Secrets of London
[Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Wyspy Brytyjskie (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=30)
+--- Wątek: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich (/showthread.php?tid=5171)

Strony: 1 2 3


[Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Dearg Dur - 27.09.2025

05.10.1972

Dunwich

[Obrazek: 241638-the-old-town-hall-1020327-vlarge.webp]

Każde z Was przybyło tutaj z innych powodów, wciąż od pierwszych kroków wykonanych na terenie niewielkiej wioski w hrabstwie Suffolk, wasze ciała napełniły się niepokojem.

To była wioska mugolska, którą zdecydowanie ominęła pożoga rebeliantów lorda Voldemorta. Spokój, który przemieszczał się opustoszałymi ulicami zdawał się jednak ledwie pozorny. Szarość przetkana rudą cegłą i intensywnie wgryzające się w nozdrza morskie powietrze powinno dawać wytchnienie, wobec sczerniałych zębów popalonych londyńskich kamienic, instynkt podpowiadał Wam jednak,  że coś w tym miejscu jest bardzo nie tak.

W mieścince nie było zajazdu - ale lokalne Muzeum Zatopione miasto oferowało pokoje, a sąsiadujący z nim pub napitek i coś ciepłego do zjedzenia. Ludzie przemieszczali się oczywiście tymi dwiema na krzyż arteriami zabudowań, wasze racjonalne umysły na prędce składały ich ospałość na karb panoszącej się wkoło jesieni i troski o losy kraju, wobec ogniowego kataklizmu.

Zrządzeniem losu spotkaliście się dopełniając formalności meldunkowych w muzealnej kasie. Z okien niewielkich pokoików umieszczonych na poddaszu widać było niespokojne morze, które przed laty konsekwentnie pożerało miasteczko, sprowadzając je do roli wioski liczącej ledwie setkę dusz. Portier Harris był jednocześnie dumnym dyrektorem i przewodnikiem po niewielkiej wystawie umieszczonej na parterze. Życzliwy siwy staruszek po sześćdziesiątce zdradził wam, że ostatnio Dunwich odżyło z powodu kilkunastu przyjezdnych rodzin - ofiar tej straszliwej pożogi, która spustoszyła kraj.

Zegar z kukułką złowieszczo obwieścił godzinę trzecią. Do zmierzchu pozostało kilka godzin. Pan Harris bardzo prosił, żebyście przybyli do niego najpóźniej o 21, ponieważ nocą zapowiadali sztorm i przemieszczanie się nabrzeżem mogłoby być niebezpieczne.

Tura kończy się 2.10.

Możecie rozejrzeć się po zabudowaniach w poszukiwaniu innych magów, przepytać właściciela muzeum lub posłuchać plotek w miejscowym pubie, sprawdzić sklep rybny w którym zaopatrywała się dotąd Brynja.  Możecie również podjąć inne działania śledcze, zgodne z Waszą inwencją i agendą postaci, służące pozyskaniu Wskazówek. Uwaga: adres korespondencyjny na który Ceolsige wysyłała listy do Poppy nie istnieje. Domy przy tej ulicy kończą się dwa numery prędzej, a dalej są tylko wydmy.

W poście powinna być podkreślona informacja zawierająca przemieszczanie się postaci oraz podejmowane działania.

Fabularny prolog przed Śledztwem:
  • W pierwszym poście opisujecie działania podjęte przed wyjazdem do Dunwich mające na celu zapewnić postaci jedną fabularną Przewagę możliwą do wykorzystania później.
  • Do daty zamknięcia tury możecie wymienić między sobą dowolną ilość postów, aby ustalić tok działania.
  • 3.10 pojawi się podsumowanie Mistrza Gry rozpoczynające 1 Fazę Śledztwa. Fabularnie będzie to godzina 15:15

Zasady 1 Fazy Śledztwa:
  • Rozgrywka odbywa się w trzydniowej turze. Kolejka obejmuje jeden post.
  • Każdy z uczestników będzie miał łącznie 2 kolejki na śledczą robotę i pozyskanie Wskazówek.
  • Jeden post oznacza podjęcie jednej Akcji Śledczej w którą wlicza się tropienie, przeszukiwanie, przeglądanie papierów, rozmowy z mieszkańcami, przesłuchiwanie świadków itp. Akcje te mogą dotyczyć tylko jednej lokacji/interakcji (np. w jednym poście obserwacja pubu, w drugim rozmawianie z ludźmi w pubie).
  • Na jedną Akcję Śledczą przysługują dwa rzuty Cechy adekwatnej do podejmowanych działań. Sukces owocuje pozyskaniem Wskazówki. Niepowodzenie Akcji może, ale nie musi sprowadzać na postać komplikacje.
  • Jeżeli obie osoby chcą podjąć tę samą Akcję Śledczą, jedna z nich nie wykonuje rzutu ale opisuje w jaki sposób fabularnie wspiera działania rzucającego. Rzucający z kolei zyskuje przewagę: wykonuje trzy rzuty, zamiast dwóch - Mistrz Gry bierze pod uwagę dwa wyższe wyniki.
  • Umiejętności Aurowidzenia, Widmowidzenia, Animagii wymaga pojedynczego rzutu na przypisaną Cechę. Rzut ten nie wlicza się do puli Akcji Śledczej. W przypadku Animagii na potrzeby tej sesji przyjmuje się, że przemiana dokonuje się bez zakłóceń, a wynik rzutu determinuje możliwości tropienia zwierzęcej formy.
  • O powodzeniu Akcji podejmowanych przez postaci drugoplanową będzie każdorazowo decydował Mistrz Gry.
Po dwóch turach i zebraniu Wskazówek, gracze będą mieli czas na wspólną nielimitowaną rozmowę (kolejna tygodniowa tura) i podjęcie decyzji, czemu chcieliby się przyjrzeć bliżej. Następna Faza śledztwa po tej dyskusji rozpocznie się fabularnie o godzinie 18:00



RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Henry Lockhart - 27.09.2025

W jakże urokliwej wiosce Dunwich zgryzota musiała być chlebem powszednim mieszkańców. Przyzwyczaili się już zapewne do rybiego odoru, którego nie dało się bliżej określić, głośnego i przeszkadzającego w klarownym myśleniu szumu fal i do tego dziwnego poczucia, że zaraz miało zdarzyć się coś. Henry w życiu nie widział ludzi, którzy tak spokojnie reagowali na takie zjawiska. Musieli posiadać wprost niesamowitą zdolność adaptacji do środowiska.

Woda była tak samo groźnym żywiołem, jak ogień. Oba życiodajne, niezbędne do rozwoju cywilizacji. Jednak... ogień pozostawał gdzieś w górze i tylko czasami schodził na ziemię i siał zniszczenie. Woda natomiast była hegemonem, z niej składała się większość planety i żyjących na niej istot. To ona przykrywała najgłębsze zakamarki świata. Chroniła jego najpilniej strzeżone sekrety.

Kiedy Henry dostał list od Deana, obudziła się w nim nadzieja. Po pracy natychmiast popędził do redakcji mugolskiego The Guardian, spodziewając się, że tam otrzyma najbardziej aktualne informacje o tym, co działo się w mugolskiej wiosce. Nie miał najmniejszego kłopotu z tym, by go wpuścili do archiwum. Przedstawił się jako student dziennikarstwa, który robił kwerendę do pracy zaliczeniowej. W swojej roli był pilny w nauce, zdesperowany i ambitny. Został więc wpuszczony do archiwów i zostawiony tam aż do późnych godzin wieczornych, kiedy to dyżurujący dziennikarz wyprosił go grzecznie i polecił, by przyjść następnego dnia.

Henry'emu udało się prześledzić to, co działo się w Dunwich w okresie ostatnich kilku lat. Zrobił skrupulatne notatki z tego, co udało mu się znaleźć. Nadal miał jednak wrażenie, że miasteczko kryło w sobie coś, czego mugolskie oko nie byłoby w stanie ujrzeć. Magiczny świat nie był idealnie odizolowany. Czasem narzucał temu drugiemu swoją obecność. Niewyjaśnione zjawiska, dziwaczne fenomeny... dla czarodzieja było to lepiej zrozumiałe. Henry spodziewał się więc czegoś, co wcześniej mógł zobaczyć choćby w szkole. Może był to jakiś bogin? Klątwa? Na razie było wiadomo jedno: stanowiło to ogromną szansę na prawdziwe śledztwo dziennikarskie. To sprawiło, że do czasu przyjazdu do wioski, chłopak był cały w skowronkach.

Oczywiście zmieniło się to, gdy minął znak wjazdowy "Witamy w Dunwich". Było to, jakby przeszedł przez jakąś barierę. Ogarnął go niewyjaśniony niepokój i coś sprzecznego. Jednocześnie chciał opuścić to miejsce i zapragnął wniknąć w jego głębię, zjednoczyć się z nim.

Przeszedł błotnistą ścieżką, kierując się w stronę hotelu. Na szyi miał zawieszony aparat fotograficzny, w kieszeniach różdżkę, wieczne pióro, notatnik, fajki i portfel, a w torbie standardowy podróżny zestaw: ubrania na zmianę, kosmetyczkę i książkę do czytywania wieczorami: tomik opowiadań Flannery O'Connor.

Idąc ulicą, wyczuł coś znajomego. Niebezpieczeństwo niemal jego własne, ale nawet i gorsze. Nie... przecież nie mogło jej tu być, prawda? Po co miałaby tu przyjeżdżać? Wiązała się z wodą, ale raczej z rozjaśnioną słońcem powierzchnią, a nie z mroczną głębią. A jednak uczucie jej obecności... i zagrożenia... było wyraźne. Czy to miejsce robiło mu wodę z mózgu?

