• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[4 VIII 1972, Potańcówka] Ja ci z nadziei różańca odpust dam | Septima & Morpheus

[4 VIII 1972, Potańcówka] Ja ci z nadziei różańca odpust dam | Septima & Morpheus
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
27.02.2024, 00:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 23:02 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Różaniec
Taniec na Potańcówce
Dolina Godryka | Septima & Morpheus


[Obrazek: FHAeKI1.png]
Tylko mnie poproś do tańca
Ja na nic więcej nie liczę
Od krańca świata do krańca
Od piekła do nieba bram
Tylko mnie poproś do tańca
Jakbyś mnie kochał nad życie
Ja ci z nadziei różańca odpust dam
Anna Jantar — Tylko mnie poproś do tańca

Symboliczne znaczenie różańca: przeznaczenie, wiara,  protekcja, miłość, uzdrowienie, planetarna korespondecja  z Marsem

Z wprawą kogoś, kto bywa na salonach, poprowadził Septimę na parkiet, a dokładniej na ciemną toń jeziora, które zamarzło specjalnie na tę okazję, pokrywając się mglistym mrokiem, odbijając pantofle do tańczenia i kostki dam, dając podparcie panom. Nieoczywista muzyka rozpoczęła kolejny taniec, a Morpheus wciągnął czarownicę niemal na sam środek, z daleka od oceniających spojrzeń, w ukryciu wirujących par, a jednocześnie w centrum letniej celebracji życia. Świat płonął, a oni tańczyli. Właśnie dlatego, że płonął.

— Oprzyj się wygodnie, ja poprowadzę. — Ogarnął nieistniejący kosmyk z twarzy kobiety i pociągnął ruch dalej, podobnie delikatny, jak pocałunek ćmy w jej włosach, aby lekko przesunąć oś jej ramion, wpasowując je w swój uchwyt. Pierwsze momenty tańca z odpowiednim taktem zdradzały, że znał długość jej kroków, nachylenie ramion, pozwalał jej spoczywać w swoich ramionach, a ich szale iskrzyły się za nimi czarną łuną, niczym magia, rozmywająca przestrzeń dookoła nich, łącząc w jedno, zamiast rozdzielać. Powłóczyste kroki mieszały się z drobnymi kroczkami towarzyskiego foxtrota, łagodnym wstępem podstawowych figur, aby zagrać się i wyczuć partnera.

Lato miało smak słońca i miodu, a wieczory były długie, pełne ciepła i zapachu kwiatów. Ona, z mętnym spojrzeniem niepewności, przyciągała spojrzenia każdego, kto znalazł się w jej pobliżu. Wokalistka, uosobienie elegancji i tajemnicy, śpiewała o letnim winie, które sprawiało, że serca biły szybciej, a dusze unosiły się ponad codziennością. Jej głos płynął jak rzeka, spokojna, lecz pełna niewypowiedzianej tęsknoty. Mówiła o letnich dniach, które zaczynały się wschodem słońca, a kończyły późną nocą, kiedy gwiazdy lśniły na niebie jak rozproszone diamenty. Jej słowa były jak powiew letniego wiatru, delikatne, ale niosące w sobie coś więcej, obietnicę niezapomnianych chwil.

— Zostaniesz w Warowni na noc czy planujesz powrót do Londynu? — zapytał, obracając ją niezbyt energicznie pod ręką. — Powinienem zapytać o to wcześniej, ale i tak Malwa przygotowała aż nadmiar pokoi gościnnych, a Sam odnowił domek ogrodnika ostatnio, więc powstała dodatkowa przestrzeń.

Trzymał ją pewnie pod łopatką i zawsze jego dłoń wracała w to samo miejsce; dotyk na którym mogła wesprzeć swoje wątpliwości. Chociaż tworzyło to delikatny dystans, łączyło w symbiozie, wzajemnym podążaniu za muzyką, która opowiadała tak dobrze znaną im opowieść. Tańczyli tak, jak tego nie robili we Włoszech, gdy spędzili wieczór na plaży, uciekając od ciekawskich spojrzeń oraz złośliwych uwag pokrytych lukrem kłamstwa. Wolał puder z kradzionych ptysiów, które został na jego palcach i na jej nosie.

W parze, jak król i królowa Unselie, złośliwych, podłych wróżek, opanowali centrum parkietu, brakowało im jedynie koron na skroniach. Morpheus nie spuszczał wzorku z Septimy, ale nie śledził jej przyszłości, będąc całkowicie skupionym na jej twarzy, obecności tu i teraz. W tym momencie stanowiła dla niego najważniejszą osobą w tym pomieszczeniu.

— Co to była za różdżka? Opowiesz mi czy tajemnica zawodowa? — zapytał, ze znaną jej prawdziwą ciekawością w głosie. Lubił słuchać o tym, jak pracowała. Uważał, że to było miejsce, gdzie ich życia stykały się najbardziej.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Ćma
So here we are reinventing the wheel
Ambition tearing out the heart of you,
Carving lines into you
Smukła, dość wysoka jak na kobietę (172cm), niewyróżniająca się z tłumu. To co zapamiętasz po kilkusekundowej migawce, to jej ciemne włosy i jasne oczy. Jakiego koloru? Tutaj już poeci i ewentualni adoratorzy mogą się popisać, my sobie nie będziemy tym głowy zawracać. Włosy, naturalnie przypominające puchową szopę, ujarzmia zaklęciami wygładzającymi. Niewielu wie, że jest pół-człowiekiem pół-pudlem, bo ten rytuał pielęgnacyjny odprawia już od 10 roku życia (dziękuję ci, świętej pamięci mamo!!) W półmroku całkiem ładna, ale dużo traci w starciu z bezlitosnym słońcem. Ujawni sińce pod oczyma i bladą, nawet trochę szarą cerę. Czasami nakreślą się na licu jakieś inne kolory, ale musiałbyś kazać jej się przebiegnąć, albo porobić kilka pajacyków (może też wtedy zemdleć, więc to ryzykowna gra). Nie potrafi ubrać się stosownie do okazji. Jeżeli widzisz ją paradującą w drogiej, czarodziejskiej szacie i długich kolczykach, to całkiem prawdopodobne, że nie idzie na randkę, ale po ziemniaki na ryneczku. Głos ma raczej niższy, niż wysoki, ale wyjątkowo młody, trochę nawet dziecinny. Uśmiecha się często, ale raczej nie do ludzi. Trochę ekscentryczna, może nawet dziwna, ale JESZCZE nie świr, którego omija się okrągłym łukiem. Zawsze pachnie wiśnią. Prawdziwą czy jakimś syntetykiem magicznym, nikt nie jest w stanie stwierdzić.

Septima Ollivander
#2
28.02.2024, 23:28  ✶  
Wszystko zdawało się snem, a dotyk drugiej dłoni zaprzeczał temu wrażeniu. Nadal wszystko jawiło się jako nierealna, mydlana bańka, która zaraz pęknie sprowadzając ją na ziemię twardym zderzeniem z rzeczywistością. Choć Morpheus jak i wysuwający się przed nimi parkiet, były jak najbardziej namacalne, to jednak były to tereny jeszcze nieodkryte, nienamalowane, które badała wyuczonym en garde.
Chwila tuż przed trwała całą wieczność, chwila drżała na koniuszkach jej palców, iskrzyła się emocjami — zdawało się, że nie tylko jej własnymi. Błyskała złotem i srebrem, smakowała zmyślnymi drinkami, rozbrzmiewała echem rozmów w wielkiej sali.
— Po cichu liczyłam, że jakoś się wywinę od tańca...tak, wiem,wywinę od tańca na potańcówce— przyznała, delikatnie splatając ich palce. Śmiech, który z siebie wydała zabarwiony był nerwowością, której nie wygładził jeszcze alkohol. Zasłodził jej językiem, zakołysał biodrem, poluzował spojrzeniem, ale na więcej jeszcze nie przygotował.
Ruszając w rytm taktów, powłóczyła do tańca, oddając się pod absolutne panowanie Longbottoma. Był wprawnym tancerzem, był niezwykle swobodnym tancerzem, który dzięki swojemu doświadczeniu, przewidzieć mógł sztywność jej własnych kończyn, nieudolność kroków, zdrętwienie oblewające jej oblicze, ale i otoczyć bryzą opiekuńczej czułości.
Której na razie niestety nie dostrzegała.
— Jeżeli będzie zbyt późno — zaczęła ostrożnie, na moment przed obrotem — rozsądniej będzie zostać. Chyba, że kompletnie się skompromituję na parkiecie, wtedy ucieknę dużo szybciej.
Oddana muzyce wirowała wraz z płynącą melodią, wraz z szelestem sukni i dreptem własnych trzewików; akordy jednakże nie zagłuszały rozjuszonych krzyków paniki kotłujących się pod jej czerepem.
— Ta różdżka...ach — westchnęła sfrustrowana kolejnym zagubionym krokiem. Nie była przecież świadoma, że nieprzychylne spojrzenia wypalają jej dziurę w plecach, a obce palce kreślą zapewne zmyślne klątwy w powietrzu — na razie muszę się skupić, Morpheusu. Nie jestem urodzoną tancerką!
Poczuła ciężkość ciemnych oczu śledzących jej sylwetkę, wytrącającą ją z załapanego wcześniej rytmu. Pogubiła się, zalewając własny kręgosłup kaskadą dreszczy żenady. Nie tak to sobie wyobrażała, przecież tchnięta nowo nabytą energią powinna była skakać i lewitować pod sufitem stodoły, tak żeby wszyscy, łącznie z dżentelmenami schowanymi w męskim kiblu (o których nie wiedziała), zbierali szczęki z podłogi.
Dlaczego to nagle było takie trudne?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
29.02.2024, 00:30  ✶  

Zaśmiał się sympatycznie na jej wyznanie, wprowadzając ich oboje w wirowanie, gdzie osią była pusta przestrzeń między nimi, kroki się wydłużyły, lekko zaczęły bujać, zahaczając w te rejony, którym bliżej było do walca. Nawet jeśli zauważał jej pomylone kroki, to ani razu na nią nie nadepnął, bardziej dzięki jasnowidzeniu, niż własnemu tanecznemu doświadczeniu. Robił jej przestrzeń do myślenia się, bo nikt nie zmuszał ich do poprawniej ramy i figury, kroków i choreografii.

— Zostań, nie musimy przecież tańczyć cały wieczór. Na nic więcej nie liczę.

Italia pozwoliła mu na pewien rodzaj szczerości z Septimą, którego nie znał wcześniej z nikim. Długie rozmyślania, gdy zegar wybijał kolejne godziny, a sen nie nadchodził, bardzo często sprowadzały go do wydarzeń sprzed dwóch tygodni, aż wstawał do myślodsiewni i przeżywał je na nowo w błękicie obserwatora, nie uczestnika.

— Uważaj, obracam — uprzedził ją, jednak zamiast puścić jej jedną rękę do pełnego piruetu na czubkach palców, jak wcześniej, zamknął ją w klatce swoich swoich ramion, zmniejszając gwałtownie dystans między nimi, zostawiając jedynie przestrzeń na nieco przyspieszone oddechy. — Oprzyj się i zamknij oczy. Nikt na nas nie patrzy.

Pozostawał całkowicie nieświadomy, jak dalekie jest to od prawdy. Tak skupił się na swojej partnerce, że zupełnie ignorował otoczenie, poza innymi parami, wpasowując ich taniec w rytm, którym oddychał cały parkiet.

Stykali się na niemal całej długości ciała. Nieco rozplątał ich dłonie, aby nie musiała krzyżować swoich, pozostawiając lewe splecione na jej brzuchu, a prawe jak w poprawnym chwycie tańca, lekko na boku. Obniżył ich ręce, sunąc palcami Septimy po materiale jej własnej sukienki nieco w dół, poza bezpieczne tereny talii, aby docisnąć ją do siebie, pozwalając jej wyczuć jego kroki bardzo bezpośrednio, poruszając się w miękkim duecie jednakich gestów. Dotyk miał zaskakująco zimny.

— Nie jestem dobrym tancerzem, Septimo. — Jego oddech, blisko ucha, musiał drażnić jej odsłoniętą szyję. — Nie mam do tego kondycji, ale lubię to robić. Poza tym, widzę przyszłość, łatwiej uniknąć kompromitacji, a tutaj i tak nikt nie zauważy naszych drobnych potknięć. To nie ślub Perseusa i Vespery.

Większość par tańczyła co chciała, różne wariacje tego, co wydawało im się odpowiednie do danego utworu, niektórzy z kieliszkami w rękach, niektórzy już tylko przytulali się i machali na wszystkie strony nogami.

Czuł, jak taniec burzy w jego żyłach krew, nie tylko dlatego, że poruszali się do muzyki, ale też przez zapach wiśni, gdy oparł bok swojej twarzy o jej włosy. Radość przepływała przez niego, nawet jeśli początkowo nie był pewien, czy w ogóle powinien przychodzić czy odmówić udziału, zasłaniając się żałobą.

