• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[wieczór 17.07.1972] Izolacja | Laurent & Victoria

[wieczór 17.07.1972] Izolacja | Laurent & Victoria
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
09.06.2024, 17:06  ✶  

Mimo wieczornej pory nadal było słonecznie. Pomarańcz słońca jeszcze długo miał cieszyć ich oczy, bo nadal dni były długie - szczególnie tutaj, nad morze, gdzie słońce o wiele mniej chętnie chowało się przedwcześnie za górami, lasami czy wysokimi budynkami, jakie tworzyli ludzie. Deptak przy plaży był teraz pełny turystów jak i miejscowych, ale nie wszystkie knajpy były zapełnione. Tak jak ta, w której usiedli Laurent z Victorią. Nie była pusta, ale też nie była wypełniona po brzegi jak niektóre z knajp, kiedy szli w tym kierunku. Od rana kiepski nastrój zdążył już nieco spłynąć. Laurent się doładował słońcem, czy jak to w ogóle nazwać - magia? Pociągnął Victorię po plaży, poszedł się z nią pokąpać, polatali po okolicznym targu, kupili pocztówki, bo przecież trzeba było wysłać bliskim, przynajmniej kilku osobom. Dzień mijał i budził krew. Oczyszczał umysł. Ten wyjazd był naprawdę wspaniałym pomysłem patrząc na to, jak wiele presji wciskało się na ich ramiona i do głów.

La Vita Vino cieszyła przyjemną muzyką w hiszpańskich i włoskich rytmach, przystrojone były w egzotyczny sposób stawiający na minimalizm - proste drewniane belki zrobione tak, by dawały wrażenie lekkich, owijający się wokół tego bluszcz, nad parkietem i stolikami zadaszenie, by słońce nie paliło i można było się bawić. Było stąd zejście na plażę - prywatny kawałek od hotelu, który był połączony z knajpą. Piękne ozdoby, zadbane rośliny - wiadomo, dlaczego nie było tutaj tak przepełnione jak w innych - ponieważ obowiązywała rezerwacja miejsc. Laurent uwielbiał brylować w towarzystwie, ale ostatnimi czasy jakoś nie było tylu okazji, ciągle było coś do zrobienia, a kiedy nie było to człowiek szukał wytchnienia i spokoju w domu. Niekoniecznie oglądał się za byle pierwszym przyjęciem, na którym mógłby się zjawić.

Zajęli swoje miejsce, zamówili drinki - Laurent na początek tego bez alkoholu, pogawędka się toczyła, zaprosił Victorię na parkiet, zatańczyli. A w końcu się nieco rozdzielili - łatwo tu było nawiązać rozmowy, bo niemal wszyscy mówili po angielsku, były raczej pojedyncze przypadki, które sobie z tym nie radziły. Słońce zdążyło już zajść, zrobiło się później. Morze i niebo splotły się w jedną, czarną całość. W pustkę. Niebo zaszło chmurami, ale nie zrobiło się przez to wcale nieprzyjemnie zimno. Wręcz przeciwnie - wiało przyjemnym orzeźwieniem, jakby gdzieś dalej padał już deszcz.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
10.06.2024, 19:53  ✶  

To nie był czas na spanie, tylko na zabawę, albo chociaż na chłonięcie tych wszystkich widoków, jakie rozwijała przed nimi piękna Taormina. Dwa dni, które mogli wykorzystać jak tylko chcieli, ale przesiedzieć je w miejscu, gdzie zatrzymali swoje rzeczy, albo przeleżeć w łóżku… Nie. Victoria mogła łatwo stwierdzić, że rozmowa, jaką odbyli przy śniadaniu, była dla Laurenta trudna, ale jednocześnie, że jakiś ciężar ściągnął wtedy z barków i to mu znacznie poprawiło humor. Dlatego tym lżej było pójść na plażę, złapać się za ręce i pomoczyć nogi w wodzie, a potem nawet trochę popływać. Lubiła wyjeżdżać z Laurentem, lubiła spędzać z nim czas, mieć tylko dla siebie. Czasami miała wrażenie, że nie musi wcale wszystkiego mówić, bo selkie i tak rozumie, co chciałaby mu powiedzieć… Byli tak podobni i jednocześnie tak różni… Dwa lata temu pewnie by się tylko uśmiechnęła pobłażliwie, gdyby ktoś jej powiedział, że Laurent Prewett stanie się osobą, którą będzie mogła z czystym sumieniem nazwać swoim najlepszym przyjacielem. Że przez prawie półtorej roku będą ze sobą sypiać… Ach. Szczegóły. To nie o łóżko chodziło i się rozchodziło, nie ono ich wszak przy sobie trzymało, nawet jeśli to od tego się właśnie zaczęło i było takim bodźcem do tego, by w ogóle chcieć się poznać. Pocztówki jak pocztówki… Victoria rozglądała się za innymi rzeczami jakie można kupić i rozdać bliskim.

