając jakieś napięcie, ale nie mogąc go w ogóle pojąć.
- Ja mogę pomóc. Ja chcę pomóc. Knieja wciąż jest moim domem. - dodał z przekonaniem. Kiedy krogulec będzie zarejestrowany, jego zwiad z powietrza nie będzie zaskakiwał żadnego z funkcjonariuszy. - Wisiorki tak oczywiście, to była czysta przyjemność robić je dla Ciebie. Każdy z nich ma inne zdobienie na krawędzi. Pomyślałem... że tak jest bardziej realistycznie, bo każde drzewo jest w końcu inne. Nie lubię robić wszystkiego takiego sameog. Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie o to? Jeśli chcesz mogę im spiłować te brzegi. - dodał z nieukrywaną obawą, bo w sumie nie omawiali kwestii zdobień.


RE: [28.08 Warownia Longbottomów] Przyjaciół poznaje się w biedzie - Brenna Longbottom - 26.03.2025

Brenna była pewna, że Mabel sto razy bardziej interesowały hipogryfy, a najlepiej to smoki, niż jakieś tam kucyki, ale też nie umiała wyzbyć się pewnych obaw na myśl o siedmiolatce zajmującej się hipogryfem. Samuel dorastał w Kniei, pośród magicznych zwierząt, i dla niego bardziej przerażające były pewnie mugolskie auta czy pociągi niż szpony hipogryfa, ale ona, nawet jeśli dorastająca w cieniu lasu, miała zakodowane, że z czarodziejskimi stworzeniami trzeba postępować ostrożnie… i trochę się bała, że Mabel mogłaby zrobić się zbyt niecierpliwa.
– Och. Wyścig na niedźwiedziach – stwierdziła, unosząc lekko brwi, chociaż nie był to wyraz dezaprobaty, raczej takiego dość umiarkowanego zdziwienia. Umiarkowanego, bo przecież widziała już Norę jeżdżącą na niedźwiedziu, więc czemu mieliby nie organizować sobie wyścigów…? – Hm… Trzeba by spytać dziadka, ale to faktycznie najlepiej, jeżeli zrobi to Erik – oświadczyła, z namysłem pukając palcem w policzek. Jeśli szło o nią, jej to nie przeszkadzało, ale Brennie ogółem mało co przeszkadzało. Nawet gdyby Sam chciał koniecznie tutaj hodować hipogryfy właśnie. – Konia? Nigdy takiego nie spotkałam. Jak się nazywa?
Rejestry animagów swojego czasu sprawdzała z dużą ciekawością, mogła więc słyszeć już o tym człowieku.
– W takim razie najlepiej faktycznie go zarejestrować. Nie będzie problemu, jeśli przemienisz się przy jakimś funkcjonariuszu i będziesz mógł wykonywać zwiad bez problemów. To chyba dobry pomysł, jeżeli nie zbliżysz się do tych istot i zostaniesz w powietrzu… – Mówiła z pewnym wahaniem, bo to wciąż narażało Sama na niebezpieczeństwo. I wcale nie była pewna, czy ich moc nie dosięgnie Samuela i na górze. Ale chciał pomóc. Był dorosły. Nie mogła odsyłać go do kąta jak niepokorne dziecko, zabraniając mu zaangażowania się. – Może ktoś mógłby ci towarzyszyć na miotle? Ja jestem w tym beznadziejna, ale kilka osób, które znam, dalej lata… – dodała z zastanowieniem, bo pokazanie jej tego miejsca było trudne, skoro on zamieniał się w krogulca i śledził je z góry, a ona w wilka, i musiałaby biec dołem, ale użycie mioteł mogłoby pomóc na ten problem. – Przyniosę ci formularze – obiecała, bo tak czy inaczej, od tego należało zacząć.
Gdy mówił o swojej matce, dość instynktownie sięgnęła ku niemu, na moment opierając dłoń na przedramieniu Sama. Spochmurniała trochę, bo czuła, że zna odpowiedź na te pytania: i że jednocześnie nie powinna jej udzielać.
Bo chciała zachować cię dla siebie.
Bo była paranoiczką.
Bo bała się, że wasi krewni mieliby coś przeciwko temu, jak cię wychowuje.
Bo nie chciała, żebyś dowiedział się, że istnieje coś poza Knieją, coś poza jej słowem…
Ale niszczenie pamięci o matce, którą kochał – która na swój toksyczny sposób kochała i jego – nie pomogłoby chyba, a i Brenna czuła, że Sam mógł nie być gotowy do przyjęcia tego.
– Twoja matka ewidentnie ukrywała siebie i ciebie – powiedziała w końcu powoli, bo nie zamierzała kłamać, ale mogła spróbować to ująć jakoś łagodnie i nie dzielić się wszystkim, co przychodziło jej do głowy, a co pewnie wprowadziłoby zamęt do głowy Sama. – Może nie chciała, żebyś postanowił poznać innych członków rodziny. Nie widzę powodów, żebyś nie używał tego nazwiska… I Sam, oczywiście, że się nie gniewam. To miłe z twojej strony. Tworzysz ładne rzeczy, czemu miałbyś nie chcieć, żeby dobrze wyglądały?