Dlatego kiedy po potańcówce poniosły się słowa, że można było przenocować w Warowni Longbottomów, przystał na ten pomysł, nie zastanawiając się nad tym nawet dwa razy. Miał chyba małą nadzieję, że może uda mu się jeszcze złapać Brennę, kiedy akurat nie będzie robić tych wszystkich Brennowych rzeczy, jak zajmowanie się gośćmi i rozdawanie miejsc do spania, ale ta nadzieja okazała się płonna. Szczególnie kiedy któryś raz mrugnęła mu gdzieś na granicy wzroku, podejmując kolejny kurs po schodach prowadzących na piętro, niosąc coś w rękach.
Może dlatego ostatecznie skończył w kuchni. Siedział na zydlu przy stole, ze szklanką wody ustawioną przed sobą, bo w sumie to go trochę suszyło, nawet jeśli alkohol ledwo ćmił w głowie. Noc była jeszcze młoda, a on sam miał wrażenie, że nawet jeśli by się położył, to sen przyszedłby do niego niechętnie. Kontemplując tak własne rozbudzenie, a w szczególności wydarzenia tego wieczora, przesuwał między palcami talię kart, którą często, o ile nie zawsze, nosił ze sobą. Była to chyba kwestia przyzwyczajenia, bo przyjacielska partyjka mogła rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień, a ten nigdy nie było wiadomo kiedy nadejdzie.
Przetasował karty już któryś raz, w efekciarski sposób, jakby zaraz miał to przekształcić w jakąś magiczną sztuczkę, a potem spojrzał na otwarte drzwi do kuchni, w których wyłapał sylwetkę potencjalnego partnera do gry. Uśmiechnął się cwaniacko, wskazując na wolne krzesło.
- Zapraszam na partyjkę, bo jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zaprosić do gry waszego skrzata domowego - rzucił rozbawiony w stronę Morpheusa, chociaż nawet jeśli brzmiał jakby właśnie próbował tutaj żartować, to mówił całkiem poważnie. W swoim własnym domu był zmorą ich skrzata, z uporem maniaka ucząc go nowych gierek i jak kantować, kiedy nie miał nic lepszego do roboty. - O, Hardwick! Ciebie też widzę. Chodź tutaj, gramy - jego twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej, kiedy wyłapał sylwetkę Thomasa idącego gdzieś korytarzem za Longbottomem.