• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[wieczór 3.07.1972] City Limits | Laurent & Astaroth

[wieczór 3.07.1972] City Limits | Laurent & Astaroth
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
29.06.2024, 21:36  ✶  

Czasami nie potrzeba było niczego więcej ponad bliskość drugiego człowieka. Delikatny dotyk, zwykłe oparcie dłoni na ramieniu, pokazanie, że jestem tu, jeśli mnie potrzebujesz i będę obok. Przytulenie, które spajało ciało z ciałem i chociaż biły w nas oddzielne serca to przez tych kilka chwil byliśmy całością. Ta bliskość była zawsze ważna w jego życiu. Tak ważna, że jej brak powodował wręcz fizyczny ból. Że wyrzucał sobie swój brak opamiętania i to, że szukał bliskości jak pijany, chociaż nie zawsze wychodziło z tego cokolwiek dobrego. Dotknęło go to, jak Astaroth oplatał go ramionami. Pierwszy dotyk był mocny, wręcz za mocny - ale atak nie nadszedł. Ramiona się rozluźniły i poprawiły do komfortowego kształtu jego ciała - byli sobie ramami i pięknymi obrazami jednocześnie. Czy Yaxley w ogóle to widział? Był świadom tego, jakim był pięknym obrazem? Ze swoją historią, ze swoimi emocjami, ze swoimi wątpliwościami i rozerwaniem między życiem a śmiercią, w których przyszło mu trwać. Chyba nie wiedział. Nie mógł widzieć tego, co widział on - te oczy tak czyste i szczere w swoich emocjach jak krystaliczna, pierwsza łza dziecka opłakującego przyjście na ten świat. Wyrwane z bezpiecznego łona matki, skazane na wszystko, co Ziemia dla niego miała. Chciał mu to powiedzieć - jak pięknym obrazem jest i że na pewno jest jeszcze piękniejszy niż widział go teraz, ale nie mógł się zdobyć na to, żeby przerwać tę ciszę. Nie wiedział, co teraz kłębiło się w jego głowie i o czym myślał, ale chciał mu dać komfort tych myśli i przestrzeń na nie - dokładnie tyle, ile potrzebował. Spoglądał ponad jego ramieniem na rzekę zastanawiając się dopiero w tym punkcie, czy jest ktoś, kto przygarnia go w swoje ramiona. Mężczyźni zazwyczaj nie lubili się przyznawać do tego, jak bardzo potrzebowali takich gestów, bo przecież to słabość. Silny samiec przecież unosi wysoko głowę i zmienia kobiety jak rękawiczki, a nie szuka delikatnego uścisku, który pozbiera porozbijane fragmenty jego "ja" w całość. Prostota w tym geście nie drzemała. Myślał o tym, a jednocześnie ciągle przypatrywał się cieniowi mówiącemu, że zaraz tak delikatna chwila może zostać przerwana paskudnym gestem. Chciał tłumaczyć sobie, że to nic, ale nie był wcale przekonany, czy nie zostawiłoby to na nim odcisku. Chciał być wyrozumiały, ale...

Ale nic się nie stało. Nie było krwawego pocałunku na jego szyi, a kiedy Astaroth się odsunął nadal widać było po nim głębię doznań. Nie chciał nim wstrząsnąć, chciał mu... pomóc. Wydawało mu się, że to niewiele, ile może dla niego zrobić, przecież magia zauroczeń też mogłaby posłużyć do stworzenia... różnych cudów. Na parę chwil, zaraz by się rozpłynęła, ale cieszyłaby oczy.

