Kąpielisko w okolicach Doliny Godryka
To mogła być inna woda. Słona i okrutna, ściśnięta mroźnym powietrzem nieprzystępnego prądu. To mogła być inna plaża, zimna, nieprzystępna. Ciało leżące na niej nie należało jednak do rozbitka. Jego mokre włosy i jeszcze wilgotna skóra, rozluźnione mięśnie nie były oznaką heroicznej walki o życie. Nie potrzebne będą futra i gorąca, sycąca zupa, by przywrócić w nim wolę życia.
W ciepłych promieniach czerwcowego słońca, Samuel się uśmiechał. Leżał sobie beztrosko na piaszczystej plaży i chłonął energię, rozprowadzał zmęczenie mięśni. Gdzieniegdzie poprzyklejał się do niego piasek, ale nie dbał o to. Suche spodnie założone na mokrą skórę może też nie były najlepszym pomysłem, ale w sumie nie pomyślał o tym, by wziąć ze sobą odzienie na zmianę, czy chciażby ręcznik. Na pomoście leżały proste, skórzane buty i biała koszula sznurowana pod szyją, świadkowie jego dość spontanicznej decyzji o jak najszybszym empirycznym sprawdzeniu, czy w jeziorze coś się skrywa.
Leżał i nawet już nie nucił. Po prostu trwał, ufając, że jego zleceniodawca jak już (i jeśli) się pojawi, stanie się dla niego zegarem mówiącym o tym, że już czas.