• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Biały Wiwern [24.07.1972] Help me if you can, I'm feeling down | Geraldine & Morpheus

[24.07.1972] Help me if you can, I'm feeling down | Geraldine & Morpheus
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
14.05.2024, 21:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:13 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Szukała odpowiedzi na to, co działo się w jej życiu w różnych miejscach. Prosiła naprawdę wiele osób o pomoc. Nie było to dla niej łatwe, bo nie przywykła do tego. W akcie desperacji odezwała się również do Morpheusa Longbottoma. Wujka Erika, którego poznała kiedyś dosyć blisko, chociaż poznała to może zbyt dużo powiedziane. Nie miała oporu, żeby do niego napisać, nie czuła, żeby zrobiło się między nimi niezręcznie po tym, co kiedyś się między nimi wydarzyło. W końcu byli dorośli.

Liczyło się to, że jego wiedza może jej pomóc. Wierzyła, że da jej jakieś odpowiedzi.

Na miejsce spotkania wybrała Wiwernę, nie wiedzieć czemu ostatnio tak często się tu pojawiała. Nokturn nie był najprzyjemniejszym miejscem, jednak wydawało jej się, że zapewniał dyskrecję, a tej potrzebowała, mogło być to nawet złudne uczucie bezpieczeństwa, ale to jej wystarczało.

Jeszcze w domu przygotowała sobie to, co chciała pokazać Morpheusowi. Runy, które jej brat miał na plecach... zapamiętała je, jednak nie znała się w ogóle na tej dziedzinie. Narysowała więc to wszystko na kartce, którą wsadziła do kieszeni swojej długiej spódnicy. Nigdy jakoś specjalnie nie zwracała uwagi na ten tatuaż, nie zastanawiała się nad jego znaczeniem, ale teraz każdy szczegół mógł okazać się być istotny w sprawie. Sama nie wiedziała, co właściwie się dzieje, ale sprawy zaczęły się komplikować, szczególnie po tym, jak Thoran rzucił urok na Florence. Nie mogła dopuścić, żeby to się powtórzyło. Do tego dochodziło powątpiewanie w jasność jej umysłu, musiała się upewnić, że nie zwariowała.

Nieco staranniej podeszła również tego wieczora do swojego wyglądu. Nie wiedzieć czemu, nie chciała, żeby Morpheus widział ją w nie najlepszym stanie. Wybrała nawet spódnicę, chociaż nie robiła tego często i jasnozieloną koszulę, wyglądała całkiem elegancko, jak na siebie. Nawet włosy rozpuściła, co robiła naprawdę rzadko.

Pojawiła się w Wiwernie punktualnie, nie miała w zwyczaju się spóźniać. Nim wybrała odpowiedni stolik podeszła do baru i poprosiła o butelkę najdroższej whisky, jaką tutaj mieli. Nie ma się co oszukiwać, to na pewno smakowało jak szczyny, ale robiła co w swojej mocy, aby umilić im to spotkanie. Wybrała miejsce i czekała, aż Longbottom się tutaj pojawi, wsadziła sobie papierosa w usta, żeby mieć się czym zająć podczas tego oczekiwania.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
15.05.2024, 21:03  ✶  

Gdy przychodzi Longbottom na Nokturn, wiedz, że coś się dzieje. Jego rodzina była poniekąd odwrotnością omenu, lub dla mieszkańców tego miejsca spod ciemnej gwiazdy, właśnie nim, znakiem ostrzegawczym nadchodzących czasów. Zwłaszcza, gdy ów Longbottom nie należał do patrolu BUM-u ani nie oglądał miejsca zbrodni jako auror, a zjawiał się tam w cywilu.

I wchodził do Wiwerny.

Po przestąpieniu kilku kroków wewnątrz lokalu, poczuł na sobie pierwsze spojrzenia tutejszej, lokalnej fauny i stałych bywalców niemal przyrośniętych do stołków w spelunie, przebijając pieniądze z kradzieży, rabunków i innych, nielegalnych akcji. Przynajmniej Longbottom próbował wtopić się w tłum, chociaż nazbyt wyprostowana sylwetka i charakterystyczny nos aż nadto wyróżniały go od reszty gości przybytku, razem z zapachem wody kolońskiej, która kosztowała więcej niż miesięczny utarg barmana. Tak przynajmniej chciał myśleć Morpheus. Kir bardzo prostej jak na siebie szaty pomagał mu nieco z wtopieniem się w tłum, zresztą, po kilku chwilach wszyscy zaczęli go ignorować, jakby stał się niewidzialny. Ot, czarodziej. Nie miał przecież Longbottom wytatuowanego na czole. Trochę zbyt czysty, z ładnymi dłońmi i wszystkimi zębami, zabłąkany czarodziej. Prędko odszukał wzrokiem posągową piękność, pannę Yaxley, ale najpierw zahaczył o bar, zamawiając piwo i koszyczek frytek. To pierwsze zabrał od razu ze sobą.

