• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[22 listopada 1970 roku, mieszkanie Theona] Nastał czas ciemności

[22 listopada 1970 roku, mieszkanie Theona] Nastał czas ciemności
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#1
25.10.2022, 17:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 19:08 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic

22 listopada 1970 roku
mieszkanie Theona


Ostatnie tygodnie były naprawdę... męczące.
Niekoniecznie w kontekście typowo fizycznym. Działo się wiele, ale niekoniecznie związane było to z moją pracą w ramach jednostki ds. Łapania Wilkołaków. A przynajmniej nie do końca. Wydarzenia sprzed kilku miesięcy kopnęły mnie w cztery litery i zamiast czynnie zajmować się tym, w czym byłem cholernie dobry, czekałem na kolejne decyzje, które miały zapaść w mojej sprawie. Źle spałem. Źle reagowałem na to co się działo. W wolnym czasie, którego miałem więcej niż wcześniej, coraz mocniej angażowałem się we wszystko to, co nie było powiązane z moją pracą. Skoro w jednym miejscu zaczęło się sypać, chciałem przyczynić się do sukcesów na zupełnie innym polu. Może nie do końca to widziałem, rozumiałem, ale... było jak było. Zabierało mi to resztki energii. Pozbawiało mnie jej całkiem sporych rezerw. Nic więc dziwnego, że kiedy po kolejnym spotkaniu dane było mi wreszcie wrócić do mieszkania - a miało to miejsce znacznie później niż początkowo zakładałem - marzyłem jedynie o tym, żeby możliwie najszybciej rzucił się do łóżka. Potrzebowałem odespać, zregenerować się, odpocząć. Cokolwiek.

Zdjąłem płaszcz, pozbyłem się butów, które w chwili obecnej zdawały się dużo bardziej niewygodne niż miało to miejsce wcześniej. I to pomimo zaklęcia, które podobno miało sprawiać, że dużo lepiej dopasują się do stopy właściciela. Tak to już jest, kiedy człowiek zdecyduje się uwierzyć reklamie.

Z moich ust wydobyło się westchnięcie ulgi. Kilka razy podwinąłem palce u stóp, szczęśliwy na samą myśl, że już za chwilę moje nogi będą mogły odpocząć. I z tą właśnie myślą ruszyłem w kierunku kuchni, gdzie zamierzałem przygotować sobie coś do zjedzenia.

Może gdybym był mniej nieprzytomny, przynajmniej chwilę wcześniej zarejestrowałbym jej obecność, unikając tym samym padnięcia na zawał.
Nie żeby do tego ostatniego faktycznie doszło.

- Geraldine, cholera jasna! - Wyrzuciłem, widząc ją w niewielkim salonie, na nieco podniszczonej kanapie. Co tutaj robiła? Dlaczego wpadła bez zapowiedzi? Jak długo czekała, skoro powinienem był wrócić wcześniej? Tyle pytań, na które przydałoby się uzyskać odpowiedź. - Chcesz, żebym kiedyś padł na zawał? - Zamiast zadać je, zdecydowałem się jednak na nieco inne pytanie, jednocześnie starając się ocenić to, jak dziewczyna się prezentowała. Czy wszystko było w porządku? Coś mogło się wydawać niepokojącym? Bliźniaki jak to bliźniaki, na pewne sprawy są bardziej wyczulone. Tak to już po prostu jest. My zaś pod tym względem nie byliśmy wyjątkowi, choć różniliśmy się od siebie dość mocno. O tym wiedzieli wszyscy, którzy mieli okazje bliżej poznać każde z naszej dwójki. - Wszystko... wszystko w porządku? - Dopytuje po krótkiej chwili, już innym tonem, zmieniając kierunek i zamiast do kuchni, ruszając w stronę kanapy.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
25.10.2022, 20:11  ✶  
Wiele się działo. Do Geraldine doszły słuchy o nieco napiętych nastrojach wśród czarodziejów. Sama nie do końca rozumiała, po co właściwie ten konflikt, idea czystej krwi była jej zupełnie obojętna... co może nie do końca zgadzało się z tym, co rodzice wbijali jej do głowy od zawsze. Ona jednak trafiła do Gryffindoru, w czasach szkoły miała kontakt z dzieciakami z różnych środowisk. Zupełnie nie przywiązywała wagi do tego, jaka krew płynie w ich żyłach. Nie umiała sobie wyobrazić, jakby to miało wyglądać. Przy poznaniu powinna najpierw zadać pytanie czy są czystokrwiści? Nie leżało to w ogóle w jej zainteresowaniu. Bardziej ciekawiło ją, czy są skłonni do ryzyka, zabawy, przygody! To było dla niej najważniejsze. Już w czasie szkoły kłóciła się o to z bratem, bo jak mogła zadawać się ze szlamami! Przecież nie wypadało to osobie o jej statusie.
Jakiej by nie miała relacji z bratem, to zawsze będzie jej bliźniakiem, a że również pracował w ministerstwie to miała go ochotę trochę pociągnąć za język. Wiedziała, że na pewno dużo wie, zamierzała więc skorzystać z okazji do zupełnie bezinteresownych odwiedzin.
Nie zamierzała się zapowiadać, to zupełnie nie leżało w jej naturze. Po prostu teleportowała się do mieszkania brata, kiedy skończyła obserwować znikacza. Zabawne, że udało jej się go zlokalizować, bo był bardzo rzadkim okazem. Będzie musiała wrócić w to miejsce, by na niego zapolować, mógł się okazać bardzo wartościową zdobyczą.
Znalazła się w mieszkaniu brata. Rozejrzała się po nim uważnie, ciekawa, jak mieszka. Nie bywała tu częstym gościem, jakoś nie odczuwała potrzeby utrzymywania bliskiej więzi. Dobrze jej się żyło z dala od tych wszystkich rodzinnych spraw. Pracowała w ramach rodzinnego biznesu, jednak nie z rodziną. Wydawało jej się, że jest to najlepsza z możliwych możliwości.
Usiadła na krześle i czekała, aż się pojawi. Zaczęła przymykać oczy i zasypiać, gdy usłyszała dźwięk. Wreszcie przyszedł. Nie odezwała się ani słowem, czekała aż dotrze do pomieszczenia, w którym się znajdowała. Wierzyła, że ucieszy się na jej widok. - Miałeś na myśli kochana siostrzyczko, cieszę się, że cię widzę?- zaśmiała się widząc jego reakcję, nie to, że nie zrobiła tego specjalnie. - Jakbym mogła pragnąć twej krzywdy? O co ty mnie posądzasz. Sprawdzam tylko twoją czujność.- Do kogo, jak do kogo, ale do brata w końcu mogła wpaść niezapowiedziana.
- Dobrze wyglądasz/- powiedziała jeszcze, gdy zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Czasem zapominała o tym, że są już dorośli i gdy o nim myślała to miała przed oczami widok tego chłopca, z którym się tłukła. Gerry wyglądała zwyczajnie, nie widać było po niej żadnych śladów walki, miała wszystkie kończyny, nic złego więc się jej nie przydarzyło. - W najlepszym porządku, sugerujesz, że pojawiam się u ciebie, tylko gdy nie jest w porządku?- mogło się tak zdarzyć, że kilka razy prosiła brata o pomoc z jakimiś niewygodnymi klientami, jednak to nie był ten dzień. - Chciałam zobaczyć, jak się miewasz, wiesz, chodzą słuchy, że coś się dzieje.- postanowiła od razu przejść do tematu, który ją interesował. Wyprostowała się i spoglądała na brata swoimi niebieskimi ślepiami, bordowy sweter, który miała na sobie ubrany był na nią zdecydowanie za duży, zapewne musiała przypadkiem wziąć ubranie Theseusa.
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#3
28.10.2022, 22:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2022, 08:05 przez Theon Travers.)  

Ciężko było zaprzeczyć temu, że wiele działo się w Londynie. Tak jak i całej Wielkiej Brytanii. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Nawet więcej. Tkwiłem w tym wszystkim, choć nie można było mnie określić mianem jednego z ważniejszych trybików całej tej, wprawionej w ruch machiny. Byłem zaledwie jednym z wielu pionków, który dał się porwać idei. Wizji innego świata. Lepszego? Chciałem w to wierzyć.

Chociaż jesteśmy z Geraldine bliźniakami, ciężko zaprzeczyć temu, że sporo nas dzieli. Niektórzy byliby zapewne w stanie powiedzieć, że jesteśmy niczym dzień i noc, choć dla mnie akurat to gruba przesada. Na pewne rzeczy spoglądamy w inny sposób, ale nadal - gdyby przyjrzeć się bliżej, poświęcić nieco więcej czasu obserwacji - można byłoby dostrzec pewne cechy wspólne. Takie, które nie były bynajmniej pozbawionymi znaczenia. Obydwoje wychowaliśmy się w jednym domu, płynęła w nas ta sama krew. Zaszczepiono w nas te same wzorce, wpojone nam te same zasady. W późniejszym czasie zweryfikowane zostało to przez środowisko, w którym przyszło nam dorastać. Ona trafiła do Gryffindoru. Ja znalazłem się w szeregach absolwentów Hogwartu należących do Slytherinu. Czy ktoś mógł przewidzieć jak duże znaczenie może to mieć w niedalekiej przyszłości? Teraz, kiedy nasz świat, świat czarodziejów, podzielony miał zostać za sprawą kolejnego konfliktu...

Nie byłem przyzwyczajony do niezapowiedzianych wizyt, których - zwłaszcza z Geraldine - nie składaliśmy sobie wielu. Rzecz jasna utrzymywaliśmy kontakt, nie unikaliśmy siebie nawzajem. To nie tak. Po prostu zostawialiśmy temu drugiemu przestrzeń. Każde żyło swoim życiem, zanadto nie wtrącając się w życie tego drugiego. Wierząc, że podejmie właściwe decyzje, a jeśli wpadnie w problemy - nie zawaha się poprosić o pomoc.

Choć gdybym miał być szczery, samego siebie zwracającego się do drugiej osoby - nawet tak bliskiej - nie potrafiłem sobie wyobrazić.

- Zapominasz, że zbyt dobrze Ciebie znam. Wiem co siedzi w tej Twojej ślicznej główce, i że nie zawsze są to dobre rzeczy. - Odpowiadam. Niby poważnie, ale tonem zbyt lekkim, żeby za takie można było wziąć moje słowa. Można w tym jednak wychwycić pewne zmęczenie. Nie potrafię go ukryć, praca zbyt mocno dała mi się we znaki.

W skromnym salonie, jako że nie potrzebowałem wielu mebli i innych takich, oprócz stołu i czterech krzeseł, znajduje się również sofa, niski stolik, dwa regały z książkami i różnymi innymi pierdołami bo ciężko to określić inaczej. Gdzieś tam pewnie można dostrzec radio, teraz wyłączone. Dwa okna wpuszczają nieco światła, które ograniczone jest przez stosunkowo ciemne zasłony. Umieszczone tu swego czasu przez matkę, mające już dobrych kilka lat. Gdyby zależało to ode mnie samego, w oknie nie byłoby nawet prostej firanki, na ścianie żadnego obrazu. Całość wyglądałaby jak pusta skorupa. Mieszkanie pozbawione byłoby wszystkiego tego, co mogło mu nadać jakikolwiek charakter.

Nie żeby teraz było pod tym względem dużo lepiej.

Nie stoję zbyt długo w wejściu. Ruszam w kierunku miejsca, w którym znajduje się Geraldine. Odsuwam od drewnianego stołu jedno z krzeseł. Średnio jest ono wygodne, ale mogło być znacznie gorzej. Z pensji szeregowego pracownika ministerstwa na więcej pozwolić sobie nie mogłem, a z pieniędzy rodziców starałem się nie korzystać.

Uczucie bycia niezależnym - czyż to nie piękna sprawa?

- Uznam, że Ci wierze. - Odpowiadam na ten komplement. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie do końca pokrywa się to z rzeczywistością. Nie czuje się dość dobrze, żeby tak też się czuć. Nie ciągnę jednak tematu. Nie zadręczam jej też narzekaniem na pracę, choć pewnie do powiedzenia miałbym sporo. Tylko po co?

Wzruszam ramionami. Co mam jej powiedzieć? Nie odwiedza mnie często. Ja jej zresztą również. Obydwoje wiemy jak mają się sprawy. Chyba też z tego powodu nie narzekamy.

- U mnie wszystko w normie. Bywało gorzej. - Odpowiadam, uważnie się jej przyglądając. Zastanawiam się jak wiele wie. O co konkretnie pyta. Jako pracownik ministerstwa, owszem mam dostęp do pewnych informacji, choć też nie jest tego tam dużo, jak w przypadku osób pracujących w innych departamentach. Nadrabiam to dzięki znajomościom i... powiązaniom, o których nie przecież nie będę rozpowiadać na prawo i lewo. Byłoby to trochę zbyt lekkomyślne. Nierozsądne. Zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy tak blisko realizacji planów. - Mówisz o czymś konkretnym? - Pytam więc, grając na zwłokę. Z niczym nie będę się śpieszyć. Nawet jeśli przy tym stole znajduje się moja siostra.

Kobieta, której - wydawałoby się - powinienem ufać. 

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
31.10.2022, 12:56  ✶  
- Jak mogłabym zapomnieć, bracie, w końcu od zawsze, od samego początku byliśmy razem.- ta więź była czymś zupełnie innym. Każdy z braci był dla niej ważny, jednak mimo wszystko, to, że ich dwójka od zawsze była razem, to było czymś ponad zwyczajną więzią krwi. Może ich kontakty się rozluźniły, jednak czuła, wiedziała, gdy działo się coś złego. Nie musiała być przy nim zawsze, miała nadzieję jednak, że wie, że w każdej sytuacji będzie mógł na nią liczyć. Co by się tylko nie działo i liczyła na to, że i on zachowa się podobnie w stosunku do niej. - Dobre, złe, wydaje mi się, że świat nie do końca jest taki czarno biały, zależy jak na to spojrzysz. Dla jednych to może być dobro, dla innych zło, nie lubię takiej kategoryzacji.- doszła do momentu w którym nie lubiła spoglądania na problem w ten sposób. Już w Hogwarcie nauczyła się, że punkt widzenia, zależał od tego, w jakimś towarzystwie się człowiek obracał. Czuła, że jest gdzieś w środku. Wychowana w domu, który podążał za tradycją, otoczenie jednak sprawiło, że oczy jej się otworzyły, nauczyła się tolerancji, co nie do końca mogło się wszystkim podobać.
Sam wygląd tego mieszkania wzbudzał w niej mieszane uczucia. Było bardzo proste, widać było jak się różnili nawet w takich prostych sprawach. Jej mieszkanie było pełne kwiatów, obrazów i innych pierdół, które przywoziła z wypraw z całego świata, lubiła zbierać rzeczy, które powodowały, że przypominała sobie o miejscu, które odwiedziła. Może i innym mogło się wydawać, że trochę za dużo tego ma, ale lubiła kolekcjonować w ten sposób wspomnienia. Mieszkanie jej brata było przynajmniej dla niej - zbyt puste, jakby nie chciał się w żaden sposób identyfikować z tym miejscem. Może właśnie taki był? Przesadnie szorstki, zdystansowany do wszystkiego.
- Nie biorę w ogóle uwagi, że mogłoby być inaczej.- dostrzegła na jego twarzy zmęczenie, czy praca w Ministerstwie tak go wykańczała, czy było coś więcej? Może zaangażował się w jakieś działania w czasie wolnym. Nie zdziwiło by jej to, szczególnie, że wiedziała, że podchodzi do pewnych spraw zupełnie inaczej niż ona. Podążał za ich rodzinnymi wartościami, szczególnie, że wychował go również dom Slytherina, mógł tam jeszcze bardziej przesiąknąć pewnymi ideałami.
- Zastanawiam się tylko...- westchnęła głośno, czy powinna zadać te pytanie? Nie należała do osób, które potrafiły owijać w bawełnę, nie bawiły jej gry słowne. Najlepiej wychodziło jej proste komunikowanie się. - Wiesz coś o tych atakach, które miały ostatnio miejsce?- przyglądała się twarzy brata. Miała nadzieję, że jej nie spławi, że powie coś więcej. - Ciekawi mnie po prostu, czy postanowiłeś się zaangażować.- wiedziała, jakie mają podejście. Może trochę się martwiła? Bała się, że stanie mu się krzywda. Przecież nie wiadomo, czego można się spodziewać po tym, który nimi rządził. - Zastanawiam się, czy jesteś pewien ścieżki, którą zamierzasz podążać.- założyła już, nie wiedzieć czemu, że podjął decyzję. Znała go zbyt dobrze, żeby się wyparł. Wiedziała, że na pewno był jedną z osób, która chciała wywołać rebelię.
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#5
06.11.2022, 08:32  ✶  

Geraldine nigdy nie potrafiła zbyt długo owijać w bawełnę.

Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że te pytania się pojawią. Niby starałem się grać na zwłokę, ale byłem zarazem świadomy, że wiele w ten sposób nie osiągnę. Nie, kiedy moim rozmówcą była siostra. W dodatku bliźniaczka. Może gdybym nie był aż tak zmęczony, byłbym w stanie lepiej sobie z tym poradzić. Skierowałbym wszystko w inną stronę, zręcznie unikał rozmowy na tematy, których powinniśmy unikać. Dla własnego dobra. Teraz zaś... niewiele przychodziło mi do głowy.
Wzdycham ciężko, wiedząc że czeka mnie jedna z tych niełatwych przepraw.

- Może przygotuje nam herbatę. - Mówię, podnosząc się z dopiero co zajętego miejsca. - Ewentualnie mogę też zaproponować Ci jakiś alkohol, ale wybór nie jest zbyt duży.

Nie czekając na jej odpowiedź, ruszam do kuchni. Daje sobie czas na znalezienie jakiegoś ratunkowego koła. Obmyślenie strategii. Przecież nie powiem jej - tak, Geraldine, byłem na Pokątnej i to ja rzuciłem pierwsze zaklęcie w kierunku sklepu miotlarskiego rodziny Wood. Nie to, żebym obawiał się, iż z tą informacją pobiegnie do pierwszego z brzegu brygadzisty, ale... czasami lepiej jest pozostawać nieświadomym pewnych spraw.

Zajmuje się herbatą. Zajmuje się też odpowiednim napojem dla niej, o ile czegokolwiek sobie zażyczyła. Nie śpieszę się przy tym zanadto, ale też nie ociągam się jakoś szczególnie. Wreszcie wracam do salonu, w dalszym ciągu nie będąc pewnym tego, w jaki sposób powinienem to wszystko rozegrać.

- Dużo ostatnio mówi się o tym, co się dzieje w mieście. - Mówię, obejmując dłońmi swój kubek. Korzystając z przyjemnego ciepła, które od niego bije. - Chyba nikt się nie spodziewał tych ataków. Byłem wczoraj na Pokątnej i to wygląda... - Nie kończę myśli. Unoszę kubek, pociągam z niego łyk herbaty. - ...naprawdę myślisz, że mógłbym się w coś takiego zaangażować? - Spoglądam jej prosto w oczy. Mam nadzieje, że w moich własnych, nie dostrzeże czegoś, co wywoła wątpliwości. Nie zawsze udawało mi się ukryć przed nią prawdę. W przeszłości już bywało, że Geraldine czytała we mnie niemal jak w otwartej księdze. Było to jednak na długo przed tym, nim nasza relacja znacząco osłabła. W tamtych czasach częściej się widywaliśmy, spędzaliśmy ze sobą więcej czasu.

Było inaczej niż dzisiaj. To pewne.

- Wiesz, Ger, w jakimś stopniu przemawiają do mnie te postulaty, nie będę temu zaprzeczać, ale nie jestem mordercą. Przecież musisz to wiedzieć. Nie jestem też zwykłym... - tutaj przez chwilę szukam odpowiedniego słowa. - wandalem. Znamy się od tylu lat, od zawsze, nie powinnaś mnie o to w ogóle pytać. Aczkolwiek rozumiem. Nie mam ci tego za złe. To wszystko musi powodować niezły mętlik w głowie.

Odkładam na blat stołu kubek. Czekam na jej reakcje. Na odpowiedź. Czy odczuwam wyrzuty sumienia, kiedy staram się ją okłamać? Zagrać na uczuciach, które przecież musi żywić względem własnej rodziny? Staram się nie zwracać na to uwagi. Odepchnąć to na bok.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
07.11.2022, 10:52  ✶  
Nie potrafiła, taki już miała charakter, brakowało jej delikatności chyba w każdej możliwej dziedzinie życia. Matka zawsze zwracała jej uwagę, że powinna być bardziej jak kobieta, trudno jej jednak było walczyć z tymi zachowaniami, gdy została wychowana w domu wśród samych braci, to samo zresztą w Hogwarcie - trzymała się głównie z chłopakami.
Musiała zapytać, musiała wiedzieć, jak wygląda nastawienie Theona, choć właściwie podświadomie znała odpowiedź. Wiedziała, czego powinna się po nim spodziewać. - Za kogo Ty mnie masz.- posłała mu uśmiech. - Damy nie pijają herbaty, poproszę o coś mocniejszego.- rozmowa, którą mieli odbyć nie należała do tych najlżejszych, chętnie więc skorzysta z umilenia sobie tej konwersacji alkoholem.
Odprowadziła go wzrokiem. Pozwoliła sobie głęboko odetchnąć. Najgorsze za nią. Powiedziała mu, jaki jest cel jej wizyty. Pozostawało jej jedynie wszystko z niego wyciągnąć, nie sądziła, że będzie to łatwe. Chociaż zauważyła, że może mieć fory, zdecydowanie wyglądał na zmęczonego. Na pewno miał dużo na głowie, czy była to tylko praca w ministerstwie? Nie wydawało się jej. Tylko, czy będzie skłonny przyznać się jej, właściwie to nie byli ze sobą aż tak blisko.
- Dużo się mówi, dlatego przyszłam do Ciebie.- wzięła szklankę z alkoholem, jakiego by jej nie nalał. Gotowa była wypić cokolwiek. Podczas swoich podróży spożywała naprawdę najgorsze bełty. Upiła łyk ze szklanki. - Nie pytałabym, gdybym nie była skłonna uwierzyć, że jesteś w stanie się zaangażować w coś takiego.- nie opuszczała spojrzenia ani na moment. Wpatrywała się w oczy brata, szukając w nich prawdy. Kiedyś bez problemu potrafiłaby stwierdzić, że ją okłamuje. Teraz jednak wiele się zmieniło.
- Theon, wiesz, że pytam o to, nie bez powodu. Czego byś nie robił w wolnym czasie, bądź ostrożny, może nie jesteśmy teraz zbyt blisko, ale nadal jesteś moim bratem, zależy mi na Tobie.- chciała, żeby o tym wiedział, coby się nie działo. Zawsze będzie mógł znaleźć w niej oparcie. Może sama Geraldine nie popierała tych działań, wiedziała jednak, co było im wpajane od dziecka, a później w przypadku bliźniaka podczas edukacji w Hogwarcie. Wyciągnęła papierosa z papierośnicy i wsadziła go sobie do ust, jeszcze nie odpaliła, gdyby mu to nie odpowiadało - Wiem też, że jesteś w stanie wiele zrobić dla przekonań, którymi się kierujesz, wolałabym, żebyś zastanowił się nad tym, czy warto. Nie chciałabym, żebyś zginął.- odparła szczerze.
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#7
09.11.2022, 21:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.11.2022, 15:30 przez Theon Travers.)  

Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, łatwo można było dojść do wniosku, że delikatność nie leżała w naturze nikogo kto nosił nazwisko Yaxley. Dosyć często zdarzało nam się poruszać pomiędzy ludźmi niczym słoń znajdujący się w składzie porcelany. Ja sam nauczyłem się do pewnego stopnia nad tym panować, ale wymagało to sporej ilości pracy. I prawda była taka, że praca ta nie zawsze przynosiła odpowiednie efekty. Ale może mniejsza z tym.

W moim mieszkaniu wybór alkoholi był raczej skromny. Jeśli już miałem wlać w siebie jakieś procenty, robiłem to w innych miejscach. Najczęściej również w towarzystwie innych ludzi. Nie potrzebowałem więc trzymać większych zapasów we własnym mieszkaniu. Na szczęście w tym, co miałem pod ręką, byłem w stanie znaleźć coś odpowiedniego dla Geraldine. Podczas gdy ja zajęty byłem popijaniem herbaty - alkohol nie podziałałby na mnie najlepiej, kiedy byłem tak bardzo zmęczony - przed siostrą postawiłem szklankę whiskey, która pochodziła z mojej ulubionej destylarni. Rzecz jasna nie był to produkt pochodzenia mugolskiego. Alkohol wytwarzany był przez rodzinę czarowników. Co prawda półkrwi, ale akurat z tym trzeba było się pogodzić.

Odstawiłem kubek na blat stołu. Ruch nieco zbyt gwałtowny. Spotkanie naczynia z blatem stosunkowo głośne. Część herbaty wylała się, pewna jego ilość trafiła na moją dłoń. Parzyła, ale mogło wydawać się, że w ogóle nie zwracałem na to uwagi.

- Może w takim razie powinnaś stąd wyjść, skoro tak łatwo przychodzi Tobie rzucanie oskarżeniami. - Odpowiadam. I owszem, trochę mnie zachowanie bliźniaczki poirytowało. Nie to, że dziewczyna nie miała racji. Po prostu znów wsadzała nos w sprawy, którymi interesować się nie powinna. To zaś mogło sprowadzić problemy na wszystkich. Na mniej. Na naszych krewnych. Na Logana. Elijaha. Chestera. Długo by wymieniać.

Poza tym, możliwe że gdzieś tam w środku, chciałbym żeby ktoś we mnie wierzył.

Tylko czy jeszcze było w co wierzyć?

- Potrafię o siebie zadbać, Geraldine. - Brzmię teraz... chłodniej. Bardziej odległy. Może trochę wrogi? Ciężko to jednoznacznie określić. - Miło mi słyszeć, że się o mnie martwisz, ale powinnaś skupić się na sobie i nie ingerować w moje życie. Obydwoje jesteśmy dorośli i sami za siebie odpowiadamy. Podejmujemy decyzje wedle własnego sumienia. - Tutaj spogląda jej prosto w oczy. - Pewnie to dla Ciebie spore zaskoczenie, ale ja też mam sumienie. I mam granice, których nie zamierzam przekraczać. Cokolwiek byś o mnie nie myślała.

Opieram się całym ciężarem o oparcie krzesła, zakładam ręce na wysokości klatki piersiowej i czekam na jej reakcje. Nie spuszczam z niej oczu. Cały czas patrze. Złość pewnie musi wyraźnie widoczna na mojej twarzy. W całej mojej postawie.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
14.11.2022, 01:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2022, 01:14 przez Geraldine Yaxley.)  

Taka już była ich natura. Szorstcy, niezbyt wylewni, kiedy już przychodziło do konfrontacji - to nie owijali w bawełnę. Standardowe zachowanie Yaxleyów. Lubili konkrety, nie bawili się w przesadne gierki - przynajmniej nie Geraldine, ona naprawdę ceniła sobie prostotę. Tak było również tym razem. Zresztą, był jej bratem, tutaj naprawdę nie uważała, że powinna próbować przesadnie ukrywać o co jej chodzi. Szczególnie, że chciała uzyskać konkretne odpowiedzi.

Geraldine wzięła łyk whiskey, która była naprawdę dobrym trunkiem. Musiał w przeciwieństwie do niej przywiązywać wagę do tego, co w siebie wlewał. Właściwie to jego życie wydawało jej się bardziej wygodne od tego, które wybrała ona. Gerry żyła w ciągłym biegu, ganiała po lasach za zwierzyną, jak uczył ją ojciec, taplała się w błocie, załatwiała interesy, a Theon wybrał ministerstwo. W sumie nigdy nie do końca potrafiła zrozumieć dlaczego. Zresztą drugi jej z braci tak samo, nie zmierzał ścieżką typową dla członków jej rodziny. Ona wybrała tradycję.

Dostrzegła jego reakcję na słowa, które wypowiedziała. Filiżanka zbyt mocno dotknęła stołu, wrzątek popieścił mu rękę. - Denerwujesz się, czyli mam trochę racji.- Spojrzała na jego dłoń. - Boli? Weź idź z tym pod zimną wodę, bo zostanie Ci blizna.- Odparła, jak gdyby nigdy nic. - Naprawdę chcesz mnie wyprosić, tylko dlatego, że powiedziałam prawdę?- Spojrzała na niego swoimi niebieskimi ślepiami, przysunęła ponownie szklankę z alkoholem do ust. Wydawało jej się, że już uzyskała odpowiedź na nurtujące ją pytanie, chociaż nie mówił o tym głośno. Wiedziała, jak wygląda sprawa, nie zamierzała jednak jeszcze stąd wyjść.

- Wiem, że potrafisz. Martwi mnie jednak, że kiedyś możemy się znaleźć po przeciwnych stronach barykady Theo.- Gerry nie zamierzała jeszcze wybierać, wiedziała jednak, że może przyjść moment, w którym zostanie postawiona pod ścianą. Wiedziała, że nie pozwoli sobie na krzywdzenie ludzi, tylko dlatego, że zdaniem jakiegoś pajaca, który sam się ogłosił Czarnym Panem byli mniej warci od tych czystokrwistych. - Co wtedy zrobisz bracie? Jaką podejmiesz decyzję? Mnie też będziesz chciał skrzywdzić?- Czy i ją by zabił? Była ciekawa, wiedziała, że muszą w to być zamieszani i inni bliscy jej rodzinie. Ona przynajmniej na razie miała zamiar się trzymać od wszystkiego z daleka, zająć się pracą, nie polityką, co jednak, jeśli się zaangażuje? Będzie musiała zabijać rodzinę?

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#9
17.11.2022, 16:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 12:56 przez Theon Travers.)  

Moje życie mogło wydawać się znacznie wygodniejszym, ale nie było takim z mojego własnego wyboru. Przynajmniej nie do końca. Pod pewnymi względami, zawsze miałem mniej swobody niż Geraldine. Rodzice mieli plany względem każdego z nas. Kiedy okazało się, że mam do tego odpowiednie predyspozycje, moim zadaniem stało się zdobycie ciepłej posadki w ministerstwie, a jeśli z czasem dam radę dotrzeć na jedno spośród kierowniczych stanowisk - będzie to odebrane jako spory sukces. Dzięki temu mógłbym w jeszcze większym stopniu wspierać rodzinne interesy. Bo właśnie tym miałem się zajmować. Po cichu, na boku. Ojciec nie będzie zadowolony, kiedy dotrze do niego informacja o tym, że zostałem przeniesiony karnie do biura łączników. Starałem się jednak nie myśleć o tym zbyt wiele. Będzie co będzie; będzie co przyniesie przyszłość.

- Bywało gorzej. - Odpowiadam na zadane pytanie. Chyba musiałoby mi urwać rękę, żebym przyznał się do tego, że coś mnie bolało. A i w takiej sytuacji bym zapewne bagatelizował sprawę. Mimo tego zajmuje się jednak oparzoną dłonią. Robię to przy pomocy magii, tych kilku opanowanych zaklęć, które teraz były jak znalazł. Nie tracę czasu na wizytę w łazience czy też kuchni, gdzie byłbym w stanie dostać się do zimnej wody. Po prostu organizuje ją sobie tutaj, po czym odkładam różdżkę na stół.

Zwlekam z udzieleniem odpowiedzi na jej pytanie. Niby zajęty doprowadzaniem dłoni do ładu, choć na to nie potrzebowałem zbyt wiele czasu. Ostatecznie decyduje się to pytanie całkowicie zignorować. Raz już padło z moich ust, żeby się stąd wynosiła. Ponownie tego mówić nie było trzeba. Rozmowa biegnie więc dalej. O ile to coś można nazwać rozmową. Na pewno nie jest łatwa, na pewno brakuje tutaj wymiany jasnych, konkretnych informacji. Ale przecież nie powiem tego, co Geraldine wydaje się, że chce ode mnie usłyszeć - że od niedawna jestem pełnoprawnym Śmierciożercą, że za swoje zaangażowanie otrzymałem mroczny znak. Nie powinna się tym interesować. Zwłaszcza, jeśli sama nie zamierza się w to angażować. Nigdy nie przejawiała zainteresowania. Inaczej patrzyliśmy na te sprawy. Za coś innego chcieliśmy walczyć.

Czy kiedyś faktycznie postawi nas to po przeciwnych stronach barykady?

- Mówisz tak, jakbyś planowała się w to zaangażować. - Zauważam. - Pewnie to ten Twój pies kładzie Ci do głowy takie durne pomysły. - Oczywiście wiadomo, że mianem psa określam współpracownika swojej siostry, to żadna nowość. Odkąd pamiętam Theseus zdaje się wiernie trzymać jej nogi. Brakuje tylko tego, żeby mężczyzna sam sobie założył smycz, obrożę, a następnie postawił jeszcze budę. - Powinnaś się dobrze zastanowić, Geraldine. Przecież nie jesteś głupia. Wiesz, że za tym wszystkim stoją ludzie, którzy łatwo nie odpuszczą. I nie umknie ich uwadze, jeśli wybierzesz inną stronę. Niewłaściwą...

Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, kto za tym stał. Jakiego rodzaju ludzie popierali Czarnegom Pana. Do czego byli zdolni. Nie trzeba było szukać przykładów szczególnie daleko. Takowy mieliśmy wśród krewnych matki. W posiadłości, gdzie zasuszone trupie głowy zwisają z sufitu, nie bez powodu nie wspomina się imienia Susanne Crawley - imienia kobiety, która odważyła się zdradzić własną krew.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
21.11.2022, 10:48  ✶  

Geraldine jakoś nigdy specjalnie nie interesowała się w wte bardziej istotne sprawy rodzinne. Nie wymagano od niej tego. Robiła to, co potrafiła najlepiej. Jakoś tak wyszło, że zaangażowała się głównie w ten najbardziej podstawowy aspekt - czyli polowanie na zwierzęta. To jej wychodziło najlepiej. Nie należała do osób, które interesowały się polityką i wyższym dobrem. W przeciwieństwie do swojego brata. Może też dlatego nie do końca rozumiała to, że zajął się sprawami rodzinnymi w ministerstwie. Nie miała też zielonego pojęcia, jak wygląda kariera jej brata. Nie interesowało jej to jakoś szczególnie.

- Wiem, że bywało gorzej, jednak nie oznacza to, że powinieneś to ignorować.- Powinien zacząć o siebie dbać. Niby była to pierdoła, jednak po co się męczyć? Na całe szczęście Theon zajął się ręką, inaczej to ona musiałaby się w to zaangażować, a nie chciała mu się jakoś specjalnie narzucać. Mimo wszystko była tu gościem, to on był u siebie. Nie miała prawa czegokolwiek od niego tu wymagać.

Zauważyła, że nie spieszy się z odpowiedzią na pytanie, które mu zadała. To właściwie utwierdziło ją w tym, jaką drogą zamierza podążać. Nie do końca była z tego zadowolona. Wolałaby, żeby był bezpieczny, nie wychylał się. Jednak oni chyba nie do końca potrafili. Każde z nich nie miało oporu przed tym, żeby wspierać sprawy, które uważali za istotne. Tylko też, że patrzyli na świat w różny sposób, przez co na pewno spotkają się po dwóch stronach barykady.

- Nie wykluczam tego bracie.- Nie zamierzała udawać, że jest inaczej. - Odczep się od Thesa, ile razy mam Ci to powtarzać.- Nadal strasznie ją irytowały te ciągłe uszczypliwości. Nie zamierzała na nie pozwalać, choć było to trochę jak uderzanie głową w mur. Nikt z jej bliskich nie potrafił zrozumieć tej więzi, jaka połączyła ją z Fletcherem. - Mam swój rozum, nie sądziłam, że będę musiała Ci o tym przypominać.- Upiła łyk alkoholu ze szklanki.

-Moje sumienie zadecyduje o tym, jaką stronę wybiorę. W przeciwieństwie do Ciebie je posiadam.- Jednym haustem wypiła trunek ze szklanki. Nie zamierzała tutaj dłużej zostać. Wiedziała, że nic nie zdziała. Najwyraźniej jej brat już zadecydował. Szkoda tylko, że wybrał nie tę stronę którą powinien, pomimo tego, że się tego spodziewała czuła rozczarowanie. Nie chciała, żeby cokolwiek mu się stało, a miała świadomość, że poplecznicy Czarnego Pana będą ścigani. - Nic tu po mnie. Żegnaj.- Wstała z krzesła i się teleportowała.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Theon Travers (2571), Geraldine Yaxley (2154)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa