- Wygląda to w ten sposób chyba wszędzie. Mam wrażenie, że u nas nawet bardziej. Niewiele jest osób, które po ukończeniu szkoły stać na podróżowanie. Skąd mają wiedzieć, że cokolwiek może wyglądać inaczej? Ja sam pierwszy raz jestem w Europie – mówił, co jakiś czas popijając piwem, by zwilżyć nieco gardło. – Byłaś kiedyś w Egipcie, Geraldine? Ile krajów zwiedziłaś? – pytał zarówno z czystej ciekawości, jak i przekory. Sam nie wiedział, co chciał tym udowodnić. Wiedział, że Yaxleyowie byli na liście Cathala, tej dotyczącej ewentualnych popleczników Latającej Śmierci. A większość z nich była bogaczami. Malfoyów poznał, bo było ich stać na wakacje w Kairze. Ile jeszcze chodziło tu takich ludzi, na których dotąd nie zwracał uwagi, bo nie miał też po co?
- Zaangażowaniem nie wygrasz – rzucił pół żartem, pół serio. Nawet gdyby się starała, bez umiejętności doboru kart za daleko by nie zaszła. Doskonale o tym wiedział. Karty były niebezpieczne, zwłaszcza gdy wkładało się w nie całe serce, a uzależnienie tylko to wszystko potęgowało. Ale nie potrafił przestać. Chyba nawet by nie chciał, zbyt otumaniony uczuciem adrenaliny, która płynęła mu w żyłach w chwili, gdy tylko zaczynał tasować talię kart.
Zaklął w myślach, widząc, że blondynka przebiła jego wynik. Wciąż był na prowadzeniu, ale skoro załapała zasady na tyle, by go tym razem wygryźć, jego szanse na wygraną malały. Nie mógł tego jednak po sobie pokazać, bo jeśli dostrzeże jego nerwowość… Skoro polowała, wiedziała też, jak być drapieżnikiem. A one bez problemu wyczuwały strach ofiary. Nie, tak łatwo się jej nie da.
Karty znów się przetasowały, rozdając po pięć w ręce obojga. Przyjrzał się im z uwagą, siląc na to, by spokój nie zniknął z jego twarzy i rzucił dwie kolejne.