27.05.2024, 23:25 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.05.2024, 23:26 przez Jagoda Brodzki.)
30.06.1972
Miejsce niemal okropne | Jagoda Brodzki & Umbriel Degenhardt
Znajdowała ogromne piękno w zachmurzonych angielskich ulicach. Chłodny wiatr targał włosy i sukienki, deszcz padał tak często, jak nigdy nie uświadczyła w swoich rodzinnych stronach. Dalmacja traktowała ją inaczej. Pieściła twarz słońcem, aż piegi wyglądały na jej skórze niczym grzyby wychodzące po deszczu. Za to przez te kilka lat w Anglii jej cera odrobinę zbladła, a piegi wychodziły tylko latem. Śmiertelny Nokturn nie był jej zupełnie obcy. Miała tutaj więcej niż kilku klientów na jej amulety, a czasami w schowanych w mrocznych zaułkach sklepikach znajdowała książki i składniki, które nie były dostępne nigdzie indziej. W dodatku, brak jawnej oceny działań oraz dyskrecja przyciągała różne osobliwości w stronę rzemieślniczki. Ponieważ Jagoda rzeczywiście nie oceniała. Historie życia innych ludzi nie wywoływały wielu emocji w jej twarzy, a z pewnością mniej niż rozmowa o kolejnym zaklętym kamieniu czy pięknym obrazie, w które potrafiła wgapiać się godzinami.
Tutaj sytuacja była nieco skomplikowana. Być może Umrbielowi odmawiałaby pomocy, gdyby poznała go właśnie w tym momencie, w którym był teraz. Nawet ona potrafiła oceniać ryzyko, a sytuacja w Anglii coraz bardziej przypominała jej tę, która wystąpiła niedawno w Jugosławii. Teraz tylko jeden wprawny polityk z mugolskiego środowiska trzymał jej rodzinny kraj w ryzach. A ona nie chciała wiele poza obserwacją.
Znała wiele miejsc, które przez innych zostałyby uznane za niekomfortowe. Zimne, stare budynki, pokryta czarną sadzą kuźnia, ciemny las w środku burzy, jednak to... to było zupełnie coś innego. I już po jej zmarszczonym nosie dało się wyczytać jak z otwartej księgi, że podziemia nie są jej domeną. Świstokliki niekoniecznie działały na Nokturnie, więc musiała przejść się kawałek po zapomnianych ulicach, zakrywając się czarną peleryną z misternym czerwonym haftem u jej dołu, by ukryć swoją obecność choć odrobinę. Choć nawet po krokach dało się poznać w sylwetce kobiety kogoś innego niż zwykłego oprycha spod ciemnej gwiazdy. Jej nos był nieustannie atakowany nieprzyjemnym zapachem stęchłych, starych cegieł. Nie był on oczywiście porównywalny do okropnego swędu klątw, ale na ten już była w pewnym stopniu przygotowana.
Przejść w lewo, przejść w prawo, aż trafi się na drzwi. Zapamiętała to odpowiednio. Głęboki wdech. Z jakiegoś powodu jej serce trzepotało niespokojnie. A znana była ze swojego nienaturalnego aż spokoju.
- Chciałeś się spotkać. - Jej wzrok sunął po wszystkim - po wnętrzu, po każdej rzeczy, która się tu znajdowała. Czyżby wyrób amuletu? Albo zwykła nostalgia...