Był jeden problem. Maeve strasznie mieszała w zeznaniach. Najpierw mówiła coś o wyjściu za jego ojca, aby dać mu syna, które pokocha, a później się z tego wycofywała, kiedy tylko otrzymała Boskie błogosławieństwo do tych celów. Potem zaczęła coś o jakichś męskich przyrodzeniach. Masakra. To jak to z nią już było? Wolała Atreusa czy Lorraine? Naprawdę, szalona była ta Mewka. Co jednak gorsze, nie potrafiła się zdecydować. Szkoda.
Może taka była teraz moda? Bo jeżeli tak, czemu miałby im zabraniać szczęścia? Stanley nie zamierzał ich oceniać, a co więcej, miał zamiar być dobrym dla swoich podwładnych.
Z tym akurat miała rację. Stanley był Bogiem. Musiał to sobie tylko uświadomić. Jestem Bogiem. Uświadom to sobie, sobie... odbijało się w w wnętrzościach czaszki. [/i]O rany, rany... Jestem niepokonany[/i] Przekaz prosty i wszystkim dobrze znany - najebany to do spania.
Problem z tym, że właśnie Borgin nie chciał. To nie był jeszcze czas na drzemkę. Borgin musiał wytrzymać jeszcze chwilę. Jeszcze kwadrans. Jeszcze jedną bajkę.
- Słusznie zrobiłaś - pochwalił takie zachowanie - Też bym Ci pomógł gdybym był na Twoim miejscu - zapewnił - W-S-P-Ó-Ł-P-R-A-C-A - przeliterował capslockiem, aby mieć pewność, że dobrze go zrozumie. To właśnie była przyszłość - praca w grupie. Na nieszczęście to właśnie Mewka była dziewczyną w ich grupie i musiała wykonać cały projekt jeżeli mieli go zamiar oddać w terminie. Cóż - peszek?
- A to Wy ze sobą śpicie? - spojrzał na nią, kiwając głową - Fiu, fiu. Elegancko - pokazał jej kciuka w ramach uznania - Nie powiem nic ojcu. Nie musisz się bać - zakomunikował. Mogła przecież na nim polegać, a on nie chciał skazać swojej młodszej siostry na jakieś kary za to, że nie śpi w domu po nocy.
- I słusznie, bo ja też nie. Robię to, aby chronić Waszą wspaniałą relację - postanowił stanowczą granicę - Lorraine tu bywa, więc wiesz... Może akurat na siebie traficie... - dodał. Dało się zauważyć, że moce przerobowo-władcze Cesarza, powoli się kończyły, a ta rozpędzona maszyna zdawała się gasnąć w oczach.
- Zapamiętam, że nie chodziło o kutasa - nie miał prawa tego zapamiętać. Jutrzejszy cały dzień był dla niego jednym, wielkim znakiem zapytania.
Usmiechnął się pod nosem na kredki świecowe. Wspaniały prezent. Nie chcąc, aby doszło do rękoczynów, a trzeba było przyznać, że Maeve miała teraz miażdżącą przewagę nad nim, usiadł na krześle. Oparł się wygodnie, spoglądając na drzwi.
- J-Jasne... - stwierdził, ziewając - Odpocznę tu sobie chwilkę - ostrzegł ją, zupełnie jakby wcale jej na tym nie zależało.
Prawda była taka, że jak chciał - potrafił się postarać. Nie rzucał słów na wiatr w tej chwili, ponieważ jak powiedział, tak zrobił - mineła może minuta, a Stanley wydał z siebie lekkie chrapnięcie, który mogło sugerować jedno. Zasnął. Tylko czy to, aby na pewno było pomocne? Będąc prawie nieprzytomnym ważył zapewne z dwa razy tyle co teraz. Cóż, to nie był problem Borgina, a Francisa i Mewki, którzy musieli go gdzieś przenieść.
Fakt. Nie musieli, ale wypadało i tego powinni się trzymać, czyż nie?
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972