— Piękna jak zawsze — sprawił jej komplement, siadając na przeciwko niej. Nawet siedząc, widać było, że mężczyzna jest od Geraldine znacznie niższy, co nie przeszkadzało mu jej adorować, chociaż tego wieczoru w zamiarze miał jedynie nieco ją rozchmurzyć. — W czym mogę ci pomóc, Geraldine?

Zapytał bez owijania w bawełnę czy zabawy dookoła tematu. W kieszeni magicznej szaty nosił karty tarota, kryształy z wahadełka, kostki wróżebne, mógł wróżyć jej też z ręki, ale coś mu odpowiadało, a on nie odrzucał nigdy przeczucia, że nie chodzi wyjątkowo o jego dary profetyczne, a coś znacznie bardziej tajemniczego. Skupił się więc całkowicie na kobiecie, a nie na swoich domysłach.

Ciemne oczy wbiły się w Yaxley z absolutną powagą w oczekiwaniu, pianka z piwa cichutko pękała, tworząc jedną z wielu warstw dźwiękowych przestrzeni w której się spotkali. Wyłączył swoją uwagę całkowicie na muzykę, cięższe brzmienie rock'n'rolla, z tego co mu się wydawało oczywiście, skrzeczące nieco ze starego gramofonu, nie zwracał uwagi na rozmowy dookoła, szepty o planach i nadziejach, tak bardzo ludzkich i prawdziwych, łączących w swojej prostocie tych bogatych i tych biednych. Nie różnili się od siebie niczym oprócz statusu majątkowego.


!GerRuny


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
15.05.2024, 21:24  ✶  

Dostrzegła go od razu, kiedy pojawił się w środku. Ciężko było nie zwrócić na niego uwagi, w takim miejscu. Morpheus zresztą miał w sobie taką energię, że bez praktycznie żadnego zaangażowania kradł całą uwagę w każdym miejscu, w którym się pojawiał. Było w nim coś niezwykłego i doceniała to nawet Geraldine, chociaż nie miała w zwyczaju przywiązywać wagi do takich rzeczy. Obserwowała go uważnie, gdy zmierzał ku ladzie i składał zamówienie.

W końcu pojawił się przy stoliku. Zdążyła już nawet dopalić swojego papierosa, dostrzegła, że wziął dla siebie piwo, co spowodowało, że nalała sobie wreszcie whisky. Nie musiała na niego czekać, bo najwyraźniej wybrał dzisiaj inny trunek. Nie szkodzi, grunt, że nie będzie piła sama, nieważne co wybrał.

Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała komplement. - Dowcipny, jak zawsze. - Zażartowała jeszcze, chociaż wcale nie było jej dzisiaj do śmiechu. Mógł zobaczyć, że nie wygląda najlepiej, ubrania, które na siebie włożyła może o tym nie świadczyły, jednak twarz wydawała się być wyjątkowo blada, a oczy podkrążone dużo bardziej niż zazwyczaj. Nie sypiała ostatnio najlepiej.

Nieco zbiła ją z tropu jego bezpośredniość, w sumie może i dobrze, że od razu przeszedł do rzeczy, będzie miała to już za sobą. Dla odwagi wypiła jednym haustem zawartość swojej szklanki z alkoholem. Skrzywiła się przy tym delikatnie, bo faktycznie to whisky nie smakowało najlepiej, ale nie o smak w tym wszystkim chodziło, alkohol miał pomóc jej mówić.

Sięgnęła do kieszeni swoich spodni i wyciągnęła z niej kartkę, dosyć mocno zmiętą, na której były naszkicowane runy. Przesunęła ją w stronę Morpheusa. - Potrafisz to odczytać? - W końcu nie miała pewności, czy jego wiedza wystarczy, to nie tak, że w to wątpiła, jednak nigdy jakoś szczególnie nie wypytywała go o to, co potrafi. Dopiero teraz nadarzyła się okazja, gdy mogła się tego dowiedzieć.