Septima kojarzyła mu się w tym momencie z krzakiem różanecznika, wzrastającym tak powoli, o pięknym zapachu, szlachetne drewno, twarde, o niecodziennym kolorze. Realniejsze, niż baśniowe postacie, prawdziwe. Wszystko inne? Konfetti.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Ćma
So here we are reinventing the wheel
Ambition tearing out the heart of you,
Carving lines into you
Smukła, dość wysoka jak na kobietę (172cm), niewyróżniająca się z tłumu. To co zapamiętasz po kilkusekundowej migawce, to jej ciemne włosy i jasne oczy. Jakiego koloru? Tutaj już poeci i ewentualni adoratorzy mogą się popisać, my sobie nie będziemy tym głowy zawracać. Włosy, naturalnie przypominające puchową szopę, ujarzmia zaklęciami wygładzającymi. Niewielu wie, że jest pół-człowiekiem pół-pudlem, bo ten rytuał pielęgnacyjny odprawia już od 10 roku życia (dziękuję ci, świętej pamięci mamo!!) W półmroku całkiem ładna, ale dużo traci w starciu z bezlitosnym słońcem. Ujawni sińce pod oczyma i bladą, nawet trochę szarą cerę. Czasami nakreślą się na licu jakieś inne kolory, ale musiałbyś kazać jej się przebiegnąć, albo porobić kilka pajacyków (może też wtedy zemdleć, więc to ryzykowna gra). Nie potrafi ubrać się stosownie do okazji. Jeżeli widzisz ją paradującą w drogiej, czarodziejskiej szacie i długich kolczykach, to całkiem prawdopodobne, że nie idzie na randkę, ale po ziemniaki na ryneczku. Głos ma raczej niższy, niż wysoki, ale wyjątkowo młody, trochę nawet dziecinny. Uśmiecha się często, ale raczej nie do ludzi. Trochę ekscentryczna, może nawet dziwna, ale JESZCZE nie świr, którego omija się okrągłym łukiem. Zawsze pachnie wiśnią. Prawdziwą czy jakimś syntetykiem magicznym, nikt nie jest w stanie stwierdzić.

Septima Ollivander
#4
14.03.2024, 02:49  ✶  
— Przeciwnie, mam wrażenie, że wszyscy mi wywiercają dziurę w plecach.
Wyznanie to było prawdziwe i o ile Ollivanderówna była po prostu z natury nieśmiała, to całkiem przypadkowo w tym momencie miała poniekąd rację. Ktoś się im przypatrywał, gniewną piąstkę zaciskając skrycie, ktoś nie życzył jej dobrze i gdyby nie podarowane przez Morpheusa trzewiki, to najpewniej już dawno skończyłaby pod wirującymi nogami tańczących Longbottomów i im podobnych.
— Spróbuję — odparła, posłusznie przymykając oczy.
I był to błąd.
Dym papierosów, dym szeptów, zgiełk wewnętrznych pragnień. Nie znała dobrze tonu głosów i tonu oddechów za zamkniętymi drzwiami, nie znała całego, skrojonego dystansu przed zachrypniętym zamkiem, przekręcanym natychmiast pospieszną inkantacją. Nie znała za zbyt dobrze bliskości i ciężaru cudzej, zniecierpliwionej dłoni zaciskanej na ramieniu, sunącej na krawędź bioder. Opuszków palców wędrujących po tkaninie, odbijającej się subtelnie na całunie nagiej skóry. Może dlatego wydawać jej się zaczęło, że w tym niewinnym tańcu czyni coś sprośnego i niegodnego ludzkiego spojrzenia, coś za co powinna się była wstydzić i powinna była odpowiadać przed majestatem najświętszej prawości, którą była przyzwoita socjeta, najprawdopodobniej na czele z jej własną rodziną.
Otworzyła oczy pochłonięta palącym rumieńcem; rozglądała się przy tym na boki, jakby obudzona z przewlekłego, głębokiego snu, zlękniona iż ktoś wdarł się na chwilę do jej głowy i ujrzał obrazy bezwstydnie rozkwitłe. A może wcale jej nie oceniali? Tutaj, każdy z obecnych gości pozwalał sobie na więcej niż kiedykolwiek ona by sobie pozwoliła, a przecież więcej było bardzo żarłocznym słowem, pozbawionym końca.
— Dla mnie jesteś, Morpheusu. Jeszcze się nie przewróciłam, a to wyłącznie dzięki tobie.
Odpowiedziała mu na ucho, a napastliwa myśl przecięła orbitę jej umysłu — czy musiał być aż tak blisko?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
14.03.2024, 19:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2024, 07:25 przez Morpheus Longbottom.)  