Kiedy tylko wszedł przyspieszonym krokiem do holu Muzeum, jego podejrzenia się sprawdziły. Stała tam, choć nie wyglądała na zagrożoną. Henry odetchnął z ulgą.

— Brynja… Co ty tu robisz? Jak to możliwe? — spytał, łapiąc przyjaciółkę za ramiona, niemal nią potrząsając.

[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=sUCTmio.jpeg[/inny avek]


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Brynja Nordgesim - 28.09.2025

Miasto budziło się powoli, ale nad wodą życie tętniło od świtu, kiedy Brynja zeszła do pobliskich doków Tamizy, aby zasięgnąć informacji z pierwszej ręki. W powietrzu unosił się ciężki zapach smażonej ryby i soli wysypującej się ze skrzyń z dostawami. Knajpa przy rzece od lat karmiła zmęczonych robotników.

A któż mógł wiedzieć więcej o dziwactwach morza, jeśli nie ci, którzy żyli na jego łasce – emerytowani mugole zaciągnięci do pracy przy żegludze i połowach? Selkie, mimo że sama dostrzegła niepokojące zmiany, pytała przede wszystkim o Dunwich i kursy z Londynu. Odpowiedzi nie brzmiały pocieszająco, kiedy na zadane pytanie, większość mężczyzn tylko kręciło głowami oraz wzdychało.
– Tutaj zapisałem ci jego adres. Oliver Thomas, nasz rybak. Jak ktoś ma wiedzieć, co się dzieje z tymi dostawami, to właśnie on. Nie mam bladego pojęcia czemu żeś się tak uparła na te ryby – powiedział jeszcze parę dni temu jej szef, podając zmiętą karteczkę, którą Brynja następnie schowała w tylnej kieszeni swoich spodni.

Okolice Dunwich, ukryte daleko na północnym wschodzie od stolicy, przywitały kobietę inaczej niż spopielały Londyn. Powietrze było cięższe, niosło w sobie sól i wilgoć, a gdy wciągnęła je głębiej, jedynie zmarszczyła brwi. Brakowało świeżości, krystalicznej czystości Morza, do której przywykła. Zresztą, tego dnia Morze zdawało się odrzucać jej obecność. Oddychało ciężko i obco, fala za falą niosła w sobie odrzucenie. Nie było to jednak samo morze, nie jej Morze. Prędzej czy później będzie musiała zajrzeć na nabrzeże, wiedziała natomiast, że musiała to zrobić we właściwym momencie.

Początkowo planowała prześledzić szlak dostaw, które normalnie obsługiwał największy i mugolski port, spory kawałek od Londynu. Rozsądek jednak podpowiedział, aby nie ryzykować od razu rejsu kutrem rybackim – intuicja mówiła jej, że to nie byłoby mądre. Teleportowała się więc do najbliższego punktu w pobliżu wioski, a stamtąd ruszyła pieszo w stronę zajazdu.

Kiedy dotarła na miejsce, już miała sięgnąć po niewielki dzwoneczek stojący na ladzie, aby wezwać kogoś z obsługi i zameldować się w muzeum. Całe jednak skupienie przerwał uścisk znajomych ramiona. Kobieta drgnęła, a potem uniosła wzrok, żeby spotkać znajome oczy, w których rozpoznała nie tyle zdumienie, co ulgę.
– Na Lokiego, Henry! Wystraszyłeś mnie!
W innym miejscu, w innym czasie, pytanie o to, co oboje tu robili, mogłoby zabrzmieć zupełnie rozsądnie. Odpowiedź była prosta natomiast jak budowa cepa: gdzie były kłopoty, tam zwykle pojawiał się Henry z aparatem. Gdzie był Henry, tam prędzej czy później pojawiała się także Brynja. Jakim zrządzeniem losu spotkali się właśnie tego dnia w tej dziwnej, osnutej mgłą wiosce? Na to pytanie nie potrafiła znaleźć wyjaśnienia.
– Ja… coś dzieje się z Morzem niedobrego. To długa historia – pokręciła głową, a kosmyk ciemnych włosów opadł jej na twarz. Przesunęła dłonią po jego nadgarstku, chcąc uspokoić chłopaka. – Widzę, że i ciebie to miejsce przyciągnęło – dodała ciszej z uśmiechem. Wskazała brodą na aparat zwisający z jego szyi. – Jesteś w pracy? Świat jest mały… Może jeszcze na kogoś znajomego wpadniemy – rzuciła. Sama nie była pewna, czy w tej osadzie spotkanie kogokolwiek poza Henrym mogłoby wróżyć cokolwiek dobrego.