Przyglądała mu się uważnie, nieco zestresowana, czy udzieli jej odpowiedzi, a właściwie jaka to będzie odpowiedź. Bała się, że może nie będzie potrafił tego odczytać, nie miała pojęcia, kogo powinna później pytać o pomoc. Przerażała ją sama myśl, że musiałaby szukać kolejnej osoby, która będzie skłonna jej pomóc.

Póki co nie opowiedziała mu dlaczego w ogóle o to pyta, nie wiedziała, czy ma to większy sens, jeśli jednak dowie się co oznaczają te runy, to na pewno zarysuje mu nieco bardziej całą sytuację.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
17.05.2024, 19:53  ✶  

Chociaż Geraldine mogła uważać, że nie mówi poważnie, Longbottom miał słabość do desperacji, długiego na tysiące mil spojrzenia i podkrążonych oczu, więc jeszcze bardziej podobała mu się w tej nieco pogrążonej w smutku wersji. Przynajmniej był tego świadom i nie wykorzystywał słabości emocjonalnych dla własnych korzyści. Jakąś moralność i godność jeszcze miał, nawet jeśli niektórzy uważali inaczej. Nie ciągnął tematu, wyczuwając, że sprawa jest poważna. Napił się piwa, starając się zrobić to tak, aby nie dorobić sobie wąsów z piany.

Było paskudne, kwaśne i zdecydowanie rozrobione, niczym w mugolskich powieściach o quasi-średniowieczu, więc odsunął je na bok i nalał sobie whisky do drugiej szklanki, jaką wcześniej przygotowała Geralidne. Wypłukał paskudny smak innym, równie paskudnym, ale bardziej akceptowalnym i spojrzał na karteczkę.

Przysunął ją do siebie dwoma palcami, papier zaszeleścił na pseudo-drewnianym blacie, a on zdziwił się pozytywnie, że do niczego się nie przykleił.

Morpheus zaczął czytać znaki. Raz. Drugi. Trzeci. Odwrócił je do góry nogami. Później dotknął ich różdżką, a te pojawiły się lśniąc w powietrzu, pomiędzy nimi. Morpheus przestawiał je, pozwalając projekcjom sunąć pomiędzy sobą, zmieniając szyk run. Mars na czole Morpheusa pogłębiał się z każdą chwilą, a usta z sympatycznego uśmiechu przekształcały się w arogancką minę pełną zapalczywości. Oczy Morpheusa za to lśniły blaskiem ekscytacji i zainteresowania. Oto bowiem zawisła przed nim tajemnica.

— Potrafię... I nie jednocześnie. Nie mają żadnego sensu w tej formie. Potrzebuję więcej informacji na ich temat. Skąd je masz? Czy tak wygląda ich układ oryginalnie? Położenie ma również znaczenie. Czy jesteś którychś niepewna?

W ostateczność zamierzał poprosić Yaxley o wspomnienie sytuacji, w której widziała runy, chociaż zdawał sobie sprawę, że zapraszanie innych do swoich wspomnień stanowiło dla wielu temat tabu, wprawiając w ogromny dyskomfort samą sugestią.

Runy zgasły, a on przykrył je dłonią, gdy w pobliżu zjawiła się kelnerka, przynosząc im koszyczek z frytkami. Drugą ręką wziął jedną, okropnie tłustą i przesoloną i zjadł, nadal bardzo zafrasowany postawionym przed nim wyzwaniem. Problem z runami zasadniczo polegał na tym, że oprócz standardowych znaków, należących do powiedzmy alfabetu, bardziej zaawansowane formy korzystały z magii sigili do tworzenia skomplikowanych konstrukcji lingwistycznych. Podziękował kobiecie, uśmiechnął się do niej swoim profesjonalnym uśmiechem numer pięć, z nutką czarusiostwa i poczekał aż odejdzie, by kontynuować swoją wypowiedź.

— Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że jest to fragment większej całości, to co tutaj mamy jest bardzo wyrwane z kontekstu.

Widocznie czekał na więcej informacji od łowczyni potworów. Bardzo ciekawiło go to, jak weszła w posiadanie tych symboli, bo kołatały mu się po głowie różne możliwości, żadna dostatecznie pewna, aby ją wypowiedzieć na głos, lecz wystarczająco wyraźna, aby złapał ją, niczym nić pajęczą i wyszukał lśniącego tkacza na jej końcu.

Na jego obliczu lśnił głód. Pragnął każdej kropli informacji o tej sprawie. Za wszelką cenę.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
17.05.2024, 20:42  ✶  

Nie wiedziała, jakie ma intencje, znaczy typowo dla nich, czystokrwistych zachowywał się grzecznie, bo tak wypadało, to była jej pierwsza myśl. Panna Yaxley jednak miała świadomość, że nie należy do typowych piękności, uroda nigdy nie była jej największą zaletą. Nie wydawało jej się to jednak wcale przeszkadzać w życiu, zawsze twierdziła, że nadrabia swoim charakterem, chociaż on dla co niektórych mógł być równie nieatrakcyjny co jej wygląd.

Piła swój alkohol, kiedy Morpheus sięgnął po kartkę, którą chwilę wcześniej wyciągnęła z kieszeni. Uważnie mu się przyglądała, musiała wiedzieć, najlepiej od razu, czy te znaki, które narysowała coś mu mówią. Robił to bardzo dokładnie, przesuwał kartką, najwyraźniej wiedział czego szukać, jak je odczytać. Odetchnęła z ulgą, może zbyt szybko, jednak pojawiła się nadzieja, że może faktycznie jej pomoże. Oby tak było.

- To chyba całkiem niezły początek. - Powiedziała cicho. Mieli od czego zacząć, a w tej chwili było to naprawdę wiele. - Wydaje mi się, że jestem pewna wszystkich, chociaż oczywiście mogłam popełnić błąd, gdy je przerysowywałam, jestem tylko człowiekiem. - Chociaż jeszcze niedawno wydawało się, że jest kimś ponad, że nie można jej zabić, bo przecież tyle razy ryzykowała, a nadal stąpała po tym świecie, aktualnie trochę zmieniła swój sposób patrzenia na świat, kiedy ktoś lub coś, chciało ją pożreć, jak to całkiem zgrabnie ujęła Florence. Może jednak każdego dało się zabić? Wizja rychłej śmierci nieco ją wystraszyła, spowodowała, że zaczęła myśleć o śmierci, to nie tak, że wcześniej nie zastanawiała się nad tym jak umrze, spodziewała się, że zginie w walce, tyle, że teraz coś polowało na nią, role się odwróciły, a takiej możliwości nigdy nie zakładała.

- Rozumiem, tyle, że więcej nie było, to wszystko, co znalazło się na jego plecach. - Czyżby więc ten fragment sam w sobie miał nic nie znaczyć? Nie zamierzała się jednak poddawać, skoro Morpheus wyraził chęć pomocy, wiedział cokolwiek o tych runach zamierzała opowiedzieć mu więcej o sprawie.

- Tak naprawdę, to nie wiem od czego zacząć Morpheusie, bo ta sprawa jest dosyć mocno skomplikowana. - Zapewne się tego spodziewał, zresztą jej list brzmiał desperacko, nie trudno było zgadnąć, że chodzi o coś poważnego i niezbyt prostego do rozwiązania.

- Te runy, to tatuaż, który mój brat ma na plecach. - Skoro zaczęli od run, to musiała mu wyjaśnić skąd je wzięła. Po raz kolejny sięgnęła po swoją szklankę, obracała ją w dłoni krótką chwilę, przyglądała się przy tym whisky, która mieniła się w świetle. Wreszcie upiła kolejny łyk alkoholu. - Podejrzewam, że coś mu się przydarzyło, albo mi się coś przydarzyło, sama do końca nie wiem. Zaczęło się od snu, koszmaru, w którym bezkształtna istota wyrywała mi serce i zjadła je na moich oczach. Ten koszmar był bardzo realny, tak bardzo, że jeszcze długo po tym, jak się obudziłam czułam jej dotyk na swojej skórze. - Mógł ją wziąć za wariatkę, kto bowiem wierzy we sny? Nikt normalny. - Pojawiły się też różne problemy z moim bratem bliźniakiem, atakował ludzi, między innymi moją serdeczną przyjaciółkę, która jest jasnowidzką. Ona wątpi w istnienie mojego brata, tylko tego jednego, mówiła, że nigdy jej o nim nie wspominałam, nie jest jedyną osobą, mój ojciec też od jakiegoś czasu mówi, że Thorana nie ma, że nigdy nie miałam bliźniaka, nie są to jedyne osoby, które kwestionują to, czy jest prawdziwy. - Wiedziała, że brzmi to źle, ale skoro już zaczęła mówić, to nie zamierzała przestać, przynajmniej jak na razie. - Postanowiłyśmy się przyjrzeć bliżej Thoranowi, pewnie zrozumiesz z tego więcej niż ja, ale moja przyjaciółka spojrzała na niego, aby przewidzieć jego intencje, powiedziała, że nie widziała jeszcze czegoś takiego, że wygląda na to, że znajduje się w nim kilkanaście nici, jakby kilkunastu osób. - To była ta część którą najmniej z tego rozumiała. - i jeszcze jedno, gdy spojrzała na mnie, by odczytać moją przyszłość to zobaczyła istotę z mojego snu, jej zdaniem ona istnieje i chce mnie pożreć. - Spojrzała wtedy na jego twarz, mógł dostrzec jej uśmiech, tyle, że raczej nie należał do tych szczerych, nie wiedziała jednak, jak inaczej powinna reagować. Uśmiech był chyba jej gestem obronnym.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
20.05.2024, 08:46  ✶  

Nietykalność i nieomylność czy też błędne mniemanie o nich, stanowiło epidemię, która trawiła nie tylko ich, czarodziejów, ale również mugolaków oraz inne rasy rozumne. Poza Skrzatami Domowymi, one miały problem w inną stronę, ze zbyt wielką skromnością oraz uległością w porównaniu do ich prawdziwej mocy. W swojej samoświadomości Morpheus Longbottom miał świadomość o tym, że i on jest jej ofiarą. Wielki profeta, zdolny czarodziej o niesamowitym umyśle. Pycha zaganiała największych czarodziejów w kozi róg, transformując ich w głupców oraz niewolników własnych przekonań. Jednocześnie miał niesamowicie wysokie mniemanie o sobie i wiedzę na temat swoich słabości.

Rozsypana forma run nabrała częściowo sensu. Tatuaż na plecach. Uważał, że osoby, które tatuowały sobie runy, były albo niesamowicie pewne swoich umiejętności ich kreowania, albo kompletnie pozbawione rozumu. Zwykle trafiał na tę drugą opcję, gdzie zaklinanie run znacząco wpływało na osobę, która je nosiła, zdecydowanie w zły sposób. Sądził, że jest to już coś, czego uczą w szkołach, jako rzeczy, których nie należy robić, ale w szkole był dawno temu i nieszczególnie pamiętał curriculum. 

Ona opowiadała, a on podjadał frytki. Dzięki temu wyglądali, jak dwójka znajomych, która spotkała się w pubie, aby nadrobić ziarna czasu, które przesypały się przez klepsydrę. Nastrój przestrzeni, skromnej, taniej i tandetnej, ale zbudowanej w szczerości, pomagał osiągnąć rozluźniające upojenie, a przynajmniej jego wrażenie. Po pierwszym łyku czarodziej tylko udawał, że pije, zanurzając wargi w trunku, ale rezygnując z kolejnych porcji alkoholu. Całkowicie pochłonęła go sprawa i nie chciał zadymiać sobie osądu procentami; bogowie jedni wiedzą, ile to miało. Mógłby sprawdzić, na etykiecie, ale wolał nie wiedzieć, co pije. Smakiem plasowało się pomiędzy paliwem lotniczym i denaturatem.

Mogła szukać w nim pobłażania, gdy wspominała o śnie, ale niczego takiego tam nie znalazła. Morpheus znajdował znaki w locie ptaków, w roślinach, które wzrastały z dala od swojego naturalnego miejsca, w kierunkach wiatru i pieśniach z obcych gardeł. Odnajdywał znaki przyszłości i omeny w głębokich spojrzeniach i szalonym śmiechu. W końcu widział je też w snach, które uwielbiały motać wizje przyszłości z nocnymi marami. Nauczył się jednak już dawno rozróżniać, co jest wytworem umysłu, a co zaśpiewem bogów o zmieniających się prądach przeznaczenia.

Bezkształtna istota mogła symbolizować nieokreślone lęki i niepewności, które prześladują Geraldine, a wyrywanie serca obawę przed emocjonalnym zranieniem lub utratą czegoś bardzo ważnego. Wyrwanie serca stanowiło bardzo silny emblemat emocjonalnego bólu i cierpienia, głębokiego zranienia emocjonalnego, a nawet zdrady. Wedle niektórych interpretacji senników, sen o utracie serca może również symbolizować konieczność przejścia przez trudny okres w celu odrodzenia i osobistego rozwoju. Ostatecznie mogły to być awatary winy i wstydu, które zjada śniącego od środka. Tak zinterpretowałby ten sen, gdyby nie runy.

Im dłużej mówiła, tym wolniej przeżuwał, aż w końcu przestał jeść w ogóle. Przełknął i trwał z połową frytki w dłoni, jak zahipnotyzowany całą opowieścią. Nie mrugnął ani pół raza, nie spuścił spojrzenia z Geraldine, chłonąc jej opowieść z niesamowitą uważnością. Nic dziwnego, że brakowało jej zwykłego blasku, nie często zdarza się, że łowca staje się ofiarą w tak bezpośredni sposób.

— Wyobraź sobie, że los to nić pająka — wybrał metaforę, która powinna najbardziej rezonować z Yaxleyówną i być bliska jej sercu. — Losy stykają się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć. Każdy ma swoją, sieć wyborów i powiązań. Każdy ma jedną. On ma wiele sieci, co nie powinno być możliwe. Kiedy stajemy przed wyborami, tworzą się tymczasowe odnogi losu, możliwe do ujrzenia dla jasnowidza, albo nic w lewo, albo w prawo. On oprócz odnóg ma inne sieci. Swoją drogą, byłem przekonany, że twój brat ma na imię Astaroth, a nie Thoran.

W tym jej smutnym uśmiechu, w którym ukrywała strach, smutek, wszystko to, czego nie chciała pokazywać, znów odnajdywał piękno, którego ogłoszenie na głos zbyłaby machnięciem ręki, przytykiem. Przecież musiał żartować.

— To, co mi powiedziałaś, sposób, w jaki te runy się łączą, sugerują pieczęć, znacznie większą pieczęć, ale je rysuje się na planie koła i wieńczy inkarnacją, nie na czyichś plecach. Tutaj jest ciąg znaków rozsypanych bez ładu i składu. One tak nie działają. W tej chwili nie mogę dać ci jasnej odpowiedzi, muszę to skonsultować, ale wiem, gdzie szukać. 

Na chwilę zamilkł.

— Myślę, że twoja przyjaciółka ma rację. To coś istnieje.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
20.05.2024, 10:43  ✶  

To nie tak, że uważała się za nieomylną. Po prostu nie przywykła do proszenia o pomoc, nie lubiła kłopotać innych, łatwiej przychodziło jej radzenie sobie ze wszystkim samej. Nie musiała wtedy się otwierać, mówić o sobie, zbliżać do kogokolwiek, ten dystans wydawał jej się dobrym rozwiązaniem. Nie chciała, żeby ktokolwiek martwił się jej losem, a może po prostu bała się tego, że nawet jeśli poprosi o pomoc, to zostanie zignorowana. Otworzy się, zwierzy ze swoich kłopotów, a dostanie odrzucenie. Może to było coś więcej niż zwyczajne bycie samodzielnym. Te cechy charakteru, pewne zachowania na pewno wynikały w dużej mierze z dosyć szorstkiego wychowania.

Słuchał jej uważnie, co trochę pozwoliło jej pozbyć się tego poczucia wstydu, że mówi mu o tym, jakby był dla niej kimś bliskim, bo jednak nie każdemu by o tym powiedziała, bo było to mocno związane z jej rodziną, a nie chciała, żeby ktokolwiek zaczął traktować ich niepoważnie, już i tak krzywo na nich spoglądali przez przypadłość ojca, brakowało tylko tego, aby zaczęli plotkować na jej temat. Wtedy mogliby stracić wszystko, a na to nie mogła pozwolić, musiała być ostrożna, nie każdemu mogła ufać w tej kwestii, bo na pewno znaleźliby się tacy, dla których upadek ich rodziny byłby na rękę. Longbottomom ufała, wiedziała, że nie kierują się nigdy chęcią budowania swojej pozycji, a przynajmniej tacy byli ci, z którymi znała się nieco bliżej.

Nie odrywała spojrzenia swoich chłodnych, szarych oczu od twarzy Morpheusa, kiedy zaczął tłumaczyć jej to, o czym wspomniała. Nici pająka, całkiem dobry wybór, potrafiła sobie to bez mniejszego problemu wyobrazić. Czyli faktycznie, coś z Thoranem było nie tak. - Tylko, jak to właściwie możliwe? Jak to możliwe, że te jego nici różnią się, aż tak bardzo od całej reszty ludzi? - To nie dawało jej spokoju. - Astaroth to mój najmłodszy brat, poza nim mam jeszcze dwóch, Thoran jest jednym z nich, tym najbardziej ze mną związanym, bo bliźniakiem. - Postanowiła mu wyjaśnić, jak wygląda jej sytuacja rodzinna, bo miał prawo tego nie wiedzieć.

Westchnęła ciężko, kiedy kontynuował. Pieczęć, nic jej to nie mówiło, kolejna dziedzina magii, o której nie miała praktycznie żadnego pojęcia. Nic nie mogła zrobić z tą informacją poza liczeniem na jego pomoc.

- Nie proszę cię o zbyt wiele? Nie chciałabym cię niepotrzebnie kłopotać, bo będziesz musiał poświęcić trochę swojego cennego czasu, aby znaleźć odpowiedzi. - Nawet nie ukrywała tego, że wolałaby nie być niczym problemem.

- Ciekawa jestem, czy zeżre mnie, zanim ją znajdę. - Rzuciła od niechcenia. - To, co ona widziała sugerowało, że tym razem przegram. - Nie oznaczało to wcale, że się poddała. Poruszy niebo i ziemię, żeby pokonać tę istotę.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
20.05.2024, 13:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.05.2024, 13:30 przez Morpheus Longbottom.)  

— Podjąłbym to jako obrazę, gdybyś mi tego nie zleciła, Geraldine. A przyszłość nie jest wykuta w kamieniu. O ile nie jest to głos samych bogów, wszystko może się zmienić, a wiedziałabyś, gdyby to była przepowiednia. Ja bym o niej wiedział. Dowiem się, czego potrzebuję, czego ty potrzebujesz, spotkamy się tutaj jutro rano? — Najwyraźniej mężczyzna zamierzał spędzić całą noc na rozwiązaniu sprawy, którą mu powierzyła.  Ustalili termin i godzinę, gdzie opowie jej, czego się dowiedział, co okrasił uspokajającym uśmiechem.  Dojadł frytkę, zmył tłusty smak resztą whisky i podniósł się z niewygodnego siedziska. Czarna szata zaszemrała, zapowiadając pożegnanie.

Stojąc już, nachylił się do Geraldine, ujął jej policzek w dłoń i ucałował ją w czoło. Pocałunek dla martwych w niektórych religiach, ale jemu nie o to chodziło. Sądził, że przez swój wzrost i prezencję potężnej wojowniczki, rzadko kobieta ma okazję do tej czułości, gdy ktoś deklaruje opiekę nad nią i jest delikatny wobec jej istnienia.


Rzut na symbol dla Geraldine.
Rzut Symbol 1d258 - 80
Kapusta (zazdrość przyczyną kłopotów)

Zanim zostawił ją z myślami, oczekiwaniem, nadpitą butelką whisky i połową koszyczka frytek (o piwie nie wspominając), zauważył plamę na stoliku. Przypominała mu dziwnie... Kapustę. Na szczęście, nie chodziło wcale o dzieci, które się z niej brały, bo sam zacząłby się obawiać, czy nie jest to wróżba dla ich obojga na przyszłość, znając ich upodobania. Nie, chodziło o coś innego.

— Unikaj zazdrości, może ci przynieść więcej kłopotów, a bogowie wiedzą, że ich więcej nie potrzebujesz. Przeżyj.

Odszedł, zabierając za sobą kadzidlany zapach swojej wody kolońskiej, ale zasadzając między jej żebrami nadzieję tego, że nie wszystko jeszcze zostało stracone i jej serce będzie biło na przekór dniom i przewidywaniom jasnowidzów. Może tym razem jego czarna szata była dobrym omenem.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (1884), Morpheus Longbottom (1832)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa