30.07.2023, 18:24 ✶
Kilka dni temu w zrujnowanym domu Trelawneyów rozmawiałem z Brenną na temat Hogwartu i Dumbledore'a. O tym, jak to co raz baczniej by mi się miał przyglądać. Wtedy był to bardziej żart, nawiązanie do tego charakterystycznego spojrzenia, które zagłębiało się w twoją duszę i jeszcze dalej. A teraz? Chwilę po kolacji dostałem zadanie bojowe od samej góry - mam się wieczorem spotkać z aurorem i sprawdzić stan bariery ochronnej. Niby coś się stało i mam sprawdzić co, dlaczego i kto jest sprawcą. Dlaczego akurat ja? Wyjaśnienie brzmiało całkiem logicznie - byłem nauczycielem zaklęć i uroków, prawda? Coś jednak miałem wrażenie, że to nie jest jedyny powód. Nauczony doświadczeniem brałem również inne możliwości. Chciał mnie po cichu przymknąć? Przestało się mu podobać moje ciągłe myszkowanie w dziale zakazanym? Wziął mnie za tfu, szpiega tfu, Voldemorta? Musiałem być gotowy, chociaż stawiać oporu za bardzo nie zamierzałem. Bo i jaki w tym byłby sens?
Zjawiłem się przy wyjściu na błonia chwilę przed wskazaną godziną. Najpierw upewniłem się, że w pobliżu nie ma żadnego ucznia, co by nikomu nie stała się krzywda. Następnie zacząłem się rozglądać po okolicy w poszukiwaniu czegokolwiek, co odpowiedziałoby na moje pytania. Póki co robiłem to tylko przy użyciu wzroku, z daleka, czekając na swoje "posiłki". Ślady magii, odciski, ciała, krew...lista ciągnęła się o wiele dalej. Równocześnie próbowałem odnaleźć wzrokiem wspomnianego aurora, bo byłem niemalże pewien, że też gdzieś tu jest. Oby tylko nie z różdżką skierowaną w moje plecy. Sam oprócz magicznego patyka w ręce nie miałem nic. Jedynie ogarniające mnie uczucie, że faktycznie coś tu jest nie tak.
Zjawiłem się przy wyjściu na błonia chwilę przed wskazaną godziną. Najpierw upewniłem się, że w pobliżu nie ma żadnego ucznia, co by nikomu nie stała się krzywda. Następnie zacząłem się rozglądać po okolicy w poszukiwaniu czegokolwiek, co odpowiedziałoby na moje pytania. Póki co robiłem to tylko przy użyciu wzroku, z daleka, czekając na swoje "posiłki". Ślady magii, odciski, ciała, krew...lista ciągnęła się o wiele dalej. Równocześnie próbowałem odnaleźć wzrokiem wspomnianego aurora, bo byłem niemalże pewien, że też gdzieś tu jest. Oby tylko nie z różdżką skierowaną w moje plecy. Sam oprócz magicznego patyka w ręce nie miałem nic. Jedynie ogarniające mnie uczucie, że faktycznie coś tu jest nie tak.