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Ceolsige Burke - 28.09.2025

Szary świt nad Śmiertelnym Nokturnem miał w sobie coś z fałszywej obietnicy. Obietnicy, że dzień zmyje brud i mrok nocy, choć każdy mieszkaniec tej ponurej dzielnicy wiedział, że to tylko złudzenie. Brud i mrok były tu wieczne, wsiąkały w cegły i dusze. Dla Ceolsige Burke ten poranek niósł jednak znak spełnienia obaw, które miała nadzieję okazałyby się bezpodstawne. Ostatni list od Poppy, podziurawiony, rozmazany, dostarczony przez wycieńczoną mewę, był niczym krzyk w ciszy, którego nie mogła zignorować.

Zanim jednak ruszyła w drogę, musiała się przygotować. Już poprzedni list wzbudził jej podejrzenia i nakazał powziąć pewne działania. Teraz jej kroki, pewne i wyważone niosły ją po zaułkach Nokturnu. Jej twarz przybrała wyraz zaciętości jaki towarzyszył jej podczas nocy pożogi. Emanowała czymś co nie akceptowało sprzeciwu. Odwiedziła zaprzyjaźnionego czarnoksiężnika, starego handlarza klątw i uroków, którego wiedza o morskiej magii była równie głęboka i mętna jak wody Morza Północnego. Z jego zakurzonych zwojów dowiedziała się o klątwach, które potrafią uwięzić duszę w powtarzalnym, monotonnym koszmarze, o pieśniach, które wzywają istoty z głębin, by odebrały to, co im należne. "Wellerman", o którym śpiewała Poppy, przewijał się w starych szantach jako postać przynosząca zaopatrzenie, ale w mroczniejszych wersjach był zwiastunem…. Notatki Ceolsige zapełniały się szybko, a do nich dołączył opasły bestiariusz morskich potworów, którego strony pachniały solą i strachem. Obiecała mu próbki czegokolwiek tam znajdzie i ruszyła po swoje rzeczy.

Szybko spakowała się na ten wyjazd do skórzanej torby podróżnej. Komplet ubrań, zwoje, kosmetyki, księga oraz mały niezbędnik narzędziowy, bez którego nigdy nie ruszała na eskapady. Ćmiąc fajkę na wierzch wrzuciła jeszcze worek z tytoniem.

Przyjrzała się sobie krytycznie jeszcze raz w lustrze. To wioska mugoli. Przypomniała sobie, ponownie oglądając swoją postać. Długa czarna spódnica do połowy łydki, burgundowa koszula z kołnierzykiem na szyję, owinięta butelkowo zieloną apaszką spiętą miedzianą broszką z kremowym opalem. Całość okrywał taliowany, czarny wełniany płaszcz z chabrowym podszyciem. Na nogach miała zwyczajowe czarne buty na niewielkim obcasie. Na tyle, na ile rozumiała mugoli strój nie powinien jej niczym wyróżniać a długie poły płaszcza będą maskować wszelkie objawy różdżki ukrytej w kieszeni spódnicy.

Nie zwlekając dłużej zabrała torbę i na swojej zaufanej, składanej miotle, opuściła smród i zgiełk Londynu. Lot był chłodny i oczyszczający, ale nie zdołał rozwiać niepokoju, który osiadł w jej sercu. Wylądowała w niewielkim miasteczku niedaleko Dunwich, by nie wzbudzać podejrzeń. Swoje przybycie do samej wioski zgrała z przyjazdem przedpołudniowego autobusu, wysiadając z niego z miną turystki, gotowej na odkrywanie uroków prowincji.

Uroki jednak szybko prysły. Kiedy stanęła na końcu ulicy w podmuchach morskiego wiatru, który szarpał materiał jej stroju i zaganiał blond loki na twarz, która teraz zmartwiona wpatrywałą się w szarą wydmę, w miejscu gdzie powinien być dom. Adres, na który wysyłała listy, okazał się fikcją. Ulica kończyła się dwa numery wcześniej, a za ostatnim domem rozciągały się już tylko szare, smagane wiatrem wydmy. Morze huczało w oddali niczym dzikie zwierzę.

Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Sprawa była o wiele gorsza, niż sądziła. Nie tracąc czasu na dalsze poszukiwania, skierowała swoje kroki do jedynego miejsca, które oferowało nocleg – lokalnego Muzeum "Zatopione miasto". Szybko zebrała się w sobie by powrócić do roli turystyki na ekscentrycznej wycieczce. Jedynie pośpiech i sztywność jej kroków wskazywały, że wewnętrznie jest zdenerwowana.

I wtedy, przy ladzie recepcyjnej, los postawił na jej drodze znajome twarze. Brynja Nordgesim, jej młodsza kuzynka o spojrzeniu wiecznie poszukującym kłopotów, oraz Henry Lockhart, młody fotograf, który kiedyś, w desperacji, zastawiał u niej rodową biżuterię. Zaskoczenie ich widokiem trwało może pół sekundy zanim idealny uśmiech radości podszyty starannie ukrywaną ulgą wypłynął na jej twarz.

– Brynja! Henry! Co za niespodzianka! – Głos Ceolsige był melodyjny i pełen radości, która natychmiast rozładowała napięcie. – Świat jest naprawdę mały. Skoro już wszyscy tu jesteśmy, to koniecznie musimy się spotkać, jak tylko się rozpakujemy. Wymienimy się plotkami z wielkiego miasta, co wy na to? Nie możemy przecież pozwolić, by to urocze miejsce nas zupełnie pochłonęło, prawda? – Puściła do nich oko, a jej propozycja zabrzmiała bardziej jak serdeczne zaproszenie niż, któremu zazwyczaj nie sposób było odmówić. - Ciekawa jestem waszych pierwszych wrażeń i odczuć z atmosfery wioski. - Ostatnio zdanie wypowiedziane było pozornie w tym samym nastroju  ale, krótki grymas powagi jaki przeciął jej twarz oraz twardszy ton wypowiedzi sugerował drugie dno.

Szybko dopełniła obowiązków meldunkowych. W rozmowie z portierem, panem Harrisem, Ceolsige była ucieleśnieniem uprzejmości i wdzięku. Jej uśmiech był ciepły, a pytania zdawały się być jedynie wynikiem niewinnej ciekawości. Nikt nie domyśliłby się, że pod tą fasadą kryje się umysł analityczny, który właśnie układał plan działania wobec dziwnego zagrożenia, którym wibrowałą osada.



W niewielkim pokoiku na poddaszu Ceolsige nakreślała swoją sytuację dwójce nieoczekiwanych towarzyszy. W jej ustach co i raz lądowałą fajka rozsiewając aromatyczny ale gryzącyc zaopach tytoniowego dymu. Pokoik był skromnie wyposarzony. Łóżku na którym siedziała Ceolsige, dwa krzesła, fotel stolik i szafa były chyba całym wyposażeniem.

Ceolsige spoglądała badawczo na swoich słuchaczy podczas krótkiej opowieść. Opowieści o listach i o niewielu informacjach jakie miała. - Moje listy najwyraźniej nigdy do niej nie dotarły. Ulica kończy się dwa numery wcześniej gubiąc się pośród szarych wydm. - W jej wypowiedzi nie dało się wyczuć jej wewnętrznego zdenerwowania zamaskowanego przez maskę uprzejmego profesjonalizmu. Zaczerpnęłą delikatnie oddechu razem z dymem z fajki, której ustnik wetknęła między wargi. Z niewielkiego stolika pokoiku wzięłą wczęsniej ułożone listy Poppy i wyciągnęła je w stronę Brynji i Henrego zachęcając do przejrzenia. - W tej wiosce czai się coś groźnego. Widzę jednak, że jesteście już tego świadomi. Jakie wiatry was tu przywiodły?


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Henry Lockhart - 29.09.2025

[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=sUCTmio.jpeg[/inny avek]
Coś było nie tak z morzem i najwyraźniej koncentrowało się w tej wiosce. Czy każdy rozsądny czarodziej w tym wypadku wezwałby aurorów? Zapewne. Jednak miejsce to nasuwało na myśl przeróżne scenariusze. Przecież gdyby pojawili się tu aurorzy, to coś, co czuli z Brynją, mogłoby się zakamuflować. Być może to ich więź skłaniała ich do głębszej percepcji Dunwich. Wzajemne poczucie niebezpieczeństwa, zupełnie jak lustro, w którym dopiero można było zobaczyć straszliwą prawdę.

Nie spodziewał się Ceolsige Burke, rozpromienionej tak, jakby miasteczko nie zrobiło na niej wrażenia. Szczęściara. A może to Nokturn przyzwyczaił ją do tego poczucia niepokoju w tym stopniu, że przestała w ogóle je zauważać? Tak, jakby to był jak szum pieca lub przelatujące nad domem samoloty. Dla niedoświadczonych stanowiły niedogodność, dla przywykłych zaś normę. Jednak nie... w jej głosie było coś poza tym. Nuta niepewności, powagi, wszystko jednak skryte pod maską.

Przeszli do pokoju Burke, a po drodze Henry podrzucił bagaże do własnego lokum. Dziewczyna dostała pokój na strychu, on natomiast był piętro pod nią. Dostał mały pokoik z odłażącą ze ścian tapetą i skrzypiącą podłogą. W całym muzeum czuło się wilgoć, również w samych kwaterach dla gości. Coś od tego musiało już zgnić w tych ścianach, a pleśń zatruwała płuca nie mniej niż dym Spalonej Nocy.

Ogień i woda. Znów przeciwieństwa niebezpiecznie zbliżały się do siebie.

Usiadł na krześle w pokoju Burke, wysłuchał jej historii. Listy wysyłane z miejsca, którego nie było, a ich treść... niepokojąca. Mrożąca krew w żyłach. Na pierwszy rzut oka można by było to uznać za notatki dziewczyny szalonej. Niespełna rozumu. Teraz jednak sytuacja wyglądała inaczej. W Dunwich szaleństwo stanowiło przykrą normalność.

– Ja jestem tu w pracy. Zastępuję kolegę, który miał zbadać to miejsce, napisać coś o nim – wzruszył ramionami. – Wielka szansa na dziennikarskie wybicie się, nie? No, ale nie może być łatwo. Nie wiem, czy wy też to czujecie.... Ten niepokój. Jakby zaraz miało się coś stać. I to, że jednocześnie chciałoby się stąd uciec i zostać tu na zawsze – może on też oszalał? Nie wiedział, czy nawet da się tak szybko... – No dobrze, Brynju... Mówiłaś coś o Morzu. Jeśli złożymy nasze informacje razem, może dowiemy się choć odrobinę więcej.


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Brynja Nordgesim - 29.09.2025

Gryzący dym tytoniowej fajki Ceolsige nie był jedynym powodem, dla którego atmosfera w pokoju na poddaszu była ciężka. Ten dziwny zapach ryb towarzyszył jej od przyjazdu z Londynu, a Brynja odnosiła wrażenie, że ów zapach przybrał kształt, zmaterializował się w niewidzialną obecność i usiadł obok nich na krześle. Sączył się przez ściany, powietrze oraz samą skórę selkie.

Na słowa przyjaciela, dziewczyna odsunęła od siebie jedną z pożółkłych kartek, powiodła spojrzeniem po twarzach zgromadzonych. Płomień lampy zadrżał w kącie pieszczenia.
— Okonie morskie mają oczy tam, gdzie nie powinny — powiedziała krótko. Taką odpowiedź dała tym, którzy pytali o powód jej obecności. Listy, sieci, skrzynie pełne ryb… Jednak to nie same ryby były najgorsze, w związku z czym zaczęła tłumaczyć: — Z reguły rybacy łowią to, co daje Morze. Raz dostatek, raz głód. Tak było od zawsze, prawda?  Ale Morze nie kpi. Nigdy nie dawało stworzeń z trzecim okiem ani płetwami, które przeczą samej naturze — głos selkie stwardniał. — Od dawna przyjmuję dostawy, w których mięso pachnie… czymś… — czymś starszym.
Czymś, co nie powinno mieć imienia.
Czymś, co może nie miało imienia ludzkiego. Brynja natomiast wyczuwała obecność wrogą i słyszała mocniej prośbę o pomoc. — Trudno mi to opisać. Nie jest to zapach ani zgnilizny ani czarnej magii.

Przyciąganie i odpychanie, a Morze nie było zwykłym morzem. Oparła się wygodniej na krześle, przesuwając spojrzeniem jeszcze raz po listach Poppy. — Mam adres naszego dostawcy. Niedaleko muzeum. To on był głównym celem mojej podróży tutaj… zanim spotkałam was.
Poza tym musiało to dziwnie zabrzmieć z jej ust. Jak słowa szaleńca, który rozmawiał z falami, ale czy nie o tym właśnie mówiła Ceolsige? O pieśniach, które wabiły i przeklinały? Brynja uświadomiła sobie, że dłonie trzymała mocniej splecione na kolanach. Rozluźniła je, a następnie odchrząknęła, aby przerwać własne zamyślenie. — Jeśli chcemy dowiedzieć się, co tu naprawdę się dzieje, musimy iść na brzeg. Może tam znajdziemy trop, który wyjaśni te listy. Ale na pewno nie samemu — spojrzała wymownie na Henry’ego, potem na kuzynkę.


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Ceolsige Burke - 30.09.2025

Gęsty, aromatyczny dym unosił się z dębowej fajki Ceolsige, tworząc powolne, leniwe kręgi w ciężkim powietrzu pokoju. Słuchała w skupieniu, nie przerywając, a jej spojrzenie wędrowało od zaniepokojonej twarzy Henry'ego do napiętej postawy Brynji. Sprawiała wrażenie, jakby każde słowo, każdy gest był przez nią skrupulatnie ocenianny i katalogowany. Kiedy Henry mówił o szaleństwie i niepokoju, który jednocześnie odpychał i przyciągał, jej błękitne oczy zwęziły się nieznacznie, jakby próbowały dostrzec kształt niewidzialnego wroga. Szybkim spojżeniem jeszcze uwazniej oceniła postać Henrego. Mimowolny delikatny, niemal niezauważalny grymas na chwile przebiegł jej twarz. Gdy Brynja opisywała zmutowane ryby i zapach czegoś prastarego, Ceolsige powoli, niemal niezauważalnie, skinęła głową, a w kąciku jej ust pojawił się cień zrozumienia. Zmieniła dłoń i przesunęła fajkę na lewą połowę twarzy.

Dopiero gdy oboje zamilkli, a w pokoju zapanowała cisza przerywana jedynie szumem wiatru za oknem i cichym pykaniem fajki, Ceolsige zabrała głos. Jej ton był spokojny, rzeczowy, niczym głos doświadczonego rzemieślnika oceniającego skomplikowany mechanizm.

– Poruszanie się po wiosce za dnia nie powinno stanowić problemu – stwierdziła, wypuszczając z ust idealnie uformowane kółko dymu. – Mieszkają tu sami mugole. Bezbronni i ślepi na rzeczy, które dla nas są oczywistością. Kiedy kierowałam tu Poppy, nic nie wskazywało na jakiekolwiek zagrożenie. Spodziewam się czegoś subtelnego. Czegoś, co Poppy sama przegapiła, wplątując się weń powoli, sieć po sieci.

Zamilkła na chwilę, pozwalając, by jej słowa zawisły w powietrzu. Wstała i podeszła do niewielkiego okna na poddaszu, z którego roztaczał się widok na szare dachy i wzburzone morze w oddali. Oparła się o framugę, a jej sylwetka odcięła się na tle ponurego krajobrazu. Patrzyła na wioskę, na jej ciasne uliczki i domy, które zdawały się tulić do siebie w strachu przed bezmiarem wody. Kolejne pyknięcie fajki przerwało ciszę.

– Wasze tropy wydają się zazębiać – odezwała się w końcu, nie odwracając wzroku od panoramy Dunwich. – Brynju, masz adres dostawcy. Henry, masz pretekst, by zadawać pytania. Powinniście pójść tam razem. Zobaczyć, co uda wam się odkryć, podążając śladem tych zniekształconych ryb. - Mimo że wyglądała na zamyśloną głos nadal niósł ton uprzejmego profesjonalizmu.

– Ja w tym czasie spróbuję nawiązać nić porozumienia z naszym gospodarzem, panem Harrisem. Zbadam historię tego miejsca, przejrzę muzealne archiwa. Każde szaleństwo ma swoje korzenie. - Jej głos, choć spokojny, miał w sobie nutę ostateczności. Jakby właśnie podjęła nieodwołalną decyzję. Ton tej wypowiedzi wyraźnie odstawał od jej dotychczasowego sprawaijac wrażenie jakby wypowiedź dotyczyła czegos poważniejszego niż treść mogłaby wskazywać.

Odwróciła się od okna, a na jej twarz powrócił wyraz uprzejmego profesjonalizmu, choć w oczach tlił się chłodny błysk determinacji.

– Spotkajmy się później, zanim zacznie się ściemniać. Przyjrzymy się tej nieistniejącej ulicy i wydmom. Co wy na to? - zapytała po wyjęciu z usta fajkę i wypuszczając dziwnie skrzywione kółko dymu.


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Henry Lockhart - 01.10.2025

[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=sUCTmio.jpeg[/inny avek]
Znał doskonale to, o czym mówiła Brynja. Gustował przecież w literaturze, która wyciągała na wierzch prastare lęki, bóstwa zamieszkujące dna mórz... Wiadomo było, jak kończyły się takie historie: śmiercią lub szaleństwem. Lecznica dusz już tylko czekała na ich przybycie.

Burke okazywała największą odwagę lub rzeczywiście była mniej wrażliwa na działanie obecnej tu mocy. Dobrze było mieć w drużynie taką osobę, bo to dzięki niej Henry zmusił się, by myśleć trzeźwo. Na ile to było oczywiście możliwe...

– Jesteś pewna, że chcesz iść sama? – zapytał, bo sam byłby zlękniony wizją chodzenia po Dunwich w pojedynkę. Ale skoro ona miała zostać, a oni wyjść... Może w Muzeum była bardziej bezpieczna niż na zewnątrz? Chociaż z drugiej strony... Henry kojarzył motyw "nieswojego", "unheimlich", "uncanny". Czemu mieli się łudzić, że miejsce, gdzie spali, było bardziej bezpieczne niż reszta tego miasteczka?

Jednakże jeśli chcieli się czegokolwiek dowiedzieć, rzeczywiście trzeba było podejść do sprawy od kilku frontów. Henry był przecież tutaj dziennikarzem, zupełnie tak jak marzył. A swoim doświadczeniem z literaturą grozy, mógł naprawdę skrupulatnie opisać to miejsce. Dlatego należało powściągnąć lęk.

Przytaknął więc i spojrzał na Brynję, szukając aprobaty. Ona również musiała być zdeterminowana, by uratować to, co było dla niej drugim domem. A Henry wolał być obok niej. Nie tyle czuł się przy niej bezpieczniej, o ile bez niej bał się jeszcze bardziej.

–  Rozpytam mieszkańców w okolicy, sprawdzę, czy można podejść do nich jako dziennikarz, czy raczej jakoś ich oszukać. Nie każdy z chęcią rozgaduje się przed mediami.


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Brynja Nordgesim - 02.10.2025

— Mam złe przeczucia co do tego miejsca — przyznała Brynja po wysłuchaniu pozostałej dwójki, kiedy jednocześnie obserwowała, jak na szybie osiadły grube krople deszczu. — Ale od czegoś zacząć musimy. To dobry pomysł — czy to Nokturn, czy własny upór nauczył Burke wytrwałości, Nordgesim nie wiedziała. Ostatecznie przyjęli jej plan. — Ceo, podejrzewasz coś konkretnego? — spytała jeszcze kuzynkę, pozwalając, aby jej spojrzenie tym razem zatrzymało się na smukłej sylwetce Ceolsige odcinającej się na tle okrągłego wycinka nieba. Każdy wypadał bardzo ładnie na niebieskim kolorze — nawet tak wyjątkowo pochmurnym.

Martwiła ją sprawa zaginięcia Poppy. Tego nie dało się ukryć. Poza tym, niepokój selkie tętnił pod żebrami, stając się nieproszonym gościem w jej własnym ciele. O ile zagadką było nie samo zniknięcie dziewczyny, problematyczny był fakt, że doszło do tego właśnie w Dunwich  — wiosce na tyle malutkiej, aby każda nowa twarz odbiła się echem w rozmowach mieszkańców chociaż raz.
— Nie może tu żyć więcej niż setka ludzi — dodała i zmarszczyła brwi. — Trudno żeby mieszkańcy nie znali się wzajemnie. Jeśli Poppy naprawdę miała na co dzień styczność z sieciami, ktoś musiał ją widywać. W sklepie rybnym, na nabrzeżu, przy kutrach. To nie jest praca, którą można wykonywać w…— urwała. Kobieta uniosła spojrzenie na Henry’ego. — Możemy z Henrym popytać o Poppy. Ktoś musi pamiętać ostatni dzień, w którym ją widziano.
Selkie wstała, poprawiła kołnierz swojej kurtki, aby wreszcie wyrwać się z ciężkiego zapachu tytoniu i zatęchłej wilgoci. Ta ostatnia z reguły bardzo rzadko jej przeszkadzała, w Dunwich była nie do zniesienia. Jej dłoń powędrowała do kieszeni, w której trzymała karteczkę ze spisanym adresem rybaka. Niewielki skrawek papieru zdawał się w tamtym momencie ważyć tyle co kamień.
— Dziennikarz brzmi groźnie, ale ciekawski turysta? Ktoś, kto chce napisać o urokach prowincji? – uśmiechnęła się do przyjaciela. Dawno nie widziała go w akcji. — Może ktoś to kupi.


RE: [Jesień 72, 5.10 Brynja, Ceolsige, Henry] Zgryzota w Dunwich - Dearg Dur - 03.10.2025

Rozmawiali, a morze akompaniowało cicho ich słowom przedzierając się przez szczelne na słowo honoru drewniane okiennice zdobne łuszczącą się bladą w turkusie farbą. Ich spojrzenia się skrzyżowały, na moment na chwilę, uśmiechy zastygły na twarzy, ostatnim miejscu spokoju, nim ich napięte dusze, nim ciekawskie umysły miały być obmyte słoną wodą. Trzymali wiedzę zgromadzoną jeszcze Londynie przy piersi - mugolskie rewelacje ze wschodniego wybrzeża, opowieści ludzi morza i tych, którzy sczytywali je z zakazanych manuskryptów oczernionymi wiekiem i doświadczeniem kościstymi palcami.

Patrzyli na siebie i przyszła do nich niechciana myśl, jakby stało się ciemniej, jakby całun szarości okrył percepowaną przez nich rzeczywistość. Ołowiana zasłona chmur formującego się sztormu nie niosła ze sobą nadziei, podobnie jak trzeszczące gałęzie smagane wzmagającym lodowatym wiatrem. Nadziei musieli szukać w sobie, ale jako ocaleńcy Spalonej Nocy mieli już w tym wprawę. Czy przyda im się podczas starcia z innym żywiołem?

Zmrok jeszcze nie nadchodził, minął ledwie kwadrans, ale czas nieubłaganie mijał, a kukułka czekała by znów wyskoczyć i kto wie, mimo swojej drewnianej egzystencji otulić się własnym symbolizmem i w przydanej naturze lekkości zwiastować cudzą śmierć...

Pora było im wyruszyć w drogę. Użyć swoich zmysłów, giętkich słówek, a może i magii, by podjąć choć próbę zrozumienia tego cóż było zgryzotą Dunwich...

Tura trwa do 6.10

Proszę Was o opisanie i wykonanie rzutu na pierwszą Akcję Śledczą zgodnie z zasadami umieszczonymi w pierwszym poście

Zadeklarowanie użycia pozyskanej przez Was wiedzy w Londynie daje Przewagę do rzutu (jedną dodatkową szansę), ale można wykorzystać ją tylko raz.