To był miły wieczór. Victoria mogła się przystroić w lekką, wakacyjną sukienkę, pasujące dodatki, rozpuścić ciemne, prawie czarne włosy. Śmiała się, gdy tańczyli, uśmiechała, gdy spoglądała spod drinka na Laurenta, trzymała go za rękę, gdy rozmawiali, ale w końcu na moment się rozdzielili, gdy Laurent czuł potrzebę poprzebywania z innymi, poznania nowych osób. Opatulona dla niepoznaki cienką, wzorzystą chustą, przerzuconą na ramiona, z kolorowym drinkiem w dłoni, zeszła z drewnianego podestu na tę prywatną plażę należącą do knajpy; przeszła kawałek, ściągnęła sandały, które teraz niosła w wolnej dłoni i zanurzając stopy w miękkim piasku, niespiesznie zbliżała się aż do linii leniwie szumiącej wody.

Nie było widać różnicy między wodą a niebem, a może to po prostu ona jej nie widziała, gdy po tamtej stronie wszystko zlało się w całość, a gdzieś z prawej, bardziej od strony pleców, zachodziło słońce i jeszcze nie było całkiem ciemno, ale prawie… prawie. Wiatr zatańczył w jej włosach, odsuwając ciemne pukle z ramion aż na plecy, może to nawet był chłodniejszy podmuch, ale Victoria tego tak nie odczuwała na swojej skórze, gdy po prostu patrzyła w przestrzeń. Czuła się taka samotna, nawet pomimo tego, że za plecami grała muzyka i śmiali się ludzie. Trwały rozmowy, ale żadne, w których mogła wziąć udział. Ona – ciągle sama, bez partnera, bez pierścionka na palcu mogła tylko słuchać o tym, że jeszcze trochę i zaczną ją nazywać starą panną, nie miała nawet o czym porozmawiać z tymi mężatkami, ani poskarżyć się na męża, czy dzieci… Ale czy w ogóle chciała? Nawet jeśli nie, to czuła się taka odizolowana; nie miała zresztą na to nic do powiedzenia. To nie był przecież jej wybór. Piękna, ale samotna. Ambitna i wykształcona, ale o czym rozmawiać z ludźmi skupionymi tylko na sobie? A jednak serce się ściskało. Lestrange przymknęła oczy.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
11.06.2024, 21:43  ✶  

Victoria była jak lekarstwo. Dowód na to, że życie mogło wyglądać inaczej i że człowiek mógł się podnieść z kolan. Przy wszystkich wizjach, które mogą cię opętać zawsze zostanie błysk jej ciemnych oczu i spokojny wyraz twarzy, kiedy skryje się za oklumencją. Zobaczysz wrażliwą kobietę, która przez wrażliwość nie pozwoliła się złamać. Była lekarstwem i dowodem na to, że nie wszystko musiało się opierać o intensywność sensualnych doświadczeń. Laurent szukał tego porozumienia - emocjonalnego połączenia, które pozwoliłoby mu spojrzeć na kogoś i nie wstydzić się tej brudnej, bardzo brudnej części siebie. Szukał kogoś, kto docenił gorący dotyk, ale kto wcale nie spisywał nim wartości... ich samych. Victoria tego nie robiła. Jej miłość była dokładnie taka, jaką odwzajemniał, jaką chciał jej dać, przekazać i każda godzina spędzona na tym słońcu przesuwała się przez jego ciało właśnie tą wolą. Czy ona też to czuła? Elektryczny dotyk na opuszkach palców, ale nie ten, który zachęca do intymności pierwotnej, a ten, który chciał, żebyś się zbliżył. Objął kogoś ramieniem wiedząc, że jesteś bezpieczny. W tych promiennych lustrach czuł się widziany, akceptowany i chciany. Dokładnie w tej formie, w jakiej nieśmiało, w głębi serca, wierzył, że będzie go akceptował i chciał ktoś inny. Ona nie bała się z nim wyjść do restauracji, złapać za dłoń, przytulić. Nawet jeśli pewnych rzeczy unikali ze względów grzecznościowych i niewygód, to żaden z nich nie zawahałby się, gdyby te drugie akurat tego chciało i potrzebowało. Jej serce biło tak mocno i było tak wielkie, że chyba tylko cudem mieściło się w jej klatce piersiowej. Albo i nie..? Przecież miała czym oddychać...

Oddychała teraz. Wolno, powoli. Na tej plaży, wspominając rzeczy, których wspominać nie powinna. Spoglądając w pustkę mimo ostrzeżeń, tak jak mimo ostrzeżeń spojrzała kiedyś w ogień. Otchłań odpowiedziała jej spojrzeniem. Laurent namierzył ją dopiero po długiej chwili. Nie widział jej nigdzie. Nie było jej przy stoliku, przy którym siedzieli wcześniej. Nie było jej na parkiecie i nie było jej w towarzystwie, chociaż poprzechadzał się od jednej do drugiej osoby. Niekoniecznie dobrze mu to szło - to wtapianie się w towarzystwo. Nie tak, jak kiedyś. Nie mógł do końca złapać tej radości, chociaż spoglądanie w cudze oczy i szukanie tam odbicia emocji zawsze było czymś, co sobie cenił. Nowe osoby, nowe historie, nowe doznania... mogli być ciekawi, mogli być interesujący, ale koniec końców - nie zamierzał zostawiać Victorii.

Wyglądała jak z obrazka. Czarne włosy rozwiane na chłodnym, deszczowym wietrze, wpatrzona w tę czerń przed sobą. Bardzo upiornego obrazka. Nieprzyjemny dreszcz aż przeszedł przez jego plecy, kiedy na to patrzył. Jakby... miała tam zniknąć. Scalić się z tą pustką, dać pożreć czerni... trochę za szybko, trochę nerwowo, poszedł w jej kierunku, ale chociaż chciał ją objąć od tyłu to obawiał się, że zaskoczona mogłaby jakoś nerwowo zareagować, jeśli była zamyślona...

- Szkoda, że nie widać gwiazd. - Odezwał się więc przedtem, dopiero wtedy ją objął od tyłui przytulił do siebie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
12.06.2024, 09:31  ✶  

Tylko, czy Victoria w ogóle się podniosła z kolan? Czy raczej po prostu szorowała nimi po podłożu i robiła dobrą minę do złej gry? Czuła się bezsilna i miała dość na tak wielu poziomach, a widząc koniec poczuła, że ma w dupie jeszcze więcej rzeczy, w tym i niektóre konwenanse. To przynajmniej jeśli chodziło o nią samą, bo bliskich jej ludzi nadal chętnie otoczyłaby delikatnym kokonem, by mogli odpocząć, a w odpowiednim momencie przeobrazić się w motyla (albo ćmę…) i wzlecieć na własnych, pięknych skrzydełkach. Doglądałaby wtedy każdego kwiatka, na którym mogliby usiąść, każdej pogody, by nie stała im się krzywda. Laurent… był właśnie tak delikatny jak najpiękniejszy motylek o niebieskich skrzydłach i fantazyjnym wzorze czerni i pomarańczu. Piękny, gdy rozkładał skrzydła i wzbijał się w powietrze, jeszcze piękniejszy, gdy przysiadał na wyciągniętej do niego dłoni, by spocząć. Ale motyla łatwo było zgnieść… albo zachować jego piękno na dłużej, wbijając szpilkę w jego tułów, trzymać za gablotką… może więc lepiej by było, żeby Laurent tego piękna każdemu nie pokazywał, był przecież taki delikatny. Martwiła się o niego tym bardziej, że był osobą złakniona na czułości i miłe słowa łechtające jego duszę. Wydawał się w tym niemalże nieśmiały… a przecież był w wielu gestach wręcz nazbyt odważny.

Tutaj, w sycylijskim słońcu, Victoria czuła się obca. Nikt nie patrzył na nią w ten zlękniony sposób, nikt nie szeptał że to ta Zimna, że wyszła z Limbo, że przeżyła spotkanie z Voldemortem, czy cokolwiek innego. Mogła po prostu spacerować z Laurentem, uśmiechać się i śmiać, przez moment czuć się prawdziwie wolna. Czuła chyba to samo co on, ten spokój i niemal ulgę, nawet jeśli dotychczas Victoria nie miała problemu z tym, by gdzieś z Laurentem wyjść i się pokazać, wziąć go pod rękę i tak dalej. Grzecznie. Nawet jeśli czasami czuła to znacznie inne i mocniejsze przyciąganie, to sama postawiła granicę, której nie chciała łamać pod wpływem krótkiej chwili słabości – to nie byłoby w porządku ani względem Laurenta, ani jej samej. Na szczęście te wszystkie gęsty, objęcie, złapanie za rękę – to nie była żadna gra, ani próba charakteru, a po prostu okazanie prostej ludzkiej czułości do drugiego, kochanego człowieka.

Może to dobrze, że Laurent postanowił najpierw się odezwać, nim jej dotknął. Victoria miała przymknięte oczy i niemal podskoczyła na ten nagły dźwięk głosu tuż przy jej uchu, gdy wokół niej jeszcze przed sekundą grała muzyka na balu urodzinowym. Odeszła od grupki starszych mężatek, by stanąć przy długim stole bardziej z boku, jakie wino powinna dzisiaj wybrać? Nie wiedziała. Na opuszkach palców ciągle czuła to surrealistyczne wrażenie odizolowania, ciągle szepty… nie wymierzone w nią, nie, ale tego dnia wszyscy szeptali. Kilka dni temu Voldemort ogłosił swój manifest… każdy mógł być tym złym. Czy to tylko nie pogłębiało tego wrażenia? Napięcia, izolacji, odosobnienia… Poddała się temu uczuciu. Lecz zamiast krótkiego Merlot?, usłyszała co innego i zaraz ciepłe dłonie objęły ją od tyłu, a do jej nosa dotarł zapach perfum Laurenta. Lubiła je bardzo.

– Tak… Tak, szkoda – odparła cicho, chociaż jej głos był nieco zachrypnięty. Nawet nie poczuła, że przed momentem była cała napięta, na nowo wspominając tamten pamiętny wieczór… Laurent mógł to poczuć, bo w dwie sekundy jej ciało się rozluźniło w jego objęciu. – Noce tutaj są pewnie zupełnie inne niż w Anglii – dodała, na moment dodając swój ciężar ciała jemu. – Czemu wyszedłeś? Nikt nie okazał się wystarczająco ciekawy? – zaczepiła go, oczywiście, ale powiedziała to miłym tonem, a zaraz po tym uniosła swój kieliszek, by napić się łyka drinka, którego ciągle miała ze sobą.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
12.06.2024, 21:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 21:34 przez Laurent Prewett.)  

Gdzie człowiek mógł zawędrować myślami? Gdzie się ukryć, a gdzie się gubisz? Coś było nie tak, a on czuł, że musi ją potrzymać, żeby struna się nie przeciągnęła. Jeden wciśnięty klawisz brzmiał zbyt długo w tej ciszy, której ona nie wypełniała teraz swoim głosem, ruchem, gestem. Za mało życia w życiu. Za dużo zimna w Zimnej. Rozpływała się? Nie, ciągle tutaj jest. Udało mu się ułożyć przedramiona na jej barkach, spleść palce przed nią samą, udało mu się poczuć jej zapach i jej chłód, który teraz nie był aż taki wybijający się - jego ciało zdążyło ostygnąć w powiewach tego wiatru. Jest tutaj. Obecna i żywa, chociaż jeszcze przed momentem prawie została wciągnięta w nicość. Przyszła po nią, a może... sama ją do siebie wzywała?

- Wszystko w porządku? - Objął ją i nachylił nad jej ramieniem, żeby oprzeć podbródek o władne przedramię i zerknąć tak na nią kątem oka. Na jej twarz, wokół której pałętały się falujące ciemne kosmyki. - O wiele przyjemniejsze, to chciałaś powiedzieć? - Nieco się uśmiechnął. Dla niego były przyjemniejsze - bardziej ciepłe, nawet ludzie tutaj byli inni. Nie tacy ponurzy jak Anglicy, wiecznie dokąd pędzący. Włosi na wszystko mieli czas, byli wiecznie uśmiechnięci, zapraszali cię na szklankę wody, kiedy szedłeś ulicą znużony w ogóle nie myśląc o tym, że możesz być przecież... każdym. Nieść niekoniecznie dobre intencje. Zupełnie inny świat, który Laurentowi naprawdę się podobał. Nie dało się nie pochłonąć chociaż części tej pozytywnej energii, którą biło to miejsce. - Czy to grzeczne pytanie o to, czy nikt nie rozbudził moich amorów? - Nawet jeśli teraz nie widziała powiększonego uśmiechu, to słychać go było wręcz w głowie. Odsunął się od niej tylko po to, żeby usiąść obok i odetchnąć, spoglądając na migające morze przed nimi w pojedynczych blaskach rozpalonych świateł knajpy. Nie lubił tak głębokiej czerni. Była przerażająca. Ci ludzie tam dawali życie, to co przed nimi je odbierało. Morze jednak dalej szumiało i uspokajało. Widmo deszczu nijak nie psuło przeprawy przez słodką ulgę, gdyby wejść pod taflę. Tam zasnąć. Tam być. - Chciałem spędzić ten czas z tobą. - Odpowiedział po chwili ciszy na jej pytanie i oderwał wzrok od morza, by spojrzeć na nią. - Podoba ci się to, co widzisz?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
13.06.2024, 20:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.06.2024, 20:27 przez Victoria Lestrange.)  

Jak mogła o tym zapomnieć? Kołatało się to w głowie Victorii, tamte uczucia wyobcowania nie były wszak czymś nowym, ale cała sytuacja w tamtym czasie była tak napięta… to prawie tak, jakby miała zapomnieć o dalszej części tamtego wieczoru, o eleganckim mężczyźnie, który wcale nie wodził za nią maślanym wzrokiem, gdy piła wino i rozmawiali… a to zupełnie innego rodzaju napięcie po prostu się nabudowało po drodze i miało swój całkiem niespodziewany dla Victorii finisz: w tych męskich ramionach, które półtora roku później obejmowały ją z przestrachem, gdy stali na tej plaży. Nie wyczuwała tego strachu, tej potrzeby, by wyrwać ją z… czegokolwiek, w czym się znajdowała. W zamyśleniu? Chyba tak, tak głębokim, że nie słyszała szumu fal, ani kroków na piasku, ani szelestu materiału, ani…

Victoria uśmiechnęła się bardzo leciutko i pokonała tę niewielką odległość, jaka ich dzieliła, opierając głowę o jego, przytulając się w ten sposób i nawet otarła się policzkiem o jego skroń.

– Tak, tak, w porządku. Zamyśliłam się po prostu – odparła, ponownie patrząc przed siebie, w morze i rysujące się za nim czarne niebo. – Wspominałam tamte urodziny pani Slughorn – urodziny, które stały się punktem zwrotnym ich nieistniejącej wtedy relacji. Wcześniej właściwie obcy sobie znajomi ze szkoły, z jednego domu, a teraz przyjaciele, a Victoria pokusiłaby się o dodanie „najlepsi”, a nawet więcej. – Tak… Nawet nie chodzi mi o ciepło, ale nie jest tu tak ponuro… nawet pomimo tego, że chyba zbiera się na deszcz. Pewnie mocniej widać gwiazdy, gdyby tylko nie było tych chmur – mieli więc bardzo podobne zdanie. Nic dziwnego, że Anglicy byli wiecznie tacy nachmurzeni, skoro kapryśna pogoda ich nie rozpieszczała i padało chyba przez znaczną większość roku. Ale jedzenie bardziej Victorii smakowało tutaj, na Sycylii, chociaż może to przez jego odmienność? Victoria też zwykle miała na wszystko czas, ale to dlatego, że każdy dzień miała bardzo dobrze rozplanowany i prawie nigdy się nigdzie nie spieszyła… Pasowała tu, swoją urodą również. – Hehe, może – poniekąd właśnie o to pytała, chociaż nie chciała tego zrobić tak wprost. Sama chciała ten czas spędzić z Laurentem, ale jeśli ktoś wpadłby mu w oko, to kim by była, by mu tego bronić albo stawać na drodze?

Laurent usiadł obok niej, niemalże u jej stóp, a Lestrange poczuła, jak jej sukienka łopocze od delikatnego wiatru, ocierając się o jej nogi.

– Ja z tobą też – zakołysała chłodnym drinkiem, bardziej dla zabawy niż z konieczności. – Podoba, chociaż wolałabym, żeby było czyste niebo – wolałaby spojrzeć w migające gwiazdy. – A tobie?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
13.06.2024, 23:42  ✶  

Czarne włosy, czarne oczy, czarna przestrzeń, czarna dziura. Czarne wspomnienie wchłaniane przez czarne oczy, przechodzące pod kopułę czarnych włosów, zanikające w czarnej przestrzeni, zżerane przez czarną dziurę Limbo. Znak na duszy, a może nawet głębiej. Nie było mądrego, który przyniósłby odpowiedź na wszystkie niezadane i zadane pytania. W przyszłości będą szukali dalej, ona wyjedzie aż do Afryki, ktoś podejmie się czarów nekromanckich, żeby manipulować energią i próbować pomóc Zimnym. Chociaż trochę. Tylko odrobinkę... Dzisiaj toniemy w nocy i cieszymy się ciepłem i orzeźwieniem deszczu. Jutro przywita nas słońce i o czerni zostanie tylko wspomnienie. Cenne wspomnienie. Któregoś dnia powiemy sobie: aach, jak mogłem zapomnieć..! Tu było tak miło, tak uroczo, tutaj odpocząłem i dobrze się bawiłem. To tutaj prawie straciłam wspomnienie, które tkane w dawnych latach odwróciło bieg czegoś... bieg historii. Bez niego - czy bylibyśmy tu dziś? Pomimo niego - czy wszystko byłoby tak samo? Spotkali się nocą podobną do tej. Albo była inna? Były tam wtedy gwiazdy, czy nie? On nie pamiętał, bo jedyną gwiazdą, jaką dostrzegał, była Victoria Lestrange. Nie dałoby się naprawić tej nocy bez jej obecności i nie dałoby się wymazać jej obecności z dziś. Byłby tutaj, ale bez niej, bez uśmiechu, snując się między ludźmi i starając miedzy nimi odnaleźć dokładnie tak samo, jak kiedyś się odnajdować. I nie siedziałby na tym piasku, przesypując właśnie między palcami jego drobinki. Jasne, wręcz miękkie - plaże tutaj były o wiele przyjemniejsze od kamienistych i gruboziarnistych plaż Anglii. Być może wszystko tu było po prostu lepsze. A jednak wspomnień z tej deszczowej, zimnej Anglii nie wymieniłby za te stworzone tu i teraz.

- Aaach. - Uśmiechnął się weselej, z ulgą na sercu, że to usłyszał. Tylko zamyślenie. Żadna mara, która wynurzy się z ciemności i będzie próbowała nas pożreć - tym razem to tylko wspomnienie. Jej. Jej własne, nie żadne jej babci, którą zostawiła za sobą w Limbo i która miała wiele niepokojących sekretów. - Jedno z najlepszych wspomnień, jakie mam z Anglii. Nie żartuję. - Lekko tknął ją łokciem w nogę, tak dla malutkiej zaczepki, dla poszukiwanego kontaktu nie tylko werbalnego. Zadarł na chwilę głowę w górę, ale zaraz ten wzrok umościł przed sobą. W tym momencie czerń przestała być straszna. Przyniosła ukojenie. - Nie czujesz tego? Tej bryzy. Powietrze nad morzem zmienia się, kiedy deszcz jest blisko... woda brzmi inaczej. - Nie słyszysz? To jakby zaczęło szeptać, tak spokojnie, kojone do snu. Zostanie przykryte szarugą, krople będą rozbijały się o jego wodę, połączy się słodkość ze słonymi kroplami. Niebo płakało, a morze się tym płaczem syciło. - Był chłopak, który siedział kiedyś ze mną na plaży przy zachodzącym słońcu, dopóki nie zapadła noc i bardzo słodko mnie całował. - Prawie to przed sobą widział - ten obrazek. Wypełnienie romantycznych marzeń podrygów jego serca. Nie wspominał tego teraz ze smutkiem czy żalem - to było słychać w jego głowie. Ciągle się uśmiechał. - Wtedy niebo było gwieździste. Był pierwszą osobą, którą pozwoliłem sobie pokochać. - Lekko pokiwał głową do własnych myśli. - Wiedziałem lepiej, że nigdy nie powinienem sobie na to pozwalać. Teraz to przeszłość. Przez chwilę ta czerń była straszna, bo miałem wrażenie, że w niej znikniesz. A teraz... teraz okazuje się, że jest po prostu wypełniona miłymi wspomnieniami. Bo chociaż jest pusta... to przecież mamy siebie. - Uśmiechnął się do niej ciepło, czule, znów spoglądając w górę. Cokolwiek złego by się nie działo - mieli siebie. Zawsze.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
14.06.2024, 10:57  ✶  

Może by tutaj byli, a może wcale nie? Victoria bardzo wątpiła, czy gdyby nie propozycja Laurenta, to wyjechałaby nagle na dwa dni, żeby odpocząć. W sprawach pracowych czy Zimnych – owszem, ale wtedy nie stałaby tutaj i nie wpatrywała by się w przestrzeń tak, jakby ta mogła spojrzeć też w nią. Chyba właśnie to się tutaj zadziało, prawda? Otchłań odpowiedziała swoim spojrzeniem tutaj, przywołując wspomnienie zabrane przez ogień; tak jak otchłań próbowała zabrać jej życie, kiedy za mocno wpatrywała się w tańczące ognie Limbo. Taniec wokół ogniska, bębny, uśmiechy, jeszcze jeden taniec…

– Pewnie już to słyszałeś, ale słodki jesteś – zachichotała trochę, ale też nie żartowała. Jeśli naprawdę uważał to za jedno z najlepszych wspomnień jakie miał… ale ona też tak uważała. Pomimo emocji i uczuć, jakie działy się wtedy, na tamtych urodzinach i ogólnie w tamtym okresie, przecięcie tego z młodym Prewettem było pewnym kamieniem milowym, słodkim wspomnieniem, a dzisiaj byli tu razem na tej plaży, błogo nieświadomi, że Victoria mogła stracić część pamięci związanej z tamtym spotkaniem, tak przecież przełomowym. Spojrzała jeszcze raz przed siebie, starając się jednak skupić na tym, co mówił do niej Laurent: na tym innym brzmieniu, zapachu… może i faktycznie inaczej pachniało, ale czy morze brzmiało inaczej? Wiatr raz jeszcze rozwiał te niemal czarne włosy, załaskotał materiałem sukienki i Victoria w końcu usiadła na piasku zaraz obok Laurenta.

Teraz on przeniósł się we wspomnieniu w inny czas i miejsce; Victoria nie była tym tajemniczym chłopcem, z którym Laurent tak siedział i całował go słodko. Noc nie była taka piękna i gwiaździsta, w tle słychać było muzykę z knajpki. Ale to fakt – mieli siebie, i ciemnooka wsunęła swoją dłoń w dłoń Laurenta i oparła się o niego na chwilę, nie chcąc go mrozić swoją obecnością, a jednak chciała się do niego przytulić. Czy nie powinien sobie pozwalać pokochać? Tego kogoś już nie było… i bał się że Victoria może tak zniknąć. Odetchnęła cicho.

– Nie wiem ile mam jeszcze czasu – odezwała się po chwili milczenia. Wcale nie chciała mu tego mówić na tym wyjeździe, mieli przecież odpocząć, ale to był taki idealny moment… dlatego opowiedziała mu czego dowiedziała się… dziesięć dni temu? Może jedenaście. Jak wygląda sprawa i rokowania, i jak bardzo kiepskie są. Że zamierza z Brenną na kilka dni wyjechać do Afryki w poszukiwaniu czegokolwiek. Że chociaż wydaje się twarda i zdecydowana, to to wszystko ją przeraża; że potrzebuje nekromanty, a i tak nie ma pewności czy się to uda, i Ministerstwo nic jej przecież nie pomoże, bo choć straciła cóż… zdrowie w ich imieniu, to pomoc jej byłaby niezgodna z prawem i tak naprawdę może liczyć tylko na siebie. Że odpowiedzią zapewne będzie Samhain, ale co mają wtedy zrobić i czy w ogóle… nie, na pewno przeżyje, musi. – Mogę dzisiaj z tobą spać? – i nie miała niczego złego na myśli. Po prostu nie chciała być sama.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
14.06.2024, 17:06  ✶  

Słodko się też do niej uśmiechnął na ten komplement i przejechał palcem (trochę zaczepnie) po jej nosie, tykając lekko jego czubek. Objął ją ramieniem i przygarnął do siebie - dawał znak, że może się przytulić, wtulić i nie było z tym żadnego problemu. Mógł dla niej przecież wytrzymać kilka chwil z chłodem, nawet jeśli niekoniecznie je lubił. Lubił za to ją przytulać. Lubił ją mieć przy sobie i cieszyć się jej obecnością w pełni. Tak, słyszał nie raz, że jest słodki, uroczy i tym podobne... Komplement komplementowi nigdy nie był równy, a przynajmniej on uważał, że nie były. Można jeden komplement powiedzieć na wiele sposobów. Wypowiedziany poprzez różne usta też zabrzmi kompletnie inaczej. Każdy od strony Victorii był słodkim miodem i chociaż słodkości nie lubił, to już te wszystkie czułe słówka i gesty jak najbardziej. To była jego dawka cukru, jakiej potrzebował do funkcjonowania.

Kiedy opowiadała o tym, co dzieje się z klątwą, jaka na niej osiadła, tylko przytulił ją mocniej. Przycisnął niemal do siebie, objął ramionami, ucałował czoło. To były ich wczasy - tak, to prawda. Tylko ich. Ale to nie znaczyło, że mieli zamilknąć i nie mówić o tym wszystkim, co było takie ciężkie. Bardzo chciał zachować klasę i siłę, ale nie potrafił. Śmierć go przerażała. Znikanie go przerażało. Jednego dnia kogoś przytulasz i jest, żywy i prawdziwy, a drugiego go nie ma. Widzisz tylko krzyżyk na cmentarzu albo nagrobek z napisem "tu spoczywa taki a taki". Pragnął ją pocieszać i zapewniać, że wszystko będzie dobrze - zamiast tego Victoria mogła poczuć, kiedy tak ją przytulał, że na jej policzek skapnęła ciepła łza. Nie chciał jej stracić. Nie chciał zostać bez niej... sam. Mógł powiedzieć: ale przecież mam Pandorę! Mam Florence, przecież mogę liczyć na Olivię, jeśli czegoś będzie mi trzeba. Chciał z nią wyjeżdżać, chciał dalej wymieniać się z nią wrażeniami dotyczącymi ostatnich krzyków mody, chciał trochę narzekać na papierkologię z Ministerstwa i słuchać jej dziwnych opowiastek z pracy i przygód z Brenną. Chciał z nią być. Myśl, że to, co czuł mogłoby się spełnić... zupełnie go paraliżowała. Potrzebuję Cię. Potrzebował jej do funkcjonowania.

- Tak... oczywiście, że możesz. - Pociągnął nosem i ucałował ją jeszcze raz w czoło, zamykając powieki. - Uda się, zobaczysz. - Odetchnął, żeby uspokoić oddech, żeby złapać równowagę za mocno zachwianą. Tą w sercu i tą w głowie. Tylko kogo on teraz przekonywał? Ją? Siebie? Przecież nie stracił wcale nadziei na to, że się uda. To tylko sama ta myśl, że jednak mogłaby zostać zabrana... - Jeszcze jest czas... tylko się nie poddawaj. - Przeczesał palcami jej włosy, chłonąc jej delikatny zapach, którym się otulała. Jej szamponu, jej muskanego całym dniem ciała przez słońce.

Teraz tu była. Jutro mogło jej już nie być.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
15.06.2024, 14:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2024, 14:38 przez Victoria Lestrange.)  

Chyba tego właśnie potrzebowała: żeby ją ktoś przytulił i ścisnął, żeby te rozpadające się części jej psychiki, duszy i serca ponownie się skleiły ze sobą i nie stanowiły już odrębnego bytu. To była wizja ściskająca serce, prawda? Być tak młodym, mieć przed sobą całe życie i nagle żyć z poczuciem, że nawet jeśli nie zdarzy się jakiś nagły wypadek, to i tak… możliwe, że wszystko się zakończy. Ta ich rozmowa przy śniadaniu chyba nagle nabierała nowego wydźwięku, kiedy miało się przed oczami tę perspektywę; jej słowa o tym, że wcale nie wie, czy kiedykolwiek wyjdzie za mąż i tak dalej. Nic dziwnego, że niektórzy ludzie mieli obsesję na punkcie życia wiecznego czy wskrzeszania zmarłych – wizja utraty ukochanej osoby, z którą już nigdy więcej nie porozmawiasz, a tak bardzo chciałbyś usłyszeć, co ma do powiedzenia, albo żeby chociaż cię przytuliła, albo… niechby się uśmiechnęła. Niektórzy oddaliby za to wszystko. Nie dziwiło więc, że wrażliwy Laurent wyobraził sobie coś, co wcale nie było już tak nierealne i ścisnęło mu się serce. Victoria pewnie podobnie by zareagowała, gdyby zdała sobie sprawę, że nad Laurentem wisi podobna diagnoza. Poczuła łzę na policzku i to nie swoją, bo tym razem już nie płakała – a nie mówiła o tym gdy się widzieli ostatnim razem i jeszcze wcześniej, bo… nie wiedziała nawet, jak ma to powiedzieć. Ciągle to jeszcze wtedy trawiła. Wszystko zwaliło się na nią na raz; zerwanie więzi, uczucie pustki, odrzucenie od Sauriela, jego próba samobójcza (och, odczuła ten strach, który Laurent czuł w tej chwili), potem dowiedziała się, że umiera, a następnego dnia jej narzeczeństwo zostało zerwane i pokłóciła się z matką tak straszliwie… Za dużo. Za dużo na raz na jednej osobie, skumulowane w jednej chwili tak mocno, że nic dziwnego, że coś w niej pękło; że podjęła tę ostateczną decyzję o wyniesieniu się z domu, że zaczęła kombinować ze swoim stylem ubioru, że zaczęła testować się w spodniach i koszulach, których miała przecież od Rosiera tak dużo…

I ona objęła Laurenta, przygarniając go do siebie mocniej. Wplotła swoje smukłe palce w jego jasne włosy, głaszcząc go niespiesznym, uspokajającym ruchem. Nie skomentowała tego nijak… bo rozumiała ten strach, przecież też nie chciała go zostawiać. Były osoby, które można było zastąpić, a były też takie, których zastąpić się wcale nie dało, a Laurent był… w pewnym sensie drugą połową jej duszy. Albo po prostu duszą tak pokrewną, że wydawała się być z jednego miotu.

Pokiwała głową, wciąż w niego wtulona. Tak, uda się. Tak, dziękuję.

– Nie poddam – nie zamierzała. Miała jeszcze tyle do zrobienia, poddanie się oznaczałoby zgodę na to, by to wszystko tak po prostu się zakończyło. A nie zamierzała do tego dopuścić, nie.

Tak, teraz tutaj była. Jutro mogło jej tu nie być… Ale teraz była i chciała przeżyć to swoje życie, każdy dzień, jakby był tym ostatnim, by nie żałować… I tak by pewnie żałowała, że tak krótko; chciała zrobić tyle rzeczy, powiedzieć tyle słów odpowiednim ludziom, czuć, kochać, być kochaną. Nie, życie to nie bajka.

– Pójdziemy się napić? I zatańczyć? – odezwała się po jakimś czasie, gdy tak siedzieli na tej plaży. Wciąż nie padało… Może burza przejdzie bokiem?


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (2563), Laurent Prewett (2236)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa