22 listopada 1970 roku
mieszkanie Theona
Ostatnie tygodnie były naprawdę... męczące.
Niekoniecznie w kontekście typowo fizycznym. Działo się wiele, ale niekoniecznie związane było to z moją pracą w ramach jednostki ds. Łapania Wilkołaków. A przynajmniej nie do końca. Wydarzenia sprzed kilku miesięcy kopnęły mnie w cztery litery i zamiast czynnie zajmować się tym, w czym byłem cholernie dobry, czekałem na kolejne decyzje, które miały zapaść w mojej sprawie. Źle spałem. Źle reagowałem na to co się działo. W wolnym czasie, którego miałem więcej niż wcześniej, coraz mocniej angażowałem się we wszystko to, co nie było powiązane z moją pracą. Skoro w jednym miejscu zaczęło się sypać, chciałem przyczynić się do sukcesów na zupełnie innym polu. Może nie do końca to widziałem, rozumiałem, ale... było jak było. Zabierało mi to resztki energii. Pozbawiało mnie jej całkiem sporych rezerw. Nic więc dziwnego, że kiedy po kolejnym spotkaniu dane było mi wreszcie wrócić do mieszkania - a miało to miejsce znacznie później niż początkowo zakładałem - marzyłem jedynie o tym, żeby możliwie najszybciej rzucił się do łóżka. Potrzebowałem odespać, zregenerować się, odpocząć. Cokolwiek.
Zdjąłem płaszcz, pozbyłem się butów, które w chwili obecnej zdawały się dużo bardziej niewygodne niż miało to miejsce wcześniej. I to pomimo zaklęcia, które podobno miało sprawiać, że dużo lepiej dopasują się do stopy właściciela. Tak to już jest, kiedy człowiek zdecyduje się uwierzyć reklamie.
Z moich ust wydobyło się westchnięcie ulgi. Kilka razy podwinąłem palce u stóp, szczęśliwy na samą myśl, że już za chwilę moje nogi będą mogły odpocząć. I z tą właśnie myślą ruszyłem w kierunku kuchni, gdzie zamierzałem przygotować sobie coś do zjedzenia.
Może gdybym był mniej nieprzytomny, przynajmniej chwilę wcześniej zarejestrowałbym jej obecność, unikając tym samym padnięcia na zawał.
Nie żeby do tego ostatniego faktycznie doszło.
- Geraldine, cholera jasna! - Wyrzuciłem, widząc ją w niewielkim salonie, na nieco podniszczonej kanapie. Co tutaj robiła? Dlaczego wpadła bez zapowiedzi? Jak długo czekała, skoro powinienem był wrócić wcześniej? Tyle pytań, na które przydałoby się uzyskać odpowiedź. - Chcesz, żebym kiedyś padł na zawał? - Zamiast zadać je, zdecydowałem się jednak na nieco inne pytanie, jednocześnie starając się ocenić to, jak dziewczyna się prezentowała. Czy wszystko było w porządku? Coś mogło się wydawać niepokojącym? Bliźniaki jak to bliźniaki, na pewne sprawy są bardziej wyczulone. Tak to już po prostu jest. My zaś pod tym względem nie byliśmy wyjątkowi, choć różniliśmy się od siebie dość mocno. O tym wiedzieli wszyscy, którzy mieli okazje bliżej poznać każde z naszej dwójki. - Wszystko... wszystko w porządku? - Dopytuje po krótkiej chwili, już innym tonem, zmieniając kierunek i zamiast do kuchni, ruszając w stronę kanapy.