Jeżeli ktokolwiek myślał, że Danielle zdecyduje się na krótki odpoczynek, musiał być bardzo naiwny, albo po prostu nie zdążył jej jeszcze poznać. Kiedy wraz z Rookwoodem podeszli do namiotu, siedząca za prowizorycznym biurkiem czarownica zajmująca się przydzielaniem zadań, zmierzyła Longbottom sceptycznym spojrzeniem. Nie sposób było się jej dziwić - Danielle wyglądała tak, jakby zamiast smacznie spać lub świętować Beltane w bardziej kameralnym towarzystwie, przez całą noc walczyła o życie. Może dlatego, że tak właśnie było? Zapewniła ją jednak, że absolutnie nic jej nie jest, a duet uzdrowicielki oraz pracownika z Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof to dobre połączenie, wprost idealne do przeszukiwania lasu.
- To już kolejny raz, gdy przeze mnie pakujesz się w coś takiego... - odezwała się po chwili milczenia, gdy ruszyli w stronę kniei. Czy to naprawdę był jedyny sposób, żebyś sobie o mnie przypomniał? - w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie wydawało jej się, by to był odpowiedni czas i miejsce na poruszanie tego tematu, mimo to jej myśli samoistnie krążyły wokół tego tematu. Las był ostatnim miejscem, w którym powinna zadawać takie pytania. W ogóle nie powinna o to pytać. Po prostu... chciała to zrozumieć, nawet jeżeli powód miałby okazać się niezwykle bolesny ("W sumie to nigdy cię nie lubiłem, a rozmawialiśmy tylko dlatego, że przegrałem zakład z Vesperą i w ramach kary musiałem spotykać się z największą kretynką jaką znam, czyli padło na ciebie"), lub wręcz przeciwnie, prozaiczny ("Odkładałem listy od ciebie do szafki i zapomniałem na nie odpisać"). Ilekroć o tym myślała, nie była w stanie znaleźć sensownego wytłumaczenia, dlaczego tak potoczyła się ich znajomość. Mogła niewłaściwie odczytać jego intencje, wyobrazić sobie zbyt dużo. Cokolwiek się wydarzyło, podświadomie brała na siebie całą winę.
- Stała czujność - dodała po chwili, dla dodania odwagi, chyba bardziej sobie niż Ulkowi. Szybko zdała sobie sprawę, że Rookwood może nie mieć zielonego pojęcia, o czym ona mówi. - Tak... tak zwykle mawia mój dobry znajomy, auror. Był jedną z kilku osób, dzięki którym przeżyłam tą noc - wyjaśniła.
beauty and terror
just keep going
no feeling is final