- Cieszę się. - Przymknął oczy w ciepłym i wdzięcznym uśmiechu, ale zaraz je otworzył, żeby móc spoglądać na wampira. Nie był pewien, czy powinien teraz się nad nim pochylić, podać mu dłoń, kucnąć... Może potrzebował po prostu tych paru chwil na to, żeby emocje trochę w nim zelżały. - Pragnąłeś zobaczyć słońce. Pytanie brzmi: dlaczego miałbym tego nie zrobić? - Odparł gładko. Ach, chyba trafił się przypadek, który nie do końca wierzył w ludzką bezinteresowność? Nic dziwnego. Przecież ona prawie nie istniała na tym świecie. - Widziałem obraz samotnej istoty, o którą upominała się ciemność. Istota chyba potrzebowała towarzystwa. Może i uśmiechnięta, ale o smutnych oczach... więc jak wyglądałyby te oczy radosne i rozjaśnione? - Uniósł na chwilę wyżej kąciki ust. - Świat byłby lepszym miejscem, gdyby ludzie częściej robili dla drugiego człowieka coś dobrego. Przecież nic mnie to nie kosztowało, a tobie sprawiło radość. - Odpowiedział już wprost, wzruszając ramionami.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#12
30.06.2024, 18:34  ✶  
Pytanie brzmi: dlaczego miałbym tego nie zrobić? Ach, mogłem tu wymienić z brutalnymi szczegółami te powody. Sam, kiedy tak zamknąłem oczy i przywołałem wspomnienie najgorszej nocy w swoim życiu, mogłem recytować uczucia, które wtedy nade mną panowały. Uczucia tak bolesne i wstrętne, że nienawidziłem siebie za to, że komuś również... że ja teraz komuś zadawałem podobne. To nie było nic przyjemnego, pełne dyskomfortu i paniki, bo co, jeśli to ostatnie, co czujesz w swoim życiu, bo co, jeśli wypije za dużo, co, jeśli rozerwie mi szyję albo rękę za mocno...? Nienawidziłem siebie za to. Laurent powinien nienawidzić mnie za to jeszcze bardziej, a jednak... jednak był otwarty i miły, i pomocny, i... już wiedziałem, gdzie leżał powód - w tym niegodnym obrazie mojej osoby, może nieco zakrzywionym, bo nie wspomniał o tym, że ta istota była bestią, była potworem żerującym na życiu innych.
Zmieszany odwróciłem spojrzenie w kierunku wody. Nieco dumne, choć ta duma była mocno nadszarpnięta. Można było już mówić o braku dumy, jedynie o jej cieniu, który gdzieś tam wciąż pozostał.
Nie chciałem być tak postrzegany. Nie chciałem być tym złamanym chłopcem, którego w sobie czułem. I żyć w ciemności, być ciemnością, a jednak... Laurent chciał dla mnie dobrze, bo nie widział najgorszego. Tego obrazu prawdziwej bestii, która we mnie drzemała. Kilka razy, podczas polowań, wydarła się ze mnie, tworząc ze mnie prawdziwego potwora, ledwo już mieszczącego się w ludzkim ciele. Bestia o sinej skórze i nienaturalnych pazurach, tworząca wokół siebie gęstą osłonę śmierci i strachu.
Czy ten potwór zasługiwał na uśmiech...? Czy ten chłopiec powinien jeszcze istnieć? Czy powinienem się łudzić, że jeszcze jest dla mnie świetlana przyszłość...? Jakakolwiek przyszłość, która nie byłaby wysysaniem i mordowaniem?
- Sprawiło mi radość. Sprawiło mi dużo radości. I dziękuję ci za to, ale... - zawahałem się, a może to ta nieszczęsna żałość? Nad własnym losem? Bałem się, bałem się bardzo, że jednak samotność była mi pisana, że nie mogłem z tym wygrać. Nawet jeśli będę egzystował, zaakceptuję wampiryzm, to wciąż będę potworem, który przeżyje wszystkich.
Podniosłem spojrzenie na Laurenta. Błagało o ratunek, jednocześnie będąc przekonanym o przegranej. Ratuj mnie, ale razem pójdziemy na dnooo...
- Ale ja już nie jestem człowiekiem. Czasami nawet nie jestem pewien, czy można mnie zaklasyfikować pod istoty... Czasami czuję się jak... jak dzikie zwierzę. Przepraszam za... tamten dzień. Wtedy cię upolowałem, upolowałem cię, chociaż nie chciałem, ale chciałem, chciałem bardzo, aż za bardzo. Po prostu to zrobiłem... Jak zwierzę, jak dzikie zwierzę. Nie mogę sobie ufać. Nikt nie może mi ufać. Być dla mnie dobrym, bo dasz palec, a ja pewnego dnia odgryzę ci rękę. Rozumiesz? - wyznałem na jednym, prawie jednym wydechu. I ta rodzina, ta hipotetyczna rodzina, która by mi służyła, byłaby w naprawdę wielkim niebezpieczeństwie, dzieląc się ze mną krwią. Ja chciałem gryźć, chciałem kąsać. Lubiłem to robić. Ba!, kochałem to robić i mnie to dobijało. Krótki pokaz słońca nie mógł tego zmieniać, chociaż był taki innymi, był czymś innym, co widziałem przez ostatnie pół roku i chciałem to zatrzymać w pamięci jak najdłużej, to beztroskie uczucie. Te dmuchawce...
Aż sięgnąłem po taki pusty pałąk, pustą łodygę po nasionach. Był dmuchawiec i dmuchawca już nie było.
- Zadałem ci tyle bólu, podarowałem tyle nieprzyjemnych doznań... Na twoim miejscu bym to zgłosił, a nie darował mi odrobinę słońca - wyznałem szeptem, wpatrując się w tę łodygę. Nie powinienem go zachęcać do takich scenariuszy, ale nie potrafiłem pojąć tej jego bezinteresowności. Nie rozumiałem, czemu tu był, czemu mnie nie szykanował. Miał ku temu tak wiele powodów.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
30.06.2024, 20:35  ✶  

Ale... Nie spodziewał się, że wątpliwości nie powstaną. Nie mogły NIE powstać. To nadal był tylko obrazek, nie miał zmieniać życia - choć gdyby tylko mógł... gdyby tylko mógł to postarałby się, żeby tak było. Zmienić na lepsze. Miał swoje ograniczenia w tym, co zrobić mógł, ale limity tego miasta sięgały tak daleko, jak daleko ty mówiłeś sobie, że zajść nie możesz. Victoria była zdolną alchemiczką. On znał się na nekromancji. Stworzenie czegoś, co pomaga wampirom... wiedział, że kobieta nad tym pracowała. Dlatego teraz też wiedział, że będzie musiał ich ze sobą jakoś skontaktować. Bo znów - co go to kosztowało? Mógł pomóc. Victoria na pewno by była wdzięczna za udział w jej... próbach, bo ciężko o to, żeby od razu pierwszy eliksir działał idealnie.

Spojrzenie, które dostał od Astarotha - nie tego się spodziewał. Widział jego rozdarcie, jego niepewność, jego wzruszenie i głęboki smutek, ale to było o wiele więcej. To był bezgłośny krzyk o pomoc i jednocześnie brak wiary w to, że ta pomoc dobrze się zakończy. Ten człowiek nie był rozdarty - on był złamany. Starał się trzymać na powierzchni, ale woda go zalewała i wlewała się do płuc nie pozwalając oddychać. Więc starał się wypływać znowu, udawać, że wszystko jest pod kontrolą - nie znał go na tyle dobrze, żeby oceniać, jak doskonale mu to wychodziło. Wydawał się grać doskonale w obu przypadkach ich spotkania, dopóki nie zaśpiewał mu tego wieczoru. Naszło go przekonanie, że w swojej chęci zrobienia czegoś dobrego - zrobił coś bardzo złego. Doprowadził do tego, że pozorny spokój, jaki Astaroth sobie tworzył, ta bańka mydlana, w której starał się być, po prostu się rozprysła. I tak dał mu parę minut słońca w zamian za zapewne długie godziny cierpienia. Ostatnio miał wrażenie, że głównie to przynosi sobie i innym - ból.

- Nie jesteś człowiekiem, ale nie jesteś też bestią. - Był więc wampirem, a czym był wampiryzm? - Czym jest wampir? Człowiekiem, który powstał z martwych. - Może Astaroth nie znał tej definicji, banalnej, ograniczającej się do pary słów, ale w dużym skrócie wampiry nie były niczym więcej, niczym mniej. - Jak na razie z moim palcem jest wszystko w porządku. Więc może musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego teraz jest w porządku. A potem dlaczego poprzednim razem nie było. - To nie był przyjemny temat i lekki dreszcz go przeszedł, na nowo nieco poruszając struny strachu. Ale też czegoś zupełnie innego, co pewnie niekoniecznie musiało być dobrze widziane przez Yaxleya. Podniecenie.

- Więc skorzystaj z tej szansy, przestań przestawiać siebie miejscem z innymi i skorzystaj z tego, co masz. - Nie chciał brzmieć okrutnie czy nadmiernie dosadnie, ale nie chciał też kręcić wokół tematu. - Nie pokazałeś mi się jako zły człowiek. Każdy zasługuje na to, żeby popełnić błędy i postarać się na nich nauczyć. - Dawał mu już pewne... rady i wskazówki, nie wiedział, na ile z nich skorzystał ani czy w ogóle, ale wydawał się spokojniejszy niż ostatnim razem. Ha! Wydawał się... BYŁ spokojniejszy. - Znam kobietę, która jest dobrą alchemiczką i zaczęła pracować nad preparatami dla wampirów. Poproszę ją, żeby się z tobą skontaktowała.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#14
02.07.2024, 21:34  ✶  
Byłem przepełniony strachem i obawami. Czułem się skreślony z tego świata, niczym intruz, który koegzystował, choć nie powinien. Słowa Laurenta... dodawały mi otuchy i nadziei, ale miałem również obawy przed wierzeniem w nie. Nie chciałem się łudzić, jednocześnie pragnąć z przeogromną chęcią to zrobić. Jakby nie patrzeć, od samego początku prowadziłem dziennik i próbowałem sobie rozkładać własne zachowanie na czynniki pierwsze. Prymitywne i czasochłonne zajęcie, ale przecież nie mogłem narzekać na brak czasu.
Czy byłem po prostu człowiekiem, który powstał z martwych...? To brzmiało zdecydowanie lepiej niż wampir, krwiopijca czy potwór. Nie chciałem być bestią, nie chciałem dawać się instynktowi, a jednak... jednak byłem pewien, że jeśli chociaż chwilę bym się zapomniał i zaczął z nim przekomarzać, przechodząc do pozornie niewinnego flirtu... Myśleć o tej smukłej szyi, bladej i pachnącej obrzydliwie drogimi perfumami... Tak, tego właśnie nie powinienem robić. Nie myśleć o intymnej bliskości z kimkolwiek, odnotowałem sobie w myślach, zaciskając wargi z determinacją.
Starałem się wszystko kontrolować. To, że pewne rzeczy wciąż mi się wymykały... Może zbyt ostro siebie traktowałem? Zbyt surowo? Zdecydowanie to było w stylu moich rodziców. Powinienem dać sobie subtelnego luzu i dalej analizować sytuację. Z jakiegoś powodu odsunąłem się od Laurenta. Wciąż nie byłem pewien, skąd mi się to wzięło. Powinienem powrócić do notatek z tamtego dnia, przewertować, wyciągnąć wnioski. Z pewnością było mi łatwiej, kiedy nie kusiłem siebie zapachem. Mogłem nawet nie myśleć o krwi, dosyć długo nie myśleć o krwi.
Nie byłem pewien, co za emocje widziałem na twarzy Laurenta. Miałem wrażenie, że się przewidziałem z tą drobną fascynacją.
- Gdybym... gdybym kiedykolwiek... Gdybym znowu się na ciebie rzucił... To się nie krępuj mnie ogłuszyć - poprosiłem czy raczej poradziłem...? Zaraz uśmiechnąłem się lekko, taki zdecydowanie zakłopotany był to uśmiech. - Dziwnie mi o tym mówić głośno. Brzmi absurdalnie, jak gdybym wymyślał sobie scenariusze, a nie faktycznie był zagrożeniem - przyznałem, uświadamiając sobie, że to rzucanie się na Laurenta mogło zabrzmieć dwuznacznie. Nie zamierzałem jednakże zagłębiać się w te tematy. Miałem być ogarniętym, analitycznym wampirem, przede wszystkim grzecznym wampirem, wyciągającym wnioski ze swoich występków.
- A ty... nie rozważałeś kariery magipsychologa? Na ten czas, co miałem okazję cię poznać, bardziej mi do ciebie pasuje biurko i długie rozmowy z pacjentami niż rezerwat - przyznałem, zbierając się z ziemi. Wstałem, wyrzucając tę przeklętą łodygę. Czułem się wewnętrznie połamany, ale to nie zniknie w mgnieniu oka. Po prostu musiałem być silny i trzymać się swoich nowych zasad. - Preparaty dla wampirów...? Udało jej się coś uwarzyć? Mam wrażenie, że nic mnie nie rusza - przyznałem, właściwie to mając na myśli alkohol, ale spożywałem różne rzeczy i jedynie krew robiła mi wow. Przebijała się przeze mnie nutka ciekawości, może nadziei...?
Wyciągnąłem dłoń w kierunku Laurenta. Dłoń... na zgodę? Na akceptację? Na zażegnanie wojennej ścieżki...? Cokolwiek to było, ewidentnie otwierało przed nami nowe furtki znajomościowe.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#15
03.07.2024, 19:38  ✶  

Stojąc z boku zawsze łatwo się mówiło. Masz depresje? Po prostu idź pobiegaj. Źle się czujesz? Po prostu lepiej się ubieraj. Masz brudno w mieszkaniu? Po prostu posprzątaj. Wszystko mogło być po prostu, jeśli wrażliwość człowieka umierała od podstaw. Ze swoimi mądrościami Laurent dobrze wiedział, że może również przesadzać. Tak po prostu. Nie był żadnym uczonym, nie znał się na psychologii, nie widział wszystkich sekretów tego świata, a czasami naprawdę miał wrażenie, że się wymądrza. Niekoniecznie wszystkim to pasowało i czasami ci "nie wszyscy" dawali o tym znać w formie najprostszej i najbardziej docierającej do mózgu - fizycznej. Nie niósł ze sobą złych intencji, ale dobrymi chęciami nie raz Piekło brukowali. Mieli tam całkiem szerokie ścieżki, po których można było się przechadzać.

Fantazje były fantazjami, a rzeczywistość weryfikowała. To, co wydaje się ekscytujące, kuszące, w praktyce może okazać jedną z tych rzeczy, do których nie chcesz się zbliżać nawet z wyciągniętą różdżką. Takim na pewno był głodny wampir, który chciał cię upolować. Akt obdarty z seksualności, kierowany czystym głodem. Fantazja była jednak fantazją i działała na zupełnie innych obrotach, szczególnie w bogatej wyobraźni Laurenta. Gdyby poczuł te silne ramiona wokół swoich, łapiące go od tyłu, przytrzymujące za włosy, nadstawiające szyje. Biodra tuż przy sobie, napięte mięśnie, gorący dotyk... gdyby. To był tylko malutki ułamek wyobraźni, bo kiedy spoglądałeś na człowieka, który jest tak rozdarty... Astaroth stał nad przepaścią, a za sobą, na lądzie, i tak widział tylko czerń. Poranki i ciepłe dni stały się dla niego ułudą - nieosiągalnym snem. Nie dało się tego naprawić. Nie dało się cofnąć człowieka z tej granicy. Ale można było spróbować pomalować sobie krajobraz. Skoro nie słońce - może wystarczy kominek..? Czasami tylko wystarczyło, żeby ktoś pokazał ci taką możliwość palcem.

- Och... - Zdecydowanie nie na wszystko Laurent miał gotową odpowiedź i zdecydowanie niektóre rzeczy wsadzały go na minę, przy której się zawieszał niepewny, co zrobić dalej i co powiedzieć jeszcze. To była jedna z takich min. Krzywdzić kogoś... jasne, samoobrona. Paraliż nie powodował wielkiej krzywdy i Laurent był to gotów zrobić, jeśli sprawy zaszłyby za daleko. Poprzednim razem też był gotów. - Mam nadzieję, że poradzimy sobie bez tego, aczkolwiek masz moje słowo. Zareaguję, jeśli sprawy zajdą za daleko. - Mógł mu to obiecać, bo widział już wtedy, że to go dręczyło. Męczyło. Nie wyobrażał sobie akurat nawet tego - jak to jest pragnąć kogoś KRZYWDZIĆ. Lubisz tę osobę czy nie lubisz - nie ma znaczenia. Potrzebujesz krwi, więc krzywdzisz. I będziesz krzywdził dalej. Nie było żadnego złotego środka. A może..? Victoria już zaczęła nad tym pracować. - Nie brzmi absurdalnie. Brzmi bardzo rzeczowo i odpowiedzialnie. Admiruję to. - Jego postawę, jego chęć spięcia samego siebie w zdrowe ramy, żeby powstał jakikolwiek damage control. Poza tym... przecież to wręcz podszeptywało obietnice dalszych spotkań.

- Haha... nie, nie rozważałem. - Skrył usta za zgiętymi palcami podczas śmiechu niczym zawstydzona niewiasta. Zawstydzony nie był. - Za to rozważałem zmienienie zawodu na śpiewaka operowego. - Co chyba nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę unikalność i skalę jego głosu. - To takie moje malutkie, nieśmiałe marzenie. Nikomu o tym nie mów. - Błysnął rozbawionymi oczyma w jego kierunku. - Skontaktuję ją z tobą. Nie wiem, na jakim jest etapie, nie rozmawialiśmy dokładnie o tym. Jeśli się zgodzi poproszę ją o bezpośrednie wysłanie wiadomości do ciebie. Może być dopiero na początku badań, a wtedy średnio chce się... zapeszać. - Czyli dawać komuś nadzieje wielką, kiedy nie było się wcale pewnym, jak wiele uda się osiągnąć. - Żyjemy w niezwykłym, magicznym świecie, więc... Lubię powiedzenie: sky is the limit. - A Victoria była naprawdę zdolna.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#16
05.07.2024, 22:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.07.2024, 23:17 przez Astaroth Yaxley.)  
Gdyby istniał przełącznik, taki super magiczny, dzięki któremu widzielibyśmy wszystko w superlatywach, w samych okazjach, a nie na sposób czarnowidzący... Ciekawe, jak wtedy ukształtowałby się świat, jakby to było być wiecznie szczęśliwym, przeć do przodu i się świetnie przy tym bawić? Brzmiało trochę jak moje dawne życie, więęęc... Gdzie to się zagubiło? Gdzie zapodziało? Czemu tak bardzo niszczyła mnie moja własna śmierć? Teoretycznie niewiele się zmieniło, oprócz tego, że moje serce zamarło i nie mogłem przebywać na słońcu. Czemu więc na to pozwalałem?
Może powinienem dążyć do odbudowania dawnego siebie? Drobny krok po kroku, bo, tak na dobrą sprawę, już poczułem się pewniej, kiedy Laurent przyjął do siebie moją prośbę. Wciąż uczyłem się funkcjonowania wśród żywych jako wampir, a potrzeby miałem niemałe, być może nieskończone, więc to było dla mnie naprawdę wiele, szczególnie kiedy miałem zawierać dłuższe znajomości, może nawet przyjaźnie? Nie chciałem ludziom wzdłuż i wszerz mówić o tym, co mnie spotkało, chwalić] się wampiryzmem, podkreślać, żeby na mnie uważali, ale mogłem dalej ograniczać znajomości i spotkania do tego grona, które było już tego świadome.
Pokiwałem głową z pełną zgodą. Cieszyłem się, że to aprobował. Jakaś nuta nadziei faktycznie we mnie wstąpiła, choć wciąż nie miałem pomysłu na siebie, ale kupię nowy dziennik i zacznę dalej. Obserwować i notować. Drobnymi krokami do przodu. Byłem taki zmotywowany na początku... Nie powinienem się poddawać.
Dziwne, że między mną a Laurentem zachodziło coś... Zachodziła zgoda, nawet nie zgoda, ale bardziej prywatna relacja. Coś na obraz przyjaźni? Poznawaliśmy swoje prawdziwe twarze, co było dołujące i ujmujące - przynajmniej z mojej strony, ale wychodziło z tego więcej dobrego niż złego. Chciałem w tej chwili w to wierzyć i najlepiej wierzyć w to na stałe, bo potrzebowałem więcej życia w życiu, a nie mroku.
- Nikomu nie powiem - powtórzyłem niemalże od razu na jego wyznanie. Nietypowe. Nie znałem nikogo, kto chciałby śpiewać w operze. Raczej nie moje klimaty, chociaż fanem śpiewu Prewetta stałem się już od pierwszego zaśpiewania, do czego niekoniecznie chciałem się przyznawać. Nawet przed samym sobą. Po prostu mnie ten śpiew prześladował, a nie chodził za mną wszędzie.
Trochę podciąłem sobie skrzydła informacją zasłyszaną od Laurenta, że jego znajoma była prawdopodobnie dopiero na początku badań. Zapewne potrwa to... dłużej niż moje opanowanie głodu.
- Skoro jest dopiero na początku, to może lepiej nie zawracać jej głowy - zasugerowałem, starając się przy tym brzmieć naturalnie. Faktycznie, niebo było limitem przy korzystaniu z magii, ale jednak... Byłem tylko człowiekiem, któremu się zmarło, no nie? Tego powinienem się trzymać.
- Dzięki za... to miłe spotkanie i... za to niesamowite przedstawienie. Marzyłem o tym, żeby poczuć promienie słońca, nawet nie wiesz jak bardzo... Dziękuję - odezwałem się zaraz, uśmiechając nawet lekko. Pewnie miałbym delikatnie załzawione oczy ze wzruszenia, gdybym mógł płakać, a tak mogłem przynajmniej zachować nieco godności. Widziałem dziś słońce! Oświetliło moją twarz. Będę miał o czym śnić, kiedy utnę sobie drzemkę, a teraz... Czas gonił, mimo że tego czasu było sporo. - Wybacz, ale mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia przed świtem - dodałem i stanąłem nieco niezręcznie. Cóż, ostatecznie skinąłem mu głową na pożegnanie. Nie byłem pewien, czy mój do widzenia, bo... czy się jeszcze spotkamy?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (5010), Astaroth Yaxley (4639)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa