Człowiek powinien uważać na tak inteligentne jednostki jak Perseus Black. Mógł przewidzieć dwa kroki naprzód i spojrzeć na kolor twojej aury, żebyś nie mógł ukryć intencji. Owinąć cię wokół palca słowem, a potem pchnąć w stronę, na której chcieliby cię mieć. Jeśli złapiesz haczyk, który zarzuci taki człowiek, będziesz się szarpać z jego wędką naiwnie sądząc, że on kiedyś puści. Ale Perseus Black nie mógł się zmęczyć. Należało uważać na zbyt miłych, a takim się też ten człowiek prezentował. Bardzo wyrozumiały, bardzo spokojny, łatwo usprawiedliwiający każde twoje zachowanie. Nie, nikt realny nie mógł się tak zachowywać. Potem uważaj na ludzi o smutnych oczach - musieli widzieć bardzo smutne rzeczy. Doświadczyli ich na pewno zbyt wielu i mają przez to wiele do ukrycia. Zadrapania pod spodem, po drugiej stronie ściany, którą ciągle obracali razem z tobą, żebyś nie mógł ich dojrzeć i zrozumieć. Przystojne lica były drogą do zguby, bo skuszą cię swoimi ustami, a ci charyzmatyczni opętają swoją osobowością. W końcu uważaj na ludzi, którzy łączyli te wszystkie części w jednym ciele. Stosy tajemnic, czarna dziura serca z pływającymi tajemnicami, pogorzeliska uczuć wypalonych, żeby zostawić popiół. Przecież człowieka zdejmowała zgroza, gdy przypatrywał się wypalonym hektarom lasów, w których kiedyś gościło życie. Jak miałby nie czuć zgrozy patrząc na to, co stało się z wnętrzem Perseusa?
Uzależnij się ode mnie. Będę twoim narkotykiem. Nie. Nie chciał, żeby ludzie wpadali w sidła tego... tego czegoś, co go oplatało. Co sam tkał? Co sam tworzył? Czasem odbierał wrażenie, że to działo się poza jego kontrolą, bo to przecież ci ludzie w pierwszej kolejności byli pułapką. Szarmancki dżentelmen, niezwykle czuły, inteligentny, pełen polotu Perseus Black. Gdy zaczynasz myśleć, na kogo należy uważać docierasz do wniosku, że musisz też uważać na głupców, na tych brzydkich, na tych nijakich i tych zbyt grzecznych. Przecież to właśnie Perseus był pułapką. To on tak mocno przyciągał, że Laurent musiał panować nad własnym ciałem, bo go zdradzało, a myśli rozwlekały.
- To prawda. Nie zdaję. - Powiedział to cicho, z wetkniętym w głos smutkiem nad smutkami Perseusa. Nie mógł go przekonywać, że jest inaczej. To znaczy mógł - większość ludzi lubiła tak robić. Klepać po ramieniu, wmawiać, że niee, coś ty! Na pewno nie jest tak źle. Tylko skąd mogli wiedzieć, skoro nawet nie chcieli poznać co kryło się pod powierzchnią? A ty? Chcesz wiedzieć? Zobaczyć obdrapaną z drugiej strony ścianę i przekonać się, jak wiele zniszczeń Perseus wprowadził do swojego życia i jak wiele osób zniszczyło go z zewnątrz? - Nie ma takiego człowieka, który nie zasługuje na szczęście. Są tylko ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować błędów przeszłości i sobie wybaczyć. Per aspera, przez ciernie droga, w dłoni bicz, smaganie po plecach i żałość nad żałościami. Dłoń na piersi, mea culpa. - Spojrzał na swoją dłoń na blacie, na swoje zadbane paznokcie. Przesunął nim wzdłuż zabarwienia deski. - To niesprawiedliwe. Wieczne branie na siebie win jest niesprawiedliwe, bo unieszczęśliwia ciebie i wszystkich wokół przy okazji. - Zadawanie sobie pytania o to, na ile sam tak robił teraz rozmijało się z celem. Złapał swój umysł na rozpadaniu się, a kiedy to się działo myśli potrafiły być zadziwiająco klarowne. Laurent wcale nie uważał, że nie zasługiwał na szczęście. Wręcz przeciwnie. - Perseusie... - Nawiązał z nim kontakt wzrokowy, ale zawiesił swoje zdanie na moment. Uśmiechnął się z taką wyrozumiałością (wobec samego siebie). - Przystojnemu we wszystkim ładnie. - Pozwolił sobie na dokończenie tej myśli na głos. - Z przyjemnością, po śniadaniu. - Chociaż może to nie był dobry pomysł..? Teraz jak tak się nad tym zastanawiał...
- Dziękuję i smacznego. - Przyglądał się z zaintrygowaniem sposobowi podania i z lekkim zawahaniem sięgnął do torby, żeby wyjąć rzeczywiście ciepłego jeszcze croissanta. Już miał okazję zjeść takowego w Marsylii, ale nie w takim wydaniu. - Nie jestem zbyt wybredny w jedzeniu. - Uspokoił mężczyznę. - Chyba że jedzenie spogląda na mnie z talerza albo się na nim nadmiernie żywo rusza. - Czekoladowe żaby były straszne przez to! Już to go bawiło, a kiedy powiedział o tym wodosłyszeniu jeszcze tak poważnie to parsknął już śmiechem, a zaraz przestał i spoważniał, mając poczucie, że może urazi tym Blacka, bo mówił tak na serio? I parsknął znowu, kiedy Black się uśmiechnął. Jego policzki się zarumieniły, bo było mu trochę głupio, dyskomfortowo, na szczęście nie w ten całkiem negatywnym sensie.
- Zamierzam je przeprowadzić tak czy siak, po to tu przyjechałem, więc bardzo chętnie. - Przystał na propozycję. - Tym bardziej bogatszy o nową wiedzę. - Zgodził się na to wyjątkowo lekko, jakby bez zastanowienia. A kiedy się na to zgodził to aż siebie samego zaskoczył. Bo znowu to wykwitło. Ten stres. Możesz mu ufać? Starał się go przegonić z myśli i zająć śniadaniem.