![]() |
[10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Ulica Pokątna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=19) +--- Wątek: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje (/showthread.php?tid=5208) Strony:
1
2
|
[10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Ceolsige Burke - 07.10.2025 10.09.1972 poranek tuż po śniadaniu, dom Lazarusa Lovegooda
Kobieta kroczyła szybko i pewnie po uliczce. Obcasy butów stukały po bruku a długa czarna spódnica szeleściła i łopotała przy każdym kroku. W powietrzu wciąż unosił się ostry, nieprzyjemny zapach spalenizny, który drażnił nozdrza nawet teraz. Niby przypadkowo i nonszalancko poprawiała bujane wiatrem blond kosmyki, delikatnie strzepując z nich osiadający, szary popiół, kręcąc przy tym głową. Jej spojrzenie, jednak przy każdej okazji czujne obserwowało okolicę. Nie przyglądała się już zniszczeniom ostatnich wydarzeń – ruiny zdążyły już spowszednieć, wpisując się w krajobraz, krzyki przeszły w szlochy lub zupełnie już ucichły. Teraz wyglądała potencjalnych zagrożeń, nie tylko ze strony ludzi ale także ze strony uszkodzonych budynków. Poprzedniego dnia kilkukrotnie musiała uskakiwać przez osuwającymi się dachówkami. Zatrzymała się na chwilę spoglądając na budynek, który był celem jej wędrówki. Nie wyglądał na zniszczony. Poprawiła torbę na ramieniu i mimowolnie pogłaskała połę czarnego płaszcza, z pod którego czuła w kieszeni spódnicy znajomy opór różdżki. Podeszła do drzwi, podniosła dłoń by knykciem zastukać w materiał. PUK Zamarłą na chwilę, kiedy drzwi odchyliły się delikatnie do środka. Szybko jeszcze raz spojrzała na boki. Rozpięła płaszcz odsłaniając butelkowo zieloną koszulę spiętą pod szyją kremową broszką. Wyjęła z kieszeni różdżkę i opuściła ją luźno w dłoni wzdłuż ciała. Z westchnieniem wyrażającym pewnie zniechęcenie i znużenie, przybrała na twarz wyraz typowy dla zwykłych uprzejmych odwiedzin znajomych. Zastukała wolną ręką jeszcze kilka razy do drzwi a następnie odchyliła je szerzej do środka. - Lazarusie, mam nadzieję, że to w oczekiwaniu na moją niespodziewaną wizytę. - Jej głos był melodyjny, głośny i zadziorny. Mógłby należeć do wścibskiej koleżanki, która nie przestrzega granic, a której nikt nie potrafi wyprosić. Rola jaką przyjęła już chyba bardziej ze zmęczenia przesadną ostrożnością ostatniego dnia i nocy. Czujnie zlustrowała wnętrze domu Ministerialnego urzędnika wyglądając oznak zagrożenia lub kłopotów. RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Lazarus Lovegood - 07.10.2025 Wstyd powiedzieć, ale pierwszy dzień po pozornym kolapsie dotychczasowego porządku społecznego w magicznym Londynie, Lazarus Lovegood w większości zwyczajnie przespał. Kilkunastogodzinny dzień pracy, zakończony opanowywaniem kryzysu, a następnie przebijanie się nocą przez ogarnięte chaosem miasto okazały się silniejsze, niż jego bezsenność. Gdy wreszcie zwlókł się z łóżka, niewielka już reszta dnia upłynęła na upewnieniu się, że jego najbliżsi żyją. Nieprzyjemny zapach, wypełniający mieszkanie, zarejestrował tylko jakimś skrawkiem umysłu i początkowo złożył na karb unoszącej się w powietrzu w całym Londynie sadzy i dymu. Rankiem 10 września jednak przez otwarte okno wpadły pierwsze powiewy naprawdę świeżego powietrza, a Lazarus uchylił drzwi na korytarz, by wymusić trochę przeciągu i wywiać smród spalenizny. Nic to jednak nie dało, mimo wyczuwalnego ruchu powietrza. Kończąc poranną kawę i papierosa, klątwołamacz zorientował się, że coś jest nie tak. W pierwszym odruchu sprawdził terraria. Pająki były tak samo nieporuszone sytuacją, jak poprzedniego dnia, kiedy z pomocą ”Pierwszej pomocy przeduzdrowicielskiej” potraktował każdego z nich najprostszym opisanym w książce zaklęciem diagnostycznym. Dolał obu zwierzakom wody do miseczek, wyczyścił zaklęciem zabrudzone szkło terrariów i podawał właśnie pęsetą tłustego karaczana Lethe, gdy doskonale widoczne z pokoju drzwi wejściowe otworzyły się i stanęła w nich Ceolsige z różdżką w dłoni. Lazarus odwrócił głowę w jej stronę, sięgając po własną różdżkę, gotów do obrony - nie powinien był zostawiać otwartych drzwi! - ale opuścił ją, widząc znajomą twarz i tylko niedbałym machnięciem rozproszył utkane naprędce na podłodze przedpokoju zaklęcie ochronne. Ulga, bo po tym, czego naoglądał się dwie noce temu, umysł podsuwał mu dziesiątki gorszych możliwości, niż nieoczekiwana wizyta znajonej. Irytacja, bo wciąż była to oburzająca inwazja jego prywatnej przestrzeni. Doskonale spodziewana po Burke, jak się nad tym zastanowić. - Nie, nie spodziewałem się ciebie. Chciałem trochę przewietrzyć - powiedział spokojnie. Schował różdżkę do kieszeni i łagodnym ruchem pęsety zagonił z powrotem do terrarium pająka, który badał już odnóżami jego zewnętrzne krawędzie. - Witaj - dodał poniewczasie. Ceolsige nie miała zwyczaju wpadać bez zapowiedzi, ale czy jakiekolwiek zwyczaje miały jeszcze sens, w świetle ostatnich wydarzeń? Lazarus miał nadzieję, że nie sprowadza jej utrata własnego domu. - Zamknij drzwi. To bezcelowe. Zaczynam podejrzewać, że ten zapach nie jest… naturalnym zjawiskiem. Dym z wypalonego wcześniej papierosa na chwilę uczynił unoszący się w mieszkaniu swąd nieco znośniejszym, ale szybko uległ intensywnemu smrodowi spalenizny. W normalnych warunkach ktoś, kto przebywał w nawet najbardziej nieprzyjemnym zapachu, po paru minutach przestawał go czuć. Atmosfera mieszkania Lazarusa, teraz, kiedy nie był śmiertelnie zmęczony i miał przestrzeń na zajęcie się własnymi potrzebami, nie dawała o sobie zapomnieć. RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Ceolsige Burke - 08.10.2025 Ceolsige zarejestrowała szybkie uniesienie różdżki i równie nagłe, niedbałe rozproszenie zaklęcia ochronnego. Na moment uniosła lekko prawy kącik ust, a jej spojrzenie zatrzymało się na ułamek sekundy na fragmencie podłogi, gdzie przed chwilą zniknęła słaba poświata magii. Był to gest, który mógłby umknąć uwadze, świadczący o lekkim rozbawieniu lub cichym komentarzu: Och, naprawdę? Jakby gest Lazarusa mógłby być skierowany przeciwko niej, a nie temu czego oznak sama wyglądała. Głos Lazarusa był spokojny, ale ton, w jakim przyjął jej wizytę, nie pozostawiał wątpliwości co do jego irytacji. Paserka jednak była zbyt zmęczona, by brać to do siebie, a świadomość skali tragedii jaka dotknęła magiczny Londyn budziła w niej większe pokłady zrozumienia. Z gracją wsunęła się do środka, ruchem nogi zamykając drzwi za sobą. Czujne oko mogłoby dostrzec jak jej postawa, dotychczas napięta od marszu i czujności, niemal niezauważalnie, nieco się rozluźniła. Jej spojrzenie przesunęło się od podłogi ku sufitowi, badając każdy kąt pokoju. Było w tym coś bardziej przenikliwego niż zwykłe zaciekawienie zawartością regałów lub terrariów. Dopiero po tej inspekcji, jej oczy płynnie spoczęły na klątwołamaczu, jakby był pasującym elementem krajobrazu. Jej twarz rozjaśnił uprzejmy, łagodny uśmiech, którym często obdarzała klientów. Uśmiech, który niósł wrażenie szczerego zadowolenia z czyjegoś widoku. Po tym, jak już z lustrowała pomieszczenie i jego właściciela, jej dłoń, w której spoczywała różdżka, uniosła się nieznacznie. - Dzień dobry Lazarusie. Wybacz moje odwiedziny bez zapowiedzi. - W miarę jak płynnie fajka, worek z tytoniem i niezbędnik zaczynały orbitować wokół różdżki jej poza płynnie się zmieniała. Ton głosu, wyraz twarzy i delikatna gestykulacja powróciły płynnie do wrażenia profesjonalnej uprzejmości, która była bliższa ich zwyczajowym wzajemnym kontaktom. - Płomienie, popioły i dym nie służą ptasim skrzydłom. - Płynne, niemal niedbałe ale prawdziwe wyjaśnienie. Szczypta tytoniu powędrowała do komina fajki a niezbędnik zaczął ją odpowiednio ubijać. Magiczny rytuał szykowania fajki wydawał się w ogóle nie zaprzątać uwagi czarodziejki. - Przepraszam, za poranną porę. Miała nadzieję, że złapię chwilę twojego czasu znaim wezwą Cię ministerialne obowiązki. Licze, że nie przeszkodziłam w śniadaniu. - Nabita fajka wylądowała płynnie w wyciągniętej dłoni, prosty gest różdżką odesłał resztę zestawu do kieszeni płaszcza. - Z żalem muszę przypomnieć, że po takiej pożodze swąd w okolicy będzie się unosił prze kilka dni, a nawet tygodni. - niedbale zatoczyła koło dłonią z fajką. - Sprawdzałeś może stan ścian? W wielu domach pojawiły się na nich mniej lub bardziej dziwaczne zacieki, które po wyczyszczeniu lub usunięciu powracają na miejsce wypełniając pomieszczenie ponownie aurą pożaru i rozkładu. RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Lazarus Lovegood - 08.10.2025 Czy położone na podłodze przedpokoju zaklęcie i nieco nerwowa reakcja Lazarusa na gościa były przejawem paranoi? On sam wolał określenie “daleko posunięta ostrożność”. Rozsądna i całkowicie uzasadniona, oczywiście. Otaksował czarownicę spojrzeniem. Nie wyglądała na uszkodzoną ani nawet specjalnie poruszoną niedawnymi zdarzeniami, przynajmniej w tym zakresie, który był w stanie obserwować. A więc prawdopodobnie poszukiwała merytorycznej dyskusji. Jego niezadowolenie stopniało. To dobrze. Z tym mógł pracować. Kąciki jego ust drgnęły, układając się w nieco przyjemniejszy wyraz - jeszcze nie uśmiech, ale już niedaleko. - Nie wezwano mnie do pracy - stwierdził krótko. Z pewnością przez cały weekend wielu pracowników Ministerstwa odbierało wezwania do pilnego stawienia się na stanowisku, żadne jednak nie dosięgło akurat jego. Być może ktoś miłosiernie oszczędzał tych, którzy pracowali podczas samego pożaru. - Usiądź - zaprosił ją - Nigdy jeszcze nie przekroczyłaś moich progów nie mając nic dla mnie do… rozwiązania. Podejrzewam, że i dzisiaj nie przyszłaś tu gnana wyłącznie troską. Tym razem lekki uśmiech faktycznie zagościł na jego twarzy. Klątwołamacz rozejrzał się po własnych ścianach i suficie, w istocie oszpeconych czarnymi zaciekami. - Zapach spalenizny jest gorszy w środku, niż na zewnątrz. Próbowałem wietrzyć, a ściany oczyścić translokacją. Bezowocnie, jak widać - machnął ręką, wskazując nieokreślonym gestem na otoczenie - Sugerujesz, że to zacieki są… przyczyną? To były fakty. Nie miał jeszcze czasu samemu zastanowić się nad naturą tego efektu, ale to, co mówiła Ceolsige, miało sens. - Nie stwierdziłem śladów niczyjej obecności po… piątkowych wydarzeniach. Mieszkanie było zamknięte, okna również. Wydajesz się zaznajomiona z tym zjawiskiem. Widziałaś już coś takiego? Spojrzał na kobietę, domyślając się odpowiedzi, ale chcąc usłyszeć szczegóły. Bariera antymagiczna, którą ustawił otwierając szeroko okno, przepuszczała chłodne, wrześniowe powietrze, ale wytłumiała uliczny gwar i zapewniała bezpieczeństwo od zaklęć i ciał stałych - na wypadek, gdyby ktoś chciał wrzucić coś do środka. Nie stosował takich środków ostrożności jeszcze do wczoraj. Przewiew rozrzedzał wypełniający mieszkanie zapach tylko na krótką chwilę, podobnie, jak wonny dym z fajki Burke. RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Ceolsige Burke - 08.10.2025 Na propozycję, by usiadła, Ceolsige skinęła dyskretnie i łaskawie głową. W tej samej chwili wykonała szybki, acz precyzyjny ruch różdżką, a z komina fajki wystrzelił niewielki, biały płomień, zapalając tytoń z cichym syknięciem. Odesłała różdżkę do kieszeni spódnicy, a z idealną gracją osunęła się na wskazany fotel, przeplatając nogę na nogę w pozie pełnej uważnej elegancji. Pierwsze zaciągnięcie się dymem z fajki sprawiło, że jej postawa stała się jeszcze bardziej opanowana. Spojrzała na Lazarusa, w jej oczach malowało się szczere zaciekawienie pomieszane z uprzejmym wyczekiwaniem. – Oczywiście, że nie. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni – odparła gładko na jego uwagę o braku „prezentów” do rozwiązania. – Wdzięczna wiec jestem za przywilej zagospodarowania kawałku twojego poranka. - było w tym trochę niewinnej przekory. Gdy Lazarus podniósł wzrok na swoje ściany i potwierdził nieskuteczność Translokacji, na jej twarzy pojawił się wyraz uspokajającej powagi. Delikatnie uniosła fajkę w geście potwierdzenia. – Tradycyjnie staram się nie sugerować niczego na wstępie by nie zaburzać świeżej inwencji specjalisty. – powiedziała, po czym wypuściła w powietrze idealne, pełne kółko gęstego, wonnego dymu, który unosił się, powoli rozpraszając się w kierunku okna. – Niemniej sprowadza mnie do Ciebie sprawa, której niezwykłą naturę podejrzewasz. Skrzyżowane nogi poruszyły się nieznacznie, a czarny materiał spódnicy szeleścił przy ruchu. – Te czarne zacieki i towarzyszący im swąd wydają się dotykać większej ilości lokali. Większość daje się usuwać zarówno prostą magią czyszczącą, jak i bardziej skomplikowanymi, nieszkodliwymi zaklęciami, które powinny przenieść zabrudzenie w eter. One niestety powracają na miejsce, zawsze w towarzystwie dziwnej, cienkiej warstwy osadu. – Ceolsige lekko uniosła kącik ust. – Próby bardziej trywialnych zastosowań ze szczotką i mydłem wydają się nieść podobny z tym, że zapach jest jakby mniej doskwierający. - wzruszyła nieznacznie ramionami - przynajmniej przez kilka chwil. Zaciągnęła się dymem głęboko, a jej oczy znów zatrzymały się na chwilę na zaciekach na suficie Lovegooda. – To, co z pewnością jest wspólne, to to, że ten zapach i zacieki pachną inaczej niż zwykła spalenizna i są bardziej natarczywe. Stąd też moje podejrzenia, że to nie jest zwykły problem. Jestem ciekawa, czy na Pokątnej to zjawisko również występuje w takiej skali. Liczyła, że może masz lepsze rozeznanie wśród sąsiadów. Zakończyła, odkładając fajkę na kolano, by swobodnie operować dłońmi w trakcie ewentualnej wymiany wiedzy. RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Lazarus Lovegood - 08.10.2025 Lazarus również zajął miejsce w fotelu naprzeciwko niej, w wygodnej, choć nie niedbałej pozycji, w takiej samej konfiguracji, w jakiej siadali od lat. Brakowało tylko herbaty. Stałość tej sytuacji niosła pewien komfort. Jak zawsze, wysłuchał tego, co miała do przekazania na temat dziwnych zacieków, z uwagą. Oparł brodę na dłoni i wlepił w nią wzrok, błądząc po jej twarzy i śledząc ruchy jej fajki. Wreszcie opuścił głowę i zanurzył palce we włosach, starym zwyczajem mierzwiąc je w zamyśleniu. - W normalnej sytuacji ciągła ekspozycja na bodziec olfaktoryczny powinna spowodować desensytyzację - mruknął w podłogę - Niewrażliwość na magiczne i niemagiczne próby usunięcia dość jasno sugeruje, że to klątwa. Celowo nałożona, lub nie - wyprostował się, mówiąc teraz wyraźniej - Jesteśmy na nią narażeni póki co krótko, ale na razie nie zauważyłem negatywnych efektów na organizmy żywe - nawet niewielkie - wskazał głową w stronę terrariów. Dwa pająki, mniejszy samiec i większa samica, a także świerszcze i karaczany w zamkniętych pojemnikach, ale z dostępem powietrza, miały się jak na razie dobrze - A powinny reagować szybciej, niż ludzie. To było do pewnego stopnia uspokajające. Na wzmiankę o sąsiadach jego brwi uniosły się odrobinę. Spojrzał na Ceolsige z nieodgadnioną miną. W dużej mierze pozbył się nieśmiałości, która prześladowała go od dzieciństwa do końca nauki szkolnej, ale wciąż pomysł, że miałby pukać obcym ludziom do domów i dopytywać o stan ich mieszkań, wydawał mu się całkowicie absurdalny. Podsunął mu jednak pewien pomysł. - Nie wiem, jak to wygląda w okolicy, ale wierzę, że ty jesteś doskonale zorientowana - na ile znał paserkę, mógł się spodziewać, że nawiązywanie kontaktów przychodzi jej dużo łatwiej, niż jemu - Czy w twoim sąsiedztwie istnieje jakiś wzór? Różnica między grupą dotkniętych mieszkań, a niedotkniętych? Pochodzenie właścicieli? Status majątkowy? Cokolwiek? Podłoże zamieszek było ewidentnie oparte na napięciach na tle statusu krwi. Sam Lovegood, będący wszak półkrwi, nieraz stawał się świadkiem lub ofiarą nierównego traktowania czarodziejów czystokrwistych, półkrwi i mugolaków, zwłaszcza od czasu swojego powrotu do Londynu. Oczywiście wszystko w białych rękawiczkach… aż do przedwczoraj. - Planowałem dzisiaj spróbować bardziej… specjalistycznych metod. Możesz mi towarzyszyć jeśli chcesz… albo zebrać wywiad wśród sąsiadów - tu zawahał się krótko, ale dodał - Mam… mam listę lokatorów. RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Ceolsige Burke - 09.10.2025 Ceolsige utrzymywała pozycję, w której usiadła, a ciepły dym z fajki unosił się nad jej głową, tworząc efemeryczne kształty. Z uwagą słuchała naukowego wywodu Lazarusa o desensytyzacji i braku negatywnego wpływu na pająki. Delikatnie skinęła głową w geście, który mozna było uznać zarówno za akceptację jak i potwierdzenie. Bezpośredniość rozważań klątwołamacza była odświeżająca. Znajdowała w niej coś ze szkolnego wykładu. Kiedy wspomniał o pająkach na chwilę wyjęła fajkę z ust. – Skoro nawet twoje pająki mają się dobrze, to z pewnością uspokajające – stwierdziła z nutą niepotrzebnej ironii w głosie, patrząc w kierunku terrariów. Na jego pytanie o wzory w Nokturnie i listę lokatorów, jedynie westchnęła cicho. - Dziękuję. Schlebia mi, że moja reputacja utrzymuje się na pożądanym poziomie. - Jej głos był melodyjny i uprzejmy. Szczerość tego stwierdzenia byłaby trudna do podważenia. Zaciągnęła się dymem, a jej spojrzenie stało się na moment bardziej poważne choć głos pozostaw przyjemnie melodyjny z towarzystwie ciepłego uśmiechu. - Niestety, trudno jest ustalać jakieś wzory zacieków kiedy nadal trwa liczenie zmarłych. Wielu ma inne, poważniejsze zmartwienia. - Ponownie zaciągnęła się fajką. - Nie ma sensu niepokoić chwilowo ofiar. - dodała już ciszej, właściwie do siebie. - Mam nadzieję, że pierwsze wiarygodne, zagregowane dane o zakresie zjawiska prędzej trafią na twoje ministerialne biurko, niż na moją ladę w Nokturnie. - dodała już z typowym sobie wyrazem profesjonalnej uprzejmości. – Nie chciałabym ci wadzić w skomplikowanych eksperymentach. Jeśli planujesz zacząć od jakichś prostych, potwierdzających klątwę zabiegów odklątwiających, chętnie się przyjrzę. - Kontynuowała szczerze zainteresowana ewentualnymi efektami, licząc, że rozwiązanie będzie dość standardowe. - Żałuję niestety, że nie mogę zostać na dłuższą sesję badawczą. Takie wydarzenia odsłaniają wiele okazji i zakrywają wiele utartych ścieżek. Potrzebuję się tym zająć. – W międzyczasie, mogę się rozejrzeć? – Zapytała formalnie, choć nie spodziewała się sprzeciwu. Wstała z fotela z typowa sobie gracją, uprzejmie skinając głową gospodarzowi. Odwróciła się i ruszyła wzdłuż ściany, bacznie lustrując czarne smugi. Tam, gdzie mogła dosięgnąć, delikatnie dotknęła zacieków palcem. Podeszła także do najbliższego mebla, starannie starła cienką warstwę cuchnącego osadu i roztarła ją między kciukiem a palcem wskazującym, cały czas czekając na efekty działań klątwołamacza. Z uwagą porównywała doświadczenia i obserwacje z tym co wydarzyło się w jej sklepiku oraz w spaloną noc. Zakładała, że tego typu potężna magia nie powstaje w próżni. Rzucam na Wiedza o Świecie ◉◉◉◉○: staram się połączyć znane fakty i obserwacje ze spalonej nocy oraz obserwacji zacieków, jakie pozostały w domu moim i Lazarusa. Następnie przyporządkować je do jakichś podobnych zjawisk, które dzieją się obecnie lub działy w przeszłości. Może dotarły do mnie jakieś plotki, opowieści lub zawartość jakiejś ksiązki mówiła o podobnych objawach na mniejszą lub większą skale. [roll=PO] RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Lazarus Lovegood - 09.10.2025 - Tak, to daje nadzieję, że przebywanie w skażonych pomieszczeniach jest uciążliwe, ale nie niebezpieczne - zgodził się z wypowiedzią Ceolsige o pająkach, całkowicie ignorując ironię w jej głosie. Dane o tym, kto padł ofiarą domniemanej klątwy, a kto nie, byłyby przydatne, ale Burke miała rację - na chwilę obecną ważne było znalezienie sposobu na jej usunięcie lokalnie. Pomyślał, że może dobrze, że trzyma w ryzach jego naukowe zapędy. Chociaż problem był niewątpliwie ciekawy. Westchnął, bo podobne problemy w ogóle nie wchodziły w zakres jego zawodowych obowiązków, a nawet, gdyby tak było, to szczerze wątpił w to, że Ministerstwo zadziała prężnie w tej kwestii. Szczególnie, jeżeli nie dotknęła bogatej i szanowanej części społeczeństwa. Nie skomentował jednak jej słów. - Gdybyś jednak przypadkiem znalazła się w najbliższych tygodniach w posiadaniu jakichś przydatnych informacji… pamiętaj o mnie - poprosił tylko. - Najprostsze metody. Słusznie - zgodził się z nią i zapraszającym gestem udzielił pozwolenia na oględziny. Nie, żeby Ceolsige specjalnie na nie czekała - Tak samo jest w każdym pomieszczeniu. Możesz zajrzeć. Sam również wstał, rozproszył barierę chroniącą okno i zamknął je. Smród dymu w powietrzu nie zmienił się ani na jotę. Obracając w palcach różdżkę, rozejrzał się po suficie, oceniając, które miejsce będzie najlepsze, a potem stanął pod szczególnie dorodnym zaciekiem. Jego brwi ściągnęły się w skupieniu - przedziwna magia, na pewno niedozwolona w standardowej praktyce. Zerknął krótko na spacerującą po mieszkaniu paserkę, upewniając się, że znajduje się we w miarę bezpiecznej odległości. Przez chwilę jeszcze się zastanawiał, wpatrując się w czarny ślad, zanim wreszcie mruknął coś do siebie niewyraźnie, uniósł różdżkę i pchnął w wybrany punkt wiązkę Rozproszenia. Rozproszenie/klątwołamanie - próba zdjęcia klątwy (karta lokacji: Zacieki)
[roll=PO] RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Eutierria - 11.10.2025 Ceolsige... Smród pomieszczenia był dotkliwy i wprawiał cię w dyskomfort, ale nie był to jeszcze poziom, który zmusiłby cię do wyjścia. To pomieszczenie było po prostu nieprzyjemnie... brudne. Już teraz wiedziałaś, że odór zacieków będzie się za tobą ciągnął – zupełnie tak, jakby ktoś chciał cię oznaczyć. Żeby ten dotkliwy zapach stał się częścią ciebie. Na nic zdawały się tutaj twoje umiejętności: nie znalazłaś w tym brudzie ani run, ani śladów drutu czy trybików. Była jedynie paskudna klątwa niekojarząca ci się z niczym głębszym niż dowcipem. To było tak, jakby ćwierć Londynu wdepnęła w psie gówno, bo tak zażyczył sobie Lord Voldemort – i już zdążyłaś się trochę sfrustrować tym ciągiem myśli, wszak nigdzie nie doszukiwałaś się nawiązań do tego, co wydarzyło się podczas Spalonej Nocy, póki wertując wiadomości zebrane w głowie, nie zahaczyłaś o prawo czarodziejskie i zakazane techniki. Istniał jeszcze jeden odór, który przyklejał się do włosów, ubrań, języka, myśli... Odór spalenizny duszy – smród przyklejający się do tych parających się czarną magią. I może nie wpadłaś na to, jak się z tym uporać, ani nie mogłaś rzucić żadnej ciekawostki z opasłego tomiszcza o historii magii, ale takie coś cię naszło: ależ to by była dobra przykrywka dla czarnoksiężnika. „Dlaczego pan tak śmierdzi popiołem” nie musiało już wiązać się z niezręcznym „a bo wie pan... uzależnienie, nie mogę rzucić od lat”. Istniała nowa odpowiedź: „pamiętasz tę felerną noc? Moje mieszkanie do tej pory cuchnie”. Londyn pokryła siatka dziesiątek idealnych przykrywek czarnoksiężników. Lazarusie... Próba wymazania tychże zabrudzeń za pomocą rozpraszającej je magii, w pierwszej chwili wydawała się skuteczna. Dotknięcie powierzchni zabrudzenia smugą magii z czubka twojej różdżki zadziałało na zacieki tak, jak mydło działało na krople oleju rozproszone po powierzchni wody. Cokolwiek zalęgło się w mieszkaniu, rozlazło się na boki, jakby chciało uciec przed dotykiem. Jakby chciało schować się przed tym, co mogło przynieść mu zgubienie... I w pierwszej chwili okazałeś słabość – dałeś się na tę sztuczkę nabrać. Wydawało ci się, że znalazłeś na to dobry sposób, jakby klątwę miało się dać zagonić w kozi róg i w ten sposób usunąć. Dopiero po kilkunastu długich sekundach zdałeś sobie sprawę z tego, że to draństwo z ciebie drwi. Tam, gdzie nie utrzymywałeś czaru, tam brud nawracał ze zdwojoną siłą. Po minucie prób byłeś pewny dwóch rzeczy. Po pierwsze – cuchnęło od ciebie, jakbyś wpadł do popiołu po ognisku. Po drugie – ale to była dosyć szalona myśl – gdybyś był wystarczająco zawzięty i wredny, być może udałoby ci się przegonić to coś do mieszkania sąsiada, tak jak uzdrowiciele przenosili klątwy na innych członków rodziny. Byłoby to z twojej strony wyjątkowo nieeleganckie, ale pozbyłbyś się problemu... Potrzebowałbyś jednak katalizatora. Jakiejś dobrze wykonanej świecy, albo amuletu... RE: [10.09.1972 Ceolsige i Lazarus] Złudne nadzieje - Ceolsige Burke - 11.10.2025 Wróciła do Lazarusa obserwować końcówki jego prób. Pstryknęła palcami jakby chciała strącić z nich resztę dziwnego osadu. Na Nokturnie przeszkadzała jej tradycyjny zapach okolicy ale tu, na Pokątnej rzeczy wpasowały się ponurze spodziewane wnioski. Zapach był prawdopodobnie celowym manewrem. Manewrem, który wiele domów naznaczył odorem czarnej magii. Nadzieja na to, że standardowe zabiegi rozpraszające przyniosą ulgę, przygasła. Z drugiej strony oznaczało to okazję dla zaradnych i zuchwałych by po nią sięgnąć. Gdzieś tam, jak podejrzewała, ktoś jeszcze ściga teraz okazje i dobrze byłoby wskoczyć na ten wózek zanim powstanie monopol poza jej paserskim wpływem. Lub jeszcze gorzej, jakiś ministerialny program pomocowy. Pogrążona w myślach pykała fajkę, starając się zagłuszyć dziwny swąd zapachem tytoniu. Jej zamyślony wzrok tylko machinalnie podążał za Lazarusem. Cmoknęła ustnikiem, odganiając chwilowo bezcelowe rozważania. - Lazarusie, czuje się urażona. Czy kiedyś skąpiłam Ci potrzebnych do pracy informacji? - powiedziała z przesadnym przeciąganiem słów w sztucznym obrazie urażonej damy. Jak tylko to powiedziała, to przypomniała sobie kilka okazji pominięcia szczegółów, które szczęśliwie nie zostały zdemaskowane. - Nie omieszkam włączyć Cię w obieg potrzebnych informacji z nadzieją na wzajemność. Zaciągnęła się ponownie fajkowym dymem. - Podobny zapach spalenizny unosi się za czarnoksiężnikami i siedzibami co bardziej zdeprawowanych z nich. Teraz ten zapach, typowo przytłumione tło Nokturnu, unosi się za mieszkańcami Pokątnej i Horyzontalnej. - Uniosło pytająco brwi. - Jak znajdujesz nasz mały zaciek? Uparty? |