Pośród wiary katolików było siedem grzechów głównych: pycha, chciwość, lubieżność, zazdrość, żarłoczność, gniew i lenistwo. Morpheus mógł oddać swoją prawą rękę za to, że większość jego znajomych przypisałaby mu lubieżność przez flirciarskie uśmiechy, a dalsi pychę lub lenistwo, z jego absolutną niechęcią do poruszania się na własnych nogach, aby przynieść coś z drugiego końca pokoju. Jednak prawdziwym grzechem, który kalał jego nieśmiertelną duszę, była właśnie żarłoczność. Pragnął wszystkiego dla siebie, tak jak pił z filiżanki Septimy resztę herbaty, jak oblizywał swoje palce z pudru jej pistacjowego ptysia, jak pożerał wzrokiem jej odbicie w lustrze, gdy trwał w jej ciele, karcąc siebie samego za takie wygłodniałe myśli. Wgryzał się w persymony, w brzoskwinie, karmił się uśmiechami i miękkością tkanin, życiem, tańcem, alkoholem.

Wstydził się czasami tego, że chciał pożreć świat żywcem.

Możliwie, że to przez zapach perfum, wyczuł, że jego myśli uciekają ku mroczniejszym pragnieniom, a przyszłość zaczyna skrzyć się kropelkami potu na skórze i dziwnym wrażeniem utraty, które mu się nie podobało, tkwiło pod skórą, jakby parkiet zalewała krew i nagle stał się bardzo śliski.

Dokończenie taktu i rozwinął ją, jak kwiat, obrotem ze swojego uścisku, aby na nowo stanąć z nią twarzą w twarz.

— Myślisz zbyt nisko o swoich umiejętnościach — stwierdził, wracając do ustalonych ram poruszeń, na które można sobie pozwolić na parkiecie, zupełnie jakby nie czuł nadal smaku wisni w ustach. — Jutro też... O, Wenus, nie zapytałem, prawda?

Wyglądał na nieco zakłopotanego w chłopięcy sposób, który prawie do niego pasował, przy czym próbował to ukryć swoją zwykłą pewnością siebie. Przecież mu teraz nie odmówi? Może jednak? Nie zerknął w przyszłość, chociaż z innych powodów, niż sama rozmowa. Obawiał się, co czyhało dalej, co próbowało pojawić się w jego głowie.

— Kiedy wieszczysz od lat, wiesz które wizje to jedynie sny, a które to przepowiednie. W ostatnią noc, gdy leżałem w świętym Mungu, po wizycie w Neapolu, śniłem, że tańczysz ze mną walca, na weselu Perseusa Blacka. Potwierdziłem zaproszenie z osobą towarzyszącą, bo byłem przekonany, że zapytałem. Nie zrobiłem tego.

Wykonał kolejny obrót Septimą, pod ręką, wzbijając złoty kurz dookoła nich, aby po chwili ponownie połączyć ich węzłem wspólnych kroków, smukłej melodii i milczących pragnień, których żadne z nich nie wypowiadało na głos.

— Pozwoliłaś się zaprosić do nieba. Czy pozwolisz mi zaprosić się do tańca także u piekła bram? To znaczy, na ślubie doktora Perseusa Blacka i Vespery Rokwood?

Zakończył żartem, chociaż rzeczywiście obawiał się jutrzejszego przyjęcia. Zwykle na takich spędach arystokracji pojawiał się na chwilę i znikał, ale teraz czuł powinność wypełnienia luki socjometrycznej, jaką pozostawił po sobie jego brat.

Letnie wino było esencją tych chwil – słodkie, lecz z nutą goryczy, przypominało, że każda radość ma swoją cenę. Wspomnienia ożywały z każdym łykiem, a serca biły w rytmie piosenki. Było to uczucie nieuchwytne, jak zapach kwiatów, które rozkwitały w ogrodach nocy, niesione ciepłym, letnim powietrzem. Wokalistka śpiewała o tęsknocie za czymś więcej, za chwilami, które można było zatrzymać tylko w marzeniach. Jej głos, pełen melancholii, przenikał duszę, sprawiając, że każdy mógł poczuć smak letniego wina na swoich ustach.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1535), Septima Ollivander (628), Brenna Longbottom (369)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa